Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Czas zabójców. Toksyczna polityka Putina przeciw demokracji - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 listopada 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Czas zabójców. Toksyczna polityka Putina przeciw demokracji - ebook

Historia dojścia i pozostawania przy władzy Putina na tle aktualnych wydarzeń, takich jak choćby wojna w Czeczenii. Autorzy porównują „oficjalną” biografię Putina z tą mniej oficjalną – spisaną na podstawie zeznań m.in. biologicznej matki Putina, która rzekomo dostała zakaz mówienia o tym, przedstawiają powiązania polityka z korporacjami i dużymi pieniędzmi oraz wszechobecną korupcję. Książka ujawnia także mechanizmy fałszowania wyborów, również do władz lokalnych, a nawet sylwetki „przyjaciół” Putina. Ostatni, tytułowy rozdział przywołuje przypadki niewyjaśnionych śmierci już od czasów Lenina.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8074-459-2
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZEDMOWA DO NOWEGO WYDANIA

Przed­mowa do nowego wyda­nia

Dwa­dzie­ścia lat
walki z demo­kra­cją
jej wła­sną bro­nią

Wła­di­mir Putin po raz pierw­szy poja­wił się na Kremlu 9 sierp­nia 1999 roku, by objąć obo­wiązki pre­miera Fede­ra­cji Rosyj­skiej. Na sta­no­wi­sko wyniósł go ówcze­sny pre­zy­dent Borys Jel­cyn, któ­rego pozy­cja już wtedy zaczy­nała się chwiać. Nie­całe osiem mie­sięcy póź­niej, 26 marca 2000 roku, Putin w legal­nych wybo­rach pre­zy­denc­kich został obrany głową pań­stwa. Dzień ten roz­po­czął ponad dwie dekady jego nie­kwe­stio­no­wa­nego przy­wódz­twa. Spró­bujmy przyj­rzeć się róż­nym aspek­tom zmian, jakie zaszły w Rosji w tym dłu­gim okre­sie.

W czerwcu 2007 roku moskiew­skie miesz­ka­nie współ­au­tora tej książki Wła­di­mira Pri­by­łow­skiego zostało prze­szu­kane przez agen­tów Fede­ral­nej Służby Bez­pie­czeń­stwa. Pano­wie z FSB skon­fi­sko­wali wszyst­kie kom­pu­tery i nośniki danych, a na nich także pierw­szą wer­sję tej książki. Nie­spełna rok dzie­lił wów­czas Rosję od kolej­nych wybo­rów pre­zy­denc­kich zapla­no­wa­nych na 7 maja 2008 roku. Putina miał zastą­pić Mie­dwie­diew i Kreml nie życzył sobie żad­nych nie­spo­dzia­nek.

Pri­by­łow­ski był znany w Rosji jako jeden z pierw­szych dzia­ła­czy pie­re­strojki, sumienny kro­ni­karz korup­cyj­nych skan­dali, kry­tyk Putina, a także – w 1995 roku – kan­dy­dat do Dumy z ramie­nia Par­tii Miło­śni­ków Piwa. Nie­stety, histo­ria jego spo­tkań z bez­pieką nie koń­czy się na tej jed­nej szy­ka­nie. Dzie­więć lat póź­niej Wła­di­mir zmarł samot­nie w swoim miesz­ka­niu. Miał pięć­dzie­siąt dzie­więć lat. Przy­czyna jego nagłej śmierci pozo­staje nie­znana.

Roz­pa­try­wany w ode­rwa­niu od kon­tek­stu przed­wcze­sny zgon Pri­by­łow­skiego mógłby się wyda­wać natu­ralny. Ale jego data – 13 stycz­nia – nie wygląda już na przy­pad­kową. Tydzień póź­niej sir Robert Owen opu­bli­ko­wał raport z trwa­ją­cego dekadę śledz­twa w spra­wie śmierci Alek­san­dra Litwi­nienki, o którą obwi­nił Putina. Litwi­nienko zmarł w nocy z 23 na 24 listo­pada 2006 roku w wyniku zatru­cia polo­nem-210. Nie­zbyt dobrze znany na Zacho­dzie przed tą datą, w Rosji cie­szył się sławą nie mniej­szą niż Pri­by­łow­ski jako nie­ustę­pliwy kry­tyk Wła­di­mira Putina. Napi­sa­li­śmy razem książkę _Wysa­dzić Rosję¹_, w któ­rej ujaw­ni­li­śmy, w jaki spo­sób FSB zor­ga­ni­zo­wała w tajem­nicy serię zama­chów bom­bo­wych na budynki miesz­kalne w Moskwie (działo się to we wrze­śniu 1999 roku). Czasy i bez tego były nie­spo­kojne, ale FSB zabiła ponad trzy­stu nie­win­nych ludzi, aby wykre­ować fał­szywy obraz Rosji jako celu bez­pre­ce­den­so­wego ataku isla­mi­stów. Po _Archi­pe­lagu GUŁag_ Soł­że­ni­cyna książka _Wysa­dzić Rosję_ była pierw­szą ofi­cjal­nie zaka­zaną przez wła­dze Kremla.

Zgony Pri­by­łow­skiego i Litwi­nienki, ujmu­jące niczym klamra ponad dekadę tej samej pre­zy­den­tury, ilu­strują zara­zem tytuł naszej książki. W prze­ci­wień­stwie do demo­kra­tycz­nych przy­wód­ców świata Putin zawsze był gotów pójść krok dalej i dla roz­wią­za­nia kło­po­tli­wych kwe­stii posłu­żyć się mor­dem. Jak to ujął Sta­lin: „Śmierć gasi wszyst­kie kon­flikty. Nie ma czło­wieka, nie ma pro­blemu”. Ter­ror sze­rzony przez Sta­lina zapew­nił mu wła­dzę na trzy­dzie­ści lat. Gdy ta książka tra­fiła do druku, Putin był dopiero w dwóch trze­cich tej drogi.

Jako histo­rycy (Pri­by­łow­ski stu­dio­wał histo­rię w sowiec­kiej Rosji, ja w USA po _aliji_ umoż­li­wio­nej przez pie­re­strojkę) przed­sta­wiamy doj­ście Putina do wła­dzy w kon­tek­ście dzie­jów Rosji. Zama­chy na demo­kra­cję – tajne lub poprze­dzone sfa­bry­ko­wa­nymi zaj­ściami – mają w tym kraju długą tra­dy­cję. Tajną poli­cję okre­ślaną póź­niej skró­tem Czeka (od _Czre­zwy­czaj­naja komis­sija_) powo­łano już 7 grud­nia 1917 roku dla wyple­nie­nia z tere­nów sowiec­kiej Rosji wszyst­kich „ele­men­tów kontr­re­wo­lu­cyj­nych”. Lenin jako pierw­szy wyko­rzy­stał moż­li­wo­ści tej orga­ni­za­cji do zabójstw na zle­ce­nie i sze­rze­nia stra­chu, by umoc­nić się na pozy­cji nie­kwe­stio­no­wa­nego wodza.

Jego następ­ców cecho­wał wszakże daleko posu­nięty brak zaufa­nia do taj­nych służb i ich sekret­nych poczy­nań. Z wyjąt­kiem Jurija Andro­powa żaden były cze­ki­sta nie został sekre­ta­rzem gene­ral­nym rzą­dzą­cej par­tii. Lecz Andro­pow (za rzą­dów Leonida Breż­niewa szef KGB, jed­nego z kolej­nych spad­ko­bier­ców Czeki) nie utrzy­mał się długo na sta­no­wi­sku, a wpływ taj­nej poli­cji na sys­tem poli­tyczny Związku Radziec­kiego prędko osłabł. Para­dok­sal­nie to wła­śnie Gor­ba­czo­wow­ska pie­re­strojka stwo­rzyła wyma­rzoną szansę dla cze­ki­stów. Dopro­wa­dziła do polu­zo­wa­nia kagańca nało­żo­nego taj­nym służ­bom przez dawny par­tyjny beton. Nie­spraw­dzone jesz­cze mecha­ni­zmy demo­kra­cji były chwiejne i nie­wy­dolne, a to, że były nowe, dało cze­ki­stom szansę doj­ścia do celu, który przez pra­wie sto lat im się wymy­kał – zdo­by­cia peł­nej wła­dzy w Rosji.

Bez­pieka, dziś dla odmiany nazwana FSB, w końcu ten cel osią­gnęła, w cza­sie pre­zy­den­tury Putina nisz­cząc wszel­kie zaczątki rosyj­skiej demo­kra­cji. Pierw­sze dwie próby prze­ję­cia wła­dzy pre­zy­denc­kiej – w roku 1991 (pucz sierp­niowy) i w marcu 1996 (spi­sek Alek­san­dra Kor­ża­kowa, szefa służb spe­cjal­nych za Jel­cyna) – spa­liły na panewce. Lecz cze­ki­ści wycią­gnęli nauczkę z popeł­nio­nych błę­dów i rady­kal­nie zre­wi­do­wali tak­tykę. Uświa­do­mili sobie, że zamiast wpro­wa­dzać zmiany siłą, lepiej posłu­żyć się mie­sza­niną oszu­stwa i opor­tu­ni­zmu, two­rząc za ich pomocą pozorną legi­ty­ma­cję nowej wła­dzy. Podob­nie jak w ZSRR na począ­tek wystar­czyło prze­chwy­cić tylko jedno sta­no­wi­sko – fotel pre­zy­denta Fede­ra­cji Rosyj­skiej.

W sierp­niu 1999 poja­wiła się wyśmie­nita spo­sob­ność. Pre­zy­dent Borys Jel­cyn, osła­biony kry­zy­sem w Cze­cze­nii i pod­upa­dły na zdro­wiu, zaczął się roz­glą­dać za następcą. Pod­su­nięto mu trzech kan­dy­da­tów, wszyst­kich z taj­nych służb. Wybór padł na Wła­di­mira Putina, któ­rego naj­więk­szym atu­tem był brak sil­nych powią­zań z ówcze­sną rosyj­ską wier­chuszką. W KGB dosłu­żył się led­wie stop­nia pod­puł­kow­nika, a u steru FSB stał dopiero od roku. Wcze­śniej pra­co­wał w admi­ni­stra­cji pre­zy­denta jako zastępca jej szefa.

Kiedy Jel­cyn wyniósł Putina na sta­no­wi­sko pre­miera, plan FSB mógł wkro­czyć w następną fazę. Na początku wrze­śnia 1999 roku tajne służby prze­pro­wa­dziły sze­reg ata­ków bom­bo­wych na budynki miesz­kalne, opi­sa­nych przeze mnie i Litwi­nienkę. Zręcz­nie sfa­bry­ko­wane ślady wio­dły do cze­czeń­skich sepa­ra­ty­stów. To dało Krem­lowi pre­tekst do roz­po­czę­cia poka­zo­wej akcji zbroj­nej w zbun­to­wa­nej repu­blice – pre­tekst rów­nie wątły jak ten do inwa­zji na Irak po 11 wrze­śnia, żadne nici bowiem nie łączyły ata­ków z cze­czeń­skim rzą­dem. Ale i taki impuls wystar­czył. Cze­cze­nię zamiesz­kują głów­nie muzuł­mań­scy sun­nici, któ­rzy w Rosji sta­no­wią mar­gi­nalną mniej­szość. Nie­wielki kraj Fede­ra­cji, wyma­rzony do roli kozła ofiar­nego, stał się syno­ni­mem kło­po­tów – tak samo jak nazwi­sko Sad­dama Husajna dla obser­wa­to­rów z Zachodu. 2 lutego 2000 roku, nie­mal w przed­dzień wybo­rów pre­zy­denc­kich, w któ­rych Putin był głów­nym kan­dy­da­tem, woj­ska rosyj­skie zajęły Gro­zny, sto­licę Cze­cze­nii, dając pokaz siły.

Inter­wen­cja woj­skowa stała się osnową prze­ko­nu­ją­cej legendy, którą można było nakar­mić wybor­ców. Wła­di­mir Putin wystę­po­wał w niej jako czło­wiek silny, zdo­bywca – a pół­tora mie­siąca przed ter­mi­nem wybo­rów taki obraz jest wiele wart. W isto­cie cze­ki­ści mieli już wygraną w gar­ści: ostat­niego dnia roku 1999 Jel­cyn zrzekł się urzędu przed ter­mi­nem, a jego obo­wiązki prze­jął pre­mier Putin, mia­no­wany kilka mie­sięcy wcze­śniej. W marcu 2000 roku ogło­szono go zwy­cięzcą w ofi­cjal­nych wybo­rach pre­zy­denc­kich. Zdo­był nie­wiele ponad 50% gło­sów, co – zwa­żyw­szy na jego rze­komą popu­lar­ność – było nader skrom­nym suk­ce­sem, ale, jak opi­szemy dalej, nawet ten mierny wynik sta­no­wił rezul­tat mani­pu­la­cji, ręcz­nego ste­ro­wa­nia i róż­nych fał­szerstw, które miały stwo­rzyć ilu­zję demo­kra­tycz­nego umo­co­wa­nia jego wła­dzy.

Co naj­waż­niej­sze, Putin pod­po­rząd­ko­wał Krem­lowi logi­styczne aspekty pro­cesu wybor­czego, two­rząc z nie­za­leż­nego mecha­ni­zmu demo­kra­cji funk­cję w cało­ści kon­tro­lo­waną przez rząd. Cho­dziło tylko o to, by nadać mu pozór mocy praw­nej. Krnąbrna dotąd Duma, która w ciągu dzie­wię­ciu lat pre­zy­den­tury Jel­cyna bez­u­stan­nie gro­ziła mu impe­ach­men­tem, teraz ponow­nie, jak za wła­dzy radziec­kiej, stała się maszynką do zatwier­dza­nia decy­zji zapa­da­ją­cych wyżej. Putin prze­pro­wa­dził to chyba skru­pu­lat­niej, niż zro­biłby to Pri­ma­kow lub Stie­pa­szyn; jego nie­na­wiść do demo­kra­cji była głę­biej zako­rze­niona. Putin znacz­nie bar­dziej ucier­piał na upadku Związku Radziec­kiego i wię­cej mógł zyskać na sko­rum­po­wa­niu demo­kra­cji niż któ­ry­kol­wiek z jego kontr­kan­dy­da­tów wywo­dzą­cych się z krem­low­skiej elity cza­sów sowiec­kich.

Pora była dla niego dogodna. Pierw­sze dwie kaden­cje przy­pa­dły na okres bez­pre­ce­den­so­wego wzro­stu cen surow­ców natu­ral­nych, który prze­ło­żył się na zwięk­sze­nie zamoż­no­ści w całym kraju. Dawny par­tyjny beton na pierw­szym miej­scu sta­wiał ide­olo­gię. Cze­ki­stów znacz­nie bar­dziej obcho­dził wła­sny inte­res. Nie­szcze­gól­nie zale­żało im na powro­cie do komu­ni­zmu, a dzięki Puti­nowi gospo­darka ryn­kowa kwi­tła. Ludzie taj­nych służb pra­gnęli jedy­nie mono­po­li­stycz­nej kon­troli nad zaso­bami, finan­sami i gospo­darką Rosji, z któ­rych mogli czer­pać oso­bi­ste zyski.

Kiedy Putin dła­wił demo­kra­cję, usta­no­wił nowy kodeks postę­po­wa­nia, któ­rego wszy­scy pierw­szo­li­gowi gra­cze – nowa rosyj­ska elita – musieli się nauczyć i prze­strze­gać. Reguły były pro­ste. Kto­kol­wiek ośmie­liłby się kon­ku­ro­wać z Krem­lem o wła­dzę poli­tyczną, ska­zany był na finan­sową ruinę, wię­zie­nie, a w razie koniecz­no­ści skry­to­bój­czą śmierć. Ci wszakże, któ­rzy chcieli się tylko wzbo­ga­cić, byli z cza­sem dopusz­czani do udzia­łów w nowym porządku – kor­po­ra­cji, w któ­rej Putin był zara­zem sze­fem rady nad­zor­czej i arbi­trem ostat­niej instan­cji, utrzy­mu­ją­cym w ryzach kształ­tu­jące się w danej chwili grupy inte­re­sów. Pozy­cja i war­tość udzia­łów poszcze­gól­nych człon­ków kor­po­ra­cji zali­czały się do naj­pil­niej strze­żo­nych tajem­nic rządu.

Waga for­mal­nej legi­ty­ma­cji wła­dzy pre­zy­denc­kiej uczy­niła z dru­giej kaden­cji Putina inte­re­su­jący test warun­ków skraj­nych dla cze­ki­stow­skiej klep­to­kra­cji. Zgod­nie z kon­sty­tu­cją Fede­ra­cji Rosyj­skiej nie mógł on spra­wo­wać wła­dzy w trze­ciej kolej­nej kaden­cji. Jaka­kol­wiek próba zakwe­stio­no­wa­nia lub zła­ma­nia tej zasady pod­wa­ży­łaby rów­nież prawo do wystę­po­wa­nia w imie­niu narodu, jakie but­nie przy­pi­sy­wali sobie cze­ki­ści. Potrzebny był więc nowy kan­dy­dat na fotel pre­zy­dencki. Poja­wiło się dwóch: Dmi­trij Mie­dwie­diew, zastępca Putina i rzadki przy­kład członka nomen­kla­tury, który nie miał za sobą kariery w taj­nych służ­bach, oraz drugi zastępca, były kagie­bi­sta Sier­giej Iwa­now.

Decy­du­jący głos miał oczy­wi­ście pre­zy­dent. Pomimo rze­ko­mej przy­jaźni i bra­ter­stwa łączą­cych funk­cjo­na­riu­szy bez­pieki Putin zde­cy­do­wał się na Mie­dwie­diewa. Usu­nię­cie go z urzędu po upły­wie czte­rech lat nie nastrę­czało trud­no­ści, pod­czas gdy Iwa­now mógłby się oka­zać nie do rusze­nia. Co gor­sza, gene­rał puł­kow­nik (odpo­wied­nik gene­rała broni) łatwo mógł odsu­nąć na bok Putina, który jako podpuł­kow­nik ustę­po­wał mu stop­niem. Nawet ludzie po uszy zanu­rzeni w poli­tyce Kremla nie dostrze­gli praw­dzi­wego prze­biegu linii sił. Potężny w owym cza­sie mini­ster finan­sów Kudrin, rów­nież spoza sze­re­gów KGB, błęd­nie odczy­tał sytu­ację, uzna­jąc, że w cza­sie dru­giej kaden­cji Mie­dwie­diewa będzie mógł zostać pre­mie­rem. Obra­żony podał się do dymi­sji i pozwo­lił sobie nawet na słowa kry­tyki, kiedy stało się jasne, że w 2012 roku Putin znów sta­nie do wybo­rów pre­zy­denc­kich.

Jako urzę­du­jący pre­zy­dent Mie­dwie­diew nie był nawet drugi w kolejce do wła­dzy, a zale­d­wie trzeci. Nie­kwe­stio­no­wa­nym władcą Fede­ra­cji pozo­stał Wła­di­mir Putin, nomi­nal­nie gra­jący rolę pre­miera. Tę funk­cję w rze­czy­wi­sto­ści peł­nił Igor Sie­czin (wice­pre­mier, i to nawet nie „pierw­szy”), odpo­wie­dzialny za więk­szość resor­tów gospo­dar­czych, z wyłą­cze­niem finan­sów. Jego zakres obo­wiąz­ków obej­mo­wał rów­nież nad­zór nad tak ważną insty­tu­cją jak FSB, któ­rej dyrek­to­rem był pro­te­go­wany Sie­czina Alek­sandr Bort­ni­kow. Ale z ramie­nia FSB Bort­ni­kow odpo­wia­dał rów­nież przed Puti­nem, a ponadto Putin miał w sze­re­gach cze­ki­stów wier­nego sojusz­nika Wik­tora Iwa­nowa, który pod­le­gał tylko jemu. Iwa­now był dyrek­to­rem Fede­ral­nej Służby Kon­troli nad Obro­tem Nar­ko­ty­kami (Rosnar­kon­trol), któ­rej praw­dzi­wym zada­niem był nad­zór wewnętrzny nad FSB. Mie­dwie­diew, trze­cie koło w tym wozie, peł­nił w rze­czy­wi­sto­ści obo­wiązki wicepre­miera odpo­wie­dzial­nego za cały sys­tem prawny i na tym polu miał rze­czy­wi­ście peł­nię wła­dzy. Było to zna­mię świeżo naby­tego przez cze­ki­stów prze­ko­na­nia, że należy stwa­rzać pozory, iż Rosja jest pań­stwem prawa. Prawo zaś sta­no­wiło obszar neu­tralny, dla­tego nie można go było powie­rzyć czło­wie­kowi taj­nych służb, albo­wiem ktoś taki czułby się w pierw­szym rzę­dzie zobo­wią­zany do lojal­no­ści wobec kole­gów po fachu. Naj­wyż­szym urzęd­ni­kiem cywil­nym w kan­ce­la­rii Mie­dwie­diewa był oczy­wi­ście cze­ki­sta Sier­giej Narysz­kin, szkolny kolega Putina (stu­dio­wali razem w kagie­bow­skim Insty­tu­cie Andro­powa). Peł­nił przy Mie­dwie­diewie funk­cję anioła stróża, dono­sząc Puti­nowi, co się dzieje w pałacu pre­zy­denc­kim.

Tak jak w Związku Radziec­kim naj­bar­dziej wpły­wową klasą była wyso­kiej rangi biu­ro­kra­cja, czyli nomen­kla­tura, ale w prze­ci­wień­stwie do epoki rzą­dów komu­ni­stycz­nych teraz skła­dała się przede wszyst­kim z ofi­ce­rów cze­ki­stow­skiej bez­pieki. W spo­sób bez­po­średni (oso­bi­ście zawłasz­cza­jąc mają­tek pań­stwa) lub za pośred­nic­twem „słu­pów” – żon, dzieci, pociot­ków – ludzie ci żero­wali na gospo­darce całego kraju dla wła­snego zysku. Hol­dingi Putina czy­niły zeń jed­nego z naj­więk­szych świa­to­wych magna­tów na rynku paliw kopal­nych i finan­sów. Mie­dwie­diew wła­dał prze­my­słem drzew­nym i papier­ni­czym. Sie­czin był baro­nem naf­to­wym. Nowo wybrany mer Moskwy Sier­giej Sobia­nin – gazo­wym. Pierw­szy wice­pre­mier Igor Szu­wa­łow – finan­so­wym. Wierny adiu­tant Putina Wła­di­sław Sur­kow miał w ręku cukrow­nie i wytwór­nie mąki ziem­nia­cza­nej. I tak dalej, i tak dalej… Na szcze­blu regio­nal­nym oli­gar­chiczna struk­tura kształ­to­wała się podob­nie.

W roku 2012 pra­wie nikt nie wąt­pił, że Putin wróci na fotel pre­zy­dencki, skoro na Kremlu usta­lono, że Mie­dwie­diew nie będzie się ubie­gał o następną kaden­cję. Tak samo było w roku 2000, 2004 i 2008. W rze­czy­wi­sto­ści krem­low­ski sys­tem usta­wio­nych wybo­rów wyprze­dził w cza­sie peł­za­jącą rewo­lu­cję cze­ki­stów z lat 1999–2000. Już w 1996, za rzą­dów Jel­cyna, z góry było wia­domo, że wygrywa kan­dy­dat nomen­kla­tury. Wedle ofi­cjal­nych wyni­ków wybo­rów pre­zy­denckich z 4 marca 2012 roku, przed­sta­wio­nych przez pań­stwową komi­sję wybor­czą, Wła­di­mir Putin uzy­skał 63,6% gło­sów przy fre­kwen­cji wybor­czej wyno­szą­cej 65,3%. Eks­perci opo­zy­cji byli zda­nia, że naprawdę zdo­był nie wię­cej niż 45% popar­cia, a fre­kwen­cja też była niż­sza, na pozio­mie 55–60%. Trudno w takiej sytu­acji mówić o man­da­cie wybor­czym elek­to­ratu. Ale jakież to mogło mieć zna­cze­nie, skoro Kreml wykre­ował ofi­cjalne wyniki, a media – nawet te zachod­nie – przy­jęły je i roz­po­wszech­niły, nie wni­ka­jąc w szcze­góły?

W isto­cie wybory fede­ralne były już wów­czas wyda­rze­niem zni­ko­mej wagi. Putin znacz­nie wcze­śniej wdro­żył swoją nową stra­te­gię walki z demo­kra­cją, rów­nież poza gra­ni­cami Fede­ra­cji Rosyj­skiej. W sierp­niu 2006 roku skło­nił Dumę do przy­ję­cia ustawy, na mocy któ­rej tajne służby mogły zabi­jać wro­gów Rosji na obcej ziemi; wystar­czyła zgoda pre­zy­denta. W owym cza­sie to nie­zwy­kłe upraw­nie­nie do quasi-sądo­wego mordu, które zastrzegł sobie pre­zy­dent Rosji, wywo­łało tylko zakło­po­ta­nie. Nama­calny efekt obja­wił się jed­nak już trzy mie­siące póź­niej, gdy 1 listo­pada 2006 roku Alek­sandr Litwi­nienko, który po ucieczce z kraju przy­jął oby­wa­tel­stwo bry­tyj­skie, został w Lon­dy­nie otruty polo­nem-210, wytwa­rza­nym w rosyj­skich labo­ra­to­riach. W świe­tle sys­temu praw­nego Fede­ra­cji Rosyj­skiej zarówno skry­to­bójcy, jak i ich moco­dawca (pre­zy­dent) dzia­łali legal­nie. Zabój­stwo nie było czy­nem karal­nym, o ile auto­ry­zo­wał je pre­zy­dent (a wszak nie musiał się z tym afi­szo­wać). Sta­li­now­skie czystki łamały w isto­cie prawo sowiec­kie. Mordy doko­nane na roz­kaz Putina były dozwo­lone przez nową ustawę rosyj­skiego par­la­mentu.

Wspo­mniana ustawa uczy­niła z Wiel­kiej Bry­ta­nii główną arenę Puti­now­skich czy­stek, jako że wielu boga­tych rosyj­skich uchodź­ców wybie­rało ten wła­śnie kraj. Następny po Litwi­nience był jego wie­lo­letni spon­sor (i spon­sor Putina w roku 1999), 67-letni Borys Bie­rie­zow­ski, który powie­sił się na sza­liku pod prysz­ni­cem. Póź­niej zmarł naj­bliż­szy współ­pra­cow­nik Bie­rie­zow­skiego, 53-letni oli­gar­cha Badri Patar­ka­cisz­wili – także w domu, samot­nie jak Pri­by­łow­ski. I tak roz­po­częła się fala na pozór przy­pad­ko­wych, acz trudno wytłu­ma­czal­nych zgo­nów, wypad­ków i samo­bójstw. Scot Young, wspól­nik Bie­rie­zow­skiego, wypadł z okna wprost na ostre słupki ogro­dze­nia. Dok­tor Mat­thew Pun­cher, bry­tyj­ski eks­pert od mate­ria­łów pro­mie­nio­twór­czych (a więc i polonu-210), pod­ciął sobie żyły dwoma róż­nymi nożami kuchen­nymi. Lista Rosjan i współ­pra­cu­ją­cych z nimi Bry­tyj­czy­ków, któ­rzy przed­wcze­śnie ode­szli z tego świata, wydłu­żała się przez ponad dekadę.

Zamach, do któ­rego doszło 4 marca 2018 roku w Salis­bury, dowo­dzi, jak daleko zaszły sprawy. Kreml prze­stał się przej­mo­wać, co pomy­śli Zachód. Tym razem wyrok padł na byłego pod­puł­kow­nika woj­sko­wego wywiadu Rosji (GRU) Sier­gieja Skri­pala oraz jego córkę Julię. Użyto syn­te­tycz­nej neu­ro­tok­syny z grupy tzw. nowi­czo­ków. Ofiar było zresztą wię­cej. Bry­tyj­ski poli­cjant, który wszedł do domu Skri­pala w Salis­bury i uległ ska­że­niu, wylą­do­wał na inten­syw­nej tera­pii. Dwaj inni Anglicy zatruli się nieco póź­niej przy kon­tak­cie z porzu­coną przez rosyj­skich agen­tów bute­leczką per­fum, zawie­ra­jącą w rze­czy­wi­sto­ści tru­ci­znę. Jeden z nich, David Stur­gess, zmarł – i była to bole­sna śmierć. Ale skutki uboczne – śmierć postron­nych osób – też nie miały zna­cze­nia. Putin nie widział już róż­nicy pomię­dzy likwi­da­cją wro­gów w Wiel­kiej Bry­ta­nii a, powiedzmy, stre­fie dzia­łań wojen­nych w Syrii.

Przy­pa­dek Skri­pala jesz­cze pod jed­nym wzglę­dem ilu­struje to, co w Rosji stało się normą: pre­zy­dencką licen­cję na zabi­ja­nie. W 2010 roku Skri­pal został wymie­niony na dzie­się­cioro rosyj­skich „śpio­chów” aresz­to­wa­nych w Sta­nach Zjed­no­czo­nych – w tym osła­wioną Annę Chap­man. Ni­gdy wcze­śniej rosyj­ski rząd nie wypu­ścił z gar­ści podwój­nego agenta. Cza­sami uwal­niano zagra­nicz­nych szpie­gów schwy­ta­nych w Rosji, ale ni­gdy Rosjan pra­cu­ją­cych dla obcych wywia­dów. Naj­wy­raź­niej Krem­lowi bar­dzo zale­żało na odzy­ska­niu tych dzie­się­ciu osób. Trzeba było jed­nak także wyrów­nać rachunki ze Skri­palem już po doko­na­niu wymiany. Likwi­du­jąc Skri­pala, Rosja zła­mała nie­pi­sane prawo zabra­nia­jące odwetu na szpie­gach wymie­nionych w ramach dwu­stron­nej umowy. Kolejny pre­ce­dens: naj­wy­raź­niej szło nowe.

Tru­ci­zna (sto­so­wana zarówno wobec byłych agen­tów służb spe­cjal­nych, jak i kon­te­sta­to­rów aktu­al­nego reżimu) zawsze była dla cze­ki­stów ulu­bio­nym spo­so­bem egze­ku­cji. Sam Putin sko­men­to­wał to sło­wami: „Ci, któ­rzy kar­mią nas jadem, sami się otrują”. Ale powód jest rów­nież prak­tyczny: w porów­na­niu z innymi meto­dami skry­to­bój­stwa tru­ci­zna zawsze utrud­nia orga­nom śled­czym usta­le­nie przy­czyny zgonu. Na począ­tek muszą stwier­dzić, że ofiara rze­czy­wi­ście została otruta. Póź­niej – okre­ślić rodzaj uży­tej tru­ci­zny i to, kto mógł ją podać. Usta­le­nia takie nie przy­cho­dzą łatwo.

I jesz­cze jedno: podob­nie jak ter­ro­ryzm, tru­ci­ciel­stwo kreuje atmos­ferę stra­chu. Objawy są zwy­kle podobne do śmierci z przy­czyn natu­ral­nych, a więc zgon któ­re­go­kol­wiek z prze­ciw­ni­ków poli­tycz­nych rodzi plotkę, że w isto­cie jest nie­wy­kry­tym zabój­stwem. W każ­dym przy­padku Kreml wygrywa.

Tym­cza­sem Zachód wciąż nie zauwa­żał kona­nia rosyj­skiej demo­kra­cji pod rzą­dami Putina. Nawet dra­ma­tyczne zabój­stwo Litwi­nienki w 2006 roku nie dopro­wa­dziło do prze­łomu. Pod­po­rząd­ko­wa­nie sobie przez Putina mecha­ni­zmu demo­kra­tycz­nej wła­dzy wciąż mogło być postrze­gane jako dąże­nie do zdo­by­cia jed­nej z naj­więk­szych świa­to­wych for­tun. Stany Zjed­no­czone ani Europa nie były gotowe doj­rzeć w tym zagro­że­nia, mimo iż Rosja­nie ginęli z rąk agen­tów jak świat długi i sze­roki. Putin, pro­tek­tor gospo­darki wol­no­ryn­ko­wej, wyda­wał się naj­bar­dziej postę­po­wym, naj­bar­dziej prze­wi­dy­wal­nym, a nawet naj­bar­dziej pro­za­chod­nim rosyj­skim przy­wódcą, z któ­rym zagra­niczne rządy miały dotych­czas do czy­nie­nia. Jeśli pomi­nąć Micha­iła Gor­ba­czowa i Borysa Jel­cyna z począt­ków kaden­cji, tylko z Puti­nem dało się robić inte­resy.

Pierw­szy dzwo­nek alar­mowy roz­legł się w 2008 roku, kiedy zagra­niczne dzia­ła­nia Putina prze­stały się ogra­ni­czać do skry­to­bójstw i zara­bia­nia pie­nię­dzy. Rosja napa­dła na Gru­zję, nie­gdy­siej­szą repu­blikę radziecką, która wybiła się na nie­pod­le­głość. Histo­ria „wojny pię­cio­dnio­wej” jest skom­pli­ko­wana i nie­zbyt jasna; rosyj­skie media – tuba dez­in­for­ma­cyj­nej kam­pa­nii Kremla – wyko­nały kawał dobrej roboty, zagłu­sza­jąc całą świa­tową prasę. Ich „donie­sie­nia” wciąż są cyto­wane jako fakty, choć zostały sta­ran­nie spre­pa­ro­wane w imię nie­wol­ni­czej pań­stwo­wej pro­pa­gandy. W dodatku pery­fe­ryj­ność Gru­zji na are­nie świa­to­wej (nie mówiąc już o jej pro­win­cjach, Abcha­zji i Ose­tii Połu­dnio­wej) prak­tycz­nie unie­moż­li­wiła opi­nii publicz­nej Zachodu zro­zu­mie­nie zło­żo­nej, wie­lo­wie­ko­wej genezy kon­flik­tów dzie­lą­cych rela­tyw­nie nie­wiel­kie popu­la­cje Kau­kazu.

Kiedy stało się jasne, że rosyj­ska armia nie zamie­rza wkro­czyć do Tbi­lisi ani zająć całego tery­to­rium Gru­zji, zachod­nie potęgi ode­tchnęły z ulgą i odło­żyły mapy Kau­kazu z powro­tem do lamusa. Zde­cy­do­wały się zamknąć oczy na rosyj­ską agre­sję, któ­rej celem było odzy­ska­nie czę­ści daw­nego sowiec­kiego impe­rium. W Abcha­zji i Ose­tii Połu­dnio­wej pod nad­zo­rem wojsk rosyj­skich (któ­rych nie wyco­fano po pod­pi­sa­niu rozejmu) prze­pro­wa­dzono refe­renda. Ich wynik cza­ro­dziej­skim spo­so­bem oka­zał się zgodny z ocze­ki­wa­niami Kremla: obie kra­iny ogło­siły nie­pod­le­głość i sece­sję od Gru­zji. Na znak pro­te­stu Gru­zja zerwała sto­sunki dyplo­ma­tyczne z Rosją. Zachód ogra­ni­czył się do nie­uzna­nia pań­stwo­wo­ści obu pro­win­cji.

Błąd, jakim było zigno­ro­wa­nie zbroj­nej agre­sji na Gru­zję, zemścił się w marcu 2014 roku, kiedy Rosja zajęła Krym. Pół­wy­sep pod­dał się prak­tycz­nie bez walki i po krót­kich dzia­ła­niach został przy­łą­czony na powrót do Rosji. (Krym prze­ka­zano sowiec­kiej repu­blice Ukra­iny za Chrusz­czowa, ale w 1991 Ukra­ina ogło­siła nie­pod­le­głość). Roz­zu­chwa­lony łatwym zwy­cię­stwem Putin natych­miast roz­po­czął przy­go­to­wa­nia do peł­no­wy­mia­ro­wej wojny prze­ciw Ukra­inie. Wzdłuż gra­nic gro­ma­dzono woj­ska i prze­pro­wa­dzano manewry; anty­ukra­iń­ska pro­pa­ganda o bez­pre­ce­den­so­wym nasi­le­niu grzmiała ze wszyst­kich rosyj­skich mediów; roz­po­częto pobór rezer­wi­stów, a przez gra­nicę prze­rzu­cono oddziały infil­tra­cyjne zwane zie­lo­nymi ludzi­kami, któ­rych zada­niem było roz­pę­ta­nie wojny domo­wej we wschod­niej czę­ści kraju, by dać Rosji pre­tekst do inter­wen­cji. Roz­po­częło się rów­nież nie­ustanne „testo­wa­nie” prze­strzeni powietrz­nej kra­jów nad­bał­tyc­kich przez rosyj­skie odrzu­towce.

Wkra­cza­jąc na teren wschod­niej Ukra­iny po krym­skim blitz­kriegu, Putin miał oczy­wi­ście nadzieję na rów­nie spek­ta­ku­larny suk­ces. Z początku, sądząc po donie­sie­niach rosyj­skich sta­cji tele­wi­zyj­nych, zda­wać się mogło, że wszystko idzie gładko – tak gładko jak na Kry­mie. Potem jed­nak rosyj­ska machina wojenna ugrzę­zła. Inwa­zję zapla­no­wano, opie­ra­jąc się na zało­że­niu, że Ukra­ina się podda jesz­cze przed wybo­rami pre­zy­denc­kimi, zapo­wie­dzia­nymi na 25 maja 2014, ale… nie­spo­dzie­wa­nie dla Putina Ukra­ina sta­wiła opór. Prak­tycz­nie bez armii (bo tę trudno było okre­ślić tym mia­nem), bez uzbro­je­nia (które dawno zardze­wiało), bez dok­tryny (dotych­cza­sowa dok­tryna mili­tarna nie prze­wi­dy­wała wojny z Rosją) i wła­ści­wie bez ide­olo­gii poza natu­ral­nym zry­wem w obro­nie przed napa­ścią.

Ukra­ina wytrą­ciła Zachód z bło­go­stanu, w jaki popadł po pię­cio­dnio­wej woj­nie w Gru­zji, i Zachód w końcu zro­zu­miał, że będzie musiał poka­zać zęby, by powstrzy­mać zapędy Putina. Po raz pierw­szy od 1945 roku powo­jenna Europa stała się świad­kiem wojny jed­nego ukon­sty­tu­owa­nego pań­stwa prze­ciw dru­giemu. Zagra­ża­jąc Pol­sce i kra­jom nad­bał­tyc­kim, Rosja stwo­rzyła cał­kiem realne i palące zagro­że­nie dla pokoju na całym kon­ty­nen­cie. Przed inwa­zją Rosja była biz­ne­so­wym part­ne­rem Unii Euro­pej­skiej. Teraz znów stała się stra­te­gicz­nym prze­ciwnikiem mili­tar­nym, przy­wra­ca­jąc zna­cze­nie NATO.

Gdyby Zachód zwra­cał uwagę na to, co robi Putin, już dawno przej­rzałby jego anty­de­mo­kra­tyczne ambi­cje. Jeśli kto­kol­wiek naiw­nie uzna­wał Ukra­inę i Gru­zję za odosob­nione przy­padki, powi­nien był przy­po­mnieć sobie wypo­wiedź Putina z 25 marca 2005 roku, kiedy stwier­dził on, że roz­pad ZSRR był „naj­więk­szą geo­po­li­tyczną kata­strofą całego dwu­dzie­stego wieku i oso­bi­stą tra­ge­dią (…) dzie­siąt­ków milio­nów naszych współ­o­by­wa­teli i roda­ków, któ­rzy zna­leźli się poza gra­ni­cami Rosji”.

Na sank­cje nało­żone przez Zachód Putin odpo­wie­dział wła­snymi, pozba­wio­nymi więk­szego zna­cze­nia sank­cjami wymie­rzo­nymi w Stany Zjed­no­czone, Unię Euro­pej­ską i Ukra­inę. Jed­nakże skutki gospo­dar­cze zachod­nich retor­sji oka­zały się miaż­dżące. War­tość rubla spa­dła ponad­dwu­krot­nie. Przy­śpie­szyła infla­cja i pod­wyżki cen. Obni­żyły się ceny nie­ru­cho­mo­ści. Rosja­nie rza­dziej wyjeż­dżali za gra­nicę, bo takie podróże stały się za dro­gie. Wbrew wojow­ni­czym wypo­wie­dziom Putina cze­ki­ści otrzy­mali bole­sny cios.

Za pośred­nic­twem rosyj­skich mass mediów Kreml roz­po­czął bez­pre­ce­den­sową kam­pa­nię pod­sy­ca­jącą w naro­dzie resen­ty­menty anty­eu­ro­pej­skie i anty­ame­ry­kań­skie – kam­pa­nię o takim natę­że­niu, że bled­nie przy niej sowiecka anty­za­chod­nia pro­pa­ganda z lat 1960–1980. Co istot­niej­sze, Putin prze­niósł swoją wojnę z demo­kra­cją poza gra­nice Rosji. Jego cele stra­te­giczne obej­mują znisz­cze­nie spraw­nie dzia­ła­ją­cych mecha­ni­zmów demo­kra­tycz­nych Unii Euro­pej­skiej i osła­bie­nie bądź nawet roz­bi­cie NATO przez wypro­wa­dze­nie z paktu Tur­cji. Po dwóch deka­dach ręcz­nego ste­ro­wa­nia demo­kra­cją w Rosji Putin świet­nie rozu­mie, jak łatwo jest wykre­ować z cha­osu pozor­nie legalne wyniki. Stąd inge­ren­cja w wybory pre­zy­denc­kie w USA na korzyść Donalda Trumpa, pomoc finan­sowa na rzecz refe­ren­dum w spra­wie bre­xitu i inne ukryte dzia­ła­nia zabu­rza­jące różne elek­cje w Euro­pie. Wystar­czy kilka punk­tów pro­cen­to­wych, by prze­chy­lić szalę i pchnąć cały kraj w nowym kie­runku. Putin, który opa­no­wał do per­fek­cji fał­szo­wa­nie mecha­ni­zmów wybor­czych w Fede­ra­cji Rosyj­skiej, wie, że takie destruk­cyjne dzia­ła­nia są znacz­nie tań­sze i bar­dziej efek­tywne niż kosz­towne metody sta­rej sowiec­kiej szkoły – uci­ska­nie całych naro­dów i zabój­cze dla budżetu mili­tarne prze­py­chanki.

Obec­nie naj­więk­szym zagro­że­niem dla demo­kra­cji zachod­niej jest Putin jako siła spraw­cza pra­wi­co­wych neo­fa­szy­stow­skich ruchów nacjo­na­li­stycz­nych. Marks zor­ga­ni­zo­wał pierw­szą mię­dzy­na­ro­dówkę, Engels drugą, Lenin trze­cią, Trocki – czwartą; Putin już się szy­kuje na wodza pią­tej. Sowie­tom nie było dane zaznać demo­kra­cji. Ale Putin zdał sobie sprawę, że posłu­gu­jąc się sprawną inży­nie­rią wybor­czą, wycy­ze­lo­waną w ciągu dekad fał­szo­wa­nia wybo­rów w Rosji, może stwo­rzyć koło zama­chowe – sieć zagra­nicz­nych pra­wi­co­wych nacjo­na­li­stów, któ­rzy wyko­nają czarną robotę we wła­snych kra­jach i osła­bią insty­tu­cje demo­kra­tyczne swoim rady­ka­li­zmem, wspie­ra­nym przez rosyj­skie pie­nią­dze i media spo­łecz­no­ściowe. W ciągu paru lat odniósł spek­ta­ku­larny suk­ces. Na Węgrzech, w Cze­chach i Sta­nach Zjed­no­czo­nych doszły do wła­dzy zupeł­nie nowe opcje. Wedle infor­ma­cji dostar­czo­nych przez „śpio­cha” CIA na Kremlu Wła­di­mir Putin oso­bi­ście spra­wo­wał nad­zór nad dzia­ła­niami rosyj­skich służb. I oto Hil­lary Clin­ton, więk­szo­ściowa cen­trowa kan­dy­datka z trzema milio­nami gło­sów, stra­ciła szansę na pre­zy­den­turę, a Par­tia Demo­kra­tyczna została na wiele lat oka­le­czona wojną toczącą się mię­dzy jej pra­wym a lewym skrzy­dłem.

Wła­di­mir Putin jest nie­tu­zin­ko­wym prze­ciw­ni­kiem. W KGB dosłu­żył się – tak jak Litwi­nienko – rangi pod­puł­kow­nika, czyli ofi­cera służby linio­wej. Podob­nie jak Sta­lin nie jest szcze­gól­nie wykształ­cony. Jako były funk­cjo­na­riusz KGB Putin z dumą wydaje roz­kazy zabój­com. Dzięki nim dana sprawa jest zakoń­czona raz a dobrze. Wyszko­lony w sto­so­wa­niu pod­stę­pów, oszustw i blefu, nie ceni nego­cja­cji i nie obcho­dzi go fakt, że na jego wach­cie Rosja skur­czyła się z boga­tego part­nera do ubo­giego prze­ciw­nika Zachodu. Po dwóch deka­dach jego rzą­dów mają­tek pań­stwowy zagar­nięty przez cze­ki­stow­ską nomen­kla­turę jest już nie­wy­obra­żal­nie wielki. Putin to prag­ma­tyk, ale instynk­tow­nie gar­dzi demo­kra­cją. Każde ustęp­stwo uzy­skane przez niego za gra­nicą staje się przy­czół­kiem, z któ­rego wypro­wa­dza nowy stra­te­giczny atak. Podob­nie jak Trump, Putin mówi o ogra­ni­czo­nej woj­nie jądro­wej. Jeśli Zachód znów okaże sła­bość – jak w przy­padku Gru­zji lub Krymu – Putin nie zawaha się przed stra­te­gicznym uży­ciem broni jądro­wej, gdy stwo­rzy ono szansę odtwo­rze­nia rosyj­skiego impe­rium albo zada śmier­telną ranę demo­kra­cji na rosyj­skim podwórku.

Jurij Felsz­tin­ski
wrze­sień 2019 rokuROSJA I PUTIN ZA PREZYDENTURY MIEDWIEDIEWA

Rosja i Putin
za pre­zy­den­tury
Mie­dwie­diewa

Jeśli wie­rzyć ofi­cjal­nej nar­ra­cji, Rosja jest pań­stwem demo­kra­tycz­nym i od 2008 do 2012 roku rzą­dzili nią wspól­nie i w dosko­na­łej har­mo­nii pre­zy­dent Dmi­trij Mie­dwie­diew i pre­mier Wła­di­mir Putin, obaj wybrani zgod­nie z pra­wem. Za kuli­sami mówiono jed­nak, że dwie czę­ści tan­demu nie były równe: Putin, star­szy i bar­dziej doświad­czony, był „rów­niej­szy”, czyli po pro­stu waż­niej­szy.

Ten pogląd jest bliż­szy prawdy, ale też nie­zu­peł­nie ści­sły.

Naj­wyż­sza wier­chuszka rzą­dząca Rosją za pre­zy­den­tury Mie­dwie­diewa nie była tan­de­mem czy też duum­wi­ra­tem, lecz trium­wi­ra­tem, w któ­rego skład wcho­dzili: 1) pre­mier Rosji Wład­mi­mir Putin, 2) szara emi­nen­cja Igor Sie­czin, jeden z wicepre­mierów, oraz 3) pre­zy­dent Dmi­trij Mie­dwie­diew. Ten ostatni nie zaj­mo­wał nawet dru­giego miej­sca w hie­rar­chii: był zale­d­wie trze­cim kół­kiem try­cy­kla.

Fak­tem jest, że tajna hie­rar­chia i funk­cje naj­wyż­szych urzęd­ni­ków pań­stwo­wych w Rosji mają się nijak do jaw­nej tytu­la­tury. Wła­di­mir Putin, nazy­wany pre­mie­rem, był w rze­czy­wi­sto­ści suwe­re­nem, carem-batiuszką – może nie do końca tra­dy­cyj­nym monar­chą abso­lut­nym, lecz i nie kon­sty­tu­cyj­nym. Jego wła­dzy nie ogra­ni­czała ustawa zasad­ni­cza czy inne prawa, lecz – podob­nie jak pre­zesa firmy – tajna ława udzia­łow­ców i przy­jęte przez nią zwy­czaje (pokrewne kodek­som grup prze­stęp­czych): zaku­li­sowe poro­zu­mie­nia z pozo­sta­ją­cymi w cie­niu gru­pami wpły­wów, rodziną, przy­ja­ciółmi i ukła­dami admi­ni­stra­cyj­nymi. Jako car Putin był rów­nież swoim wła­snym mini­strem spraw zagra­nicz­nych (nomi­nalny mini­ster Sier­giej Ław­row peł­nił zale­d­wie funk­cję doradcy do spraw poli­tyki zagra­nicz­nej).

Igor Sie­czin, for­mal­nie wice­pre­mier (i to nawet nie „pierw­szy”), w rze­czy­wi­sto­ści był nikim innym jak urzę­du­ją­cym pre­mie­rem. Nie­zu­peł­nie sze­fem rządu, bo nie pod­le­gały mu wszyst­kie resorty – część odpo­wia­dała bez­po­śred­nio przed „pre­ze­sem” – nie­mniej w radzie mini­strów był zde­cy­do­wa­nie pierw­szym pośród rów­nych. Odpo­wia­dał za więk­szość spraw gospo­dar­czych (z wyłą­cze­niem finan­sów). Co zna­mienne, organy bez­pie­czeń­stwa, któ­rych zwierzch­ni­kiem był jego pro­te­go­wany Alek­sandr Bort­ni­kow, także pod­le­gały fak­tycz­nej kon­troli Sie­czina.

Dmi­trij Mie­dwie­diew, zwany pre­zy­den­tem oraz głową pań­stwa, peł­nił w isto­cie funk­cję wice­mi­ni­stra do spraw róż­nych, z naci­skiem na sferę prawną. Słu­żył ponadto pre­ze­sowi-carowi doradz­twem w kwe­stiach „per­so­nelu” i innych (na przy­kład „demo­kra­cji”). W sfe­rze prawa Mie­dwie­diew był prak­tycz­nie wszech­władny, było to bowiem przy­dzie­lone mu poletko, nato­miast jako doradca w spra­wach kadro­wych oka­zy­wał się wpły­wowy, lecz nie naj­waż­niej­szy. Głów­nym doradcą Putina w kwe­stiach per­so­nal­nych był dawny gene­rał KGB Wik­tor Iwa­now. Nawet zresztą Sier­giej Sobia­nin, wice­pre­mier i szef admi­ni­stra­cji pre­zy­denta, miał przy­pusz­czal­nie wię­cej do powie­dze­nia w poli­tyce kadro­wej w latach 2008–2010 i wpły­wał wręcz na nomi­na­cje guber­na­tor­skie, które Mie­dwie­diew pod­pi­sy­wał.

Jako zwierzch­nik FSB, naj­bar­dziej wpły­wo­wej z taj­nych służb, Bort­ni­kow for­mal­nie pod­le­gał bez­po­śred­nio pre­zy­den­towi Mie­dwie­die­wowi, ale jego praw­dzi­wymi sze­fami byli Putin i Sie­czin. Wik­tor Iwa­now, od pięt­na­stu lat główny doradca Putina w spra­wach per­so­nal­nych, pozo­stał nim rów­nież po obję­ciu w marcu 2012 roku pie­czy nad Fede­ralną Służbą Kon­troli nad Obro­tem Nar­ko­ty­kami. Co wię­cej, Rosnar­ko­kon­trol działa w isto­cie jako „dru­gie KGB”, moni­to­ru­jące dzia­ła­nia „pierw­szego”, czyli FSB Bort­ni­kowa. Potrzeba zaist­nie­nia tego dru­giego poja­wiła się, gdy Mini­ster­stwo Spraw Wewnętrz­nych, od cza­sów sowiec­kich będące prze­ciw­wagą „cieni” z taj­nych służb, dostało się cał­ko­wi­cie pod kon­trolę FSB, a kon­kret­nie klanu peters­bur­sko-karel­skiego, któ­remu prze­wo­dzili Patru­szew, były szef FSB, a obec­nie sekre­tarz Rady Bez­pie­czeń­stwa Rosji, oraz Nur­ga­li­jew, mini­ster spraw wewnętrz­nych.

Sier­giej Narysz­kin, szef admi­ni­stra­cji pre­zy­denc­kiej Mie­dwie­diewa, powi­nien był (zgod­nie ze swoją funk­cją) zaj­mo­wać się wdra­ża­niem i wyko­ny­wa­niem dekre­tów pre­zy­denta. W isto­cie ten kolega Putina ze stu­diów w „Kra­sno­zna­mien­nej” Aka­de­mii Wywiadu Zagra­nicz­nego imie­nia Jurija Andro­powa stał się anio­łem stró­żem pre­zy­denta i odpo­wia­dał bez­po­śred­nio przed pre­mie­rem Puti­nem. Wła­di­sław Sur­kow, ofi­cjal­nie pierw­szy wice­prze­wod­ni­czący admi­ni­stra­cji pre­zy­denta, nieofi­cjal­nie zaj­mo­wał dwa sta­no­wi­ska, które byłyby nie do pomy­śle­nia w praw­dzi­wej demo­kra­cji: wice­pre­miera do spraw ide­olo­gii oraz mini­stra do spraw par­la­mentu i par­tii poli­tycz­nych.

Naj­bar­dziej wpły­wową klasą w Rosji jest biu­ro­kra­cja naj­wyż­szego szcze­bla, tak zwana nomen­kla­tura, wywo­dząca się przede wszyst­kim z Czeki (_Czre­zwy­czaj­noj komis­sji_, powo­ła­nej jesz­cze przez Lenina taj­nej poli­cji, pre­kur­sorki KGB). Prze­jąw­szy bez­po­śred­nio lub pośred­nio (przez figu­ran­tów, żony, dzieci, pociot­ków i powi­no­wa­tych) zarząd nad mająt­kiem naro­do­wym, oli­gar­chiczna nomen­kla­tura kon­tro­luje prak­tycz­nie całą gospo­darkę kraju. Dla nomen­kla­tury Putin jest świa­to­wej klasy magna­tem paliw kopal­nych i finan­sów, Mie­dwie­diew tyta­nem prze­my­słu papier­ni­czego, Sur­kow – cukrow­ni­czego, Sie­czin – baro­nem naf­to­wym, Sobia­nin – gazo­wym i tak dalej. Na niż­szym szcze­blu, w szer­szym kręgu lokal­nych oli­gar­chów sytu­acja wygląda podob­nie.

W cią­głej grze gospo­dar­czych inte­re­sów ci magnaci ni­gdy nie two­rzą cał­ko­wi­cie zwar­tego frontu; zawsze wystę­pują podziały na zwal­cza­jące się nawza­jem klany, frak­cje, kliki, które cza­sem się łączą w doraźne lub względ­nie trwałe koali­cje. Dla przy­kładu za pre­zy­den­tury Mie­dwie­diewa (2008–2012) główna linia podziału prze­bie­gała mię­dzy dwiema koali­cjami kla­nów admi­ni­stra­cyjno-gospo­dar­czych: Sie­czina (numer 2 w Rosji) i Mie­dwie­diewa (numer 3). Sitwa zgro­ma­dzona wokół Sie­czina dzia­łała na rzecz trze­ciej kaden­cji pre­zy­denc­kiej Putina po 2012 roku i dążyła do wypchnię­cia Mie­dwie­diewa wraz z jego poplecz­ni­kami z naj­wyż­szych krę­gów wła­dzy. Z kolei celem grupy Mie­dwie­diewa było odsu­nię­cie Sie­czina i jego stron­ni­ków, powtórny wybór na pre­zy­denta w 2012 roku i prze­kształ­ce­nie trium­wi­ratu w duum­wi­rat ze zwięk­szoną rolą Mie­dwie­diewa.

Pod­stawą koali­cji Sie­czina był alians dwóch frak­cji peters­bur­skich cze­ki­stów: ludzi Sie­czina oraz grupy Wik­tora Iwa­nowa i Niko­łaja Patru­szewa, wspie­ra­nej przez mniej­sze klany. Urzęd­ni­czo-biz­ne­sowy klan Sie­czina obej­mo­wał jego pro­te­go­wa­nego w FSB Alek­san­dra Bort­ni­kowa, spo­wi­no­wa­co­nego z Sie­czi­nem Wła­di­mira Usti­nowa (byłego pro­ku­ra­tora gene­ral­nego i mini­stra spra­wie­dli­wo­ści, a obec­nie peł­no­moc­nego przed­sta­wi­ciela pre­zy­denta w Połu­dnio­wym Okręgu Fede­ral­nym), eks-pre­mie­rów Wik­tora Zub­kowa (pierw­szego wice­pre­miera po marcu 2012 roku) i Micha­iła Frad­kowa (szefa zagra­nicz­nych służb wywia­dow­czych Fede­ra­cji), mini­stra obrony Ana­to­lija Sier­diu­kowa i pre­zesa Wnie­sze­ko­nom­banku Andrieja Kostina.

Więk­szość poplecz­ni­ków Mie­dwie­diewa repre­zen­to­wała poglądy pro­za­chod­nie i umiar­ko­wa­nie „impe­ria­li­styczne”. Z kolei ludzie Sie­czina – pro­mo­car­stwowe jastrzę­bie, jeśli wziąć pod uwagę ich sto­su­nek do byłych repu­blik ZSRR – opto­wali za soju­szem z Chi­nami prze­ciw Zacho­dowi.

Putin przy­glą­dał się z góry woj­nie dwóch nomen­kla­tu­rowo-oli­gar­chicz­nych koali­cji (któ­rej zarze­wie było po czę­ści jego dzie­łem), korzy­sta­jąc ze wszyst­kich poli­tycz­nych korzy­ści takiej pozy­cji. Histo­rycz­nie i poli­tycz­nie pla­so­wał się bli­żej Sie­czina, zwłasz­cza że jeden z przy­wód­ców koali­cji tam­tego był kon­fi­den­tem i przy­ja­cie­lem Putina. Jed­nakże w spra­wach gospo­dar­czych (i per­so­nal­nych) miał pełne zaufa­nie do Kudrina, który zwal­czał Sie­czina, a z któ­rym Putin też żył na przy­ja­ciel­skiej sto­pie. Zresztą fakt, że Putin wyzna­czył Mie­dwie­diewa na swo­jego następcę, był zna­czący: nie doszłoby do tego bez pew­nej dozy zaufa­nia – dozy w każ­dym razie więk­szej, niż żywił Putin do daw­nych kole­gów z KGB. Bez wąt­pie­nia bał się oddać pierw­szy urząd w pań­stwie (nawet cza­sowo) któ­re­mu­kol­wiek z byłych współ­pra­cow­ni­ków z bez­pieki mimo „przy­jaźni i bra­ter­stwa” panu­ją­cych jakoby w taj­nych służ­bach.

Pod koniec listo­pada 2010 roku witryna Wiki­Le­aks opu­bli­ko­wała depe­sze z ame­ry­kań­skiej amba­sady w Moskwie do Depar­ta­mentu Stanu USA. W jed­nej z nich Mie­dwie­diew został opi­sany jako „bez­barwny i nie­zde­cy­do­wany”, Putin zaś jako „samiec alfa”. W kore­spon­den­cji poja­wiła się rów­nież wzmianka, że Mie­dwie­diew to „Robin przy Bat­ma­nie” (Puti­nie). Tak czy owak w świ­cie Mie­dwie­diewa, a zwłasz­cza w jej dal­szych krę­gach Putin nie był lubiany i wielu marzyło o odsu­nię­ciu go od wła­dzy. Lecz przez cały nie­mal okres nomi­nal­nej pre­zy­den­tury Mie­dwie­diewa nie było wła­ści­wie wia­domo, czego chce on sam: poko­nać Sie­czina i stać się dru­gim w rzą­dzą­cym duum­wi­ra­cie czy też z cza­sem wysu­nąć się na pro­wa­dze­nie. Jak się oka­zało jesie­nią 2011 roku, Mie­dwie­diew nie był gotowy na decy­du­jącą walkę o wła­dzę nawet z Sie­czi­nem, a co dopiero z Puti­nem.

W wybo­rach do Dumy 4 grud­nia 2011 pro­pu­ti­now­ska Jedna Rosja zdo­była – wedle ofi­cjal­nych danych – 49,32% gło­sów przy fre­kwen­cji wybor­czej 60,21%. Eks­perci opo­zy­cji, opie­ra­jąc się na son­da­żach przed- i powy­bor­czych, twier­dzą, że par­tia Putina zdo­była nie wię­cej niż 30–35% popar­cia (sza­cu­nek ten nie doty­czy Cze­cze­nii i kilku innych obsza­rów, gdzie zebra­nie danych w loka­lach wybor­czych było nie­moż­liwe przez wzgląd na zagro­że­nie życia obser­wa­to­rów). Po 10 grud­nia, kiedy ogło­szono wyniki, na rosyj­skiej sce­nie poli­tycz­nej roze­grały się pierw­sze w dzie­jach masowe demon­stra­cje anty­pu­ti­now­skie. Brały w nich udział dzie­siątki tysięcy ludzi.

W dru­giej poło­wie grud­nia były szef admi­ni­stra­cji pre­zy­denta i kolega Putina z aka­de­mii KGB Sier­giej Narysz­kin został prze­wod­ni­czą­cym nowo wybra­nej izby niż­szej par­la­mentu. Jego poprzed­nie sta­no­wi­sko objął Sier­giej Iwa­now, gene­rał KGB i były wice­pre­mier, a jego zastępcą mia­no­wano Wia­cze­sława Woło­dina. Sur­kow został prze­nie­siony do rządu w ran­dze wice­pre­miera. Powie­rzono mu „moder­ni­za­cję”, kul­turę i sztukę, dzia­łal­ność naukowo-badaw­czą, mło­dzież, demo­gra­fię, roz­wój tury­styki i sto­sunki z orga­ni­za­cjami wyzna­nio­wymi. Dmi­trij Rogo­zin, poli­tyk o poglą­dach naro­dowo-impe­ria­li­stycz­nych, wcze­śniej skła­nia­jący się nieco ku opo­zy­cji, został kolej­nym nowym wice­pre­mierem, spra­wu­ją­cym kon­trolę nad kom­plek­sem woj­skowo-prze­my­sło­wym.

Kolejne wybory pre­zy­denc­kie odbyły się 4 marca 2012 roku. Wedle ofi­cjal­nych danych cen­tral­nej komi­sji wybor­czej, ogło­szo­nych 7 marca, Putin zdo­był 63,6% gło­sów przy fre­kwen­cji wyno­szą­cej 65,3%. Eks­perci opo­zy­cji sza­cują, iż rze­czy­wi­sty wynik nie prze­kra­cza 45% przy fre­kwen­cji 55–60%.PIERWSZY PROLOG

Pierw­szy pro­log

Dzieje nazwy

W grud­niu 1970 roku rząd bol­sze­wicki powo­łał orga­ni­za­cję, która ni­gdy nikomu nie przy­nio­sła nic dobrego. Ponie­waż w teo­rii była ona poży­teczna i nie­zbędna (choć w prak­tyce skraj­nie destruk­tywna), refor­mo­wano ją i prze­mia­no­wy­wano w nadziei, że zmiany te wpłyną na poprawę jej cha­rak­teru (ten jed­nak nie zmie­nił się ani na jotę). Dziś orga­ni­za­cja, o któ­rej mówimy, nosi nazwę FSB – Fede­ral­nej Służby Bez­pie­czeń­stwa Fede­ra­cji Rosyj­skiej. Dla wygody czy­tel­nika przy­to­czymy tu w skró­cie histo­rię licz­nych nazw, pod któ­rymi funk­cjo­no­wała wcze­śniej.

20 grud­nia 1970 roku: Rada Komi­sa­rzy Ludo­wych Repu­bliki Rosyj­skiej wydaje rezo­lu­cję pod­pi­saną przez Lenina, powo­łu­jąc Wszech­ro­syj­ską Nad­zwy­czajną Komi­sję do Walki z Kontr­re­wo­lu­cją i Sabo­ta­żem (w skró­cie WCzK).

Sier­pień 1918 roku: WCzK zmie­nia nazwę na Wszech­ro­syj­ską Nad­zwy­czajną Komi­sję do Walki z Kontr­re­wo­lu­cją, Spe­ku­la­cją i Prze­stęp­stwami Nad­uży­cia Wła­dzy (cho­dziło tu głów­nie o korup­cję). Jej pierw­szym prze­wod­ni­czą­cym zostaje Feliks Dzier­żyń­ski.

6 lutego 1922 roku: Wszech­ro­syj­ski Cen­tralny Komi­tet Wyko­naw­czy RFSRR (Rosyj­skiej Fede­ra­cyj­nej Socja­li­stycz­nej Repu­bliki Radziec­kiej) wydaje rezo­lu­cję, na któ­rej mocy roz­wią­zano WCzK, powo­łano zaś Pań­stwowy Zarząd Poli­tyczny (GPU) przy Ludo­wym Komi­sa­ria­cie Spraw Wewnętrz­nych (NKWD) tejże RFSRR.

2 listo­pada 1923 roku: po utwo­rze­niu w grud­niu 1922 Związku Socja­li­stycz­nych Repu­blik Radziec­kich pre­zy­dium Cen­tral­nego Komi­tetu Wyko­naw­czego ZSRR powo­łuje Zjed­no­czony Pań­stwowy Zarząd Poli­tyczny (OGPU) przy Radzie Komi­sa­rzy Ludo­wych ZSRR.

10 lipca 1934 roku: na mocy rezo­lu­cji Cen­tral­nego Komi­tetu Wyko­naw­czego OGPU wcho­dzi w skład NKWD.

3 lutego 1941 roku: NKWD zostaje podzie­lone na dwa nie­za­leżne organy: NKWD oraz NKGB (Ludowy Komi­sa­riat Bez­pie­czeń­stwa Pań­stwo­wego). Już w czerwcu tego samego roku NKGB i NKWD łączą się ponow­nie w Komi­sa­riat Ludowy pod nazwą NKWD. W kwiet­niu 1943 NKGB zostaje reak­ty­wo­wane.

15 marca 1946 roku: NKGB zostaje prze­kształ­cone w Mini­ster­stwo Bez­pie­czeń­stwa Pań­stwo­wego ZSRR (MGB). W tym samym cza­sie wszyst­kie komi­sa­riaty ludowe zostają prze­mia­no­wane na mini­ster­stwa.

7 marca 1953 roku, dwa dni po śmierci Sta­lina: Mini­ster­stwo Spraw Wewnętrz­nych ZSRR (MWD) i Mini­ster­stwo Bez­pie­czeń­stwa Pań­stwo­wego (MGB) zostają połą­czone w Mini­ster­stwo Spraw Wewnętrz­nych ZSRR.

13 marca 1954 roku: zostaje powo­łany Komi­tet Bez­pie­czeń­stwa Pań­stwo­wego (KGB) przy Radzie Mini­strów ZSRR. W roku 1978 odnie­sie­nie do Rady Mini­strów zostaje wykre­ślone z nazwy agen­cji. Odtąd znana jest ona jako KGB ZSRR.

6 maja 1991 roku: prze­wod­ni­czący Rady Naj­wyż­szej RFSRR Borys Jel­cyn oraz zwierzch­nik KGB ZSRR Wła­di­mir Kriucz­kow uzgad­niają utwo­rze­nie Komi­tetu Bez­pie­czeń­stwa Pań­stwo­wego RFSRR (pamię­tajmy, że fede­ra­cyjna repu­blika rosyj­ska ma sta­tus pań­stwa).

26 listo­pada 1991 roku: pre­zy­dent ZSRR Michaił Gor­ba­czow pod­pi­suje dekret „O usta­no­wie­niu tym­cza­so­wych zasad dzia­ła­nia Mię­dzy­re­pu­bli­kań­skiej Służby Bez­pie­czeń­stwa (MSB) ZSRR”.

3 grud­nia 1991 roku: pre­zy­dent Gor­ba­czow pod­pi­suje ustawę „O reor­ga­ni­za­cji orga­nów bez­pie­czeń­stwa pań­stwo­wego”. Ustawa ta roz­wią­zuje KGB, zastę­pu­jąc je dwiema nowymi agen­cjami: MSB oraz Cen­tralną Służbą Wywiadu Zagra­nicz­nego ZSRR.

19 grud­nia 1991 roku³: pre­zy­dent RFSRR Borys Jel­cyn pod­pi­suje dekret „O utwo­rze­niu Mini­ster­stwa Bez­pie­czeń­stwa i Spraw Wewnętrz­nych RFSRR (MBWD)”. Wraz z powo­ła­niem tego organu MSB zostaje fak­tycz­nie roz­wią­zane. Jed­nakże 14 stycz­nia 1992 Try­bu­nał Kon­sty­tu­cyjny Fede­ra­cji Rosyj­skiej uznaje, że dekret Jel­cyna był sprzeczny z kon­sty­tu­cją RFSRR, i orzeka jego nie­waż­ność.

1992–1993: organy bez­pie­czeń­stwa Fede­ra­cji wcho­dzą w skład Mini­ster­stwa Bez­pie­czeń­stwa Fede­ra­cji Rosyj­skiej. 21 grud­nia 1993 roku Jel­cyn wydaje dekret roz­wią­zu­jący mini­ster­stwo i powo­łu­jący zamiast niego Fede­ralną Służbę Kontr­wy­wia­dow­czą (FSK).

3 kwiet­nia 1995: Jel­cyn pod­pi­suje ustawę „O orga­nach fede­ral­nej służby bez­pie­czeń­stwa w Fede­ra­cji Rosyj­skiej”. Na jej pod­sta­wie usta­wową następ­czy­nią FSK staje się FSB.

W ciągu tych wszyst­kich lat WCzK-FSB mie­ściła się wciąż w tym samym gma­chu przy ulicy Łubianka w samym sercu Moskwy. Nazwa przy­lgnęła do budynku, „Łubianka” stała się syno­ni­mem taj­nych służb.DRUGI PROLOG

Drugi pro­log

Przy­szły pre­zy­dent Rosji prze­zy­wany był w szkole „Uti-Puti” albo z powodu kacz­ko­wa­tego chodu (_utka_ to kaczka), albo histo­rii, którą tu opo­wiemy.

Za namową star­szych kole­gów i z pomocą ulu­bio­nej nauczy­cielki klasa Woło­dii Putina hodo­wała przez waka­cje kaczki prze­zna­czone do zje­dze­nia jesie­nią. Lato się skoń­czyło, kaczki trzeba było zabić. I tu powstał pro­blem, bo żadne z dzieci nie paliło się do odrą­by­wa­nia głów bied­nym pta­kom. W końcu, aby prze­zwy­cię­żyć natu­ralne opory, posta­wiły jedną z kaczek przed „sądem”. Oskar­żyły ją o łama­nie norm współ­ży­cia: jadła wię­cej od innych, wypły­wała dalej, niż było dozwo­lone, zasy­piała póź­niej niż reszta stadka. Kaczka została ska­zana na śmierć; zacią­gnięto ją na sznurku do miej­sca kaźni, któ­rym był zwy­kły pie­niek. Kilku chłop­ców odmó­wiło pod­ję­cia się roli kata. Woło­dia Putin ją przy­jął. Narzu­cił na sie­bie czer­wony koc, mający uda­wać katow­ski strój, i zakrył nim głowę – bo twarz oprawcy powinna być nie­wi­doczna – a następ­nie roz­ka­zał: „Przy­pro­wadź­cie ska­zańca. Połóż­cie głowę tak, żebym mógł ją odciąć jed­nym cio­sem, nie patrząc”.

Na pod­sta­wie wspo­mnień nauczy­cielki Putina,
Wiery Gurie­wicz, wyda­nych przez
Insty­tut Prawny w Sankt Peters­burgu,
pt. „Wła­di­mir Putin: Rodzice,
przy­ja­ciele, nauczy­ciele”
(II wyd., 2004)Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Wyd. pol. Wysa­dzić Rosję. Kulisy intryg FSB, przeł. Maciej Szy­mań­ski, Rebis 2007.

2. Trudno z całą pew­no­ścią stwier­dzić, na ile zna­czące było w tym kon­tek­ście zapro­sze­nie do Tbi­lisi sze­fów kilku państw przez pre­zy­denta Lecha Kaczyń­skiego – tu także gru­ziń­ski punkt widze­nia różni się od rosyj­skiego. W każ­dym razie nie jest prawdą, że cały świat tylko patrzył (przyp. tłum.).

3. Dekret powstaje w okre­sie przej­ścio­wym mię­dzy 8 grud­nia – kiedy przy­wódcy trzech naj­więk­szych repu­blik pod­jęli decy­zję o likwi­da­cji ZSRR jako bytu pań­stwo­wego i zastą­pie­niu go Wspól­notą Nie­pod­le­głych Państw – a 26 grud­nia, kiedy zmiana została zatwier­dzona for­mal­nie i Rosyj­ska Fede­ra­cyjna Socja­li­styczna Repu­blika Radziecka stała się Fede­ra­cją Rosyj­ską (przyp. tłum.).
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: