Czyja to dziewczyna? - ebook
Czyja to dziewczyna? - ebook
Nikos Demakis otrzyma upragnione stanowisko prezesa w rodzinnej korporacji, jeśli spełni życzenie dziadka. Ma doprowadzić do rozstania swojej siostry z nieodpowiednim dla niej chłopakiem. Nikos prosi o pomoc jego byłą przyjaciółkę Lexie Nelson. Jednak Lexie nie pozwala sobą manipulować. Zgadza się pomóc, lecz stawia Nikosowi twarde warunki…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1900-6 |
Rozmiar pliku: | 774 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Nikos, przyjechała panna Nelson.
Spoglądając na zegarek, Nikos Demakis lekko się uśmiechnął. Jego niewinne kłamstewko odniosło skutek.
– Powiedz ochroniarzowi, żeby ją przyprowadził – rzucił, po czym wrócił do gości.
Inny facet mógłby mieć wyrzuty sumienia, że kimś manipuluje. Ale nie on.
Z coraz większym zniecierpliwieniem obserwował, jak jego siostra snuje się za Tylerem, swoim chłopakiem, usiłuje przywrócić mu pamięć, po uszy nurza się w roli tragicznej kochanki. Jednak ostatnio w jej oczach zaczął dostrzegać coś innego niż charakterystyczną dla niej trzpiotowatość. Dotychczas nie doceniał, jak wielką władzę ma nad nią Tyler. Informacja o ich zaręczynach dotarła nawet do dziadka Savasa.
Zgodnie z przewidywaniami Nikosa dziadek postawił ultimatum. Kolejny pretekst wymyślony przez starego tyrana, żeby opóźnić przekazanie Nikosowi funkcji prezesa zarządu Demakis International.
„Załatw sprawę Venetii, a firma będzie twoja. Pozbaw ją konta w banku, odbierz luksusowe auto i stroje. Zamknij ją na klucz. Szybko o nim zapomni, jak sobie przypomni, co to głód”.
Krew się w nim gotowała na samo wspomnienie tych słów.
Najwyższy czas wykreślić tego czarującego manipulatora z jej życia. Mimo to Nikos nie miał zamiaru zagłodzić siostry. Zrobi wszystko, żeby przetrwać, ale na pewno nie skaże Venetii na śmierć głodową. Ale wkurzało go, że dziadek wziął pod uwagę taką możliwość.
Najwyraźniej to niezadowolenie malowało się na jego twarzy, bo Nina, długonoga brunetka, która mu towarzyszyła, ilekroć przebywał w Nowym Jorku, umknęła w drugi róg salonu.
– Panna Nelson chce się z panem spotkać w kawiarni po drugiej stronie ulicy – szepnęła mu do ucha asystentka.
– Nie.
Pech chciał, że w najbliższych dniach będzie zmuszony mieć do czynienia nie z jedną, a z dwiema nieobliczalnymi kobietami. Chciał jak najszybciej mieć to spotkanie za sobą, żeby nareszcie wrócić do Aten. Chciał zobaczyć minę dziadka, gdy mu powie o swoim triumfie.
Sięgnął po jeden z kieliszków roznoszonych przez kelnera i upił łyk szampana. Wbrew krakaniu dziadka, że nie znajdzie inwestora, właśnie podpisał wart miliardy kontrakt z Nathanem Ramirezem, wschodzącą gwiazdą biznesu, przyznając mu na wyłączność prawa do niezabudowanego skrawka ziemi na jednej z dwóch wysp w posiadaniu rodziny Demakisów od trzystu lat.
Był to bardzo pożądany zastrzyk gotówki dla Demakis International oraz jego długo oczekiwana szansa. Takiego zwycięstwa dziadek nie może zignorować. Nikos czuł, że jest o krok od celu.
Jednak miesiąc trudnych i wyczerpujących negocjacji dawał mu się we znaki, a jego ciało domagało się seksu. Dopił szampana, po czym skinął na Ninę. Panna Nelson musi poczekać.
Byli pod drzwiami jego prywatnego apartamentu, gdy zatrzymał go czyjś śmiech na korytarzu.
Odesłał Ninę z powrotem do salonu, a sam ruszył korytarzem.
Już miał zasypać pytaniami ochroniarza, ale odebrało mu głos.
Na puszystej wykładzinie, trzymając się za brzuch, klęczała kobieta, która z trudem łapała oddech, a jego dwumetrowy ochroniarz Kane, pochylał się nad nią wyraźnie zaniepokojony. Nikosowi rzuciły się w oczy jej rude włosy.
Pchany ciekawością podszedł bliżej.
– Kane, co się stało? – warknął.
– Przepraszam, panie Demakis – odparł ochroniarz, poufałym gestem poklepując ogromną dłonią drobne plecy kobiety. – Lexi popatrzyła na windę i oznajmiła, że nie wsiądzie.
Lexi Nelson.
Nadal trwała pochylona, a jej wąskie ramiona drgały.
– Co takiego?!
– Powiedziała, że żadna siła jej tam nie wciągnie. Kazała mi do pana zadzwonić, że spotka się z panem w kawiarni.
Nikos przeniósł wzrok na supernowoczesną windę. W tej samej chwili przypomniało mu się jedno zdanie z dossier Lexi Nelson.
„Uwięziona w windzie przez siedemnaście godzin”.
Mogła odejść, pomyślał zirytowany. Przewrotna reakcja, bo byłoby to wbrew jego interesom.
– Szła na piechotę dziewiętnaście pięter? – zapytał.
Kane przytaknął. Nie uszło uwadze Nikosa, że i ochroniarz był lekko zasapany.
– Szedłeś razem z nią?
– Tak. Ostrzegałem, że w połowie drogi zemdleje. – Popatrzył na nią dziwnie ciepło. – Ale rzuciła mi wyzwanie. – Lekko pchnął ją ramieniem. Nikos patrzył zafascynowany. Kobieta wyprostowała się, żeby szturchnąć Kane’a z siłą, jakiej się nie spodziewał po osobie tak… drobnej.
– Mało brakowało, a bym cię wyprzedziła. – Nadal z trudem chwytała powietrze.
Śmiejąc się, Kane pomógł jej się podnieść. Znowu dziwnie poufałym gestem wobec kobiety, którą poznał ledwie dwadzieścia minut wcześniej. Ale gdy przed nim stanęła, sprawa się wyjaśniła.
Lexi sięgała mu do ramienia. Może miała metr sześćdziesiąt, ale połowa tego przypadała na nogi. Pasek odsłoniętego ciała między kusą plisowaną spódniczką i brzegiem wysokich, skórzanych kozaków zrobił na nim wrażenie… niemałe.
Owalna twarz, niebieskie oczy i pełne wargi teraz rozchylone w uśmiechu. Krótko ostrzyżone włosy upodobniały ją do kilkunastoletniego chłopca.
– Kane, zaprowadź panią do mojego gabinetu – powiedział, a ona rzuciła mu zdziwione spojrzenie. – Wprowadza tu pani niepotrzebne zamieszanie. Proszę zaczekać w moim gabinecie, przyjdę do pani za pół godziny. – Odwrócił się i odszedł.
Cham, ale ma ładny tyłek, pomyślała zaskoczona taką swoją reakcją.
Mimo że nie zdążyła dobrze mu się przyjrzeć, wyczuła, że czymś go rozgniewała. Ignorując Kane’a, ruszyła za jego oddalającym się szefem, jednocześnie się zastanawiając, co mogło go tak zirytować.
Wspinaczka na dziewiętnaste piętro o mało nie przyprawiła jej o zawał, ale czuła, że nie odejdzie, dopóki z nim nie porozmawia i się nie dowie, co dzieje się z Tylerem. Przez cały tydzień dobijała się do Demakisa w jego nowojorskiej siedzibie, aż w końcu doczekała się telefonu od jego sekretarki. Ledwie zdążyła się przedstawić ochroniarzowi, natychmiast poprowadził ją do windy, z której błyskawicznie uciekła.
Teraz zatrzymała się w progu słabo oświetlonej sali. Nawet w tym świetle rzucił jej się w oczy elegancki wystrój: idealnie biała wykładzina oraz szklana ściana od sufitu do podłogi z bajecznym widokiem na panoramę Manhattanu oraz otwarty bar.
Jakby się znalazła w innym świecie.
Nagle zorientowała się, że otacza ją martwa cisza. Gdy gapiła się na wytworne wnętrze, przyglądało jej się kilkanaście osób. Patrzyli na nią jak na przybysza z kosmosu.
Posłała im szeroki uśmiech, kurczowo ściskając pasek torby.
Na jej widok Demakis uwolnił się z objęć kształtnej brunetki, z którą właśnie zamierzał wyjść.
Lexi mocniej ścisnęła pasek.
– Panno Nelson, prosiłem, żeby zaczekała pani w moim gabinecie.
Zapatrzona w tak przystojnego faceta na moment przestała myśleć przytomnie. Wpatrywały się w nią ciemne oczy okolone długimi rzęsami. Mogłaby się założyć o ostatniego dolara, że jego elegancki garnitur jest szyty na miarę. Podnosząc wzrok na jego interesującą fizys, poczuła dziwny niepokój.
Nikos Demakis okazał się najbardziej przystojnym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek miała okazję zobaczyć. Blisko metr dziewięćdziesiąt wzrostu i szerokie bary. Od kilku miesięcy śnił jej się po nocach: galaktyczny pirat, nikczemnik, który porwał jej bohaterkę pannę Havisham z zamiarem otwarcia wrót czasu.
Palce ją świerzbiły, żeby wyjąć z torby ołówek, z którym nigdy się nie rozstawała. Szkicowała go mnóstwo razy, ale ciągle nie była zadowolona.
Spike, galaktyczny pirat z krwi i kości.
– Pani jest pijana?
Zaczerwieniła się, zdawszy sobie sprawę, że powiedziała to na głos. Zadrżała, gdy przeszył ją wzrokiem. Jakby potrafił zobaczyć i lepiej niż ona zrozumieć jej reakcję.
– Jasne, że nie. Ja tylko…
– Tylko co?
– Kogoś mi pan przypomina. – Uśmiechnęła się sztucznie.
– Jeśli skończyła już pani bujać w obłokach, to możemy porozmawiać. – Wskazał na drzwi za jej plecami.
– Nie musi pan opuszczać… przyjęcia. – Odwróciła wzrok. Czym go tak rozzłościła? – Chcę się tylko dowiedzieć, jak się czuje Tyler?
Nieznacznie kiwnął głową, dając znak gościom, by się cofnęli. Albo odsunęli od niej. Ścierpła na taki pokaz władzy.
– Nie tutaj. – Nie spuszczając wzroku z Lexi, szepnął coś do ucha brunetce. – Przejdźmy do gabinetu.
Cofnęła się, by go przepuścić. Zdobywszy całą jego uwagę, lekko się zaniepokoiła. Rozejrzała się po gościach. W grupie raźniej. Ale ci ludzie zostaną za drzwiami… Mimo to jego postura oraz niczym nieuzasadniona pogarda w spojrzeniu napawały ją lękiem.
– Nie ma o czym rozmawiać. Ja się tylko chcę dowiedzieć, jak się czuje Tyler.
Kilka minut później znaleźli się w supernowocześnie urządzonym gabinecie z jeszcze lepszym widokiem na Manhattan. Zaintrygowało ją, czy widać stamtąd ciasne mieszkanko, które na Brooklynie dzieliła z przyjaciółmi.
Pośrodku pokoju stało rozległe mahoniowe biurko, po jednej stronie, z boku, aneks wypoczynkowy z kanapą oraz fotelami, po drugiej stanowisko komputerowe z drukarką oraz niszczarką.
Demakis zdjął marynarkę, po czym rzucił ją niedbale na skórzany fotel. W nieskazitelnie białej koszuli wydawał się jeszcze bardziej dominujący i jeszcze większy.
Rozpiął mankiety i podwinął rękawy, błyskając srebrnym rolexem. Oparł się o biurko, wyciągając przed siebie nogi. Pod tkaniną spodni kryły się jego muskularne uda.
– Prosiłem, żeby pani zaczekała.
Czerwieniąc się, odwróciła wzrok. Przestań się gapić na uda tego faceta!
– Pokonałam na piechotę dziewiętnaście pięter, żeby zabrać panu kilka minut – odparła, czując się niezbyt pewnie pod jego krytycznym spojrzeniem. Był tak duży i onieśmielający, że po raz pierwszy w życiu żałowała, że nie jest wysoka i czarująca. – Wyjdę, jak tylko się dowiem, w jakim stanie jest Tyler.
Gdy podszedł do niej z rękami w kieszeniach, musiała się powstrzymać, żeby nie umknąć jak spłoszony ptak. Przyglądał jej się badawczo, a jednocześnie lekceważąco. Po raz kolejny miała ochotę poprawić włosy i wygładzić T-shirt.
– Dopiero co wstała pani z łóżka?
Na moment ją zamurowało.
– Owszem. Jak zadzwonił telefon, odsypiałam szaloną noc, więc proszę wybaczyć, jeżeli mój strój nie pasuje do tego wnętrza za miliony dolarów. – Z jakiegoś powodu był do niej wrogo usposobiony, co ją wkurzało, budząc agresję. – Nich się pan dowie, że być może pan spędza czas na igraszkach ze swoją kobietą, ale ja pracuję. Są tacy, co muszą zarabiać na życie.
– Uważa pani, że ja nie pracuję? – W jego spojrzeniu dostrzegła błysk rozbawienia.
– To skąd to pogardliwe podejście, jakby pański czas był cenniejszy od mojego? Nie wątpię, że w minutę zarabia pan więcej ode mnie, ale muszę zarabiać, żeby jeść – odrzekła zdziwiona, skąd w niej aż tyle złości. – Im prędzej odpowie pan na moje pytanie, tym prędzej będzie mnie pan miał z głowy.
Podszedł tak blisko, że owiał ją zapach jego wody kolońskiej. Wytrwała, nie okazując, jak bardzo ją peszy jego bliskość.
– Przyszła tu pani dla Tylera. Nikt pani do niczego nie zmusza. W każdej chwili może pani opuścić ten budynek. Schodami, tak jak pani tu weszła.
Nie mogła. Nie miał pojęcia, ile ją kosztowało przybycie do jego biura.
– Zadzwonił do mnie facet, który się nie przedstawił, z informacją, że Tyler i pańska siostra mieli wypadek. – Może jest taki niemiły, bo martwi się o siostrę? Możliwe, że w innych okolicznościach zachowuje się jak człowiek. – Co z nim? Czy pańska siostra też odniosła obrażenia?
Ściągnął brwi.
– Pyta pani o kobietę, która na dobrą sprawę odbiła pani chłopaka, z którym… – Sięgnął po segregator leżący na biurku i zaczął przeglądać jego zawartość. – Zaraz, zaraz… Z którym była pani przez jedenaście lat?
– Przyszło mi do głowy, że jest pan tak nieprzyjemny, bo martwi się pan o siostrę, ale taki zimny drań jak pan… – Zamilkła na widok swojego nazwiska napisanego wielkimi literami na grzbiecie segregatora.
Jednym susem znalazła się przy nim, po czym wyrwała mu z ręki segregator. Jego zaskoczenie nie dało jej najmniejszej satysfakcji.
Sztywna ze strachu zaczęła przerzucać kartki. Dziesiątki stron informacji o niej i Tylerze, fakty z ich całego życia, łącznie z ich policyjnymi zdjęciami.
„W wieku lat szesnastu odsiedziała rok w poprawczaku za kradzież z włamaniem”.
Pomimo klimatyzacji poczuła, jak po plecach spływa jej pot.
– To są informacje poufne! – Ze wstydu wolałaby zapaść się pod ziemię. Wypuściła z rąk segregator. Pchana poczuciem krzywdy rzuciła się na Demakisa z pięściami. – O co tu chodzi? Jakim prawem zbierał pan o mnie informacje? Widzimy się pierwszy raz w życiu!
– Proszę się uspokoić. – Chwycił ją za nadgarstki.
Na widok swoich drobnych i bladych dłoni w jego wielkich brązowych łapach, szarpnęła się. Jakim prawem on jej dotyka?!
– Stracę pracę, jeżeli to wyjdzie na jaw. Panie Demakis, pan nie ma pojęcia, jak to jest żyć, żywiąc się okruchami. Chodzić z uczuciem, że niedługo żołądek zacznie się sam zjadać. Mieszkać na ulicy, nie wiedząc, czy się znajdzie bezpieczne miejsce do spania. Znowu by mnie to czekało. – Powiodła wzrokiem po puszystym kremowym dywanie, po panoramicznym oknie z widokiem na Manhattan, na włoski garnitur Demakisa i wybuchnęła śmiechem. – Jasne, że pan nie ma o tym pojęcia. Założę się, że nawet pan nie wie, co to głód.
Zacisnął szczęki, przez co jego rysy jeszcze bardziej się wyostrzyły.
– Niech pani nie będzie tego taka pewna – wycedził przez zęby. – Zdziwi się pani, ale doskonale rozumiem, co to walka o przetrwanie. – Pochylił się, żeby podnieść segregator. – Jest mi obojętne, czy okradła pani jeden dom, czy całą ulicę. Interesuje mnie wyłącznie pani związek z Tylerem. – Podając jej segregator, przybrał poprzednią maskę. – Może pani zrobić z tym, co pani zechce.
Uśmiechnął się, gdy ta drobna kobietka wyrwała mu z rąk kompromitujące dokumenty. Podeszła do niszczarki, by pozbyć się ich kartka po kartce.
Mając pamięć fotograficzną, wcale ich nie potrzebował. Lexi Nelson, lat dwadzieścia trzy, wychowana w rodzinie zastępczej, aktualnie barmanka w klubie Vibe na Manhattanie, miała tylko jednego chłopaka, tego czarusia Tylera.
Na podstawie tej wiedzy Nikos spodziewał się osoby potulnej, nieatrakcyjnej, naiwnej, o niskiej samoocenie.
Ale ta kobieta, drobna i niezbyt urodziwa, była zaprzeczeniem tych cech. Stała przy niszczarce dumnie wyprostowana, z dłonią opartą na biodrze. Fakt, że okazała się inna… kompletnie inna, bo jaka kobieta zainteresowałaby się losem nowej przyjaciółki kochanego mężczyzny? Będzie zmuszony zmienić strategię.
Odwróciwszy się, popatrzyła na niego z satysfakcją.
– Zadowolona?
– Nie – odparła stanowczym tonem. – Z tego, co pan tu wyczytał, powinien się pan zorientować, że nie jestem głupia. Zniszczyłam jedną papierową kopię, ale pan i pański detektyw macie to w komputerach.
Uniósł brwi, gdy sięgnęła po przycisk do papierów, po czym rzuciła go do góry i złapała.
– To jaki sens było to niszczyć?
Nie spuszczając z niego wzroku, ponownie podrzuciła przycisk do papierów.
– Symboliczny. Bo chociaż mam wielką ochotę… – Zerknęła na niszczarkę. – Tego panu nie zrobię.
Jednym susem znalazł się przed nią, przechwytując opadający przycisk. Odskoczyła niczym przestraszony kociak.
– Nie skrzywdzę pani.
– Aha, tak jak ja jestem modelką Victoria’s Secrets.
Wybuchnął śmiechem.
Chłopięcej budowy i pozbawiona bujnych kształtów zdecydowanie nie nadawała się na modelkę prezentującą bieliznę. Mimo to było w niej coś pociągającego, nawet jak na jego wysublimowany gust.
– Brakuje pani jakieś trzydzieści centymetrów wzrostu. – Omiótł ją wzrokiem. – I ma pani istotne braki w strategicznych miejscach.
Czerwona jak burak wysoko uniosła głowę, szacując go spojrzeniem, co odebrał, wbrew sobie, z aprobatą.
– To po co ten pokaz siły? Nie zajrzał pan do tego segregatora na moich oczach, żeby uściślić fakty, ale żeby mi pokazać, że wie pan o mnie wszystko. To pana kręci? Zbiera pan czyjeś słabości, żeby je potem wykorzystać do swoich potrzeb?
– Tak. – Nie miał co do siebie złudzeń. Bez oporu posługiwał się każdą zdobytą informacją, by wygrywać w interesach oraz w życiu. Był gotowy na wszystko, zwłaszcza że tym razem szło o szczęście jego rodzonej siostry. Trzeba chronić tych, którzy są od nas zależni. – Chcę, żeby pani coś dla mnie zrobiła i nie przyjmę odmowy.