- W empik go
Człowiek-maszyna - ebook
Człowiek-maszyna - ebook
Julien Offray de La Mettrie w swojej głównej pracy filozoficznej „Człowiek-maszyna” wyprzedza Darwina o całe stulecie. Autorowi rozprawy przyświeca rewolucyjna, ale i niebezpieczna jak na XVIII wiek myśl – jawnie głosi on materializm. Jako lekarz, odwołując się do wiedzy oraz doświadczenia, podaje w wątpliwość istnienie duszy, a wszelkie czynności ludzkie, które są jej przypisywane, wiąże z funkcjonowaniem ciała. Dowodzi on, iż człowiek to istota całkowicie materialna, którego umysł działa jak maszyna.
Kategoria: | Filozofia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8292-011-6 |
Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przedmowa
I. O biografii i osobistości de la Mettriego (1709–1751)
II. O rodowodzie psychologii i etyki de la Mettriego
III. O wydaniach Człowieka-maszyny i dzieł pokrewnych
IV. O przekładzie Człowieka-maszyny
V. Bibliografia
Przestroga drukarza
Do Pana Hallera
Część pierwsza. Najgłówniejsze nauki filozoficzne o duszy ludzkiej: spirytualizm i materializm
I. Poglądy spirytualistów
II. Odparcie tych poglądów
Część druga. Zależność duszy od stanów ciała
I. Rozważania ogólne.
II. Dowód anatomiczno-porównawczy
III. Dowód psychogenetyczny
Część trzecia. Rozwój umysłowy człowieka
I. Przejście od zwierząt do człowieka
II. Mechanizm wychowania rodzaju ludzkiego
III. Wyobraźnia jako najgłówniejsza władza duchowa
IV. Zwierzę jako jestestwo, wyposażone przez naturę pod pewnymi względami obficiej od człowieka
V. Człowiek jako jestestwo moralne
Część czwarta. Mechanizm natury ludzkiej
I. Pierwiastek poruszający ciał ożywionych
II. Sprężyny wprawiające w ruch maszynę ludzką
III. Ruch jako własność istotna materii
IV. Ruch i wrażliwość
Część piąta. Analogia biologiczna między człowiekiem a innymi jestestwami organicznymi
Objaśnienia autora i tłumaczaI. O biografii i osobistości de la Mettriego (1709–1751)
Jeden z pierwszych badaczy dziejów materializmu, Friedrich-Albert Lange, poświęcając przed przeszło półwiekiem obszerny rozdział epokowej _Historii filozofii materialistycznej_ de la Mettriemu, uważał za stosowne rozpocząć go od „spłacenia długu prawdzie” i rewindykacji „jednego z najbardziej pohańbionych imion w historii literatury”. Tradycja ta powstała już w kołach współcześników de la Mettriego. Puściła tak mocne korzenie, że nie zdołały jej obalić ani własne wysiłki Langego, ani też późniejsze badania źródłowe _Assézata_, _Du Bois Reymonda_, _Quépata_, Picaveta i innych. Wciąż jeszcze bowiem napotykamy w nowszych opracowaniach historii filozofii sądy o charakterze de la Mettriego, przejęte bezkrytycznie od poprzedników właściwego historyka, nieoparte na żadnym dochodzeniu źródłowym, dyktowane jak gdyby, że użyję dosadnego wyrażenia Du Bois Reymonda, przez „moralność guwernantek i dogmatyzm kapłanów”. I dziś zaiste, jak ongiś, mienić się może de la Mettrie „obijanym urwisem materializmu francuskiego w wieku XVIII”. Podobnie zaś jak ów kierunek należy dotychczas do najmniej wyświetlonych w dziejach filozofii, pozostaje również jego główny i najskrajniejszy przedstawiciel po dziś dzień postacią o rysach wykrzywionych złośliwie przez nienawiść i zawiść współczesnych, uprzedzenia i antypatie potomnych.
Przyczyny takiego stosunku do osobistości de la Mettriego tkwią, po pierwsze, w rodzaju działalności tego autora, po drugie – w charakterze jego epoki. De la Mettrie nadawał się doskonale do roli wyznaczonej mu przez okoliczności dziejowe: sławny lekarz, jeden z najzdolniejszych uczniów znakomitego „wspólnego nauczyciela całej Europy” Boerhaave’a, nie zasklepiał się wyłącznie w swym zawodzie ściślejszym, interesując się również w ogóle postępami wiedzy przyrodniczej, czując się w zakresie anatomii i fizjologii jak u siebie w domu. Idąc za przykładem mistrza, stosującego zasady systematu kartezjańskiego do badania życia organicznego, studiował de la Mettrie filozofów starożytnych i nowoczesnych, mając zaś, jako jeden z najwybitniejszych wychowanków kolegium jansenistowskiego w Caen, sposobność wykształcenia się w krasomówstwie i rozwinięcia zamiłowania do _literatury pięknej_, mógł całym jestestwem poprzeć słuszną według swego najgłębszego przekonania sprawę oczyszczenia psychologii z naleciałości spirytualistycznych i utorować drogę czysto przyrodniczemu sposobowi myślenia.
Gdyby przyszedł na świat o wiek wcześniej, musiałby poprzestać na roli gabinetowego uczonego, przesłaniając wycieczki przeciwko teologom gęstą siecią niedomówień, dwuznaczników, niby jakichś wyroczni delfickich, z których by dopiero późniejsi badacze myśli autora potrafili wydobyć na jaw jej sens istotny. Z drugiej jednak strony nie naraziłby się wówczas na zniesławienie za życia i po śmierci, na opinię „zuchwałego szaławiły”, który „w materializmie szukał tylko uniewinnienia własnego łobuzowstwa”.
Stało się przecież inaczej: w XVII w. nauki przyrodnicze musiały jeszcze walczyć o prawo do bytu, a ówczesna myśl filozoficzna w osobie jej głównego przedstawiciela, _Kartezjusza_, stawiała sobie za cel „zamiast teoretycznej filozofii szkolnej pozyskanie _praktycznej_”, zdobycie powszechnie pożądanych sposobów „_stawania się panami i władcami natury_”, natomiast w następnym stuleciu, po opowiedzeniu się wszystkich postępowych żywiołów społeczeństwa francuskiego za Kartezjuszem, zmienił się charakter i cel walki umysłowej. Stosunki społeczno-polityczne, które za czasów autora _Rozprawy o metodzie_ nie przeszkadzały rozwojowi _sił wytwórczych_ kraju, a zarazem zdobywaniu wymienionych „sposobów”, stały się o wiele później zawadą w rozwoju gospodarczym Francji. Usunięcie tej zawady wymagało zniesienia na wpół jeszcze feudalnego ustroju społeczeństwa i państwa, to zaś zadanie nie dało się pomyśleć bez obalenia przestarzałych pojęć, rozkrzewionych na gruncie „_ancien régime_’u”. Taka oto praca przypadła w udziale filozofom Oświecenia, a wobec jej doniosłości społecznej musiało zejść na plan dalszy badanie bezpośrednie natury dla celów praktycznych cała zaś energia ideologów ówczesnych skupiła się dokoła walki z „przesądami” w imię „nauki”, z „tyranią” – w imię „prawa naturalnego” – walki o charakterze bardziej namiętnym i ostrym niż polemiki jansenistów z jezuitami.
Człowiek, który w tej walce wysunął się na czoło, który włożył w nią niepośledni talent polemiczny i temperament urodzonego szermierza, powinien był z góry liczyć na to, że narazi sobie całą „armię wrogów”, składającą się, jak powiada żartobliwie de la Mettrie w _Liście do mojego umysłu_, „podobnie do Stanów Generalnych ze szlachty, kleru i stanu trzeciego”. Musiał również wiedzieć, że ci wrogowie nie cofną się przed żadnymi skrupułami, nie zaniechają ani jednego argumentu „_ad hominem_”. Jakoż istotnie, wydział lekarski Wszechnicy Paryskiej czuł się boleśnie dotknięty licznymi wycieczkami polemicznymi, satyrami i pamfletami de la Mettriego, chłoszczącymi zacofanie, nawet formalne nieuctwo lekarzy paryskich; kler wszystkich wyznań upatrywał w _Człowieku-maszynie_ „najszkodliwszą książczynę” (_pestilentissimum libellum_), wolnomyśliciele ówcześni, jak _Voltaire_, _Maupertuis_, _d’Argens_, _Algarotti_ zazdrościli de la Mettriemu łaski króla pruskiego, Fryderyka II, który udzielił gościnnie schroniska filozofowi prześladowanemu i zagrożonemu w „wolnej” Holandii przez wymiar doraźnej „sprawiedliwości” rozwścieczonego tłumu, wreszcie nawet _materialiści_, jak _Diderot_, nie mogli de la Mettriemu przebaczyć, że występując z całą otwartością, zdyskredytował w mniemaniu ogółu poglądy podzielane i przez nich.
Z tych namiętności i antypatii, wywołanych przez bezwzględny sposób wystąpienia de la Mettriego, pochodzą liczne plotki literackie na temat „wyuzdanego” trybu życia „lubieżnego wyznawcy Epikura”, który miał umrzeć rzekomo wskutek własnego nieumiarkowania. Słynna opowieść o pasztecie truflowym zdołała tak skutecznie zaszkodzić pamięci de la Mettriego, że zbladły wobec niej zarzuty fuszerki we własnym zawodzie oraz plagiatorstwa w działalności literackiej, podniesione przeciwko niemu swego czasu przez wielkiego fizjologa i poetę _Albrechta Hallera_.
Badania źródłowe, przeprowadzone dopiero w drugiej połowie zeszłego wieku, wykazały zarazem zupełną bezpodstawność wymienionych zarzutów i naczelnego oskarżenia o rozwiązły tryb życia, kwalifikując również między bajki opowieść o fatalnym pasztecie. Pierwszym autorem, któremu należy przypisać zasługę wydobycia z zapomnienia głównego dzieła de la Mettriego oraz podjęcia rewindykacji niesłusznie pohańbionego imienia autora, był _Juliusz Assézat_. Wydał w r. 1865 w Paryżu _Człowieka-maszynę_, jako drugi tom serii _Osobliwości filozoficznych_ (_Singularités Philosophiques_), poprzedzając go wstępem biograficzno-historycznym. W roku następnym ukazała się, jak wiadomo, _Historia filozofii materialistycznej_ Langego, rzucająca również spory pęk światła na postać i otoczenie de la Mettriego. Ale i bezstronny na ogół sąd Langego nie zdołał, niestety, wyzbyć się pewnej domieszki podświadomej, niewyrozumowanej _antypatii_.
„Nieznane są nam wcale jego czyny gorszące – powiada o de la Mettriem znakomity historyk materializmu. – Ani dzieci swoich nie oddawał do domu podrzutków, jak Rousseau, ani nie oszukał dwu narzeczonych, jak Swift, ani nie był uznany winnym oszustwa, jak Bacon, ani nie ciąży na nim podejrzenie fałszerstwa aktów, jak na Voltairze... Jest to rzeczywiście zadziwiające, że wśród tak olbrzymiego oburzenia, jakie się zewsząd podniosło przeciw de la Mettriemu, _nie przytaczano ani jednej pozytywnej winy, dotyczącej jego życia_”.
Istotnie zadziwiające – gotowiśmy powtórzyć w ślad za Langem. W następnym jednak zdaniu czytamy: „Wszystkie deklamacje o nieprawości tego człowieka, _którego zaiste i my nie liczymy do najlepszych_, są wysnute jedynie z jego pism, które znowu obok całej swej tendencyjnej (!) retoryki i pustego (!) dowcipkowania, _zawierają jednak poważną ilość zdrowych myśli_”. Gdzie indziej znów mówi Lange, wymieniając okoliczności łagodzące: „Nie zapominamy tu o wpływie czasu i narodu, nie przeczymy, że _działała osobista pożałowania godna skłonność de la Mettriego_”; o kilka zaś wierszy niżej przyznaje, że „bądź co bądź jednak tradycja nie przekazała nam niczego, co by usprawiedliwiało jej opinię, że był »zuchwałym szaławiłą«, który »w materializmie szukał tylko uniewinnienia swego łobuzowstwa«”.
Sprzeczność między powyższymi wypowiedzeniami nie wymaga oczywiście żadnych komentarzy. A więc po badaniach Langego utrzymuje się owa „nieusprawiedliwiona opinia tradycji” i to tak dalece, że w r. 1870 _Gustaw Desnoiresterres_, ogłaszając sumiennie opracowane dzieło _O Voltairze i społeczeństwie francuskim w w. XVIII_, zawierające obszerny rozdział poświęcony de la Mettriemu, traktuje go znów jako „obijanego urwisa materializmu francuskiego”, posługując się w charakterystyce autora _Człowieka-maszyny_ rozmaitymi plotkami, pochodzącymi z salonów literackich w. XVIII, tudzież – anegdotami współczesnymi.
Natomiast _Nérée Quépat_ podejmuje w dalszym ciągu badania Assézata i Langego na kartach swej wielkiej monografii, będącej owocem rozległych studiów i mozolnych długoletnich poszukiwań, prostując m.in. karykaturalny obraz de la Mettriego, nakreślony przez znakomitego historyka literatury _Hettnera_. W dwa lata później ukazuje się w osobnej odbitce przemówienie wielkiego przyrodnika-myśliciela, _Emila Du Bois Reymonda_, wygłoszone na publicznym posiedzeniu „Królewsko-Pruskiej Akademii Nauk” w Berlinie, ku uświetnieniu pamięci jej reformatora Fryderyka II i poświęcone całkowicie osobistości i dziełom de la Mettriego. Jest to, mimo szczupłych rozmiarów, bardzo ważny przyczynek do biografii autora _Człowieka-maszyny_, komunikujący nieznane dotąd szczegóły z pobytu de la Mettriego na dworze króla pruskiego oraz okoliczności towarzyszące śmierci autora _Człowieka Maszyny_.
Broszura znanego historyka filozofii, autora _Ideologów_, _Picaveta_, rozpatrująca postać de la Mettriego w świetle krytyki niemieckiej, traktuje o najbardziej burzliwej epoce w życiu de la Mettriego, związanej z ukazaniem się _Człowieka-maszyny_ i polemiką z Hallerem, o której wypadnie mi szerzej pomówić we właściwym miejscu. Ostatnie dzieło, które należy wymienić tutaj, mianowicie wydana w r. 1900 obszerna monografia _Poritzkiego_, oparta w znacznym stopniu na badaniach Quépata i Du Bois Reymonda, podaje nadzwyczaj cenne wyniki samodzielnych studiów autora, opartych na nieznanych dotychczas źródłach biograficznych, odkrytych przezeń w czasopismach niemieckich z w. XVIII.
Gdybyśmy nawet nie posiadali powyższych przyczynków biograficznych, rozwiewających złośliwe plotki i ustalających niezbicie szereg faktów z życia de la Mettriego, to już sam rzut oka na jego działalność literacko-naukową mógłby nas przekonać, że miał słuszność, twierdząc o sobie, iż „jest lepszy, niż fama o nim głosi”. Ów „zuchwały szaławiła” potrafił przecież w przeciągu 18 lat praktyki lekarskiej – a był w swoim czasie jednym z najbardziej wziętych lekarzy – obok wypraw wojennych, odbytych w charakterze generalnego lekarza wojskowego armii francuskiej, wreszcie obok inspekcji szpitali wojskowych – słowem obok zajęć, przerzucających ustawicznie autora w zmiennej kolei losów z miejsca na miejsce, potrafił napisać w okolicznościach najmniej sprzyjających pracy naukowej 40 dzieł treści lekarskiej, filozoficznej i satyrycznej. Dzieła naukowe de la Mettriego świadczą o starannym i pilnym śledzeniu ruchu przyrodniczo-naukowego, z satyr zaś wyziera doskonała znajomość ówczesnej literatury pięknej. Zawód lekarski uprawia de la Mettrie z całym zamiłowaniem. Wyrzeka się tedy znacznej a intratnej praktyki w mieście rodzinnym _Saint-Malo_, gdzie po śmierci starszego kolegi lekarza _Hunaulda_ otwierały się dlań najponętniejsze widoki zysków materialnych – czyni tak po to, aby udać się do Lejdy i podjąć tam znów od początku studia zawodowe pod kierunkiem wspomnianego już poprzednio _Boerhaave’a_. Po powrocie do kraju tłumaczy de la Mettrie najważniejsze dzieła mistrza na mowę ojczystą celem podźwignięcia wiedzy lekarskiej w kraju ojczystym. Niebawem narazi na szwank świetne stanowisko lekarza gwardii, które udało mu się uzyskać – narazi je, występując przeciwko nieuctwu lekarzy paryskich, zarzucając im oszustwo i niecną chciwość.
Wydając na świat równocześnie dzieła filozoficzne, rzuca de la Mettrie śmiałe wyzwanie deistom i teologom rozmaitych wyznań. A nie czyni tego bynajmniej jako warchoł, napadający przez wrodzoną złośliwość lub marną zazdrość na tę lub ową „powagę” naukową, ni też jako pieniacz, dla którego nieustanne prawowanie się z kimkolwiek jest samo przez się celem – całą polemikę autora _Człowieka-maszyny_ cechuje jeden wielki rys zasadniczy: oto ciągle i wszędzie, we wszystkich dziełach podnosi dwa zadania chwili bieżącej, zwalczając z jednej strony, jak już o tym wspomniałem, lichych, niewykształconych zawodowo lekarzy, z drugiej zaś – przeciwników wolności badań naukowych. Ośrodkiem, z którego rozchodzą się jego wycieczki w tych dwóch kierunkach, jest niezłomna wiara w jedynie zbawienną dla rodzaju ludzkiego potęgę wiedzy przyrodniczej w ogóle, w szczególności zaś _wiedzy lekarskiej_, w której, zdaniem mistrza de la Mettriego w zakresie filozofii, Kartezjusza, należy wyłącznie poszukiwać środka, zdolnego „uczynić ludzi mądrzejszymi, niż dotąd”.
Wobec powyższych faktów z zakresu działalności de la Mettriego traci zupełnie rację bytu pytanie Langego, „czy jego działalność piśmiennicza miała swe źródło w zepsuciu osobistym, czy też uległ on potężnemu, jako punkt przejściowy usprawiedliwionemu, duchowi czasu”. Słusznie powiada o de la Mettriem przekładca niemiecki _Czlowieka-maszyny_, _Max Brahn_: „gdyby to samo był uczynił w służbie idealizmu lub religii, nazwano by go męczennikiem, nie zaś, jak dotąd, lekkomyślnym i nierozsądnym człowiekiem”.
Dziś, gdy znamy obyczajowość w. XVIII daleko lepiej niż przed półwiekiem, nie gorszy nas zgoła „rozwiązły tryb życia” de la Mettriego. Trafnie zauważył już Du Bois Reymond, że do obyczajów autora _Człowieka-maszyny_ należy przyłożyć miarę jego epoki. Był on zresztą pod tym względem bardziej raczej umiarkowany od wielu ludzi współczesnych, aczkolwiek nie przywdziewał togi katońskiej, jak inni, że wspomnę Voltaire’a, Diderota, Rousseau.
Jako człowiek posiadał de la Mettrie wybitne zalety towarzyskie: sposób jego obejścia odznaczał się prostotą i szczerością, mowa mieniła się iście francuskim dowcipem subtelnym, a wolnym przecież od świadomej złośliwości i nacechowanym raczej pewną dobrodusznością, zwaną przez Francuzów „_bonhomie_”. Te właściwości charakteru zjednały de la Mettriemu sympatię Fryderyka II. Mędrzec z „Saint-Souci”, o ile można sądzić z wielu jego listów, znajdował się przez czas pewien pod urokiem osobistości de la Mettriego.
Stosunek między królem a jego przybocznym lektorem (w tym charakterze zaproszony został de la Mettrie na dwór Fryderyka II) nie miał w sobie nic poniżającego dla filozofa: „lekkomyślny” ulubieniec króla potrafił utrzymać wobec niego godność ludzką, jak to wynika chociażby z relacji Voltaire’a, podziwiającego mimo woli niewymuszone, swobodne zachowanie się de la Mettriego w Saint-Souci. Chcąc z nim przestawać, musiał mu Fryderyk II wybaczać znaczniejsze odstępstwa od etykiety dworskiej. Silne poczucie niezależności osobistej w związku z bezwzględną szczerością zyskało de la Mettriemu, prócz możnego protektora, również licznych wrogów; nie zważając jednak na to, czynił zawsze, jak myślał, co zaś myślał, wypowiadał bez ogródek w piśmie i słowie. Toteż styl de la Mettriego nosi wybitne znamię jego swoistej osobistości: cechuje on człowieka, którego żywiołem jest walka, obliczony jest na to, aby podziałać na czytelnika, podbić go nie tylko treścią, ale i formą wywodów, udzielającą się bezpośredniej jeszcze od treści. Ożywiony jest wreszcie nie tyle może głębokim przekonaniem autora o prawdziwości własnych poglądów – jakkolwiek był niewątpliwie najmocniej o niej upewniony – ile przeświadczeniem, że wszelkie inne mniemania, jak np. wiara w istnienie „Najwyższego Jestestwa”, w nieśmiertelność duszy, w wolność woli – są dla ludzkości niebezpieczne, a co najważniejsze, stanowią dla niej nieszczęście.
Bezwzględność sposobu pisania, zarazem zaś cechę zasadniczą charakteru de la Mettriego najlepiej wyrażają własne jego słowa:
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.