- promocja
Dar. 12 lekcji, dzięki którym odmienisz swoje życie - ebook
Dar. 12 lekcji, dzięki którym odmienisz swoje życie - ebook
W życiu nie chodzi o to, co nam się przytrafia, tylko o to, co postanowimy z tym zrobić.
Wszyscy mierzymy się z cierpieniem – smutkiem, stratą, rozpaczą, strachem, niepewnością, porażkami. Ale mamy też wybór: w obliczu traumy lub trudności możemy się poddać albo przeżywać każdą chwilę jak dar.
Historia doktor Edith Eger zmieniła mnie na zawsze. - Oprah Winfrey.
Edith Eva Eger jest moją bohaterką. Zamiast pozwolić, by zniszczyła ją bolesna przeszłość, postanowiła, że zmieni ją w potężny dar i teraz wykorzystuje go, by pomagać innym w ich drodze ku uzdrowieniu. - Jeannette Walls, autorka Szklanego zamku.
Życie doktor Eger ujawnia naszą zdolność do przetrwania nawet najstraszniejszego koszmaru i pokazuje, jak wykorzystać własne cierpienie, by nieść pomoc innym ludziom. Doktor Eger odnalazła prawdziwą wolność i przebaczenie i pokazuje nam, że my też jesteśmy w stanie tego dokonać.- Desmond Tutu.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8188-879-0 |
Rozmiar pliku: | 787 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wyzwól się z więzienia swojego umysłu
W obozie zagłady nauczyłam się, jak żyć
Wiosną 1944 roku miałam szesnaście lat i mieszkałam wraz rodzicami i dwiema siostrami w Koszycach (wówczas pod okupacją węgierską). Wszędzie dostrzegaliśmy sygnały świadczące o toczącej się wojnie oraz związanych z nią uprzedzeniach wobec nas. Przypinaliśmy do płaszczy żółte gwiazdy Dawida, a nasze stare mieszkanie zajęli węgierscy faszyści, strzałokrzyżowcy – _Nyilas_. Prasa nieustannie donosiła o sytuacji na frontach i okupacji niemieckiej, która objęła całą Europę. Rodzice wymieniali nad stołem zatroskane spojrzenia. I ten straszny dzień, kiedy zostałam wyrzucona z reprezentacji olimpijskiej w gimnastyce, ponieważ byłam Żydówką. Mimo to pochłaniały mnie zwyczajne problemy nastolatków. Zakochałam się w Eriku, wysokim, inteligentnym chłopaku, którego poznałam w klubie książki i który został moją pierwszą sympatią. Odtwarzałam w myślach nasz pierwszy pocałunek, zachwycałam się nową sukienką z niebieskiego jedwabiu, którą zaprojektował dla mnie tata, żartowałam z Magdą, moją piękną starszą siostrą, i z Klarą, która doskonaliła grę na skrzypcach w budapeszteńskim konserwatorium.
A potem wszystko się zmieniło.
Pewnego chłodnego kwietniowego poranka zorganizowano w Koszycach obławę na Żydów i uwięziono ich w starej cegielni. Kilka tygodni później wraz z Magdą i rodzicami zostałam załadowana do bydlęcego wagonu i wywieziona do Auschwitz. Gdy tylko tam dotarliśmy, Niemcy zamordowali moich rodziców w komorze gazowej.
Pierwszego wieczoru w Auschwitz zmusili mnie, żebym tańczyła dla oficera SS, Josefa Mengele, zwanego Aniołem Śmierci; człowieka, który tego dnia przeprowadzał selekcję nowo przybyłych więźniów i wysłał moją matkę na śmierć. „Zatańcz dla mnie!”, rozkazał, a ja stanęłam na lodowatej betonowej podłodze baraku sparaliżowana ze strachu. Na zewnątrz obozowa orkiestra zaczęła grać walca _Nad pięknym modrym Dunajem_. Przypominając sobie radę mamy – „Nikt nie może zabrać ci tego, co przechowujesz w umyśle” – zamknęłam oczy i uciekłam do swojego świata. W myślach nie byłam więźniarką obozu śmierci, zziębniętą, głodną i zdruzgotaną utratą bliskich. Stałam na scenie budapeszteńskiej opery i tańczyłam partię Julii z baletu Czajkowskiego. Kryjąc się w tym prywatnym azylu, zmusiłam ręce, żeby się uniosły, a nogi, żeby wirowały. Zebrałam wszystkie siły, by tańczyć o życie.
Każda chwila w Auschwitz była piekłem na ziemi. I moją szkołą życia. Zmagając się ze stratą, torturami, głodem i stałym zagrożeniem życia, odkryłam narzędzia przetrwania i wolności, które każdego dnia stosuję w swojej praktyce psychologicznej oraz w życiu prywatnym.
Pisząc ten wstęp jesienią 2019 roku, mam dziewięćdziesiąt dwa lata, na koncie doktorat z psychologii klinicznej, który napisałam w 1978 roku, oraz ponad czterdziestoletnią praktykę w leczeniu ludzi. Pracuję z weteranami wojennymi, ofiarami przemocy seksualnej, studentami, działaczami społecznymi i kadrą zarządzającą; z ludźmi zmagającymi się z nałogami i z tymi, którzy walczą z lękami i depresją; z parami borykającymi się z frustracją i urazami oraz tymi, którzy pragną wskrzesić w związku poczucie bliskości; z rodzicami i dziećmi uczącymi się razem żyć i z tymi, którzy uczą się żyć osobno. Jako psycholog, matka, babcia i prababcia; jako obserwatorka zachowań własnych i zachowań innych ludzi; jako ocalała z Auschwitz – jestem tutaj, by powiedzieć ci, że najgorszym więzieniem nie jest to, do którego wtrącili mnie naziści, ale to, które sama dla siebie zbudowałam.
Nasze życia prawdopodobnie bardzo się od siebie różnią, ale być może wiesz, co mam na myśli. Dla wielu z nas więzieniem staje się umysł. Nasze myśli i poglądy określają, a często nawet ograniczają to, co czujemy, robimy i uważamy za możliwe. W ciągu wielu lat pracy odkryłam, że oprócz ograniczających nas przekonań, które się ujawniają i manifestują w niepowtarzalny sposób, istnieją także pewne powszechne więzienia mentalne przysparzające nam cierpień. Ta książka to praktyczny przewodnik, który pomoże nam zidentyfikować różne więzienia umysłu i wytworzyć narzędzia, dzięki którym się od nich uwolnimy.
Fundamentem wolności jest umiejętność dokonywania wyborów. W ostatnich miesiącach wojny nie miałam zbyt wielu opcji ani dróg ucieczki. Węgierscy Żydzi jako jedni z ostatnich w Europie trafili do obozów śmierci. Po ośmiu miesiącach pobytu w Auschwitz, tuż przed klęską Niemiec, wraz z setką innych więźniów moja siostra i ja zostałyśmy ewakuowane z obozu i przepędzone z terenu Polski przez Niemcy aż do Austrii. Po drodze niewolniczo pracowałyśmy w różnych fabrykach i jeździłyśmy na dachach pociągów transportujących niemiecką amunicję, a nasze ciała służyły jako żywe tarcze chroniące ładunek przed brytyjskimi bombami. (A Brytyjczycy i tak bombardowali pociągi).
Kiedy w końcu zostałyśmy uwolnione z austriackiego obozu koncentracyjnego Gunskirchen – w maju 1945 roku, nieco ponad dwanaście miesięcy od chwili uwięzienia w Auschwitz – moi rodzice i niemal wszyscy ludzie, których znałam, już nie żyli. Byłam zagłodzona, pokryta wrzodami i obolała, bo stale znęcano się nade mną fizycznie. Nie mogłam się ruszyć, leżałam na stosie ciał, pośród ludzi, którzy byli tak samo chorzy i wycieńczeni jak ja, których ciała się poddały. Nie mogłam cofnąć tego, co mi zrobiono. Nie miałam wpływu na to, ilu ludzi naziści wepchnęli do bydlęcych wagonów lub krematoriów, usiłując wymordować przed końcem wojny jak najwięcej Żydów i innych „niepożądanych elementów”. Nie potrafiłam odwrócić systematycznej dehumanizacji ani zatrzymać rzezi ponad sześciu milionów niewinnych istot, które zginęły w obozach zagłady. Mogłam jedynie zdecydować, jak zareaguję na tę grozę, rozpacz i bezsens. Na szczęście udało mi się odnaleźć w sobie nadzieję.
Ale przetrwanie Auschwitz było tylko pierwszym etapem mojej podróży ku wolności. Przez dziesięciolecia pozostawałam więźniem przeszłości. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że radzę sobie bardzo dobrze, że zostawiłam traumę za sobą i idę do przodu. Wyszłam za mąż za Bélę, potomka wpływowej rodziny z Preszowa, który w czasie wojny był partyzantem i walczył z Niemcami w górskich lasach Słowacji. Zostałam matką, uciekłam z Europy przed komunistami, wyemigrowałam do Ameryki, żyłam tam w biedzie, potem wyszłam z ubóstwa, a po czterdziestce poszłam na studia. Pracowałam jako nauczycielka w szkole średniej, później wróciłam na studia, zdobyłam tytuł magistra psychologii kształcenia, a potem doktora psychologii klinicznej. Ale nawet pod koniec procesu edukacji, gdy z poświęceniem pomagałam ludziom odzyskiwać zdrowie i gdy powierzano mi najtrudniejsze przypadki, ciągle się ukrywałam – uciekałam od przeszłości, wypierałam smutek i traumę, minimalizowałam je i udawałam, próbując zadowolić innych i robić wszystko perfekcyjnie. Obwiniałam Bélę za swoje chroniczne niezadowolenie i rozczarowanie, goniłam za sukcesami, jakby były w stanie wynagrodzić mi to wszystko, co straciłam.
Pewnego dnia przyszłam do William Beaumont Army Medical Center w Fort Bliss w Teksasie, gdzie odbywałam staż, i włożyłam swój biały kitel z plakietką „doktor Eger, oddział psychiatryczny”. Przez ułamek sekundy te słowa się zamazały i zdawały się mówić: „doktor Eger, oszustka”. Wtedy zrozumiałam, że nie będę mogła wspierać innych w procesie leczenia, dopóki nie uzdrowię siebie.
Moja metoda terapeutyczna jest eklektyczna i intuicyjna; to mieszanka technik psychoterapii poznawczej i psychodynamicznej. Nazywam ją terapią wyboru, ponieważ istotą i podstawą wolności jest właśnie umiejętność dokonywania wyborów. Wprawdzie cierpienie jest nieuchronne i uniwersalne, ale zawsze możemy wybrać, jak na nie reagować. Dlatego za każdym razem dążę do tego, by wyzwolić w pacjencie umiejętność dokonywania wyborów, dzięki której będzie mógł zmieniać życie na lepsze.
Mój sposób działania opiera się na czterech ważnych teoriach psychologicznych.
Pierwsza to teoria psychologii pozytywnej Martina Seligmana i jego pojęcie „wyuczonej bezradności” – najbardziej cierpimy wówczas, gdy wierzymy, że nie mamy żadnego wpływu na własne życie, że nic nie możemy zrobić, by poprawić swój los. Rozkwitamy wtedy, gdy udaje się nam uruchomić „wyuczony optymizm”, w ten sposób zdobywamy siłę, odporność, elastyczność i umiejętność nadawania znaczenia i kierunku naszemu życiu.
Drugi koncept to terapia poznawczo-behawioralna, która polega na zrozumieniu, że myśli kreują nasze emocje i zachowania. By zmienić szkodliwe, dysfunkcyjne lub nieskuteczne zachowania, musimy najpierw zmienić swój sposób myślenia; negatywne przekonania zastępujemy tymi, które służą naszemu rozwojowi i go wspierają.
Trzecia podstawa mojej metody to podejście humanistyczne Carla Rogersa, jednego z moich najcenniejszych mentorów, oparte na bezwarunkowej akceptacji i szacunku do samego siebie. Wiele naszych cierpień bierze się z błędnego przekonania, że nie możemy być kochani i jednocześnie prawdziwi – tak się dzieje, gdy uważamy, że aby zasłużyć na czyjąś akceptację i uznanie, musimy ukrywać nasze prawdziwe „ja” albo je zanegować. W swojej pracy staram się przenosić bezwarunkową miłość na pacjentów i tak ich prowadzić, by zrozumieli, że staną się wolni, gdy ściągną maski i przestaną odgrywać role narzucone im przez innych ludzi oraz spełniać ich oczekiwania; gdy zaczną bezwarunkowo kochać samych siebie.
I w końcu czwarta zasada, którą wyznaję wspólnie z Viktorem Franklem, moim ukochanym mentorem, przyjacielem i współwięźniem ocalałym z Auschwitz. Polega ona na zrozumieniu, że najgorsze doświadczenia mogą być naszymi najlepszymi nauczycielami katalizującymi nieoczekiwane odkrycia i otwierającymi nas na nowe możliwości i perspektywy. Źródłem uzdrowienia, spełnienia i wolności jest nasza zdolność wyboru reakcji na wszystko, co przynosi nam życie, oraz poszukiwanie sensu i celu w każdym doświadczeniu, zwłaszcza w cierpieniu.
Wolność to praktyka trwająca całe życie – to wybory, których dokonujemy na nowo każdego dnia. Wolność wymaga nadziei, którą definiuję na dwa sposoby: jako świadomość, że cierpienie, nawet najstraszniejsze, jest tylko chwilowe; oraz ciekawość, by się dowiedzieć, _co się zdarzy później_. Nadzieja pozwala nam żyć w teraźniejszości zamiast w przeszłości i otwiera drzwi więzienia naszego umysłu.
Zostałam uwolniona z obozu śmierci ponad siedemdziesiąt lat temu, ale nadal mam koszmary. Dręczą mnie wspomnienia. Do śmierci będę opłakiwać rodziców, którzy nigdy nie zobaczą czterech pokoleń odrodzonych z ich popiołów. Ten horror nadal jest we mnie. Umniejszanie tego, co się stało, lub próby zapomnienia o wszystkim nie przyniosą mi wolności.
Pamięć i szacunek nie mają nic wspólnego z tkwieniem w poczuciu winy, wstydu czy też z odczuwaniem gniewu, żalu i strachu związanego z przeszłością. Potrafię stawić czoło tamtej rzeczywistości i pamiętać, że chociaż poniosłam stratę, nigdy nie przestałam wybierać miłości i nadziei. Zdolność do dokonywania wyborów, nawet w samym środku niewyobrażalnego cierpienia i bezsilności, jest dla mnie prawdziwym darem tego czasu, który spędziłam w Auschwitz.
Być może nazywanie darem czegoś, co wywodzi się z obozu śmierci, wydaje się niewłaściwe. Czy piekło może zaoferować coś dobrego? Czy może wyniknąć coś dobrego z nieustannego strachu, że wybiorą mnie w trakcie selekcji albo że w dowolnej chwili wyciągną z celi i wyślą do komory gazowej, z widoku ciemnego dymu wydobywającego się z kominów krematorium, tego wszechobecnego przypominania o wszystkim, co straciłam i co jeszcze mogę stracić? Nie miałam kontroli nad tymi bezsensownymi, straszliwymi okolicznościami. Ale mogłam skoncentrować się na tym, co miałam w głowie. Mogłam reagować albo nie. W Auschwitz zyskałam szansę odkrycia swojej wewnętrznej siły i potęgi wyboru. Nauczyłam się polegać na tych aspektach mojej osobowości, o których istnieniu inaczej bym się nie dowiedziała.
Wszyscy mamy zdolność do dokonywania wyborów. Jeśli z zewnątrz nie otrzymujemy niczego użytecznego lub wzmacniającego, to właśnie jest ten moment, kiedy zdobywamy szansę, by odkryć, kim naprawdę jesteśmy. To, co się nam przydarza, nie ma największego znaczenia; najważniejsze jest to, co zrobimy z naszymi doświadczeniami.
Gdy uciekamy z więzienia umysłu, nie tylko uwalniamy się od tego, co nas hamuje, ale też zyskujemy wolność, by ćwiczyć wolną wolę. Po raz pierwszy nauczyłam się rozróżniać pozytywną wolność od negatywnej w dniu oswobodzenia z obozu Gunskirchen w maju 1945 roku, gdy miałam siedemnaście lat. Leżałam w błocie na stosie martwych ciał i umierających ludzi, gdy 71 Dywizja Piechoty USA wyzwoliła obóz. Pamiętam szok w oczach żołnierzy i chusty, którymi zasłaniali twarze, by nie czuć smrodu rozkładających się ciał. W tych pierwszych godzinach wolności obserwowałam moich byłych już współwięźniów – ci, którzy mogli chodzić, wychodzili przez bramę obozu. Ale kilka chwil później wracali i siadali apatycznie na wilgotnej trawie albo na brudnej podłodze baraków, niezdolni, by ruszyć do przodu. Viktor Frankl zauważył to samo zjawisko, gdy armia sowiecka wyzwoliła Auschwitz. Już nie byliśmy więźniami, ale wielu z nas nie było w stanie – fizycznie lub psychicznie – poczuć wolności. Byliśmy tak wyniszczeni chorobami, głodem i ciężkimi przeżyciami, że nie potrafiliśmy wziąć odpowiedzialności za swoje życie. Prawie nie pamiętaliśmy, jak być sobą.
Zostaliśmy wprawdzie uwolnieni z więzienia nazistów, ale nadal nie byliśmy wolni.
Teraz już wiem, że najbardziej niszczycielskie jest więzienie naszego umysłu i że klucz do niego znajduje się w naszej kieszeni. Nieważne, jak bardzo cierpimy i jak solidne są kraty, bo możemy uwolnić się od wszystkiego, co nas powstrzymuje.
To z pewnością nie jest łatwe, ale warte każdego wysiłku.
W _Wyborze_ opowiedziałam historię swojej podróży od uwięzienia ku uwolnieniu, a potem ku prawdziwej wolności. Jestem nieustannie zdumiona i zaszczycona wspaniałym przyjęciem mojej książki na całym świecie i reakcją czytelników, którzy konfrontują się ze swoją przeszłością i ciężko pracują, by uleczyć ból. Spotykam się z nimi, czasem osobiście, czasem mailowo lub przez portale społecznościowe czy rozmowy wideo. Wiele historii, które usłyszałam, znajdziesz w tej książce (nazwiska oraz inne szczegóły zostały zmienione, by chronić prywatność moich rozmówców).
Pisząc _Wybór_, nie chciałam, by ludzie czytali moją historię i myśleli: „W żaden sposób nie da się porównać mojego cierpienia z tym, co ona przeżyła”. Pragnę, by ludzie usłyszeli moją historię i pomyśleli: „Jeśli ona mogła to zrobić, to ja też mogę!”. Wiele osób prosi mnie o praktyczne wskazówki, które stosowałam w procesie swojego leczenia i które zalecałam pacjentom. Odpowiedzią jest _Dar_.
W każdym rozdziale zgłębiam typowe mentalne więzienia, ilustrując ich wpływ na nas za pomocą historii z własnego życia oraz z mojej pracy klinicznej, i dołączam klucze, które mogą nas z nich uwolnić. Niektóre z tych kluczy to pytania – możesz je wykorzystać jako osobistą inspirację albo przedyskutować z zaufanym przyjacielem lub terapeutą; inne to przydatne rozwiązania, które możesz od razu zastosować, by polepszyć swoje życie i relacje z ludźmi. Ponieważ dochodzenie do zdrowia nie jest procesem linearnym, celowo ułożyłam poszczególne rozdziały w taki sposób, by odzwierciedlały różne wątki i etapy mojej podróży ku wolności. Niemniej każdy rozdział stanowi odrębną całość, więc kolejność czytania poszczególnych części jest dowolna. To ty jesteś przewodnikiem w swojej podróży przez życie; wykorzystaj więc tę książkę w taki sposób, by posłużyła ci jak najlepiej.
Oto trzy pierwsze drogowskazy na twojej drodze ku wolności.
Nie możemy niczego zmienić, dopóki nie jesteśmy na to gotowi. Czasem chodzi o trudne okoliczności życiowe – rozwód, wypadek, chorobę lub śmierć – które zmuszają nas do stawienia czoła temu, co nam nie wychodzi, i wypróbowania innych rozwiązań. Niekiedy nasz wewnętrzny ból lub niespełnione pragnienia stają się tak wyraźne, głośne i natarczywe, że nie jesteśmy w stanie ich ignorować ani chwili dłużej. Ale gotowość do działania nie bierze się z zewnątrz, nie możemy się do niej zmusić ani jej przyspieszyć. Jesteś gotowy, gdy po prostu jesteś gotowy, kiedy coś wewnątrz się zmienia i podejmujesz decyzję: _Do tej pory postępowałam tak, a teraz mam zamiar zrobić coś innego_.
NIE MOŻEMY NICZEGO ZMIENIĆ, DOPÓKI NIE JESTEŚMY NA TO GOTOWI.
Zmiana polega na zaniechaniu zwyczajów i schematów, które już nam nie służą. Jeśli chcesz znacząco odmienić swoje życie, nie możesz tak po prostu porzucić nieskutecznych zwyczajów lub przekonań; musisz je zastąpić takimi, jakie są dla ciebie korzystne. Wybierasz rozwiązania, dzięki którym robisz postępy i dążysz do celu. Gdy zaczynasz podróż ku wolności, bierz pod uwagę nie tylko to, od czego chcesz _się uwolnić_, ale również to, czemu ma służyć twoja wolność – co chcesz dzięki niej zrobić albo _kim się stać_.
ZMIANA POLEGA NA ZANIECHANIU ZWYCZAJÓW I SCHEMATÓW, KTÓRE JUŻ NAM NIE SŁUŻĄ.
I wreszcie, gdy zmieniasz swoje życie, nie chodzi o to, byś stał się nową osobą. Stajesz się _prawdziwą_ osobą – jesteś jedynym w swoim rodzaju, wyjątkowym diamentem, którego nigdy wcześniej nie było i którego nie można niczym zastąpić. Wszystko, co ci się przydarza – wszystkie wybory, jakich dokonujesz, wszelkie sposoby, które wykorzystujesz, by radzić sobie z życiem – ma znaczenie i jest przydatne. Nie musisz odrzucać wszystkiego i zaczynać od zera. Wszystko, co zrobiłeś do tej pory, przywiodło cię do tego miejsca, do tej chwili.
KIEDY ZMIENIASZ SWOJE ŻYCIE, STAJESZ SIĘ _PRAWDZIWĄ_ OSOBĄ.
Najważniejszym kluczem otwierającym drogę ku wolności jest nieustanne dążenie do tego, by stać się tym, kim naprawdę jesteś.ROZDZIAŁ 1
Co teraz?
Więzienie bycia ofiarą
Z mojego doświadczenia wynika, że ofiary pytają: „Dlaczego ja?”, a ocaleni: „Co teraz?”.
Cierpienie jest uniwersalne. Bycie ofiarą jest opcjonalne. Nie da się uciec przed cierpieniem czy ciemiężeniem, których źródłem są inni ludzie bądź okoliczności. Jedno jest pewne: bez względu na to, jak jesteśmy dobrzy i jak bardzo się staramy, doświadczymy bólu. Dopadną nas czynniki środowiskowe lub genetyczne, na które nie mamy żadnego wpływu lub bardzo niewielki. Ale każdy z nas może wybrać, czy będzie ofiarą czy nie. Nie wybieramy tego, co nam się przydarza, ale możemy zdecydować, jak reagować na swoje doświadczenia i przeżycia.
Wielu z nas pozostaje w więzieniu dla ofiar, ponieważ podświadomie wydaje się nam ono bezpiecznym miejscem. Bez końca pytamy „dlaczego?”, bo jesteśmy przekonani, że gdy znajdziemy odpowiedź, ból złagodnieje. Dlaczego mam raka? Dlaczego zwolnili mnie z pracy? Dlaczego mój partner ma romans? Szukamy odpowiedzi, by zrozumieć; jakby istniało jakieś logiczne wyjaśnienie, dlaczego tak się akurat stało. Ale gdy pytamy dlaczego, jesteśmy skazani na ciągłe poszukiwanie kogoś (lub czegoś), na kogo moglibyśmy zrzucić winę – w tym na samych siebie.
Dlaczego mi się to przytrafiło?
Cóż, a dlaczego nie?
Może trafiłam do Auschwitz i przetrwałam, by teraz rozmawiać z tobą i stanowić żywy przykład ocalonej, a nie ofiary. Kiedy pytam: „Co teraz?” zamiast: „Dlaczego ja?”, przestaję koncentrować się na złych rzeczach, które mi się przydarzyły – lub przydarzają – i kieruję uwagę na to, co mogę zrobić z tym doświadczeniem. Nie szukam wybawcy ani kozła ofiarnego. Zaczynam za to przyglądać się swoim wyborom i możliwościom.
Moi rodzice nie mieli wyboru ani wpływu na to, jak zakończy się ich życie. Mogę czuć się winna, że przeżyłam, podczas gdy wiele milionów ludzi, w tym moi rodzice, zostało zamordowanych. Ale mogę też wybrać życie, pracować i uwolnić się od przeszłości. Mogę cieszyć się swoją siłą i wolnością.
Bycie ofiarą to stężenie pośmiertne umysłu. To tkwienie w przeszłości, w bólu, skupianie się na stratach i brakach: _czego nie mogę zrobić i czego nie mam_.
Oto pierwsze narzędzie, które pomoże ci się pozbyć statusu ofiary: przyjmij wszystko, co ci się przydarza. Nie znaczy to oczywiście, że musi ci się to podobać. Ale gdy przestaniesz walczyć i stawiać opór, będziesz mieć więcej energii i wyobraźni, by zadać sobie pytanie: „Co teraz?” i ruszyć do celu zamiast donikąd.
Każde zachowanie zaspokaja jakąś potrzebę. Często postanawiamy pozostać ofiarami, bo dzięki temu czujemy, że mamy prawo, by nie podejmować żadnych działań. Za wolność trzeba zapłacić. Musimy ponosić odpowiedzialność za własne zachowania i reagować na nie nawet w sytuacjach, których nie spowodowaliśmy ani nie wybraliśmy.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki