- promocja
- W empik go
Czekoladowe pragnienie - ebook
Czekoladowe pragnienie - ebook
Współcześnie. Sara, żona Maxa, prowadzi w Barcelonie dobrze prosperujący sklep z czekoladą, który odziedziczyła po rodzicach. Kiedy po wielu latach z kobietą i jej mężem kontaktuje się dawno niewidziany przyjaciel i uznany cukiernik, Oriol Poiret, długo skrywane uczucia odżywają ze zdwojoną siłą, a biały porcelanowy dzbanek do czekolady na powrót staje się symbolem miłości dwojga bohaterów…
XIX wiek, czasy wspaniałego rozkwitu Barcelony i wielkich przemysłowych fortun. Aurora, służąca państwa Turull, a zarazem opiekunka i przyjaciółka ich córki Candidy, przeprowadza się wraz ze swoją podopieczną do domu jej męża, Antoniego Sampsonsa, początkującego producenta czekolady. Tam znajduje zapomniany przez wszystkich porcelanowy dzbanek do czekolady, która wkrótce staje się świadkiem burzliwych losów obu kobiet…
XVIII wiek. Mariana, żona Fernandeza, wynalazcy pierwszej maszyny do robienia czekolady w formie tabliczek i oficjalnego dostawcy francuskiego dworu, próbuje ukryć przed światem, że jej mąż nie żyje, i udowodnić, że jako kobieta może być dobrym czekoladnikiem. Kiedy uświadamia sobie, że jest ofiarą spisku, którego celem jest wykradnięcie maszyny jej męża, robi wszystko, by spisek ten udaremnić…
Niezwykła historia trzech kobiet, które łączy jeden przedmiot – porcelanowy dzbanek do czekolady, niemy bohater toczącej się przez ponad 200 lat opowieści osadzonej w scenerii zmieniającej się, lecz ciągle malowniczej Barcelony.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-272-7919-4 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Podnosi kawałki ze stołu i próbuje je dopasować. Pokrywa brzegi klejem i przez chwilę przyciska elementy do siebie, żeby maź porządnie je złączyła. Z zadowoleniem przygląda się efektom: w niektórych miejscach rys połączeń niemal nie widać; gdzie indziej jednak są wyraźne, szczególnie tam, gdzie musiał posklejać drobne kawałki albo gdzie brzegi się wyszczerbiły. Mimo to powoli udaje mu się zrekonstruować przedmiot, który wydawał się nie do odzyskania. Warto padać ze zmęczenia po tak długiej nocy jak ta. Sara będzie zaskoczona, kiedy rano wejdzie do kuchni i zobaczy, że zadał sobie tyle trudu.
To był wspaniały wieczór. Najpierw dwaj najlepsi przyjaciele po latach szczerze sobie porozmawiali. Potem zjawiła się Sara – tak czarująca, piękna i pewna siebie. Co się dzieje z kobietami po czterdziestce? Skupiają się na swoich zaletach, przez co nabierają więcej siły, mądrości, spokoju i stają się bardziej atrakcyjne niż przed dwudziestu laty. Tego wieczoru Max zobaczył to w swojej żonie i poczuł dumę. Czuł się dumny, że Sara należy do niego. Cóż to za przyziemne i błędne doznanie, chociaż musi przyznać, że niezwykle krzepiące.
Po wyjściu Oriola zaczęli sprzątać po kolacji: jedno zbierało ze stołu naczynia, drugie zmywało – idealny podział zadań, który mieli przećwiczony od lat. Jednocześnie rozmawiali o wieczornym spotkaniu. Dobrze, że w końcu ich przyjaciel postanowił się ustatkować, chociaż zgodnie uznali, że nie musiał szukać żony aż tak daleko. „Dobrej żony szukaj za płotem” – mruknęła Sara tonem swojej matki, przekładając resztki sałatki do plastikowego pojemnika.
– Myślisz, że będzie dobry w roli ojca? – zapytał Max.
– Fatalny – odpowiedziała. – Jak we wszystkim, czego się dotknie.
– Nie przesadzaj, jesteś niesprawiedliwa. – W Maxie odezwała się przyjacielska solidarność. – Świetnie sobie radzi!
Sara nie odpowiedziała. Była zmęczona i z przygnębieniem przyglądała się szczątkom rozbitego dzbanka do czekolady.
– Nie martw się, skleimy go – odezwał się Max, próbując podnieść ją na duchu.
– Nawet jeśli go posklejasz, będę wiedziała, że jest potłuczony – odparła. Schowała do lodówki wszystkie plastikowe pudełka, układając je w idealnym porządku, i dodała: – Położę się, jeśli pozwolisz.
Max jej nie zatrzymywał. Wiedział, że żona potrzebuje samotności i czasu, żeby poukładać myśli. Ten wieczór był dopiero początkiem długiego procesu. Może rany nigdy całkowicie się nie zagoją, podobnie jak spękania na porcelanowym naczyniu, które w jego rękach zaczyna odzyskiwać swój kształt. Potem trzeba będzie jeszcze odnaleźć dla nich sens.
W tym, co udaje się uratować, jest jakieś bezsprzeczne, odmienne piękno.
Denko dzbanka z niebieskim napisem pękło na pół, szkoda. Max trzyma w prawej ręce „Je suis à madame Ad…”, a „…élaïde de France” w lewej. Na szczęście nie odprysnął nawet jeden milimetr porcelany i obie części pasują do siebie idealnie. Madame Adelajda Francuska, kimkolwiek była, może odetchnąć z ulgą.
„W przedmiotach kryją się historie i głosy, które je opowiadają – stwierdziła Sara dawno temu. – Czasami wydaje mi się, że je słyszę, kiedy dotykam dzbanka”. „Dużo ich jest?” – zapytał Max, zafascynowany. „Kilka. Przecież widzisz, że to stare naczynie, które pewnie wiele razy zmieniało właściciela?” A on z dociekliwością naukowca drążył temat: „Mówisz to tak, jakbyś wierzyła, że przedmioty pełne są duchów, jak stare domy w horrorach”. Sara kręciła głową. „No właśnie. Ludzie wierzą w nawiedzone domy, ale duchy co do zasady wolą mieszkać w małych, nic nieznaczących przedmiotach, gdzie nikt się ich nie spodziewa”. „Chyba dlatego, że nie chce im się ścierać kurzu” – odpowiadał Max, rozbawiony pomysłami żony.
Kiedy sklejony dzióbek, który rozbił się na trzy kawałki, przymocowuje do gruszkowatego korpusu dzbanka do czekolady, naczynie zaczyna odzyskiwać swój kształt. Na blacie zostały tylko dwie części ucha. Gdy je wklei w odpowiednie miejsce i znów zaczną przypominać elegancką wstążkę, układanka będzie skończona. „Oto pani dzbanek do czekolady, madame. Oby służył pani przez wiele lat. Będzie pani mogła go użyć za kilka godzin” – Maxowi wydaje się, że słyszy obcy głos i uśmiecha się, nie wiedząc, skąd taka myśl mogła przyjść mu do głowy. Ze skupieniem skleja ze sobą ostatnie kawałki jak chirurg kończący ciężką operację. Potem wacikiem nasączonym spirytusem usuwa resztki kleju na spękaniach.
Dzbanek do czekolady przypomina mu poturbowanego żołnierza, który po wojnie wraca do domu. Kiedy Sara ni z tego, ni z owego kupiła go pewnej nocy, miał obity dzióbek, brakowało mu przykrywki i mieszadełka, lecz mimo to był wciąż eleganckim naczyniem. Max nie wiedział, czy antykwariusz, który go sprzedał Sarze, zdradził jej, do kogo wcześniej należał. Żona powiedziała mu tylko, że to był stary, gadatliwy i dziwny człowiek i że obniżył jej znacznie cenę, widząc, jaka jest młoda i zainteresowana naczyniem. Wtedy szczerba na dzióbku była wyraźnie widoczna i psuła harmonijny wygląd całego naczynia. Tymczasem teraz zupełnie nie przeszkadza. Max przesuwa opuszkiem palca po starej ranie i czuje szorstkość jakby świeżo wypalonej gliny. Zapewne tak szorstkie są rzeczy od środka, które z zewnątrz wydają się piękne. Szorstkość mijających lat. Chociaż naczynie od góry do dołu składa się z posklejanych kawałków, wciąż można go używać. Ma pojemność dokładnie trzech małych filiżanek. Max nie może uniknąć myśli, że teraz, kiedy nie ma już Oriola, to jedna filiżanka za dużo. Już zawsze będzie o jedną za dużo.
Kończy pracę i sprząta po sobie. Posklejany dzbanek do czekolady stawia pośrodku stołu. Wyrywa kartkę z notesu, w którym oboje mają zwyczaj zapisywać listę zakupów, pisze „Voilà!” i kładzie ją przed swoim dziełem. Gasi światło.
Boi się, że Sara jeszcze nie zasnęła i wciąż rozmyśla nad wszystkim, co się wydarzyło tego wieczoru. Ale nie, Sara śpi jak niemowlę. Max wślizguje się pod kołdrę i zauważa, że jego żona jest całkiem naga. Takiego zaproszenia nie powinien odrzucić, ale wie, że to nie jest najodpowiedniejsza chwila. Po przeanalizowaniu przyczyn i konsekwencji przesuwa budzik o pół godziny i zamyka oczy. Serce bije mu jak szalone.Za zdrowie madame Adelajdy z Francji
Za zdrowie
madame Adelajdy z Francji
Wieczór, który upłynął im na piciu piwa i snuciu abstrakcyjnych lesbijskich domysłów, był oficjalnym początkiem ich przyjaźni. Należy jednak wyjaśnić, że pomimo wszystkiego, co się później wydarzyło, nic nie zdołało jej zniszczyć; więź łącząca troje przyjaciół była odporna na działanie bomby atomowej.
Pierwsze piwo wypili w baskijskim barze z _tapas_ przy ulicy Montcada. Ponieważ nie była jeszcze pora kolacji – nawet dla cudzoziemców – lokal świecił pustkami, więc rozsiedli się wygodnie przy jednym ze stolików. Wznieśli toast za coś bliżej nieokreślonego i przegryźli kilkoma kromkami chleba z pastą krabową, albo czymś podobnie różowym i tłustym. Popijali powoli piwo, przyglądając się sobie znad piany wylewającej się ze szklanek. Po drugiej kolejce nieśmiały Max, który z daleka wyglądał na prawiczka, trochę się rozluźnił. Patrzył na Sarę jeszcze bardziej maślanymi oczami niż podczas zajęć, a ona zerkała na Oriola, jakby chciała powiedzieć: „Spójrz, jak bardzo interesuję twojego kumpla”.
W następnym barze rozmowa jeszcze kręciła się wokół kursu i pozostałych uczniów, którymi wszyscy troje jak jeden mąż gardzili z charakterystyczną dla dwudziestolatków wyższością. Wreszcie zaczęli opowiadać o sobie. Max wspomniał o swoich rodzicach, nowoczesnych farmerach z Illinois, właścicielach ogromnych plantacji soi, przetwórni i sklepu specjalizującego się w produktach sojowych w centrum Chicago. Byli tak bardzo zakochani w Starym Kontynencie, że tęsknotę za synem rekompensowali, chwaląc się wszystkim znajomym, że mieszka teraz w Europie. Dzwonili do niego co sobotę i regularnie przesyłali mu pokaźną sumę, którą Max oszczędzał z myślą o swojej przyszłości, ponieważ nie podzielał panującej w rodzinie opinii, że aby być szczęśliwym, trzeba pieniądze wydawać garściami. Opowiadał o rodzicach z mieszaniną szacunku i podziwu. Bardzo mu zależało, żeby mogli czuć się z niego dumni, dlatego nawet nie przyszło mu do głowy zachowywać się nieodpowiedzialnie, i wciąż był wzorowym synem. Mówiąc to, spoglądał ukradkiem na Sarę i sprawdzał, czy się przekonała do grzecznego chłopca, a może chciał sam siebie utwierdzić, że właśnie taki jest.
Największym problemem Maxa było to, że z jednej strony najchętniej stałby się złym, zbuntowanym facetem, a z drugiej był przerażony wszystkim, co musiałby w tym celu zrobić. Zmuszony był zaakceptować brak spójności w swoim postępowaniu. Na przykład nie był w stanie oderwać wzroku od piersi Sary, chociaż nie ruszył palcem, żeby obejrzeć je z bliska. Tyle niepotrzebnie wypowiedzianych słów, by udowodnić, że jest grzecznym chłopcem, kiedy w rzeczywistości myślał tylko o tym, żeby dotknąć jej biustu.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Z wł. „czego nie da się wyrazić słowami”. Fragment zaczerpnięty z opery _Trubadur_ Giuseppe Verdiego (przyp. tłum.).
2. Z ang. „Częste ryzyka występujące podczas transformacji polimorficznych masła kakaowego” (przyp. aut.).
3. Kat. torron, hiszp. turrón – rodzaj twardego lub miękkiego nugatu, najczęściej z migdałami lub orzechami, tradycyjnie podawanego podczas Bożego Narodzenia (przyp. tłum.).
4. Popularna sałatka arabska na bazie kuskusu lub bulguru z dodatkiem surowych warzyw, mięty i natki pietruszki, zwana też sałatką libańską (przyp. tłum.).
5. Typowy deser z Vilafranca del Penedés (Katalonia); migdał pokryty pastą z orzechów laskowych, migdałów i kakao, oprószony cienką warstwą czekolady (przyp. tłum.).