Dar przywództwa - ebook
Dar przywództwa - ebook
ZRÓB PIERWSZY KROK I ODKRYJ W SOBIE PRAWDZIWEGO LIDERA
Co łączy wielkich filozofów i współczesnych przywódców?
Dlaczego efektywność firmy nie wzrasta mimo zaangażowania pracowników?
Jak stać się liderem, a nie tylko pełnić jego funkcję?
Przywództwo polegające na przygotowywaniu list zadań i korzystaniu z tradycyjnych narzędzi pracy przestało być wystarczające. Świat potrzebuje odważnych i dojrzałych liderów, którzy stworzą środowisko oparte na relacjach międzyludzkich i dadzą współpracownikom impuls do rozwoju. Tylko jak to osiągnąć?
Mariusz Chrapko prowadzi własną firmę, doradza liderom w różnych branżach, jest wykładowcą Agile Leadership na Uniwersytecie SWPS oraz autorem podcastu Menedżer Plus i nowoczesnych podręczników zarządzania. Swoje wieloletnie doświadczenie i wiedzę praktyczną odważnie łączy z wykształceniem filozoficznym i proponuje autorską koncepcję życzliwego i satysfakcjonującego przywództwa, której nie znajdziesz w standardowych książkach branżowych.
Dar przywództwa to prawdziwe liderskie kompendium, w którym autor – przewodnik i mentor – pokaże ci, dlaczego:
· koncepcja pracy oparta na uniwersalnych wartościach moralnych jest bardziej skuteczna niż techniki biznesowe,
· firma działa lepiej, gdy szef codziennie znajduje 15 minut tylko dla siebie,
· świadoma lektura Rozmyślań Marka Aureliusza da lepsze efekty niż czytanie kolejnej nieskutecznej książki o zarządzaniu.
Nikt nie rodzi się „gotowcem”, ale każdy z nas ma w sobie potencjał dobrego przywódcy.
Dzięki tej książce nauczysz się, jak z niego korzystać.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8367-072-0 |
Rozmiar pliku: | 825 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od kilku lat podczas wykładu otwierającego na studiach podyplomowych Agile Leadership na Uniwersytecie SWPS nawiązuję do historii o Flatlandii, czyli Krainie Płaszczaków. Opisał ją Edwin Abbott, powieściopisarz i matematyk, w niewielkiej książeczce wydanej w 1884 roku. Flatlandia to historia życia w dwuwymiarowym świecie. Jego mieszkańcy znają tylko długość i szerokość, a nazywani są Płaszczakami. Głównym bohaterem książki jest Kwadrat, który ma żonę Linię i dwóch synów – obaj są Sześciokątami. Pewnego dnia do Flatlandii przybywa Kula. Pochodzi z trójwymiarowego Świata Przestrzeni. Niestety Płaszczaki nie widzą kuli, tylko koło. Nie mogą zrozumieć jej głębi i ostrości. Kula na wszelkie możliwe sposoby próbuje wyjaśnić dwuwymiarowemu Kwadratowi pojęcie trzeciego wymiaru. Ale Kwadrat – mimo że biegły w geometrii dwuwymiarowej – nie może tego pojąć. W końcu Kula widzi, że na poziomie rozumu nic tutaj nie wskóra. Stawia na fizyczne doświadczenie. Zabiera Kwadrat z Krainy Płaszczaków i przenosi go do trzeciego wymiaru. Ten jednak, zamiast lepiej ją zrozumieć, jest jeszcze bardziej zdezorientowany. Oto jak wspomina to doświadczenie:
Ogarnęła mnie groza, której nie sposób opisać. Najpierw nastała ciemność, a potem przyszło oszałamiające poczucie postrzegania, innego jednak niż widzenie. Zobaczyłem odcinek, który nie był odcinkiem, i przestrzeń, która nie była przestrzenią. Sam byłem sobą i nie sobą. Gdy tylko zdołałem dobyć głosu, krzyknąłem głośno pełen bólu:
– Albo oszalałem, albo to jest piekło.
– Ani jedno, ani drugie – spokojnie odpowiedział głos Kuli. – To wiedza. To trzy wymiary: otwórz oko raz jeszcze i spróbuj rozejrzeć się spokojnie.
Rozejrzałem się — i zobaczyłem nowy świat!
Kwadrat jest przepełniony czcią i zostaje uczniem Kuli. Kiedy wraca do Flatlandii, próbuje wśród swoich dwuwymiarowych rodaków szerzyć Ewangelię Trzech Wymiarów, ale wszystko na nic.
Nie udało mi się zatem nikogo nawrócić i wygląda na to, że przekazanie mi milenijnego objawienia nie zdało się na nic. Prometeusz w Świecie Przestrzeni przykuty został do skały za obdarowanie śmiertelników ogniem, ale ja – biedny Prometeusz ze Świata Płaszczyzny – pokutuję tutaj w więzieniu, choć nie dałem moim rodakom niczego.
W jakimś stopniu każdy z nas przypomina Kwadrat z tej uroczej historii, zanim doświadczy prywatnego „objawienia”. Wszyscy, przynajmniej raz w życiu, stanęliśmy oko w oko z czymś, czego początkowo nie pojmowaliśmy. A nawet nie mogliśmy sobie wyobrazić, że może istnieć jakiś dodatkowy wymiar. Jednak pewnego dnia doświadczyliśmy czegoś, co kompletnie zmieniło nasze myślenie w dwuwymiarowym świecie. Jakiś rodzaj oświecenia pozwolił nam zobaczyć, że w naszym życiu jest coś więcej – aspekt, na który byliśmy ślepi.
Przez pierwsze trzynaście z dwudziestu lat mojej zawodowej kariery sam żyłem we Flatlandii. Byłem konsultantem, który pomagał firmom we wdrażaniu tzw. zwinnych* metod pracy. Doradzałem ponad sześćdziesięciu organizacjom – małym, dużym i średnim firmom, w Polsce i za granicą. W pewnym momencie przestałem je liczyć. Zdecydowanie to był świat dwuwymiarowego biznesu. Moja rola polegała na diagnozowaniu problemów i ich rozwiązywaniu. Nie narzekałem na brak pracy, bo we Flatlandii konsultanci są pilnie poszukiwani. Zajmują się objawami, ale często nie likwidują przyczyn.
Pewnego dnia jednak w moim życiu nastąpił przełom. Nie był to jakiś konkretny moment, któremu towarzyszyło cudowne „przebudzenie”, ale raczej seria zdarzeń doprowadziła mnie do punktu, w którym znalazłem się dzisiaj. Tak, dostrzegłem istnienie trzeciego wymiaru w przywództwie. To _mindset –_ sposób myślenia, założenia i przekonania. Siedzą one w naszych głowach i wywierają podstawowy wpływ na nasze liderskie życie. W końcu zrozumiałem, że możemy poprowadzić innych tylko tam, dokąd sami wcześniej doszliśmy. To jest ważna prawda o współczesnym przywództwie, a jednocześnie – tak mi się zdaje – jego najważniejsze wyzwanie. Bo twoja mapa mentalna jest także mapą ludzi, którym przewodzisz. Oni pójdą tam, dokąd ty już w swoim rozwoju wcześniej zawędrowałeś. Nie wyjdą poza granice twojej mapy. Siła twojego oddziaływania ciąży w stronę poziomu świadomości, na którym się aktualnie znajdujesz. W ten oto sposób zacząłem pracować z przywódcami nad ich myśleniem. Wiedziałem, że wcześniej czy później cała reszta się ułoży.
Moja rola jako nauczyciela nie polega jednak na wtłoczeniu ci jakiegoś konkretnego światopoglądu, który – w moim przekonaniu – byłby dla ciebie odpowiedni. To mnie w ogóle nie interesuje. Nie buduję „listy kluczowych kompetencji liderów przyszłości” – narzędzi, metod, miar i technik niezbędnych w dzisiejszym zmiennym, złożonym, niejednoznacznym i niepewnym świecie.
Nawiązując do starej buddyjskiej mądrości, można stwierdzić, że narzędzia są jak palec, który wskazuje księżyc, ale trzeba bardzo uważać, żeby nie pomylić palca z księżycem. Myślę, że droga od oczarowania do rozczarowania filozofią _agile_ w naszych firmach wiąże się właśnie z tą pomyłką. Wielu liderów i ich zespołów chwyciło się palca i ssało go, żeby zaspokoić swoją potrzebę bezpieczeństwa. I gdzieś w tym wszystkim zapomnieliśmy o czymś, co jest ważne. Na co ten palec faktycznie wskazuje.
Uważam, że narzędzia we współczesnym przywództwie odgrywają rolę zupełnie drugorzędną. Nie twierdzę, że nie są ważne. Bo są. Jednak ich stosowanie akurat w tej dziedzinie jest mało skuteczne i ma tymczasowy efekt. Pandemia była zresztą tego dobrym przykładem. Mnóstwo liderek i liderów, skądinąd świetnie przeszkolonych w stosowaniu różnych narzędzi, nie poradziło sobie z niepokojem i lękiem pracowników, nie potrafiło ich słuchać, mówić „nie wiem”, wyjaśniać, być tam, gdzie ich wszyscy potrzebowali – z ludźmi. Znam przypadki osób liderskich, które w tej trudnej sytuacji całkowicie odcięły się od zespołu, zniknęły, były nieobecne. Narzędzia, metody i podejścia okazały się więc mało pomocne w czasie lockdownu i pandemii COVID-19.
Jestem głęboko przekonany, że wszelkie podejścia, które opierają się na wiedzy, treningu umiejętności, przyswajaniu tego, co jest nauczane – na dłuższą metę są mało skuteczne. Dzięki nim można wywołać jedynie tymczasową zmianę. Zmianę, która szybko mija. Co więcej, jak coś pójdzie nie tak, metoda się nie sprawdzi – winą jest zawsze narzędzie.
Widać to bardzo dobrze na przykładzie zwinnych metod pracy. Wiele firm po nieudanych próbach narzeka, że filozofia _agile_ u nich się nie sprawdza. Może w innych firmach tak, ale w ich te metody po prostu nie działają. Winna jest _agile_ – źle dobrane narzędzie – a nie my, nasze podejście czy myślenie. To jest trochę tak, jakby ktoś wystawił autorowi opinię pod książką: „Pan M. pisze niejasnym językiem, nic z tego nie rozumiem”. Czy zawsze jest to problem autora? Czy czasem czytelnika, który nic nie rozumie z jego książki?
Porażki w stosowaniu narzędzi i metod pracy dały mi dużo do myślenia. Dzięki nim zrozumiałem, że do zmiany może dochodzić w zasadzie tylko na skutek doświadczeń międzyludzkich. Przywództwo jest osadzone na matrycy relacji. Przywództwo jest relacją, która niesie pomoc. Jeżeli potrafisz stworzyć określony typ relacji z drugim człowiekiem, to jest szansa, że wykorzysta on ją do własnego wzrostu. To jest moja definicja przywództwa, z której wynika moje działanie.
Rola liderki czy lidera bliższa jest więc zadaniu okulisty niż malarza. Malarz przekazuje nam obraz świata takim, jakim on sam go widzi. Okulista umożliwia widzenie świata takim, jakim on naprawdę jest. Nie narzuca swojego obrazu, ale uruchamia proces widzenia w oczach swojego pacjenta. Daje pewien impuls do rozwoju jego wiedzy.
Zamiast więc opisywać kolejne świetne narzędzia i tworzyć „listy kompetencji lidera przyszłości”, skoncentrowałem się na „wewnętrznym człowieku”. Moja książka – co dla wielu osób może być rozczarowujące – nie dostarcza żadnych gotowych recept ani sprawdzonych przepisów na to, jak skutecznie przewodzić ludziom dzisiaj. Bardziej zaznacza horyzont – tworzy pewne ramy działania, żebyś ty sam mógł pracować nad swoim rozwojem. Jak pisze Wiesław Myśliwski: „chodzi raczej o to, żeby nakłuć odbiorcę jak perłopława, aby sam wydał perłę”. Taki właśnie cel przyświecał mi przy pisaniu.
W kolejnych rozdziałach będę cię zachęcał do postawienia „pierwszego kroku” i obserwowania, co się wydarzy. W zasadzie jest to najlepsza rzecz, jaką możesz dzisiaj zrobić. „Pierwszy krok” to pewna hipoteza, którą trzeba zweryfikować za pomocą szybkiego eksperymentu. Jeżeli eksperyment się uda i potwierdzi hipotezę – dowiesz się, gdzie postawić krok następny. I kolejny. Tego nauczyłem się dzięki filozofii _agile_.
Zależało mi bardzo, żeby ta książka sprowokowała cię do pracy nad stylem życia, a nie była kolejnym programem zmiany. To jest trochę tak jak z dietą. Istnieją różne, a jeżeli trzymasz się tylko jednej, chudniesz. Ale, jak wszyscy dobrze wiemy, wiele osób przestaje stosować dietę i znowu przybiera na wadze. Ci, którym udało się utrzymać ją na właściwym poziomie, tak naprawdę porzucili dietę i zaczęli pracować nad nowym stylem życia.
Myśli i refleksje przedstawione w tej książce są również efektem mojej drogi, na której sam się znalazłem. Zabieram cię do miejsca, do którego sam już wcześniej dotarłem, pamiętasz? Jak już wspominałem, od samego początku mojej zawodowej drogi jestem mocno związany z filozofią _agile_. W tej książce, mimo że nigdzie tego wyraźnie nie zaznaczam, sięgam w głąb, do jej korzeni.
Dla mnie _agile_ – co często podkreślam – nie ogranicza się tylko do zwinnych metod pracy. Z czasem zrozumiałem, że jest to coś dużo większego – światopogląd, który swoim zasięgiem obejmuje także konkretne rozumienie człowieka (antropologia). Zwinny człowiek (łac. _homo agilis_) jest czymś na wzór zwinnych produktów, które są w trakcie powstawania. Wyłaniają się w kolejnych iteracjach**, a więc niejako w kolejnych ulepszanych wersjach projektowych – krok po kroku. Tu poczucie kierunku nie zawsze jest jasne, zwłaszcza na początku. Najpierw są potrzeby klientów, potem ciąg hipotez, eksperymentów i wyciąganie wniosków. Jest to podejście, w którym przywiązanie do określonego wyniku lub rezultatu bywa złudne. I podobnie jest z nami – ludźmi. Nikt nie rodzi się „gotowcem”. Bardzo dobrze oddaje to jeden z moich ulubionych cytatów z Carla Rogersa, pochodzący z jego książki _O stawaniu się osobą_:
Osoba jest płynnym procesem, a nie bytem ustalonym i statycznym. Jest ona płynącą rzeką przemian, a nie bryłą materiału. Jest nieustannie zmieniającą się konstelacją możliwości, nieustaloną wartością cech.
Kiedy traktujesz siebie jako pewien proces, wtedy masz szansę zweryfikować wiele hipotez na swój temat. Rozwinąć styl przywództwa, który jest najlepiej dopasowany do bieżącej sytuacji, zespołu i organizacji.
Tak – jesteśmy nieustaleni. To zdanie dla wielu współczesnych liderek i liderów brzmi strasznie. Wiem o tym. Wydaje im się, że nagle stracili punkt oparcia. A punkt oparcia, w tym wypadku nasze „prawdziwe ja”, jest w dzisiejszych czasach na wagę złota. Jako liderzy zmagamy się z niepewnością i złożonością na niewyobrażalną wręcz skalę. W takim świecie dobrze jest mieć oparcie w solidnym światopoglądzie i wartościach, prawda? To działa jak kompas, który pozwala nam się nie zgubić i wyznaczyć drogę.
Na koniec chciałbym sięgnąć do niewielkiej książeczki, do której zaglądam regularnie. To _Droga_ w przekładzie Michała Fostowicza-Zahorskiego. Jak głosi legenda, napisał ją Lao Tsy, kiedy opuszczał swój kraj. Miał to być prezent dla strażnika granicznego. Fragment, który przywołuję, stał się częścią mojego życiowego manifestu i chciałbym się nim z tobą podzielić:
Musisz być dla świata głęboką szczeliną, która przyciąga i zatrzymuje niezniszczalną wartość.
Być dla świata głęboką szczeliną – taką, która działa jak magnes, ale też nie wypuszcza ze swoich objęć. Bo w niej jest wartość. Cokolwiek robię (również pisząc dziś te słowa), zawsze sobie myślę o wspomnianym fragmencie. Czy moja książka przyciągnie ludzi do takiej szczeliny?
Wierzę, że tak. Wierzę też mocno w drogę będącą zarazem ruchem i pewnym dążeniem. Ale i ustalonym szlakiem. Droga jest tym, czego szukamy, ale też tym, co wyprzedza samą chęć szukania. Podobnie jak Carl Rogers ufam, że każdy z nas ma pewną zdolność i pewną skłonność – czasem ukryte, a czasem jawne – do rozwijania się w kierunku dojrzałości. Jest to dążenie widoczne u wszystkich organizmów żywych, także u człowieka. Dążenie do poszerzania się i rozrastania. Do autonomii. Do rozwoju i dojrzałości. Wierzę, że taka możliwość tkwi w każdym z nas. Każdy z nas jest nośnikiem tego daru, który czeka tylko na odpowiednie warunki, żeby mógł się z nas uwolnić i wyrazić się w naszym liderskim życiu.
Nawiązując do słów Kwadrata z historii o Płaszczakach: wciąż mam nadzieję, że ta książka, w taki czy inny sposób, dotrze do twojego umysłu i w jakiś sposób obudzi w tobie buntownika, który odmówi uznawania ograniczonej liczby wymiarów.
* Angielskie słowo _agile_ w języku polskim tłumaczymy najczęściej jako „zwinność”.
** Iteracja – jedno z kluczowych pojęć opisujących pracę w metodach _agile_. Oznacza krótki czas, zazwyczaj od jednego do czterech tygodni, podczas którego zespół skupia się na dostarczeniu potencjalnie gotowego do wdrożenia produktu.Poukładaj się od środka
Chciałbym zacząć od pewnej historii. Był piątek wieczorem. Mały chłopiec wdrapał się ojcu na kolana i ni stąd, ni zowąd wypalił: „Tato, spędzamy ze sobą zbyt mało czasu”. Ojciec na początku zdziwił się tym, co usłyszał od syna, ale po chwili przyznał mu rację. „Zgadzam się, ostatnio spędzamy ze sobą mało czasu. Ale jutro jest sobota i na pewno ci to wynagrodzę. Będziemy mieli dla siebie cały dzień. Tylko my dwaj! Obiecuję”. Synek szybko wskoczył do łóżka. Nie mógł się doczekać jutra. Kiedy zasypiał, głowę miał wypełnioną marzeniami o całym dniu, który spędzi ze swoim tatą.
Rano ojciec wstał wcześniej niż zwykle. Wiedział, że obiecał synowi wspólną zabawę, ale przed wyjściem chciał mieć jeszcze chwilkę dla siebie. Rozsiadł się wygodnie w fotelu, pociągnął łyk mocnej porannej kawy i zaczął przeglądać gazetę. Zatopiony w lekturze kolejnego artykułu nagle ocknął się, gdy przed jego oczami wyrosła twarz synka, który szybkim ruchem wsadził głowę w rozłożony dziennik i radośnie obwieścił: „Tato, już wstałem. To co? Bawimy się?”.
Ojciec oczywiście bardzo się ucieszył na widok syna, choć z drugiej strony miał lekkie poczucie żalu. Chciał jeszcze przez chwilę pobyć sam. Posiedzieć sobie w fotelu, wypić kawę i dopełnić poranny rytuał. A teraz nie bardzo było jak. Zaczął się więc zastanawiać, czym by tu zająć syna. Po chwili do głowy przyszedł mu pewien pomysł. Przyciągnął mocno chłopaka do siebie i powiedział, że pierwsza wspólna zabawa będzie polegała na ułożeniu obrazka. A jak mu się uda, wyjdą na zewnątrz i będą się bawić do końca dnia.
Wcześniej, kiedy przeglądał gazetę, natknął się na wielką reklamę. Zajmowała całą stronę i była na niej ogromna mapa świata. Szybko ją odszukał i podarł mapę na drobne kawałki, wymieszał je i rozłożył na stole. Potem przyniósł taśmę klejącą i powiedział synowi: „Zobaczymy, jak szybko uda ci się wszystko poskładać”.
Chłopiec z dużym entuzjazmem zabrał się do pracy, a ojciec – przekonany, że kupił sobie trochę więcej czasu – wrócił do swojej kawy i lektury. Nie upłynęło nawet pięć minut, kiedy chłopiec przybiegł do taty i z nieskrywaną dumą w głosie oświadczył: „Tato, gotowe!”.
Ojciec nie mógł uwierzyć w to, co się przed chwilą stało. Na stole leżał przed nim cały świat poskładany z małych kawałków papieru. Idealnie i w całości. Wszystko pasowało do siebie i wyglądało dokładnie tak, jak na początku. „Jakim cudem udało ci się to zrobić?” – zapytał ojciec z niekłamaną ciekawością w głosie.
Chłopiec się uśmiechnął. „To proste, tato! Na początku było naprawdę trudno i myślałem nawet, że nie dam rady tego zrobić. Ale gdy tak sobie układałem, jeden kawałek spadł mi na podłogę. Schyliłem się, żeby go podnieść. A ponieważ rozsypałeś układankę na szklanym stoliku, z dołu zobaczyłem, że na odwrocie podartych kawałków jest zdjęcie mężczyzny. I to mi podsunęło pewien pomysł. Wymyśliłem, że jeśli poskładam człowieka, to cały świat znajdzie się na swoim miejscu”.
Pomysł chłopca zawiera w sobie prosty przepis na udane życie (osobiste i zawodowe), także na udane przywództwo. Trzeba najpierw poskładać człowieka, a cały świat wskoczy na właściwe miejsce. Poukładaj się więc od środka, a twój świat uporządkuje się sam.
Jeżeli ktoś zadaje mi pytanie, co jest największym wyzwaniem dla współczesnych liderów, w dalszym ciągu bez wahania odpowiadam, że jest nim zarządzanie samym sobą. Głęboko wierzę, że sukces przywództwa bierze się z jego wnętrza. Osoba liderska, żeby mogła przewodzić innym, w pierwszej kolejności musi zadbać o siebie. Znać swoje priorytety. Pracować nad swoją osobistą produktywnością. Rozwijać się. Być odpowiedzialnym. Musi mieć poukładany swój wewnętrzny świat. Dopiero później może zająć się wszystkim tym, co jest na zewnątrz. Wtedy przywództwo nabierze wyjątkowego sensu.Włóż odpowiedni strój na ucztę
W jednej ze swoich przypowieści Jezus opowiada o pewnej uczcie, którą król zorganizował dla swojego syna. W kulturze Wschodu był taki zwyczaj, że przed planowaną ucztą wysyłano gościom „przypominajkę” o tym, że są zaproszeni. Taki _friendly reminder_ – jak często zdarza nam się mówić w naszych firmach. W przywołanej przypowieści król aż dwa razy wysyła gościom przypomnienie. Za pierwszym razem bowiem totalnie go zlekceważono i nie chciano przyjść na ucztę. Każdy miał jakąś wymówkę.
Jedni mówili, że muszą pracować na roli, inni musieli dokończyć jakieś interesy, a jeszcze inni nie bawili się w wymówki, tylko od razu pozbyli się „natrętów” i odebrali im życie. Konsekwencje są tragiczne. Słudzy króla zabijają morderców, a miasto, w którym mieszkali, palą do szczętu.
Ale to nie koniec historii. Jakby tego było mało, król dalej zaprasza na ucztę. Tym razem swoje zaproszenie kieruje do każdego, kto się nawinie – i dobrego, i złego. Słudzy króla robią wszystko, żeby sala pękała w szwach. Kiedy miejsce biesiady w końcu się wypełnia, wchodzi król i rozgląda się po gościach. Natychmiast zauważa, że jeden z nich jest nieodpowiednio ubrany. Dzisiaj na przyjęciach z dress code’em różnie bywa. Wtedy brak odpowiedniego stroju był zniewagą pod adresem gospodarza.
Król podchodzi więc do niestosownie ubranego uczestnika uczty i pyta: „Przyjacielu, jak tutaj wszedłeś w takim stroju?”. Cisza. Przybyły nie odpowiada. Sytuacja jest o tyle dziwna, że przed wejściem do sali słudzy króla prawdopodobnie rozdawali odświętne szaty, na wypadek gdyby ktoś ich nie miał. Wystarczyło się tylko przebrać. Nasz człowiek jednak z jakichś powodów tego nie zrobił. Może wszedł tutaj przez pomyłkę, a może celowo? Tego przypowieść już nie wyjaśnia. Koniec końców słudzy króla wyrzucają go z sali. Potem pada słynne zdanie: „Bo wielu jest zaproszonych, ale mało wybranych”. Tak kończy się ta historia.
Abstrahując od interpretacji teologicznych owej przypowieści, dla mnie mówi ona o czymś bardzo ważnym w życiu każdego lidera – przywództwo jest darem. Każdy z nas go otrzymuje, ale nie każdy nań odpowiada. „Król” wysyła zaproszenie do wszystkich – do ciebie, do mnie, do twojej żony, męża, partnera, partnerki, twoich dzieci, szefa, kolegów i koleżanek, członków zarządu. Każdy może być liderem i realizować swoje przywództwo w różnych obszarach życia. Ale nie każdy przyjmuje ten dar. Nie każdy zakłada „odświętną szatę”.
Słowo „charyzma” pochodzi od greckiego słowa _chárisma_ i najczęściej tłumaczy się je jako „łaskę” lub „dar”. W przywództwie najczęściej używa się go do opisania pewnego zestawu cech i zachowań, który jedni mają, a inni nie. Osobiście jestem odmiennego zdania. Wierzę, że „każdy jest zaproszony” – każdy może wejść na ścieżkę liderską w różnych dziedzinach swojego życia. Tym bardziej że ostatnio badacze z uniwersytetu w Lozannie, jak się wydaje, potwierdzają tę tezę.
Według nich „charyzma” to nic innego, jak zestaw umiejętności, których można się nauczyć. W wyniku przeprowadzonych badań opracowali listę tzw. taktyk charyzmatycznego przywództwa (z ang. _charismatic leadership tactics_, w skrócie CLT). Składa się ona z kilkunastu umiejętności najczęściej stosowanych przez tzw. charyzmatycznych liderów. Większość z nich dotyczy technik oratorskich i sposobów komunikacji, takich jak używanie metafor, porównań, analogii, wykorzystywanie storytellingu i anegdot, praca z kontrastami, stosowanie pytań retorycznych, używanie „magii trójek”. Wśród taktyk pojawiły się także techniki niewerbalne: mimika i gesty, modulowanie głosu. W badaniu uczestniczyła grupa menedżerów średniego szczebla (o przeciętnej wieku na poziomie trzydziestu pięciu lat) z różnych firm europejskich. Każdy z nich wziął udział w programie szkoleniowym z zakresu taktyk CLT.
W rezultacie naukowcy z Lozanny zaobserwowali, że liczbowe oceny kompetencji liderskich przyznawane przez obserwatorów wzrosły średnio o około 60%. To bardzo dobry wynik, prawda? Oczywiście, ale nie łudźmy się – nie ma takiego szkolenia, które uczyniłoby z ciebie Winstona Churchilla, Evę Perón, Michelle Bachelet, Nelsona Mandelę czy Mahatmę Ghandiego. Ja przynajmniej w takie programy nie wierzę. Stosowanie podobnych taktyk to zdecydowanie za mało, żeby przewodzić ludziom. Potrzebna jest głęboka zmiana od środka. Twoja zmiana. To tam rodzi się odpowiedź na dar, która jest czymś więcej niż tylko nauczeniem się kilkunastu sztuczek oratorskich, żeby inni uznali cię za wpływową osobę. Potrzebna jest nie tylko odpowiedź na zaproszenie króla, ale też włożenie odpowiedniej szaty. A to często wymaga wysiłku i wewnętrznej dyscypliny, na którą nie wszyscy mogą się zdobyć.
Podsumowując, jestem głęboko przekonany, że „król” (życie, poczucie sensu, siła wyższa) każdemu z nas wysyła impuls, który sam w sobie jest darem. Teologia używa pięknego sformułowania na określenie łaski – _dar darmo dany_. Tutaj jest podobnie. Impuls – zaproszenie do przywództwa – jest bezinteresownym darem króla, który nie chce nic w zamian. Co z nim zrobisz? To już zależy od ciebie. Wierzę, że przywództwo rozpoczyna ten jeden (tylko jeden) moment, w którym ty jako człowiek decydujesz się, że będziesz służyć innym. Cała reszta jest tylko ciągłym powtarzaniem tej decyzji w twoim życiu. Bardzo dobrze opisał to William Murray w książce poświęconej szkockiej ekspedycji w Himalaje:
(Rezerwując bilet na statek do Mumbaju): Dopóki ktoś się naprawdę nie zaangażuje, dopóty będzie się wahał, myślał o odwrocie i nigdzie nie dojdzie. Jeśli chodzi o wszelkie działania (i projekty twórcze), jest jedna podstawowa prawda, której nieznajomość niweczy niezliczone pomysły i doskonałe plany: z chwilą, gdy się naprawdę w coś zaangażujemy, opatrzność też zaczyna działać. Przychodzą nam wtedy z pomocą rzeczy, które normalnie by się nie wydarzyły. Nasza decyzja uruchamia cały strumień zdarzeń, które niosą ze sobą nieprzewidziane zajścia, spotkania i przypadki pomocy materialnej, o których nikomu przedtem by się nie śniło. Nauczyłem się szanować słowa Goethego: „Jeśli możesz coś zdziałać, lub marzysz o tym, przystąp do dzieła / W odwadze jest geniusz, magia i siła”.
Przyjęcie daru przywództwa wymaga od nas _zaangażowanego działania_. Przy czym to zaangażowanie nie odnosi się do przyszłości. Dotyczy konkretnego działania tu i teraz. Nie za rok, za dwa lata i więcej. Z zaangażowaniem mamy do czynienia zawsze, kiedy stajemy na jakimś rozstaju dróg. Możemy wtedy pójść w lewo lub w prawo. Ten jeden krok określa nasz kierunek. Możesz wtedy powiedzieć: „Idę w tę stronę, a nie w tamtą”. Każdy krok „w tę stronę” wiąże się z twoim zaangażowaniem „w tę stronę, a nie w tamtą”. William Murray, szkocki alpinista, napisał, że już w momencie rezerwacji biletu na statek do Mumbaju zaczęła się jego wspinaczka. To wtedy Murray zrobił pierwszy krok – powiedział: „Wchodzę!”. To nie był moment planowania wyprawy w Himalaje. On już się wspinał.
Przywództwo jest darem. Oczywiście jest to dar wymagający od nas wysiłku i dyscypliny, ale sam impuls wzywa każdego z nas. Ci, którzy takim darem dysponują, mają powołanie, czyli są przez darczyńcę powołani. Od ich pracy nad sobą i własnym światopoglądem będzie zależało, czy z tego powołania się wywiążą, czy skorzystają z daru.Przypisy
Edwin A. Abbott, _Flatlandia, czyli Kraina Płaszczaków. Powieść o wielu wymiarach_, tłum. Jacek Dziedzic i in., Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe, Gdańsk 1997, ss. 119, 147.
Wiesław Myśliwski, _W środku jesteśmy baśnią. Mowy i rozmowy_, Wydawnictwo Znak, Kraków 2022, s. 434.
Carl R. Rogers, _O stawaniu się osobą_, tłum. Maciej Karpiński, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2002, s. 158.
Lao Tsy, _Droga (Tao te king)_, tłum. Michał Fostowicz-Zahorski, Rękodzielnia „Arhat”, Wrocław 2001, s. 34.
Mt 22, 1–14 _Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu_, Edycja św. Pawła, Częstochowa 2009.
John Antonakis, Marika Fenley, Sue Liechti, _Learning charisma. Transform yourself into the person others want to follow_, „Harvard Business Review”, czerwiec 2012, 90(6), ss. 127–130, 147.
William Hutchison Murray, _The Scottish Himalayan Expedition_, J.M. Dent & Sons Ltds., London 1951, s. 7 (tłumaczenie własne autora).