- W empik go
Dawno, dawno temu... - ebook
Dawno, dawno temu... - ebook
Bajka "Dawno, dawno temu..." adresowana jest do wszystkich czytelników bez względu na wiek.
Jest to opowieść o stworzonkach żyjących w wielkiej puszczy. Te małe stworki na zimę zapadają w sen. Jednak pewnej zimy coś budzi ich z objęć słodkich snów. Zaniepokojone postanawiają sprawdzić, co się takiego stało. To czego się dowiedziały wprawiło ich w zdumienie i wywołało ogromny niepokój.
Wiedzą, że same sobie nie poradzą. Udają się więc do swojej przyjaciółki, czarodziejki Urszuli. Czy jednak Urszula zdoła im pomóc? Jakie niebezpieczeństwo czyha na leśne stworki?
Agata Chmielewska
Będąc mała dziewczynką marzyłam, że zostanę wielką pisarką lub sławną malarką, lub bardzo dobrym adwokatem, który będzie stawał w obronie niesłusznie skazanych.
Życie jednak zweryfikowało moje marzenia. Nie jestem tym kim chciałam być, mimo to nie żałuję swoich marzeń, bo póki jeszcze żyję to wszystko może się zdarzyć.
Mam za to wspaniałe córki , kochającego męża, psa, kota, chomika, rybki w akwarium, pełne półki książek i to jest mój cały świat.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7859-340-9 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W ogromnym lesie położonym za górami, za lasami, gdzie obok rozłożystych dębów rosły wysmukłe jodły, szerokie świerki i wysokie sosny, a pierwsze promienie słońca pieściły oszronione pnie drzew, właśnie wtedy leśną ciszę przerwał przeraźliwy jazgot, do którego dołączył dziwny głuchy odgłos, po nim jeszcze jeden i jeszcze. Następne zlały się z ostrym, przenikliwym dźwiękiem, warkotem, dziwnymi trzaskami i okrzykami. To wszystko wzbudziło niepokój wśród leśnych mieszkańców, a biały puch, skrywający stary, zmurszały pień poruszył się. Spod niego wynurzyły się trzy maleńkie postacie. Stworzonka z trwogą i zaciekawieniem rozglądały się, ale nie widząc niczego niepokojącego, ponownie schowały się pod pniem, bo drgania ziemi przerażały tak bardzo, że wolały ponownie skryć się w zacisznym miejscu. Tam bowiem miały królestwo, gdzie pośród korzeni wiły się korytarze z małymi komnatkami, które zamieszkiwały stworzonka. Owe istotki nie były ani skrzatami, ani krasnalami. Ot, znalazły się w tej leśnej głuszy nie wiadomo kiedy, ani nie wiadomo skąd. Ich uczynność zjednała przychylność mieszkańców lasu i od pradawnych czasów wszyscy żyli w zgodzie. To podziemne królestwo składało się z mnóstwa korytarzy, wydrążonych pomiędzy dębowymi korzeniami, przy których znajdowały się małe komnatki. W największej, pomalowanej na niebiesko, ze złoconymi meblami, mieszkał król Brodzisław Śpiący, który dwa lata wcześniej został wybrany na króla z racji wieku, po tym jak jego poprzednik zamienił się w kroplę rosy. Następną komnatę zajmował królewski doradca i przyjaciel Papcik. Właśnie tego poranka król smacznie spał, kiedy obudziło go gwałtowne potrząsanie za ramię.
– Hola, hola, królu, obudź się! Hej, królu, obudź się, coś złego dzieje się w lesie! – krzyczał Papcik do królewskiego ucha, ale monarcha ani drgnął.
– No już, otwieraj oczy, bo jak nie to poleję cię wodą! – nie odpuszczał Papcik, próbując ściągnąć pierzynkę z króla, ale ten trzymał mocno, a jeszcze mocniej zaciskał powieki. Szarpali się tak kilka minut, aż w końcu król nie wytrzymał i sennym głosem zapytał:
– A cóż to się stało, mój drogi, że taki rwetes czynisz?
– Jak to? Nie słyszałeś królu huku i nie czułeś, jak dąb zadrżał?
– Nie...! – ziewnął szeroko Jego Wysokość i z ociąganiem podniósł się z łóżka. Bosą stopą wymacał kapciuszki, założył szlafrok i przeciągnął się, aż kości zatrzeszczały.
– Dobrze, powiedz, co się dzieje? – zapytał, drapiąc się po rozczochranej czuprynie. Papcik poprawił nocną czapeczkę, wciągnął głęboko powietrze i rzekł:
– To było tak. Spałem sobie smaczniutko w łóżeczku i śniło mi się, że jem czerwone, pachnące, słodkie poziomki, kiedy nagle poczułem, jak łóżko poruszyło się. Zerwałem się na równe nogi i w tym momencie zaplątałem w kołderkę i runąłem na podłogę – Papcik smutno zakończył pierwszą część opowieści.
- O, jakiego mam guza! – dodał, pokazując na czole ogromną, sinoczerwoną gulę.
– No, no, nieźle przyłożyłeś – z zainteresowaniem przyglądał się król, dodając – a co do hałasu, czy już wiesz, co się stało?
– Jeszcze nie. Wyszliśmy na zewnątrz, ale w pobliżu nic się nie dzieje – odrzekł Papcik, przykładając zimny okład na czoło.
– To co proponujesz?
– Uważam, że trzeba udać się dalej, poza polanę i sprawdzić, co jest powodem tego strasznego hałasu. Dobrze by było odwiedzić naszą przyjaciółkę Urszulkę, powinna wiedzieć, co to za niepokojące odgłosy.
– Dobrze, dobrze, ale… – dodał Brodzisław zatroskanym głosem, rozglądając się nieporadnie wokół. – A nie widziałeś przypadkiem, drogi Papciku, mojej korony ?
Papcik rozejrzał się po komnacie i przecząco pokręcił głową.
– Nie, nigdzie nie widzę.
– Hmm..., gdzie ją znów położyłem? – zastanawiał się, drapiąc się w głowę.
Nagle krzyknął.
– Już wiem!
Błyskawicznie wczołgał się pod łóżko i wyciągnął zagubioną koronę. Przetarł rękawem szlafroka i delikatnie położył na stoliku.
– W taki razie musimy zwołać wszystkich i przedyskutować problem. Ale teraz, mój drogi Papciku, ogarnę się troszeczkę, a i ty przebierz się, bo w szlafmycy i koszuli nocnej nie wypada pokazywać się kolegom.
– Dobrze! Masz rację, królu – odpowiedział zawstydzony Papcik.
– A do zwołania mieszkańców wykorzystamy ten nowy wynalazek Fasolki. Wreszcie będziemy mieli okazję sprawdzić to urządzenie.
– Wspaniały pomysł, sam jestem ciekaw, jak to działa – powiedział król, podchodząc do małej, czarnej skrzyneczki stojącej na nocnym stoliku.
– To pędzę. Powiem kucharzowi Chochelce, żeby przygotował coś do jedzenia. Narada może potrwać – powiedział Papcik, znikając za drzwiami.
Król pokiwał głową, podrapał się po brodzie, pomruczał pod nosem i poczłapał do maleńkiej łazienki, wyłożonej błękitnymi kafelkami.