Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość

Człowiek i lustro. Dialogi i krótkie sceny dramatyczne - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
10 października 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
32,00

Człowiek i lustro. Dialogi i krótkie sceny dramatyczne - ebook

Zawarte w tej książce wczesne eseje Rudolfa Kassnera przyjmują postać dramatycznych scen i dialogów, w których treść i forma stanowią dwa aspekty jednego artystycznego procesu. Ich żywiołem jest teraźniejszość. Wraz z niespotykanym w dziejach ludzkości przyspieszeniem technologicznym, z jakim mamy do czynienia dzisiaj, następuje radykalne „anulowanie teraźniejszości”. W jednym z dialogów Kassnera człowiek stoi przed lustrem, w innym zaś „przeglądają się w sobie” marionetka i człowiek. Rozmowa ich nie jest jednak zamknięta w rozumie, w naukowym dyskursie czy filozoficznym lub psychologicznym dociekaniu – to w dialogach Kassnera jedynie maski. Jego sceny i dialogi „otwierają” maski. Wtedy nie ma już podziału na tekst i czytelnika. Jest tylko teraźniejszość „nieskończonego zwierciadła”, w którym człowiek i tekst wzajemnie się współtworzą.

Spis treści

Człowiek i lustro

Filantrop

Rozmowa o wyobraźni

Zwycięzca. Przypowieść o kłamcy i śmierci

Szczęście i doskonałość. Przypowieść o lustrach i maskach

Scena w garderobie. Przypowieść o lustrach i maskach

Snob

Od tłumacza (Sławomir Leśniak)

Nota bibliograficzna

Przypisy

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8325-133-2
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

CZŁOWIEK I LUSTRO

Przypowieść o paradoksalnej duszy

Człowiek przystąpił do lustra i powiedział: „Lustro, pokaż mnie takiego, jakim jestem. Chcę wiedzieć, jaki jestem!”. Jak zawsze lustro było usłużne i uprzejme i odpowiedziało schlebiającym głosem: „Spójrz tylko we mnie, taki, jaki jesteś!”.

Człowiek spróbował być taki, jaki jest, ni mniej, ni więcej, pomyślał sobie szybko, i spojrzał w lustro. Lecz człowiek był niemało zdziwiony, kiedy posłyszał, jak lustro chichocze, a brzmiało to, jak gdyby lustro schowało się za człowieka.

„Tak, lustro, kiedy się śmiejesz, nie mogę widzieć, jaki jestem! Dlaczego się śmiejesz?”, zawołał człowiek i obejrzał się za siebie. „Oczywiście tego nie wiesz, ale zrobiłeś minę, wprawdzie tylko trochę, lecz ja musiałem się zaraz śmiać i schować się za ciebie, abyś ty nie śmiał się ze mnie! Spróbuj jeszcze raz!”, odpowiedziało lustro.

Człowiek pomyślał szybko i cicho w sobie: „Spróbuję teraz wyglądać trochę poważniej, jak wyglądam zwykle, aby ono się nie śmiało, a ja w międzyczasie będę mógł zobaczyć siebie takim, jaki jestem!”, i spojrzał w lustro.

Lecz lustro znowu się śmiało, i tym razem dość głośno, a brzmiało to znowu, jak gdyby schowało się za człowieka.

„Znowu się śmiejesz, a ja spojrzałem w ciebie umyślnie poważniej, jak zwykle wyglądam!”, zawołał człowiek i tupnął nogą w podłogę, i obejrzał się za siebie.

„Tak, nic na to nie mogę! Zrobiłeś tym razem okropną minę! Musiałem się śmiać jeszcze bardziej i schować się za ciebie, abyś nie powiedział, że kłamię! Spróbuj po raz trzeci, może teraz będę mógł się od śmiechu powstrzymać!”, odpowiedziało lustro.

Człowiek spojrzał po raz trzeci w lustro, lecz zaraz odwrócił wzrok i udawał bardzo rezolutnego, i nastawił uszy, i przewrócił oczami, i nasłuchiwał do tyłu, czy lustro powstrzymuje się tylko od śmiechu, czy też rzeczywiście się nie śmieje! Człowiek nic nie słyszał! Wszędzie było cicho! „Nie, teraz rzeczywiście się nie śmieje!”, myślał sobie człowiek i mrugnął oczami, i zacierał ręce, i śmiał się, i zawołał: „No, lustro, mów, robię znowu minę!”, i spojrzał przy tym w lustro. Wtem lustro roześmiało się głośno, a nie brzmiało to, jak gdyby schowało się za człowieka, i lustro zawołało: „Tak, kiedy się śmiejesz i spoglądasz za siebie, nie mogę cię widzieć! Musisz być taki, jaki jesteś!”.

Teraz człowiek się rozzłościł, zdjął lustro ze ściany i rzucił nim o podłogę, tak iż lustro rozpadło się na tysiąc drobnych kawałków, i człowiek zawołał: „Taki jestem, tak, abyś wiedziało!”.FILANTROP

On Dzień dobry! Jak Pan sądzi, co jest najbardziej szalonego, co mogłoby człowiekowi przyjść do głowy?

Ja Właściwie każdego dnia przychodzi mi do głowy coś szalonego.

On Wierzę Panu na słowo. Łatwiej wtedy człowiekowi żyć. A Pan będzie z pewnością żył długo, bardzo długo, sto lat! Zawsze będzie Panu w ostatniej chwili przychodziło coś szalonego do głowy. Brawo! Brawo! Lecz o to wcale nie pytam. Pytam Pana dokładnie o rzecz naj-, najbardziej szaloną. Tak, o to! Tak jak dzieci pytają o coś najlepszego, najbardziej szalonego. Mam na myśli coś tak szalonego, iż po tym nic już człowiekowi przyjść do głowy nie może.

Ja Zdaje się, że Pan to wie.

On Tak. Wiem i niech Pan posłucha! Jakiś człowiek, dobry człowiek, przez całe swe życie pomagał, rzeczywiście żył tylko po to, by wszystkich ludzi, którzy byli mu bliscy, uszczęśliwić. I dlatego starał się też zawsze być wielu ludziom bliski, by właśnie tak wielu, jak to możliwe, uczynić szczęśliwymi. A wielu z owych ludzi wcale nie było niewdzięcznymi, co często przecież, jak to się mówi, jest skutkiem zaznanych dobroczynności, o nie, byli wdzięczni i zadowoleni i nazywali go publicznie, jak też skrycie, dobroczyńcą, a wszyscy, wszyscy byli z sobą zgodni co do tego, że jest on dobrym człowiekiem, że człowiek tak musiałby żyć, gdyby chciał być człowiekiem dobrym, że nie można byłoby od człowieka, który chciałby poniekąd być dla wszystkich wzorem, wymagać więcej, że on sam jest tak bardzo dobry jak wszyscy inni razem, dokładnie tak dobry jak wszyscy razem… Rozumie mnie Pan?

Ja Tak.

On Coś takiego jest przecież możliwe? Mam na myśli: tak dobry człowiek, co do którego dobroci wszyscy, wszyscy są z sobą zgodni? Nie było wśród nich wątpiącego, nawet jednego. I też w tym nie ma nic niemożliwego? Gdyby był chociaż jeden wątpiący w niego, to sprawy przybrałyby oczywiście inny kształt. Lecz również tego jedynego wątpiącego nie było. Niech Pan powie sam, czy coś takiego jest możliwe, czy nie?

Ja Przynajmniej załóżmy, że coś takiego jest możliwe.

On Tak. Lecz niech Pan posłucha dalej! Temu dobremu, pomocnemu człowiekowi, zapewne szczęśliwemu i w oczach innych na wskroś doskonałemu, wpada oto nagle do głowy, może podczas codziennego popołudniowego spaceru – wszyscy ludzie go wtedy znają i pozdrawiają – więc jak powiadam, temu dobroczyńcy wpada nagle do głowy: T e r a z p o m ó ż s a m e m u s o b i e! Nie więcej niż to, lecz dokładnie to: T e r a z p o m ó ż s a m e m u s o b i e! Czy po takiej myśli może mu jeszcze wpaść do głowy coś innego? Myślę, oczywiście, nie tylko dzisiaj, lecz również jutro, pojutrze, za dziesięć lat? Nie. Powiadam: to jego myśl ostatnia. Bezwzględnie. I ma ją jakby ostatniego dnia. Można byłoby powiedzieć, myśl ta przyszła do niego na ostatnim spacerze: T e r a z p o m ó ż s a m e m u s o b i e! Czy mógł on swój spacer powtórzyć? Nie. Lecz co chce Pan powiedzieć?

Ja Jeśli pomagał innym, to będzie też mógł pomóc sobie.

On Dlaczego nie doda Pan zaraz: z czasem? Nie. Pan jest człowiekiem praktycznym, któremu przyjść do głowy może niejedna szalona rzecz, lecz nigdy coś najbardziej szalonego. Widzi Pan, gdyby tylko mógł on pomylić siebie z choćby jednym jedynym człowiekiem spośród tych wielu ludzi, którym pomógł, z jednym jedynym, powiadam, wtedy rozwiązałoby to jego sytuację. Lecz on tego nie potrafi, właśnie tego. Poza tym przecież potrafił wszystko, a przynajmniej bardzo, bardzo dużo. Lecz to… Nie potrafi on po prostu doliczyć siebie do innych, być częścią sumy ogólnej, zawsze pozostaje jakaś jego reszta, jemu samemu. On, On… O którym poza jego dobrymi czynami nic nie wiadomo. I dlatego nagle ma on ową najbardziej szaloną myśl: T e r a z p o m ó ż s a m e m u s o b i e! To jego myśl ostatnia, niech Pan będzie przekonany! I ma on ją niejako ostatniego dnia. Ach, gdyby tylko tej myśli nie miał, właśnie tej, chciałoby się powiedzieć! Mógłby wtedy dalej czynić dobro, jeszcze wielu ludziom aż do śmierci i mógłby mieć wtedy piękny, godny pogrzeb. Tak, ośmielam się powiedzieć, mógłby jeszcze czynić dobro wszystkim ludziom, wszystkim, wszystkim, aż do Sądu Ostatecznego. Dlaczego nie mógłby żyć do Sądu Ostatecznego?! Cud?! Dobrze, niech będzie… Lecz temu arcybłaznowi przychodzi nagle, zupełnie niespodziewanie na spacerze po południu, powiedzmy o piątej godzinie, owa bezprzykładnie szalona myśl: T e r a z p o m ó ż s a m e m u s o b i e! Jestem święcie przekonany, że w chwili tej złorzeczyłby na dobro, które wyświadczył wszystkim ludziom, że ludzi, których kochał, teraz by nienawidził, wściekle nienawidził, przez chwilę… To jego ostatni dzień, z pewnością! T e r a z p o m ó ż s a m e m u s o b i e! Od teraz nie może on o niczym innym myśleć. Każdy dzień, gdy żyje się z tą myślą, jest ostatni… Inni ludzie są mu teraz całkiem obojętni, musi po prostu pomóc sobie, teraz, musi, musi… Albo…

Ja Albo?

On Albo? Tak, co chciałem powiedzieć?… Albo musi się ulotnić, natychmiast, musi dać drapaka jak złodziej, kiedy wszyscy krzyczą: Łapcie go, łapcie go! Musi po prostu od dzisiaj go nie być, musi być nieobecny, niejako unicestwić się albo gdzieś rzeczywiście się powiesić, na krzyżu okiennym lub na drzewie na przedmieściu, nad stawem… Czyż tego nie musi? Ach, zapewne musi! Zapewne musi!ROZMOWA O WYOBRAŹNI

Rozmawiają:

Człowiek
Marionetka

Dla osobistej przyjemności, ale też by załagodzić duże i małe zatargi z samym sobą, miał człowiek przy sobie marionetkę. Już od lat. Prawdziwą, małą, kolorową, najmilszą marionetkę. Człowiek tak bardzo nie potrafił się z nią rozstać, że zabierał ją też z sobą w liczne podróże do starego i nowego świata, a ponieważ zdarzyło się kiedyś, iż zapomniał on chyba z roztargnienia wziąć ją z domu, człowiek, nie zwlekając, na następnej stacji zawrócił, wsadził małą marionetkę do podróżnej torby obok neseseru i, spokojny i dobrej myśli, podróżował dalej. Inni ludzie podróżują za szczęściem i w podróż stroją się w kolorowe i powabne rzeczy, i obwieszają się przesądnie rozmaitymi amuletami, jak gdyby sami byli małymi marionetkami pozwalającymi się ze sobą bawić. Jego jednak – nie chcę go już więcej nazywać, był pielgrzymem, zapominał tylko niekiedy ponad swym pielgrzymowaniem o celu, podczas gdy inni, goniący za szczęściem, zapominają zwykle ponad swym celem, że też są jedynie pielgrzymami i jutro muszą znowu wyruszyć w drogę – jego jednak, człowieka, bardziej tajemniczo niż szczęście przyciągała sprawiedliwość, i dlatego przez dni szczęśliwe i nieszczęśliwe towarzyszyła mu zawsze kolorowa, najmilsza marionetka, człowieka jedyny znak i amulet, człowieka jedyny czar.

A było to tak: dopóki człowiek śledził uważnie proces sądowy, zwracał zawsze uwagę, że sędziowie, którzy musieli oto rozstrzygać o dobru i złu, nie posiadali – przy całej swej wiedzy i całym swym sprycie – prawdziwej wyobraźni lub też przynajmniej jej nie pokazywali. Jak gdyby podczas procesu lękali się zatrzymać i zawsze go od nowa odraczać, aż dopomoże im Bóg. To za każdym razem wzburzało człowieka tak bardzo, że czuł się zawsze jakoś współwinny. I porównywał w duchu tych sędziów chętnie i zwinnie do wielu starożytnych myślicieli objaśniających świat, którzy z wielkim pojęciowym rozmachem, obrazami czy jedynie tylko słowami, wyczytywali przed wielką publicznością z tego świata to, co sami skrycie w ten świat wkładali, dlatego też nie potrafili człowieka z pasją zaspokoić. Gdyż tak jak tamten musiał się czuć tam w świecie prawa i bezprawia współwinny, tak on musiał się czuć wykluczony tutaj z tego skończonego świata natury. I tak też było: w obydwu światach człowiek jawił się jako ktoś opuszczony, samotny, bez publiczności, sam z jakby zbędną wyobraźnią. I myślał bez końca o sobie. Lecz przy całej swej samotności nie byłby on człowiekiem wciąż zainteresowanym i współczującym, którym po prostu był, gdyby zaraz wszystkiego nie odwrócił i nie wnioskował: Może to właśnie brak wyobraźni – myśleć bez końca przed całym światem o sobie, może wszystko musi być takie, jakie jest, może sędziowie, do których być może tylko przypadkowo nie należę, okazują właśnie tym wyobraźnię, że człowieka, którego muszą sądzić, jej niejako pozbawiają, i rzeczywistego, nieskończenie uwarunkowanego i zdezorientowanego człowieka zamieniają na małą, bardzo kolorową, lecz mimo to przejrzystą marionetkę. Z pewnością bowiem starożytni, wielcy, objaśniający świat myśliciele objawili niezwykłą wyobraźnię właśnie w tym, że uznali ową na wskroś uwarunkowaną i chaotyczną naturę za ułudę zmysłów i sądzili wtedy wedle własnych, na wskroś jasnych pojęć. Z pewnością. Natura oczywiście zachowuje się wobec tego zatargu filozofów cicho i tylko bardzo nieliczni potrafią też to małe, osobiste zranienie ze strony sędziów odczuć na własnej skórze; tak, zdradza to zwykle niemałą już dozę wewnętrznej rebelii, kiedy nie pozwalamy sędzi pomylić siebie z małą, jasną marionetką, rebelii, która ma często inne, tragiczne skutki i którą trzeba wtedy w pewnym sensie osądzić nie w sali sądowej, lecz na scenie.

Nie mogę tu podążać za wszystkimi myślami i wnioskami tyleż rozważnego, co niezajętego człowieka: dosyć, patrzył teraz na wszystko inaczej i odkrył oczywiście też w sobie bez żadnego wstydu swoiście skrytą wyobraźnię sędziego, tak że wydawał się dlatego sam sobie – kiedy spoglądał na swe działania surowym okiem powszechnie obowiązującego i dlatego z konieczności zazdrosnego prawa – nikim innym jak małą, przejrzystą marionetką, która odróżnia się od człowieka rzeczywistego, zakochanego w sobie lub w innych, od człowieka zatroskanego lub tęskniącego właśnie przez całkowity i naturalny brak wyobraźni. Tę małą, przejrzystą marionetkę, to stworzenie bez wyobraźni, myślał, musi człowiek, który posiada wyobraźnię, osądzić, jeśli z widocznym powodzeniem i bez zbędnej zawiłości chciałby samego siebie osądzić. Odpowiada to porządkowi rzeczy i jest w najwyższym stopniu ludzkie, a na znak tego, że procedura ta odpowiada porządkowi rzeczy i jest w najwyższym stopniu ludzka, człowiek postanowił, iż od tej pory nie będzie już sam, sam ze swą wyobraźnią, lecz będzie miał wokół siebie marionetkę we własnej osobie, rzeczywistą, małą, kolorową, nieskończenie przejrzystą i najmilszą marionetkę, swe najbardziej własne, człowiekowi niejako przyrodzone stworzenie.

Teraz więc częściej niż wcześniej odczuwał człowiek potrzebę, by nie oddawać się jedynie swym wielu nastrojom, lecz zrobić niekiedy też mały proces. Wszystko, co człowiek sobie zarzucał, przenosił skwapliwie na marionetkę, człowiek był sędzią, mała marionetka – oskarżycielem i oskarżonym. W niektóre dni zamieniali się rolami – i dodam od razu: bez dalszych skutków dla sprawy. Trzeba powiedzieć, że od tej pory taki proces odbywał się w życiu człowieka codziennie. I że mowa była w nim oczywiście o cnotach i wadach, o tym, co ważne i nieważne, co znaczy więcej, a co mniej. Trzeba powiedzieć, że nie odczuwano wstydu. I jeśliby ktoś nie wiedział, że w tych małych, codziennych procesach chodzi dokładnie o sprawiedliwość, wieczną, świętą rzecz, to musiałby pomyśleć, iż przysłuchuje się dwóm uczciwym karierowiczom, dwóm biznesmenom, którzy nie mogliby się oszukać, dwóm cyganom, którzy sprzeczaliby się o martwą świnię, tak nieomylnie, tak rzeczowo, tak nieokrzesanie, sucho i twardo brzmiały wtedy słowa. Nie była to muzyka, raczej prawdziwy krzyk, i jak zawsze, kiedy dwóch ludzi krzyczy, słowa znaczą bardzo dużo, tak, wszystko. Na szczęście każdy proces odbywał się przy zamkniętych drzwiach. Jak powiedziałem, codziennie. Każdego dnia był nowy, a jednak był zawsze stary. Innymi słowy: wyrok musiał być z dnia na dzień odraczany. Jak tylko mała marionetka była tym poirytowana – której, co zrozumiałe, zależeć musiało jedynie na egzekucji, a nie na samym człowieku i jego niejasnej potrzebie wolności – człowiek jej odpowiadał, że ona, mała marionetka, zawdzięcza pozór człowieczeństwa jedynie owej wiecznej zwłoce, która ją wyróżnia, a raczej: kryje. Jednakże w szczególnie pilnych wypadkach człowiek wskazywał na sąd ostateczny, który nie mógłby zostać odroczony i który – nawiasem mówiąc – na pewno uczyniłby ją i wszystkie małe marionetki prawdziwymi ludźmi. Niewielu jest wśród rzeczywistych ludzi tych, którzy w to uwierzyli, a marionetka powinna przynajmniej okazać tę cierpliwość, która w pewnych okolicznościach potrafiłaby bardzo dobrze zastąpić brakującą wiarę. Marionetka z cierpliwością musiałaby ostatecznie zajść równie daleko jak prawdziwy człowiek, który od razu wierzy. „No, nie potrafię czekać. Nie mam żadnej cierpliwości, moja odwaga natomiast jest wielka”, na swój sposób ruszyła marionetka na człowieka i udawała, jakby mogła się ruszać, co przy jej czysto symbolicznej naturze oczywiście się nie udało. Jako marionetka nazbyt określona musiała ona uczynić różnicę między odwagą a cierpliwością, człowiek zaś był zmuszony wskazać dlatego znowu na sąd ostateczny, wszędzie gdzie doświadczałby, iż odwaga i cierpliwość są tym samym i że pobożnego człowieka o każdym czasie charakteryzowało to, iż okazywał jedno poprzez drugie.

„No, nie jestem pobożna, i dlatego pozostawiam wszystko na swoim miejscu”, odparła marionetka człowiekowi. A człowiek: „Marionetko, milcz! Nie jesteś pobożna, lecz w tym wypadku oznacza to: Jesteś straszliwą karierowiczką. Ogarnia mnie lęk na twe słowa!”.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: