Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Czerń rubinu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 września 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Czerń rubinu - ebook

Luiza Dot od dziecka miała wrażenie, że nie pasuje do ułożonego życia jej rodziców. Widziała i słyszała więcej niż zwykli śmiertelnicy, co nieustannie ściągało na nią kłopoty. Jednak dopiero dramatyczne przeżycie przelało czarę goryczy, popychając ją ku tragicznemu końcowi.

Dawid Drwal, najpotężniejszy Wojownik, zmagając się z własnymi demonami, robi wszystko, by ochronić poddanych. Tak samo jak z całych sił próbuje odnaleźć kobietę, którą niegdyś zawiódł. Nie liczy się nic innego. Do czasu, aż na jego drodze staje nieświadoma własnej wyjątkowości Widząca, wprowadzając do jego niebezpiecznego życia jeszcze większy chaos.

W pojedynkę są niebezpieczni i śmiercionośni, a razem stają się niepokonani. Wkrótce będą musieli zmierzyć się z niewyobrażalnie trudną misją: ocalić od zagłady ich Wymiar i zapobiec wojnie, która może pogrążyć miliony istnień. Czy tych dwoje będzie w stanie udźwignąć konsekwencje podjętych decyzji i stanąć oko w oko z przeznaczeniem?

Kłótnia wywołała widowisko w całym sklepie. Kobieta zaczęła rzucać w swojego partnera wszystkim, co miała pod ręką, jednocześnie nie szczędząc wyzwisk. Zaskoczyła tym nawet Luizę. Dobrze, że to sklep odzieżowy, a nie sportowy…

Gdy pociski się skończyły, dziewczyna zaczęła rozglądać się wokół, jakby dopiero zauważyła, że ktoś ich obserwuje. Chłopak próbował ją przeprosić, ale gdy zaczął coś nieskładnie mówić, oczy dziewczyny… rozbłysły czerwienią. Trwało to ułamek sekundy, więc Luiza nie była pewna, czy to nie była gra światła. Jednak coś w głębi duszy przekonywało ją, że tak nie było. W tym samym czasie na długiej szyi blondynki pojawiły się linie. Tworzyły one niepokojące znaki, które znikały tak szybko jak błysk w oku.

W umyśle Luizy zamigotał pewien obraz, ale skończył się tak nagle, że nie wiedziała, co o tym myśleć. Natomiast te oczy… Ogarnęło ją przerażenie, poczuła dreszcze, zimny pot spływał jej po plecach. Miała wrażenie, że stoi tam kilka dni, że zapada się w czasie jak w głębokiej wodzie i nie ma sił, żeby wydostać się na powierzchnię. Nagle zabrakło jej tchu.

Klaudia Max
Instruktorka jazdy mieszkająca w Białymstoku, która łączy pracę ze studiami psychologicznymi. Jest żoną, córką i przyjaciółką. W ciągu dnia stąpa twardo po ziemi, a wieczorami buja w obłokach. Żyje we własnym świecie, który od dawna próbowała przelać na papier. W końcu uwierzyła, że to odpowiedni czas, by spełniać marzenia i postanowiła doprowadzić prace nad swoim utworem do końca. „Czerń rubinu” jest jej seksownym debiutem literackim, na którym nie zaprzestaje swojej przygody z pisaniem. Wręcz przeciwnie, rozkręca się coraz bardziej i sięga coraz głębiej we własną wyobraźnię.
Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8219-469-2
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Czerwcowe południe rozpieszczało nielicznych przechodniów miejskiego parku. Matki z radośnie gaworzącymi dziećmi spacerowały po kwiecistych alejkach, a młodzież z pobliskiej szkoły leżała na kolorowych bluzach, przyjmując ogromne dawki promieni słonecznych. Starsza para powolnym krokiem dotarła do jedynej ławki stojącej w zacienionym miejscu, a ich czarny jamnik położył się obok, z wdzięcznością przyjmując wodę w srebrnej miseczce.

Wyjątkowo ciepły dzień był zapowiedzią gorącego lata. Nieliczne chmury na niebie nie przesłaniały słońca, natomiast lekki powiew wiatru rozwiewał długie czarne włosy kobiety siedzącej na drewnianej ławce z ciemnymi żeliwnymi zdobieniami. Za sobą miała niewielką przestrzeń soczyście zielonej trawy, a klomby wielobarwnych kwiatów oddzielały rozgrzaną kostkę od niewielkiego stawu, po którym leniwie pływały kaczki.

Kobieta założyła nogę za nogę, a kwiecista sukienka z długim rozcięciem odsłoniła opaloną, zgrabną łydkę. Sandałki na niewielkim koturnie oplatały szczupłą kostkę, prawą stopą machała delikatnie w sobie znanym rytmie. Ramiona okryła dżinsową kurtką z podwiniętymi rękawami, a delikatne nadgarstki ozdobione były szerokimi, czarnymi bransoletkami. W ręku trzymała książkę i wydawała się pogrążona w lekturze, ale faktycznie z zaciekawieniem obserwowała otoczenie.

W jej kierunku zbliżała się dosyć niska, piękna kobieta. Krótkie brązowe włosy podkreślały szczupłą twarz, zielone oczy rozświetlały duszę każdego, na kogo spojrzała. Drobne ciało przykrywały biała koszula i czarne, szerokie spodnie, a również czarne szpilki wybijały melodyjny rytm jej kroków. Stanęła przy drewnianej ławce, spoglądając z góry na brunetkę w kwiecistej sukience.

– Weronika… – Kobieta wstała i objęła serdecznie przyjaciółkę.

– Przepraszam, że wyrwałam cię z domu.

Uśmiechnęła się delikatnie niczym anioł. Sara widziała w oczach wieloletniej przyjaciółki smutek i natychmiast ujęła spoconą ze stresu rękę.

– Wera, co się stało? – Kobieta potrząsnęła delikatnie głową. – Kochanie?

– Przejdziemy się?

Stanowiły dziwny kontrast. Wysoka, czarnowłosa Sara w długiej do ziemi, kolorowej sukience, która idealnie podkreślała wcięcie w talii i niewielki biust oraz niższa Weronika, zasłaniająca obszerną koszulą i spodniami zgrabne ciało, co kusząco podkreślało atuty kobiety. Sara pewna siebie i zadziorna, Weronika skryta i niepozorna. Szły ramię w ramię w ciszy, wsłuchując się w zgrany rytm ich kroków. Po kilku minutach spaceru dotarły do skromniejszej części parku i tylko co jakiś czas przechodził obok nich pojedynczy pieszy.

Sara nie chciała naciskać, ale wyraźnie czuła, że coś dręczy przyjaciółkę. Znały się od dziecka, praktycznie wychowywały się razem, uczyły i trenowały. Rozumiały się bez słów jak bratnie dusze i wiedziała, że musi cierpliwie czekać na jej ruch.

Stanęły na białym mostku ozdabiającym alejkę w parku, a Weronika, nie zważając na długie rękawy lekkiej koszuli, położyła przedramiona na żeliwnej barierce. Sara uniosła brew.

– Pobrudzisz koszulę.

– Oj… dobra, trudno. – Odetchnęła. Rozejrzała się wokół. – Sara, mam problem.

Kobieta oparła się biodrem o mostek, patrząc uważnie na przyjaciółkę. Widziała, jak Weronika biła się z myślami, próbując ubrać w słowa to, co chciała jej przekazać. To była kolejna różnica między nimi. Sara nigdy nie oszczędzała rozmówcy i mówiła wszystko, co leżało jej na sercu – rzecz jasna w granicach rozsądku. Z drugiej strony definicja rozsądku w słowniku Sary była bardzo… ograniczona. W skrócie, nie szczędziła szczerych słów. Weronika natomiast zawsze próbowała pięknymi wyrażeniami okazać swoje troski lub uczucia, starając się jak najmniej zranić drugą osobę. Nie znała bardziej grzecznej i ułożonej kobiety, a biorąc pod uwagę ich codzienne życie, było to nie lada wyczynem.

– Mam wytrząsnąć to z ciebie czy sama powiesz? – Skrzyżowała ręce na biuście.

– Tylko nie krzycz na mnie, nie lubię tego.

– Mów, no już.

Bała się coraz bardziej tego, co usłyszy. Weronika zachowywała się ostatnio dziwnie, była nieobecna duchem i zamyślona, co zupełnie nie pasowało do ułożonej i stąpającej twardo po ziemi kobiety.

Odetchnęła jeszcze raz.

– Jestem w ciąży.

Sara wytrzeszczyła oczy, co musiało wyglądać komicznie, bo jej przyjaciółka roześmiała się skromnie.

– Słucham?

– Jestem w ciąży. Czwarty tydzień.

Pisnęła, gdy Sara objęła ją i pocałowała w policzek.

– Gratuluję! To cudownie! – Klasnęła w dłonie. – Cieszę się!

– Cicho… Nie krzycz, wariatko!

Popatrzyła na nią uważnie.

– Czekaj, moment. Znam ojca? – Weronika skrzywiła się nieznacznie. – Wera, kto jest ojcem?

– Nie możesz cieszyć się ze mną…

– Cieszę się oczywiście. – Zrobiła groźną minę. – Kto jest ojcem?

Weronika rozejrzała się wokół, by sprawdzić, czy nikt nie podsłuchuje ich rozmowy.

– Wiktor.

Oczy Sary pociemniały.

– Słucham?! – prawie krzyknęła. – Żartujesz sobie?!

– Nie, Sara…

– Ale jak?

Weronika przewróciła oczami.

– No mam ci tłumaczyć, jak się robi dzieci? Litości.

– Nie o to mi chodzi. Chociaż to byłoby ciekawe. Po prostu nie sądziłam, że jest to możliwe… W sensie… Weronika, czy wiesz, co ty narobiłaś?

Kobieta uśmiechnęła się smutno, a Sara zauważyła, jak chciała położyć drobną dłoń na podbrzuszu, ale zmitygowała się w ostatnim momencie. Zrozumiała, że obawiała się pokazywać osobom postronnym swój stan i całkowicie rozumiała jej decyzję. Pociągnęła ją delikatnie za ramię, zmuszając do dalszego spaceru.

– Chodź, nie powinnyśmy stać w miejscu. – Trzymały się za ręce. – Wera…

– Sara, nie wiem, co mam powiedzieć. Naprawdę nie wiem. – Spojrzała na nią. – Zakochałam się w nim, wkopałam się po uszy. Nie wiedziałam, że mogłabym… Nie spodziewałam się tego. Nie wiem, co robić…

– O czym ty mówisz? – Zatrzymała się gwałtownie. – Chyba nie myślisz o usunięciu ciąży?

Weronika była na skraju załamania, a kształtne usta drżały od powstrzymywanego płaczu.

– Nie, nie mogłabym. To jest moje dziecko… Nasze dziecko.

– On wie? – Wolała nie wymawiać na siłę tego imienia. Biedna Weronika… – Wera, powiedziałaś mu?

– Jeszcze nie. Zadzwoniłam od razu do ciebie. Co ja mam zrobić? Przecież… A jeśli on nie chce mieć dzieci? Jeśli odejdzie?

– Pójdziesz dzisiaj do niego i mu powiesz. – Ujęła twarz przyjaciółki w dłonie, zielone oczy błyszczały od łez. – I nie wierzę, że cię odrzuci. To… – wskazała delikatnym ruchem głowy na jej brzuch – jest cud. Nigdy do tej pory nie słyszano o współpracy obu stron, a co dopiero o romansie. To w ogóle nigdy nie przychodziło nikomu do głowy. Wiesz, że nie jest to fizycznie możliwe. To jest cud. Masz w sobie cud.

– Cud, który każdy będzie chciał zdobyć do własnych celów albo zabić. – Weronika zamknęła oczy. – Przecież ona będzie taka potężna…

– Ona? – Sara popatrzyła na przyjaciółkę zdziwiona. – Jak to ona? Przecież to czwarty tydzień.

– Mam wizje.

– Powtórz.

– Odkąd jestem w ciąży, mam wizje. I wiesz dokładnie, że nie są moje.

– Jak to możliwe?

Trzask gałęzi obudził instynkt Sary, która odwróciła się gwałtownie, zasłaniając przyjaciółkę własnym ciałem. Poczuła, jak Weronika odwraca się plecami, chroniąc tyły swojej partnerki, jednak kobieta wiedziała, że jedyne zagrożenie czai się przed nią.

Patrzyła na wysokiego mężczyznę ubranego w czarne skóry, uśmiechającego się paskudnie w ich kierunku. Otaczające ich drzewa zasłaniały widok ciekawskich oczu na tę scenę i na długie sztylety znajdujące się w masywnych dłoniach intruza. Kobieta była wściekła, że zeszły z głównej alejki. Wśród ludzi byłyby o wiele bezpieczniejsze.

– Nie powinnaś jej bronić. – Głos miał równie okropny jak uśmiech. – Wynaturzenie w jej ciele nie może ujrzeć światła dziennego.

– Patryk. Nigdy cię nie lubiłam. – Głos miała sztucznie miły. – I nie sądziłam, że z każdym słowem mogę lubić coraz mniej.

Mężczyzna spojrzał pożądliwie na jej smukłe ciało, zatrzymując na dłużej wzrok na wysuniętej spod sukienki nodze.

– Za to ty mi się zawsze podobałaś… – Podszedł do Sary, która przesunęła przyjaciółkę kilka kroków w tył. Delikatnym ruchem nadgarstka kazała Weronice odwrócić się w swoją stronę. – Jak skończę z twoją małą przyjaciółką, to zajmę się tobą. Mąż ci nie pomoże.

– Dlaczego tu jesteś? – Gorączkowo próbowała wymyślić plan ucieczki tak, aby nie pozostawić żadnych świadków. – Ktoś o tym wie?

– A po co? – Iskierka nadziei zatliła się w sercu kobiety. – Po co mam dzielić się bohaterstwem? Wyobrażasz sobie? Wojownik, który pozbył się pieprzonego mieszańca w ciele zdradzieckiej kurwy… A przy okazji zabawię się z największą suką w oddziale.

Rzucił się na nią, ale Sara była przygotowana na ten ruch. Błyskawicznie sięgnęła do kabury na prawym udzie i wyciągnęła nóż, raniąc Patryka w wyciągniętą dłoń. Szybkim kopnięciem w jądra powaliła go, próbując uderzyć w skroń rękojeścią broni, ale wykręcony nadgarstek i siła mężczyzny powaliły ją na ziemię. Zaciśnięte na szyi palce odbierały oddech. Widziała zbliżającą się w ich kierunku Weronikę, a srebrne ostrze rozbłysło w dłoni kobiety. Nie mogła na to pozwolić. Uderzenie w łokcie wyswobodziło ją, dzięki czemu mogła opleść szyję napastnika silnymi udami. Twarz mężczyzny powoli robiła się sina, ale podniósł Sarę i rzucił nią ponownie o ziemię. Ból rozlał się po całym ciele kobiety, a w płucach zabrakło powietrza, przed oczami poczerniało od uderzenia. Zamroczona zmusiła się do poruszenia obolałych mięśni.

Oparła się na kolanach, podczas gdy Patryk stanął nad nią, trzymając silnym ramieniem jej przyjaciółkę. Ostrze noża znajdowało się niebezpiecznie blisko jej gardła, ale z ulgą zauważyła, że jest daleko od tętnicy szyjnej. Nie chciał jej zabić, ktoś taki jak Patryk nie pomyliłby się, a ona miała szansę zaatakować, nie narażając Weroniki.

W tym samym momencie zza pleców Wojownika wyłoniła się potężna męska sylwetka, a czerwone oczy rozbłysły gniewnie. Sara rzuciła się w stronę Weroniki i wyrwała ją z objęć napastnika w tym samym momencie, gdy Wiktor chwycił mężczyznę i jednym ruchem skręcił mu kark. Zasłoniła własnym ciałem przyjaciółkę, chroniąc ją przed ewentualnym rykoszetem sztyletu i przed okropnym widokiem upadającego bezwładnie ciała. To nie było przeznaczone dla oczu delikatnej Weroniki, nawet jeśli była świetnym Wojownikiem.

– Weronika?

Wiktor uklęknął obok, szerokie plecy przesłoniły widok na zagajnik, w którym doszło do tego tragicznego spotkania.

– Zajmij się nią. – Popatrzyła na mężczyznę. Jego czerwone oczy zamieniły się w piękny niebieski odcień. – Opiekuj się nią. Musicie uciekać.

– Sara, nie… – Weronika próbowała coś powiedzieć.

– Posłuchaj mnie. – Spojrzała na przyjaciółkę, która doskonale widziała czerń oczu Sary. – Musisz mi obiecać, że uciekniecie. Wiktor… Zabierz ją stąd. Tu nie jest bezpiecznie.

Sara czuła, że Wiktor zna prawdę. Pojawił się tu, żeby chronić swoją ukochaną i ich dziecko. Ufała mu, instynktownie czuła, że może powierzyć mu życie swojej przyjaciółki.

– Sara, nie mogę…

– Weronika. – Jeden zwrot przyciągnął uwagę kobiety. – Obiecuję ci, że wasze dziecko będzie bezpieczne. Przysięgam, że zrobię wszystko, by je chronić. Zaufaj mi. – Ścisnęła dłoń przyjaciółki. – Ale musicie się ukryć. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, obiecuję. – W oczach Sary pojawiły się łzy. – Uciekajcie.ROZDZIAŁ 1

Nadużywanie klawisza cofania podczas pisania nie do końca pomaga. Pisania czegokolwiek. Tym bardziej gdy w głowie jest natłok myśli, którego nie sposób przelać na papier… Albo na ekran laptopa w ostateczności. Irytujący brak skupienia nie posuwał pracy dziewczyny nawet o linijkę ku końcowi. Po kolejnej minucie i kolejnych nerwowych uderzeniach w klawiaturę ze złością zatrzasnęła laptop.

Ukryła twarz w dłoniach, opierając jednocześnie łokcie o blat stołu. Czuła nieznośny ból w okolicy skroni. Pulsowanie nasilało się, z każdą sekundą powodując coraz większe mdłości i zawroty. Oddychała głęboko i spokojnie, tak jak nauczyło ją doświadczenie. To był jedyny sposób na przetrwanie ataku.

Słyszała szum ciągle pracującego laptopa, krople deszczu uderzające w parapet, skrzypienie podłogi u sąsiadów na górze, właśnie ktoś wstawił pranie. W bloku każdy dźwięk rozchodził się po wszystkich mieszkaniach, nic nie mogło się ukryć wśród czterech ścian. Oczywiście każdy słyszał to, co chciał, reagował też tylko na wybrane dźwięki.

Dziewczyna potrząsnęła głową. Nie mogła pogrążać się we wspomnieniach. Najważniejsze to pozbyć się bólu. Zaczęła masować skronie delikatnymi, kolistymi ruchami. Na dłoniach czuła lekkie łaskotanie włosów, a zapach pokrzywowego szamponu drażnił nos. Łagodny dotyk palców przynosił ukojenie, a dźwięk coraz gęściej padającego deszczu relaksował zmysły. Był koniec września, więc taka pogoda nikogo nie dziwiła, chociaż niewiele osób za nią przepadało. Luiza do tych osób nie należała.

Gdy tylko ból głowy trochę zelżał, wstała powolnym ruchem, podtrzymując się blatu stołu i skierowała się w stronę niewielkiej łazienki. Ciemnoniebieskie kafelki na ścianach pochłaniały światło żarówki, kontrastując z białymi meblami. Pochyliła się nad umywalką, ochlapując rozgrzane policzki chłodną wodą. Orzeźwienie pomogło jej, ból głowy zelżał. Wyprostowała się z ręcznikiem w dłoni i przejrzała w okrągłym lustrze.

Owalną twarz okalały włosy o zimnym odcieniu brązu, policzki miała zaróżowione, a spływające po nich kropelki wody powoli drążyły tunele w delikatnym makijażu. Podróż kończyły na kształtnych ustach, których kącik podnosił się lekko ku górze, gdy się uśmiechała. Słyszała to często, chociaż sama tego nie zauważyła. Nie, żeby uwielbiała przeglądać się w lustrze czy robić sobie zdjęcia. Zresztą, nauczyła się sprawnie unikać obiektywu aparatu i kamer.

Błyszczące niebieskie oczy skanowały obraz w lustrze. Zawsze lśniły podczas ataków, jakby dodatkowo rozpalała ją gorączka. Dziwnie kontrastowały z ciemną karnacją, a długie rzęsy rzucały cienie, tworząc mroczną obwódkę wokół oczu, co jeszcze bardziej podkreślało opalizujący kolor tęczówek.

Ból głowy przeminął równie nagle jak się pojawił, serce uspokoiło się, a oddech wyrównał. Luiza odetchnęła z ulgą i wyszła z łazienki, zarzucając ręcznik na wieszak przy drzwiach. Myśli wyciszały się, padający deszcz nie drażnił uszu, odgłosy sąsiadów nie wzbudzały niepokoju. Bezwiednie znalazła się w kuchni, sięgając po wodę w butelce. Odkręcając ją, zapatrzyła się w okno wychodzące na plac zabaw. Słyszała cichą melodię płynącą od Agnieszki, nastolatki mieszkającej pod nią, która co wieczór ćwiczyła grę na pianinie. Wsłuchując się w kojące nuty, popijała wodę i przyglądała się podwórzu przed blokiem.

Wiatr kołysał drzewami, poruszał huśtawkę złowrogim ruchem, ktoś przebiegał z samochodu do klatki, próbując jak najszybciej schować się przed opadem z ciemnych chmur. Krople spływały po oknie, uderzając w nie coraz mocniej, wybijając rytm współpracujący z melodią pianina. Luiza czuła, że zapada w trans, a jej wspomnienia krążą bezwiednie, próbując zakotwiczyć się w jednym wydarzeniu, które próbuje wypłynąć na powierzchnię.

Oczami wyobraźni zobaczyła molo, na które spadały ostatnie promienie zachodzącego słońca. Spacerowała wzdłuż morza, wsłuchując się w jego szum, obserwując pikujące ku tafli wody mewy, kątem oka widząc roześmiane twarze rodzin z dziećmi. Uwielbia szum wody, uwielbia czuć piasek na gołych stopach, uwielbia też słony zapach morskiego powietrza. Mogła być tutaj dzień w dzień, rozkoszować się wolnością, chwytać w płuca to, co daje natura. Spacer pochłaniał ją coraz bardziej, dzięki czemu pogrążała się we własnych myślach. Zbliżał się ciężki czas, ostatni rok studiów, po którym wszystko miało się zmienić. Myślała o swojej pracy magisterskiej, o pracy w klubie, o tym, jak będzie wyglądać jej przyszłość. I robiła wszystko, by nie zatracać się we wspomnieniach. Bała się tego, co przyniesie jej los.

Cztery lata temu rozpoczęła studia, wbrew wszystkiemu wybrała psychologię. Nie była pewna, czy jest to mądre posunięcie, bo jak osoba z problemami ma pomagać innym? Podczas nauki miała wzloty i upadki, tak jak większość osób, ale dzięki nim poznawała coraz bardziej siebie i przekonała się, że jednak dokonała słusznego wyboru. Wychodziła na prostą, a jej wybujała wyobraźnia, która sprawiała tyle kłopotów podczas dziecięcych lat, odchodziła w niepamięć albo po prostu Luiza nauczyła się odróżniać rzeczywistość od wyobraźni… W ostateczności nauczyła się nie mówić o niej głośno. Tak jak o wielu innych rzeczach.

Cały czas szła wzdłuż plaży, z każdym krokiem oddalając się coraz bardziej od molo. Chłodna woda oblewała kostki, a dreszcz przeszywający ciało Luizy zapowiadał szybko zapadający zmrok. Przystanęła, niepewna tego, dokąd poniosły ją nogi. Okolica wydawała się opustoszała, nie było słychać rozmów, śmiechów ani śpiewów, jedynie szum coraz bardziej niespokojnego morza. Poczuła irracjonalny niepokój, a zimny wiatr wywołał gęsią skórkę. Luiza objęła się ramionami i rozejrzała wokół.

Światła hotelu stojącego w oddali padały na szary piasek lekką poświatą. Wokół niego widziała poruszające się postacie, ludzi wchodzących po ogromnych schodach do budynku, chroniących się przed coraz silniejszym wiatrem. W pewnym momencie okazało się, że jest jedyną osobą na plaży. Nie pamiętała, jak tutaj dotarła, nie wiedziała, jak ma wrócić. Poczuła mrowienie między łopatkami, a jej zmysły wystrzeliły na najwyższy poziom. Podniosła wzrok…

I to było na tyle. Zdenerwowana niezdarnie odstawiła butelkę z wodą, która wylała się na brązowy blat w kuchni. Przeklęła pod nosem i mamrocząc coś o bezużytecznym umyśle, zajęła się sprzątaniem.

Za każdym razem, za każdym cholernym razem nie mogła wypełnić luki w pamięci. Wiedziała, że spojrzała w dal, bo poczuła niepokój. Czuła, że ktoś jest niedaleko i ją obserwuje. Była pewna, że ona też coś zobaczyła, ale nie mogła przypomnieć sobie co. Tak samo, jak nie pamiętała drogi powrotnej do hotelu. Obudziła się w pokoju mokra i zziębnięta, gdy Sandra wróciła ze spotkania z nowo poznanym w barze facetem.

W cichym mieszkaniu rozległ się sygnał dzwoniącej komórki. Luiza ruszyła w kierunku salonu, patrząc nieprzychylnie na zamknięty laptop. Powinna pisać pracę magisterską, a nie bawić się w ciuciubabkę z własnym umysłem.

– Halo?

– Brzmisz jak stara wiedźma. Skrzeczysz. – Usłyszała w telefonie najbliższą jej osobę, Sandrę.

– Dzięki, zawsze mogę na ciebie liczyć.

– Chyba cię to nie dziwi?

Słyszała, jak dziewczyna wyciąga klucze. Mogła się założyć, że obwieszona stertą toreb z nowymi ciuchami, butami i kosmetykami ma spory problem z otworzeniem drzwi. Sandra była niezdiagnozowaną zakupoholiczką, centra handlowe były sensem jej życia.

– Jak praca?

– Mmm… – Luiza przytrzymała komórkę ramieniem, stawiając jednocześnie czajnik z wodą. Zerknęła z wyrzutem na zatrzaśnięty laptop. – Napisałam kilka linijek.

– Cały dzień i kilka linijek? Specjalnie pojechałam do rodziców, żebyś miała spokój.

– Niedawno ktoś mi mówił, że jestem nienormalna, mam jeszcze czas, żebym puknęła się w łeb z tą magisterką. No i nie pojechałaś ze względu na mnie, tylko otwierali nowy sklep w galerii.

– Spadaj. – Sandra się roześmiała. – Chociaż z tym puknięciem się w łeb podtrzymuję stanowisko. Nawet jeszcze nie zaczęliśmy ostatniego roku, a ty już od kilku miesięcy ją piszesz. Wiem, wiem – powiedziała, gdy Luiza chciała jej przerwać. – Nie wyrobisz się ze wszystkim, musisz utrzymać stypendium, pracę i zdrowy umysł.

– Z tym ostatnim przy tobie będzie ciężko – westchnęła.

– Masz szczęście, że jesteś kilkadziesiąt kilometrów ode mnie, bo byś dostała nowiutką torebką od Tommiego Hilfigera.

Luiza usłyszała klucze rzucone na blat, na pewno jej przyjaciółka była w kuchni.

– Lepiej powiedz, jak zakupy, to jest bardziej interesujące niż moja magisterka. Tak na marginesie, też w końcu będziesz musiała się nią zająć.

– Nie marudź, nie psuj nastroju, mamy jeszcze kilka dni do rozpoczęcia zajęć. A na zakupach…

Luiza słuchała przyjaciółki, zaparzając jednocześnie herbatę i co jakiś czas zadając pytanie. Stanęła w tym samym miejscu przy oknie, zapatrzona w kołyszące się drzewa i krzaki. Sandra rozkręcała się coraz bardziej, właśnie opowiadała o chłopaku, który zaprosił ją na kawę – jak zwykle widząc ją po raz pierwszy w życiu.

– Dlaczego mnie to nie dziwi? – zapytała z przekąsem. – I co, zgodziłaś się?

– A jak myślisz? Wiesz, że uwielbiam kawę. – Luiza się roześmiała. – No w końcu się uśmiechasz. Słuchaj dalej…

Popijana herbata rozgrzewała jej ciało od środka, lekki malinowo-cytrynowy aromat rozchodził się po kuchni, drażniąc nos kuszącym zapachem. W tle cały czas szumiały drzewa, krople deszczu bez przerwy uderzały w parapet. Luiza wpatrywała się jak zahipnotyzowana w obraz za oknem. Kątem oka rejestrowała ruch huśtawki na placu zabaw, ale nie potrafiła oderwać wzroku od krzaków forsycji znajdujących się naprzeciw niej. Poczuła natarczywe mrowienie między łopatkami i spróbowała delikatnie rozruszać plecy, aby pozbyć się tego piekielnego uczucia. Przymknęła na chwilę oczy, a gdy je otworzyła, zobaczyła postać stojącą przed oknem. Czarna kurtka, spodnie i buty, mogła się założyć, że skryte pod kapturem włosy też były tego koloru. Luiza nie była w stanie wykonać jakiegokolwiek ruchu, była niczym marmurowy posąg. Miała wrażenie, że wpatrzone prosto w nią oczy przyszpilają ją do podłogi i wdzierają się w duszę, mrożąc ją w środku, wysysając całe ciepło organizmu.

Postać ruszyła się, światło latarni zamigotało w jej oczach. Widząc to, Luiza drgnęła, rozlewając gorącą herbatę na siebie, co przywróciło ją do rzeczywistości. Odstawiła kubek i w ułamku sekundy wróciła wzrokiem w tamto miejsce. Zamarła…

– Nikogo tam nie ma…

– Co? O czym ty mówisz? Słuchasz mnie w ogóle?

– Tak, tak. Przepraszam. Mów dalej.

Słuchając jej, rozglądała się po placu przed blokiem, próbując dostrzec cokolwiek w mroku nocy. W pewnym momencie dotarło do niej, że to była tylko jej wyobraźnia. Tak, na pewno jak zwykle płata figle Luizie. Typowe.

– Dobra, ja kończę, idę z mamą poplotkować. Będę jutro.

Luiza poczuła wyrzuty sumienia, bo nie pamiętała nic z rozmowy z przyjaciółką.

– Tak, przepraszam. Porozmawiamy, jak wrócisz, OK?

– Jasne. Kocham cię.

– Ja ciebie też. – Rozłączyły się.

To na pewno był jej wymysł, ta postać. Bolała ją dzisiaj głowa, wspominała plażę nad morzem, zresztą deszcz i wiatr mogły jej pomóc, tworząc złudzenie optyczne. Poza tym to niemożliwe, żeby ktoś stał w suchym ubraniu podczas takiej ulewy, prawda? Nietrudno o pomyłkę, tym bardziej będąc samej w mieszkaniu. Odwróciła się i popatrzyła na drzwi wyjściowe. Podeszła do nich i sprawdziła, czy są zamknięte.

– Na wszelki wypadek…

– Podejdziesz do tych kolesi spod trójki?

Luiza się odwróciła. Klaudia, czarnowłosa dziewczyna o długich nogach i talii osy, stała przed nią z błagalnym wyrazem twarzy. Kolejna typowa noc w pracy. Od rozmowy z Sandrą minęło kilka dni, które mogłaby poświęcić na własne zajęcia, na przykład pisanie pracy, ale cóż… Sandra jest zakupoholiczką a Luiza pracoholiczką. Idealne połączenie, prawda?

– Proszę, nie wyrabiam, a te buty zaraz doprowadzą mnie do szaleństwa. – Oparła się o blat i podniosła stopę w niebotycznie wysokich szpilkach.

– Jasne. Reszta twojej części ogarnięta?

– Tak, dzięki wielkie.

Z tacą w ręku ruszyła w stronę sali. Lata praktyki zapewniły jej zręczne lawirowanie między okrągłymi, niewielkimi stolikami. Każdy z nich skierowany był w stronę jednego z trzech podestów, na których tancerki poruszały zmysły mężczyzn. Ogromne ilości energii włożone w ćwiczenie pole dance nie były stracone, nawet Luiza podziwiała, z jaką zwinnością, siłą i seksapilem kusiły swoim tańcem klientów klubu. Jednak to był tylko taniec, w Legionie była jedna, bardzo istotna zasada: patrzenie – tak, dotykanie – nie. Chyba że chcesz wyjść z połamanymi kończynami. Albo czymś innym. I tyczyło się to zarówno tancerek, jak i kelnerek.

Luiza podeszła do trójki, stolika znajdującego się prawie na końcu sali. Nie czuła się komfortowo, stając przed mężczyznami, którzy taksowali ją wzrokiem. Wiedziała, co widzieli. Czarna bokserka, spod której wystawały ozdobne ramionka biustonosza, czarne obcisłe spodnie, sneakersy wydłużające jej już i tak długie, szczupłe nogi. Do tego lekki makijaż i gęste, brązowe włosy sięgające prawie do pasa. Dokładnie wiedziała, jak wygląda i nie była zadowolona z tego, jak patrzy na nią większość facetów w tym klubie. Nie była typem kelnerki, która wykorzystuje swoje ciało, żeby dostać większe napiwki. Zawsze starała się uchronić siebie przed natarczywym wzrokiem mężczyzn.

– Podać panom coś jeszcze?

Pochyliła się, by zebrać puste szklanki z niewielkiego, okrągłego stolika. Jeden z nich, ubrany w białą koszulę rozpiętą przy kołnierzyku i czarne spodnie od garnituru, przysunął się do niej. Piwne oczy wędrowały od jej biustu przez usta, zatrzymując się na oczach dziewczyny. Uśmiechnął się, a ten grymas odrzucił Luizę, jednak nie dała tego po sobie poznać.

– Może dołączysz do nas? – Owionął ją zapach wódki. Wyprostowała się.

– Niestety nie mogę. Coś do picia?

– Nie bądź taka nieśmiała, przecież jak chwilę z nami posiedzisz, nic się nie stanie.

– Nie jestem od siedzenia z gośćmi, tylko od ich obsługiwania.

Mężczyźni zarechotali. Dziewczyna spojrzała w stronę Marcina, szefa ochrony, który akurat ją obserwował i skinęła niezauważalnie głową. Wolała mieć jakieś zabezpieczenie.

– Podać coś do picia? Kolejny raz nie zapytam.

– Kotku, jesteśmy klientami i płacimy za to, żebyś nas… obsługiwała. Nie chcemy nic pić, chcemy, żebyś zadowoliła nas… swoim towarzystwem.

– Poszukajcie domu publicznego, żeby ktoś was zadowolił.

Chciała się odwrócić, ale poczuła, że jej lewy nadgarstek jest zamknięty w mocnym uścisku. Ból rozniósł się po ręce, gdy jeden z nich pociągnął ją w swoją stronę. W ostatnim momencie złapała równowagę, odwróciła się i z całej siły wymierzyła cios pięścią, trafiając prosto w nos natarczywego faceta. Usłyszała obrzydliwe chrupnięcie łamanej kości i przekleństwa wokół. Mężczyźni wstali, gotowi rzucić się na nią, ale nagle ich wzrok spoczął na kimś znajdującym się za jej plecami.

– Na waszym miejscu przemyślałbym to.

Zamarła, gdy usłyszała niski, wibrujący głos. Nie znała go, ale bała się odwrócić, żeby nie stracić z oczu tych dupków. Cieszyła się, że ktoś stanął w jej obronie, bo sama wolała nie wdawać się w bójki. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki panowie usiedli potulnie i skurczyli się w sobie. Nic dziwnego, nie widziała, kto jej pomógł, ale czuła, jak moc bijąca z ciała mężczyzny obezwładnia wszystkich wokół.

– Wracaj do pracy, a my sobie porozmawiamy.

W końcu się odwróciła i prawie zderzyła się z… naprawdę przystojnym facetem. Chociaż nie, to złe określenie. Czarne, krótko ostrzyżone włosy eksponowały jego silnie zarysowaną szczękę. Szare, jakby stalowe oczy otulone były czarnymi, gęstymi rzęsami. Nie patrzył na nią, cały czas pilnował wzrokiem tamtych mężczyzn. On nie był tylko przystojny, był niepokojąco piękny, seksowny i niebezpieczny. Bezwiednie chłonęła wzrokiem resztę jego ciała. Biała koszula z lekkiego materiału opinała szeroką klatkę piersiową, zarys bicepsów przyciągał wzrok, ręce schowane były do kieszeni czarnych spodni. Mimo luźnej postawy Luiza miała wrażenie, że wystarczył jeden niewłaściwy ruch z ich strony i w ułamku sekundy pożałowaliby tego.

– Wracaj do pracy.

Spojrzał na nią, mrożąc ją do szpiku kości i pozbawiając oddechu.

– Idź. – Popchnął ją lekko w stronę baru.

Najszybciej, jak mogła, znalazła się na zapleczu. Syknęła wściekle, gdy poczuła ból w prawej dłoni od uderzenia w futrynę drzwi. Lewy nadgarstek też ją palił, no i miała wrażenie, że cała się trzęsie. Nie, nie miała wrażenia, ona faktycznie się trzęsła.

– Jesteś cała? – Klaudia weszła na zaplecze.

– Luz.

Kobieta podeszła do niej i obejrzała dłoń dziewczyny.

– Nie jest złamana, ale na pewno obiłaś ją porządnie. Widziałam, jak mu przywaliłaś, niezły cel. – Zaśmiała się. – Przepraszam, że wystawiłam cię akurat na nich.

– Nie zrobiłaś tego specjalnie. Dobrze, że nie stało się nic więcej. Muszę ją usztywnić.

– Pomogę ci. – Klaudia wyciągnęła z apteczki bandaż elastyczny i delikatnym ruchem owinęła dłoń dziewczyny. – Zrobione.

– Dobrze mieć przyszłą pielęgniarkę na miejscu. – Kelnerka spłonęła rumieńcem.

– To nic wielkiego. I nie mów hop.

Luiza się roześmiała, chociaż czuła lekki niepokój, a ból w dłoni stawał się coraz bardziej nieznośny. W Legionie cały czas spotykała tego typu facetów, zresztą tak jak każda z pracujących tu dziewczyn. Natomiast po tylu latach pracy pierwszy raz sama musiała zadbać o siebie, bo Marcin nie zdążył na czas. Nie miała nic przeciw temu, ale wolała unikać rozgłosu.

To znaczy, nie sama. Nie wiedziała, kto wylądowałby w szpitalu z połamaną szczęką, gdyby nie interwencja nieznajomego mężczyzny. Chociaż z drugiej strony wiele razy widziała tego rodzaju spojrzenie i była pewna, że tamci faceci mieli niezłe kłopoty.

– Powinnaś jechać do domu. I tak nie dasz rady pracować z bandażem. A najlepiej, żebyś pojechała na urazówkę.

– Powiesz Marcinowi? Właściwie, widziałaś, gdzie był Marcin, jak temu kolesiowi odbiło?

– Tak, szedł w twoją stronę, ale po drodze coś się stało i musiał działać. Chyba widział, że sobie radzisz.

– Dziwne… – Klaudia popatrzyła na nią z niezrozumieniem w oczach. – Nic, nieważne. Dobrze, że ten mężczyzna mi pomógł.

– Ten czarnowłosy przystojniak? Ciekawe, kto to był, pierwszy raz go widziałam.

– Ciekawe. – Luizę prześladowały jego stalowe oczy. Znowu poczuła ucisk w klatce. – Pomożesz mi włożyć kurtkę? Jednak sama poszukam Marcina.

– Jasne.

Dziewczyna ubrała się z pomocą koleżanki, zarzuciła torbę na ramię i ruszyła w stronę drzwi. Już miała sięgać do klamki, gdy te się otworzyły. Odskoczyła zwinnie, patrząc w brązowe oczy Marcina. Taksował uważnie każdy cal ciała Luizy, aż spoczął w końcu na bandażu i mruknął przekleństwo.

– Dzisiaj wszystkim odbija. Musimy mieć więcej osób w ochronie, taka sytuacja nie może się powtórzyć.

– Poradziłam sobie. – Luiza uśmiechnęła się delikatnie.

Marcin wyglądał jak typowy ochroniarz olbrzym, w którego wnętrzu miękkie i wrażliwe serce kontrastowało z twardym charakterem. Wygląd, empatia i silna osobowość zrobiły z niego właściciela jednego z najlepiej prosperujących klubów dla mężczyzn w całym mieście. Dobry menadżer, jeszcze lepszy szef, ale przede wszystkim wyśmienity ochroniarz. Nic dziwnego, skoro służył w policji. Przystojna twarz i atletyczne ciało były szczytem, który chciało zdobyć wiele dziewczyn, ale nigdy nie zauważyła, żeby którąś z nich był faktycznie zainteresowany. Podszedł do niej i delikatnym ruchem ujął lewą dłoń, na co skrzywiła się mimochodem. W oczach Marcina zapłonął gniew.

– Zaraz wracam, poczekaj.

– Marcin, nie. – Odwrócił się zdziwiony, słysząc jej stanowczy głos. – Mam już dosyć, chcę tylko wrócić do domu. Wyrzuć ich, gdy już odjadę. Zamówisz mi taksówkę?

– Chodź. Odprowadzę cię.

Wychodząc z zaplecza, zerknęła na salę, ale przy trzecim stoliku nikogo nie było, zostały tylko puste szklanki, których nie zdążyła zebrać. Zmrużyła oczy. Rozejrzała się, jednak nie zauważyła niczego podejrzanego.

Noc była chłodna, kompletne przeciwieństwo gorących wrześniowych dni. Pogoda zupełnie zwariowała. Luiza zamknęła oczy, co było tylko chwytem mającym na celu odcięcie się od stojącego obok niej Marcina. Była zmęczona i obolała, ale rześkie powietrze wprowadzało równowagę w jej organizmie. W głębi duszy czuła, że dzisiejsza sytuacja to dopiero początek niespodzianek.

– Wszystko dobrze? Trzęsiesz się.

– Trochę mi zimno. Zadzwoniłeś po taksówkę?

– Tak, niedługo powinna być. Jest druga w nocy, więc pewnie rozwożą dzieciarnię z klubów. Trzymaj.

Kurtka mężczyzny znalazła się na ramionach dziewczyny. Poczuła rozkoszne ciepło rozchodzące się po ciele i męskie orzeźwiające perfumy pomieszane z zapachem skóry. Zadrżała od różnicy temperatury. Marcin, widząc to, objął ją ramieniem. Zerknęła na niego zaskoczona, a on w odpowiedzi wzruszył ramionami.

– Trzęsiesz się.

Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, poczuła mrowienie i mięśnie na plecach automatycznie napięły się. Dziwne… Miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje i nagle zaczęła czuć się niekomfortowo w objęciach kolegi z pracy. Popadała w paranoję, przecież na tyłach klubu byli tylko oni. Wiedziała to, widziała to, a jednak niepokój ściskał jej serce. Zrzuciła z ramion kurtkę, gdy uderzyła w nią fala gorąca.

– Dziękuję, już mi cieplej. – Usłyszała warkot samochodu. – O, jest taksówka.

Spojrzała na Marcina i uśmiechnęła się lekko.

– I dziękuję, że poczekałeś ze mną. Wracaj do pracy, bo bez ciebie rozniosą klub.

– Napisz, gdy dojedziesz do domu.

– Jak nie zapomnę. Dzięki jeszcze raz.

Luiza skierowała się do taksówki. Już miała wsiadać, gdy poczuła impuls, ciężką do zwalczenia chęć obejrzenia się za siebie. Drzwi do klubu zamykały się za Marcinem, ale niczego poza tym nie zauważyła. Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc, o co chodzi. Ból w ręce orzeźwił ją i dopiero dotarło do niej, że bezwiednie próbuje ścisnąć obandażowaną pięść.

– Na Długą piętnaście poproszę.

Zmusiła się do zatrzaśnięcia drzwi, a po chwili taksówka ruszyła. Oparła głowę o zagłówek i przymknęła oczy, walcząc z bólem, który starannie odganiał sen. Dziesięć minut później zaparkowali pod blokiem. Po opłaceniu pobiegła do klatki i niezgrabnie wyciągnęła klucze. Gdy otworzyła drzwi, usłyszała odjeżdżający pojazd i poczuła ciepło na sercu, że mężczyzna poczekał aż będzie bezpieczna w środku.

– Luiza? – Jej przyjaciółka była zaspana, ale jak zawsze obudziła się, gdy dziewczyna wróciła z pracy. – Która godzina?

– Po drugiej. Śpij. – Odwiesiła klucze do skrzynki przy drzwiach.

– Yhym, okej…

Tabletki przeciwbólowe – to był jej najbliższy cel. Z każdą minutą czuła coraz większą opuchliznę, a ból promieniował coraz wyżej.

– Szkoda, że nie mogę jechać do szpitala – mruknęła pod nosem. Połknęła dwie tabletki, popijając je zimną wodą.

W sypialni dopadło ją zmęczenie. Rzuciła torebkę na biurko, zdjęte ubrania wylądowały na fotelu, a ona sama położyła się w puchowej pościeli. Emocje, ból i niezrozumiałe odczucie bycia obserwowaną zbierały żniwo, poczuła ogarniające ją coraz szybciej znużenie. Sięgnęła po telefon. Napisanie wiadomości do Marcina było ostatnią rzeczą, którą zrobiła.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: