Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość

Człowiek-Brzytwa. Cztery szkice o felietonach Antoniego Słonimskiego - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
10 października 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
34,00

Człowiek-Brzytwa. Cztery szkice o felietonach Antoniego Słonimskiego - ebook

Są pisarze, którzy tną piórem jak mieczem. Są tacy, którzy kłują celnie jak floretem. Antoni Słonimski chlastał brzytwą. Felietonistyczną.

Majcher felietonowy był bronią, której obawiali się zarówno przyjaciele, jak i wrogowie Słonimskiego. Wielu chciało mu ją wytrącić z ręki, bo jego złośliwe żarty zrzucały z piedestału najbardziej surowych kapłanów wszelkich wyznań, poetyk i ideologii.

Równie wielu chciało się na nią nadziać, bo napaści AS-a więcej dawały pisarzom popularności niż zdawkowe pochwały krytyków. Były zaproszeniem na ring, na którym walczą zawodnicy najcięższej kategorii.

Bicz na grafomanów, szatan żydowskiej inteligencji, heretyk na ambonie. Lecz również sentymentalny poeta i utopijny marzyciel. Jedna z najważniejszych postaci polskiej literatury XX wieku, dziś nieco pokryta bibliotecznym kurzem.

Człowiek-Brzytwa to portret Słonimskiego publicysty – pisarza, który wywarł ogromny wpływ na kilka pokoleń przekornej polskiej inteligencji, w którego życiu i twórczości odbijają się najtrudniejsze problemy polskiej historii, którego odwaga, styl i błyskotliwość także dzisiaj mogą służyć za drogowskaz.

Spis treści

Wstęp. Polonista też człowiek

Majcher felietonowy

Żebym to ja tak był Panem Bogiem. Kroniki tygodniowe Słonimskiego i Prusa

Kontynuować swój dowcip. Felietony 1951–1964

Szczupły przechodzień. Felietony z "Tygodnika Powszechnego"

Od autora

Przypisy

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8325-117-2
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP. POLONISTA TEŻ CZŁOWIEK

„Polonista też człowiek i musi żyć. Szkoda tylko, że musi żyć z przypisów. Polonista żyje z tego, że tłumaczy dzieciom, co to jest «zacierka», a starszym tłumaczy, co autor miał na myśli i dlaczego Mickiewicz użył słowa «błysnęła». Polonista, profesor, historyk literatury, staje się coraz bardziej zmorą, ale za mało jest widmem. Wszędzie go pełno. Polonista zaczyna skromnie od przypisów, a potem włazi na katedrę i już decyduje o tym, kto w historii literatury godzien jest wzmianki, a kogo pominąć milczeniem. Jaki jest pożytek z tych pachciarzy? Gdyby to jeszcze byli skromni przyczynkowicze, pseudonaukowcy, znający swe miejsce, ale na takich właśnie przypisach rosną bogate draby. Nie ma na nich sposobu. Skompromituje się jeden z drugim, przyłapie się go na bladze, niechlujstwie, głupstwie, i nic to nie pomoże”¹.

Tak pisał Antoni Słonimski w roku 1935 i do końca życia zdania na temat polonistów nie zmienił. Z jego tekstów poświęconych wpadkom profesorskich sław – ich chybionym pomysłom, nieudanym interpretacjom, śmiesznym hipotezom – można by ułożyć małą antologię ku przestrodze adeptów nauk humanistycznych. Pretensje Słonimskiego zgłaszane do „uniwersyteckich belfrów” wcale nie są bezpodstawne. Co więcej, na jego ostre pióro nadziewały się głównie największe polonistyczne autorytety. Dowody?

Juliusz Kleiner: „Każdy z nas wiedział, że Kleiner to nie Brzozowski, że to mierny, ale uczciwy badacz materiału historyczno-literackiego. Posiedziałem trochę nad książką Kleinera o Mickiewiczu i zamknąłem ją z uczuciem lekkiego przerażenia. Kilkadziesiąt stron, na których Kleiner zupełnie niepotrzebnie opowiada swoimi słowami treść wierszy, stoi na poziomie przeciętnego, źle nauczonego maturzysty. Najczulsze sekrety poezji nie są obce chytremu Kleinerowi. Pisząc o Odzie zdradza nam wstrząsające tajemnice kunsztu poetyckiego: «Toteż świetny jest początek i przekreślającą siłą negacji i konkretnością szkieletów (?), i rozczłonkowaniem rytmicznym, i władaniem samogłosek «e» i «u», którymi najłatwiej oddać wstręt i niechęć». «E» – jakie to głupie! «U» – jakie to nieprzyjemne. Niech sobie prof. Kleiner policzy «e» i «u» w takich słowach: «Estetyzujący uniwersytecki belfer»”².

Julian Krzyżanowski: „Gdy wziąłem do ręki historię naszej literatury zasłużonego profesora Juliana Krzyżanowskiego, «oko mi zbielało». Dowiedziałem się, że jestem autorem komedii Wieża Babel. Zasłużony profesor chyba nawet nie miał w ręku mego dramatu poetyckiego, bo o dowcip go nie podejrzewam. Oto jeszcze jeden przykład solidnych informacji zasłużonego profesora: «Z poetów późniejszych mistrzami ironii byli Słowacki i Asnyk, z powieściopisarzy Żeromski, Berent, Nowaczyński, Lemański». O jakich to powieściach Nowaczyńskiego i Lemańskiego mówił pan profesor? Czy Żeromski był mistrzem ironii? Broń nas Boże przed bezstronnością i solidnością profesorską”³.

Zenon Przesmycki: „Miriam, któremu zawdzięczamy pierwsze wydanie poezji Norwida, przetrzymywał wiersze wielkiego poety po kilkanaście lat u siebie w biurku, a wydawca nie mógł się doprosić ani tomu piątego pism zbiorowych, ani utworów wybranych. Wiersze leżą przez ten cały czas złożone w drukarni, a wydawca musi czekać na przypisy. Obecnie, gdy znamy przypisy do wyboru utworów, który nareszcie się ukazał, nie możemy pojąć, jak można było dla takich głupstewek nie wypuszczać przez tyle lat nieznanych wierszy wielkiego poety. Czyżby to zarozumiałe mniemanie, że przypisy ważniejsze są od wierszy? Chyba brak czasu, chyba to, że Miriam tak był zajęty co rano układaniem misternej fryzury przykrywającej łysinę, że nie mógł nadążyć do wieczora”⁴.

I na koniec tous ensemble: „Mamy katedry literatury, seminaria, w szkołach średnich literatura jest przedmiotem obowiązkowym. Roi się po prostu od różnych profesorów i doktorów, krytyków i nauczycieli, którzy baranimi głosami mówią o miłostkach Mickiewicza i mętnym stylem streszczają jego jasne i przejrzyste dzieła”⁵.

Auć… W pierwszym odruchu w ogóle odechciewa się pisać o Słonimskim. Ale czy słusznie? Ataki Człowieka-Brzytwy żadnemu z pokrzywdzonych przecież nie zaszkodziły. Jeśli przyznamy, że istotą felietonu jest kpić z wszelkich świętości; jeśli zgodzimy się, że czasem naukowiec staje pomiędzy artystą a odbiorcą, chybionymi i niezrozumiałymi komentarzami zakłócając odbiór literatury; jeśli stwierdzimy, że niekiedy praca naukowa, niedopasowana sposobem ujęcia lub stylem do przedmiotu badań, zaciemnia analizę dzieła literackiego, a wskutek nadmiaru filologicznego żargonu staje się dla czytelników niestrawna – otóż stwierdziwszy to wszystko, możemy śmiało kontynuować, nie lękając się surowego oka poety, spoglądającego na nas z jego tekstów.

Idealny filolog – za przykład, rzecz jasna, posłużył Słonimskiemu Tadeusz Boy-Żeleński – „Sięga do historii i jednocześnie oświetla najbardziej palące zagadnienia aktualności. Ożywia brąz pomników i wypowiada walkę zakłamaniu”⁶. Zwykle jednak bywa odwrotnie: „daltoniści piszą o kolorach”, o nauce „pseudonaukowcy”, a „o poezji krytycy, którzy jej nie lubią”. Pomiędzy dziełem a jego analizą nie powinno być dysonansu. Człowiekowi bez poczucia humoru nie wolno zatem pisać rozprawy o Boyu, a naukowiec nieczuły na poezję nie może zajmować się wierszami Mickiewicza⁷. Słonimski przekonywał ponadto, że naukowca musi cechować przekorna podejrzliwość względem prawd powszechnie uznanych i popularnych, względem autorytetów, a czasem nawet zdrowego rozsądku.

Uzbrojony w taką tarczę, mogę rozpocząć kreślenie portretu jednego z najciekawszych polskich pisarzy XX wieku. Portretu nie poety jednak, lecz felietonisty. Albowiem Słonimski jako kronikarz, nie poeta, przeszedł do legendy, stał się autorytetem moralnym i wzorem do naśladowania dla kilku pokoleń Polaków. Chcę opisać legendę Człowieka-Brzytwy – czołowego polskiego „agresora publicystycznego”. Legendę, którą kreował sam Słonimski i którą głosili jego uczniowie. Legendę, w której jak w zwierciadle (krzywym oczywiście) odbija się osobowość pisarza, jego inspiracje i autokreacje, idee, które mu przyświecały, miłości, antypatie, czyny, życiowe wybory, porażki i sukcesy. Chcę zwrócić uwagę na tematy, które budziły jego zainteresowanie, i wydarzenia historyczne, których echa po latach odnajdujemy w tomikach felietonów coraz bardziej pokrywających się kurzem na regałach bibliotek. Chciałbym również przyjrzeć się samemu gatunkowi felietonu i tej jego odmianie, którą zainicjował i przez długie lata próbował uprawiać autor Kronik tygodniowych. Pozwoli mi to, być może, przyjrzeć się również pewnemu typowi umysłowości, inteligenckiego etosu, który reprezentował Słonimski. W końcu zamierzam odpowiedzieć na pytanie, czego może jeszcze nauczyć zmarły pół wieku temu pisarz współczesnego czytelnika, jakie korzyści możemy czerpać ze starych, nieaktualnych, w większości zupełnie zapomnianych felietonów i historii życia tego niegdyś sławnego na cały kraj poety, dziś kojarzonego najwyżej z paroma staroświeckimi wierszami.

Trudno oddzielić publicystykę Słonimskiego od jego biografii oraz od bieżących wydarzeń kulturalnych, politycznych czy społecznych – obie te sfery odbijają się w sobie tak, że czasem stara kronika objaśnia zawiłości dawnych, dziś już zapomnianych wydarzeń, a czasem wydarzenia objaśniają zatarty przez czas sens dawnych felietonów. Kontekst historyczny, który ma rzucić światło na poszukiwania w ciemnych korytarzach tekstów sprzed lat, powinien być jednak wyłącznie wątłym ognikiem kaganka, pozwalającym czytelnikowi trzymać się ścieżki, przypomnieniem faktów znanych i często wielokrotnie opisywanych, a nie reflektorem wydobywającym na jaw szczegóły skomplikowanych procesów politycznych i historycznych, w które uwikłane były twórczość i życiorys bohatera tej książki⁸.

Felieton cytowany na samym wstępie kończy się słowami: „Warto by zacząć wielką kampanię przeciw tym nieprodukcyjnym pośrednikom. «Polonistów czas zacząć», jak powiedział Mickiewicz. Czy nie za dużo tych półmędrków i półgłupków, tych «komentatorów», tych słówek podkreślonych kursywą, tych ciemnych głów bawiących się w objaśniaczy. Kursywa ich mać”⁹. A może zamiast polonistów warto na nowo zacząć Pana, Panie Słonimski? W końcu, jak słusznie Pan zauważył, z czegoś musimy żyć…MAJCHER FELIETONOWY

1.

Słonimski ośmieszał, obrażał, przestraszał – ludzie czytali i dobrze się bawili. Nie wszyscy oczywiście. Byli i tacy – wbrew pozorom nie tylko ofiary jego dowcipu – którym te żarty nie odpowiadały. Wśród poświęconych mu prac historycznoliterackich szczególnie jedna agresywnie rozprawia się ze Słonimskim czasów dwudziestolecia międzywojennego – szkic Jerzego Paszka Słonimski o Berencie, czyli nie-„Jedna strona medalu”¹⁰. Paszek, wyraźnie urażony atakami na Wacława Berenta, postanowił zdemaskować rażące braki w rozumowaniu Słonimskiego, napiętnować jego hipokryzję i niesprawiedliwość oraz odbrązowić trochę legendę rzekomo najwybitniejszego polskiego felietonisty.

Autor artykułu odnalazł w rocznikach „Wiadomości Literackich” fragmenty Kronik odnoszące się do Berenta, by krok po kroku odkłamać sądy poety na jego temat. Przede wszystkim zarzuca Słonimskiemu łgarskie przekazanie w Kronice tygodniowej informacji na temat źle zorganizowanej inauguracji Polskiej Akademii Literatury i przemówienia, które na cześć tej doniosłej chwili wygłosił wybitny prozaik. Oto odpowiedni fragment felietonu z roku 1933: „Cokolwiek by się powiedziało o przemówieniu p. ministra Jędrzejewicza, było ono szczytem krasomówstwa i elokwencji wobec dukania prezesa Sieroszewskiego i wielkiego, nieśmiertelnego, bo wieki trwającego przemówienia Berenta. Poważny i zasłużony pisarz doprowadził zebranych do cichej pasji. Sala biła ironiczne oklaski. Ludzie klęli akademię i przeklinali całą literaturę. Gdyby ktoś podsunął pomysł zburzenia pomnika Mickiewicza, myślą tą porwałby zebranych. Berent czytał, a raczej mamrotał pod nosem w sposób dla nikogo niezrozumiały tak długo, że przez ten czas wzeszłaby ozimina, a ludzie mogli się zmienić w żywe kamienie i obrócić w próchno. Gorszące targi z prezydium o nieprzerywanie odczytu, ciągnięcia za połę prelegenta dodawały swoistego uroku temu świętu literatury polskiej. Z początku było to wszystko zabawne. Ale śmieszność sytuacji minęła szybko. Zostało przykre poczucie wstydu. Znakomity pisarz przez niezrozumiały brak umiaru, poczucia czasu i zdolności wypowiadania się stał się przedmiotem kpin czterystu ludzi”¹¹.

Relacja ta, która później niektórym historykom posłużyła jako dokument, według Paszka stanowi kwintesencję felietonistycznego światopoglądu Słonimskiego i przykład tego, jakimi perfidnymi sztuczkami i przeinaczeniami się on kierował, dając wyraz swoim animozjom. Badacz zdanie po zdaniu zbija oskarżenia i drwiny – na korzyść Berenta, rzecz jasna. Przyznaje, że złe nagłośnienie sali utrudniało odbiór przemówienia, nie spiera się, że uczestnicy inauguracji wyrażali z tego powodu zniecierpliwienie, ale jednocześnie odkrywa, że przemówienie wcale nie trwało „wieki”, lecz najwyżej godzinę. „Każdy czytelnik mógł zapytać: nic nie było słychać Berenta, ale co on w istocie mówił? Może było to coś ważnego?” – stwierdza Paszek, po czym streszcza główne wątki przemówienia. Do pewnego momentu argumentacja badacza posuwa się naprzód torami logiki, lecz w końcu wykoleja się i stacza w przepaść emocji. Paszek przytacza relację Marii Dąbrowskiej z tego samego wydarzenia, ale zniechęcony równie cierpkim tonem pisarki, która nie szczędzi kąśliwych uwag nudnej uroczystości – „oficjalnej bujdzie w złym guście” – nazywa jej Dziennik, z którego pochodzi owa relacja, „wynurzeniami”. Niechęć autorki do inauguracji PAL uzasadnia zaś tym, że nie zaproszono jej na przyjęcie odbywające się po oficjalnych uroczystościach¹².

Ale to dopiero początek. Paszek gubi się w zarzutach i dowodach rzekomej winy Słonimskiego. Nie może pojąć, że poeta raz Berenta chwali (ciepło wyraża się o jego powieści Nurt), a raz gani (zarzuca mu antysemityzm), i nazywa to brakiem logiki oraz dwulicowością¹³. W końcu wypala z największego działa. Na głowę „dowcipkarza” Słonimskiego sypią się poważne oskarżenia: gra pod publiczkę, niemoralność, jednostronność, pomijanie rzeczy ważnych na rzecz śmiesznostek i kuriozów, a dalej – w anglojęzycznym podsumowaniu – „simplifications, logical contradictions of the argument, the journalistic immorality and hipocrisy”¹⁴. Paszek, zamiast bronić twórczości Berenta przed kpinami Słonimskiego, postanowił przelać na papier swoją niechęć i urazę, zamiast krytycznie ocenić dorobek poety, ujawnić jego uchybienia, zacietrzewienie, klikowość – co zapowiadał we wstępie – zamiast prześledzić, jak felietonista przekształca rzeczywistość na potrzeby tekstu literackiego, sam popadł w daleką od obiektywizmu pasję.

Aby jednak nie zostać posądzonym o stronniczość, a jednocześnie pragnąc wesprzeć się argumentami autorytetów, które również nie widziały w Słonimskim wielkiego artysty, przytoczył w swojej rozprawie krytyczne opinie wybitnych twórców epoki Kronik tygodniowych, które mają świadczyć o tym, że nie zawsze i nie wszyscy skłonni byli wynosić Słonimskiego na artystyczny panteon dwudziestolecia literackiego. Szczególnie godna uwagi wydaje się perspektywa Karola Irzykowskiego, odsłania bowiem niejedną tajemnicę felietonistycznego rzemiosła.

2.

Słonimski już na początku swej literackiej kariery zapałał niechęcią do Irzykowskiego oraz do typu myślenia, inteligencji, postrzegania świata, stosunku do literatury, które on reprezentował. Ich pierwsze starcie nastąpiło już w roku 1920 na Zjeździe Literatów Polskich. Odtąd atakowali się regularnie, choć początkowo Irzykowski cenił wiersze i sztuki teatralne Słonimskiego, a ich pierwotny spór o istotę krytyki literackiej, toczący się na łamach „Wiadomości Literackich” w latach 1926–1928, był jeszcze pojedynkiem na argumenty¹⁵. Konflikt jednak się tlił.

W satyrycznym felietonie zamieszczonym w zbiorze Mętne łby Słonimski tworzy prywatną klasyfikację czytelników. Żaden z typów oczywiście nie charakteryzuje czytelnika mądrego, wrażliwego i bystrego, ale jeden typ jest szczególnie obrzydliwy i karykaturalny – to Irzykowski: „Czytelnik-piła, który lubi Hebbla. Lubi sobie przeczytać coś ciężkiego, gruby tom, napisany zawiłym stylem. Sumienne ścierwo. Nie lubi jasności, lapidarności i dowcipu. Gdy z trudnością przebrnie przez mętne i powykręcane, najeżone nomenklaturą filozoficzną artykulisko, ma zadowolenie, że zrozumiał mniej więcej, o co chodzi i wdzięczny jest autorowi. Kolekcjonuje takie piły, które udało mu się przebrnąć! Mówi, że to głębokie, i sam się przez to ma za inteligenta. Ciemny i wykoślawiony błazen”¹⁶. W późniejszych latach zdania na temat Irzykowskiego, „korektora, pieniacza, polemisty, komplikatora”¹⁷, nie zmienił. Miał mu za złe nudną i zawiłą Pałubę, ciągłe i natrętne pretendowanie do pierwszeństwa w rozmaitych odkryciach („Ja pierwszy!”), ale szczególnie nie mógł mu wybaczyć niechęci do Boya, jego mistrza i przyjaciela, pierwszego – jak pisał w Kronikach – pisarza w Polsce¹⁸.

Przyczyny osławionego konfliktu obu pisarzy tłumaczy w jednym z felietonów Stefan Kisielewski. Według Kisiela Boy był symbolem tego, z czym Irzykowski walczył: płycizny, wtórności umysłowej, umiejętnie zamaskowanej pięknym językiem, wdziękiem, kokieterią i dowcipem. „Rurę wielbicie zamiast źródła”¹⁹ – wołał Irzykowski w Beniaminku. „Oto jest Boyowska miara: skandal jest środkiem godziwym, ponieważ jest środkiem praktycznym – wzmaga nakład!”²⁰ – komentował upodobanie Boya do sensacji literackich. „Z historii literatury zrobił wielkie plotkarium”²¹. „Boy nie zrozumiał wagi ataku – pisał Kisiel – nie okazał się partnerem, myślał, że o niego tylko chodzi, odpowiedział jak obrażona primadonna, bez wdzięku i humoru tym razem, ostro a brutalnie, lecz nie tykając samej problematyki”²². W kontrataku wsparł mistrza Słonimski, także w obronie własnych przekonań. Napaść Irzykowskiego godziła bowiem w całe środowisko „Wiadomości Literackich”, inicjator polemiki zaś reprezentował sobą wszystko, co było zaprzeczeniem osobowości Boya – współczesnego, zaangażowanego społecznie pisarza. Inna sprawa, czy Kisiel miał rację, oceniając przesłanki, jakimi kierowali się Boy i Irzykowski we wzajemnych atakach. Rację ma chyba Adolf Nowaczyński, który stwierdził przytomnie: „Dwie przekupki z Kleparza rozstawiły w Warszawie stragany zbyt blisko siebie; jednej się powiodło, bo miała dużo towaru w dobrym modnym gatunku”²³. Mimo to ów konflikt nie był tylko drobną kłótnią dwóch pisarzy-publicystów, walczących o powodzenie u czytelników. Szybko zamienił się w światopoglądowy spór o cele i zadania literatury.¹ A. Słonimski, Kroniki tygodniowe 1932–1935, słowo wstępne i przypisy R. Habielski, Warszawa 2001, s. 357. Rzymska jedynka w nawiasie oznacza pierwszy tom Kronik tygodniowych Słonimskiego (Kroniki tygodniowe 1927–1931, przedmowa R. Loth, Warszawa 2001), dwójka – tom drugi (Kroniki tygodniowe 1932–1935), trójka – tom trzeci (Kroniki tygodniowe 1936–1939, słowo wstępne i przypisy R. Habielski, Warszawa ).

² Tamże, s. 192–194.

³ Tenże, Antologia, tegoż, Ciekawość. Felietony 1973–1976, Warszawa 1981, s. 43–44.

⁴ Tenże, Kroniki (II), s. 249–250.

⁵ Tenże, Krytyka czy reklama?, „Wiadomości Literackie” 1928, nr 28, s. 1.

⁶ Tenże, Alfabet wspomnień, wyd. 2, Warszawa 1989, s. 23.

⁷ Tenże, Daltoniści, tegoż, Obecność. Felietony 1971–1972, Warszawa 1973, s. 145, 147.

⁸ Ostatecznie podejście to wpisuje się w nurt tak zwanego zwrotu biograficznego w badaniach literackich. Zob. np. C. Klein, Biografia jako figura myśli – założenia badań i narracji biograficznych, przeł. A. Wąsowicz, „Schulz/Forum” 16, 2020; oraz R. Dion, F. Regard, Śmierć autora i jego żywoty, przeł. J. Margański, „Schulz/Forum” 16, 2020. Napomknę jeszcze, że moje rozważania nie mają charakteru przekrojowych badań źródłowych – przyglądam się jedynie felietonom Słonimskiego, opublikowanym w zbiorczych wydaniach książkowych, i tylko czasem uzupełniam je tekstami pozostającymi wyłącznie w prasowych pierwodrukach. Przyczyną takiego podejścia jest to, że w ogólnym oglądzie te nieliczne nieuwzględnione w żadnym zbiorze teksty w moim odczuciu nie zmieniają – z niewielkimi wyjątkami – całościowej oceny felietonistyki Słonimskiego.

⁹ Tenże, Kroniki (II), s. 357.

¹⁰ J. Paszek, Słonimski o Berencie, czyli nie-„Jedna strona medalu”, Skamander, t. 6: Studia o twórczości Antoniego Słonimskiego, pod red. I. Opackiego i A. Węgrzyniak, Katowice 1988.

¹¹ A. Słonimski, Kroniki (II), s. 161.

¹² Por. M. Dąbrowska, Dzienniki 1914–1965, pod kierunkiem T. Drewnowskiego, t. 2, Warszawa 2009, s. 164. Co istotne, Dąbrowska wcześniej pisze ciepło o Berencie, nazywając go „pięknym i bardzo przyjemnym panem” (t. 2, s. 91, 108), a jej krytyka PAL wiąże się raczej z niechęcią wobec Kadena.

¹³ W Alfabecie wspomnień czytamy: „BERENT WACŁAW. Pisarz ważny dla mego pokolenia. Łączyły mnie z nim początkowo stosunki przyjazne. Miałem parę jego listów. W połowie lat trzydziestych stosunki pogorszyły się, gdy w redagowanym przez Berenta «Pamiętniku Warszawskim», niestety dominować zaczęła nietolerancja rasowa” (s. 19).

¹⁴ J. Paszek, dz. cyt., s. 167–168.

¹⁵ H. Markiewicz, Szachy i majcher. Dzieje pewnego antagonizmu, „Twórczość” 2007, nr 10, s. 75.

¹⁶ A. Słonimski, Mętne łby, Warszawa , s. 117–118.

¹⁷ Tenże, Alfabet wspomnień, s. 85.

¹⁸ Por. tenże, Kroniki (II), s. 90. Tak Słonimski pisał o Irzykowskim w roku 1932: „Ogólna opinia uważa Irzykowskiego za poważnego krytyka. Mówi się o nim jako pisarzu pozbawionym lekkości stylu, talentu i dowcipu, ale za to uczciwym, solidnym, rzetelnym i sprawiedliwym w swoich ocenach krytycznych. Czas już wyraźnie powiedzieć, że Irzykowski jest ruchliwym i żywym zaprzeczeniem tych wszystkich cnót. Jego przekorność, namiętność do przemawiania, zajmowania paradoksalnych stanowisk, wszystko to miało swój urok, zwłaszcza w połączeniu z powierzchownością typowego literata z bródką, paradującego w kapeluszu panama i z Hebblem pod pachą. Niestety, wdzięk ten skończył się z chwilą, gdy zaczęło się maniactwo” (Kroniki (II), s. 64).

¹⁹ K. Irzykowski, Beniaminek, tegoż, Walka o treść. Beniaminek, Kraków 1976, s. 317.

²⁰ Tamże, s. 333.

²¹ Tamże, s. 353.

²² S. Kisielewski, Walka z cieniem, „Tygodnik Powszechny” 1972, nr 46, s. 8.

²³ A. Nowaczyński, Nieśmiertelnik o nieśmiertelniku, „Myśl Narodowa” 1934, nr 19; cyt. za: P. Stasiński, Poetyka i pragmatyka felietonu, Wrocław–Warszawa–Gdańsk–Łódź 1982, s. 82.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: