Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dama dworu. Moje nadzwyczajne życie w cieniu Korony - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 lutego 2022
Ebook
37,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
37,90

Dama dworu. Moje nadzwyczajne życie w cieniu Korony - ebook

Bestseller „New York Timesa”, „USA Today”, „The Sunday Times” i „The Globe and Mail” oraz „pamiętnik roku” według „The Times”

Anne Glenconner, dama dworu księżniczki Małgorzaty, odsłania tajemnice i szczegóły prywatnego życia brytyjskiej rodziny królewskiej.

Anne Coke przyszła na świat jako pierworodna córka piątego hrabiego Leicesteru, który zarządzał jedną z największych posiadłości ziemskich w Anglii. Od wczesnego dzieciństwa znajdowała się w ścisłym monarszym kręgu, poznała i zaprzyjaźniła się z przyszłą królową Elżbietą II, a przede wszystkim z jej siostrą, księżniczką Małgorzatą. Anne stała się wyjątkowym świadkiem historii królestwa: dramatycznych lat wojny i powojennej biedy, była jedną z druhen towarzyszących Elżbiecie II podczas koronacji, a później została damą dworu.

W swoim intymnym, szczerym pamiętniku kreśli wyrazisty, emocjonalny obraz życia arystokracji: edukacji w szkole z internatem, debiutanckich balów, wielkich polowań, ale także ścisłych powinności oraz sztywnych ról potomków i potomkiń możnych rodów. Jest to również przejmująca opowieść o przetrwaniu i sile ducha. Anne opowiada o swoim małżeństwie z Colinem Tennantem, wybuchowym lordem Glenconner, który cały majątek zostawił byłemu służącemu; o przedwczesnej śmierci syna uzależnionego od narkotyków oraz drugiego, który zmarł na AIDS; o dramatycznej walce o życie trzeciego syna po jego wypadku motocyklowym i półrocznej śpiączce. A wszystko to w czasie, gdy była najbliższą powierniczką księżniczki Małgorzaty, uczestniczyła w jej życiowych wzlotach i upadkach i towarzyszyła w królewskich podróżach po świecie, pełnych przygód i zabawnych sytuacji.

Dama dworu jest dowcipną, szczerą, dramatyczną i wzruszającą prywatną relacją przedstawiającą życie kobiety w złotej klatce.

Lady Glenconner prezentuje otwarty i szczery wgląd w prywatne życie angielskiej rodziny panującej i najbardziej elitarnych członków społeczeństwa. Przez jej pisarstwo przebija poczucie humoru, wprowadzające lekkość do relacji z trudnych okresów, które znaczyły jej życie. – „Library Journal”

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8188-899-8
Rozmiar pliku: 964 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRO­LOG

——————

Pew­nego ranka na początku 2019 roku, kiedy byłam w moim lon­dyń­skim miesz­ka­niu, zadzwo­nił tele­fon.

– Halo?

– Lady Glen­con­ner? Mówi Helena Bon­ham Car­ter.

Nie­co­dzien­nie się zda­rza, że dzwoni do mnie gwiazda Hol­ly­wood, cho­ciaż spo­dzie­wa­łam się jej tele­fonu. Kiedy pro­du­cenci popu­lar­nego serialu Net­flixa skon­tak­to­wali się ze mną, mówiąc, że w trze­cim sezo­nie zostanę spor­tre­to­wana przez Nancy Car­roll i że Helena Bon­ham Car­ter została obsa­dzona jako księż­niczka Mał­go­rzata, byłam zachwy­cona. Zapy­tana, czy mogła­bym się z nimi spo­tkać, żeby mogły sobie wyro­bić lep­sze poję­cie o mojej przy­jaźni z księż­niczką, nie mia­łam nic prze­ciwko temu.

Nancy Car­roll przy­szła na her­batę, zasia­dły­śmy w fote­lach w salo­nie i roz­ma­wia­ły­śmy. Kon­wer­sa­cja była sur­re­ali­styczna, gdyż dotarło do mnie, że Nancy musi się oswoić z tym, jaka jestem.

Kilka dni póź­niej, kiedy zadzwo­niła Helena, ją także zapro­si­łam na her­batę. Nie tylko podzi­wiam ją jako aktorkę, ale tak się składa, że jest kuzynką mojego zmar­łego męża, Colina Ten­nanta, a jej ojciec pomógł mi w latach osiem­dzie­sią­tych, gdy jeden z moich synów miał wypa­dek moto­cy­klowy.

Kiedy się zja­wiła, zauwa­ży­łam podo­bień­stwo pomię­dzy nią a księż­niczką Mał­go­rzatą: ma ide­alne wzrost i figurę, a cho­ciaż nie ma nie­bie­skich oczu, to w jej spoj­rze­niu kryje się podob­nie szel­mow­ski błysk inte­li­gen­cji.

Usia­dły­śmy w salo­nie i nala­łam jej her­batę. Wyjęła notes, w któ­rym zapi­sała mnó­stwo pytań na temat księż­niczki, aby, jak wyja­śniła, „oddać jej spra­wie­dli­wość”.

Wiele z nich doty­czyło manie­ry­zmów. Kiedy zapy­tała, w jaki spo­sób księż­niczka Mał­go­rzata paliła, opi­sa­łam to jako coś w rodzaju chiń­skiego cere­mo­niału parze­nia her­baty: wyj­mo­wała z torebki długą cygar­niczkę, ostroż­nie wkła­dała do niej papie­rosa, po czym zawsze samo­dziel­nie zapa­lała go jedną ze swo­ich pięk­nych zapal­ni­czek. Nie zno­siła, gdy inni ofe­ro­wali jej ogień, a jeśli jakiś męż­czy­zna ocho­czo się zbli­żał, wyko­ny­wała drobny, ale zde­cy­do­wany gest dło­nią, żeby jasno dać to do zro­zu­mie­nia.

Zauwa­ży­łam, że Helena nie­znacz­nie zgięła rękę, jakby wypró­bo­wu­jąc gest, który wła­śnie opi­sa­łam, zanim prze­szła do oma­wia­nia cha­rak­teru księż­niczki Mał­go­rzaty. Sta­ra­łam się oddać bystrość jej umy­słu – to, że zawsze dostrze­gała humo­ry­styczną stronę sytu­acji, nie roz­wo­dziła się nad niczym, nasta­wie­nie miała zawsze pozy­tywne i rze­czowe. Gdy roz­ma­wia­ły­śmy, jej postać oży­wała, jakby księż­niczka znaj­do­wała się z nami w pomiesz­cze­niu. Helena słu­chała wszyst­kiego bar­dzo uważ­nie, robiła mnó­stwo nota­tek. Roz­ma­wia­ły­śmy trzy godziny, a kiedy wyszła, poczu­łam pew­ność, że została dosko­nale dobrana do roli.

Obie aktorki przy­słały mi listy z podzię­ko­wa­niami za pomoc, Helena Bon­ham Car­ter wyra­ziła nadzieję, że księż­niczka Mał­go­rzata okaże się dla niej tak dobrą przy­ja­ciółką, jaką była dla mnie. Bar­dzo mnie to wzru­szyło, a myśl o tym, że księż­niczka Mał­go­rzata i ja spo­tkamy się na ekra­nie, spra­wiła, że nie­cier­pli­wie tego wycze­ki­wa­łam. Prze­ko­na­łam się, że roz­my­ślam o naszym dzie­ciń­stwie spę­dzo­nym wspól­nie w Nor­folku, o trzy­dzie­stu latach, kiedy byłam jej damą dworu, o wszyst­kich sytu­acjach, kiedy pokła­da­ły­śmy się ze śmie­chu, o naszych życio­wych wzlo­tach i upad­kach.

Zawsze lubi­łam opo­wia­dać histo­rie, ale ni­gdy nie przy­szło mi do głowy, żeby napi­sać książkę, póki te wizyty nie poru­szyły moich wspo­mnień. Należę do poko­le­nia, które uczono nie myśleć za dużo, nie oglą­dać się za sie­bie i nie zada­wać pytań, dla­tego dopiero teraz dostrze­gam, jakie nie­zwy­kłe było moje nie­mal dzie­więć­dzie­się­cio­let­nie życie, pełne nad­zwy­czaj­nych kon­tra­stów. Przy­tra­fiło mi się wiele dziw­nych sytu­acji, zarówno zabaw­nych, jak i okrop­nych, a część z nich nawet mnie samej wydaje się nie­wia­ry­godna. Jestem bar­dzo szczę­śliwa, że mam cudowną rodzinę, i z powodu życia, które prze­ży­łam.ROZ­DZIAŁ 1

——————

NAJ­WIĘK­SZE ROZ­CZA­RO­WA­NIE

Hol­kham Hall góruje nad zie­miami North Nor­folk z odro­biną lek­ce­wa­że­nia. Jest to surowy budy­nek, który naj­le­piej wygląda póź­nym latem, kiedy trawa przy­biera barwę trzci­no­wego cukru i park wydaje się sta­piać z domem. Na pobli­skim wybrzeżu pod otwar­tym nie­bem hulają ostre wia­try, całymi milami cią­gną się solne błota i mroczne sosnowe lasy, które obrze­żają wydmy, ustę­pu­jąc miej­sca roz­le­głej połaci sza­ro­zło­tego pia­sku plaży Hol­kham: teren, który moi przod­ko­wie zmie­nili z mokra­deł w obszar naro­dzin rol­nic­twa. Tutaj, na szlaku prze­lotu gęsi i cza­jek, rodzinę Coke’ów (wyma­wia się „kuk”) zało­żył w ostat­nich latach pano­wa­nia Tudo­rów sir Edward Coke, uwa­żany za naj­więk­szego jury­stę epok elż­bie­tań­skiej i jako­biań­skiej, który z powo­dze­niem oskar­żał sir Wal­tera Rale­igha i kon­spi­ra­to­rów spi­sku pro­cho­wego. Her­bem mojej rodziny jest struś poły­ka­jący żela­zną pod­kowę – sym­bol naszej zdol­no­ści do stra­wie­nia wszyst­kiego.

Zacho­wało się zdję­cie zro­bione pod­czas mojego chrztu latem 1932 roku. Trzyma mnie ojciec, przy­szły piąty hra­bia Leice­steru, i jestem oto­czona przez męskich krew­nych o uro­czy­stych minach. Bar­dzo usil­nie sta­ra­łam się być chłop­cem, nawet waży­łam przy uro­dze­niu nie­mal pięć kilo, ale byłam dziew­czynką i nic nie dało się na to pora­dzić.

Płeć ozna­czała, że nie odzie­dzi­czę god­no­ści hra­biow­skiej ani Hol­kham, pią­tej naj­więk­szej posia­dło­ści ziem­skiej w Anglii, dwu­dzie­stu sied­miu tysięcy akrów naj­lep­szej rol­ni­czej ziemi, ani też mebli, ksią­żek, obra­zów czy choćby sre­ber. Po mnie rodzice mieli jesz­cze dwie córki: dwa lata póź­niej uro­dziła się Carey, a po dwu­na­stu latach Sarah. Linia rodu została prze­rwana i ojciec musiał odczu­wać brze­mię nie­mal czte­rech wie­ków dez­apro­baty.

Matka zgo­to­wała swo­jemu ojcu, ósmemu lor­dowi Har­dwicke, ten sam los, i może za sprawą soli­dar­no­ści, ponie­waż uwa­żała, że potrzeba mi sil­nego cha­rak­teru, nazwała mnie Anną Vero­nicą, na cześć śmia­łej femi­ni­stycz­nej boha­terki książki H.G. Wel­lsa. Matka, Eli­za­beth Yorke, była kom­pe­tentną, cha­ry­zma­tyczną i abso­lut­nie odpo­wied­nią dziew­czyną, jakiej dla swo­jego syna mógłby sobie życzyć mój dzia­dek. Sama była córką hra­biego, któ­rego rodową sie­dzibą było Wim­pole Hall w hrab­stwie Cam­brid­ge­shire.

Mój ojciec był przy­stojny, lubiany, oddany wiej­skim zaję­ciom i nada­wał się na dzie­dzica tytułu hra­biego Leice­steru. Poznali się pod­czas wypadu nar­ciar­skiego do St Moritz, kiedy ona miała pięt­na­ście, a on sie­dem­na­ście lat, natych­miast nie­ofi­cjal­nie zostali zarę­czeni, przy czym on podobno powie­dział: „Po pro­stu wiem, że chcę cię poślu­bić”. Miał także bodziec w postaci innej dziew­czyny, która go prze­ra­żała, miesz­kała w Nor­folku i zadu­rzyła się w nim, więc poczuł ulgę, że może powstrzy­mać jej awanse, oświad­cza­jąc, iż jest już zarę­czony.

Matka była bar­dzo atrak­cyjna i pewna sie­bie, sądzę, że to pocią­gało ojca. Był bar­dziej powścią­gliwy, więc to ona wydo­by­wała jego weso­łość i dobrze się wza­jem­nie uzu­peł­niali.

Sta­no­wili jedną ze zło­tych par wyż­szych sfer i byli przy­ja­ciółmi księ­cia i księż­nej Yorku, któ­rzy póź­niej, po abdy­ka­cji Edwarda VIII, brata księ­cia, nie­ocze­ki­wa­nie zostali kró­lem i kró­lową. Rodzice przy­jaź­nili się także z sio­strami księ­cia Filipa, księż­nicz­kami Teo­dorą, Mał­go­rzatą, Cecy­lią i Zofią, które miały zwy­czaj przy­jeż­dżać do Hol­kham na waka­cje. Było dosyć dziwne, że książę Filip, dużo młod­szy, wtedy na­dal mały chło­piec, miesz­kał ze swoją opie­kunką w pubie „Vic­to­ria” tuż przy plaży zamiast w Hol­kham. Nie­dawno zapy­ta­łam go, dla­czego zatrzy­my­wali się w pubie, a nie w domu, lecz nie był tego pewny, więc żar­to­wa­li­śmy, że chciał być jak naj­bli­żej morza.

Rodzice pobrali się w paź­dzier­niku 1931 roku, a ja jestem owo­cem ich podróży poślub­nej, przy­szłam na świat w pierw­szą rocz­nicę ich ślubu.

Nim skoń­czy­łam dzie­więć lat, mój pra­dzia­dek był hra­bią Leice­steru i miesz­kał w Hol­kham z moim dziad­kiem, który zaj­mo­wał jedno z czte­rech skrzy­deł rezy­den­cji. Dom wyda­wał się olbrzymi, zwłasz­cza widziany oczami dziecka. Tak wielki, że lokaj wkła­dał do pod­grze­wa­cza surowe jajka i niósł je z kuchni do pokoju dzie­cię­cego: kiedy docie­rały na miej­sce, były ide­al­nie ugo­to­wane. Odwie­dza­li­śmy dom regu­lar­nie, a ja uwiel­bia­łam dziadka, który sta­rał się spę­dzać ze mną czas: sia­dy­wa­li­śmy razem w dłu­giej gale­rii, słu­cha­jąc muzyki kla­sycz­nej z gra­mo­fonu, a kiedy byłam odro­binę star­sza, zapo­znał mnie z foto­gra­fo­wa­niem i tą pasją z powo­dze­niem mnie zara­ził.

Ponie­waż ojciec słu­żył w Gwar­dii Szkoc­kiej, prze­no­si­li­śmy się z miej­sca na miej­sce w całym kraju, a mnie wycho­wy­wały niańki, które były odpo­wie­dzialne za moje codzienne życie. Matka nie kąpała ani nie ubie­rała mnie czy mojej sio­stry Carey; nie kar­miła nas ani nie kła­dła do łóżek. Zamiast tego uzu­peł­niała naszą rutynę sma­ko­ły­kami i cało­dzien­nymi wyciecz­kami.

Dla taty ojco­stwo oka­zało się trudne: był pru­de­ryjny, wyma­ga­jący, zawsze nale­gał, żeby­śmy zosta­wiały w sypialni otwarte okna, i spraw­dzał, czy w odpo­wiedni spo­sób sko­rzy­sta­ły­śmy z toa­lety. Wal­czy­łam o miej­sce na jego kola­nie, ale ponie­waż byłam bar­dzo duża, odsu­wał mnie na korzyść Carey, którą nazy­wał swoją „małą marzy­ciel­ską laleczką”.

Wycho­wany przez rodzi­ców epoki wik­to­riań­skiej miał typowe dzie­ciń­stwo chłopca o jego pozy­cji. Opie­ko­wały się nim nia­nie i guwer­nantki, został wysłany do Eton, a potem do San­dhurst, gdyż jego ojciec pil­no­wał, żeby syn wie­dział, czego się po nim spo­dziewa jako dzie­dzicu. Był kocha­jący, ale odle­gły: nie cecho­wały go wylew­ność czy sen­ty­men­ta­lizm, nie ujaw­niał swo­ich uczuć. Nikt tego nie robił, nawet matka, która obej­mo­wała nas i na różne spo­soby oka­zy­wała miłość, ale rzadko roz­ma­wiała o swo­ich czy moich emo­cjach – nie pro­wa­dziło się poga­wę­dek od serca. Zamiast tego, kiedy pod­ro­słam, odby­wała ze mną moty­wu­jące roz­mowy. Nale­żeli do klasy i poko­le­nia, któ­rego nie wycho­wano do wyra­ża­nia uczuć.

Pod wie­loma innymi wzglę­dami matka była jed­nak kom­plet­nym prze­ci­wień­stwem ojca. Uro­dziw­szy mnie w wieku zale­d­wie dzie­więt­na­stu lat, była bar­dziej star­szą sio­strą, skorą do psot i zabawy. Carey i ja wspi­na­ły­śmy się z nią na drzewa i przy­wią­zy­wa­ły­śmy cho­chlę do laski. Tym sprzę­tem pod­bie­ra­ły­śmy kaw­kom jajka, które były wyśmie­nite w smaku, jak sie­wek. W tych wcze­snych latach dzie­ciń­stwa matka czę­sto biwa­ko­wała z nami na plaży czy też zabie­rała nas na wycieczki swoim małym austi­nem, eks­cy­tu­jąc się okrop­nie, gdy spo­ty­ka­ły­śmy lodzia­rzy na rowe­rach, nawo­łu­ją­cych: „Zatrzy­maj mnie i kup lody”.

Uoso­bie­nie wdzięku i ele­gan­cji, kiedy było to konieczne, miała także zdrowy roz­są­dek, żeby reali­zo­wać wła­sne hobby, które czę­sto wią­zały się z aktyw­no­ścią fizyczną: była nie­ustra­szoną ama­zonką i jeź­dziła na har­leyu-david­so­nie. Prze­ka­zała mi miłość do żeglo­wa­nia. Mia­łam pięć lat, kiedy zaczę­łam nawi­go­wać bącz­kami po pobli­skich magicz­nych stru­mie­niach Burn­ham Overy Sta­ithe, a osiem­dzie­siąt, kiedy tego zaprze­sta­łam. Bra­łam udział w lokal­nych rega­tach, ale bar­dzo czę­sto na metę docie­ra­łam ostat­nia i prze­ko­ny­wa­łam się, że wszy­scy inni poszli już do domu.

Hol­kham było cał­ko­wi­cie męską posia­dło­ścią, a cały wystrój miało nie­za­prze­czal­nie sta­ro­modny. Mój pra­pra­dzia­dek, który odzie­dzi­czył tytuł w 1842 roku i był dru­gim hra­bią, był mru­kiem tak zatwar­dzia­łym w swoim szla­chec­twie, że nawet żona musiała zwra­cać się do niego per „Leice­ster”. Kiedy był młod­szy, minąw­szy w kory­ta­rzu nia­nię z dziec­kiem, zapy­tał: „Czyje to?”. Opie­kunka odpo­wie­działa: „Pań­skie, lor­dzie”.

Zrzę­dliwy sta­ruch spę­dził ostat­nie lata życia na wysu­wa­nym łóżku w poko­jach repre­zen­ta­cyj­nych. Nosił oku­lary w cien­kich opraw­kach, odby­wał prze­jażdżki po parku, przy czym jego wyka­zu­jąca aniel­ską cier­pli­wość druga żona sie­działa na poduszce przy­mo­co­wa­nej do błot­nika powozu.

Pod­le­ga­jąc wpły­wom całej linii tra­dy­cyj­nych hra­biów, Hol­kham opor­nie się moder­ni­zo­wało, obsta­jąc przy wyraź­nym podziale męskich i kobie­cych ról. W lecie kobiety uda­wały się do Meales House, sta­rego dworu przy plaży, na waka­cje zwane „tygo­dniem bez gor­se­tów”, kiedy to cał­kiem dosłow­nie zdej­mo­wały gor­sety i roz­pusz­czały włosy.

Kiedy jesz­cze byłam cał­kiem mała, dzia­dek zaczął mi opo­wia­dać o moich przod­kach, na przy­kład o Tho­ma­sie Coke’u, pierw­szym hra­bim Leice­steru pią­tej kre­acji (linia rodu została prze­rwana wiele razy, co jedy­nie potę­go­wało roz­cza­ro­wa­nie mojego ojca, który nie miał synów). Wyje­chał on do Europy w grand tour – odpo­wied­nik nad­zwy­czaj wystaw­nego roku prze­rwy przed stu­diami – i słał z Włoch do domu dzie­siątki obra­zów i mar­mu­ro­wych posą­gów, które przy­były opa­ko­wane w liście i żołę­dzie _Quer­cus ilex_, sta­no­wiące osiem­na­sto­wieczny odpo­wied­nik folii bąbel­ko­wej.

Powie­dział mi, że żołę­dzie zostały zasa­dzone i utwo­rzyły pierw­szą w Anglii aleję dębów ostro­list­nych (wiecz­nie zie­lo­nej śród­ziem­no­mor­skiej odmiany). Dzia­dek mojego ojca ukształ­to­wał kra­jo­braz, odpy­cha­jąc mokra­dła dalej od domu dzięki sadze­niu lasów sosno­wych, które teraz cią­gną się wzdłuż plaży Hol­kham. Jesz­cze wcze­śniej pierw­szy hra­bia siód­mej kre­acji stał się znany jako „Coke z Nor­folku”, gdyż wywarł ogromny wpływ na hrab­stwo za sprawą swo­jego zaan­ga­żo­wa­nia w sprawy rol­ni­cze – przy­pi­suje się mu bry­tyj­ską reformę agrarną.

Życie w Hol­kham na­dal krę­ciło się wokół uprawy roli, któ­rej wszyst­kie aspekty trak­to­wano poważ­nie. Oprócz dzie­siąt­ków najem­nych rol­ni­ków było także bar­dzo wielu ogrod­ni­ków opie­ku­ją­cych się ogrom­nym ogro­dem kuchen­nym. Ceglane ściany były ogrze­wane przez ogni­ska, któ­rych w nocy doglą­dali pomoc­nicy ogrod­nika, aby nek­ta­rynki i brzo­skwi­nie szyb­ciej doj­rze­wały. W gorące lata uwiel­bia­łam jeź­dzić na rowe­rze do kuchen­nych ogro­dów, żeby dostać brzo­skwi­nię, a potem jak najszyb­ciej peda­ło­wa­łam ku fron­to­wej fon­tan­nie i wska­ki­wa­łam do wody, żeby się ochło­dzić.

Także myśli­stwo sta­no­wiło istotną część życia w Hol­kham i naprawdę dla niego żyli mój ojciec i jego przy­ja­ciele. To była główna więź Coke’ów z rodziną kró­lew­ską, zwłasz­cza że San­drin­gham leżało jedy­nie szes­na­ście kilo­me­trów dalej – zale­d­wie pół godziny jazdy. Kie­dyś kró­lowa Maria zate­le­fo­no­wała do mojej pra­babki i powie­działa, że chcia­łaby wpaść z kró­lem w odwie­dziny, na co dał się sły­szeć grzmiący głos mojego pra­dziadka: „Odwie­dzić nas? Dobry Boże, nie! Nie zachę­cajmy ich!”.

Ojciec polo­wał z kró­lem Jerzym VI, ojcem obec­nej kró­lo­wej, a pra­dzia­dek i dzia­dek z kró­lem Jerzym V w obu posia­dło­ściach, ale to Hol­kham stało się szcze­gól­nie znane z myśli­stwa: przez lata dzier­żyło rekord w licz­bie dzi­kich kuro­patw i to tam wymy­ślono strze­la­nie z zasłony (młod­niak sadzi się w koło, dzięki czemu osła­nia zwie­rzynę, a psy wypła­szają ptac­two stop­niowo, co zapew­nia mak­sy­malną kon­trolę i sku­tecz­ność strze­la­nia).

Tam także wyna­le­ziono melo­nik: jeden z moich przod­ków miał tak dosyć nie­prak­tycz­no­ści cylin­dra, że poje­chał do Lon­dynu i zamó­wił kape­lusz o nowym faso­nie, przy czym spraw­dzał jego wytrzy­ma­łość, dep­cząc po nim i ska­cząc, aż był zado­wo­lony z rezul­tatu. Od tam­tej pory gajowi nosili „menażki coke”, jak je wtedy nazy­wano.

Ist­niały także inne powią­za­nia z rodziną kró­lew­ską. Jest dobrze udo­ku­men­to­wane, że książę Walii Edward, póź­niej­szy król Edward VIII, miał wiele roman­sów z mężat­kami, czę­sto star­szymi, wspa­nia­łymi ary­sto­krat­kami, z któ­rych pierw­szą była moja bab­cia ze strony ojca, Marion.

Ojciec był koniu­szym księ­cia Yorku, a jego sio­stra, ciotka lady Mary Harvey, była damą dworu księż­nej Yorku, gdy ta została kró­lową. Kiedy w 1937 roku książę Yorku został koro­no­wany na króla Jerzego VI, ojciec stał się jego koniu­szym; w 1953 roku matka została oso­bi­stą poko­jową (lady of the bed­cham­ber), wyso­kiej rangi damą dworu kró­lo­wej Elż­biety II pod­czas jej koro­na­cji.

Ojciec był wiel­kim miło­śni­kiem rodziny kró­lew­skiej i zawsze był bar­dzo usłużny, kiedy jej człon­ko­wie zja­wiali się z wizytą. Moje naj­wcze­śniej­sze wspo­mnie­nia zwią­zane z księż­nicz­kami Elż­bietą i Mał­go­rzatą pocho­dzą z okresu, kiedy mia­łam dwa czy trzy lata. Księż­niczka Elż­bieta była o pięć lat star­sza, to sporo – dla mnie jawiła się raczej jak osoba doro­sła – ale księż­niczka Mał­go­rzata była star­sza jedy­nie o trzy lata i zosta­ły­śmy przy­ja­ciół­kami. Była nie­sforna, zabawna i pomy­słowa – naj­lep­sza przy­ja­ciółka, jaką można mieć. Bie­ga­ły­śmy po całym Hol­kham, pod wiel­kimi obra­zami, krę­ci­ły­śmy się po labi­ryn­cie kory­ta­rzy na naszych trój­ko­ło­wych rower­kach albo wyska­ki­wa­ły­śmy z pokoi dzie­cię­cych na loka­jów, kiedy ci nie­śli z kuchni wiel­kie srebrne tace. Księż­niczka Elż­bieta zacho­wy­wała się dużo dostoj­niej i nas ganiła: „Pro­szę, nie rób tego, Mał­go­rzato” albo „Nie powin­naś tego robić, Anno”.

Na jed­nym zdję­ciu sto­imy wszyst­kie trzy obok sie­bie. Księż­niczka Elż­bieta marsz­czy się, patrząc na księż­niczkę Mał­go­rzatę, podej­rze­wa­jąc, że ta źle się zachowa, pod­czas gdy księż­niczka Mał­go­rzata spo­gląda w dół na moje buty. Po wielu latach poka­za­łam jej to zdję­cie i zapy­ta­łam:

– Ma’am, dla­czego patrzy­łaś na moje stopy?

A ona odpo­wie­działa:

– Cóż, byłam bar­dzo zazdro­sna, bo mia­łaś srebrne pan­to­felki, a ja brą­zowe.

Latem księż­niczki przy­jeż­dżały na plażę w Hol­kham, gdzie spę­dza­ły­śmy całe dnie na budo­wa­niu zam­ków z pia­sku, ubrane w naj­bar­dziej nie­atrak­cyjne, kłu­jące, czarne kostiumy kąpie­lowe, czarne cera­towe kape­lu­siki i kalo­sze. Niańki codzien­nie pako­wały nas wszyst­kie do pla­żo­wego omni­busu, wraz z wikli­no­wymi koszy­kami peł­nymi kana­pek, i bez względu na pogodę zawo­ziły do domku pla­żo­wego; doro­śli mieli oddzielny domek w głębi wśród drzew. Spę­dza­ły­śmy cudowny czas, kopiąc dołki w pia­sku i licząc, że ktoś w nie wpad­nie.

W każde Boże Naro­dze­nie moja rodzina uda­wała się na przy­ję­cie do pałacu Buc­kin­gham, a Carey i mnie ubie­rano w fal­ba­nia­ste sukienki i upra­gnione srebrne pan­to­felki. Pod koniec przy­ję­cia dzieci zapra­szano, żeby każde wzięło sobie pre­zent z wiel­kiego stołu w holu w pobliżu cho­inki. Za sto­łem stała budząca grozę kró­lowa Maria, dosyć prze­ra­ża­jąca. Była wysoka i postawna, księż­niczka Mał­go­rzata ni­gdy nie poczuła do niej sym­pa­tii, gdyż za każ­dym razem, kiedy ją widziała, kró­lowa mówiła: „Widzę, że nie uro­słaś”. Księż­niczka Mał­go­rzata bała się prze­raź­li­wie, że przez całe życie będzie mała, więc nie lubiła babki.

Jed­nak kró­lowa Maria udzie­liła mi cen­nej życio­wej lek­cji. Pew­nego roku Carey pod­bie­gła do stołu i chwy­ciła wiel­kiego plu­szo­wego misia, który sie­dział wśród innych pre­zen­tów. Zanim wybra­łam upo­mi­nek, kró­lowa Maria pochy­liła się do mnie. „Anno”, powie­działa cicho, „bar­dzo czę­sto ładne i cenne poda­runki znaj­dują się w małych opa­ko­wa­niach”. Zamar­łam. Mia­łam na oku innego misia, ale teraz byłam zbyt prze­ra­żona, żeby wybrać coś poza małym pudeł­kiem. Wewnątrz znaj­do­wał się piękny naszyj­nik z pereł i korali. Moje pude­łeczko zawie­rało coś, co jest cenne także dzi­siaj.

Mie­li­śmy bli­skie rela­cje z rodziną kró­lew­ską. Kiedy byłam nasto­latką, książę Karol, spę­dza­jący z nami w Hol­kham całe tygo­dnie, stał się dla mnie kimś w rodzaju młod­szego brata. Przy­jeż­dżał za każ­dym razem, gdy miał któ­rąś z dzie­cię­cych cho­rób zakaź­nych, jak ospa wietrzna, gdyż kró­lowa, która ni­gdy nie cho­dziła do szkoły, nie była na nie odporna. Młod­szy ode mnie o szes­na­ście lat książę Karol bliż­szy był wie­kowo mojej naj­młod­szej sio­strze Sarah, ale wszy­scy razem cho­dzi­li­śmy na plażę.

Ojciec uczył go łowić węgo­rze, a kiedy był tro­chę star­szy, matka uczyła go w parku pro­wa­dzić jagu­ara i mini minor, uwiel­biał to, po czym słał jej dłu­gie dzięk­czynne listy, w któ­rych pisał, że nie może się docze­kać powrotu. Był bar­dzo uprzej­mym i słod­kim małym chłop­cem, któ­rego kocham od tam­tej pory – cała rodzina zawsze darzyła go głę­bo­kim uczu­ciem.

Gdy tylko byłam wystar­cza­jąco duża, żeby jeź­dzić na kucyku, zaanek­to­wa­łam park w Hol­kham, jeż­dżąc na Kitty obok ogrom­nej sto­doły i wyko­nu­jąc nie­wiel­kie skoki. Kiedy były­śmy nieco star­sze, Carey i ja jeź­dzi­ły­śmy na kucy­kach za pew­nym nie­zwy­kle przy­stoj­nym dzier­żawcą, Garym Maufe’em. Wiele lat póź­niej bar­dzo się zaprzy­jaź­ni­łam z jego żoną, Marit. Miał zwy­czaj galo­po­wać po parku na wiel­kim karym ogie­rze, a my podą­ża­ły­śmy za nim na naszych bez­rad­nych kucy­kach, popę­dza­jąc je i roz­pacz­li­wie sta­ra­jąc się dotrzy­mać mu kroku.

Nie tylko moja rodzina była czę­ścią Hol­kham, ale wszy­scy ludzie, któ­rzy pra­co­wali w posia­dło­ści, część z nich miała bar­dzo wyra­zi­ste cha­rak­tery. Pan Pat­ter­son, główny ogrod­nik, ran­kami entu­zja­stycz­nie gry­wał na kob­zie, gdy tylko u rodzi­ców zatrzy­my­wali się goście, póki moja matka nie zawo­łała: „Już wystar­czy, panie Pat­ter­son, dzię­ku­jemy!”.

Moje wcze­sne dzie­ciń­stwo było idyl­liczne, ale wybuch wojny w 1939 roku wszystko zmie­nił. Mia­łam sie­dem lat, a Carey pięć. Ojca wysłano do Egiptu z Gwar­dią Szkocką, więc matka podą­żyła za nim, żeby go wspie­rać, podob­nie jak wiele innych żon. Hol­kham Hall czę­ściowo zajęło woj­sko, do świą­tyni w parku wpro­wa­dzili się człon­ko­wie Obrony Naro­do­wej, pod­czas gdy ogrod­nicy i lokaje zostali powo­łani do woj­ska, a słu­żące i kucharki ode­szły do pracy w fabry­kach, żeby wspo­móc wysi­łek wojenny.

Wszy­scy uwa­żali, że Niemcy posta­no­wią wtar­gnąć do Anglii z wybrzeża Nor­folku, więc zanim moja matka wyje­chała do Egiptu, wysłała mnie i Carey do Szko­cji, do naszej stry­jecz­nej babki Brid­get, z dala od U-bootów Hitlera.

Kiedy się żegnała, powie­działa mi: „Anno, ty dowo­dzisz. Musisz zaopie­ko­wać się Carey”. Gdy­by­śmy wie­działy, ile czasu jej nie będzie, byłoby nam jesz­cze trud­niej, ale nikt nie miał poję­cia, jak długo potrwa wojna ani że rodzi­ców nie będzie trzy lata.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: