Czartoryscy czyli wieczna pogoń - ebook
Czartoryscy czyli wieczna pogoń - ebook
W pogoni za majątkiem, pozycją, koroną i… szczęściem!
Pogoń – nazwa herbu Czartoryskich, w trafny sposób oddaje historię tego prężnie działającego i wpływowego rodu. Autor książki – Witold Banach - podkreśla, że rodzina ta bardzo przemyślanie i konsekwentnie dążyła do zdobycia magnackiego prestiżu, przeprowadzenia reform państwa, a nawet zdobycia tronu.
„Czartoryscy, czyli wieczna pogoń” to pozycja, która w zaskakującym stylu ukazuje etapy ich drogi na polityczny szczyt, z uwzględnieniem wielu ważnych i przełomowych momentów, zarówno dla poszczególnych członków książęcej familii, jak i całej Rzeczpospolitej. Losy rodziny i kraju splatają się, tworząc wartką opowieść, pełną sukcesów i zwycięstw, ale także intryg i starć. Na zakończenie nie zabraknie historii o skomplikowanych losach kolekcji Czartoryskich oraz o muzealnej transakcji stulecia i związanych z nią kontrowersjach.
Witold Banach – pisarz i publicysta, dyrektor Muzeum Miasta Ostrowa Wielkopolskiego, autor wielu książek dotyczących historii tego miasta oraz „Radziwiłłów”.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67324-77-9 |
Rozmiar pliku: | 4,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
RÓD CZARTORYSKICH WYWODZI SIĘ od wielkiego księcia litewskiego Giedymina, założyciela dynastii Giedyminowiczów, dziada Jagiełły. Jego wnuk Konstanty był pierwszym księciem na Czartorysku, „starożytnej osadzie” wołyńskiej nad Styrem. Problem w tym, że w literaturze podaje się w wątpliwość, czy rzeczywiście ojcem Konstantego był książę Olgierd – następca Giedymina na wielkoksiążęcym tronie. Spór o Olgierda jako praojca rodu toczy się co najmniej od sformułowania Juliana Bartoszewicza, który w tomie 6 Encyklopedii powszechnej Samuela Orgelbranda z 1861 roku w pierwszym zdaniu napisał: „Rodowód ich bardzo niepewny”.
W literaturze lat międzywojennych polemizowano na temat tajemniczego Konstantego, którego syn Wasyl był już niekwestionowanym przodkiem kolejnych pokoleń Czartoryskich. Problem w tym, że część badaczy podała w wątpliwość, czy ów protoplasta Konstanty był synem Olgierda, czy jego bratem. W tym drugim przypadku byłby tylko bratem stryjecznym króla Władysława Jagiełły, a nie, jak chce większość, bratem przyrodnim.
U schyłku XX wieku Jan Tęgowski, który po wnikliwych badaniach na podstawie ułamkowych źródeł, pośrednich przesłanek, stanowiących iście detektywistyczną pracę, za protoplastę Czartoryskich uznał nie Olgierda, lecz Koriata, jego nieco młodszego brata. W 2013 roku ukazał się pod wieloma względami frapujący artykuł Andrzeja Michalskiego, który wraca do początku, a właściwie przywraca Czartoryskim „Olgierdowe ojcostwo”. Autor powołał się jednak na wypisy z latopisów ruskich, których pierwotne wersje zaginęły, ale do ustaleń Tęgowskiego w ogóle się nie odniósł.
Nieznana jest dokładna data śmierci Konstantego. Jan Tęgowski przyjął, że śmierć pierwszego pana na Czartorysku nastąpiła najpóźniej z końcem czerwca 1392 roku. Niezależnie od tego, czy był nim Konstanty Olgierdowicz, czy Konstanty Koriatowicz, tenże protoplasta miał dwóch potomków: Wasyla i Hleba.
Kontynuatorem linii kniaziów Czartoryskich został pierworodny Wasyl (Bazyli), będący już księciem na Czartorysku. Jego brat Hleb – prawdopodobnie bezpotomny – zginął w 1390 roku. Na podstawie zachowanych rachunków wiadomo, że Wasyl w 1393 roku przebywał na dworze króla Władysława Jagiełły. Dwaj władcy polscy, królowie Władysław Warneńczyk i Kazimierz Jagiellończyk, byli jego kuzynami w drugiej linii. Zmarł około 1416 roku, dochował się trzech synów: Iwana (Jana), Michała i Aleksandra, którzy służyli u jednego z najbardziej malowniczych i kontrowersyjnych książąt Wielkiego Księstwa Litewskiego, a w historii zapisali się bardzo mocnym akcentem...ROZDZIAŁ 1
ŚMIAŁE KSIĄŻĘTA RUSKIE ZABIŁY WIELKIEGO KSIĘCIA LITEWSKIEGO
PORTRET GWAŁTOWNIKA I PROTEKTORA CZARTORYSKICH
W Polsce Jagiellonów Pawła Jasienicy Czartoryscy wzmiankowani są tylko raz, co może poświadczać niewielką rolę, jaką ci potomkowie Giedymina odgrywali do końca panowania Zygmunta Augusta. Daleko im było do Gasztołdów, Kieżgajłów czy Radziwiłłów. Często natomiast w dziele Jasienicy pojawia się postać Świdrygiełły – zaciekłego rywala wielkiego księcia Litwy Witolda i wielokrotnego zdrajcy starszego brata Jagiełły. Długosz o nim napisał: „Opój, gwałtownik, działał, jakby postradał zmysły”. Świdrygiełło przybył w 1386 roku do Krakowa na ślub Jagiełły z Jadwigą i koronację, został wtedy ochrzczony i przyjął imię Bolesław. Uchodził za jedynego prawdziwie wierzącego katolika wśród swoich licznych braci, chociaż historiografowie rosyjscy i ukraińscy są przekonani, że był prawosławny. Miał przynajmniej jedną całkiem sympatyczną zaletę, był czyścioszkiem. Wystarał się nawet o dyspensę papieską na kąpiel w niedzielę!
Bolesławowi Świdrygielle trzeba poświęcić nieco uwagi, ponieważ był protektorem Czartoryskich, przez nadania przesądził usytuowanie ich pierwszego gniazda rodowego i niejako wyznaczył im kontrowersyjny debiut dziejowy. Nieprzystający do tego, z czego ród herbu Pogoń Litewska zasłynął później – łagodnego charakteru i troski o państwo.
*
W siedem lat po ochrzczeniu w Krakowie, w 1393 roku Świdrygiełło zadebiutował mocnym „wybrykiem”. Po śmierci matki, księżnej Julianny Twerskiej, zamordował namiestnika Jagiełły w Witebsku i w ten sposób upomniał się o spadek. Oburzony Jagiełło, aby poskromić brata, wysłał swoje oddziały, które odbiły ziemie zajęte przez buntownika i pojmanego Świdrygiełłę odesłały w kajdanach do Krakowa. Jagiełło pierwszy raz przebaczył zdradę młodszemu bratu.
W czerwcu 1394 roku Świdrygiełło ponownie zaczął knuć przeciwko Jagielle i Witoldowi, podejmując próbę sprzymierzenia się z Zygmuntem Luksemburskim i Krzyżakami, ale zakon wtedy negocjował z Witoldem przekazanie Żmudzi i nie zamierzał pomagać Świdrygielle. Jagiełło znów wybaczył niesfornemu braciszkowi i nawet go hojnie obdarował: Nowogrodem Siewierskim, Kołomyją, częścią wschodniego Podola i częścią dochodów z żup wielickich. Brat króla nie powinien się czuć pokrzywdzony, a jednak u progu XV wieku ponowił walkę o władzę.
W 1401 roku doszło do porozumienia regulującego stosunki polsko-litewskie, które do historii przeszło jako unia wileńsko-radomska. W myśl zawartego układu król Polski przekazał Witoldowi dożywotnio władzę wielkoksiążęcą nad Litwą i księstwami od niej zależnymi. Po śmierci wielkiego księcia Litwa – z drobnymi wyjątkami – miała wrócić do króla i Korony. W zamian Witold ponownie złożył hołd królowi oraz Koronie i przyrzekł wierność, wraz z nim bojarzy litewscy; w razie śmierci Witolda tron książęcy Litwy miał wrócić do króla. Rada koronna zobowiązała się wybrać nowego króla za zgodą i wiedzą Witolda i Litwinów. Przypieczętowano też sojusz polsko-litewski przeciwko wrogom zewnętrznym.
Dla Świdrygiełły podpisanie tych porozumień mogło na zawsze oznaczać utratę szansy na tron wileński, który według księcia był należną mu ojcowizną. Nie chciał swoją osobą firmować kolejnego aktu unii polsko-litewskiej wykluczającej jego aspiracje. Jego pieczęć dołączoną do aktu unii ponoć sfałszowano.
Najpoważniejszym aktem zdrady „wiecznego buntownika” było spiskowanie z zakonem w obliczu wielkiej wojny z lat 1409–1411. Na szczęście już na samym początku kampanii wojennej sprawne służby Witolda przejęły listy krzyżackie do Świdrygiełły. Witold chętnie od razu wymierzyłby sprawiedliwość, ale nie mógł tak uczynić z królewskim bratem. Jagiełło, mający wyraźną słabość do najmłodszego z Olgierdowiczów, ponownie ocalił głowę Świdrygiełły i zgodził się tylko na uwięzienie w zamku krzemienieckim, w którym nieustający pretendent do stolicy wileńskiej przesiedział aż dziewięć lat. Świdrygiełło nie zamierzał ustępować, bezwzględnie wykorzystał łagodność komendanta zamku Konrada z Falkenbergu. Ten, zamiast zachowywać czujność wobec wiecznie głodnego wielkoksiążęcej chwały buntownika, pozwalał Świdrygielle przyjmować gości, z których Daszko Fiodorowicz Ostrogski i Aleksander Nos podczas kolejnych „odwiedzin” 24 marca 1418 roku przyprowadzili pod zamek pięciuset zbrojnych. Przychylnego Świdrygielle komendanta i jego załogę wycięli w pień. Wieczny pretendent rozpoczął kolejną awanturę.
I tym razem jednak król obszedł się łagodnie z buntownikiem, znowu doszło do pojednania. „Skruszony” buntownik przyrzekł, że już nie dopuści się zdrady, nie będzie zbrojnie zagarniał żadnych ziem i zamków, zda się na to, co daruje mu Witold. Umowa zadziałała, po dziewięciu latach twierdzy przyszło dziewięć lat Świdrygiełły „odmienionego”. Nie sprawiał problemów, brał udział w wojennych wyprawach litewskich, dowodził, walczył, a nawet bywał doradcą króla.
Czy był szczerze skruszony? Nie, ponieważ nigdy nie wyrzekł się myśli o zdobyciu tronu wileńskiego, czyli – jak mówił – swojej ojcowizny.
*
22 stycznia 1429 roku w Łucku rozpoczął się zjazd kilkunastu monarchów, w którym najważniejszymi aktorami byli: król Władysław II Jagiełło, wielki książę litewski Witold; późniejszy cesarz, a wtedy król niemiecki, czeski i węgierski Zygmunt Luksemburski z żoną Barbarą i, jak się w dalszej części zjazdu okazało, biskup Zbigniew Oleśnicki.
Formalnie zjazd miał wypracować taktykę obrony przed Imperium Osmańskim. Imponujące liczbą uczestników spotkanie trwało trzynaście tygodni. Do Łucka przybyli królowie: Danii, Szwecji i Norwegii, wielcy mistrzowie zakonu krzyżackiego i kawalerów mieczowych, wielki książę moskiewski, plejada książąt z Mazowsza, Pomorza, Śląska, Tweru, trzech chanów tatarskich, hospodar wołoski, legat papieski, prymas Polski, metropolita kijowski, posłowie cesarza bizantyjskiego.
Luksemburczyk radykalnie zmienił punkt ciężkości obrad. Jako zięć Ludwika Węgierskiego miał osobiste powody niechęci do Jagiełły, to on liczył na tron krakowski. W odwecie myślał nawet o rozbiorze Polski przy współudziale zakonu, w sporach Korony z Krzyżakami nie był zbytnio łaskawym arbitrem, a w Łucku usiłował wbić klina między Polskę i Litwę. Zaproponował koronę dla księcia Witolda, na co panowie litewscy przystali z oczywistą aprobatą, a zaskoczony Jagiełło, mając na uwadze dobro relacji z Litwą, z początku zaaprobował intrygancki plan Luksemburczyka. Na szczęście gwałtownie zaprotestowali panowie polscy, którym przewodził biskup Oleśnicki. Biorąc pod uwagę cel zjazdu, jakim miała być obrona państw chrześcijańskich przed ekspansją Osmanów, użyli niezbitego argumentu: o koronie może decydować papież, a nie władca pretendujący do tronu cesarskiego. Jagiełło odetchnął, a Zygmunt przegrał kolejną intrygę przeciwko Królestwu Polskiemu. Jego „atak koronacyjny” został odparty.
Bacznie tym wydarzeniom przyglądał się Świdrygiełło, który czekał na kolejną dogodną sytuację. Wkrótce miała się nadarzyć. Witold nie miał męskiego potomka, a liczył już sobie około 75 lat. Świdrygiełło mógł upatrywać swojej szansy w bliskiej śmierci wielkiego księcia. I rzeczywiście, półtora roku po zakończeniu zjazdu łuckiego, 27 października 1430 roku, zmarł Witold, niedoszły król Litwy.
Pomimo wszystkich zaszłości Jagiełło wyznaczył Świdrygiełłę na wielkiego księcia litewskiego, licząc, że jego najmłodszy brat uzna bratanków (Władysława i Kazimierza) za swoich następców. Ponieważ tron wielkoksiążęcy w Litwie był dziedziczny, panowie polscy, pragnąc utrzymania unii polsko-litewskiej, będą w przyszłości zmuszeni wybrać jednego z synów Jagiełły na króla Polski. Nadzieje Jagiełły miały dwa słabe punkty: panów polskich (król swojej decyzji nie konsultował z Radą Królewską) i samego zainteresowanego Świdrygiełłę, który nie zamierzał przyjąć żadnych warunków. Co więcej, uwięził Jagiełłę podczas jego wizyty w Wilnie. Polacy wyruszyli na stolicę Litwy i uwolnili króla jeszcze przed Bożym Narodzeniem 1430 roku. Dwa miesiące później Rada Królewska zgodziła się uznać Świdrygiełłę pod warunkiem potwierdzenia podległości Koronie i przekazania jej Podola i Wołynia. To z kolei nie godziło się z polityką Jagiełły, który nie chciał aneksji Litwy, choćby dla zachowania możliwości dziedziczenia tronu przez jego synów. Świdrygiełło nie zamierzał przyjmować żadnych warunków, ani króla, ani jego rady. Miał własny plan: uniezależnienie Litwy, ożenek i założenie własnej dynastii.
Świdrygiełło zaczął organizować sprzymierzeńców: Zygmunta Luksemburskiego, Tatarów, hospodara Mołdawii, ruskich książąt z rodu Ruryka. Nazajutrz po podpisaniu w dniu 19 czerwca 1431 roku sojuszu z Krzyżakami wysłał list do brata „z dobrą radą”, aby z nim żyć w przyjaźni, i jakby tego było mało, uwięził posła królewskiego. Jagiełło, chociaż wielokrotnie wykazywał wielkoduszność wobec brata, nie mógł dopuścić do zerwania unii.
24 czerwca król wydał rozkaz ataku, rozpoczynając tzw. wojnę łucką. Polacy ograniczyli się do zajęcia zamków na Wołyniu uważanych za dożywotnie uposażenie Witolda, które po jego śmierci powinno wrócić do Korony. Jagiełło łudził się, że do powstrzymania szaleństwa młodszego brata wystarczy zbrojna demonstracja, i wbrew zapałowi panów koronnych opóźniał tempo marszu wojsk polskich.
Polacy mieli przewagę, ale nie doprowadzili do zdecydowanego rozstrzygnięcia, nie zdobyli zamku w Łucku. Podpisywano zawieszenia broni, po czym je zrywano, a następnie Świdrygiełło wracał do negocjacji. Po obu stronach było pragnienie zawarcia porozumienia, Jagiełło nie chciał tej wojny, a poparcie bojarów litewskich i ruskich dla Świdrygiełły nie było wcale powszechne. W końcu król wystawił dokument rozejmowy z datą 26 sierpnia 1431 roku. Otrzymali go pełnomocnicy litewscy, którzy wraz z dwoma polskimi przedstawicielami udali się do obozu Świdrygiełły. Walki nadal trwały, Polacy jeszcze raz podjęli próbę zdobycia zamku w Łucku przy pomocy „Proka”, machiny oblężniczej, która ciskała ogromne kamienie i... padlinę końską. Świdrygiełło swój dokument rozejmowy wystawił 1 września w Czartorysku, chociaż Krzyżacy zgodnie ze swoimi zobowiązaniami od 17 sierpnia prowadzili działania przeciwko Koronie, atakując jednocześnie Wielkopolskę, ziemię dobrzyńską i Kujawy. Czyżby Świdrygiełło o tym nie wiedział? Historycy mają z tym problem. Dziewiętnastowieczny historyk ukraiński Mychajło Hruszewski uznał, że jeżeli nawet Świdrygiełło nie wiedział o ataku, to godząc się na rozejm, „dowiódł, iż był imbecylem o niewielkich talentach militarnych lub politycznych”. Impulsywność jego oceny nie bez poczucia humoru skomentował współczesny brytyjski historyk Robert Frost:
Wojna łucka pokazała bowiem, jak kruchym poparciem cieszył się Świdrygiełło. Nie palono się specjalnie do tej wojny, co świadczy, że emocje wśród piętnastowiecznych bojarów litewskich lub ruskich nie były tak silne jak u historyków nacjonalistycznych z XIX i XX wieku.
Przeciwnie, tym razem Świdrygiełło zachował się całkiem racjonalnie. Obronił swoją niezależność i właściwie upokorzył Królestwo Polskie, którego przecież ostatecznie nie mógł pokonać. Został uznany przez Koronę jako wielki książę litewski, ale wkrótce i tak znalazł się w kłopotach. Nie doceniał przywiązania Litwinów do Jagiełły i rozbieżności interesów z Rusinami. Po krótkim czasie pokoju doszło do wojny domowej na Litwie.
Powiązani z Witoldem panowie litewscy w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1432 roku dokonali zamachu pałacowego i wielkim księciem obwołali Zygmunta Kiejstutowicza, brata Witolda. Wysłali poselstwo z prośbą o zatwierdzenie tego wyboru przez polskiego monarchę. Już 30 września w Lublinie król podpisał pełnomocnictwa dla swoich posłów upoważnionych „do zawarcia układów z Litwą o jej stosunek do Polski i do nadania Zygmuntowi księciu litewskiemu władzy wielkoksiążęcej”. Nowy władca Litwy aprobował polskie warunki. Jagiełło zachował władzę zwierzchnią nad Litwą, Zygmunt Kiejstutowicz przyjął tytuł wielkiego księcia i został władcą całości ziem Wielkiego Księstwa, a po jego śmierci Litwa miała wrócić do Jagiełły lub jego synów. Doświadczenia ze Świdrygiełłą, który liczył na poparcie panów ruskich, przyczyniły się do nadania im tych samych praw, jakie miała szlachta katolicka. Nadal jednak trwała wojna domowa ze Świdrygiełłą, który kontrolował znaczne obszary. Jagiełło zmarł 1 czerwca 1434 roku, nie doczekawszy poskromienia wiecznie jątrzącego brata. Dopiero 1 września następnego roku wojska polskie zadały Świdrygielle sromotną klęskę w bitwie pod Wiłkomierzem zwanej przez Jasienicę „Grunwaldem w pomniejszeniu”.
Starły się tam dwie armie, które wolno nazywać koalicyjnymi. Zygmunta Kiejstutowicza wspierał Jakub z Kobylan na czele dwunastu tysięcy jazdy polskiej, po stronie Świdrygiełły stali Tatarzy oraz siły krzyżackie z Inflant, dowodzone przez tamtejszego mistrza von Kerskorfa.
Poległo wielu wybitnych stronników litewskiego księcia, w tym mistrz inflancki Franko von Kerskorff, co dopełnia analogię z Grunwaldem. Wcześniej od sojuszu ze Świdrygiełłą odstąpili sprzymierzeni z nim hospodarowie mołdawscy. Po przegranej również krzyżaccy sojusznicy zrezygnowali z dalszego popierania Świdrygiełły i podpisali w Brześciu Kujawskim odrębny pokój. Świdrygiełło schronił się w Połocku, a później ruszył na Wołyń, który tak skutecznie obronił kilka lat wcześniej. Stracił poparcie bojarów ruskich, od 30 września 1432 roku obdarowanych wspomnianymi wyżej przywilejami i przyjęciem do polskich herbów.
KREW NA RĘKACH CZARTORYSKICH W LITEWSKIEJ GRZE O TRON
Stefan Maria Kuczyński – polski historyk, mediewista, znawca epoki Władysława Jagiełły i biograf protoplasty rodu Czartoryskich Wasyla i jego synów – przyjmuje, że wszyscy trzej brali udział w bitwie pod Wiłkomierzem, chociaż różnicuje prawdopodobieństwo uczestnictwa każdego z nich. Aleksander brał udział w bitwie „prawdopodobnie”; Iwan – „najprawdopodobniej”, natomiast Michał „brał wszakże niewątpliwie udział w bitwie nad rzeką Świętą”. Wiadomo, że po bitwie towarzyszyli Świdrygielle, który jeszcze przez dwa lata stawiał opór. Dopiero w sierpniu 1437 roku nieustępliwy buntownik pogodził się ze swoją klęską i we wrześniu we Lwowie złożył przysięgę wierności Zbigniewowi Oleśnickiemu, pełniącemu wtedy obowiązki władcy Korony, ponieważ król Władysław III miał wówczas dopiero 13 lat. Wieczny buntownik dobiegał siedemdziesiątki (urodził się między 1370 a 1376 rokiem), miał prawo być zmęczonym, według Kolankowskiego udał się na Wołoszczyznę, gdzie na wygnaniu... pasał owce. Wydawało się, że to koniec jego walki.
Czartoryscy też, zdaje się, pogodzili z klęską swojego protektora i odnajdują się w nowych rolach: Aleksander w 1440 roku piastuje urząd koniuszego na dworze Zygmunta Kiejstutowicza, który pokonał Świdrygiełłę; Michał związuje swój los z królem Władysławem III, który trafił do historii jako Warneńczyk.
Zygmunt Kiejstutowicz w odróżnieniu od Witolda i Świdrygiełły miał męskiego potomka, Michała, i własne ambicje dynastyczne. Podobnie jak poprzednik, zmontował antypolską koalicję z Krzyżakami i Albrechtem Habsburgiem. Nie zdawał sobie sprawy, że w Litwie jego postępowanie spotka się z oporem. W konsekwencji stracił władzę wielkoksiążęcą w drodze zamachu pałacowego, więc w taki sam sposób, jak ją odebrał Świdrygielle, z tą różnicą, że Jagiełło ocalił życie bratu, a Kiejstutowicz został zamordowany. Przyczyną zamachu były nie tylko aspiracje Zygmunta, lecz i okrucieństwo wobec litewskich poddanych:
Wskazywano więc na uwięzienie czterech braci Wolimuntowiczów i stracenie dwóch z nich: Jawnuty i Rumbolda w 1432 r.; ścięcie posłów Świdrygiełły, własnych posłów, którzy wrócili z misji do Świdrygiełły, i posłów witebskich i połockich w 1437 r.; rozkaz utopienia Zygmunta Rotha pojmanego pod Wiłkomierzem i pozbawienie życia ciężko rannego Zygmunta Korybutowicza; prześladowanie jeńców zakonnych wziętych do niewoli pod Wiłkomierzem i przetrzymywanych w Zygmuntowym więzieniu; więzienie książąt litewskich powiązane z konfiskatą mienia (Jerzy Lingwenowicz, Olelko Włodzimierzowicz z żoną i dziećmi, liczni kniaziowie więzieni po bitwie pod Oszmianą.
Dodajmy uczciwie: Zygmunt specjalnie nie wyróżniał się w swojej epoce i w ogóle jest raczej demonizowany. Jego oponent Świdrygiełło też nie był krynicą łagodności. Według cytowanego Nikodema polityka zewnętrzna (rozluźnianie unii polsko-litewskiej) Zygmunta Kiejstutowicza nie jest również oczywistą przyczyną zamachu. Jakie zatem były główne motywy i kto stał za morderstwem? Najbardziej zainteresowanym był Świdrygiełło „pasający owce na Wołoszczyźnie”. Iwan i Aleksander Czartoryscy należeli do jego wiernych stronników i dokonali spektakularnego zamachu na wielkiego księcia litewskiego...
Główne sprawstwo mordu Zygmunta Kiejstutowicza Długosz przypisuje Iwanowi Czartoryskiemu. Jak na chrześcijan spiskowcy wybrali dzień szczególny, w Niedzielę Palmową 20 marca 1440 roku pod przewodnictwem Iwana dostali się do komnat wielkiego księcia litewskiego. Służba Zygmunta wraz z jego synem Michałem uczestniczyła we mszy świętej odprawianej w kaplicy zamkowej, książę natomiast przebywał w tym czasie w komnacie sypialnej, do której wdarli się zamachowcy i sztyletami zadali Zygmuntowi kilkanaście ciosów. Podobnie mówią źródła inflanckie, jednak zdaniem Kuczyńskiego bliższe wypadkom były latopisy ruskie, a one wskazują na Aleksandra i bojara Skoblejkę, koniuszego na dworze Zygmunta Kiejstutowicza, jako bezpośrednich sprawców mordu. Zabójstwu towarzyszyło opanowanie zamku w Trokach. Przekupiony przez Iwana Czartoryskiego, Skoblejko wpuścił do Troków trzysta (!?) wozów z sianem, z ukrytymi wewnątrz sześciuset ludźmi.
Ponoć Zygmunt Kiejstutowicz trzymał oswojonego niedźwiedzia, który wracając ze „spaceru”, drapał drzwi i wtedy mu otwierano. Czartoryski wiedział o tym „rytuale” i sam zaczął drapać drzwi od komnat księcia. Gdy mu otwarto, zamachowcy wtargnęli do pomieszczeń wielkiego księcia Litwy. Pokojowiec Zygmunta został obezwładniony przez Iwana i wyrzucony przez okno. Zdradziecki Skoblejko jako pierwszy ugodził księcia Zygmunta, Iwan Czartoryski zajął się eliminowaniem pokojowca, w tym czasie Aleksander zadał ofierze zamachu śmiertelny cios, dlatego jako jedyny z braci zbiegł za granicę.
Istnieją obszerne dowody na to, że Zygmunt miał antypatyczny i psychotyczny charakter, co sugeruje, że spiskowcy mieli powody obawiać się o swoje życie, jego zabójstwo sprowokowały pogłoski o tym, że zamierzał urządzić rzeź przeciwników w czasie Wielkanocy.
Udział, a właściwie przewodnictwo Czartoryskich w zamordowaniu Zygmunta Kiejstutowicza mogłoby wskazywać, że był to ostatni atak Świdrygiełły w jego zmaganiach o odzyskanie władzy w Wielkim Księstwie Litewskim. Jednak zdaniem historyków sytuacja wcale nie była jednoznaczna, ponieważ wśród zamachowców byli ludzie wcześniej powiązani z Witoldem i szukający osobistej zemsty, jak ród Wolimuntowiczów na czele z Kieżgajłą, którego braci zamordowano z polecenia Zygmunta.
O tym, który z braci Czartoryskich był bezpośrednim uczestnikiem, ma świadczyć ich zachowanie po dokonanym morderstwie. Bezpośredni wykonawca Aleksander uciekł za granicę i zaangażował się w zwalczanie kniazia moskiewskiego Wasyla II. Iwan został w zamku trockim. Poddał się dopiero, gdy Kazimierz Jagiellończyk zapewnił mu bezpieczeństwo. Musiał oddać wszystkie łupy i tylko dzięki wstawiennictwu panów polskich zachował życie. Dostał glejt bezpieczeństwa, co przyczyniło się do uspokojenia sytuacji w Litwie właściwej i zakończenia wojny domowej trwającej do 1443 roku.
Działo się to w czasie, gdy Królestwo Polskie było niejako zawieszone w dwóch uniach, ponieważ w 1440 roku, po śmierci Albrechta Habsburga w roku poprzednim, rozstrzygała się kwestia następstwa tronu węgierskiego. Część szlachty madziarskiej opowiedziała się za koronacją syna Albrechta, zwanego Pogrobowcem, część wolała przedstawiciela Jagiellonów, co dawało większą rękojmię obrony przed niebezpieczeństwem tureckim.
Latem 1440 roku Władysław III, który przeszedł do historii jako Warneńczyk, opuścił Polskę i wyruszył na Węgry. Koronacja odbyła się 17 lipca w katedrze w Székesfehérvár (Białogród Królewski – historyczna stolica Węgier). Król przyjął imię Władysław I (I. Ulászló). W otoczeniu nowego władcy był Michał, trzeci z braci, który nie uczestniczył w zamachu. To on pracuje na odzyskanie dobrego imienia Czartoryskich, prawdopodobnie towarzyszy królowi aż do klęski pod Warną, później wraca do Świdrygiełły i zostaje jego marszałkiem dworu.
Wieczny buntownik nie próbował już podejmować żadnych działań, złożył przysięgę wierności królowi Władysławowi. Przeżył swoich życiowych rywali: Witolda i Zygmunta Kiejstutowicza, który odebrał mu Wielkie Księstwo Litewskie w zamachu pałacowym, i własnego brata – króla Władysława Jagiełłę, który tyle razy okazywał mu łaskę. Wieloletnia walka o tron nie przyniosła efektów, ale i tak skończył nie najgorzej.
Wyciągnął wnioski, gdy pasał owce na mołdawskim wygnaniu, i ostatecznie otrzymał za to nagrodę: na początku 1442 roku Czartoryscy oraz inni czołowi Rusini zaprosili go, żeby został namiestnikiem Łucka. Z kolei Kazimierz nadał mu księstwo dzielnicowe obejmujące dwie z trzech części Wołynia.
Świdrygiełło zmarł w Łucku w 1452 roku.
CZARTORYSKIEGO RZĄDY W PSKOWIE I NOWOGRODZIE
Spośród trzech braci Czartoryskich „od Świdrygiełły” najmniej wiemy o Iwanie, który pozostał u boku Świdrygiełły do końca jego życia, świadkował na jego dokumentach wystawionych we Lwowie (1441) i Grodzisku (1442), zawsze na czołowych miejscach, co może tylko potwierdzać duże zaufanie, jakim cieszył się u protektora Czartoryskich. Iwanowi udało się uniknąć zemsty księcia Michała Zygmuntowicza, który miał powody, by odegrać się za śmierć ojca i odzyskać dla siebie mitrę książęcą. Następca Warneńczyka, król Kazimierz Jagiellończyk, wysłał Iwana na Zadnieprze Siewierskie i obdarował go połową miasta i Księstwa Trubeckiego. Wysłanie Czartoryskiego na rubieże Wielkiego Księstwa Litewskiego miało go uchronić przed zasięgiem Michała Zygmuntowicza, a królowi zyskać pewnego człowieka na niepewnym pograniczu z Moskwą. Książę Iwan Czartoryski zmarł bezpotomnie, około 1460 roku, prawdopodobnie w Trubecku.
Najbardziej obciążony zabójstwem Zygmunta, Aleksander Czartoryski, uciekł na Ruś Zaleską, czyli aż na wschód od Moskwy. Tam brał udział w walce Jerzego Dymitrowicza i jego synów: Wasyla Kosookiego i Dymitra Szemiaki, przeciwko wielkiemu księciu moskiewskiemu, który trafił do historii jako Wasyl II Ślepy. W 1442 roku Czartoryski uczestniczył w zagonie na Moskwę, przerwanym negocjacjami. Po wznowieniu walk Szemiaka na krótko w 1446 roku przejął moskiewski tron, a jego zwolennicy oślepili Wasyla. Mimo okaleczenia Wasyl w następnym roku odzyskał Wielkie Księstwo Moskiewskie.
Wtedy książę Aleksander Czartoryski nie był już wrogiem Wasyla, lecz jego protegowanym i z jego mianowania 25 sierpnia 1443 roku został gubernatorem Pskowa. Od jesieni 1443 do 1445 roku ze zmiennym szczęściem toczył walki z zakonem krzyżackim, a później ze Szwedami. Po czterech latach awansował na namiestnika znaczniejszego ośrodka, jakim był Nowogród. I znowu musiał toczyć boje z Krzyżakami i Szwedami, pośredniczył również w pokojowych rozmowach z Pskowem, który pod jego nieobecność dążył do wyzwolenia się spod moskiewskiej „opieki”. W Nowogrodzie książę Aleksander Czartoryski namiestnikował ponad dziesięć lat, ale musiał być dobrze wspominany w Pskowie, skoro w lipcu 1456 roku został poproszony o powrót, gdy jego następca kniaź Grebionka porzucił namiestnikostwo pskowskie.
Liczna delegacja bojarów przekonała Czartoryskiego do ponownego objęcia rządów, co nastąpiło w lipcu 1458 roku. Podczas drugich rządów pskowskich książę Aleksander wsławił się dotkliwym najazdem odwetowym przeciwko Krzyżakom z okolic Narwy po spaleniu przez nich cerkwi w Ozolicy wraz z dziewięcioma poddanymi Czartoryskiego. Namiestnik Pskowa wrócił z licznymi jeńcami, zagarniętym bydłem i obfitymi łupami. Czartoryski zdobył sobie duży autorytet i miał wpływ na próby zachowania niezależności od Moskwy owych średniowiecznych republik. To nie mogło spodobać się Wasylowi. W styczniu 1461 roku władca Moskwy wraz z dworem udał się do Nowogrodu. Wtedy delegacja pskowian, pragnąca udobruchać wielkiego księcia moskiewskiego, prosiła o pozostawienie Aleksandra. Wasyl, zaniepokojony ambitnymi rządami Czartoryskiego, chciał mieć nad nim kontrolę, którą wyraził w słowach: będzie dla was kniaź, a dla mnie namiestnik. Pomimo nalegań pskowian Czartoryski nie złożył Wasylowi przysięgi i 10 lutego 1461 roku na zawsze opuścił Psków.
Trudno jednoznacznie określić, co skłoniło Aleksandra do tego kroku. Być może powodem powrotu z trwającego ponad dwadzieścia lat wygnania stało się zaproszenie od króla Kazimierza Jagiellończyka i nadanie mu włości czernihowskiej na Zadnieprzu (co było szczególnym znakiem królewskiego zaufania). W następnych latach książę otrzymał mocą nadania królewskiego dobra Łohojsk na Białej Rusi oraz Hanewicze na Litwie. Było to coś więcej niż zwykłe nadanie, bowiem Łohojsk był stolicą powiatu.
– wyjaśnia Andrzej Michalski.
Stefan Kuczyński zwrócił uwagę na bardziej wzniosłą motywację księcia Aleksandra Czartoryskiego, który, w odróżnieniu od innych Gedyminowiczów, po namiestnikowaniu w Pskowie i Nowogrodzie Wielkim nie został w Wielkim Księstwie Moskiewskim, lecz wrócił ma Litwę.
Był człowiekiem zdecydowanym, twardym, a jednocześnie nietracącym orientacji ani szczęścia w zawikłanych sytuacjach. Jego gra z Kiejstutowiczem, później zaś z Dymitrem Szemiaką i Wasylem potwierdzają sąd powyższy. Ale był też patriotą litewskim i umiał, jak się wydaje, cenić swe pochodzenie.
Aleksander Wasylewicz był żonaty z księżną Marią, córką Dymitra Szemiaki, która zmarła w lutym 1456 w Nowogrodzie. Przeżył swoją małżonkę o ponad dwadzieścia lat, przypuszcza się, że zmarł po 1477 roku. Mieli córkę i trzech synów, z których tylko najmłodszy Semen nieco zaznaczył się w historii, ale wraz z jego śmiercią w 1524 roku wygasła tzw. gałąź łohojska.
MICHAŁ, KONTYNUATOR RODU, I JEGO NIEPEWNY KLEWAŃ
Aleksander robił namiestniczą karierę u bram Moskwy, Iwan był przybocznym Świdrygiełły do końca jego dni, ale kontynuację rodu zapewnił Michał Wasylewicz, najmłodszy z „braci od Świdrygiełły”. Pozyskał zaufanie króla i dzięki temu uzyskał kluczowy dla dalszych dziejów Czartoryskich certyfikat. W zbiorach Biblioteki Czartoryskich znajduje się przywilej wydany 14 czerwca 1442 roku w Budzie, w którym Władysław, król węgierski i polski, wymienia z imienia wszystkich trzech braci „książąt na Czartorysku”, uznaje ich „braćmi, swoimi krewnymi” i daje im prawo wieczystego używania ich książęcej pieczęci wyobrażającej siedzącego na koniu męża z obnażonym mieczem w dłoni, jakiej „od ojca i dziada używali”. W ten sposób król nie tylko potwierdził pochodzenie Czartoryskich, ale też przywrócił do łask Iwana i Aleksandra, którzy byli bezpośrednio zaangażowani w zamordowanie Zygmunta Kiejstutowicza.
Za dokumentem potwierdzającym pochodzenie Czartoryskich szły nadania, których król zdążył dokonać na rzecz księcia Michała jeszcze przed katastrofalną wyprawą pod Warnę. Były zapewne dowodem wiernej służby u boku władcy. Książę Michał otrzymał dobra Nowice pod Haliczem. Najmłodszy z braci Czartoryskich był blisko króla aż do klęski warneńskiej, później wrócił „pod skrzydła Świdrygiełły” jako jego marszałek dworu.
Dawny buntownik, teraz pan Wołynia, szczodrze obdarował kniazia Michała. W dowód „znamiennych usług i niechybionej nigdy wierności” Świdrygiełło nadał Czartoryskiemu między innymi Klewań nad rzeką Stubłą, dopływem Horynia, gdzie mieścił się monastyr św. Mikołaja. W chwili pozyskania Klewań był pozbawiony budowli obronnej, przypuszcza się, że mogło się tam wtedy znajdować się jedynie ziemne grodzisko. W czasach księcia Michała rozpoczęto budowę potężnego zamku, który miał pełnić funkcję obronną i rezydencjonalną. Wznoszenie budowli trwało wiele lat, kontynuował je syn Michała, Teodor (Fiodor), a kiedy zamek był bliski ukończenia, mury stały już pod dachem, wzniesiono dwie narożne baszty, zaczęło się osiedlać miasto, okazało się, że... Czartoryscy nową siedzibę rodową budują... nie na swoim terenie. O Klewań upomnieli się Radziwiłłowie z pobliskiej Ołyki.
Dowody Radziwiłła były prawe i jasne, i rzeczywiście nadanie Świdrygiełły zapewniało tylko monastyr na uroczysku Klewaniu stojący, pod nazwą, którego Czartoryski i przylegle horodyszcze i ziemię opodal leżącą mieć rozumiał. Spór zakończył się dopiero w 1555 r.
Dlatego książę Fiodor zaczął budowę „zastępczej” siedziby Czartoryskich w Bielowie. Nie dożył zakończenia sporu z Radziwiłłami i dopiero jego syn, książę Jan (Iwan), doprowadził do ugody. Dokonano wtedy wymiany niektórych terytoriów i dopłacono Radziwiłłom tysiąc złotych. Odtąd Klewań stał się rodową rezydencją Czartoryskich, w której przebywali prawie do końca XVII wieku. Żyjący do dzisiaj przedstawiciele domu Czartoryskich są potomkami linii klewańskiej.
RZEŹ W BRACŁAWIU, CZYLI JAK PRZEZ CZARTORYSKIEGO UTRACILIŚMY WPŁYWY NA KRYMIE
Iwan i Aleksander Czartoryscy przeszli do historii jako zabójcy wielkiego księcia litewskiego Zygmunta Kiejstutowicza, ich młodszy brat Michał zapisał się chyba mocniejszym „akcentem” z donioślejszymi konsekwencjami międzynarodowymi. Został królewskim namiestnikiem w Bracławiu na południowych rubieżach unii polsko-litewskiej, gdzie – paradoksalnie – przeprowadził brzemienną w skutkach akcję przeciwko wojskom Korony. U źródła pogromu, jaki książę Michał zgotował Polakom, były wydarzenia nad Morzem Czarnym.
W XIII wieku wielkie portowe miasto na Krymie Kaffa (obecnie Teodozja), wtedy jedno z najludniejszych miast europejskich, stało się potężnym ośrodkiem handlu. Na obszarze metropolii w ekumenicznej harmonii funkcjonowało: 40 kościołów łacińskich, kilkanaście cerkwi prawosławnych i ormiańskich oraz meczet. Kaffę zabezpieczała linia murów obronnych z 34 wieżami, 24 barbakanami i pięcioma bramami. Dopóki funkcjonowanie miasta uzależnione było od zgody chanów tatarskich, handel swobodnie się rozwijał i rosło bogactwo mieszkańców czarnomorskiej metropolii. Gdy Imperium Osmańskie opanowało większość Bałkanów i w 1453 roku zajęło Konstantynopol, nad Kaffą zawisło śmiertelne niebezpieczeństwo. Mieszkańcy miasta uznali, że jedyną realną chrześcijańską siłą, która może im przyjść z pomocą, jest Królestwo Polskie. W 1462 roku delegaci z Kaffy przybyli do Krakowa, prosząc króla o protektorat, a Kazimierz Jagiellończyk wyraził zgodę. Państwo polsko-litewskie było u szczytu ekspansji terytorialnej i mogło się wydawać, że tureckie niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Wsparcie tytularne musiało być jednak potwierdzone realną siłą. Z Korony wysłano oddział najemników, którzy mieli wzmocnić obronę Kaffy. Po opuszczeniu granic Królestwa Polskiego najprostsza droga – już w obrębie Wielkiego Księstwa Litewskiego – wiodła przez Bracław, w którym namiestnikował książę Michał Czartoryski. I doszło do incydentu, który w konsekwencji być może zmienił bieg historii nad Morzem Czarnym.
Niechcący przez swawolę w zwadzie, zbrojni zabili jednego mieszczanina w Bracławiu. Wybuchła szalona wściekłość przeciwko nim, uderzono na gwałt, żołnierstwo ze strachu zapaliło miasto, żeby odwrócić uwagę, a samo uciekało, czym prędzej. Gnał ich książę z Bracławianami i cztery razy odparty z niemałą klęską; jednak, gdy mu ciągle na pomoc ludzi przybywało z okolicznych wsi, a do tego obytych z wojną, bo się nieraz ścierali z Tatarami, książę kłodami i chrustami kazał zawalić rzekę Boh, przez którą uciekający mieli się przeprawiać i tak zewsząd ich opasał; wycięto ich, co do nogi, z 500-ciuset, pięciu zostało. Łupu zdobycznego na 30 000 szacowanego zostawili, który się dostał zwycięzcom.
Czy aż tak gwałtowna reakcja Czartoryskiego była tylko odwetem, czy reakcją na ekspansję polityczną Korony na kierunku „zastrzeżonym” dotąd dla Wielkiego Księstwa Litewskiego? Nie rozstrzygając tego dylematu, zauważmy, że wycięcie w pień polskiej odsieczy dla Kaffy jakoś nie sprawiło, że wypadł z łask królewskich. A przecież zdaniem autora biogramu Michała Wasylewicza Czartoryskiego: „W pewnej mierze przyczynił się dzięki temu do późniejszego upadku Kaffy, podbitej przez Turcję, i do zmiany polityki tatarskiej wobec państw jagiellońskich, która inaczej by wyglądała, gdyby w Kaffie na Krymie stała polska załoga”.
Dla Michaela Morysa-Twarowskiego, autora książki Polskie Imperium. Wszystkie kraje podbite przez Rzeczpospolitą, był to jeszcze jeden przykład na zaprzepaszczenie polskich możliwości politycznych w czasach niemal imperialnej świetności unii polsko-litewskiej. Akcja Czartoryskiego nie przeszła bez echa w Koronie i wzbudziła obawy, czy nie jest próbą zmiany dotychczasowego statusu terytorialnego w ramach unii. „W Polszcze gruchnęło, że Litwini orężem chcą odbierać Podole, co nie małą nabawił trwogą” – pisał Łukasz Gołębiowski. Michał Czartoryski nie miał dobrej „prasy” wśród naszych kronikarzy. Długosz zarzucał mu niedołęstwo, brak współpracy z polskimi wojskami, a może nawet zmowę z Tatarami podczas najazdu chana Ajdara w 1474 roku. Z równie ostrą krytyką wystąpił w swojej Kronice Marcin Bielski. A jednak przez kolejne lata Czartoryski sprawował namiestnictwo w Bracławiu, rehabilitując się nieco w 1478 roku. Odparł wtedy ataki czambułów tatarskich na zamek, chociaż miasto zostało spalone, a część kraju spustoszona. Namiestnikostwo bracławskie trzymał do ostatnich swoich dni.
Ponieważ w 1489 roku namiestnikiem w Bracławiu był już książę Andrzej Aleksandrowicz Sanguszkiewicz, przyjmuje się, że pierwszy właściciel Klewania zmarł w roku poprzednim. Żonaty z Marią, córką starosty łuckiego Niemira Rezanowicza (zmarła około 1504 roku), miał trójkę dzieci: Andrzeja (zmarł prawdopodobnie kilka miesięcy wcześniej niż jego ojciec), wspomnianego już wcześniej Fedora (po śmierci matki stał się spadkobiercą rodu) i Hannę, żonę kniazia Iwana Jurewicza Dubrowickiego.
Wieloletnia służba Czartoryskich u Świdrygiełły, ich udział w zamachu na Zygmunta Kiejstutowicza, epizod związany z Kaffą, podejrzenia Długosza i Bielskiego potwierdzają, że Czartoryscy byli jeszcze wtedy kniaziami ruskimi w sensie wyznaniowym, a lojalność wobec Wielkiego Księstwa Litewskiego stawiali ponad Królestwo Polskie. Musiało upłynąć aż półtora wieku, zanim ród Czartoryskich stał się polski politycznie i duchowo.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------