- W empik go
Człowiek z bursztynu - ebook
Człowiek z bursztynu - ebook
Był człowiek z marmuru i człowiek z żelaza, pora poznać historię Tomasza Ołdziejewskiego, człowieka z bursztynu, zdobywcy dwóch rekordów Guinnessa w rzeźbie z jantaru, oddanego pracy, którą kocha. Jego historia rozpoczyna się w ciasnym warsztacie w piwnicy, z którego wychodzą tysiące kilogramów znanych nam serduszek, krzyżyków czy wisiorków. I trwa... Dziś warsztat jest nowoczesny i elegancki, wypełniony cennymi, wychwalanymi na całym świecie rzeźbami i pracami autorskimi. Dzięki temu stał się jednym z bohaterów programu telewizji HISTORY Channel – Złoto Bałtyku, który w 2023 roku doczekał się już 5. sezonu.
Poprzez dekady rozwoju jego rzemiosła można obserwować, jak zmieniała się Polska, gospodarka i świadomość bursztynników na całym świecie. Opowiada nie tylko o pracy mistrza bursztynu, ale również o trudzie, z jakim budował swój dzisiejszy świat. Bo bursztyniarstwo to styl życia, w którym znajdzie się trochę relaksu, trochę rzemiosła i sporo adrenaliny.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67402-38-5 |
Rozmiar pliku: | 7,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Sztutowo, dawno temu
W małym warsztacie przy ulicy Gdańskiej nie słychać szumu morza, chociaż jest ono bardzo blisko. Ciasne pomieszczenie w piwnicy pachnie trochę kadzidłem. Stare, zakurzone lampy rzucają ciepłe światło na czterdziestoletnie drewniane blaty. Widać, jak bursztynowy pył unosi się w powietrzu i powoli opada na regały, wygięte od koniakowych bryłek i utensyliów. Na podłogę, na narzędzia i wreszcie na tablicę, do której Tomasz przypiął stare zdjęcia.
Na fotografiach ojciec. Wołali na niego „Ady”, a niektórzy „Arab”. Szeptali o nim, że jest najprzystojniejszy w Nowym Stawie. O takich indywidualistach i marzycielach, twardo stąpających po ziemi, mówiło się, że mają charakter. Miał więc charakter. Ćwiczył wioślarstwo, podnosił ciężary. I był czeladnikiem, który jako jeden z pierwszych ludzi na Mierzei Wiślanej rozpoczął zawodową przygodę z bursztynem. Później wszystkiego nauczył swojego syna.
Zanim to jednak nastąpiło, w domu się nie przelewało. Tomek pamięta, jak w szóstej klasie szkoły podstawowej pojechał na obóz wędrowny i miał najmniej pieniędzy ze wszystkich dzieci. To bolało. Nie mógł jeszcze wtedy wiedzieć, co będzie robił w życiu, ale pragnął zrobić coś wielkiego. Niewiele osób w niego wierzyło. Zwykły chłopak w oczach innych ludzi i nauczycieli miał nic nie osiągnąć. Tymczasem złoto Bałtyku czekało właśnie na niego…
Kiedy zaczął pomagać ojcu przy bursztynie, zarobił pierwsze pieniądze. Praca z tym surowcem jest dla artystów – trzeba poczuć miękkość materiału, a ten jest wdzięczny w obróbce. I pachnie specyficznie, trochę jak kadzidło.
Robili naszyjniki i korale z naturalnego nieoszlifowanego bursztynu. Niemal każdy, kto wrócił znad morza, miał kiedyś taki w domu. Rzeźbili i polerowali serduszka, wisiorki, kaboszony (typowy owal, niczym przecięte na pół jajko, używany np. do pierścionków, bransolet i wisiorków) czy zwierzątka. Tysiące tych samych, powtarzalnych wzorów. Kilogramy bursztynu. Nudne, ale opłacalne, tak zwana masówka. Koledzy taty płacili w dolarach i markach. Czasami dorzucili coś jako bonus, a innym razem dali niemieckie słodycze.
Kolejnego lata przed wyjazdem na obóz wychowawca zapytał:
– Ile macie ze sobą pieniędzy na własne wydatki?
– Tysiąc złotych – odpowiedział młody Tomek, którego mama zarabiała wówczas osiemset złotych. – I sto marek, i pięćdziesiąt dolarów – dodał.
Od tamtej pory ludzie inaczej patrzyli na tego chłopaka, który tylko w ich oczach był zwyczajny. W jego rękach krył się przecież, niedoceniony jeszcze wtedy, talent do rzeźbienia, rysowania i malowania, a także do obróbki bursztynu.
Z plastyki dostawał w szkole albo dwóje, albo piątki. Dwóje za brak kartek, a piątki, kiedy je miał i oddawał prace. Był wybitnie uzdolniony plastycznie. Zasadnicza Szkoła Zawodowa Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni Oksywiu z internatem była tylko epizodem w życiu Tomka. Zrezygnował z nauki, bo zajął się „pewexem szkolnym”, który sam stworzył. Kosmetyki, książki, zeszyty, bursztyn, srebro. Smykałka do biznesu pozwalała mu zarabiać duże kwoty. Kiedy pani psycholog wezwała go na rozmowę i zapytała, dlaczego nie chce chodzić do tej szkoły, Tomek zawadiacko odpowiedział, że nie zamierza zajmować się przez całe życie spawaniem i wierceniem metali.
– To co ty chcesz robić w życiu? – zainteresowała się psycholog.
– To, co mój ojciec. Bursztyn. Pierścienie, wisiory, zakuwać srebro. I zarabiać w dolarach i markach.
Właśnie wtedy pani psycholog zauważyła, że Tomek nie pasuje do systemu. Tym bardziej do pracy w stoczni jako spawacz czy monter. Rozpoznała w nim pewność siebie, konkretny plan i charyzmę. A Tomek już w tym momencie z pracy u ojca miesięcznie odkładał wielokrotność pensji nauczycielskiej. Dzięki temu mógł kupować „zachodnie pierdoły” (kasety, słodycze, dżinsy czy walkmana) w pewexie lub baltonie. Marzył o wolności i wielkim, łatwiejszym świecie.
Tomasz pamięta pierwsze duże dzieło ojca – latarnię morską zrobioną z kawałków żółtego bursztynu połączonych czarnym klejem. Starannie wybranych, pociętych na równe kawałki, wypolerowanych. Takie połączenie dawało naturalny efekt – cegiełek. Nikt wtedy nie chciał tak dziś upragnionej białej, rzadkiej odmiany. Cały świat zakochał się w bursztynie koniakowym. Ojciec Tomka barwił na czarno klej i kostka po kostce spiralą wznosił morskie budowle. Tworzył bursztynowe kolie, dokładnie takie, jakie nosiły później babcie i mamy, gdy wracały znad morza. Jego prace trafiały głównie na rynek niemiecki i do stolicy bursztynu – Gdańska. Takie były lata 80. i 90. XX wieku. Przełom w estetyce bursztynu i znaczny wzrost jego cen miały nadejść dzięki Chinom w XXI wieku. Tymczasem Tomek zaprojektował i wykonał swój pierwszy bursztynowy statek, a potem kolejny i kolejny, i kolejny…