- W empik go
Czarodziej z Łysej Góry. Opowieść o Bolesławie Książku - ebook
Czarodziej z Łysej Góry. Opowieść o Bolesławie Książku - ebook
Tytułowy czarodziej – Bolesław Książek – jeden z najwybitniejszych polskich ceramików, był już znanym i cenionym artystą, kiedy uwiedziony niespotykaną magią małej miejscowości koło Tarnowa porzucił Kraków i swoje dotychczasowe życie. Łysa Góra stała się jego domem, a tamtejszy zakład ceramiczny – zawodową obsesją. Poświęcał „Kamionce” niemal każdą chwilę, a swojej pracy nie ograniczał jedynie do powierzonych mu obowiązków dyrektora artystycznego: zajmował się również sprawami technicznymi, uczył, czasem można go było spotkać z kubłem farby i pędzlem czy nawet z miotłą. W ciągu niemal 20 lat spędzonych w Spółdzielni Pracy Rękodzieła Ludowego i Artystycznego wykonał ponad 1600 wzorów naczyń użytkowych i dekoracyjnych, rzeźb ceramicznych, płyt okładzinowych oraz ceramiki architektonicznej. W swoje projekty wkładał serce i duszę, a jego prace ciągle zachwycają poziomem artystycznym i kunsztem wykonania. Dziś, 26 lat po śmierci mistrza, można je oglądać w najważniejszych polskich muzeach, a także galeriach na całym świecie.
Bożena Kostuch, chcąc oddać tej wyjątkowej postaci należny hołd, dotarła do archiwalnych materiałów, rozmawiała z rodziną artysty i ludźmi związanymi z łysogórską „Kamionką”. Efektem jej wieloletniej pracy jest pierwsze tak szczegółowe opracowanie spuścizny mistrza.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66671-57-7 |
Rozmiar pliku: | 16 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od kiedy zacząć? Czy gdy jako sześcioletni brzdąc biegałem po wołyńskich zagajnikach? Czy też siedząc nad rzeczką Teterewem, słuchałem szumu stepów ukraińskich czy śpiewu słowików?
Wiem tyle tylko, że od kiedy sięgają wspomnienia, pojawia się jakaś tęsknota za pięknem. Pięknem bardzo szeroko pojętym... Marzenia – te były ciągle... Marzenia, by być albo malarzem, albo podróżnikiem...
Bolesław Książek urodził się 17 listopada 1911 w Romanowie na Wołyniu, jako syn Heleny z Kozłowskich (1891–1979) i Kazimierza (1887–1946). Ojciec był majstrem w hucie szkła, matka zajmowała się domem. Bolesław miał młodszego brata, Zygfryda (1914–1944), a kilkanaście lat później Książkom urodził się kolejny syn, Edward (1924–1993).
Z pierwszych lat życia przyszły artysta ceramik zachował pojedyncze wspomnienia, które spisał po latach. Wyłania się z nich sielskie dzieciństwo w pięknej okolicy, wśród pól, łąk i zagajników oraz przyjaznych ludzi, przerwane walkami wojsk Symona Petlury z Armią Czerwoną i koniecznością opuszczenia Wołynia. Książkowie mieszkali w kolonii hutniczej, położonej nieopodal leżącego za doliną Romanowa. Na tej dolinie rodzice chrzestni zgubili mnie w śniegu, jadąc do chrztu, tak niewiele by brakowało, a nie byłoby pamiętnika ani mojej ceramiki i tych innych pięknych wspomnień i marzeń. Na szczęście szybko się zorientowano i znaleziono mnie.
Pałac w Romanowie na rycinie z 1 połowy XIX wieku
Romanów położony jest na południowy zachód od Żytomierza. W XVIII i XIX wieku tamtejsze dobra należały do Ilińskich, a potem do Steckich, którzy po pożarze starego, olbrzymiego pałacu wzniesionego przez Józefa Augusta Ilińskiego zamieszkali w przebudowanych i połączonych ze sobą domach przeznaczonych niegdyś na kolegium jezuickie. We wspomnieniach Bolesława pojawiają się pałac romanowski i staw pełen raków, do którego wpadła jedna z koleżanek, tak że służba pałacowa musiała ją ratować, wizyty w miasteczku i zakupy z ojcem, odwiedziny u zaprzyjaźnionych, serdecznie ich podejmujących rodzin ukraińskich, a także spacery i zabawy, głównie z dziewczynkami. Chłopcy z chęciami do zabaw brutalnych i bójek wybitnie mi nie odpowiadali – pisze i dodaje, że nieraz brat Zygfryd, choć młodszy, musiał stawać w jego obronie. Przywołuje też pierwsze wspomnienia związane ze szkołą działającą przy kolonii hutniczej, w której oprócz m.in. języka polskiego uczono się rosyjskiego.
Ostatni okres pobytu na Wołyniu, w związku z toczącymi się na tym terenie walkami, był jednak dużo bardziej dramatyczny: Losy tych walk były bardzo zmienne, niejednokrotnie dopiero po przebudzeniu dowiadywano się, jakie wojska są w mieście – pisze Książek. – Na drodze poza doliną widzę też, jakby dziś, przejeżdżające oddziały Petlury, do których wojska bolszewickie strzelają z karabinów maszynowych umieszczonych na dachach domów kolonijnych. Pamiętam też szyte przez matkę czerwone sztandary, jakże dziś nie chce mama tego pamiętać (stała się bardzo religijną). Dodaje także, że z ówczesnych lat wbiły się bardzo w pamięć niedole Żydów, którzy niejednokrotnie chowani na Kolonii, po strychach chowali się przed wojskami Petlury. Wyczulenie na krzywdę i biedę będzie charakteryzować Książka do końca życia, zawsze będzie chętny do niesienia pomocy, do okazywania współczucia. Ten wątek często przewija się przez jego zapiski i wspomnienia.
≡ Już w czasie I wojny światowej na Ukrainie toczyły się walki o przyszłość tych ziem, których nie przerwało zakończenie globalnego konfliktu. Działacze ukraińscy marzyli o niezależności, bolszewicy zaś chcieli włączyć Ukrainę do państwa radzieckiego. Doszło do wojny domowej, panował chaos, Kijów przechodził z rąk do rąk. Rozwijała się zarówno propaganda komunistyczna, jak i nacjonalistyczna, prześladowano ludność polską, organizowano pogromy Żydów.
≡ SYMON PETLURA (1879–1926) – polityk, pisarz, od 1919 do 1926 roku naczelny dowódca wojsk Ukraińskiej Republiki Ludowej (od 1921 na uchodźstwie).
Kolejne wspomnienia, z 1921 roku, wiążą się z krótkim pobytem w Łodzi, gdzie ojciec dostał pracę w hucie szkła, a dziesięcioletni Bolesław chodził do szkoły. Nie czuł się tam dobrze, był przezywany „Rusinem” lub „Aprilem”, brakowało mu wiadomości, często uciekał z lekcji. W końcu, pilnowany przez rodziców, przeszedł do następnej klasy. Dla chłopca wychowanego wśród wołyńskich zagajników pobyt w mieście był jednak wyjątkowo trudny, Bolesław z radością przyjął więc kolejną przeprowadzkę.
Flotylla pińska, lata 20.
Jak notuje w innym fragmencie wspomnień, hutnicy szkła mieli często pracę jedynie przez pięć–siedem miesięcy w roku, stąd też brak stabilizacji, kłopoty materialne, konieczność przeprowadzek. W 1922 roku rodzina trafiła do Pińska. Tam raj dopiero, rzeki, lasy, łowienie ryb, zbieranie grzybów, ach, jaka atrakcyjna jazda łódką, marynarze – Pińsk jest portem rzecznym marynarki wojennej...
≡ PIŃSK – miasto położone na Polesiu, u ujścia Piny do Prypeci. Stacjonowała tu utworzona w 1919 roku flotylla rzeczna, wchodząca w skład marynarki wojennej. Do 1939 roku Pińsk należał do Polski, obecnie znajduje się w granicach Białorusi.
Także szkoła sprawiała Bolesławowi przyjemność, dopingowała do nauki, rozwijała zainteresowania książkami i teatrem: inna młodzież, bardziej swoja, i cudowne kierownictwo – pani Zawistowicz ze swymi córkami Jadzią i Janiną, także nauczycielkami, z których ta ostatnia była też drużynową harcerstwa i w której się wszyscy kochaliśmy. Tu naprawdę pokochałem książki, których było zawsze pod dostatkiem dla tych, którzy chcieli je czytać. Szkoła mieściła się w dawnym pałacu; po jednej stronie znajdowało się boisko, po drugiej piękny park z kasztanową aleją, do którego schodziło się z dużego tarasu. Klasa siódma była klasą wyjątkową, bo przed moim przybyciem szkoła była czteroklasowa, a wraz z moim przyjazdem zaczął się jej awans i od klasy piątej do siódmej byłem w gronie siedemnasto- i osiemnastoletnich dryblasów, dziewcząt było też kilka w moim wieku. Razem w tej klasie było nas 21 osób: 9 chłopców i 12 dziewcząt. Pamiętam aktualne w tejże klasie hasło: Poruszymy z posad ziemię.
≡ Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości główny nacisk położono na zwiększenie liczby szkół i objęcie nauką jak największego grona dzieci. Dekret z 7 lutego 1919 wprowadzał obowiązek szkolny, liczba uczących się stopniowo wzrastała. W latach dwudziestych szkoły powszechne różniły się organizacją, zależnie od liczby dzieci – regulowała to Ustawa o zakładaniu i utrzymaniu publicznych szkół powszechnych z 1922 roku. Szkoły czteroklasowe przypadały na 151 do 200 dzieci i zatrudniały czterech nauczycieli; w szkołach siedmioklasowych uczyło się ponad 300 uczniów i pracowało co najmniej siedmiu nauczycieli. W latach trzydziestych doszło do reformy szkolnictwa, nowe podstawy organizacyjne i programowe zawarte zostały w Ustawie o ustroju szkolnictwa z 1932 roku. W okresie międzywojennym nauka w szkole powszechnej trwała siedem lat.
To wtedy młody Książek nauczył się grać na trąbce, występował nawet w orkiestrze dętej zorganizowanej przez ojca, ponadto uczestniczył w zajęciach teatralnych, wykonywał dekoracje do spektakli i dekoracje trzeciomajowe, dużo malował... Nawet jeden obraz olejny malowany na workowym płótnie powstał też w tym okresie jako prezent dla dyrektorki szkoły. Nic dziwnego, że po latach artysta uznał: te trzy lata pobytu w Pińsku bardzo wpłynęły na ukształtowanie mojego ja. Książki, teatr, w którym brałem stały, czynny udział, orkiestra, życie w harcerstwie, czar poleskich rozlewisk, lasów, marzenia o podróżach, no i smętne pieśni poleskie sprawiły, że stałem się marzycielem, romantykiem, błądziłem myślami po świecie, byłem podróżnikiem, przyrodnikiem, artystą malarzem, ale myśli zawsze biegły do Krakowa, tej mekki polskiej sztuki, zwłaszcza że rysunki były zawsze moją dobrą stroną.
Maurycy Trębacz w 1932 roku
Ta idylla nie trwała jednak długo – po trzech latach spędzonych w Pińsku rodzina Książków znów znalazła się w Łodzi. Wymarzyłem sobie sztukę po wyjeździe ponownym do Łodzi, po ukończeniu siedmiu klas szkoły powszechnej i jednego roku szkoły rzemiosł niestety, marzenia tak łatwo się nie ziszczają. Bolesław co prawda zapisał się do szkoły malarskiej Maurycego Trębacza, ale po kilku miesiącach musiał zrezygnować z dalszej nauki, gdyż jej koszt okazał się zbyt duży. Rozpoczął naukę w gimnazjum wieczorowym, a w dzień pracował w hucie: Kto wie, czym jest huta szkła, ten łatwo wczuje się w psychikę chłopca 15-letniego, który od godziny 7 do 14 pracuje w hucie szkła i potem musi się jeszcze uczyć 6–7 godzin dziennie, by wracając o godzinie 23, rano znów wyruszyć do pracy.
≡ MAURYCY TRĘBACZ (1861–1941) – malarz i rysownik, uczył się w szkole Wojciecha Gersona, otrzymał też dwuletnie stypendium, dzięki któremu mógł studiować w Szkole Sztuk Pięknych w Krakowie (1880–1882), a następnie w Monachium. W 1918 roku zamieszkał w Łodzi, gdzie do 1939 prowadził prywatną szkołę rysunku i malarstwa.
≡ Książkowie pracowali w Łódzkiej Hucie Szklanej „Geha” SA, założonej jeszcze w XIX wieku. Produkowano w niej butelki, szklanki, a także szkło techniczne i laboratoryjne. Kazimierz Książek związany był z tą hutą już podczas pierwszego pobytu w Łodzi.
Książek pracował i uczył się w ten sposób przez dwa lata, po czym nastąpiła kolejna przeprowadzka, do Narewki. Przyjeżdżamy tam w jesieni, jest koniec września i ja jako siedemnastoletni młodzieniec po szarym i smutnym życiu w mieście, tak bardzo zaharowany, wpadam w objęcia wspaniałej, jesiennej przyrody. Puszcza Białowieska, wspaniałe piękno przyrody, dzikiej przyrody, lasów, rzeki, robi ze mnie skrytego, zamkniętego w sobie chłopca... Narewka to niewielka miejscowość położona na Podlasiu, blisko Białowieży; działała w niej huta szkła, w której produkowano butelki. Rozwój miejscowości nastąpił w XIX wieku wraz z osiedleniem się tam licznych Żydów, którzy uruchomili rozmaite zakłady i warsztaty, i po 1850 roku stanowili 80% mieszkańców. W Narewce żyli także Białorusini i Polacy, funkcjonowały synagoga, cerkiew prawosławna i kościół katolicki.
≡ Na skraju Puszczy Białowieskiej działały trzy huty szkła – w Gruszkach, Plancie i Narewce. Ta ostatnia istniała najdłużej, bo do 1939 roku. Zakład zbudowany z drewna na murowanej podmurówce wyróżniał się wysokim na 50 metrów kominem. Oprócz miejscowej ludności w hucie znaleźli zatrudnienie specjaliści z Grodna, Pińska czy Brzozówki, sprowadzono także kilku majstrów z Czech i Niemiec. Produkcję zdominowały butelki o charakterystycznej, błękitnej barwie, choć wykonywano także inne artykuły. Jak ustalił Sylweriusz Dworakowski, zakład kilka razy zmieniał właścicieli i dzierżawców: w latach dwudziestych miał należeć do Czernichowa i Grudzińskiego, potem dzierżawcami byli Lipski, Stolnicki i Kraśniański, w historii huty pojawiają się także nazwiska Szapiro i Sacharyn oraz Hackiel. Serdecznie dziękujemy pani Katarzynie Bielawskiej z Galerii im. Tamary Sołoniewicz w Narewce za udostępnienie nam artykułu pana Dworakowskiego Giszeft szkłem malowany opublikowanego w „Kurierze Porannym” z 14 września 2001.
Młodego Książka wciąż otaczały dziewczęta, szczególnie Żydówki, kilka z nich nawet podkochiwało się w smutnym, zawsze grzecznym chłopcu. Z nostalgią i lekkim rozbawieniem wspomina list miłosny pisany przez dwie Chajki, jedną ognistorudą, drugą czarną, wysoką. Bolesław mógł się podobać dziewczętom: był średniego wzrostu, drobnej budowy ciała, miał niebieskie oczy i ciemne włosy. Wkrótce zaczął grać w orkiestrze straży pożarnej, brał udział w organizowanych przez nauczycieli spektaklach teatralnych. Pracował w hucie, ale dorabiał, malując farbami olejnymi dekoracje dla miejscowego fotografa i obrazy na sprzedaż. W lecie pływał łódką, łowił, odbył nawet kilka większych wypraw na ryby, podczas których po raz kolejny zetknął się z gościnnością mieszkańców Białostocczyzny, którzy gdy się szło do studni napić wody, robili całe przyjęcie, i broń Boże zapłacić, to była gościna. Ludzie milczący, dziwni, śpiewający wieczorami smutne, tęskne pieśni. Nigdy później nie spotkałem podobnych czarów śpiewu. Zimową rozrywką były wieczorki taneczne przy patefonie i sanna (i co to za sanna, tylko tam można tak jeździć. Śnieg leży całe miesiące, ciągle go więcej, trójka koni, niziutkie, szerokie sanie i za 2 złote (zarabiam około 120 miesięcznie) można jechać kilkanaście kilometrów przykryty szubami). Jak sam pisze, cały czas czuł się jednak samotny i niezrozumiany, wciąż marzył o podróżach i posiadaniu prawdziwego przyjaciela. Z perspektywy czasu pisał: Lata 17–18–19 jakże smutne...
Na młodym Książku szczególnie duże wrażenie zrobił spektakl o niedoli ciemiężonego ludu, z którym przyjechał ukraiński Teatr im. Iwana Franki (pamiętam również, jak podczas trzeciego aktu aktorzy musieli uciekać tylnym wyjściem i oknem, przez rzekę do lasu, gdyż wyjścia były obstawione przez policję); długo o nim myślał, do końca życia pamiętał też muzyczny motyw przewodni. Jak wspomina, oczy otworzyły mu również rozmowy z żydowskimi znajomymi: Wtedy zaczęło mi coś świtać, że jednak nie wszystko jest w porządku że nie samo piękno tkwi w życiu, że jest i niesprawiedliwość. I dodaje: Zacząłem myśleć, dlaczego nie mogłem się uczyć, a musiałem pracować, abyśmy mogli żyć, dlaczego ojciec nie może mieć stałej pracy, tylko po kilka miesięcy w roku, nie może mieć wystarczającej dla nas wszystkich płacy. Tych kilka lat spędzonych w Narewce ugruntowało dominujące cechy charakteru młodego człowieka. Odtąd przez całe życie był już marzycielem i romantykiem, nie zabiegał o dobra doczesne, o pieniądze, nie bał się ciężkiej pracy i nowych wyzwań, stał się szczególnie wrażliwy na niesprawiedliwość i biedę, kochał przyrodę, sztukę, muzykę, podróże...
Wyprawa czarnomorska krakowskich harcerzy, 1934
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------