Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Darknet - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 maja 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
34,99

Darknet - ebook

Przeczytaj, zanim klikniesz.

Handel bronią i narkotykami. Płatni zabójcy, których wynajmiesz jednym kliknięciem. Dziecięca pornografia i owiane legendą Red Roomy, oferujące transmisję na żywo z torturowania ludzi. Kryptowaluty, którymi za to wszystko zapłacisz, zachowując pełną anonimowość.

Oto Darknet. Najmroczniejszy zakątek Internetu. Tego samego, z którego korzystamy na co dzień w domu i w pracy.

Książka Eileen Ormsby to wynik dziennikarskiego śledztwa międzynarodowej ekspertki od Dark Webu. To fascynująca i mrożąca krew w żyłach opowieść o świecie, o którym większość z nas nie ma pojęcia.

Sprawdź, do czego doprowadzają ludzka chciwość, pożądanie, niezaspokojone fantazje.

Zobacz, gdzie pożywkę i bezpiecznie schronienie znajdują najczarniejsze obszary ludzkiej wyobraźni.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-5791-7
Rozmiar pliku: 867 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Wyobraźcie sobie, że możecie szperać w sklepie internetowym wyglądającym identycznie jak Amazon, mającym nawet ikonkę wózka, do którego wrzucacie wybrane towary. Z tą różnicą, że tutaj będzie to kokaina, ecstasy albo heroina. A co powiecie na poszukiwanie płatnego mordercy w swojej okolicy? Albo zamówienie ekipy komandosów, która zrobi nalot u kogoś, kto wam nadepnął na odcisk? Albo zatrudnienie hakera, który sprawdzi, czy mąż albo żona was nie zdradza?

Dark web, nazywany też mrocznym internetem, to głęboko ukryta sieć istniejąca obok dobrze nam znanej sieci zindeksowanej. Google nie znajdzie jej witryn, YouTube nie odtworzy zamieszczonych tam nagrań. Na dark web nie traficie przypadkowo, bo dostać się tam można wyłącznie za pomocą specjalnego oprogramowania. Ten worek z witrynami, które pojawiają się bodaj we wszystkich dzisiejszych horrorach albo telewizyjnych powiastkach umoralniających i kryminałach, jest złym bratem bliźniakiem tradycyjnego internetu. Tylko nieliczni odważą się tam zajrzeć. A jednak fascynuje nas i korzystamy z okazji, by tam zerknąć. Najczęściej za pośrednictwem programów informacyjnych albo dokumentalnych, ale także fikcyjnych ilustracji pojawiających się wszędzie: od seriali takich jak _Prawo i porządek_ poczynając, na – precyzyjniejszym technicznie – _Mr. Robot_ kończąc.

Realia dark webu okazują się pod wieloma względami znacznie bardziej przyziemne i pozbawione polotu, niż to przedstawiają produkcje telewizyjne i kinowe. W porównaniu ze zwykłym internetem ten mroczny jest wolniejszy, mniej efektowny, także od strony graficznej, i pozbawiony bajerów. Równocześnie niektóre jego aspekty budzą zbyt głęboką odrazę, by traktować je jako źródło rozrywki. W gęstwinie prywatnych sieci zapewniających poziom anonimowości nieosiągalny w sieci zindeksowanej kwitnie handel narkotykami i bronią, reklamują się płatni zabójcy i hakerzy gotowi włamać się do komputera naszego wroga, a najbardziej zdeprawowani dewianci mogą zaspokoić apetyt, ściągając najdziwniejsze materiały pornograficzne.

Dark web jest definiowany jako celowo ukryte zasoby internetu. Składa się z wielu rozproszonych węzłów – cebul – działających lokalnie, niewidocznych i niedostępnych z poziomu internetu. Dostać się do nich można wyłącznie w ramach sieci stworzonej przez dostawcę oprogramowania. Dzięki trasowaniu cebulowemu gospodarz i użytkownik spotkają się, ale żaden nie będzie wiedział, gdzie naprawdę znajduje się ten drugi. Nikt – łącznie z instytucjami zapewniającymi dostęp do witryn – nie posiada informacji o tym, kto nimi kieruje ani gdzie ma swoją siedzibę. Nikt też nie może zamknąć witryn.

Najczęściej używaną siecią jest TOR, stworzony przez amerykańskich wojskowych w celu ochrony komunikacji rządowej. Spełnia trzy podstawowe zadania. Po pierwsze, umożliwia użytkownikom publikację i czytanie informacji z gwarancją pełnej anonimowości. Po drugie, pozwala obejść cenzurę i filtry internetowe. Po trzecie wreszcie, zapewnia dostęp do ukrytych zasobów, dark webu. Dwie pierwsze funkcje mogą odgrywać ważną i pożyteczną rolę. Dlatego w świecie postprywatności TOR zyskuje coraz większą popularność, zwłaszcza wśród tych, którzy pragną – albo potrzebują – anonimowości. To idealne narzędzie dla sygnalistów i obrońców praw człowieka w dyktaturach, ale chętnie sięgają po nie również zwykli użytkownicy, którzy nie chcą, by ślad, jaki zostawiają po sobie w sieci, padł łupem marketingowców.

O ile programiści już dawno odkryli darknet, wykorzystując go do poufnej komunikacji, o tyle TOR udostępnił go rzeszom użytkowników. Wystarczy zainstalować oprogramowanie, by uruchomiło wyszukiwarkę wyglądającą identycznie jak ta, z której korzysta się na co dzień. Przeciętny użytkownik nawet nie zauważy, że jego adres IP przechodzi przez rutery cebulowe, które może uruchomić każdy, kto chce wspomóc sieć. Tam, zanim dotrze do punktu docelowego, zostanie wielokrotnie zaszyfrowany.

Choć dostawca usług internetowych może stwierdzić, że dani użytkownicy połączyli się z TOR-em, nie może ustalić, jakie witryny odwiedzili. Lokalizacja i sposób korzystania z zasobów pozostają niewidoczne dla każdego, kto śledzi oraz analizuje ruch w sieci. Jeśli zaś użytkownik wejdzie na stronę dostępną w sieci zindeksowanej, witryna wie, że ktoś ją odwiedził, ale nie może ustalić, kim był gość ani z jakiego miejsca na świecie pochodzi.

Nacisk kładziony na prywatność, choć przydatny i, wydawać by się mogło, dobroczynny, może stać się niebezpiecznym narzędziem w rękach ludzi, którzy, przekonani o bezkarności, jaką daje anonimowość, nękają lub szkodzą. Jednak kiedy mówimy o dark webie, zwykle mamy na myśli witryny, które można odwiedzić za pośrednictwem TOR-a, a nie normalnego internetu.

Ich URL zwykle składa się z ciągu szesnastu przypadkowych liter i cyfr, zakończonego domeną .onion, a nie .com lub .org, bądź innymi, do których przywykliśmy. Ponieważ skonstruowano je tak, by nie znajdowały ich zwyczajne wyszukiwarki, użytkownicy muszą albo znać dokładny URL, albo skorzystać z witryny umożliwiającej dostęp do konkretnej strony. Każda strona z domeną .onion należy do sieci TOR i nie jest częścią internetu. Ta ukryta sieć bywa nazywana przez swoich użytkowników Onionlandem.

Istnieją strony chwalące się sprzedażą narządów (serce kosztuje sześćdziesiąt pięć tysięcy dolarów, płuco – trzydzieści tysięcy, wątroba – czterdzieści pięć tysięcy), które nabywca może odebrać z państw Trzeciego Świata. Inne z kolei oferują dostęp do prawdziwych walk gladiatorskich, które kończą się śmiercią jednego z zapaśników, świadczą też usługi morderstwa na zlecenie albo za odpowiednią opłatą dają możliwość oglądania tortur. Nie brakuje też takich, które zaklinają się, że zapewnią dostęp do testów przeprowadzanych na ludziach albo dostarczą filmy snuff kręcone na zamówienie. Kolejna witryna reklamuje się jako dostawca egzotycznych zwierząt. Dużym popytem cieszą się typowe produkty czarnorynkowe, takie jak dokumenty tożsamości, poczynając od kosztującej pięć dolarów podróbki prawa jazdy, która sprawdza się właściwie tylko jako wejściówka do klubu nocnego, a kończąc na paszporcie „wygenerowanym przez brytyjski Urząd Paszportowy, z gwarancją przekroczenia granicy” za cztery tysiące dolarów. Zlecić też można kradzież na zlecenie, kupić gotową pracę naukową, a nawet zyskać możliwość zarobienia na ustawianych imprezach sportowych. Istnieją też kompletnie niezrozumiałe dla zwykłego śmiertelnika serwisy społecznościowe hakerów i phreakerów (specjalistów od łamania zabezpieczeń sieci telefonicznych), gdzie prowadzi się rozmowy w hermetycznym żargonie na tematy niepojęte dla reszty świata.

W dark webie można znaleźć witryny specjalizujące się w działalności czarnorynkowej (broń, narkotyki, fałszerstwa, dane bankowe, skradzione towary i karty kredytowe, zmiana tożsamości, usługi), nielegalne fora pornograficzne, serwisy torrentowe, strony opozycjonistów i hejterów politycznych oraz społeczności hakerskie. Do wielu dostęp jest możliwy tylko za zaproszeniem, więc ich zawartość pozostaje tajemnicą.

Anonimowe rynki wymagają systemu anonimowych płatności. Dlatego w świecie handlu nielegalnymi towarami króluje gotówka. Jedynie banknot lub moneta pokryte substancją chemiczną utrwalającą odciski palców pozwalają stwierdzić, że dana osoba trzymała je w ręku. Możliwość odtworzenia wędrówki pieniądza (przelew bankowy, użycie karty kredytowej, a nawet przekazy za pośrednictwem Western Union) bardzo długo stanowiła największą słabość internetu.

Problem rozwiązały kryptowaluty. Szczególnie użyteczny okazał się bitcoin, który pojawił się w 2009 roku. Ta silna, oparta na podstawach matematycznych, wiarygodna waluta zapewniająca anonimowość znakomicie przejęła funkcję gotówki w wirtualnym świecie, choć początkowo nie miała żadnej wartości. Generowanie bitmonet – przez analogię do wydobycia złota nazywane wydobywaniem – odbywało się w komputerach, które tworzyły złożone algorytmy mające rozwiązać równania matematyczne. Ich zakupem mógł być zainteresowany jedynie komputerowy geek albo umysł ścisły śledzący nowinki. Właśnie tak początkowo je traktowano: jak nowinkę, ciekawostkę.

Rok później bitcoin wciąż nie miał właściwie żadnej wartości. Posiadaczom waluty nie zwracał się nawet koszt energii elektrycznej zużytej przy jej wydobyciu. Stopniowo jednak niektórzy zaczęli dostrzegać jej potencjał: uniwersalna, a przede wszystkim anonimowa jak gotówka mogła się przydać na czarnym rynku i przy sprzedaży nielegalnych towarów. Od tamtej pory jego wartość wzrosła tak, że w 2018 roku jego kapitalizację giełdową wyrażano w miliardach dolarów.

Wielu porównuje dark web do Dzikiego Zachodu jako miejsca, gdzie nie obowiązują żadne zasady, i w dużej mierze ma rację. Pojawiają się tam ludzie pozbawieni hamulców moralnych, którzy – przekonani, że nigdy nie zostaną namierzeni – mogą bez ograniczeń kupować, sprzedawać, udostępniać i tworzyć, cokolwiek zechcą.

Niektórzy chcą kupować śmiercionośne substancje i narzędzia. Inni sprzedawać ludzi i trucizny. Jeszcze inni udostępniać na żywo obrazy tortur albo tworzyć filmy lub zdjęcia tak chore, że nawet zaprawieni w bojach policjanci po ich obejrzeniu wymagają terapii. Najbardziej jednak przeraża to, że technologię – wymagającą podstawowych umiejętności – stworzono tak, by owi zwyrodnialcy bez trudu mogli się odnaleźć i komunikować.Jedwabny Szlak

Najpierw swoje podwoje musiały zamknąć domy towarowe. Teraz zagłada grozi lokalnym dilerom narkotykowym, którzy jeden po drugim muszą zwijać interesy, przegrywając z wygodniejszymi i tańszymi sklepami internetowymi.

Większość z nas nawet nie usłyszałaby o dark webie, gdyby nie rozgłos, jaki zyskała pewna platforma aukcyjna handlująca narkotykami. Silk Road (Jedwabny Szlak) – pierwszy i najbardziej znany i bazar narkotykowy dostępny za pośrednictwem sieci TOR – umożliwiał kontakt między sprzedawcami a zainteresowanymi kupnem zakazanych substancji wszelkiego rodzaju. Działał na podobnej zasadzie jak eBay czy Amazon i był niemal tak samo wygodny jak one. Produkty takie jak marihuana, kokaina czy xanax tylko czekały, by wpaść do koszyka, a z niego trafić do klientów w każdym zakątku świata. Barwne reklamy oferowały wszystko: od pojedynczej pigułki ecstasy po jej hurtowe ilości przeznaczone do sprzedaży w klubach nocnych lub za pośrednictwem sieci peer-to-peer. Sprzedawców oceniano na podstawie jakości produktu i poziomu obsługi.

– To najbardziej bezczelna próba rozprowadzania narkotyków, z jaką się zetknęliśmy; rodzaj internetowego centrum handlowego, gdzie można się zaopatrzyć w nielegalne substancje. Tupet jego twórców jest niewyobrażalny – grzmiał amerykański senator „Chuck” Schumer w czerwcu 2011 roku, kiedy założony w lutym Silk Road po raz pierwszy przykuł uwagę mediów. Senator wzywał do natychmiastowego zamknięcia platformy, co wydawałoby się rozsądnym żądaniem, gdyby nie to, że zderzył się z żywiołem, wobec którego tradycyjne narzędzia polityczne okazują się bezsilne.

TOR, bitcoin i narkotyki stanowiły idealną triadę umożliwiającą stworzenie pierwszego internetowego czarnego rynku na masową skalę. Sieć TOR pozwalała zakładać strony, których właściciela nie można było namierzyć. Innymi słowy posiadacz witryny nie musiał się obawiać, że zamknie ją policja albo zbyt prawomyślny dostawca usług internetowych. Co najważniejsze, strona nie musiała funkcjonować potajemnie albo jedynie dla zaproszonych. Przeciwnie, mogła się reklamować, docierając do rzeszy odbiorców, choć osoby, które za nią stały, pozostawały anonimowe, a miejsce ich pobytu – nieznane.

Każda transakcja handlowa wiąże się z koniecznością uiszczenia opłaty. Tradycyjne metody płatności internetowej, takie jak użycie karty kredytowej, skorzystanie z serwisu PayPal, nadanie przekazu pieniężnego za pośrednictwem Western Union czy wykonanie przelewu bankowego, nie gwarantują użytkownikowi anonimowości. Tylko nieliczni byli w stanie posługiwać się tymi metodami, a jednocześnie zagwarantować sobie anonimowość, a to stanowiło kolejną barierę dla działalności sklepu internetowego. Ta zaś runęła wraz z pojawieniem się możliwości, jakie daje używanie bitcoina.

Bitcoinowi poświęcono już całe tomy, a objętość tej książki nie pozwala szerzej zająć się tą kwestią. Ujmując rzecz najprościej, bitcoin to wirtualna waluta nieprzypisana do żadnego państwa. Umożliwia niemal natychmiastowe przelewy między użytkownikami w dowolnym miejscu świata. Jest zdecentralizowana: nie podlega żadnej instytucji; nie można jej kontrolować ani ustalać reguł jej funkcjonowania. Co zaś najcenniejsze z punktu widzenia czarnego rynku, i sprzedający, i kupujący mogą pozostać anonimowi. To odpowiednik gotówki w świecie wirtualnym.

Hipotetyczny klient Jedwabnego Szlaku może wejść na stronę w rodzaju localbitcoins.com, gdzie znajdzie kogoś sprzedającego bitcoiny (co jest całkowicie legalne). Kiedy ustalą cenę, klient przelewa gotówkę na bitcoinowe konto sprzedawcy. Z chwilą, gdy pieniądze pojawią się na rachunku, ustalona liczba bitcoinów zostaje przekazana na dostarczony adres cyfrowy. Może to być prywatny portfel bitcoinowy albo portfel użytkownika Silk Road. Sprzedawca nigdy się tego nie dowie. Dla niego to po prostu ciąg cyfr i liter.

Zakazane substancje stanowiły wymarzony przedmiot czarnorynkowego eksperymentu. W skali świata popyt na miękkie narkotyki stale rośnie, a niewielkie ilości na własny użytek idealnie mieszczą się w niebudzących podejrzeń kopertach bąbelkowych, które w niczym nie różnią się od miliardów innych przesyłek z jak najbardziej legalną zawartością.

Listonosze i kurierzy stali się mimowolnymi mułami dostarczającymi towar setkom tysięcy odbiorców, którzy ochoczo korzystali z tej nowej metody zaopatrywania się w narkotyki. Sprzedawcom – tak samo jak na eBayu – zależało na opinii. Zapewniali więc wzorową obsługę i narkotyki dobrej jakości, co przekładało się na najwyższą, pięciogwiazdkową, ocenę.

U steru Silk Road stał twórca witryny, długo znany po prostu jako administrator: Admin. Założył stronę, bo marzył o prawdziwie wolnym, otwartym rynku, gdzie rządy nie będą mogły narzucać swoich regulacji. „Jedwabny Szlak stanowi realizację założeń libertarianizmu – tłumaczył. – To wspaniały pomysł i znakomity, praktyczny system. Nie żadna utopia. Rządzą nim prawa rynku, a nie jakaś centralna władza”.

W miarę jak liczba transakcji rosła lawinowo – od kilku do setek, a wreszcie tysięcy dziennie – tajemniczy założyciel i jedyny administrator stawał się niemal przedmiotem kultu zarówno wśród sprzedawców narkotyków, jak i ich klientów. Słynął z ultraliberalnych poglądów, marzył o świecie, w którym każdy będzie mógł zażywać dowolne substancje – bez lęku przed ingerencją lub agresją. W przeciwieństwie do czarnego rynku funkcjonującego zarówno w realnym, jak i wirtualnym świecie Silk Road nie tolerował transakcji, które mogłyby komuś zaszkodzić lub wyrządzić mu krzywdę.

Założycielowi chyba naprawdę zależało na dobru klientów.

– Wiem, że cała ta platforma opiera się na zaufaniu, jakim mnie obdarzacie. Zdaję sobie sprawę, jaka to odpowiedzialność. Jestem zaszczycony, mogąc Wam służyć – deklarował na forum witryny. – Jeszcze nieraz dowiodę, wierzę w to, że moje intencje są szczere, a ja sam nie jestem na sprzedaż.

W innych rękach Jedwabny Szlak prawdopodobnie w ogóle by się nie rozwinął. Większość uznałaby go za zwykłą maszynkę do robienia pieniędzy. A choć Silk Road został pomyślany jako platforma handlowa, właścicielowi bardzo zależało, by stworzyć też społeczność, którą kierowałby z miłością i troską, angażując się w jej codzienność. Prowadził nawet pamiętnik, szczegółowo opisując swoje internetowe przedsięwzięcie. „Spodziewam się, że kiedyś ktoś będzie chciał spisać moją biografię. Przyda mu się szczegółowy rejestr moich działań” – zanotował w nim.

Aktywnie udzielał się na forach Silk Road, często zwracając się do swojej trzódki.

– Jesteście dla mnie niczym rodzina. Jasne, wszystkim trafiają się stuknięci kuzyni, ale przyznajcie, dodają kolorytu. Zresztą to bez znaczenia, i tak wszystkich Was kocham – pisał.

Nigdy nie traktował członków tej sieci protekcjonalnie.

– Spośród całej wielkiej społeczności tego świata to właśnie wy uczestniczycie w narodzinach tej rewolucji. Właśnie wy uruchamiacie i rozpędzacie tę machinę. To dla mnie zaszczyt, że zechcieliście mi towarzyszyć. Dziękuję Wam za zaufanie, wiarę, braterstwo i miłość.

Trudno dziś rozstrzygnąć, co przesądziło o popularności platformy: narkotyki wysokiej jakości w przystępnej cenie, łatwość korzystania ze strony czy chęć uczestnictwa w rewolucji. Faktem pozostaje, że ludzie z całego świata za pośrednictwem sklepu masowo kupowali lub sprzedawali narkotyki bądź uczestniczyli w pogaduszkach i przekomarzaniach społeczności.

Błyskawicznie prowadzenie platformy przekroczyło możliwości i siły jednej osoby. Silk Road potrzebował zespołu, a chętnych do pracy nie brakowało.

Variety Jones

Któregoś dnia w roku 2011, kiedy Jedwabnym Szlakiem wciąż zarządzał jeden człowiek, właściciel platformy zanotował w pamiętniku: „Zjawił się Variety Jones. To najbardziej uparty i najtwardszy gość, jakiego do tej pory poznałem. Szybko dowiódł swojej wartości i przydatności, pokazując mi lukę w zabezpieczeniach, której sam nie dostrzegłem”.

Variety Jones, który od ponad dekady należał do internetowych społeczności hodowców konopi indyjskich, stał się najbliższym i najbardziej zaufanym współpracownikiem twórcy Silk Road. Właściciel platformy, który w realnym świecie nie mógł rozmawiać o swoim przedsięwzięciu, cieszył się, mogąc korzystać z rad zaprawionego w bojach weterana. Darzył go coraz większym zaufaniem i odsłaniał się, gawędząc z nim jak z serdecznym przyjacielem, a nie z anonimowym człowiekiem przy klawiaturze gdzieś na drugim końcu świata. Omawiali każdy aspekt funkcjonowania strony, wymieniali się też pomysłami i planami na przyszłość. Admin był wizjonerem, a Variety Jones wziął na siebie rolę praktyka i doradcy, który mówił, czy dane rozwiązanie w ogóle jest realne albo w jaki sposób można je wprowadzić.

„Przekonał mnie do takiej konfiguracji serwera, która zagwarantuje, że będę jedynym administratorem i nie będę musiał z nikim współpracować” – notował założyciel Silk Road w pamiętniku. „Podsuwał mi konkretne rozwiązania techniczne, pomógł przyspieszyć działanie strony i wycisnąć więcej z moich obecnych serwerów. Dzięki niemu też mogę lepiej kontaktować się z użytkownikami: przekazywać im oświadczenia, temperować podejrzane jednostki, prowadzić sprzedaż, zmieniać swój nick, wprowadzać do regulaminu nowe zasady i tak dalej, i tak dalej. Podpowiedział również, jak zabezpieczyć się w kwestiach prawnych: przygotować oficjalne wersje, sporządzić testament, znaleźć następcę itp. Wyrósł na prawdziwego mentora”.

W pierwszym okresie młody przedsiębiorca całkowicie polegał na VJ. Konsultował z nim wszystkie pomysły i jako jedynej osobie ufał na tyle, by zdradzać szczegóły dotyczące funkcjonowania Jedwabnego Szlaku.

– Dobra – powiedział w grudniu 2011 roku VJ, kończąc rozmowę na czacie. – Nie mogę się rozłączyć, nie zapytawszy, ile wynosi tygodniowy obrót.

– A może sam zgadniesz? – droczył się Admin ze swoim mistrzem, zanim ujawnił, że wartość tygodniowej sprzedaży oscyluje wokół stu dwudziestu pięciu tysięcy dolarów.

VJ zachował się, jak trzeba, doceniając wyczyn.

– Nieźle jak na gościa, który zaczął od sprzedaży grzybków, hę? – odparł, nawiązując do początków witryny, kiedy założyciel wystawiał na aukcję wyhodowane przez siebie halucynogenne gatunki.

Tego wieczoru Admin zapisał w pamiętniku: „Dziś znowu czatowałem z VJ-em. Jak dobrze, że pojawił się na scenie. Odzyskałem zapał, zobaczyłem, w którą stronę powinien zmierzać SR. VJ otworzył przede mną nowe horyzonty. Stworzę markę, której ludzie będą ufać, z którą będą się identyfikowali. Jedwabny Szlak jako czat, jako miejsce wymiany, jako kasa pożyczkowa, jako rynek, jako wszystko! Niesamowite przeżycie. Wreszcie mogłem pogadać z gościem obdarzonym niesamowitą inteligencją, a przy tym nadającym na tych samych falach co ja, przynajmniej do pewnego stopnia”. Trzy miesiące później mógł się pochwalić obrotami rzędu sześciuset tysięcy dolarów tygodniowo.

Wraz z rosnącymi obrotami i popularnością witryny rosło też ryzyko osób, które za nią stały. Szczególnie zaś bardzo widocznego założyciela. W lutym 2012 roku media poświęcały Jedwabnemu Szlakowi tyle uwagi, że coraz więcej zwykłych obywateli dowiadywało się o jego istnieniu. To zaś wiązało się z coraz większą presją polityczną, by coś z tym fantem zrobić. Starszy i bardziej doświadczony Variety Jones wypytywał Admina, czy ktokolwiek z jego otoczenia w realu zdawał sobie sprawę z jego związków z witryną. Właściciel Silk Road przyznał, że dwie osoby – była dziewczyna i znajomy – wiedziały, kto założył stronę, ale nie przejmował się tym szczególnie: „Z nią pewnie już nigdy się nie spotkam, a z nim przestanę się kontaktować”.

Variety Jones nie podzielał tej beztroski. Jego zdaniem każdy, kto znał tożsamość właściciela najniebezpieczniejszej witryny internetowej świata, był niebezpieczny. W jego pokrętnym umyśle zrodził się plan.

– Oglądałeś kiedyś film _Narzeczona dla księcia_? – spytał.

Admin potwierdził, że owszem.

– Czyli znasz historię pirata Robertsa? Świta mi coś, więc cierpliwie mnie wysłuchaj.

Admin nie pamiętał szczegółów, więc VJ streścił mu fabułę. Bohaterem filmu był Westley. Został schwytany przez pewnego słynącego z okrucieństwa pirata, który mordował załogę, jeśli natychmiast nie oddała mu całego złota. Westley zdołał się wkupić w jego łaski i awansował na pierwszego oficera. Z czasem poznał sekret: postać zwana piratem Robertsem Postrachem Mórz nie istniała naprawdę. Była legendą przekazywaną przez kapitana jego następcy, gdy sam kapitan postanawiał wycofać się z interesu. Wysadzał wtedy w porcie całą załogę z wyjątkiem pierwszego oficera, którego tytułował Postrachem Mórz. Upewniwszy się, że nowo zaciągnięta załoga kupiła tę bajeczkę, schodził na ląd, gdzie żył, opływając w bogactwa. Budzące grozę opowieści o bezlitosnym Postrachu Mórz wystarczały, żeby – w obawie o życie – załoga zaatakowanego statku natychmiast oddawała całe zgromadzone na pokładzie bogactwo.

– Musisz zmienić nick z Admina na Robertsa Postrach Mórz – oświadczył VJ. – Nie żartuję. Już teraz zacznij budować legendę.

– To mi się nawet podoba – przytaknął wdzięczny uczeń.

Tak właśnie narodził się DPR (_Dread Pirate Roberts_). Variety Jones na własny użytek przechrzcił go na Dippera, co brzmiało podobnie, a oznaczało ptaka nurka lub gwiazdozbiór niedźwiedzicy.

Z czasem DPR coraz bardziej polegał na radach i przyjaźni VJ-a. Obaj często do nocy dyskutowali na czacie o kwestiach związanych z funkcjonowaniem witryny. Przy okazji jednej z takich rozmów, gdy zastanawiali się, jak sobie radzić ze sprzedawcami, którzy próbują dokonywać transakcji poza platformą (w ten sposób unikając płacenia prowizji), DPR przyznał, że nie tylko może zaglądać do prywatnej korespondencji użytkowników, ale wręcz często to robi.

Ta informacja mogłaby poważnie zaniepokoić użytkowników, którzy przywiązywali szczególną wagę do prywatności. Silk Road zbudowano wszak na fundamencie zaufania i solidarności: my przeciwko systemowi. Choć witryna dysponowała PGP (_Pretty Good Privacy_), narzędziem do szyfrowania poczty elektronicznej, które skutecznie blokowałoby wścibstwo DPR-a, wielu użytkowników z niego nie korzystało.

– Kiedyś będziemy musieli odbyć poważną rozmowę o procedurach na wypadek aresztowania lub skazania – oświadczył VJ pewnego marcowego dnia 2012 roku. – W ostatnich dwóch tygodniach sporo o tym myślałem. Na przykład, gdybyś został aresztowany. Musimy zdecydować, w którym momencie się zjawiam, żeby cię wyciągnąć. Bo zjawiłbym się, żeby cię wyciągnąć. Przestałem się bać więzienia. Traktuję je po prostu jak pobyt w kraju Trzeciego Świata z nędzną infrastrukturą komunikacyjną.

– Ja też się nad tym zastanawiałem – przyznał DPR. – Na przykład mógłbym powierzyć komuś z rodziny zaszyfrowany plik z instrukcjami dotyczącymi przekazania kontroli nad witryną. A gdybym trafił do więzienia, przekazałbym mu hasło.

– I pamiętaj, że któregoś dnia nad twoim spacerniakiem pojawi się nisko lecący śmigłowiec, a ja będę w środku. Obiecuję – zapewnił VJ. – Serio, rąbiemy taką kasę, że mógłbym nająć małe państewko, żeby cię odbiło. Myślę, że warto poważnie przemyśleć inwestycję w firmę organizującą loty śmigłowcami. Nigdy nie wiadomo, kiedy któremuś z nas przyda się helikopter!

– Fakt. Na co nam ta forsa, gdybyśmy mieli siedzieć za kratkami? – zgodził się DPR.

Wielka promocja i wyprzedaż 420

Bierz śpiwór, przygotuj zapasy i na 49 godzin rozbij się obozem przed komputerem, bo 20 kwietnia 2012 roku o czwartej dwadzieścia startuje największa wyprzedaż w historii Silk Road. Nie pozwól, by umknęła ci choćby minuta.

Tego dnia co 420 sekund jakiś szczęśliwy kupiec wygra jedną z naszych 420 fantastycznych nagród! Od pięćdziesięciodolarowych kuponów na zakupy po nowiutkie iPhone’y 4S! Co 420 sekund zostanie wylosowany szczęściarz, który otrzyma nagrodę.

Post zamieszczony na forum przez DPR-a,
kwiecień 2012

Wielka promocja i wyprzedaż 420 narodziła się z burzy mózgów DPR-a i VJ-a. Miała zaktywizować społeczność i rozruszać witrynę. W regularnych odstępach czasu uczestnikom dawano upominki, a kulminację imprezy stanowiło losowanie nagrody głównej: luksusowego wyjazdu z grubym portfelem. Dread Pirate Roberts był podekscytowany jak dziecko. Zaproponował nawet swojemu mistrzowi, żeby Jedwabny Szlak na te trzy dni zrezygnował z prowizji od sprzedaży. VJ podszedł do tego pomysłu sceptycznie.

– Myślę, że możemy wnieść do imprezy więcej niż rezygnację z prowizji. I tak fundujemy nagrody – oponował.

– To tylko trzy dni! – DPR z trudem panował nad podnieceniem, jakie ogarniało go na myśl o imprezie, którą szykowali. Swoją witrynę kochał bardziej niż pieniądze, które mu przynosiła.

– I milionowe obroty – studził go Variety Jones, myśląc, ile wyniosłyby prowizje od tych transakcji.

DPR traktował tę akcję jak inwestycję – jednorazowy wydatek, który owszem, przyniesie straty, ale zapewni rozgłos, dzięki czemu strata zwróci się z nawiązką w kolejnych miesiącach.

– Ani się obejrzymy, jak co tydzień będziemy mieć milionowe obroty. I prowizje – tłumaczył. – Dajmy dobry przykład sprzedawcom. Jeśli zdobędziemy się na wielkoduszność, oni też będą potrafili ją okazać.

Platforma zrezygnowała z prowizji.

Początkowo użytkownicy wiadomość o promocjach i wyprzedaży przyjęli z niedowierzaniem. Później jednak akcja spotkała się z pozytywnym odzewem. Rozgłos, który jej towarzyszył, stał się najlepszą kampanią reklamową Silk Road. Użytkownicy platformy dorzucali też coś od siebie, sprzedawcy narkotyków oferowali dodatkowe zniżki i promocje na swoje towary.

Przy okazji wieczornych podsumowań DPR i VJ przerzucali się żartami, wyobrażając sobie, jak opinia publiczna może postrzegać narkotykowe wyprzedaże.

– Do nas, do nas, sprzedajemy narkotyki! Pierwsza działka za darmo, synuś! – dowcipkował DPR. – Kurde, to brzmi okropnie.

– Ha! – wtórował mu VJ. – A do kompletu dorzućmy jeszcze kilka zestawów na plac zabaw: huśtawki i zjeżdżalnie.

Klientela dobrze oceniła imprezę. Ludzie siedzieli przed komputerami jak zahipnotyzowani, zamawiając kolejne porcje narkotyków w nadziei, że załapią się na jedną z nagród. Szanse były duże. Wielu kupujących otrzymywało dodatkowe zniżki, płacąc za towar grubo poniżej ceny rynkowej. Świadomość, że uczestniczą w epokowym, przełomowym wydarzeniu – choć gdyby usłyszeli o nim rok wcześniej, zbyliby je śmiechem – wzmocniła też poczucie więzi między członkami społeczności Silk Road.

Nagrodę główną zdobył mężczyzna ukrywający się pod nickiem kiwibacon, który na forum dał wyraz podnieceniu i wdzięczności, pisząc entuzjastycznie:

omb, stokrotne dzieki, chlopaki!!!

no nie wieze! serio? wreszcie coś wygralem!!!!!!!

cdk!!!!!!!! czytalem info i myslalem sciema i tak wzyciu nic nie wygram!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

dzięki chłopaki!!!!!!!!!!!!!!!!! ale zonk

Miesiąc później Variety Jones poruszył z podopiecznym sprawę kiwibacona. VJ zaplanował luksusową podróż dla zwycięzcy, która łącznie z dodatkowymi wydatkami miała kosztować Silk Road prawie trzydzieści tysięcy dolarów.

– Słuchaj, martwię się o naszego zwycięzcę – zagaił.

– O co kaman?

– Próbuje rzucić. Heroina. Nie idzie. A myślę, że ostatni zastrzyk gotówki nie ułatwił mu zadania – dodał, robiąc aluzję do czterech tysięcy dolarów kieszonkowego przewidzianych dla zwycięzcy.

To zaniepokoiło DPR-a, który już wcześniej z pewnym skrępowaniem żartował z tak niefrasobliwego podejścia do handlu narkotykami.

– Rany. Kurwa, co my właściwie robimy?

VJ dolał oliwy do ognia.

– No. Niedawno mówił, że próbował rzucić, ale z dostępem do Silk Road to trudniejsze niż kiedyś. Więc umawiam się z nim na sesje, żeby miał z kim pogadać.

– Myślisz, że nie

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.Witaj, amatorze snuffu!

Znalazłeś się w najciemniejszym i najlepszym red roomie dark webu.

Wkrótce wprowadzimy do niego naszą gospodynię, która nawet się nie domyśla, co ją tutaj spotka. Będzie torturowana, a potem umrze.

Ty zaś możesz to oglądać!

To niesamowite widowisko będziemy nadawać na żywo za pośrednictwem TOR-a. Nasze serwery przesyłają obraz o rozdzielczości 1080p, która zapewnia możliwość pełnego rozkoszowania się scenami agonii i śmierci. Ten stream będzie też zawierał dźwięk wysokiej jakości.

Weź udział w tym niepowtarzalnym spektaklu!

Aby stać się świadkiem tego jedynego w swoim rodzaju, niepowtarzalnego wydarzenia, musisz wpłacić 0,5 btc. Tak, nie mylisz się. Wystarczy pół bitcoina, by znaleźć się w red roomie i sycić oczy widokiem krwawych tortur i okrutnej śmierci młodej ślicznej kobiety! Dopiero kiedy przekroczy próg, zorientuje się, że coś tu nie gra. Ty zaś będziesz już siedział jako widz w pierwszym rzędzie.

To niezapomniane widowisko będzie trwać mniej więcej sześćdziesiąt minut i zacznie się o godzinie 00.00 UTC w sobotę, 1 października.

Nie przyjmujemy już zgłoszeń na wydarzenie z 24 września. Następne wydarzenie odbędzie się właśnie 1 października.

Rozpoczynamy zapisy na wydarzenie z 1 października.

Ekran powitalny red roomu w dark webie

Filmy snuff. Mit czy prawda?

Dostępne w wersji pełnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: