Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dandys. Słowo o Brunonie Jasieńskim - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2009
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dandys. Słowo o Brunonie Jasieńskim - ebook

Opowieść o życiu i twórczości Brunona Jasieńskiego (1901–1938), jednego z najsłynniejszych polskich futurystów, głośnego skandalisty i literackiego buntownika dwudziestolecia międzywojennego, autora bulwersującej swego czasu rząd francuski powieści pod tytułem Palę Paryż, wreszcie agitatora politycznego i komunisty, na stałe osiadłego w Związku Radzieckim, który za swój ideowy wybór zapłacił cenę najwyższą – został rozstrzelany w jednej ze stalinowskich czystek pod zarzutami szpiegostwa na rzecz Polski.
Biografia porządkuje fakty i ujawnia nieznane dotąd informacje z obrosłego w legendę życia twórcy Balu manekinów. Oparta została na niepublikowanych wcześniej materiałach pochodzących z archiwów KGB, w których skryta była przez długi czas prawda o tragicznej śmierci poety. Książka uwzględnia również tajne do niedawna dokumenty z archiwów paryskich (raporty policyjne, korespondencję ministerialną). Opowieść ilustrują także unikatowe fotografie Jasieńskiego (zwłaszcza z okresu pobytu w ZSRR).
Dzięki bogatemu materiałowi badawczemu można po raz pierwszy rozstrzygnąć wiele spornych kwestii związanych z artystyczną działalnością Jasieńskiego w Polsce, Francji i Rosji, a także lepiej zrozumieć polityczne wybory, których dokonał ten kontrowersyjny, lecz nadal budzący żywe emocje wśród czytelników pisarz.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-244-0229-8
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Z WIKTORA ZYSMANA – BRUNO JASIEŃSKI. ZAKAMARKI BIOGRAFII

Wy­da­wać by się mo­gło, że spra­wy tak pod­sta­wo­we, jak cho­ciaż­by usta­le­nie daty uro­dzin i śmier­ci czy imie­nia i na­zwi­ska twór­cy ży­ją­ce­go w pierw­szej po­ło­wie XX wie­ku nie po­win­ny na­strę­czać więk­szych kło­po­tów. Tym­cza­sem przy­pa­dek Ja­sień­skie­go wy­ma­ga za­bie­gów iście de­tek­ty­wi­stycz­nych. Oto ist­nie­ją aż trzy wer­sje daty uro­dze­nia przy­szłe­go au­to­ra Sło­wa o Ja­ku­bie Sze­li: 17 lip­ca, 19 lip­ca i 21 lip­ca 1901 roku. Nie wszy­scy ba­da­cze mają rów­nież pew­ność co do imie­nia oraz brzmie­nia na­zwi­ska pi­sa­rza. Moż­na na­tknąć się na mo­zai­kę prze­róż­nych wa­rian­tów, wśród któ­rych po­da­je się, że jego praw­dzi­we imię i na­zwi­sko brzmia­ło: „Ar­tur Zy­sman”, „Bru­no Zy­skind”, „Wik­tor Bru­no Zy­sman”, cza­sem for­ma na­zwi­ska przy­bie­ra po­stać „Zys­sman” (przez dwa „s”), „Süs­sman”, „Su­es­sman” lub na­wet „Su­es­ser”; nie­któ­rzy na­zwi­sko „Ja­sień­ski” trak­tu­ją jako pseu­do­nim li­te­rac­ki, nie­któ­rzy za pseu­do­nim uzna­ją imię „Bru­no”.

Ten in­for­ma­cyj­ny, a ra­czej dez­in­for­ma­cyj­ny cha­os moż­na upo­rząd­ko­wać, się­gnąw­szy po kli­mon­tow­ską Księ­gę uro­dzin, ślu­bów i zgo­nów z 1901 roku. Jej wia­ry­god­ność i za­pis tam po­czy­nio­ny nie po­win­ny bu­dzić wąt­pli­wo­ści co do daty przyj­ścia na świat przy­szłe­go po­ety:

Nr 55. Kli­mon­tów. Wik­tor Zy­sman. Dzia­ło się to w osa­dzie Kli­mon­tów 21 lip­ca ty­siąc dzie­więć­set pierw­sze­go roku. O szó­stej wie­czo­rem sta­wił się Ja­kub Zy­sman, czter­dzie­sto­let­ni le­karz ży­ją­cy w miej­sco­wo­ści Kli­mon­tów w obec­no­ści świad­ków oka­zał dzie­cię płci mę­skiej, oświad­cza­jąc, że uro­dzo­ne zo­sta­ło 17 lip­ca bie­żą­ce­go roku o trze­ciej po po­łu­dniu przez pra­wo­wi­tą jego mał­żon­kę trzy­dzie­stocz­te­ro­let­nią Eu­fe­mię Ma­rię z Mo­dze­lew­skich. Dzie­cię­ciu temu przy chrzcie świę­tym udzie­lo­nym tego dnia przez tu­tej­sze­go księ­dza nada­no imię Wik­tor ¹.

Tak więc na po­czą­tek kil­ka pew­nych usta­leń z wia­ry­god­ne­go źró­dła: data uro­dze­nia 17 lip­ca 1901, imię dane na chrzcie – Wik­tor, na­zwi­sko – Zy­sman, data chrztu – 21 lip­ca (my­lo­na z datą uro­dze­nia). Lecz na tym te­mat by­najm­niej się nie wy­czer­pu­je, a nie­ma­łe za­mie­sza­nie wpro­wa­dza, wy­da­wa­ło­by się nie­win­ny do­pi­sek drob­nym dru­kiem na mar­gi­ne­sie tej­że księ­gi; brzmi on:

Wik­tor Zy­sman po­sta­no­wie­niem Ko­wień­skiej Ka­zien­noj Pa­ła­ty na po­sie­dze­niu od­by­tym 25 sierp­nia 1908 roku (nr spra­wy 27157), od 26 sierp­nia 1908 zo­stał usy­no­wio­ny przez Jana Lu­dwi­ko­wa Ja­sień­skie­go i jego żonę Anie­lę Ada­mow­nę. Nada­no mu na­zwi­sko Ja­sień­ski.

Oto oka­zu­je się, że od 26 sierp­nia 1908 roku sied­mio­let­ni Wik­tor Zy­sman stał się Wik­to­rem Ja­sień­skim. Cy­to­wa­na w do­ku­men­cie Ka­zion­na Pa­ła­ta była od­po­wied­ni­kiem izby skar­bo­wej, urzę­dem, w któ­rym moż­na było do­ko­ny­wać tzw. usy­no­wie­nia – a ści­ślej „przy­spo­so­bie­nia”, bo taką for­mu­łę no­sił ten za­bieg w ję­zy­ku urzę­do­wym. Obo­wią­zu­ją­ce wów­czas pra­wo wy­zna­cza­ło ści­śle re­gu­ły „przy­spo­so­bie­nia” – Ko­deks cy­wil­ny okre­ślał je do­kład­nie w roz­dzia­le VIII „O przy­spo­so­bie­niu i opie­ce do­bro­wol­nej”, w pa­ra­gra­fie 308 i na­stęp­nych. Po­da­wa­no na przy­kład wiek oso­by „przy­spo­sa­bia­ją­cej” dziec­ko i sze­reg skru­pu­lat­nych pod­punk­tów, oma­wia­ją­cych spo­sób dzie­dzi­cze­nia i inne na­stęp­stwa tego kro­ku. Zgod­nie z pra­wem Jan Ja­sień­ski, syn Lu­dwi­ka, i jego żona Anie­la, cór­ka Ada­ma, po­win­ni mieć ukoń­czo­ne 50 lat i być w chwi­li „przy­spo­sa­bia­nia” bez­dziet­ni. Oprócz sied­mio­let­nie­go Wik­to­ra „usy­no­wie­nie” i zmia­na na­zwi­ska mia­ły miej­sce w wy­pad­ku jego ro­dzeń­stwa: Je­rze­go (lat 11) i dzie­wię­cio­let­niej sio­stry Ire­ny (Reni) – z tym że w ich wy­pad­ku pro­ces ten miał miej­sce rok wcze­śniej (1907).

Otwar­te po­zo­sta­je py­ta­nie o po­wód „przy­spo­so­bie­nia” trój­ki dzie­ci Zy­sma­nów, prze­pro­wa­dzo­ny w rocz­nym od­stę­pie. Bio­gra­fo­wie Ja­sień­skie­go, po­wo­łu­jąc się je­dy­nie na prze­ka­zy ust­ne, su­ge­ro­wa­li, że ro­dzi­ce do­ko­na­li tego, by ukryć ich ży­dow­skie po­cho­dze­nie, w tym celu wy­bra­li ro­dzi­nę szla­chec­ką o od­po­wied­nio brzmią­cym na­zwi­sku. Ist­nie­je też su­ge­stia, znów opar­ta wy­łącz­nie na ust­nych re­la­cjach, w któ­rej mat­ka Ja­sień­skie­go Eu­fe­mia Ma­ria mia­ła­by ja­ko­by po­cho­dzić z ro­dzi­ny szla­chec­kiej (Mo­dze­lew­skich), a ślub z Ja­ku­bem Zy­sma­nem (le­ka­rzem po­cho­dze­nia ży­dow­skie­go) był dla niej ro­dza­jem me­za­lian­su i przez zmia­nę na­zwi­ska dzie­ci chcia­ła je „przy­wró­cić do ro­do­we­go klej­no­tu”. Z tym że żad­ne jak do­tąd ba­da­nia źró­dło­we nie po­twier­dza­ją fak­tu, że Eu­fe­mia z Mo­dze­lew­skich była szlach­cian­ką, wręcz prze­ciw­nie, naj­praw­do­po­dob­niej rów­nież po­cho­dzi­ła z ro­dzi­ny ży­dow­skiej. Mało tego, jak do­tąd nie uda­ło się do­trzeć do żad­nej wzmian­ki o miesz­ka­ją­cej w Kow­nie szla­chec­kiej ro­dzi­nie Jana i Anie­li Ja­sień­skich.

Tro­piąc te za­wi­ło­ści ro­dzin­ne, moż­na rów­nież na­tknąć się i na wer­sję pod­trzy­my­wa­ną przez Ksa­we­re­go Ja­sień­skie­go (po­tom­ka Ja­sień­skich z San­do­miersz­czy­zny). W jed­nym z li­stów wspo­mi­na on, że we­dług tra­dy­cji ro­dzin­nej: „Na­zwi­sko Wik­tor-Bru­no i jego brat otrzy­ma­li z nada­nia Jó­ze­fa Ja­sień­skie­go, syna Wła­dy­sła­wa. Jó­zef Ja­sień­ski miał dwa ma­jąt­ki Sa­dło­wi­ce i Stu­dzian­ki w oko­li­cy Opa­to­wa, nie­da­le­ko Kli­mon­to­wa i stąd jego zna­jo­mość i przy­jaźń z dr. Ja­ku­bem Zy­sma­nem – le­ka­rzem kli­mon­tow­skim, le­czą­cym licz­ne po­tom­stwo Jó­ze­fa”. Do­da­wał rów­nież, że „Jan Ja­sień­ski i jego żona Anie­la w ogó­le nie fi­gu­ru­ją w kro­ni­kach ro­dzin­nych”². Stąd wy­su­nię­ta zo­sta­ła ostat­nio su­ge­stia o fał­szer­stwie przy­to­czo­nych wy­żej do­ku­men­tów – i fik­cyj­no­ści sa­me­go pro­ce­su „przy­spo­so­bie­nia” – Jan i Anie­la we­dle tej teo­rii mie­li być je­dy­nie fi­gu­ran­ta­mi lub oso­ba­mi w ogó­le nie­ist­nie­ją­cy­mi³. Trud­no dziś roz­strzy­gnąć z bra­ku do­dat­ko­wych i wia­ry­god­nych źró­deł, czy bar­dziej wie­rzyć za­pi­sko­wi urzę­do­we­mu, czy ust­nej le­gen­dzie ro­dzin­nej, prze­ka­za­nej przez Ksa­we­re­go Ja­sień­skie­go, tym trud­niej wresz­cie udo­wod­nić fał­szo­wa­nie do­ku­men­tów.

Ist­nie­je wszak jesz­cze je­den aspekt tej skom­pli­ko­wa­nej hi­sto­rii – do­ku­ment, któ­rym Ja­sień­ski po­słu­gi­wał się w Mo­skwie, a jest nim wy­pis z księ­gi uro­dzin, spo­rzą­dzo­ny we Lwo­wie w 1925 roku. W do­ku­men­cie tym wid­nie­je za­pis, do­dat­ko­wo gma­twa­ją­cy i tak już za­ciem­nio­ną kwe­stię na­zwi­ska – w ru­bry­ce „imię i na­zwi­sko ojca” fi­gu­ru­je „Ja­kub Ja­sień­ski , le­karz w osa­dzie Kli­mon­tów”⁴. Zgod­nie z wcze­śniej­szy­mi do­ku­men­tem z Kow­na za­pis po­wi­nien brzmieć: „Jan Ja­sień­ski” (z uwzględ­nie­niem urzę­do­we­go „przy­spo­so­bie­nia”) – lub – „Ja­kub Zy­sman, le­karz w osa­dzie Kli­mon­tów”, bo dok­tor Ja­kub Zy­sman nig­dy na­zwi­ska (ani też imie­nia) nie zmie­nił i do koń­ca ży­cia pra­co­wał jako le­karz w Kli­mon­to­wie.

Ja­sień­ski po­zo­sta­wia za­tem po so­bie pierw­szą nie­wia­do­mą w swo­jej bio­gra­fii – po­wód zmia­ny na­zwi­ska z wszel­ki­mi tego zna­ny­mi, bądź nie, kon­se­kwen­cja­mi.

Nie na­strę­cza na­to­miast więk­szych trud­no­ści wy­ja­śnie­nie kwe­stii imie­nia po­ety. Jak wia­do­mo, na chrzcie otrzy­mał imię Wik­tor, i ta­kim też imie­niem po­słu­gi­wał się we wszel­kie­go ro­dza­ju pa­pie­rach urzę­do­wych: świa­dec­twach szkol­nych, za­pi­sach na stu­dia, li­stach mel­dun­ko­wych (je­dy­nie prze­by­wa­jąc w Pa­ry­żu, uży­wał fran­cu­skie­go od­po­wied­ni­ka tego imie­nia – Vic­tor). Wik­to­rem wła­śnie, a nie Bru­no­nem, po­zo­sta­wał do koń­ca we wspo­mnie­niach ró­wie­śni­ków, jako Wik­to­ra za­pa­mię­ta­li go miesz­kań­cy Kli­mon­to­wa; i wresz­cie swój de­biut li­te­rac­ki – dwa wier­sze umiesz­czo­ne w kra­kow­skim cza­so­pi­śmie „For­mi­ści” rów­nież pod­pi­sał jako Wik­tor Ja­sień­ski⁵. Do­pie­ro po tej pu­bli­ka­cji pra­so­wej, mniej wię­cej od po­ło­wy roku 1920, za­czął pod­pi­sy­wać się przy­bra­nym imie­niem Bru­no – ta­kie też imię i na­zwi­sko – Bru­no Ja­sień­ski – wid­nie­je na jego pierw­szej książ­ce po­etyc­kiej But w bu­to­nier­ce. Dla­cze­go po­eta wy­brał tak a nie in­a­czej brzmią­ce imię, trud­no dziś stwier­dzić, nie po­zo­sta­wił po so­bie żad­ne­go wy­tłu­ma­cze­nia. Po­noć imię Bru­no jest po­cho­dze­nia ger­mań­skie­go i wy­wo­dzi się od sło­wa „bru­nat­ny”, ozna­cza ko­goś „sil­ne­go jak niedź­wiedź” (jego ła­ciń­skim od­po­wied­ni­kiem jest for­ma Bru­non); w koń­cu Ja­sień­ski był po­staw­nym męż­czy­zną, li­czą­cym so­bie po­nad 180 cm wzro­stu, a i dla pol­skiej hi­sto­rii li­te­ra­tu­ry nie było to imię aż tak eg­zo­tycz­ne. Zna­ny­mi Bru­no­na­mi po­zo­sta­li wszak Bru­no Schulz czy Bru­no Wi­na­wer.

Te żmud­ne i za­gma­twa­ne roz­wa­ża­nia na te­mat imie­nia i na­zwi­ska po­zo­sta­je za­koń­czyć pró­bą wy­ja­śnie­nia ostat­niej kwe­stii ro­dzin­nej, a mia­no­wi­cie sy­gna­li­zo­wa­nej już kwe­stii wy­zna­nia. Bru­no Ja­sień­ski po­cho­dził z ro­dzi­ny ży­dow­skiej, jego oj­ciec Ja­kub Zy­sman uro­dził się w 1861 roku. Kie­dy Ja­kub Zy­sman miał 28 lat, zmie­nił wy­zna­nie na ewan­ge­lic­ko-au­gs­bur­skie. Po­twier­dza to za­pis w spi­sie neo­fi­tów spo­rzą­dzo­ny przez Teo­do­ra Je­ske-Cho­iń­skie­go:

Zy­sman Ja­kub (Szu­lim), lat 28, syn Her­sza Bera Zy­sma­na i Łai z Przy­su­che­rów w roku 1889⁶.

Na mar­gi­ne­sie wy­pa­da od­no­to­wać, że Ja­kub Zy­sman był po­sta­cią rów­nie nie­zwy­kłą co syn, i w Kli­mon­to­wie Bru­no żył zu­peł­nie w jego cie­niu, na­wet po śmier­ci obu do dziś bar­dziej pa­mię­ta się o do­ko­na­niach „dok­to­ra Ju­dy­ma z Kli­mo­to­wa”, jak na­zy­wa­no ojca, niż o li­te­rac­kiej ka­rie­rze syna Bru­no­na. Ze skru­pu­lat­nych usta­leń bio gra­ficz­nych wy­ni­ka, że Ja­kub był czło­wie­kiem o skom­pli­ko­wa­nym i cha­ry­zma­tycz­nym cha­rak­te­rze⁷. Wcze­śnie stra­cił mat­kę (w wie­ku dwóch lat), i może tra­ge­dia ta spra­wi­ła, że był nie­zwy­kle am­bit­ny. Uczęsz­czał na przy­kład do re­no­mo­wa­ne­go gim­na­zjum gu­ber­nial­ne­go w Płoc­ku, w któ­rym na jed­no miej­sce przy­pa­da­ło dzie­się­ciu kan­dy­da­tów. Uczył się zna­ko­mi­cie (me­da­le i wy­róż­nie­nia), a w gro­nie jego ko­le­gów z lat szkol­nych zna­leźć moż­na ta­kie na­zwi­ska jak Lu­dwik Krzy­wic­ki czy Igna­cy Mo­ścic­ki. Po ukoń­cze­niu Wy­dzia­łu Me­dycz­ne­go Ce­sar­skie­go Uni­wer­sy­te­tu War­szaw­skie­go oko­ło roku 1890 osie­dlił się wła­śnie w Kli­mon­to­wie. I przez cały czas po­by­tu usil­nie sta­rał się od­ci­nać od swo­ich ży­dow­skich ko­rze­ni – za­ło­żył na przy­kład w mia­stecz­ku „sklep ka­to­lic­ki” (Kli­mon­tów za­miesz­ki­wa­ło wów­czas 80% lud­no­ści po­cho­dze­nia ży­dow­skie­go) – któ­re­go za­da­niem było zwal­cza­nie „ży­dow­skiej li­chwy”. Po­twier­dza­ją to licz­ne re­la­cje miesz­kań­ców Kli­mon­to­wa. W ich oczach Ja­kub był ra­czej za­sy­mi­lo­wa­nym Niem­cem niż Ży­dem, a dla więk­szo­ści lu­dzi, któ­rym niósł po­moc, po pro­stu czło­wie­kiem, że­gna­nym po śmier­ci szcze­ry­mi sło­wa­mi żalu: „Umarł wiel­ki Oby­wa­tel Kli­mon­to­wa, któ­ry nie uzna­wał żad­nej re­li­gii, ani na pa­pie­rze, ani za­pi­sy­wa­nej on­giś w ru­bry­ce wy­zna­nie. Jego re­li­gią był czło­wiek, każ­dy czło­wiek, któ­ry po­trze­bo­wał po­mo­cy”⁸.

Kie­dy przy­szedł na świat jego syn Wik­tor, jak wy­ni­ka z przed­sta­wia­nych do­ku­men­tów, zo­stał ochrzczo­ny w kli­mon­tow­skiej pa­ra­fii, tak więc Ja­kub mu­siał zde­cy­do­wać, że syn bę­dzie wy­zna­nia rzym­sko­ka­to­lic­kie­go i od­bie­rze wy­cho­wa­nie w du­chu tej re­li­gii. Lecz kie­dy Bru­no Ja­sień­ski miał 24 lata, a więc był mniej wię­cej w wie­ku swo­je­go ojca, za­cho­wał się po­dob­nie jak on w cza­sach swo­jej mło­do­ści – zmie­nił wy­zna­nie – z tym, że nie chciał od­ci­nać się od ja­kich­kol­wiek (ży­dow­skich czy nie­miec­kich) ko­rze­ni, chciał od­ciąć się od re­li­gii w ogó­le, w spo­sób osta­tecz­ny – prze­szedł na „bez­wy­zna­nio­wość”. Po­twier­dza to do­pi­sek ze świa­dec­twa uro­dze­nia wy­da­ne­go we Lwo­wie 14 wrze­śnia 1925 roku:

Uwa­ga. Wy­pis z aktu du­pli­ka­tu ak­tów sta­nu cy­wil­ne­go pa­ra­fii Kli­mon­tów. Akt uro­dze­nia nr 55 1901. Zgło­sił przej­ście na bez­wy­zna­nio­wość w Sta­ro­stwie dnia 11 IX 1925.

Tak zwa­na „bez­wy­zna­nio­wość” nie była wcze­śniej zna­na miesz­kań­com te­re­nów daw­ne­go za­bo­ru ro­syj­skie­go, a więc na te­re­nach, na któ­rych uro­dził się Ja­sień­ski. Umoż­li­wia­ło ją do­pie­ro uchwa­le­nie pol­skiej kon­sty­tu­cji z 1921 roku, gwa­ran­tu­ją­cej w art. 111 i 112 „cał­ko­wi­tą wol­ność su­mie­nia i wy­zna­nia”, no ale w koń­cu Ja­sień­ski był przez kil­ka mie­się­cy stu­den­tem pra­wa, więc za­pew­ne orien­to­wał się w pro­ce­du­rach. Poza tym – co waż­niej­sze – lata 1924-25 są wspo­mi­na­ną przez pi­sa­rza datą gra­nicz­ną, la­ta­mi, w któ­rych do­świad­czył po­waż­ne­go kry­zy­su „twór­cze­go” i „świa­to­po­glą­do­we­go”. O jaki do­kład­nie „kry­zys” cho­dzi­ło, nie da się praw­do­po­dob­nie usta­lić, wkrót­ce zresz­tą pi­sarz na za­wsze opu­ści Pol­skę, by do niej nig­dy nie wró­cić, ale roz­wa­ża­nia o wy­jeź­dzie wy­pa­da odło­żyć na póź­niej.CUDOWNE DZIECKO – „POPRAWIĆ MICKIEWICZA, POPRAWIĆ WYSPIAŃSKIEGO”…

Mia­nem „cu­dow­nych dzie­ci” okre­śla się czę­sto oso­bo­wo­ści po­kro­ju Le­onar­da da Vin­ci, Mo­zar­ta czy Cho­pi­na. Iw tym ze­sta­wie­niu kil­ku­let­ni Wik­tor Ja­sień­ski nie wy­glą­da może nad wy­raz „cu­dow­nie”, ale z pew­no­ścią ja­wił się naj­bliż­szym i oto­cze­niu jako chło­piec nie­zwy­kle uta­len­to­wa­ny i spra­wiał za­pew­ne, że ro­dzi­ców prze­peł­nia­ła duma z naj­młod­szej po­cie­chy. Prze­ka­zy ro­dzin­ne gło­szą, że ta­lent do sztuk pięk­nych odzie­dzi­czył po mat­ce – już jako ma­lec świet­nie grał po­noć na pia­ni­nie, cym­bał­kach, na­uczył się czy­tać, ma­jąc czte­ry lat­ka, zgrab­nie ma­lo­wał i ry­so­wał (mat­ka Ja­sień­skie­go zaj­mo­wa­ła się ma­lar­stwem, ale ra­czej w ro­zu­mie­niu ama­tor­skim, po­zo­sta­wi­ła po so­bie kil­ka­na­ście ob­ra­zów, głów­nie pej­za­ży oko­lic Kli­mon­to­wa, któ­re jed­nak ule­gły roz­pro­sze­niu, bo nie przy­pa­dły do gu­stu ro­dzi­nie). Cią­gły kon­takt z mat­ką nie trwał zbyt dłu­go, już w szó­stym roku ży­cia Wik­tor zo­stał wy­sła­ny na na­ukę do War­sza­wy, któ­rą, jak wspo­mi­nał jego brat Je­rzy, „roz­po­czął od przed­szko­la”⁹, zja­wiał się więc Kli­mon­to­wie je­dy­nie na wa­ka­cje i prze­rwy świą­tecz­ne.

W roku 1909 Wik­tor Ja­sień­ski za­czął uczęsz­czać do pre­sti­żo­wej szko­ły im. Mi­ko­ła­ja Reja w War­sza­wie. Tu od­krył w so­bie po­wo­ła­nie li­te­rac­kie, pi­sy­wał nie­na­gan­nie ry­mo­wa­ne wier­sze (Na­sze ha­sła, Wio­sna), tłu­ma­czył po­ezję obcą (Rę­ka­wicz­kę Fry­de­ry­ka Schil­le­ra), za­bły­snął rów­nież jako „re­dak­tor i wy­daw­ca” wła­snej ga­zet­ki szkol­nej, dwu­ty­go­dni­ka „Sztu­bak”, w któ­rym swo­je wszyst­kie do­ko­na­nia pu­bli­ko­wał. W zbio­rach pry­wat­nych za­cho­wał się je­dy­ny nu­mer pi­sem­ka z 9 mar­ca 1914 roku¹⁰. Trzy­na­sto­let­ni Wik­tor, „wy­da­jąc” ga­zet­kę, mu­siał się rze­czy­wi­ście spo­ro na­pra­co­wać, wy­ka­zać nie­ma­łą cier­pli­wo­ścią i ta­len­tem pla­stycz­nym (okład­kę zdo­bią ry­sun­ki, wy­myśl­ne li­ter­nic­two), ga­zet­ka od­bi­ja­na była bo­wiem tech­ni­ką hek­to­gra­ficz­ną – jest to żmud­ny pro­ces po­wie­la­nia tek­stów i ry­sun­ków kre­sko­wych, w któ­rym jako for­my do wy­ko­na­nia od­bi­tek uży­wa­no ma­try­cy, po­kry­wa­nej po­tem spe­cjal­ną masą, re­pro­du­ko­wa­ny ory­gi­nał wy­ko­ny­wa­ny był zaś od­po­wied­nim tu­szem hek­to­gra­ficz­nym (od­bit­ki „Sztu­ba­ka” za­cho­wa­ły po dziś dzień ko­lor fio­le­to­wy).

Ga­zet­ka Wik­to­ra Ja­sień­skie­go li­czy­ła szes­na­ście stron i, jak gło­sił na­pis na okład­ce: kosz­to­wa­ła „10 gro­szy”, cały zaś do­chód miał wspo­móc szla­chet­ny cel – sfi­nan­so­wa­nie „Sa­mo­po­mo­cy” uczniow­skiej przy gim­na­zjum im. Mi­ko­ła­ja Reja; „Sa­mo­po­moc” była or­ga­ni­za­cją po­wo­ła­ną w celu po­mo­cy naj­uboż­szym uczniom – pro­wa­dzo­no na przy­kład skle­pik szkol­ny, któ­ry miał za za­da­nie do­star­czać ma­te­ria­łów pi­śmien­nych, przy­bo­rów szkol­nych czy pod­ręcz­ni­ków nie­za­moż­nym ko­le­gom¹¹.

Je­śli dziś war­to tę mło­dzień­czą, dzie­cię­cą wła­ści­wie, pu­bli­ka­cję wspo­mnieć, to z kil­ku co naj­mniej po­wo­dów. Mło­dy Wik­tor zdra­dził po raz pierw­szy za­mi­ło­wa­nie do peł­nie­nia funk­cji „re­dak­to­ra i wy­daw­cy” – w nie­da­le­kiej przy­szło­ści „doj­rza­ły” już Ja­sień­ski bę­dzie re­dak­to­rem i wy­daw­cą naj­waż­niej­szych jed­nod­nió­wek fu­tu­ry­stycz­nych, jak na przy­kład bul­wer­su­ją­ce­go opi­nię pu­blicz­ną ca­łej Pol­ski Noża w bżu­hu (1921), na­stęp­nie zaj­mie sta­no­wi­sko re­dak­to­ra na­czel­ne­go nie­co fry­wol­ne­go jak na owe cza­sy, choć nie­po­zba­wio­ne­go za­my­słu li­te­rac­kie­go, lwow­skie­go ty­go­dni­ka „po­świę­co­ne­go ko­bie­cie w ży­ciu, sztu­ce i aneg­do­cie” pod ty­tu­łem „Win­ni­ca” (1924), a wresz­cie z po­bu­dek czy­sto po­li­tycz­nych obej­mie re­dak­cję an­ty­kle­ry­kal­ne­go i z grun­tu an­ty­pol­skie­go, choć uka­zu­ją­ce­go się w ję­zy­ku pol­skim w Mo­skwie cza­so­pi­sma „Kul­tu­ra Mas” (1931).

W mło­dzień­czych wier­szach Ja­sień­skie­go kry­je się rów­nież nie­po­strze­że­nie przy­szły fu­tu­ry­stycz­ny bunt, to­wa­rzy­szą­ca ca­łej jego doj­rza­łej twór­czo­ści – chęć po­pra­wia­nia mi­strzów, po­rów­na­nia się z naj­lep­szy­mi, a w tym mło­dzień­czym wy­pad­ku – zmie­rze­nia się z sa­mym Ada­mem Mic­kie­wi­czem. Wik­tor, pu­bli­ku­jąc w „Sztu­ba­ku” swój prze­kład Rę­ka­wicz­ki Schil­le­ra, mu­siał się li­czyć z nie­chyb­ną kon­fron­ta­cją prze­kła­dów, lub na­wet ją pro­wo­ko­wał. Trans­la­tor­ska ry­wa­li­za­cja nie wy­pa­da naj­go­rzej, dla po­rów­na­nia kil­ka pierw­szych wer­sów w tłu­ma­cze­niu trzy­na­sto­let­nie­go Ja­sień­skie­go oraz pod­da­ne­go pró­bie Wiesz­cza:

+----------------------------------------------------------------------------------------------------------------+-----------------------------------------------------------------------------------------------------+
| Ja­sień­ski: | Mic­kie­wicz: |
+----------------------------------------------------------------------------------------------------------------+-----------------------------------------------------------------------------------------------------+
| Przed swym zwie­rzyń­cem, na bal­ko­nie, | Chcąc być wi­dzem dzi­kich bo­jów, Już u zwie­rzyń­ca po­dwo­jów Król za­sia­da. |
| | |
| W ba­ro­nów i dam dwor­skich gro­nie I mni­szek, Ga­lii król po­tęż­ny, | Przy nim ksią­żę­ta i pa­no­wie Rada, A gdzie wy­nio­sły krą­żył ga­nek, Ry­ce­rze obok ko­cha­nek. |
| | |
| Na dwór ry­ce­rzy pa­trzył męż­ny, Cze­ka­jąc igrzysk swych cie­ka­wie. Za kró­lem – tłum w cyr­ko­wej na­wie. | |
+----------------------------------------------------------------------------------------------------------------+-----------------------------------------------------------------------------------------------------+

Kil­ka lat póź­niej, już jako dzie­więt­na­sto­let­ni stu­dent Uni­wer­sy­te­tu Ja­giel­loń­skie­go, Ja­sień­ski przy­je­dzie na let­nie wa­ka­cje do Kli­mon­to­wa i spró­bu­je sił z in­nym wiel­kim Po­la­kiem – Sta­ni­sła­wem Wy­spiań­skim. Sta­now­czo stwier­dzi, że na­le­ża­ło­by Wy­spiań­skie­go po­pra­wić, i do­pi­sze do dra­ma­tu We­se­le swój wła­sny mo­no­log – wy­stą­pi na­wet w ama­tor­skim przed­sta­wie­niu, któ­re sam wy­re­ży­se­ru­je, i jako Wid­mo Krzy­ku za­re­cy­tu­je go ze sce­ny owi­nię­ty w płach­tę z czer­wo­ne­go suk­na¹². W doj­rza­łej twór­czo­ści pro­gra­mo­wej i ar­ty­stycz­nej re­la­cje mię­dzy Ja­sień­skim a Wiesz­cza­mi moc­no się jed­nak ochło­dzą i po­ecie za­ma­rzy się w jed­nym z ma­ni­fe­stów, by „zwo­źić tacz­ka­mi z pla­cuw, skwe­ruw i ulic ńe­świe­że mu­mie mic­kie­wi­czuw i sło­wac­kih” (1921).

I wresz­cie ju­we­ni­lia Ja­sień­skie­go zdra­dza­ją ce­chę cha­rak­te­ru, o któ­rą znaw­cy jego doj­rza­łej twór­czo­ści (choć­by słyn­ne­go an­ty­mi­li­ta­ry­stycz­ne­go wier­sza Marsz), mo­gli zu­peł­nie go nie po­dej­rze­wać, tą skry­wa­ną w póź­niej­szej twór­czo­ści i po­glą­dach ży­cio­wych ce­chą jest – szcze­ry pa­trio­tyzm. W mło­dzień­czym, moż­na po­wie­dzieć „pro­gra­mo­wym” wier­szy­ku, któ­ry otwie­ra „Sztu­ba­ka”, znaj­du­ją się pło­mien­ne, peł­ne em­fa­zy, jak przy­sta­ło na trzy­na­sto­let­nie­go twór­cę, stro­fy:

NA­SZE HA­SŁA

Dziś, kie­dy Pol­ska w łań­cuch sku­ta brat­ni

Wzy­wa swych sy­nów do dzie­ła, do pra­cy

To wiedz­my prze­cież, że­śmy nie ostat­ni

I my, sztu­ba­cy!

Niech pi­smo na­sze zdo­bi wspól­na pra­ca

Niech z ha­słem wia­ry, oj­czy­zny mi­ło­ści

My­ślą i czy­nem oj­czyź­nie dziś spła­cę

Swój dług wdzięcz­no­ści!

Niech się w nim siła roz­wi­ja i kar­ność

W usłu­dze or­łów i oj­czy­zny spra­wie

Niech je po­pie­ra moc i so­li­dar­ność

Na szkol­nej ła­wie!

Niech je uwień­czy plon ocze­ki­wa­ny

Bo ono w przy­szłość swej oj­czy­zny wie­rzy

Może jej w czę­ści roz­ku­jem kaj­da­ny

I my, mło­dzie­ży!

Ten żar­li­wy mło­dzień­czy apel wy­szedł spod pió­ra mło­de­go Wik­to­ra w mar­cu, za kil­ka mie­się­cy w sierp­niu 1914 roku wy­buch­nie je­den z naj­bar­dziej krwa­wych kon­flik­tów cza­sów no­wo­żyt­nych – I woj­na świa­to­wa. Kto wie, czy mło­de­mu Ja­sień­skie­mu, wier­ne­mu tra­dy­cji swo­jej szko­ły i na­sta­wio­ne­mu tak pa­trio­tycz­nie, nie przy­szło­by do gło­wy rzu­cić na­ukę i wy­ru­szyć na front, jak zro­bi­ło wie­lu wy­cho­wan­ków gim­na­zjum im. Reja¹³. Los chciał jed­nak in­a­czej – oj­ciec Ja­sień­skie­go – Ja­kub Zy­sman otrzy­mał po­wo­ła­nie do woj­ska i cała ro­dzi­na Ja­sień­skich wy­je­cha­ła do Mo­skwy. Po po­wro­cie do Pol­ski w 1919 roku mi­łość Ja­sień­skie­go do oj­czy­zny wy­raź­nie osła­bła, aw koń­cu prze­ro­dzi­ła się w ro­dzaj wro­go­ści (an­ty­pol­skie ak­cen­ty w po­wie­ści Palę Pa­ryż). Pa­trio­tycz­ne uczu­cia ule­cia­ły już pod­czas od­by­wa­nia obo­wiąz­ko­wej służ­by woj­sko­wej w Chełm­nie na Po­mo­rzu w roku 1920. tam bo­wiem za zor­ga­ni­zo­wa­nie w jed­no­st­ce wie­czo­ru fu­tu­ry­stycz­ne­go po­eta do­stał się do kar­ce­ru, nie­chęt­ny dal­szej służ­bie woj­sko­wej, prze­by­wa­jąc w Pa­ry­żu w roku 1926, „po­darł i spa­lił swój pasz­port”, a do­dat­ko­wo zra­żo­ny do śro­do­wi­ska emi­gra­cji nie chciał mieć nic wspól­ne­go z tą – jak na­pi­sał w jed­nym z li­stów – „gów­nia­rze­rią pol­ską”. Osta­tecz­nie od­ciął się od Pol­ski w ZSRR, gdzie prze­by­wał od 1929 roku, i gdzie stwier­dził, że „nie jest już Po­la­kiem” i w „ję­zy­ku, w któ­rym mó­wił Le­nin”, spło­dził wy­jąt­ko­wo an­ty­pol­skie opo­wia­da­nie Głów­ny wi­no­waj­ca (1936).

Tym­cza­sem opusz­cza Pol­skę jako szcze­ry pa­trio­ta i w 1914 roku tra­fia po raz pierw­szy do Mo­skwy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: