Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Darwin. Autobiografia - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
18 lutego 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Darwin. Autobiografia - ebook

Darwin. Autobiografia (tekst uzupełniony o rozdział  poświęcony poglądom religijnym Charlesa Darwina). Patrząc na dokonania Darwina przez pryzmat kontrowersji i  płomiennych dyskusji, które rozgorzały na całym świecie i  toczone są do dnia dzisiejszego, zadziwi Czytelnika fakt, że obcując z  tą lekturą znajdziemy się niejako w  samym oku cyklonu. Spokojnej, przepełnionej rodzinną i  serdeczną atmosferą wiosce Down, w  malowniczo położonym domu Charlesa Darwina. W  toku lektury nie sposób nie odnieść wrażenia, że jej narracja wzbudza takie uczucie, jakbyśmy sami siedzieli na werandzie domu serdecznego, dostojnego dżentelmena w  podeszłym wieku, który przy fajce i  filiżance dobrej herbaty, a  może nawet drugiej i  trzeciej, opowiada nam o  sobie niejako z  głowy – co sprawia, że czujemy coś więcej niż duch tego miejsca w  którym spędził większość swojego życia. Po opróżnieniu porcelanowego imbryka z  gorącym napojem do wspólnego stołu dosiada się kolejna postać, syn wybitnego przyrodnika, który snuje biograficzną opowieść o  ojcu dalej, choć z  własnej perspektywy, podczas gdy ojciec słucha jego słów z  aprobatą. W  tym wszystkim uczestniczymy my, poznając ich historię coraz lepiej i  coraz bardziej odkrywając zaskakującą osobowość sympatycznego, gościnnego, serdecznego starszego pana, który na zawsze zmienił nie tylko oblicze nauk przyrodniczych, ale także wyznaczył nowe horyzonty zbiorowej wyobraźni.

Autobiografia Charlesa Darwina w  wydaniu z  1929 roku (WATTS & CO, Londyn 1929) w  przeciwieństwie do wcześniejszych edycji została uzupełniona o  rozdział przedstawiający poglądy religijne Darwina, wcześniej ocenzurowany. Jest to pozycja zasadniczo podzielona na dwie części – autobiograficzną, w  której syn Charlesa Darwina, sir Francis Darwin przedstawia podyktowane przez ojca autobiograficzne wspomnienia i  refleksje, stanowiące około połowy tej publikacji. W  tej części sam Charles Darwin odkrywa przed nami wspomnienia ze swoich twórczych lat, tego jak rozwijały się jego naukowe pasje, w  jakich warunkach żył i  z  jakimi ludźmi przebywał; jak pracował, jak spędzał wolny czas oraz jaki był jego stosunek do swoich publikacji oraz ich odbioru.

W  drugiej części to sir Francis Darwin wspomina wycinki z  życia swojego ojca, przedstawiając kształt ich życia rodzinnego, zwykłą codzienność, sposób organizacji pracy ojca i  to, jakim był człowiekiem w  stosunku do najbliższych krewnych, przyjaciół i  innych osób. Ten ciekawy zabieg kompozycyjny sprawia, że po zapoznaniu się z  tą książką poznajemy sylwetkę naukowca z  dwóch niezwykłych perspektyw. Całość została uzupełniona dodatkiem zawierającym fragmenty korespondencji Charlesa Darwina, które rzucają pewne światło na jego poglądy religijne i  stosunek do Boga.

Życzymy owocnej lektury

Wydawnictwo Horyzont Idei

 

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65185-21-1
Rozmiar pliku: 10 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I. AUTOBIOGRAFIA:

WPROWADZENIE OD WYDAWCY . . . s. 7

SŁOWO WSTĘPNE I WSPOMNIENIA

Z MŁODYCH LAT . . . s. 11

OKRES STUDIÓW W CAMBRIDGE . . . s. 27

PODRÓŻ STATKIEM „BEAGLE” . . . s. 45

OD MOJEGO POWROTU DO ANGLII

DO ZAWARCIA MOJEGO MAŁŻEŃSTWA . . . s. 55

KILKA SŁÓW O MOIM POŻYCIU MAŁŻEŃSKIM

I MIESZKANIU NA UPPER GOWER STREET . . . s. 59

O DOMU W DOWN . . . s. 85

KILKA SŁÓW O MOICH PUBLIKACJACH . . . s. 69

II. WSPOMNIENIA FRANCISA DARWINA:

SIR FRANCIS DARWIN – WSPOMNIENIA

Z CODZIENNEGO ŻYCIA MOJEGO OJCA . . . s. 97

RELIGIA CHARLESA DARWINA . . . s. 151

SPIS

TREŚCI

DARWIN. AUTOBIOGRAFIA

7

WPROWADZENIE

Charles Darwin (12 lutego 1809 - 19 kwietnia 1882) zaj-muje wyjątkowe miejsce w historii nauki. Zasłynął jako pionier koncepcji ewolucji gatunków oraz doboru na-turalnego. Chociaż prowadził spokojne i stateczne życie, jego publikacje wzbudzały ogromne kontrowersje. Jako wykształco-ny młody człowiek rozpoczął zdumiewającą pięcioletnią podróż w charakterze przyrodnika na okręcie Beagle. Poznawszy nie-zbadane lądy, dziwne zwierzęta i rośliny, które napotykał w od-ległych miejscach, zainteresował się tym, w jaki sposób mogło rozwinąć się życie na Ziemi. Kiedy opublikował swoje dzieło „O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego”, głęboko wstrząsnął światem nauki.

Książka, którą Czytelnik trzyma w rękach, lub którą od-słuchuje jest pozycją niezwykłą, która wymaga jednakże

DARWIN. AUTOBIOGRAFIA

8

kilku słów wprowadzenia odnośnie jej formy narracji, kom-pozycji i wyrazu.

Autobiografia Charlesa Darwina w wydaniu z 1929 roku (WATTS & CO, Londyn 1929) w przeciwieństwie do wcześ-niejszych edycji została uzupełniona o rozdział przedstawiający poglądy religijne Darwina, wcześniej ocenzurowany. Jest to po-zycja zasadniczo podzielona na dwie części – autobiograficzną, w której syn Charlesa Darwina, sir Francis Darwin przedstawia podyktowane przez ojca autobiograficzne wspomnienia i reflek-sje, stanowiące około połowy tej publikacji. W tej części sam Charles Darwin odkrywa przed nami wspomnienia ze swoich twórczych lat, tego jak rozwijały się jego naukowe pasje, w ja-kich warunkach żył i z jakimi ludźmi przebywał; jak praco-wał, jak spędzał wolny czas oraz jaki był jego stosunek do swoich publikacji oraz ich odbioru.

W drugiej części to sir Francis Darwin wspomina wycinki z życia swojego ojca, przedstawiając kształt ich życia rodzinne-go, zwykłą codzienność, sposób organizacji pracy ojca i to, jakim był człowiekiem w stosunku do najbliższych krewnych, przyja-ciół i innych osób. Ten ciekawy zabieg kompozycyjny sprawia, że po zapoznaniu się z tą książką poznajemy sylwetkę naukowca z dwóch niezwykłych perspektyw. Całość została uzupełniona dodatkiem zawierającym fragmenty korespondencji Charlesa Darwina, które rzucają pewne światło na jego poglądy religijne i stosunek do Boga.

Czytelnik może z obawą zastanawiać się, jaka właściwie lek-tura go czeka wobec faktu, że jest to biografia wybitnego na-ukowca. Czy pełna będzie naukowych zawiłości, trudnych sfor-mułowań i niezrozumiałych pojęć, czy raczej okaże się książką przystępną i uniwersalną?DARWIN. AUTOBIOGRAFIA

9

Patrząc na dokonania Darwina przez pryzmat kontrowersji i płomiennych dyskusji, które rozgorzały na całym świecie i to-czone są do dnia dzisiejszego, zadziwi Czytelnika fakt, że obcu-jąc z tą lekturą znajdziemy się niejako w samym oku cyklonu. Spokojnej, przepełnionej rodzinną i serdeczną atmosferą wio-sce Down, w malowniczo położonym domu Charlesa Darwina. W toku lektury nie sposób nie odnieść wrażenia, że jej narracja wzbudza takie uczucie, jakbyśmy sami siedzieli na werandzie domu serdecznego, dostojnego dżentelmena w podeszłym wie-ku, który przy fajce i filiżance dobrej herbaty, a może nawet drugiej i trzeciej, opowiada nam o sobie niejako z głowy – co sprawia, że czujemy coś więcej niż duch tego miejsca w którym spędził większość swojego życia. Po opróżnieniu porcelanowe-go imbryka z gorącym napojem do wspólnego stołu dosiada się kolejna postać, syn wybitnego przyrodnika, który snuje biogra-ficzną opowieść o ojcu dalej, choć z własnej perspektywy, pod-czas gdy ojciec słucha jego słów z aprobatą. W tym wszystkim uczestniczymy my, poznając ich historię coraz lepiej i coraz bar-dziej odkrywając zaskakującą osobowość sympatycznego, goś-cinnego, serdecznego starszego pana, który na zawsze zmienił nie tylko oblicze nauk przyrodniczych, ale także wyznaczył nowe horyzonty zbiorowej wyobraźni.

Życzymy owocnej lektury

Wydawnictwo Horyzont Idei

DARWIN. AUTOBIOGRAFIA

11

SŁOWO WSTĘPNE

I WSPOMNIENIA

Z MŁODYCH LAT

Zamysłem powstania przedstawionych tutaj autobiogra-ficznych wspomnień z życia mojego ojca było pozosta-wienie ich jego dzieciom, nie zaś ich upowszechnienie. Wielu osobom może się to wydać niezrozumiałe, jednakże ci, którzy znali mojego ojca, nie odnajdą w tym nic nadzwyczaj-nego, a wręcz przeciwnie – jego decyzja będzie dla nich czymś najzupełniej naturalnym. Autobiografia ta nosi podtytuł: „Wspo-mnienia z rozwoju mojego umysłu i charakteru” i kończy się na-stępującym zapisem:

„Jest 3 sierpnia 1876 roku. Tworzenie tego zarysu mojego ży-cia rozpocząłem około 28 maja w Hopedene i od tamtej pory aż do dzisiejszego dnia przeznaczałem nań około godziny niemal każdego popołudnia”.DARWIN. AUTOBIOGRAFIA

12

Jak łatwo można się domyślić, w tej osobistej i intymnej nar-racji spisanej dla żony i dzieci pojawiają się fragmenty, które w niniejszej publikacji zmuszeni będziemy ominąć; nie uznałem za zasadne, aby szczegółowo oznaczać miejsca, w których do-chodzi do takiego pominięcia. Ponadto zaszła potrzeba wprowa-dzenia korekty paru oczywistych przejęzyczeń, jednak ich liczba nie była zbyt duża.

- F. D.

***

Kiedy niemiecki wydawca, zapragnął opisać przebieg roz-woju mojego umysłu i charakteru, zwrócił się do mnie z pro-pozycją abym stworzył szkic swojej autobiografii, uznałem, że realizacja tego zadania może być dla mnie ciekawą odskocznią, a taki szkic potencjalnie mógłby zainteresować moje dzieci lub ich potomstwo. Sądzę, że przeczytanie takiego autobiograficz-nego rysu przedstawiającego rozwój umysłu mojego dziadka, stworzonego przez niego samego, byłoby dla mnie niezwykle interesujące. Pozwoliłoby mi na dowiedzenie się tego, w jaki sposób myślał, co robił i jak pracował. Podjąłem próbę stwo-rzenia takiego szkicu, przyjmując taką perspektywę jak gdybym był martwym człowiekiem znajdującym się już w innym świe-cie, przyglądającym się swojej własnej przeszłości z pewnego dystansu. Nie było to zbyt trudne, jako że moje życie dobiega już końca. Nie zadałem sobie jednak trudu zadbania o styl mo-jego pisania w jakiś szczególny sposób.DARWIN. AUTOBIOGRAFIA

13

Urodziłem się w Shrewsbury 12 lutego 1809 roku i moje najwcześniejsze wspomnienie sięga czasów, kiedy ledwie o kil-ka miesięcy przekroczyłem wiek czterech lat. Wybraliśmy się wówczas w okolice Abergale, aby zażyć morskiej kąpieli i dość wyraźnie przypominam sobie pewne wydarzenia i miejsca z tego czasu.

Matka moja umarła w lipcu 1817 roku, kiedy miałem niewiele ponad osiem lat, i wydaje mi się dziwne, że nie mogę przypo-mnieć sobie niemal nic prócz jej łoża śmierci, czarnej aksamitnej sukni i przedziwnej konstrukcji stolika, przy którym pracowała. Wiosną tego samego roku zostałem wysłany do szkoły w Shrews-bury, do której uczęszczałem przez rok. Powiedziano mi, że na-uka przychodzi mi znacznie wolniej niż mojej młodszej siostrze, Catherine i myślę, że pod wieloma względami nie byłem w tym czasie wzorem do naśladowania.

Jeszcze zanim zacząłem uczęszczać do szkoły1, rozwinęło się moje zamiłowanie do historii naturalnej, a przede wszyst-kim do kolekcjonowania. Wymyślałem nazwy roślin i zbiera-łem wszelkiego rodzaju rzeczy – muszelki, pieczęcie, stemple, monety, minerały. Pasja do kolekcjonowania, która rozbudza w człowieku większą lub mniejszą fascynację przyrodą, była we mnie niezwykle silna, wręcz organiczna, zaś żadna z moich sióstr, ani też żaden z moich braci nigdy nie wykazywali po-dobnych zainteresowań.

Owego roku w moim umyśle bardzo silnie zapisało się pewne

1 Według Rev. G. Case, pastora Kaplicy Unitariańskiej na High Street. Pani Dar-win była Unitarianką i przychodziła do kaplicy pana Case'a. Mój ojciec jako mały chłopiec przychodził do niej ze swoimi starszymi siostrami, ale zarówno on, jak i jego brat, byli ochrzczeni i chcili należeć do Kościoła Anglikańskie-go i w nieco starszym wieku uczęszczali już głównie do niego, nie do kapli-cy Pana Case'a. Mimo to, właśnie w tej kaplicy (dzisiaj znanej jako “Wolny Kościół Chrześcijański”) umieszczono ścienną tablicę ku jego pamięci. - F. D.DARWIN. AUTOBIOGRAFIA

14

pozornie mało znaczące wydarzenie i wierzę, że stało się tak, dlatego że wpędziło mnie ono w nie lada tarapaty. Zadziwiają-ce, że najwyraźniej już w tak młodym wieku interesowała mnie różnorodność roślinności! Powiedziałem wtedy innemu chłopcu (wydaje mi się, że był to Leighton2, który później został znanym lichenologiem i botanikiem), że potrafiłbym stworzyć wielokolo-rowe pierwiosnki, podlewając je określonymi kolorowymi płyna-mi. Było to oczywiście jednym wielkim wymysłem, nigdy przeze mnie niewypróbowanym. Przyznam również, że jako mały chło-piec wielokrotnie wymyślałem wierutne kłamstwa, a wszystko to w celu wywołania emocji. Pewnego razu na przykład zebrałem sporą ilość cennych owoców z drzewa mojego ojca i ukryłem je w zaroślach. Po pewnym czasie przybiegłem, z trudem łapiąc od-dech, aby ogłosić, że znalazłem miejsce, w którym ukryte były skradzione owoce3.

W czasie, kiedy zacząłem uczęszczać do szkoły, byłem bardzo łatwowierny. Pewnego dnia chłopiec imieniem Garnett zabrał mnie do piekarni i kupił parę ciastek, za które nie musiał płacić, ponieważ sklepikarz miał do niego zaufanie. Kiedy już opuścili-śmy sklep, zapytałem go, dlaczego nie zapłacił, a on natychmiast odpowiedział: „Czy nie wiesz, że mój wuj podarował miastu dużą sumę pieniędzy pod warunkiem, że wszyscy sprzedawcy każdemu, kto będzie miał założony ten stary kapelusz i poruszy nim w odpowiedni sposób, dadzą za darmo cokolwiek on sobie zażyczy bez konieczności zapłaty?”, i pokazał mi sekretny ruch.

2 Pan W. A. Leighton przypomina sobie, że Darwin przyniósł do szkoły kwiat, mówiąc, że matka nauczyła go, że patrząc do jego wnętrza, można odkryć nazwę rośliny. Leigton mówi: “To znacznie budziło moją uwagę i ciekawosć i nieustannie pytałem go, jak to jest możliwe” - te informacje były jednak-że, co oczywiste, niemożliwe do uzyskania. - F. D.

3 Jego ojciec podchodził to takich zachowań w mądry sposób i nie wy-olbrzymiał wybryków dziecka, lecz podkreślał ich walory odkrywcze.DARWIN. AUTOBIOGRAFIA

15

Następnie wszedł do kolejnego sklepu, w którym cieszył się za-ufaniem, i poprosił o jakąś niewielką rzecz. Poruszył należycie nakryciem głowy i, oczywiście, otrzymał towar, nie płacąc za niego. Kiedy wyszliśmy, powiedział: „Teraz, jeśli chcesz mo-żesz sam spróbować w tej piekarni (wciąż dokładnie pamiętam gdzie się ona znajdowała), pożyczę ci mój kapelusz i możesz dostać, czego tylko zapragniesz, jeśli poruszysz nim w odpo-wiedni sposób”. Chętnie przystałem na tę hojną ofertę, wszed-łem do sklepu i poprosiłem o parę ciastek, poruszyłem nakry-ciem głowy i już zmierzałem w kierunku wyjścia, kiedy nagle sprzedawca ruszył w moją stronę. Upuściłem wypieki i puści-łem się stamtąd biegiem, zdumiony tym, że powitały mnie sal-wy śmiechu mojego fałszywego przyjaciela, Garnetta.

Na swoją obronę mogę powiedzieć tyle, że byłem po pro-stu dobrodusznym dzieckiem. Zawdzięczałem to pouczeniom i przykładom otrzymywanym od moich sióstr. Wątpię jednak w to, czy dobroduszność jest naturalną, wrodzoną cechą. Bar-dzo lubiłem zbierać jajka, ale nigdy nie wziąłem z ptasiego gniazda więcej niż jednego, poza przypadkiem, gdy zabrałem wszystkie – nie ze względu na ich wartość, ale ze względu na pociągającą brawurowość tego dokonania.

Przejawiałem silne zamiłowanie do wędkowania i w nie-skończoność mogłem przesiadywać na brzegu rzeki lub stawu, wpatrując się w taflę wody. Kiedy w Maer dowiedziałem się, że mogę zabijać robaki solą i wodą, to od tego dnia już nigdy nie użyłem żywego robaka, jako przynęty, choć najdelikatniej mó-wiąc, prawdopodobnie kosztem utraty części sukcesu.

Pewnego razu, będąc jeszcze małym chłopcem, kiedy uczęszczałem już do szkoły, lub nawet trochę wcześniej, zacho-wałem się okrutnie, bijąc szczeniaka i upajając się przy tym, jakDARWIN. AUTOBIOGRAFIA

16

przypuszczam, samym poczuciem władzy. Uderzenia nie mo-gły być silne, gdyż potem pies nawet nie wył, czego jestem pe-wien, bo zwykle kręcił się niedaleko domu. To wydarzenie po-łożyło się cieniem na moim sumieniu i aż do dnia dzisiejszego dokładnie pamiętam miejsce dokonania tej zbrodni. Możliwe, że stąd wzięła się moja miłość do psów, która potem przerodzi-ła się w pasję. Zdaje się, że psy to wyczuwają, gdyż opanowałem sztukę okradania ich właścicieli z ich miłości.

Pamiętam dokładnie wydarzenie, które miało miejsce tego roku, gdy uczęszczałem do szkoły pana Case’a. Mianowicie po-grzeb żołnierza. To zdumiewające jak wyraźnie wciąż widzę konia, puste buty mężczyzny i karabin zawieszony na siodle oraz słyszę wystrzały oddawane przy jego grobie na jego cześć. Ta scena głęboko poruszyła wszelkie posiadane przeze mnie pokłady poetyckiej wrażliwości.

Latem 1818 roku rozpocząłem naukę w szkole dr. Butle-ra w Shrewsbury i pozostawałem tam przez siedem lat, aż do wakacji 1825 roku, kiedy to miałem szesnaście lat. Była to placówka z internatem, więc miałem przywilej doświad-czenia prawdziwego uczniowskiego życia, mimo że od domu dzieliła mnie niewiele ponad mila, wielokrotnie biegłem tam w trakcie dłuższych przerw między zajęciami czy przed za-mknięciem budynku na noc. Uważam, że utrzymywanie więzi rodzinnych i zainteresowania życiem rodziny było dla mnie niezwykle korzystne. Pamiętam, że we wczesnym okre-sie mojego szkolnego życia często musiałem bardzo szybko biegać, żeby zdążyć na czas, ale jako że byłem sprawnym biegaczem, zwykle mi się udawało. Kiedy jednak miewałem chwile zwątpienia, gorliwie modliłem się do Boga, aby mi do-pomógł. Dobrze pamiętam, że źródła sukcesu dopatrywałemDARWIN. AUTOBIOGRAFIA

17

się wtedy w modlitwie, a nie w szybkim biegu, i zastanawia-łem się, w jakiż to sposób Bóg mi pomógł.

Ojciec i starsza siostra opowiadali, że jeszcze jako mały chło-piec, znajdowałem silne upodobanie w długich samotnych spa-cerach. O czym w ich trakcie myślałem, nie mam pojęcia. Róż-ne rzeczy mocno absorbowały moje myśli i któregoś razu, kiedy wracałem ze szkoły, na szczycie starych fortyfikacji otaczających Shrewsbury, które przekształcono w publiczną ścieżkę spacerową pozbawioną z jednej strony balustrady, potknąłem się i spadłem, ale wysokość sięgała jedynie jakichś siedmiu czy ośmiu stóp. Nie-mniej jednak ilość myśli, jakie przewinęły się przez moją głowę w trakcie tego krótkiego, ale nagłego i całkowicie niespodziewa-nego upadku, była zadziwiająca i wydawała się niezbyt kompa-tybilna z tym, co o ile mi wiadomo, dowiedli fizjolodzy, że każda myśl wymaga pewnego określonego przedziału czasowego.

Nic nie mogłoby okazać się gorsze dla rozwoju mojego umy-słu niż szkoła dr. Butlera, jako że dominowało w niej ściśle kla-syczne podejście do edukacji i nie nauczano w niej niczego in-nego, poza odrobiną antycznej geografii i historii. Szkoła ta, jako ośrodek edukacji, okazała się być dla mnie kompletnie bezwar-tościowa. Podczas całego mojego życia nauka języków obcych sprawiała mi szczególnie duże trudności. Niezwykle dużą uwagę przykładaliśmy do pisania wierszy, ale nigdy nie opanowałem tej sztuki w zadowalającym stopniu. Miałem wielu przyjaciół i zgro-madziłem pokaźną kolekcję wersetów starych wierszy, które po połączeniu ze sobą, czasem z pomocą innych chłopców, mogłem wedle potrzeby dowolnie przekształcać. Szczególny nacisk kła-dziono na wykuwanie na pamięć lekcji z poprzedniego dnia; udawało mi się to opanować z wielką trudnością dzięki temu, że uczyłem się czterdziestu czy pięćdziesięciu wersów poezjiDARWIN. AUTOBIOGRAFIA

18

Wergiliusza lub Homera, podczas porannego nabożeństwa. To ćwiczenie było jednak pozbawione sensu, jako że każdy z zapa-miętanych wtenczas wersów w ciągu 48 godzin popadał w zapo-mnienie. Nie popadałem w lenistwo i, pomijając poezję, sumien-nie pracowałem nad naukami klasycznymi, nie oszukując i nie odpisując lekcji od kolegów. Największą przyjemność sprawiała mi lektura ód Horacego, które wprost uwielbiałem.

Kiedy opuściłem szkołę, jak na swój wiek byłem przecięt-nym uczniem i wierzę, że wszyscy nauczyciele, a także mój oj-ciec, uważali mnie za najzupełniej zwyczajnego chłopca, może nawet poniżej przeciętnych standardów intelektualnych. Ku mojemu głębokiemu zażenowaniu pewnego razu ojciec rzekł do mnie: „Nie obchodzi cię nic poza strzelaniem, psami i łapa-niem szczurów, okryjesz hańbą i siebie, i całą swoją rodzinę”. Ale mój ojciec, który był najbardziej uprzejmym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek znałem, a związane z nim wspomnienia kocham całym swoim sercem, musiał być wtedy wyjątkowo rozzłoszczony i jego ocena nie była sprawiedliwa, ponieważ kierował się w niej emocjami.

Patrząc wstecz na moje usposobienie w szkolnych czasach, je-dynymi wartościami, które w owym okresie dobrze zapowiadały się na przyszłość, były moje silne i zróżnicowane zainteresowa-nia, wielki zapał do wszystkiego, co mnie naprawdę interesowa-ło oraz ogromna przyjemność, jaką odnajdywałem w rozumie-niu złożonych tematów czy problemów. Geometrii euklidesowej uczył mnie prywatny nauczyciel i wyraźnie pamiętam wielką satysfakcję, jaką dawało mi rozwiązanie równań matematycz-nych. Żywe jest we mnie wspomnienie zachwytu, w jaki wprawił mnie mój wuj4 (ojciec Francisa Galtona), wyjaśniając mi zasadę

4 Josiah Wedgewood.DARWIN. AUTOBIOGRAFIA

19

działania noniusza barometru. Ze względu na zróżnicowane upodobania, niezależnie od nauki, przepadałem za czytaniem przeróżnych książek i zwykłem godzinami oddawać się lekturze historycznych sztuk Shakespeare’a, często zajmując miejsce przy starym oknie w grubych murach szkoły. Czytałem również inną poezję, między innymi „Pory roku” Thomsona oraz niedawno opublikowane poezje Byrona i Scotta. Wspominam o tym, po-nieważ w późniejszym życiu, ku mojemu wielkiemu ubolewa-niu, całkowicie utraciłem przyjemność, jaką czerpałem z czyta-nia poezji, włączając w to Shakespeare’a. W nawiązaniu do tego mogę dodać, że w 1822 roku, podczas objazdowej wycieczki po Walii, po raz pierwszy obudziła się w moim umyśle żywa roz-kosz czerpana przyjemności z podziwiania pięknych widoków i pozostała mi ona na dłużej niż jakakolwiek inna przyjemność natury estetycznej.

Pamiętam, że na początku mojej szkolnej przygody jeden z chłopców posiadał egzemplarz Cudów Świata, który często czytałem, a następnie dyskutowałem z innymi kolegami o praw-dziwości niektórych zawartych tam stwierdzeń. Wierzę, że to ta książka, jako pierwsza rozbudziła we mnie pragnienie podróży do odległych krajów, które ostatecznie odnalazło spełnienie pod-czas wyprawy na okręcie Beagle.

W późniejszym okresie mojego szkolnego życia stałem się pasjonatem strzelania. Nie sądzę, że ktokolwiek mógłby okazać więcej zapału dla jakiejkolwiek sprawy najwyższej wagi, niż ja przejawiałem wobec strzelania do ptaków. Jak dobrze pamiętam dziś ustrzelenie mojego pierwszego bekasa (gatunek średniego ptaka wędrownego z rodziny bekasowatych)! Moje podniecenie było tak wielkie, że ledwie zdołałem przeładować broń trzęsący-mi się rękoma. Pasja ta pozostała mi na długo i z czasem stałemDARWIN. AUTOBIOGRAFIA

20

się naprawdę dobrym strzelcem. W czasie pobytu w Cambridge trenowałem przed lustrem narzucanie broni na ramię, aby spraw-dzić, czy wykonuję tę czynność prosto. Innym, jeszcze lepszym pomysłem, było poproszenie przyjaciela, żeby poruszał się trzy-mając zapaloną świecę, podczas gdy ja strzelałem w jego stronę z bata w ten sposób, że jeśli cel obrany został prawidłowo, nie-wielki podmuch powietrza gasił świecę. Wystrzały z bata powo-dowały gwałtowne trzaski i powiedziano mi, że skomentował to jeden z profesorów: „Jakże niezwykłą rzeczą jest, że pan Darwin wydaje się spędzać w swoim pokoju całe godziny na uderzaniu końskim batem, jako że często słyszę trzask, kiedy przechodzę pod jego oknami.”

Miałem w szkole wielu bliskich przyjaciół i sądzę, że moje ów-czesne usposobienie było wyjątkowo serdeczne.

Z szacunku do nauki z wielkim zapałem kontynuowałem ko-lekcjonowanie minerałów, jednakże w sposób raczej nienaukowy – wszystkim, na czym mi zależało, było zdobycie nowego okazu i nie dbałem przesadnie o ich klasyfikację. Z zainteresowaniem, ale i z nieszczególną dbałością obserwowałem także insekty, bo odkąd skończyłem dziesięć lat (1819), przez trzy tygodnie cha-dzałem do Plas Edwards na wybrzeżu Walii. Bardzo zaintereso-wały mnie i zaskoczyły obecne tam okazy czarno-szkarłatnego pluskwiaka, wielu ciem (Zygoena) i chrząszczy (Cicindela), któ-re nie zamieszkują Shropshire. Już prawie zdecydowałem się na rozpoczęcie kolekcjonowania insektów, jednak po konsultacji z moją siostrą doszedłem do wniosku, że zabijanie ich dla ce-lów kolekcjonerskich nie byłoby właściwe. W wyniku lektury Selborne’a White’a (tłum.: chodzi o The Natural History and Antiquities of Selborne) czerpałem ogromną przyjemność z ob-serwacji zwyczajów ptaków; poczyniłem nawet szereg notatekDARWIN. AUTOBIOGRAFIA

21

w tym zakresie. W całej swojej prostocie pamiętam jak zastana-wiałem się, dlaczego nie każdy gentleman zostawał ornitologiem.

Kiedy moje szkolne życie zbliżało się do końca, mój brat bardzo mocno zainteresował się chemią i w szopie na narzę-dzia, jaką mieliśmy w ogrodzie skompletował przyzwoite la-boratorium z odpowiednią aparaturą. Pozwalał mi asystować przy większości swoich eksperymentów. Uzyskiwał tam wiele gazów i związków chemicznych, a ja z zainteresowaniem czy-tałem książki traktujące o chemii, między innymi Katechizm Chemiczny (The Chemical Catechism) Henry’ego i Parkesa. Te-mat badań chemicznych ogromnie mnie zainteresował i często pracowaliśmy do późnych godzin nocnych. Była to najlepsza część mojej szkolnej edukacji, ponieważ pokazała mi praktycz-ne znaczenie eksperymentów naukowych. Informacja o tym, że pracowaliśmy nad zagadnieniami chemicznymi, w jakiś sposób rozeszła się w szkole, a jako że była to działalność bez preceden-su, otrzymałem pseudonim „Gaz”.

Pewnego razu otrzymałem publiczną naganę od dyrektora, pana Butlera, za marnowanie mojego czasu na tak nieużyteczne zagadnienia. Nazwał mnie wówczas niesprawiedliwie „nierozważ-nym” (poco curante) i, jako że nie rozumiałem wówczas, co miał na myśli, wydało mi się to okrutnie potępiającym określeniem.

Jako że nie spisywałem się w szkole przesadnie dobrze, mój ojciec rozsądnie zdecydował się zabrać mnie do domu w raczej młodszym wieku, niż to zazwyczaj miało miejsce, i w paździer-niku 1825 roku, razem z moim bratem, wysłał mnie na Uniwer-sytet w Edynburgu. Studiowałem tam przez dwa lata. Mój brat kończył swoją medyczną edukację, mimo że nigdy nie wierzy-łem, że kiedykolwiek planował praktykować jako medyk, pod-czas gdy ja miałem dopiero rozpocząć naukę. Wkrótce po tymDARWIN. AUTOBIOGRAFIA

22

okresie z różnych drobnych okoliczności wywnioskowałem, że mój ojciec zostawi mi majątek wystarczający do tego, abym mógł żyć z pewnym poczuciem komfortu. Choć nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek będę tak zamożnym człowiekiem, jakim teraz jestem moja wiara była wystarczająca, by odciągnąć mnie od żmudnego wysiłku zgłębiania wiedzy medycznej.

Edukacja w Edynburgu odbywała się w formie wykładów, które były niemożebnie nudne – za wyjątkiem tych z chemii pro-wadzonych przez prof. Hope’a. W porównianiu z samodzielną lekturą nie znajdowałem żadnych zalet uniwersyteckich wykła-dów, dostrzegałem za to wiele ich wad. Zajęcia dr. Duncana do-tyczące budowy materii odbywające się o 8 w zimowe poranki do tej pory są okropnym wspomnieniem. Dr. Munro uczynił swoje wykłady dotyczące anatomii człowieka tak nudnymi, jak nudna była jego osoba, a przedmiot tych zajęć napawał mnie obrzydze-niem. Jednym z największych błędów mojego życia polegał na tym, że nie zobligowano mnie w tym czasie do przeprowadza-nia sekcji zwłok, jako że dzięki temu musiałbym natychmiast zwalczyć moje obrzydzenie, a praktyka ta miałaby nieocenioną wartość dla mojej przyszłej kariery. Był to błąd nieodwracalny, tak samo zresztą jak mój brak nabycia umiejętności rysowania. Uczęszczałem również regularnie do oddziałów klinicznych. Nie-które przypadki wprawiały mnie w niezwykłe zakłopotanie i do tej pory jestem w stanie przywołać ich wyraźne wspomnienia. Nie byłem jednak na tyle nierozważny, by pozwolić tym uczu-ciom na ograniczenie mojej obecności na zajęciach. Nie mogę zrozumieć, dlaczego ta część mojego medycznego wykształce-nia nie interesowała mnie w większym stopniu. Latem, przed przyjazdem do Edynburga, zacząłem odwiedzać biednych ludzi, przede wszystkim kobiety i dzieci w Shewsbury. SporządzałemDARWIN. AUTOBIOGRAFIA

23

najdokładniejsze z możliwych notatki ich chorób i wszystkich ich symptomów, a następnie czytałem je mojemu ojcu, który propo-nował kierunek dalszych dociekań i doradzał mi, jakie lekarstwa zalecić – a ja następnie sam je przygotowywałem. Pewnego razu miałem nie mniej niż tuzin pacjentów i poczułem niezwykły za-pał do pracy. Mój ojciec, który znał się na ludziach najlepiej spo-śród wszystkich znanych mi osób, powiedział, że zapowiadam się na znakomitego medyka – a miał na myśli takiego lekarza, który będzie miał wielu pacjentów. Za kluczowy element sukcesu uważał pewność siebie, ale do tej pory nie wiem, czym było to, co dostrzegł we mnie, i co przekonało go o tym, że rozwinę w so-bie tę cechę. Dwukrotnie wziąłem również udział w pokazowej operacji w edynburskim szpitalu i widziałem dwa trudne zabie-gi operacyjne – w tym jeden przeprowadzony na dziecku – ale w obu przypadkach opuściłem salę, zanim dobiegły one końca. Nigdy więcej nie wziąłem udziału w czymś podobnym i raczej nie istniała zachęta wystarczająca, by mnie do tego przekonać. Było to jeszcze na długo przed błogosławionymi dniami zastoso-wania chloroformu do znieczulenia. Te dwa przypadki operacji, w których uczestniczyłem, odcisnęły na mnie głębokie piętno i nawiedzały mnie przez wiele kolejnych lat

Mój brat uczęszczał na uniwersytet jeszcze jedynie przez rok, więc na kolejne semestry mojej nauki zostałem pozostawiony sa-memu sobie. Okazało się to być dla mnie dużą zaletą, ponieważ zawarłem bliską znajomość z kilkoma osobami pasjonującymi się naukami przyrodniczymi. Jedną z nich był Ainsworth, który następnie opublikował zapiski ze swoich podróży po Asyrii. Był on geologiem wernerowskim i posiadał szeroką wiedzę w wielu tematach. Dr Coldstream5 z kolei był zupełnie innym, młodym

5 Dr Coldstream zmarł 17 września 1863 roku.DARWIN. AUTOBIOGRAFIA

24

człowiekiem: dumnym, formalnym, wyjątkowo religijnym i nie-zwykle dobrodusznym. Wydał wiele dobrych artykułów zoolo-gicznych. Trzecim nowym znajomym był Hardie, który, jak są-dzę, miał szansę zostać znakomitym botanikiem, jednakże zmarł przedwcześnie w Indiach. Ponadto był jeszcze dr Grant, starszy ode mnie o parę lat, z którym nie pamiętam już, jak się zapoznali-śmy. Wydał parę pierwszorzędnych artykułów zoologicznych, ale po przeprowadzce do Londynu, gdzie objął stanowisko profesora na University College, nie osiągnął już żadnych sukcesów nauko-wych, co na zawsze pozostało dla mnie niewytłumaczalne. Znałem go dobrze. Był oschły i formalny, ale po przedarciu się przez jego powierzchowność przejawiał wiele entuzjazmu. Pewnego dnia, kiedy spacerowaliśmy razem, wpadł w zachwyt nad Lamarckiem i jego poglądami na ewolucję. Słuchałem go w cichym zdumieniu i, o ile mogę to ocenić, nie miało to jednak żadnego wpływu na mój umysł. Czytałem już wcześniej „Zoonomię” autorstwa moje-go dziadka, w której przedstawione zostały podobne poglądy, ale nie wywarło to na mnie żadnego wrażania. Jest jednakowoż praw-dopodobnym, że tak wczesne zetknięcie się z podtrzymywaniem i wychwalaniem tych poglądów mogło sprzyjać temu, że w póź-niejszym czasie przedstawiłem je w innej formie w mojej książ-ce „O powstawaniu gatunków” (The Origin of Species). Mocno wówczas podziwiałem Zoonomię, kiedy jednak sięgnąłem po nią ponownie po dziesięciu czy piętnastu latach, poczułem ogromne rozczarowanie stosunkiem spekulacji do przedstawionych faktów.

Doktor Grant i Doktor Coldstream poświęcali dużo czasu na wykłady z zoologii morskiej, a ja często towarzyszyłem temu pierwszemu podczas zbierania zwierząt w basenach pływo-wych, gdzie następnie analizowałem je tak dokładnie, jak tylko potrafiłem. Zaprzyjaźniłem się również z niektórymi rybakamiDARWIN. AUTOBIOGRAFIA

25

z Newheven i od czasu do czasu towarzyszyłem im w wyprawach po ostrygi, mając dzięki temu okazję do poszerzenia ich kolekcji o wiele różnych rodzajów. Jednakowoż z braku regularnej praktyki w preparowaniu materiału biologicznego, jak również ze względu na to, że posiadałem jedynie nędzny mikroskop, moje próby nie wypadały najlepiej. Poczyniłem jednakże jedno małe interesujące odkrycie i na początku 1826 roku odczytałem referat przed To-warzystwem Pliniuszowym. Odkrycie to dotyczyło tak zwanego jajeczka flustry, będącego w istocie larwą, posiadającego zdolność do samodzielnego poruszania się z wykorzystaniem rzęsek. W in-nym krótkim artykule wykazałem, że niewielkie kuliste ciała, które dotychczas uważano za młode stadia rozwoju fuchs loreus (rodzaj mchu), okazały się być jajami pasożytów pontobdella muricata.

Towarzystwo Pliniuszowe było wspierane i, jak mi się wyda-je, założone przez profesora Jamesona. Składało się ze studentów, którzy spotykali się w podziemnej sali uniwersytetu, aby czytać ar-tykuły dotyczące nauk przyrodniczych, a następnie o nich dysku-tować. Uczęszczałem na spotkania regularnie i miały one na mnie dobry wpływ, stymulując mój zapał i pozwalając mi na zawarcie wielu wartościowych znajomości. Pewnego wieczoru jakiś biedny młody mężczyzna wstał z miejsca i, kiedy po dłuższej chwili udało mu się przezwyciężyć nerwowe jąkanie, z policzkami płonącymi szkarłatem, wydusił z siebie te oto słowa: „Panie przewodniczący, zapomniałem, co zamierzałem powiedzieć”. Biedak wyglądał na strasznie przytłoczonego, a wszyscy pozostali uczestnicy spotka-nia byli tak zaskoczeni, że nikomu nie przychodziły na myśl żad-ne słowa, których można by użyć, aby przykryć jego zakłopota-nie. Artykuły, które czytaliśmy w naszym małym stowarzyszeniu, nie były drukowane, dlatego też nie poczułem wtedy satysfakcjiDARWIN. AUTOBIOGRAFIA

26

z zobaczenia na papierze pracy mojego autorstwa. Wierzę jednak, że doktor Grant dostrzegł wtedy moje małe odkrycie.

Należałem również do Królewskiego Stowarzyszenia Medycz-nego i regularnie uczęszczałem na spotkania, ale poruszane w ich trakcie tematy traktowały wyłącznie o medycynie, w związku z tym nie zdobyły mojego zainteresowania. Wiele wystąpień było bezwar-tościowych, jednakowoż pojawiali się i dobrzy mówcy, z których najlepszym był sir James Kay-Shultleworth. Doktor Grant zabie-rał mnie od czasu do czasu na spotkania Towarzystwa Wernerow-skiego, gdzie czytano różne artykuły dotyczące historii naturalnej, następnie omawiano je i publikowano w czasopiśmie „Transakcje” (naukowe czasopismo Cambridge University). Zetknąłem się tam m.in. z Auduborem wygłaszającym interesujące dyskursy traktu-jące o zwyczajach północnoamerykańskich ptaków, pokpiwając sobie przy tym z Watertona, zdobywającego środki do życia z wy-pychania ptaków, co zresztą wychodziło mu znakomicie. Udzielał mi on odpłatnych lekcji i zwykłem siadywać z nim, jako że był nie-zwykle przyjaznym i inteligentnym człowiekiem.

Pan Leonard Homer zabrał mnie raz na spotkanie Królewskie-go Stowarzyszenia Edynburga, gdzie widziałem sir Waltera Scot-ta, zajmującego fotel przewodniczącego. Przeprosił on wówczas uczestników spotkania, jako że nie czuł się odpowiednią osobą do piastowania tego stanowiska. Popatrzyłem na niego i całe zaj-ście z podziwem i szacunkiem i sądzę, że to właśnie tej wizycie zawdzięczam, że sam dostąpiłem zaszczytu bycia wybranym ho-norowym członkiem obu tych stowarzyszeń. Gdyby powiedziano mi w tamtym czasie, że pewnego dnia tego doświadczę, odebrał-bym to jako niepoważne i nieprawdopodobne, tak jakby właśnie powiedziano mi, że zostanę wybrany królem Anglii.DARWIN. AUTOBIOGRAFIA

27

OKRES STUDIÓW

W CAMBRIDGE

W trakcie drugiego roku pobytu w Edynburgu uczęsz-czałem na wykłady Jamesona z geologii i zoologii, ale były one wprost niewyobrażalnie nieciekawe. Wyłącz-nym efektem, jaki na mnie wywarły, była determinacja, aby ni-gdy w życiu nie przeczytać książki traktującej o geologii i żeby w żaden inny sposób nie zgłębiać tej nauki. Miałem jednak po-czucie, że byłem gotów podejść do tego tematu od strony filo-zoficznej. Stary pan Cotton w Shropshire, który wiele wiedział o skałach, pokazał mi dwa czy trzy lata wcześniej w Shrewsbury dobrze znany głaz narzutowy, nazywany kamiennym dzwonem; powiedział, że nie ma drugiej takiej skały bliżej niż w Cumber-land lub w Szkocji, zapewniając mnie przy tym gorliwie, że za-nim ktoś odkryłby, w jaki sposób on się tam znalazł, nastąpił-by koniec świata. Wywarło to na mnie wielkie wrażenie i długo rozmyślałem na ten temat. Gdy po raz pierwszy przeczytałemDARWIN. AUTOBIOGRAFIA

28

o roli lodowca w transportowaniu głazów zachwyciłem się roz-wojem geologii. Równie uderzający jest fakt, iż ja, obecnie ledwie sześćdziesięciosiedmioletni człowiek, słyszałem wykład profeso-ra podczas terenowych wykładów w Salisbury Craigs, traktujący o rozpadlinach z ciałem migdałowatym na brzegach i utwardzo-nymi warstwami z każdej strony, wypełnionych skałami wulka-nicznymi, jakie znajdują się wszędzie wokół, powiedział, że była to szczelina wypełniona osadem z góry, dodając ironicznie, że byli także ludzie, którzy uważali, że było to wypełnienie zostało niejako wstrzyknięte z dołu w roztopionej formie. Kiedy myślę o tych wykładach, nie zastanawiam się już dłużej, dlaczego po-stanowiłem nigdy nie kierować się w stronę geologii.

Uczęszczając na wykłady Jamesona zapoznałem się z kusto-szem muzeum, panem Macgillivary, który w późniejszym czasie opublikował potężną i znakomitą książkę o ptakach Szkocji. Od-byłem z nim niezwykle interesującą rozmowę o historii natural-nej i był on wobec mnie niezwykle uprzejmy. Ofiarował mi kilka rzadkich muszli, jako że w owym czasie kolekcjonowałem – co prawda bez większego zapału – morskie mięczaki.

Moje letnie wakacje podczas tych dwóch lat całkowicie po-święcałem rozrywce, jednak zawsze miałem pod ręką jakąś książkę, której lekturze oddawałem się z zainteresowaniem. La-tem 1826 roku wraz z dwoma przyjaciółmi odbyłem długą pie-szą wycieczkę. Z plecakami przemierzyliśmy wówczas północną Walię. Maszerowaliśmy zwykle po trzydzieści mil dziennie, włą-czając w to wspinaczkę na Snowdon. Wraz z moją siostrą od-byłem również objazdową wycieczkę w północnej Walii, a nasz bagaż nosił w sakwach służący. Jesienią oddawałem się strzela-niu, głównie u pana Owena w Woodhouse i u mojego wuja Jo1

1 Josiah Wedgewood, syn założyciela Etruria Works.DARWIN. AUTOBIOGRAFIA

29

w Mear. Miałem tak wielki zapał do tego zajęcia, że przed strze-laniem zwykłem umieszczać swoje rozsznurowane obuwie przy nogach łóżka tuż przed pójściem spać, abym nie musiał tracić nawet pół minuty na szukanie ich rano. Pewnego razu w sierp-niu udałem się w odległe zakątki posiadłości Maer, na polowa-nie po ciemku, które polegało na tym, że strzał należało oddać zanim zwierzyna była widoczna. Potem cały dzień włóczyliśmy się z kierownikiem polowania przez gęste wrzosowiska i młode jodły szkockie.

Prowadziłem szczegółowy rejestr wszystkich ptaków, które zestrzeliłem w trakcie całego sezonu. Pewnego dnia w trakcie strzelania w Woodhouse z kapitanem Owenem, najstarszym synem i majorem Hillem, jego kuzynem (w późniejszym czasie lordem Berwickiem), których obu bardzo lubiłem, spostrzegłem jednak, bo wszystko wskazywało na to, że byłem wręcz hanieb-nie wykorzystywany, bowiem za każdym razem, kiedy strzelałem i wydawało mi się, że trafiłem ptaka, jeden z nich zachowywał się tak, jakby właśnie przeładowywał broń i krzyczał: „Nie możesz wliczać tego ptaka, jako że wystrzeliłem w tym samym czasie!”, a kierownik łowów, dostrzegając dowcip, wspierał ich w tym. Po kilku godzinach wyjawili mi swój żart, ale nie wydawał mi się on zabawny, jako że ustrzeliłem wiele ptaków, ale nie wiedziałem, jak wiele i nie mogłem dodać ich do mojej listy, którą zwykłem sporządzać robiąc węzeł na sznurku przywiązanym do butonier-ki. Moi nikczemni przyjaciele doskonale o tym wiedzieli.

Czerpałem ze strzelania ogromną przyjemność, ale wydaje mi się, że podświadomie musiałem również być zawstydzony za-pałem, jaki przejawiałem, ponieważ starałem się przekonać sam siebie, że strzelanie to zajęcie niemal intelektualne z racji tego, żeDARWIN. AUTOBIOGRAFIA

30

wymaga tak rozwiniętych umiejętności oszacowania, gdzie zna-leźć najwięcej zwierzyny i gdzie posłać psy.

Jedną z moich jesiennych wizyt w Maer w 1827 roku zapa-miętałem ze względu na spotkanie sir Johna Mackintosha, który był najlepszym rozmówcą, jakiego kiedykolwiek poznałem. Sły-szałem później, co wprawiło mnie w dumę, że powiedział: „Jest coś w tym młodym człowieku, co mnie ciekawi”. Musiało być to głównie w związku z tym, że spostrzegł, że słuchałem z wielkim zainteresowaniem wszystkiego, co mówił, jako że w tematach historii, polityki i moralnej filozofii przejawiałem ignorancję, jaką mógłby się poszczycić tylko wieprz. Taka pochwała z ust tak znakomitej persony, mimo pewnego połechtania próżności, jest, jak sądzę dla młodego człowieka czymś właściwym co pomaga utrzymać go w dobrym kierunku.

Moje wizyty w Maer w trakcie tych dwóch lub trzech nastę-pujących po sobie lat były wspaniałe, niezależnie od jesiennego strzelania. Można było tam wieść całkowicie spokojne życie, okolica sprzyjała spacerom i przejażdżkom, a wieczory wypeł-nione były przyjemnymi konwersacjami przy muzyce, nie tak osobistymi, jak to zazwyczaj bywa w trakcie dużych rodzinnych przyjęć. Latem cała familia zwykła siadywać na schodach stare-go portyku z kwiatowym ogródkiem na przodzie i linią drzew odbijającą się w jeziorze naprzeciw domu, z pojawiającą się to tu, to tam na powierzchni rybą lub przepływającym nieopodal wodnym ptakiem. Nic nie zostawiło w mojej pamięci żywszego wspomnienia niż te wieczory w Maer Byłem również niezwy-kle związany z moim wujem Josem i dotkliwie przeżyłem jego stratę. Był on cichy i zdystansowany, jak gdyby był raczej nie-zbyt przyjemną osobą, ale czasami rozmawiał ze mną otwarcie. Był zacnym mężczyzną z całkowicie bezstronnym osądem. NieDARWIN. AUTOBIOGRAFIA

31

wierzę, że istnieje na świecie siła, która choćby o cal mogłaby odwieść go od przekonań, które uważał za słuszne. Zwykłem recytować do niego w myślach dobrze znaną odę Horacego, której obecnie już nie pamiętam, w której wybrzmiewały słowa: „nec vultus tyranni”.

Po spędzeniu dwóch semestrów w Edynburgu, jak domyślał się mój ojciec lub co zasłyszał od moich sióstr, nie czułem się dobrze z myślą o staniu się lekarzem, dlatego też zasugerował, że może powinienem zostać duchownym. Żarliwie przeciwsta-wiał się mojej transformacji w sportowca, co wówczas jawiło mi się jako mój potencjalny cel. Poprosiłem o czas do namysłu, po-nieważ wobec tego, co dotychczas słyszałem i na gruncie moich własnych przemyśleń miałem skrupuły wobec zadeklarowania swojej wiary w dogmaty kościoła anglikańskiego. Z drugiej jed-nak strony przyjemną wydawała się myśl o zostaniu wiejskim pastorem. Z pasją czytałem „Ekspozycję kredo” Pearsona i kil-ka innych książek traktujących o boskości i tak jak wówczas nie wątpiłem w ścisłą i dosłowną prawdę każdego zawartego w Biblii słowa, tak wkrótce przekonałem się, że nasze wyznanie wiary musi być w pełni zaakceptowane.

Biorąc pod uwagę to, jak żarliwie byłem krytykowany przez ortodoksyjnych wyznawców tej religii, fakt, że chciałem kiedyś zostać pastorem, wydaje się być niedorzecznością. Nigdy było to jednak moim prawdziwym celem, a chociaż mój ojciec nigdy oficjalnie nie wycofał się z tego zamysłu, plan ten umarł śmiercią naturalną kiedy, opuszczając Cambridge, dołączyłem do załogi okrętu Beagle, zajmując na nim stanowisko przyrodnika. Jeśli można ufać frenologom, pod jednym względem zaiste nadawa-łem się na pastora. Parę lat temu sekretariat niemieckiego sto-warzyszenia psychologicznego w poważnym liście zwrócił sięDARWIN. AUTOBIOGRAFIA

32

do mnie z prośbą o moją fotografię i jakiś czas później otrzy-małem zapowiedź z jednego ze spotkań, i wyglądało na to, że przedmiotem powszechnej dyskusji ma być kształt mojej głowy i jeden z mówców zadeklarował, że dar bezczelności rozwinąłem wystarczająco, by obdzielić nim dziesięciu księży.

Jako że zadecydowano, iż powinienem zostać klerykiem, było koniecznym, żebym udał się na jeden z angielskich uni-wersytetów celem uzyskania tytułu, jednak z racji tego, że nie otworzyłem żadnej klasycznej książki od czasów ukończenia szkoły, ku mojemu przerażeniu okazało się, że w ciągu dwóch lat zapomniałem, jakkolwiek niesamowitym może się to wy-dawać, prawie wszystko, czego się nauczyłem – nawet niektóre z liter greckiego alfabetu. Nie udałem się zatem do Cambridge w październiku, ale pracowałem z prywatnym korepetytorem w Shewsbury, a naukę na uniwersytecie podjąłem po przerwie świątecznej, w początkach 1828 roku. Szybko odzyskałem moją szkolną wiedzę i mogłem bez większego trudu tłumaczyć greckie dzieła o umiarkowanym stopniu skomplikowania, takie jak dzie-ła Homera czy grecki Nowy Testament.

Okres trzech lat, które spędziłem na Cambridge, był zmarno-wany tak doszczętnie, jak czas spędzony w szkole w Edynbur-gu. Wybrałem matematykę, a latem 1828 roku udałem się nawet z prywatnym korepetytorem do Barmouth, ale nauka szła mi opornie. Odbierałem ją jako wyjątkowo okropną, głównie dlate-go, że nie dostrzegałem żadnego sensu w zgłębianiu podstawo-wych zagadnień algebry. Ten brak cierpliwości był głupotą i po czasie zacząłem głęboko żałować, że nie zaszedłem wystarczają-co daleko, żeby przynajmniej być w stanie zrozumieć podstawo-we zasady matematyki, jako że ludzie, którzy je opanowali, zdają się mieć więcej rozsądku. Nie wierzę jednak, że kiedykolwiekDARWIN. AUTOBIOGRAFIA

33

mógłbym opanować matematykę w stopniu wyższym niż podsta-wowy. Mimo szacunku do klasyków nie zrobiłem w tym kierun-ku nic poza uczestnictwem w kilku podstawowych wykładach, w trakcie których moja obecność była właściwie tylko symbo-liczna. W trakcie mojego drugiego roku musiałem przyłożyć się przez miesiąc czy dwa, żeby zaliczyć pierwszą część egzaminu dyplomowego, co zresztą przyszło mi z łatwością. Również na ostatnim roku pracowałem wyjątkowo gorliwie, aby uzyskać ty-tuł bakałarza, i w tym celu odświeżyłem swoją klasyczną wiedzę do społu z algebrą i Euklidesem, co w toku dalszej edukacji dało mi wiele przyjemności. Aby zdać egzamin dyplomowy musiałem również zapoznać się z książkami „Evidences of Christianity” i „Moral Philosophy” Paleya. Wykonałem to zadanie dokładnie i jestem przekonany, że mógłbym odtworzyć z pamięci całość „Evidences” Paleya całkowicie poprawnie, choć oczywiście nie dokładnie tym samym językiem, którym posługiwał się autor. Logika tej książki i, pozwolę sobie dodać, również jego „Natural Theology”, dały mi tak wiele przyjemności jak dzieła Euklidesa. Uważne studiowanie tych prac, bez prób wyuczenia się ich na pamięć, było jedynie częścią mojej akademickiej edukacji, która – jak wówczas czułem i w co do dziś wierzę – była choćby odro-binę użyteczna w toku kształtowania się mojego umysłu. Nie analizowałem wówczas szczegółowo twierdzeń Paleya i, biorąc je na wiarę, byłem zauroczony i pełen wiary w jego argumen-tację. Dobrze odpowiadając na pytania egzaminacyjne z Paleya, radząc sobie z Euklidesem i nie pogrążając się w temacie klasy-ków, uzyskałem dobry wynik na tle osób, które nie nastawiały się na szczególne zaszczyty i wyróżnienia. Co ciekawe nie jestem pewien, które dokładnie miejsce zajął na tle grupy mój wynik,DARWIN. AUTOBIOGRAFIA

34

ale pamięć podpowiada mi miejsca na liście pomiędzy piątym, dziesiątym albo dwunastym.

Na Uniwersytecie odbywały się publiczne wykłady z różnych dziedzin, na których obecność nie była obowiązkowa. Po do-świadczeniach z Edynburga miałem tak dość tej formuły zajęć, że nie pojawiłem się nawet na elokwentnych i interesujących wystą-pieniach Sedgwicka. Gdybym ich nie opuszczał, prawdopodob-nie zostałbym geologiem znacznie wcześniej. Wziąłem jednak udział w wykładach Henslowa o botanice i spodobały mi się ze względu na przejrzystość i wspaniałe ilustracje; nie studiowałem jednak botaniki. Henslow zwykł zabierać swoich uczniów, włą-czając w to kilku starszych członków uniwersytetu, na wyciecz-ki terenowe, piesze lub autokarowe, do odległych miejsc lub też barką w dół rzeki, i uczył o rzadszych okazach roślin i zwierząt, które mogliśmy zaobserwować. To były zachwycające wyprawy.

Chociaż, jak możemy zauważyć, w moim życiu w Cambridge były dobre momenty, czas spędzony tam przeze mnie był cał-kowicie zmarnowany, a nawet więcej niż zmarnowany. Z mojej pasji do strzelectwa, polowania i podróżowania po kraju, znala-złem się w drużynie sportowej wraz z grupą zmitrężonych, bez-myślnych młodych ludzi. Zwykliśmy jadać wspólnie wieczorami, chociaż te kolacje często odbywały się w towarzystwie wyżej po-stawionych ludzi. Czasem również piliśmy za dużo, śpiewaliśmy wesoło i graliśmy w karty. Wiem, że powinienem wstydzić się tamtych dni i wieczorów, ale jako że niektórzy z moich znajo-mych naprawdę dali się lubić, a wszyscy byliśmy w znakomitych humorach, nie potrafię sięgać pamięcią do tych czasów bez od-czuwania przyjemności.

Jednakowoż cieszy mnie myśl, że miałem wielu różnych wy-wodzących się z wielu różnych dziedzin nauki. Byłem bliskoDARWIN. AUTOBIOGRAFIA

35

z Whitleyem, który w przyszłości został wranglerem seniorem, i chadzaliśmy razem na długie spacery. Zaszczepił on we mnie zamiłowanie do obrazów i dobrych rycin, z których potem wiele kupiłem. Często odwiedzałem Fitzwilliam Gallery i mój zmysł artystyczny musiał być raczej dobry, jako że podziwiałem zde-cydowanie najlepsze obrazy, które potem omawiałem ze starym kustoszem. Z ogromnym zainteresowaniem czytałem również książkę sir Joshuy Rynoldsa. Zmysł ten, choć nie przyrodzony dla mnie, utrzymał się przez wiele lat i wiele z obrazów z londyń-skiej Galerii Narodowej dało mi wiele przyjemności; ten Seba-stiana del Piombo wzbudził we mnie podniosłe uczucia.

Znalazłem się również w grupie muzycznej, jak mi się wydaje za sprawą mojego przyjaciela o wielkim sercu, Herberta, który osiągnął stopień „senior wrangler”, czyli wybitnego prymusa. Za sprawą zadawania się z tymi ludźmi i przysłuchiwaniu się ich grze, rozwinąłem w sobie silny zmysł muzyczny i zwykłem plano-wać swoje spacery tak, by w ciągu tygodnia móc usłyszeć hymn płynący z kaplicy King’s College. Zapewniało mi to intensywną przyjemność, czasem powodując dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa. Jestem pewien, że w odczuciach tych nie było nic udawanego ani żadnej imitacji, jako że zwykłem spacerować do King’s College w samotności, a czasami zatrudniałem członków chóru, żeby śpiewali u mnie w domu. Niemniej jednak jestem całkowicie pozbawiony słuchu muzycznego, nie jestem w stanie wychwycić fałszu czy poprawnie zanucić melodii. Pozostaje dla mnie tajemnicą, w jaki sposób mogłem czerpać przyjemność ze słuchania muzyki.

Moi uzdolnieni muzycznie przyjaciele wkrótce dostrzegli mój problem i niekiedy zabawiali się, każąc mi zdać egzamin, który składał się z ustalenia, jak wiele dźwięków będę potrafił rozpoznać,DARWIN. AUTOBIOGRAFIA

44

w „Magazynie filozoficznym”5, dom doszczętnie spalony przez ogień nie opowiedział swojej historii jaśniej niż ta dolina. Gdy-by ten teren nadal był wypełniony lodowcem, zjawiska byłyby mniej wyraźne niż są obecnie.

W Capel Curig opuściłem Sedgewicka i udałem się w pro-stej linii wytyczonej za pomocą kompasu i mapy przez góry do Barmouth, nigdy nie podążając żadnym szlakiem, chyba że aku-rat zbiegał się z moim kursem. W ten sposób dotarłem do dziw-nych dzikich miejsc i bardzo spodobał mi się ten sposób podró-żowania. Odwiedziłem Barmouth, aby zobaczyć kilku przyjaciół z Cambridge, którzy mieli tam swoje odczyty, a stamtąd powró-ciłem do Shrewsbury i do Maer udając się na strzelanie. W owym czasie pomyślałbym, że oszalałem, gdybym poświęcił choć jeden z pierwszych dni polowania na kuropatwy na rzecz geologii czy jakiejkolwiek innej nauki.

5 „Philosophical Magazine”, 1843.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: