Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Człowiek z Londynu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
2 grudnia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Człowiek z Londynu - ebook

Do francuskiego Dieppe przypływają angielskie statki z Newhaven. A Louis Maloin jest na tym dworcu morskim zwrotniczym. I z przeszklonej kabiny od lat obserwuje z góry wszystko dookoła. Aż pewnej nocy staje się świadkiem dziwnych zachowań dwóch mężczyzn. Jest też świadkiem morderstwa.

A niedługo potem wyławia z doku walizkę pełną banknotów. Teraz musi ją tylko ukryć przed światem...

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-262-7670-1
Rozmiar pliku: 382 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Kiedy nadchodzą, uważamy je za godziny takie jak inne, dopiero potem uświadamiamy sobie, że były wyjątkowe, staramy się odnaleźć zagubioną nić, powiązać ją jak paciorki rozsypanych minut.

Dlaczego tamtego wieczoru Maloin wyszedł z domu w złym humorze? Kolację zjedli o siódmej, jak zwykle. Grillowane śledzie, ponieważ był na nie sezon. Ernest, mały, jadł bardzo ładnie.

Teraz Maloin przypomniał sobie, że żona powiedziała:

— Była tu dziś Henriette.

— Znowu!

Fakt, że ich córka była służącą w tym samym mieście, prawie w tej samej dzielnicy, nie oznaczał jeszcze, że ma pod byle pretekstem biec do matki. Zresztą zawsze przychodziła, żeby się skarżyć i narzekać. Pan Laîné powiedział to, pani Laîné powiedziała tamto.

— Możliwe, że zwolni się miejsce u aptekarza, to przynajmniej czystsza praca niż u rzeźnika.

Nie stało się nic wielkiego, a jednak Maloin wyszedł z domu w złym humorze. Zresztą jego zły humor też nie był niczym wielkim. Nie przeszkodził mu pamiętać o zabraniu niebieskiego, emaliowanego bidonu z kawą ani chleba i masła, ani kiełbasy, które przygotowała mu żona.

Codziennie wieczorem wychodził o tej samej godzinie — dokładnie za sześć ósma. Jego dom, podobnie jak dwa czy trzy inne, został wybudowany na klifie, więc Maloin po drodze spoglądał na morze u swych stóp, na długie nabrzeże portowe, a nieco dalej, po lewej, widział doki i miasto Dieppe. Ponieważ była zima, cały pejzaż tworzyły o tej porze światła — czerwone i zielone na molo, na nabrzeżu białe, podwójne, bo odbijające się w wodzie, tak samo jak wszystkie rozmigotane światła miasta.

— Prawie nie ma dziś mgły — zauważył.

Przez cztery poprzednie dni panowała tak gęsta mgła, że ludzie wpadali na siebie na ulicach.

Maloin zszedł stromą ścieżką, skręcił w lewo i poszedł w stronę mostu. Za dwie ósma mijał dworzec morski. Za minutę ósma wchodził po metalowej drabinie wiodącej do jego kabiny.

Był zwrotniczym. W odróżnieniu od innych zwrotniczych, których budki znajdują się z dala od normalnego życia, ustawione pomiędzy torami, zwrotnicami i sygnalizatorami, on miał swoją w sercu miasta, w samym jego centrum. Wszystko dlatego, że nie pracował na prawdziwym dworcu, ale na dworcu morskim. Statki, które przypływały z Anglii dwa razy dziennie — o pierwszej i o północy, ustawiały się wzdłuż nabrzeża. Pospieszny z Paryża, po opuszczeniu zwykłego dworca na drugim końcu Dieppe, jechał ulicami jak tramwaj i zatrzymywał się kilka metrów od statku.

Torów było w sumie tylko pięć, żadnych barierek czy nasypów — nic nie oddzielało świata kolei od reszty świata.

Maloin musiał wspiąć się po drabinie, pokonując dokładnie trzydzieści dwa szczeble, by wejść do przeszklonej kabiny, w której jego zmiennik zapinał już guziki kurtki.

— Co słychać?

— Wszystko w porządku. Na dwójce zapowiadają cztery chłodnie.

Nie zwrócił na to uwagi. A jednak nigdy nie zapomniał najdrobniejszych szczegółów tamtej nocy. Jego kolega nosił wełnianą kominiarkę i Maloin pomyślał, że musi poprosić żonę, żeby zrobiła mu taką na drutach, ale ciemniejszą, bardziej dyskretną. Napchał pierwszą fajkę, położył woreczek z tytoniem na stole, obok buteleczki fioletowego atramentu.

To było naprawdę przyjemne miejsce, najlepszy punkt obserwacyjny w całym mieście. Widać było stąd światła dwóch kutrów łowiących na redzie i powracających do portu z przypływem. Od strony lądu, w pobliżu krytego targowiska, lśniły światła Café Suisse, a za nimi, rzędami, wszystkie witryny miasta.

Bliżej panowała ciemność i spokój, zamknięte okna i drzwi, oprócz tych pstrokatych, do _Moulin Rouge,_ przez które właśnie weszli muzycy. Maloin wiedział, że mniej więcej do dziesiątej będą grali dla krzeseł, bo dopiero wtedy pojawiali się pierwsi klienci. Mimo to zawsze grali, a kelnerzy czekali w gotowości.

Żeliwny piecyk rozpalił się do czerwoności. Maloin postawił na nim kawę i otworzył szafę, żeby wyjąć butelkę wódki.

Robił to samo o tej samej porze i w tym samym miejscu od niemal trzydziestu lat. O dziewiątej przepuszczał cztery wagony-chłodnie, potem platformę wracającą do portu. O dziesiątej zobaczy, że gasną światła w jego domu, na klifie, a u Bernardów okna będą nadal jasne, bo ci ludzie nie chodzili spać przed jedenastą.

Jak zawsze jako pierwszy zauważył na ciemnym horyzoncie światła statku z Newhaven, choć właśnie wtedy wokół jego kabiny panowało lekkie ożywienie. Czterej dyżurni celnicy wracali wolnym krokiem do domów, potem tragarze, kelner z pijalni wód, a wreszcie przejeżdżała taksówka. Okna dworca rozświetlały się jedno po drugim, a na pierwszy dźwięk syreny statku całe nabrzeże oświetlano jak na święta.

Maloin wiedział, że jego pociąg opuści dworzec w Dieppe znacznie wcześniej, niż nad portem rozciągnie się dym z kominów.

Zajmował się pociągiem, to oczywiste, ale nie zdając sobie z tego sprawy, przez cały czas widział też to, co działo się gdzie indziej, na przykład, że Camélia wędruje do _Moulin Rouge_ i kaszle przed wejściem, a potem jeszcze raz, zamykając drzwi.

Zaczynała się najkrótsza godzina nocy. Kiedy otwierano drzwi służbowych wagonów, statek sunął między falochronami, skręcał na środku basenu, zarzucał liny cumownicze. A ponieważ na nabrzeżu byli tylko pracownicy, wszyscy szybko zorientowali się, że na ląd zeszło pięciu pasażerów pierwszej klasy i dwunastu drugiej.

Maloin nalał sobie kawy, dodał do niej trochę wódki i napełnił trzecią fajkę, którą palił, stojąc i patrząc z góry na poruszające się sylwetki. Dlaczego zainteresował się właśnie tym mężczyzną, a nie innymi? Jak zwykle, ustawiono barierki, żeby uniemożliwić pasażerom omijanie odprawy celnej. A ten mężczyzna, który przyszedł z miasta, stał na zewnątrz, dokładnie pod kabiną zawiadowcy, i Maloinowi przemknęło przez myśl, że mógłby na niego napluć.

Był ubrany w szary płaszcz, szary filcowy kapelusz, skórzane rękawiczki i palił papierosa. Innych szczegółów Maloin nie widział. Członkowie załogi, celnicy, pracownicy dworca, skupili się na podróżnych idących po mostku. Tylko Maloin — jeśli nie liczyć mężczyzny w szarym płaszczu — dostrzegł cień stojący na przodzie statku. Ten cień błyskawicznie wyrzucił coś na nabrzeże.

To była zachwycająco precyzyjna akrobacja. Pięćdziesiąt metrów od tłumu walizka opuściła statek z pominięciem celników, a nieznajomy z miasta już trzymał ją w ręce, najzwyczajniej w świecie, i palił papierosa.

Mógłby odejść. Nikomu nie przyszłoby na myśl go zatrzymywać. Ale on wciąż stał kilka metrów od pospiesznego, jak podróżny, który czeka na przyjaciela. Walizka wydawała się lekka. Była to jedna z tych małych płóciennych walizek służących do przewożenia garnituru i kilku sztuk bielizny. Henriette miała podobną.

— Co mogą przemycać? — zastanawiał się Maloin.

Nawet nie przyszło mu do głowy, że powinien zadenuncjować dwóch nieznajomych, którzy wciąż pozostawali niewidoczni. To nie była jego sprawa. Gdyby wybrał się do Anglii, też przemycałby tytoń albo alkohol, bo wszyscy to robili.

Jako pierwsza salonik opuściła młoda kobieta, która skierowała się do przedziału pierwszej klasy. Mężczyzna w podeszłym wieku wsiadł do wagonu sypialnego. Podążało za nim dwóch bagażowych. Niemal codziennie zdarzali się podróżni wybierający luksusowe warunki, zwłaszcza podczas nocnego rejsu, a Maloin widział już ze swej kabiny ministrów, delegatów do Ligi Narodów, aktorów, gwiazdy kina. Czasem fotografowie zadawali sobie trud i czekali, aby uchwycić moment ich przybycia.

Człowiek z walizką nie ruszył się z miejsca. Wyglądał raczej na Anglika niż na Francuza, ale to było tylko wrażenie. Z komory celnej w końcu wyszedł podróżny — wysoki, szczupły, w beżowym prochowcu. Natychmiast ruszył w stronę oczekującego. Sprawa wydawała się prosta — byli w zmowie. Mężczyzna z Londynu rzucił wspólnikowi walizkę, a teraz podali sobie ręce.

Nie zamierzali wsiąść do pociągu? Maloin zadawał sobie to pytanie, patrząc, jak przechodzą przez ulicę i znikają za drzwiami _Moulin Rouge,_ z którego przez chwilę słychać było muzykę.

Zawiadowca stacji gwizdnął. W kabinie rozbrzmiał dzwonek. Maloin przesunął do oporu drugi drążek i po chwili pociąg ruszył w stronę innego, prawdziwego dworca, skąd odjeżdżał do Paryża.

Wyłączono światła, zamknięto drzwi. Celnicy oddalili się grupą, dwóch z nich weszło do Café Suisse. Także na pokładzie parowca światła kolejno gasły, poza tymi na rufie, skąd dźwig okrętowy z hałasem wyciągał skrzynie z przepastnej ładowni.

Rytuał powtarzał się co noc. Przez dwie czy trzy godziny słychać było zgrzyty kabestanu, a jaskrawe światło reflektora skupiało się na ładowni.

Nie zwracając na to uwagi, Maloin skoncentrował się na _Moulin Rouge_ z jego kolorowymi szybami, za którymi poruszały się cienie tancerzy.

— Może Camélia wyjdzie z jednym z tych dwóch — powiedział do siebie.

Od czasu do czasu widział bowiem Camélię opuszczającą kabaret w towarzystwie mężczyzny. Skręcali w najbliższą uliczkę, a po chwili słychać było dzwonek w małym hotelu. Maloin poszedł tam z nią kiedyś jak inni, z ciekawości. Była dobrą dziewczyną, zawsze pogodną, a kiedy go spotykała, mówiła mu dzień dobry.

— Nie! Już wychodzą, ale bez niej — szepnął.

Często zdarzało mu się mówić do siebie, kiedy siedział w kabinie, bo czuł się wtedy prawie tak, jakby miał towarzystwo.

— Idę o zakład, że się podzielą!

Dwaj mężczyźni, zamiast iść w stronę miasta, przeszli przez ulicę, potem przez tory, a zatrzymali się w najciemniejszym, odludnym miejscu nad brzegiem, i Maloin lekko się uśmiechnął, bo nikt nigdy nie pomyślał o nim. Nikomu nie przyszło do głowy, że wysoko, w szklanej klatce, przy czerwonawym świetle, siedział człowiek, który wszystko widział! Nie myśleli o tym przede wszystkim zakochani, toteż zwrotniczy miał sporo zabawnych wspomnień.

Odwrócił się na sekundę, żeby sięgnąć po filiżankę kawy i wypić łyk. Przeoczył może jeden czy dwa gesty nieznajomych, ale nie więcej. Kiedy znów na nich spojrzał, ten chudy i wysoki brutalnie, z zadziwiającą szybkością, bił po twarzy swego kompana.

Bił go prawą ręką, nie wypuszczając z lewej walizki. Ciemny kolor dłoni wskazywał na to, że facet ma rękawiczki. Jego ręka była też chyba uzbrojona w kastet. Kabestan wciąż wszystko zagłuszał.

Maloin, z nosem przyklejonym do szyby, patrzył, jak ranny zatacza się tuż nad brzegiem basenu, bliski fatalnego w skutkach upadku. Napastnik był tego świadom. Odpowiednio wymierzył kolejny cios. Nie przewidział tylko, że ofiara, być może instynktownie, chwyci się walizki i wyrwie mu ją z ręki.

Rozległo się „plum”, potem drugie, słabsze. Mężczyzna wpadł pierwszy, walizka zaraz po nim. Co do drągala, to szybko rozejrzał się wokół i pochylił nad wodą.

Dopiero po kilku dniach Maloin zaczął się zastanawiać, dlaczego nie wezwał pomocy.

No cóż, szczerze mówiąc, nie przyszło mu to do głowy. Kiedy wyobrażamy sobie dramatyczną sytuację, myślimy, że zrobilibyśmy to czy to. Ale kiedy to już się dzieje, jest inaczej. Otóż przyglądał się temu, jak najzwyklejszej scence ulicznej, a gdy chudzielec się wyprostował, mruknął tylko:

— Tamten na pewno nie żyje!

Tymczasem zgasła mu fajka, więc znów ją zapalił, rozglądając się po nabrzeżu. Był zły, bo miał obowiązek zejść, a najzwyczajniej się bał. Czy facet, który właśnie zabił człowieka, zawaha się zabić drugiego? Mimo to otworzył drzwi. W dole morderca usłyszał hałas, spojrzał w górę i wielkimi krokami pobiegł w stronę miasta.

Maloin zszedł ociężale. Tak jak sądził, woda w basenie była gładka, po ciele i walizce nie został nawet ślad. W odległości pięćdziesięciu metrów wznosił się kadłub statku z Newhaven. Wciąż trwał rozładunek.

Czy iść do Café Suisse, gdzie spotka policjanta? Zawahał się, przypomniał sobie, że skończyła mu się wódka, i wszedł do _Moulin Rouge._

Usiadł przy barze, w pobliżu drzwi.

— Co słychać? — spytała Camélia.

— W porządku!... Mały calvados.

Przy głośnej muzyce jazzowej, w różowym świetle tańczyło kilka osób. Camélia czekała, aż Maloin da jej znak, i faktycznie, po chwili skinął jej ręką, ale po drugim calvadosie już o tym nie myślał.

Był w złym humorze i przypomniał sobie, że z domu też wyszedł w marnym nastroju. Ale tym razem sprawa była poważna — nie podniósł alarmu od razu, i na pewno będą go za to winić. A przecież to nie jego wina, bo po prostu nie przyszło mu do głowy, że powinien krzyczeć!

— Już idziesz? — spytała Camélia.

— Idę.

Popatrzył jeszcze na wodę w basenie portowym i zamyślony wspiął się do swojej kabiny. Poszukiwanie ciała i tak nie miało już sensu, bo facet nie żył, i to na dobre. A ten drugi musiał być już daleko.

Maloin zerknął na tablicę, wyznaczył tor 3, o który proszono dla nowych wagonów towarowych. Przed _Moulin Rouge_ podjechała taksówka — dwóch rozbawionych mężczyzn.

— A właściwie co mnie to obchodzi! — powiedział głośno Maloin.

Dorzucił do piecyka i wypił ostatnie krople kawy. To była ta gorsza część nocy, najzimniejsza. Wiał wschodni wiatr, niebo było bezchmurne i za godzinę należało się spodziewać nieprzyjemnych przymrozków. Poza tym nie było nic do roboty, nic do obserwowania aż do otwarcia targu rybnego, który zaczynał się po ciemku, a kończył w środku dnia.

— Zabił go, żeby mieć walizkę tylko dla siebie! — uznał Maloin. — Ale dał się zrobić na szaro!

Co też mogło być w tej walizce? Nie zabija się bez powodu.

W tej chwili poziom wody był niski. Za godzinę przy brzegu basenu głębokość może wynosić najwyżej trzy metry. A nawet mniej, bo był silny odpływ. Maloin zmarszczył brwi i nos, podrapał się po skroni i ciężko westchnął. Takich nawyków nabiera człowiek, który godzinami przesiaduje sam i stroi miny, gestykuluje, mruczy pod nosem, czasem powie kilka słów.

— Dlaczego nie?

Oczywiście, było zimno. Ale też gra była warta świeczki...

Spacerował po kabinie, dyskutując z sobą samym. A potem nagle zszedł po metalowej drabinie i ruszył na nabrzeże.

— Trudno! — mruknął jeszcze.

Ściągnął pantofle, marynarkę, zerknął na angielski statek, teraz już cichy, i zanurzył się. Przed podjęciem tej pracy pływał na kutrze rybackim, potem pięć lat służył w marynarce.

Znikał dwa razy, potem trzeci, a jego ręce za każdym razem rozgarniały zimny muł na dnie. Za czwartym trafił na starą stalową linę. Dopiero za piątym, kiedy już zaczynał się bać, wyciągnął walizkę.

I w ułamku sekundy strach przerodził się w panikę. Pożałował tego, co zrobił. Zastanawiając się, co go czeka, jeśli ktoś go przyłapie, zaczął biec z marynarką przerzuconą przez ramię. Zapomniane pantofle zostały na nabrzeżu.

Jeszcze nigdy nie szedł tak szybko po metalowej drabinie. Z walizeczki spływała woda. On sam także ociekał wodą. Ale w szafie miał ubranie robocze i mógł się przebrać. Robił to, nie otwarłszy nawet walizki, na którą zerkał nieufnie. Musiał jeszcze wrócić po pantofle. Właśnie kiedy powracał do kabiny, zamykano _Moulin Rouge._

Camélia wyszła jako ostatnia, zerknęła w jego stronę, jakby pytając, czy nie ma dziś na nią ochoty. A on tylko mruczał pod nosem.

— I co mam teraz zrobić?

Rzecz jasna, otworzyć walizkę! To nieuniknione!

Gdyby odniósł ją na komisariat, policjanci i tak nie zrozumieliby jego zachowania, a przecież w środku mógł być tylko tytoń z przemytu.

Okazało się, że nie była nawet zamknięta na kluczyk, a kiedy podniósł wieko, zobaczył najpierw coś miękkiego i mokrego, masę bezkształtnych gałganów. Potrząsnął nimi, żeby sprawdzić, czy nie ma tam niczego innego, i wtedy ujrzał banknoty.

To było tak, jak ze zbrodnią: początkowo Maloin nie czuł żadnych emocji, patrzył po prostu na masę jasnych banknotów, angielskich banknotów pięcio- i dziesięciofuntowych, mokrych i posklejanych ze sobą.

Widział już kiedyś dziesięciofuntówki. Sam miał pięć tysięcy franków, a do tego trochę więcej w kasie oszczędnościowej, no i dom, w którym mieszkał, należał do niego.

Ale tu nie chodziło o dziesięć czy pięćdziesiąt banknotów, to nie była jakaś drobna sumka. Miał przed sobą walizkę pełną pieniędzy! Niewyobrażalną kwotę.

Maloin zaczął krążyć po swojej klatce, raz po raz wyglądając na zewnątrz. Morze przybrało jaśniejszą barwę. Ciężarówki i samochody osobowe zatrzymywały się po drugiej stronie nabrzeża, przy targu rybnym, gdzie rozświetliły się okna dwóch barów.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: