- W empik go
Czaruś, mały uciekinier - ebook
Czaruś, mały uciekinier - ebook
Zosia często widuje starszego pana wyprowadzającego na spacer labradora Czarusia. Dziewczynka od dawna marzy właśnie o takim szczeniaku! Energiczny, żywiołowy Czaruś uwielbia długie spacery, często wychodzi do ogrodu i ucieka, chociaż wie, że nie powinien. Pewnego dnia Zosia widzi Czarusia na ulicy bez właściciela. Myśli, że szczenię znowu uciekło, ale tym razem to coś zupełnie innego... W domu u pana Nowaka, stało się coś złego, ale jak szczeniak ma o tym powiadomić Zosię?
Wszystkich fanów książek Holly Webb i miłośników czworonogów zapraszamy na stronę:
Świetna zabawa dla wirtualnych opiekunów, forum i wiele konkursów!
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-265-0169-2 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dla Phoebe
Czytaj inne książki Holly Webb:
Zagubiona w śniegu
W poszukiwaniu domu
Wróć, Alfiku!
Gdzie jest Rudek?
Kto pokocha Psotkę?
Mgiełka, porzucona kotka
Figa tęskni za domem
Mały Rubi w tarapatach
Kora jest samotna
Rozdział pierwszy
– Zaczekajcie na mnie! – zawołała Zosia za swoimi braćmi bliźniakami. Pedałowała najszybciej, jak umiała, ale byli od niej znacznie więksi, a na urodziny w zeszłym miesiącu dostali nowe, duże rowery górskie. Nie miała szans ich dogonić, o ile trochę nie zwolnią.
– Tomek! Michał! Zaczekajcie na mnie! Proszę!
Tomek i Michał zatoczyli koło, popędzili z powrotem w jej stronę, po czym zahamowali, wzbijając chmurę pyłu.
– Szybciej, Zosiu! Na pewno umiesz pedałować chociaż trochę szybciej – zwrócił się do niej ze śmiechem Michał.
– Oj, to nie w porządku, ona ma krótkie nóżki – Tomek uśmiechnął się do niej, a ona wykrzywiła się z niezadowoleniem.
– Możemy chwilę odpocząć? – poprosiła. – Chcę popatrzeć na psy, a to najlepsze miejsce na ścieżce rowerowej. Zobaczę, czy jakieś znajome pieski wyszły dziś na spacer.
– Nie mam nic przeciwko temu – zgodził się Tomek.
Michał przewrócił oczami.
– Ale tylko chwilę! Uwielbiasz psy i potrafisz je obserwować godzinami, Zosiu! – powiedział do niej z uśmiechem.
Przetoczyli rowery poza alejkę, po czym usiedli na ławce. Cała trójka patrzyła na łąkę, pełną psów pod opieką właścicieli. Było to bez wątpienia najlepsze miejsce na obserwację. Z niewielkiego pagórka rozciągał się widok na całą łąkę.
– Zobacz, Zosiu, jest ten rudy se-ter, którego tak lubisz – Michał wskazał psa, o ciemnej, rudawej sierści, połyskującej w promieniach słońca, który bawił się na jednej z alejek.
Dziewczynka zachichotała, patrząc, jak biega w kółko i aportuje patyki. Jego pan próbował nakłonić go do aportowania piłki, ale wielki pies w ogóle na to nie zważał.
Tomek westchnął rozmarzony.
– Gdybym miał psa, wytresowałbym go o wiele lepiej. Biedaczek nie wie, co ma robić.
– Myślę, że nie tak łatwo wytresować psa – stwierdziła Zosia.
– Pewnie, że nie – przyznał Tomek. – Dlatego jest tak wiele źle wychowanych psów. Ludzie nie zawracają sobie głowy właściwą tresurą i pozwalają im robić, co chcą, bo to łatwiejsze niż praca nad właściwym zachowaniem.
– Dobrze, wybieraj! Gdybyś mogła mieć każdego psa, jakiego zechcesz, jakiego byś wybrała? – zapytał Michał. – Mama i tata mówią, że pewnego dnia pozwolą nam mieć psa. Tata nie powiedział od razu „nie”, kiedy ostatnim razem o to spytałem.
Tomek gwizdnął przez zęby.
– Na pewno nie małego i hałaśliwego. Chciałbym psa, którego można zabierać na długie spacery. Może dalmatyńczyka.
– Mmm…, dla mnie mógłby być dalmatyńczyk. Albo golden retriever – myślał głośno Michał. – Czy nie cudownie byłoby wziąć teraz psa, tuż przed wakacjami? Mielibyśmy dużo wolnego czasu na bardzo długie spacery.
Tomek skinął głową.
– Nie licz na zbyt wiele. Jakiego psa ty byś chciała, Zosiu?
Dziewczynka patrzyła z powrotem na alejkę, którą przyjechali.
– Labradora. Ale czekoladowego, takiego jak Czaruś. Zdaje się, że to właśnie on. Ojej…
– Co znowu zrobił? – spytał Tomek.
Zosia zakryła dłonią usta, by stłumić chichot, gdy brązowe szczenię labradora zatańczyło wokół swojego właściciela, oplątując go smyczą.
– Ojć – mruknął Tomek, a Michał zeskoczył z ławki, by zobaczyć, co się dzieje.
– Auuu, to na pewno bolało. Myślicie, że powinniśmy podejść i pomóc?
Czaruś stał na ścieżce i zdezorientowany patrzył w dół na swojego pana. Zdawało się, że mówi: „Co ty robisz na ziemi?”. Mężczyzna z ponurą miną odplątał smycz ze swoich kostek i zaczął wydobywać się z krzaka jeżyn.
Zosia zerknęła na braci.
– Pewnie powinniśmy, ale właściciel Czarka to taki zrzęda i ponurak, że może na nas nakrzyczeć.
– Nazywa się pan Nowak – powiedział jej Tomek. – Słyszałem, jak rozmawiał z sąsiadem, kiedy przedwczoraj przechodziliśmy obok jego domu.
Michał skinął głową.
– Myślę, że Zosia ma rację, on pewnie liczy, że nikt go nie widział. Lepiej patrzmy w inną stronę, kiedy będzie obok nas przechodził.
Trójka dzieci spoglądała niewinnie w kierunku strumyka za łąką, udając, że nie widziały, jak Czaruś przewraca pana Nowaka.
– Dzień dobry! – odezwał się uprzejmie Michał, gdy starszy mężczyzna przeszedł obok, próbując prowadzić Czarusia przy nodze. Pan Nowak mieszkał przy następnej ulicy za Ziębami, a ich ogródki sąsiadowały z sobą, więc często go widywali. Mama zawsze mówi mu „dzień dobry”, kiedy się mijają.
– Mhm – mruknął pan Nowak i poszedł dalej.
– Widzicie? Co za zrzęda! – szepnęła Zosia, gdy się oddalił.
– Tak, ale ja też bym zrzędził, gdybym właśnie wpadł w krzak jeżyn – zauważył Tomek.
W każdym razie Czaruś docenił ich pozdrowienie. Odwrócił się i zaszczekał przyjaźnie, gdy pan Nowak gnał go naprzód. Lubił te dzieci. Zawsze uśmiechały się na jego widok, a raz dziewczynka grzecznie spytała, czy może go pogłaskać. Pan Nowak pozwolił, a ona powiedziała, że Czaruś jest śliczny, i jeszcze podrapała go za uchem.
– Chodź, Czarusiu – mruknął pan Nowak, a szczeniak westchnął. Znowu był na niego zły. Pies nie chciał go przewrócić. Na łące było mnóstwo ciekawych zapachów i nie mógł nic poradzić na to, że pachniało po obu stronach alejki. Musiał sprawdzić wszystkie zapachy, a smycz sama zaplątała się o nogi pana. To tylko dowodziło, że smycz to zły pomysł. Zdecydowanie wolał biegać bez niej. Zwłaszcza gdy w pobliżu były wiewiórki.
Doszli teraz na skraj parku i musiała tam być wiewiórka. Czaruś podniósł wzrok i zaszczekał z nadzieją.
– Nie, nie spuszczę cię ze smyczy, nieposłuszny psiaku – powiedział zdecydowanym głosem pan Nowak, ale jednocześnie poklepał go czule po głowie i Czaruś wiedział, że już się na niego nie gniewa. – Nie, bo pomkniesz daleko, zanim cię dogonię. Przykro mi, psinko, musimy wracać do domu. Moje nogi już nie są takie, jak kiedyś, zwłaszcza po tym, jak wciągnięto mnie w jeżyny. Chodź, idziemy do domu.
Czaruś zaskamlał ze smutkiem. Rozumiał niektóre słowa, między innymi „dom”. Do domu, tak szybko? Miał poczucie, że ten spacer w ogóle nie był długi. Pragnął wielu spacerów, najlepiej całodniowych, a do tego tylko paru przerw na krótkie drzemki i obfite posiłki. Tak by było najlepiej.
– Zobacz, mamo, Czaruś jest w swoim ogródku – Zosia szturchnęła mamę w ramię, gdy przechodziły obok domu pana Nowaka. Wakacje już się zaczęły, była piękna pogoda, więc szły się ochłodzić na basen. – Ciągle drapie w ogrodzenie, jakby chciał wyjść.
Robił tak wczoraj, kiedy szłam się pożegnać z Renatą. Słyszałam też, jak szczekał, kiedy byłam w ogródku.
Mama zatrzymała się i z namysłem popatrzyła na Czarka.
– Widziałaś ostatnio pana Nowaka? – spytała córki. – Bo ja nie, a zwykle spotykam go w sklepie na porannych zakupach.
Zosia pokręciła głową.
– Nie… od tamtego dnia w parku, parę tygodni temu, kiedy Czaruś go przewrócił… Na pewno nie widziałam go od zakończenia roku szkolnego, a to już cały tydzień.
Westchnęła. Minął tylko tydzień wakacji. Powinna z radością czekać na kolejne tygodnie bez lekcji, ale wczoraj, jej najlepsza przyjaciółka, Renata, wyjechała na Mazury, by całe wakacje spędzić u rodziny. Zosia nie wyobrażała sobie, co będzie robiła przez całe lato, skoro nie będzie mogła bawić się z koleżanką. Miała już dosyć towarzystwa Michała i Tomka. Nie dość że, jako starsi bracia uważali, że mogą jej rozkazywać, to jeszcze nie mogła bawić się z nimi w swoje ulubione zabawy. Nie chcieli też, żeby młodsza siostra wszędzie z nimi chodziła. Obiecały sobie z Renatą, że pozostaną w kontakcie telefonicznym i będą sobie wysyłać mnóstwo zabawnych pocztówek i e-maili. Ale to nie to samo, co przyjaciółka mieszkająca tuż za rogiem.
Czaruś podniósł wzrok na Zosię i zaszczekał z nadzieją. „Spacer? Proszę?” – skamlał. Poznawał dziewczynkę, która często do niego mówiła, gdy przechodziła obok. Szczeniak słyszał ją też czasem w ogródku. Zosia miała miły głos i zawsze wydawała się bardzo przyjazna.
– Biedny Czaruś, wydaje się bardzo smutny – stwierdziła Zosia, żałując, że nie może go pogłaskać. Wiedziała, że Czaruś jest grzeczny, ale obiecała mamie, że nigdy nie będzie głaskała psów bez pytania właściciela o pozwolenie.
– Jeśli się nad tym zastanowię, właściwie widziałam pana Nowaka w zeszłym tygodniu w supermarkecie. Chodził o lasce – przypomniała sobie mama. – Kto wie, może nie jest w stanie wyprowadzać Czarka na spacer i dlatego piesek tak drapie w płot. Chce się wydostać.
– Przykro mi, Czarusiu, idziemy popływać, inaczej chętnie wzięłybyśmy cię na spacer. O, zobacz, na pewno rozumie, co mówimy, oklapły mu uszy i nie merda już ogonem – zauważyła Zosia, machając na pożegnanie.