- promocja
Dama dworu. Moje nadzwyczajne życie w cieniu Korony - ebook
Dama dworu. Moje nadzwyczajne życie w cieniu Korony - ebook
Bestseller „New York Timesa”, „USA Today”, „The Sunday Times” i „The Globe and Mail” oraz „pamiętnik roku” według „The Times”
Anne Glenconner, dama dworu księżniczki Małgorzaty, odsłania tajemnice i szczegóły prywatnego życia brytyjskiej rodziny królewskiej.
Anne Coke przyszła na świat jako pierworodna córka piątego hrabiego Leicesteru, który zarządzał jedną z największych posiadłości ziemskich w Anglii. Od wczesnego dzieciństwa znajdowała się w ścisłym monarszym kręgu, poznała i zaprzyjaźniła się z przyszłą królową Elżbietą II, a przede wszystkim z jej siostrą, księżniczką Małgorzatą. Anne stała się wyjątkowym świadkiem historii królestwa: dramatycznych lat wojny i powojennej biedy, była jedną z druhen towarzyszących Elżbiecie II podczas koronacji, a później została damą dworu.
W swoim intymnym, szczerym pamiętniku kreśli wyrazisty, emocjonalny obraz życia arystokracji: edukacji w szkole z internatem, debiutanckich balów, wielkich polowań, ale także ścisłych powinności oraz sztywnych ról potomków i potomkiń możnych rodów. Jest to również przejmująca opowieść o przetrwaniu i sile ducha. Anne opowiada o swoim małżeństwie z Colinem Tennantem, wybuchowym lordem Glenconner, który cały majątek zostawił byłemu służącemu; o przedwczesnej śmierci syna uzależnionego od narkotyków oraz drugiego, który zmarł na AIDS; o dramatycznej walce o życie trzeciego syna po jego wypadku motocyklowym i półrocznej śpiączce. A wszystko to w czasie, gdy była najbliższą powierniczką księżniczki Małgorzaty, uczestniczyła w jej życiowych wzlotach i upadkach i towarzyszyła w królewskich podróżach po świecie, pełnych przygód i zabawnych sytuacji.
Dama dworu jest dowcipną, szczerą, dramatyczną i wzruszającą prywatną relacją przedstawiającą życie kobiety w złotej klatce.
Lady Glenconner prezentuje otwarty i szczery wgląd w prywatne życie angielskiej rodziny panującej i najbardziej elitarnych członków społeczeństwa. Przez jej pisarstwo przebija poczucie humoru, wprowadzające lekkość do relacji z trudnych okresów, które znaczyły jej życie. – „Library Journal”
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8188-899-8 |
Rozmiar pliku: | 964 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
——————
Pewnego ranka na początku 2019 roku, kiedy byłam w moim londyńskim mieszkaniu, zadzwonił telefon.
– Halo?
– Lady Glenconner? Mówi Helena Bonham Carter.
Niecodziennie się zdarza, że dzwoni do mnie gwiazda Hollywood, chociaż spodziewałam się jej telefonu. Kiedy producenci popularnego serialu Netflixa skontaktowali się ze mną, mówiąc, że w trzecim sezonie zostanę sportretowana przez Nancy Carroll i że Helena Bonham Carter została obsadzona jako księżniczka Małgorzata, byłam zachwycona. Zapytana, czy mogłabym się z nimi spotkać, żeby mogły sobie wyrobić lepsze pojęcie o mojej przyjaźni z księżniczką, nie miałam nic przeciwko temu.
Nancy Carroll przyszła na herbatę, zasiadłyśmy w fotelach w salonie i rozmawiałyśmy. Konwersacja była surrealistyczna, gdyż dotarło do mnie, że Nancy musi się oswoić z tym, jaka jestem.
Kilka dni później, kiedy zadzwoniła Helena, ją także zaprosiłam na herbatę. Nie tylko podziwiam ją jako aktorkę, ale tak się składa, że jest kuzynką mojego zmarłego męża, Colina Tennanta, a jej ojciec pomógł mi w latach osiemdziesiątych, gdy jeden z moich synów miał wypadek motocyklowy.
Kiedy się zjawiła, zauważyłam podobieństwo pomiędzy nią a księżniczką Małgorzatą: ma idealne wzrost i figurę, a chociaż nie ma niebieskich oczu, to w jej spojrzeniu kryje się podobnie szelmowski błysk inteligencji.
Usiadłyśmy w salonie i nalałam jej herbatę. Wyjęła notes, w którym zapisała mnóstwo pytań na temat księżniczki, aby, jak wyjaśniła, „oddać jej sprawiedliwość”.
Wiele z nich dotyczyło manieryzmów. Kiedy zapytała, w jaki sposób księżniczka Małgorzata paliła, opisałam to jako coś w rodzaju chińskiego ceremoniału parzenia herbaty: wyjmowała z torebki długą cygarniczkę, ostrożnie wkładała do niej papierosa, po czym zawsze samodzielnie zapalała go jedną ze swoich pięknych zapalniczek. Nie znosiła, gdy inni oferowali jej ogień, a jeśli jakiś mężczyzna ochoczo się zbliżał, wykonywała drobny, ale zdecydowany gest dłonią, żeby jasno dać to do zrozumienia.
Zauważyłam, że Helena nieznacznie zgięła rękę, jakby wypróbowując gest, który właśnie opisałam, zanim przeszła do omawiania charakteru księżniczki Małgorzaty. Starałam się oddać bystrość jej umysłu – to, że zawsze dostrzegała humorystyczną stronę sytuacji, nie rozwodziła się nad niczym, nastawienie miała zawsze pozytywne i rzeczowe. Gdy rozmawiałyśmy, jej postać ożywała, jakby księżniczka znajdowała się z nami w pomieszczeniu. Helena słuchała wszystkiego bardzo uważnie, robiła mnóstwo notatek. Rozmawiałyśmy trzy godziny, a kiedy wyszła, poczułam pewność, że została doskonale dobrana do roli.
Obie aktorki przysłały mi listy z podziękowaniami za pomoc, Helena Bonham Carter wyraziła nadzieję, że księżniczka Małgorzata okaże się dla niej tak dobrą przyjaciółką, jaką była dla mnie. Bardzo mnie to wzruszyło, a myśl o tym, że księżniczka Małgorzata i ja spotkamy się na ekranie, sprawiła, że niecierpliwie tego wyczekiwałam. Przekonałam się, że rozmyślam o naszym dzieciństwie spędzonym wspólnie w Norfolku, o trzydziestu latach, kiedy byłam jej damą dworu, o wszystkich sytuacjach, kiedy pokładałyśmy się ze śmiechu, o naszych życiowych wzlotach i upadkach.
Zawsze lubiłam opowiadać historie, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby napisać książkę, póki te wizyty nie poruszyły moich wspomnień. Należę do pokolenia, które uczono nie myśleć za dużo, nie oglądać się za siebie i nie zadawać pytań, dlatego dopiero teraz dostrzegam, jakie niezwykłe było moje niemal dziewięćdziesięcioletnie życie, pełne nadzwyczajnych kontrastów. Przytrafiło mi się wiele dziwnych sytuacji, zarówno zabawnych, jak i okropnych, a część z nich nawet mnie samej wydaje się niewiarygodna. Jestem bardzo szczęśliwa, że mam cudowną rodzinę, i z powodu życia, które przeżyłam.ROZDZIAŁ 1
——————
NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIE
Holkham Hall góruje nad ziemiami North Norfolk z odrobiną lekceważenia. Jest to surowy budynek, który najlepiej wygląda późnym latem, kiedy trawa przybiera barwę trzcinowego cukru i park wydaje się stapiać z domem. Na pobliskim wybrzeżu pod otwartym niebem hulają ostre wiatry, całymi milami ciągną się solne błota i mroczne sosnowe lasy, które obrzeżają wydmy, ustępując miejsca rozległej połaci szarozłotego piasku plaży Holkham: teren, który moi przodkowie zmienili z mokradeł w obszar narodzin rolnictwa. Tutaj, na szlaku przelotu gęsi i czajek, rodzinę Coke’ów (wymawia się „kuk”) założył w ostatnich latach panowania Tudorów sir Edward Coke, uważany za największego jurystę epok elżbietańskiej i jakobiańskiej, który z powodzeniem oskarżał sir Waltera Raleigha i konspiratorów spisku prochowego. Herbem mojej rodziny jest struś połykający żelazną podkowę – symbol naszej zdolności do strawienia wszystkiego.
Zachowało się zdjęcie zrobione podczas mojego chrztu latem 1932 roku. Trzyma mnie ojciec, przyszły piąty hrabia Leicesteru, i jestem otoczona przez męskich krewnych o uroczystych minach. Bardzo usilnie starałam się być chłopcem, nawet ważyłam przy urodzeniu niemal pięć kilo, ale byłam dziewczynką i nic nie dało się na to poradzić.
Płeć oznaczała, że nie odziedziczę godności hrabiowskiej ani Holkham, piątej największej posiadłości ziemskiej w Anglii, dwudziestu siedmiu tysięcy akrów najlepszej rolniczej ziemi, ani też mebli, książek, obrazów czy choćby sreber. Po mnie rodzice mieli jeszcze dwie córki: dwa lata później urodziła się Carey, a po dwunastu latach Sarah. Linia rodu została przerwana i ojciec musiał odczuwać brzemię niemal czterech wieków dezaprobaty.
Matka zgotowała swojemu ojcu, ósmemu lordowi Hardwicke, ten sam los, i może za sprawą solidarności, ponieważ uważała, że potrzeba mi silnego charakteru, nazwała mnie Anną Veronicą, na cześć śmiałej feministycznej bohaterki książki H.G. Wellsa. Matka, Elizabeth Yorke, była kompetentną, charyzmatyczną i absolutnie odpowiednią dziewczyną, jakiej dla swojego syna mógłby sobie życzyć mój dziadek. Sama była córką hrabiego, którego rodową siedzibą było Wimpole Hall w hrabstwie Cambridgeshire.
Mój ojciec był przystojny, lubiany, oddany wiejskim zajęciom i nadawał się na dziedzica tytułu hrabiego Leicesteru. Poznali się podczas wypadu narciarskiego do St Moritz, kiedy ona miała piętnaście, a on siedemnaście lat, natychmiast nieoficjalnie zostali zaręczeni, przy czym on podobno powiedział: „Po prostu wiem, że chcę cię poślubić”. Miał także bodziec w postaci innej dziewczyny, która go przerażała, mieszkała w Norfolku i zadurzyła się w nim, więc poczuł ulgę, że może powstrzymać jej awanse, oświadczając, iż jest już zaręczony.
Matka była bardzo atrakcyjna i pewna siebie, sądzę, że to pociągało ojca. Był bardziej powściągliwy, więc to ona wydobywała jego wesołość i dobrze się wzajemnie uzupełniali.
Stanowili jedną ze złotych par wyższych sfer i byli przyjaciółmi księcia i księżnej Yorku, którzy później, po abdykacji Edwarda VIII, brata księcia, nieoczekiwanie zostali królem i królową. Rodzice przyjaźnili się także z siostrami księcia Filipa, księżniczkami Teodorą, Małgorzatą, Cecylią i Zofią, które miały zwyczaj przyjeżdżać do Holkham na wakacje. Było dosyć dziwne, że książę Filip, dużo młodszy, wtedy nadal mały chłopiec, mieszkał ze swoją opiekunką w pubie „Victoria” tuż przy plaży zamiast w Holkham. Niedawno zapytałam go, dlaczego zatrzymywali się w pubie, a nie w domu, lecz nie był tego pewny, więc żartowaliśmy, że chciał być jak najbliżej morza.
Rodzice pobrali się w październiku 1931 roku, a ja jestem owocem ich podróży poślubnej, przyszłam na świat w pierwszą rocznicę ich ślubu.
Nim skończyłam dziewięć lat, mój pradziadek był hrabią Leicesteru i mieszkał w Holkham z moim dziadkiem, który zajmował jedno z czterech skrzydeł rezydencji. Dom wydawał się olbrzymi, zwłaszcza widziany oczami dziecka. Tak wielki, że lokaj wkładał do podgrzewacza surowe jajka i niósł je z kuchni do pokoju dziecięcego: kiedy docierały na miejsce, były idealnie ugotowane. Odwiedzaliśmy dom regularnie, a ja uwielbiałam dziadka, który starał się spędzać ze mną czas: siadywaliśmy razem w długiej galerii, słuchając muzyki klasycznej z gramofonu, a kiedy byłam odrobinę starsza, zapoznał mnie z fotografowaniem i tą pasją z powodzeniem mnie zaraził.
Ponieważ ojciec służył w Gwardii Szkockiej, przenosiliśmy się z miejsca na miejsce w całym kraju, a mnie wychowywały niańki, które były odpowiedzialne za moje codzienne życie. Matka nie kąpała ani nie ubierała mnie czy mojej siostry Carey; nie karmiła nas ani nie kładła do łóżek. Zamiast tego uzupełniała naszą rutynę smakołykami i całodziennymi wycieczkami.
Dla taty ojcostwo okazało się trudne: był pruderyjny, wymagający, zawsze nalegał, żebyśmy zostawiały w sypialni otwarte okna, i sprawdzał, czy w odpowiedni sposób skorzystałyśmy z toalety. Walczyłam o miejsce na jego kolanie, ale ponieważ byłam bardzo duża, odsuwał mnie na korzyść Carey, którą nazywał swoją „małą marzycielską laleczką”.
Wychowany przez rodziców epoki wiktoriańskiej miał typowe dzieciństwo chłopca o jego pozycji. Opiekowały się nim nianie i guwernantki, został wysłany do Eton, a potem do Sandhurst, gdyż jego ojciec pilnował, żeby syn wiedział, czego się po nim spodziewa jako dziedzicu. Był kochający, ale odległy: nie cechowały go wylewność czy sentymentalizm, nie ujawniał swoich uczuć. Nikt tego nie robił, nawet matka, która obejmowała nas i na różne sposoby okazywała miłość, ale rzadko rozmawiała o swoich czy moich emocjach – nie prowadziło się pogawędek od serca. Zamiast tego, kiedy podrosłam, odbywała ze mną motywujące rozmowy. Należeli do klasy i pokolenia, którego nie wychowano do wyrażania uczuć.
Pod wieloma innymi względami matka była jednak kompletnym przeciwieństwem ojca. Urodziwszy mnie w wieku zaledwie dziewiętnastu lat, była bardziej starszą siostrą, skorą do psot i zabawy. Carey i ja wspinałyśmy się z nią na drzewa i przywiązywałyśmy chochlę do laski. Tym sprzętem podbierałyśmy kawkom jajka, które były wyśmienite w smaku, jak siewek. W tych wczesnych latach dzieciństwa matka często biwakowała z nami na plaży czy też zabierała nas na wycieczki swoim małym austinem, ekscytując się okropnie, gdy spotykałyśmy lodziarzy na rowerach, nawołujących: „Zatrzymaj mnie i kup lody”.
Uosobienie wdzięku i elegancji, kiedy było to konieczne, miała także zdrowy rozsądek, żeby realizować własne hobby, które często wiązały się z aktywnością fizyczną: była nieustraszoną amazonką i jeździła na harleyu-davidsonie. Przekazała mi miłość do żeglowania. Miałam pięć lat, kiedy zaczęłam nawigować bączkami po pobliskich magicznych strumieniach Burnham Overy Staithe, a osiemdziesiąt, kiedy tego zaprzestałam. Brałam udział w lokalnych regatach, ale bardzo często na metę docierałam ostatnia i przekonywałam się, że wszyscy inni poszli już do domu.
Holkham było całkowicie męską posiadłością, a cały wystrój miało niezaprzeczalnie staromodny. Mój prapradziadek, który odziedziczył tytuł w 1842 roku i był drugim hrabią, był mrukiem tak zatwardziałym w swoim szlachectwie, że nawet żona musiała zwracać się do niego per „Leicester”. Kiedy był młodszy, minąwszy w korytarzu nianię z dzieckiem, zapytał: „Czyje to?”. Opiekunka odpowiedziała: „Pańskie, lordzie”.
Zrzędliwy staruch spędził ostatnie lata życia na wysuwanym łóżku w pokojach reprezentacyjnych. Nosił okulary w cienkich oprawkach, odbywał przejażdżki po parku, przy czym jego wykazująca anielską cierpliwość druga żona siedziała na poduszce przymocowanej do błotnika powozu.
Podlegając wpływom całej linii tradycyjnych hrabiów, Holkham opornie się modernizowało, obstając przy wyraźnym podziale męskich i kobiecych ról. W lecie kobiety udawały się do Meales House, starego dworu przy plaży, na wakacje zwane „tygodniem bez gorsetów”, kiedy to całkiem dosłownie zdejmowały gorsety i rozpuszczały włosy.
Kiedy jeszcze byłam całkiem mała, dziadek zaczął mi opowiadać o moich przodkach, na przykład o Thomasie Coke’u, pierwszym hrabim Leicesteru piątej kreacji (linia rodu została przerwana wiele razy, co jedynie potęgowało rozczarowanie mojego ojca, który nie miał synów). Wyjechał on do Europy w grand tour – odpowiednik nadzwyczaj wystawnego roku przerwy przed studiami – i słał z Włoch do domu dziesiątki obrazów i marmurowych posągów, które przybyły opakowane w liście i żołędzie _Quercus ilex_, stanowiące osiemnastowieczny odpowiednik folii bąbelkowej.
Powiedział mi, że żołędzie zostały zasadzone i utworzyły pierwszą w Anglii aleję dębów ostrolistnych (wiecznie zielonej śródziemnomorskiej odmiany). Dziadek mojego ojca ukształtował krajobraz, odpychając mokradła dalej od domu dzięki sadzeniu lasów sosnowych, które teraz ciągną się wzdłuż plaży Holkham. Jeszcze wcześniej pierwszy hrabia siódmej kreacji stał się znany jako „Coke z Norfolku”, gdyż wywarł ogromny wpływ na hrabstwo za sprawą swojego zaangażowania w sprawy rolnicze – przypisuje się mu brytyjską reformę agrarną.
Życie w Holkham nadal kręciło się wokół uprawy roli, której wszystkie aspekty traktowano poważnie. Oprócz dziesiątków najemnych rolników było także bardzo wielu ogrodników opiekujących się ogromnym ogrodem kuchennym. Ceglane ściany były ogrzewane przez ogniska, których w nocy doglądali pomocnicy ogrodnika, aby nektarynki i brzoskwinie szybciej dojrzewały. W gorące lata uwielbiałam jeździć na rowerze do kuchennych ogrodów, żeby dostać brzoskwinię, a potem jak najszybciej pedałowałam ku frontowej fontannie i wskakiwałam do wody, żeby się ochłodzić.
Także myślistwo stanowiło istotną część życia w Holkham i naprawdę dla niego żyli mój ojciec i jego przyjaciele. To była główna więź Coke’ów z rodziną królewską, zwłaszcza że Sandringham leżało jedynie szesnaście kilometrów dalej – zaledwie pół godziny jazdy. Kiedyś królowa Maria zatelefonowała do mojej prababki i powiedziała, że chciałaby wpaść z królem w odwiedziny, na co dał się słyszeć grzmiący głos mojego pradziadka: „Odwiedzić nas? Dobry Boże, nie! Nie zachęcajmy ich!”.
Ojciec polował z królem Jerzym VI, ojcem obecnej królowej, a pradziadek i dziadek z królem Jerzym V w obu posiadłościach, ale to Holkham stało się szczególnie znane z myślistwa: przez lata dzierżyło rekord w liczbie dzikich kuropatw i to tam wymyślono strzelanie z zasłony (młodniak sadzi się w koło, dzięki czemu osłania zwierzynę, a psy wypłaszają ptactwo stopniowo, co zapewnia maksymalną kontrolę i skuteczność strzelania).
Tam także wynaleziono melonik: jeden z moich przodków miał tak dosyć niepraktyczności cylindra, że pojechał do Londynu i zamówił kapelusz o nowym fasonie, przy czym sprawdzał jego wytrzymałość, depcząc po nim i skacząc, aż był zadowolony z rezultatu. Od tamtej pory gajowi nosili „menażki coke”, jak je wtedy nazywano.
Istniały także inne powiązania z rodziną królewską. Jest dobrze udokumentowane, że książę Walii Edward, późniejszy król Edward VIII, miał wiele romansów z mężatkami, często starszymi, wspaniałymi arystokratkami, z których pierwszą była moja babcia ze strony ojca, Marion.
Ojciec był koniuszym księcia Yorku, a jego siostra, ciotka lady Mary Harvey, była damą dworu księżnej Yorku, gdy ta została królową. Kiedy w 1937 roku książę Yorku został koronowany na króla Jerzego VI, ojciec stał się jego koniuszym; w 1953 roku matka została osobistą pokojową (lady of the bedchamber), wysokiej rangi damą dworu królowej Elżbiety II podczas jej koronacji.
Ojciec był wielkim miłośnikiem rodziny królewskiej i zawsze był bardzo usłużny, kiedy jej członkowie zjawiali się z wizytą. Moje najwcześniejsze wspomnienia związane z księżniczkami Elżbietą i Małgorzatą pochodzą z okresu, kiedy miałam dwa czy trzy lata. Księżniczka Elżbieta była o pięć lat starsza, to sporo – dla mnie jawiła się raczej jak osoba dorosła – ale księżniczka Małgorzata była starsza jedynie o trzy lata i zostałyśmy przyjaciółkami. Była niesforna, zabawna i pomysłowa – najlepsza przyjaciółka, jaką można mieć. Biegałyśmy po całym Holkham, pod wielkimi obrazami, kręciłyśmy się po labiryncie korytarzy na naszych trójkołowych rowerkach albo wyskakiwałyśmy z pokoi dziecięcych na lokajów, kiedy ci nieśli z kuchni wielkie srebrne tace. Księżniczka Elżbieta zachowywała się dużo dostojniej i nas ganiła: „Proszę, nie rób tego, Małgorzato” albo „Nie powinnaś tego robić, Anno”.
Na jednym zdjęciu stoimy wszystkie trzy obok siebie. Księżniczka Elżbieta marszczy się, patrząc na księżniczkę Małgorzatę, podejrzewając, że ta źle się zachowa, podczas gdy księżniczka Małgorzata spogląda w dół na moje buty. Po wielu latach pokazałam jej to zdjęcie i zapytałam:
– Ma’am, dlaczego patrzyłaś na moje stopy?
A ona odpowiedziała:
– Cóż, byłam bardzo zazdrosna, bo miałaś srebrne pantofelki, a ja brązowe.
Latem księżniczki przyjeżdżały na plażę w Holkham, gdzie spędzałyśmy całe dnie na budowaniu zamków z piasku, ubrane w najbardziej nieatrakcyjne, kłujące, czarne kostiumy kąpielowe, czarne ceratowe kapelusiki i kalosze. Niańki codziennie pakowały nas wszystkie do plażowego omnibusu, wraz z wiklinowymi koszykami pełnymi kanapek, i bez względu na pogodę zawoziły do domku plażowego; dorośli mieli oddzielny domek w głębi wśród drzew. Spędzałyśmy cudowny czas, kopiąc dołki w piasku i licząc, że ktoś w nie wpadnie.
W każde Boże Narodzenie moja rodzina udawała się na przyjęcie do pałacu Buckingham, a Carey i mnie ubierano w falbaniaste sukienki i upragnione srebrne pantofelki. Pod koniec przyjęcia dzieci zapraszano, żeby każde wzięło sobie prezent z wielkiego stołu w holu w pobliżu choinki. Za stołem stała budząca grozę królowa Maria, dosyć przerażająca. Była wysoka i postawna, księżniczka Małgorzata nigdy nie poczuła do niej sympatii, gdyż za każdym razem, kiedy ją widziała, królowa mówiła: „Widzę, że nie urosłaś”. Księżniczka Małgorzata bała się przeraźliwie, że przez całe życie będzie mała, więc nie lubiła babki.
Jednak królowa Maria udzieliła mi cennej życiowej lekcji. Pewnego roku Carey podbiegła do stołu i chwyciła wielkiego pluszowego misia, który siedział wśród innych prezentów. Zanim wybrałam upominek, królowa Maria pochyliła się do mnie. „Anno”, powiedziała cicho, „bardzo często ładne i cenne podarunki znajdują się w małych opakowaniach”. Zamarłam. Miałam na oku innego misia, ale teraz byłam zbyt przerażona, żeby wybrać coś poza małym pudełkiem. Wewnątrz znajdował się piękny naszyjnik z pereł i korali. Moje pudełeczko zawierało coś, co jest cenne także dzisiaj.
Mieliśmy bliskie relacje z rodziną królewską. Kiedy byłam nastolatką, książę Karol, spędzający z nami w Holkham całe tygodnie, stał się dla mnie kimś w rodzaju młodszego brata. Przyjeżdżał za każdym razem, gdy miał którąś z dziecięcych chorób zakaźnych, jak ospa wietrzna, gdyż królowa, która nigdy nie chodziła do szkoły, nie była na nie odporna. Młodszy ode mnie o szesnaście lat książę Karol bliższy był wiekowo mojej najmłodszej siostrze Sarah, ale wszyscy razem chodziliśmy na plażę.
Ojciec uczył go łowić węgorze, a kiedy był trochę starszy, matka uczyła go w parku prowadzić jaguara i mini minor, uwielbiał to, po czym słał jej długie dziękczynne listy, w których pisał, że nie może się doczekać powrotu. Był bardzo uprzejmym i słodkim małym chłopcem, którego kocham od tamtej pory – cała rodzina zawsze darzyła go głębokim uczuciem.
Gdy tylko byłam wystarczająco duża, żeby jeździć na kucyku, zaanektowałam park w Holkham, jeżdżąc na Kitty obok ogromnej stodoły i wykonując niewielkie skoki. Kiedy byłyśmy nieco starsze, Carey i ja jeździłyśmy na kucykach za pewnym niezwykle przystojnym dzierżawcą, Garym Maufe’em. Wiele lat później bardzo się zaprzyjaźniłam z jego żoną, Marit. Miał zwyczaj galopować po parku na wielkim karym ogierze, a my podążałyśmy za nim na naszych bezradnych kucykach, popędzając je i rozpaczliwie starając się dotrzymać mu kroku.
Nie tylko moja rodzina była częścią Holkham, ale wszyscy ludzie, którzy pracowali w posiadłości, część z nich miała bardzo wyraziste charaktery. Pan Patterson, główny ogrodnik, rankami entuzjastycznie grywał na kobzie, gdy tylko u rodziców zatrzymywali się goście, póki moja matka nie zawołała: „Już wystarczy, panie Patterson, dziękujemy!”.
Moje wczesne dzieciństwo było idylliczne, ale wybuch wojny w 1939 roku wszystko zmienił. Miałam siedem lat, a Carey pięć. Ojca wysłano do Egiptu z Gwardią Szkocką, więc matka podążyła za nim, żeby go wspierać, podobnie jak wiele innych żon. Holkham Hall częściowo zajęło wojsko, do świątyni w parku wprowadzili się członkowie Obrony Narodowej, podczas gdy ogrodnicy i lokaje zostali powołani do wojska, a służące i kucharki odeszły do pracy w fabrykach, żeby wspomóc wysiłek wojenny.
Wszyscy uważali, że Niemcy postanowią wtargnąć do Anglii z wybrzeża Norfolku, więc zanim moja matka wyjechała do Egiptu, wysłała mnie i Carey do Szkocji, do naszej stryjecznej babki Bridget, z dala od U-bootów Hitlera.
Kiedy się żegnała, powiedziała mi: „Anno, ty dowodzisz. Musisz zaopiekować się Carey”. Gdybyśmy wiedziały, ile czasu jej nie będzie, byłoby nam jeszcze trudniej, ale nikt nie miał pojęcia, jak długo potrwa wojna ani że rodziców nie będzie trzy lata.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki