Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja
  • Empik Go W empik go

Decyzje Bora - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
31 lipca 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Decyzje Bora - ebook

„Decyzje «Bora»” to opowieść o życiu pierwszoplanowej postaci w polskiej historii – której losy są wciąż bardzo mało znane szerszej publiczności. Każdy rozdział książki odpowiada kolejnemu etapowi życia Bora-Komorowskiego – pozwala nam poznać go jako kawalerzystę, olimpijczyka, który najpierw sam brał udział w zawodach, a potem prowadził polską drużynę hippiczną; przywódcę konspiracyjnych struktur, dowódcę powstania warszawskiego, a po wojnie ważnego polityka polskiej emigracji w Londynie.

Tadeusz Komorowski znany jest przede wszystkim z decyzji podjętej w lipcu 1944. Autor książki Wojciech Rodak w detaliczny sposób rekonstruuje moment jej podjęcia, a także wydarzenia, które do niego doprowadziły.

Książka ta pozwala poznać Bora-Komorowskiego nie tylko jako wojskowego, polityka i dyplomatę, ale również od strony prywatnej: jako syna, męża, ojca. Dzięki szczególnej formule książki – autobiografii, biografii i montażu świadectw – możemy zobaczyć życie bohatera widziane z różnych perspektyw: zarówno jego oczami, jak i rodziny, bliższych i dalszych współpracowników oraz postronnych obserwatorów. Każda z osób, której głos został przytoczony w książce, miała swoją opinię na temat „Bora” i podejmowanych przez niego decyzji – dzięki tej różnorodnej perspektywie czytelnik również może wyrobić sobie własną.

 

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67820-20-2
Rozmiar pliku: 34 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD WYDAWCY

Księga paradoksalna. Bo też paradoksalny jest los, o którym opowiada. „Bór” – jako pseudonim, stygmat – zapewne mógłby być znakiem Rzeczpospolitej, skoro ta postawiła Tadeusza Komorowskiego w najwyższych swych przedstawicielskich rolach. Obiektywnie postać pierwszoplanowa, o wyjątkowym znaczeniu w polskiej historii XX wieku, a przy tym człowiek, który jak gdyby odruchowo sam schodzi z cokołu.

Wywyższanie Bora-Komorowskiego spotkało człowieka skromnego, niepartykularnego, nieustannie akcentującego swoją służebność. Traktowanie publicznej powinności jako uzasadnienia dla własnych wyborów raczej nie prowadziło w ubiegłowiecznej Polsce do powszechnej aprobaty – „Bora” częściej spotykał zarzut braku charyzmy, wodzowskiej stanowczości. A jednak ciągle rósł, stając na czele polskich emanacji – kawalerii, konspiracji, powstania, emigracji politycznej. Znaczący i w czasie katastrofy wojennej, i w okresie powojennej podległości Kraju.

W tej człowieczej historii zawartych jest wiele pozornych przeciwieństw. Hrabia – wyzuty z wszelkiego majątku. Waleczny kawalerzysta – który najbliżej śmierci znalazł się niesiony końmi mechanicznymi. Olimpijczyk – zapamiętany jako szef ekipy hippicznej, choć nieuczestniczący w zawodach. Komendant podziemia, ponoć bezkształtny, a jednoczący przeciwstawne formacje wojskowe. Wódz – potrafiący całkowicie przemilczeć prowadzoną przez siebie odprawę. Polityk – zachowujący społeczną wrażliwość. Choć obecny jest w historiografii głównie za sprawą jednej swojej decyzji, to i inne, także niepodejmowane na pokaz, miały wpływ na kształt polskiej przeszłości.

Dla KARTY postać Generała stała się poznawczym wyzwaniem wraz z decyzją Adama Komorowskiego, mieszkającego w Warszawie, by do naszego Archiwum przekazać spuściznę Ojca, przechowywaną w domu. Odrębną częścią tego zbioru okazały się oryginały prac Eugeniusza Romiszewskiego, który przez wiele lat gromadził materiały do biografii Tadeusza Komorowskiego, ale jej nie dokończył i nie wydał. Perspektywa tej kolekcji uświadomiła nam dobitnie, że nie powstał żaden całościowy obraz życia człowieka, który liczbą najwyższych tytułów mógłby się w XX wieku mierzyć jedynie z Józefem Piłsudskim.

Ta księga życia stała się jednym z najbardziej karkołomnych przedsięwzięć dokumentacyjnych i wydawniczych KARTY. Już na jego wstępie okazało się, że Armia podziemna, podpisana Generałem, jest świadectwem wojennym nie tylko jego, lecz jak gdyby całej formacji, która niejako na jego nazwisku oparła swe uzasadnienia akcji podziemnej, prowadzącej do powstania powszechnego. Wojciech Rodak, zestawiający księgę Decyzje „Bora” wyłuskiwał osobiste wątki tamtego zapisu z panoramy działań Armii Krajowej. Zapewne reakcja na tę edycję przyniesie dalsze uściślenia.

Ogromny dorobek Romiszewskiego – i jego tekst autorski, i liczne wywiady z polską generalicją wojenną na Zachodzie – zasugerował nam po raz pierwszy połączenie trzech gatunków: właśnie biografii, autobiografii (tekstów samego „Bora”) i montażu świadectw – by można też było w narracji użyć głosów innych osób. W ostatecznym zapisie więcej jest cytatów z rozmów prowadzonych przez Romiszewskiego niż jego własnego tekstu. Niemniej Eugeniusz Romiszewski jest oczywistym prekursorem naszej pracy.

Generał „Bór” nie ma pomników. Można by jednak uznać, że uhonorowanie w 1995 roku Tadeusza Komorowskiego godnością najwyższą – Orderem Orła Białego – stanowi formę oceny całego życia, w setną rocznicę jego urodzin. Było inaczej; pośmiertnie Ordery przyznano wtedy kilkuosobowej grupie dowódczej okresu II wojny, także tym, którzy latem 1944 poprowadzili do powstania. A to już jednoznaczne nie było. Decyzja o rozpoczęciu działań zbrojnych w Warszawie, formalnie podjęta przez Dowódcę AK, była jednak wypadkową nastawień wszystkich władz RP – i na Uchodźstwie, i w Kraju; a w niemałym stopniu ich spektakularnej nieodpowiedzialności. „Orła Białego” przyznano nawet temu z generałów, który w lipcu 1944 przyjmował za zasadne całopalne poświęcenie stolicy i jej ludności. To szaleństwo nie cechowało Generała „Bora”.

Pojawiające się czasem twierdzenia, że kolejne decyzje wywyższające Tadeusza Komorowskiego ponad innych pretendentów do najwyższych stanowisk wynikały nie tyle z jego wybitnych przymiotów, co z niepokornych, zbyt wyrazistych cech konkurentów – wystawiają „Borowi” najlepsze świadectwo. W kraju, w którym zbyt często do ról przywódczych dochodzą osoby o autorytarnej psychice, człowiek powściągliwy, przyjazny otoczeniu, otwarty na innych – jest w takiej roli budującym wyjątkiem. Nawet to, że Generał nie był w stanie z oddaniem i narracyjnym wigorem opowiadać o powstaniu, może być potwierdzeniem. Widząc gigantyczną katastrofę, jaką przyniosła decyzja z 1 sierpnia 1944, dowódca, który ją podjął, mógł być tak przytłoczony ciężarem odpowiedzialności.

W całej drodze Generała, do i od powstania, można dostrzec zasadniczą zmianę akcentu – z mobilizacji wojskowej na społeczną. Tak też było z Polską w XX wieku: do II wojny motywacja mundurowa, po klęsce wojennej aktywizacja obywatelska. Od początku 1945 roku żadna polska formacja zbrojna nie miała wpływu na bieg geopolitycznych wydarzeń; jakiekolwiek koncepty militarne nie przyniosłyby odzyskania niepodległości. Były Dowódca sił krajowych i Wódz struktur powojennych, gdy tylko zaczął przyjmować zadania polityczne, potrafił publicznie wypowiadać się w imię racji społeczeństwa, podkreślając rangę swego kraju, ale już nie jego oręża.

Armię podziemną można zapewne traktować jako akord końcowy krajowej mobilizacji zbrojnej. Po Jałcie takie formacje nie miały perspektyw. To, że książkę podpisuje Bór-Komorowski, jest jednym z paradoksów tej opowieści. W istocie nie był jej głównym autorem, dał sprawie nazwisko. Czy to jednak na pewno była jego sprawa? Czy człowiek, który w momencie całkowitej klęski ogłoszonego przez siebie powstania zostaje Wodzem Naczelnym Polskich Sił Zbrojnych, może mieć jakąkolwiek skłonność do propagandowych uwzniośleń? Wydaje się, że akurat nie „Bór” – w czasie, w którym książka pierwotnie powstawała, jako The Secret Army.

W ostatnich dwóch dekadach życia Generała w zasadzie pasowano na polityka – bo raczej z nominacji niż predyspozycji. Dotychczasowa nieideologiczna motywacja wojskowego patrioty: walka o Ojczyznę wolną i niepodległą, dopełniona została o pojałtańskie hasło: i całą! Na „całą” nie było już najmniejszych szans. To, czego nie udało się dokonać zbrojnie, tym bardziej niemożliwe było w polityce powojennej, a postulat „całej” stawał się jedynie anachronizmem.

Polska jako wartość najwyższa, bezwzględna, oddanie Jej – to niekwestionowana linia przedstawionego życia. Tym razem jednak nie Ona jest głównym tematem, ale On.

WARSZAWA, PAŹDZIERNIK 2023
ZBIGNIEW GLUZA

Ulica Pułaskiego (obecnie Parkowa) we Lwowie, około 1915. Fot. Marek Münz / Biblioteka NarodowaKORCZAK
(1895–1913)

Z biografii

Tadeusz Komorowski urodził się 1 czerwca 1895 w folwarku Chorobrów, który należał do majątku Glinna, położonego około 40 kilometrów na zachód od Tarnopola, w zaborze austriackim. Był najmłodszym z trojga dzieci Mieczysława i Wandy Komorowskich. Wcześniej przyszli na świat jego siostra Jadwiga (ur. 1891) i brat Władysław (ur. 1892).

Mieczysław Komorowski pochodził z galicyjskiej rodziny szlacheckiej, legitymującej się rodowodem sięgającym XV wieku, herbem Korczak, a także tytułem hrabiowskim potwierdzonym przez Austriaków. Z tego rodu wywodziło się paru senatorów I Rzeczpospolitej, Prymas Polski Adam Ignacy Komorowski, a także kilku powstańców listopadowych. Jednak sam pan Mieczysław posiadał niewiele poza wspomnieniami o utraconych włościach przodków i szeroko rozgałęzionymi koligacjami w sferach ziemiańsko-arystokratycznych. Zajmował się administrowaniem majątkiem Glinna, należącym do swojej ciotki, Zofii z hrabiów Komorowskich baronowej Czechowiczowej. Ojciec Tadeusza przyszedł w nim na świat w 1860 roku, mieszkał od dziecka, znał go jak własną kieszeń, więc był pewny, że bezdzietna krewna zapisze mu go w spadku.

Matka Tadeusza, Wanda z Zaleskich herbu Prawdzic, urodzona w 1863 roku, była córką powstańca styczniowego. Jej ojciec Marcin Zaleski był ostatnim wybranym marszałkiem szlachty z powiatu dubieńskiego. Za udział w konspiracji antycarskiej został skazany na 10 lat zesłania w głąb Rosji i konfiskatę rodowej posiadłości Semidoby na Wołyniu. Na wygnaniu towarzyszyły mu żona, Jadwiga z Iwanowskich, wraz z córką. W 1873 roku cała rodzina osiadła w majątku w Sołomnej pod Wołoczyskami. Tadeusz często bywał tam jako dziecko, gdy wraz z matką i rodzeństwem odwiedzał babcię – dziadek, Marcin, zmarł jeszcze przed jego narodzeniem, w 1891 roku.

Rodzeństwo Komorowskich w majątku ich wuja Zaleskiego. Z przodu od lewej Tadzio (siedzi w wózku), Władek i Jadzia. Sołomna, 1896

Mieczysław hr. Komorowski, ojciec Tadeusza

Władysław, Tadeusz i Jadwiga z matką Wandą z Zaleskich Komorowską w Chorobrowie należącym do majątku Glinna

Tadeusz Komorowski, 1904

Wanda Zaleska i Mieczysław Komorowski pobrali się jesienią 1890 w Krakowie, następnie osiedli w Chorobrowie. Ich dzieci wychowywały się we dworze najpierw pod opieką guwernantki Aleksandry, a następnie nieodzownej w tym środowisku bony francuskiej. Tadeusz potem z lekka grasejował również w języku polskim . Jeżeli miał do tego wrodzone skłonności, zapewne Francuzka dokładała wszelkich starań, by utrwaliły się one w wymowie chłopca.

Naukę jazdy konnej chłopcy rozpoczęli bardzo wcześnie – Tadeusz zżył się z końmi od dziecka. Kiedyś ojciec zabrał synów do Lwowa na wyścigi konne. Wrócili oczarowani barwnymi strojami jeźdźców. Babka Jadwiga Zaleska poleciła uszyć im takie same stroje i odtąd uganiali się konno, czując się jak prawdziwi dżokeje.

Zresztą Wanda Komorowska często zabierała dzieci do majątku Sołomna, gdzie mieszkała jej matka, położonego za graniczną rzeką Zbrucz, czyli już po stronie rosyjskiej. Babka Jadwiga, pragnąc wyrobić w dzieciach zmysł gospodarski i poczucie odpowiedzialności, przydzielała każdemu z nich ogródek do uprawiania oraz psy i koty, o które musieli się troszczyć. Podczas jednej z tych wizyt kolejną pasję rozbudził w Tadeuszu wuj Bohdan Zaleski. Powierzał on małoletniemu siostrzeńcowi strzelbę myśliwską i zabierał na polowania. Spokojny i uważny chłopiec wyrobił się z czasem na wytrawnego strzelca.

Z okresu wczesnego dzieciństwa Tadeusz Komorowski wyniósł przywiązanie do ziemi, umiłowanie przyrody i gospodarowania na wsi. Niestety ten beztroski okres skończył się dla niego szybko.

CHOROBRÓW, 1895–1905

Z przekazu rodzinnego

Majątek w Chorobrowie należący do Glinny, był własnością baronowej Czechowiczowej, która była wspólną ciotką – zarówno Mieczysława, jak i Wandy. Ponieważ była bezdzietna, pierwotnie zapisała w testamencie cały majątek Mieczysławowi. Lecz później zmieniła zdanie.

Młodsza siostra Mieczysława Komorowskiego, Maria, w 1894 roku wyszła za mąż za Tadeusza Rozwadowskiego, przyszłego słynnego generała. W jakiś czas później ojciec wojskowego, Tomisław Rozwadowski, zaczął przekonywać baronową Czechowiczową, że może lepiej byłoby przepisać Glinnę wraz z Chorobrowem na jego syna i synową. Starsza kobieta uległa jego szarmowi i perswazji – zmieniła testament po jego myśli.

ZE ZBIORÓW BIBLIOTEKI NARODOWEJ

Lwów, pocztówka z 1908 roku

Gdy baronowa zmarła , Mieczysław Komorowski był straszliwie zawiedziony treścią testamentu. Musiał się zadowolić skromną rentą zapisaną przez ciotkę. Wobec siostry i jej męża zachował się honorowo: niedługo po zgonie ciotki Czechowiczowej wyprowadził się z Chorobrowa. Cała ta sprawa w pewnym sensie złamała mu życie. Kiedyś wylewny i szarmancki, zaczął popadać w coraz głębszą depresję. Czuł się zdegradowany, poniżony. Nie był zdolny do jakiejkolwiek pracy. Zaczął pić.

CHOROBRÓW/LWÓW, 1905

Z biografii

Po utracie Chorobrowa Komorowscy przenieśli się do Lwowa. Wynajęli mieszkanie w domu przy ulicy Pułaskiego 7, tuż przy bramie rozległego parku Stryjskiego. Owa kamienica należała do Laury Małachowskiej, ich dobrej znajomej. Zresztą wokół nie brakowało zaprzyjaźnionych domów. Numer 3 należał do Stanisława Małachowskiego, a numer 5, tuż obok, do Zofii z Rudnickich Rościszewskiej; zaglądał tam nieraz Klemens Rudnicki . Mieczysław Komorowski miał więc na miejscu swoje towarzystwo, ale zapewne bolał, że nie stać go już było na prowadzenie domu otwartego i musiał ograniczać się do roli gościa przesiadującego u innych.

Dzieci były jeszcze za małe, by przejmować się kłopotami rodziców. Jadwiga zaczęła uczęszczać do żeńskiej szkoły przy klasztorze Sióstr Sacré Coeur, a jej dwaj bracia przygotowywali się do nauki w gimnazjum. Na wakacje nadal wyjeżdżali do krewnych na wieś, ale Lwów dla Tadeusza i Władysława także miał swoje uroki – przede wszystkim położony tuż pod bokiem park Stryjski. Bracia razem z rówieśnikami nieraz zakłócali jego ciszę wrzawą wojenną – okrzykami bojowymi, gonitwami i pojedynkami na „broń białą”.

Wanda z Zaleskich Komorowska z córką Jadwigą

Zresztą, gęsto zadrzewiony park Stryjski miał o wiele więcej atrakcji i przyciągał tłumy lwowian. Po Wystawie Krajowej z 1894 roku pozostały w nim pawilony, a przede wszystkim Pałac Sztuki. Znajdował się tutaj lunapark, rozbrzmiewający muzyką i wybuchami śmiechu, a także plac Wystawowy, gdzie odbywały się wielkie festyny. Na terenie parku znajdowała się także rotunda Panoramy Racławickiej – prawdziwa świątynia patriotyzmu w czasach zaborów. Tam każdy na własne oczy mógł zobaczyć Naczelnika Tadeusza Kościuszkę i jego chłopów zdobywających z kosami armaty. A w dolinie koło stawu stał pomnik Jana Kilińskiego, bohatera tej samej insurekcji.

FOT. MAREK MÜNZ / BIBLIOTEKA NARODOWA

Pomnik Jana Kilińskiego w parku Stryjskim. Lwów, około 1925 roku

Gdy Tadeusz zaczął chodzić do gimnazjum, znalazł się w zupełnie innej atmosferze, niż panowała w jego domu. Państwo Komorowscy nie mieli pieniędzy, aby posłać synów do snobistycznego prywatnego gimnazjum C.K. Radcy Karola Petelenza. Dlatego też obaj bracia stali się uczniami VIII państwowego gimnazjum. Szkoła mieściła się przy placu Cłowym, na rogu ulic Czarnieckiego i Łyczakowskiej. Najpierw, od 1905 roku, była to filia V gimnazjum państwowego, która potem usamodzielniła się. Jej dyrektorem był Stanisław Schneider, „wysoki pan, majestatycznej postawy, z dużą białą brodą”. Od 1905 roku Tadeusz Komorowski uczęszczał do jednej klasy z Jerzym Kirchmayerem.

LWÓW, 1905

Jerzy Kirchmayer

Poziom nauki w VIII gimnazjum był wysoki; wymagania profesorów duże, a liczba uczniów w niższych klasach ogromna – klasa IIIc, do której chodziłem, miała około 80 uczniów – to każde „wycie” groziło niedostatecznym stopniem na świadectwie półrocznym lub rocznym.

Pamiętam niewielu kolegów. Grohmann, czy też podobnie, był naszym prymusem. Utkwiło mi w pamięci, nie wiem dlaczego, aż kilka nazwisk kolegów Żydów – Szancer, Rosner, Finekstein, Rapaport, Löwenherz. Mieliśmy także w klasie hrabiczów. Był Łubieński i Komorowski.

Pamiętam jeszcze dzisiaj nazwiska kilku moich ówczesnych profesorów. W I i II klasie żyliśmy w bladym strachu przed gospodarzem naszej klasy, prof. Serafinowiczem. Ten wąsaty pan uczył języka niemieckiego i był bardzo wymagający. Nie znosił najmniejszego szmeru w klasie. Tresował nas w ten sposób, że po dzwonku na rozpoczęcie lekcji chodził umyślnie jakiś czas po korytarzu i nasłuchiwał, czy nie posłyszy rozmów w sali. Gdy posłyszał – podchodził po cichu do wpółotwartych drzwi, wsuwał podniesioną do góry laskę i, sam niewidoczny, groził nią. Wstawaliśmy wówczas jak jeden. Gdy zrobiliśmy to niezręcznie, trzeba było powtarzać tę czynność kilkakrotnie. Potem daliśmy temu radę. Wstawaliśmy jednocześnie z takim przytupnięciem obcasami, że w klasie pod nami tynk walił się na głowy starszych kolegów. Serafinowicz musiał z tego powodu zaniechać takich manewrów koszarowych.

FOT. OŚRODEK KARTA

Lwów, 1900–20

Z innych profesorów pamiętam matematyka, długiego Łysiaka. Nie cierpieliśmy go. Gdy uczeń „nie kapował”, Łysiak wbijał mu mądrość głową w czoło. Ten chwyt – a także podejrzenie, że był Rusinem – wystarczały. Wytupywaliśmy go kilkakrotnie. Za czasów austriackich była to najgroźniejsza forma demonstracji przeciwko nauczycielom. Wskutek poprzedniej zmowy, a bardzo często spontanicznie, chłopcy z oburzenia na nauczyciela wpadali w szał bojowy i tłukli nogami o podłogę, aż kurz zakrywał widok. Krzyk nauczyciela działał jak wściekła podnieta. Nogi pracowały jak na rowerze. Huk roznosił się po całym gmachu. Nierzadko zjawiał się sam dyrektor. Nauczyciele obawiali się wytupywania, bo kompromitowało ich to i ośmieszało wobec kolegów i przełożonych.

Któregoś dnia Pasowicz wyznaczył około piętnastu ławek, w których siedzące dwójki miały się ścieśnić i przyjąć na trzeciego jeszcze jednego kolegę. Nasza ławka, znaczy Ciepielowskiego i moja, dostąpiła również zaszczytu tego zagęszczenia. Potem drzwi otwarły się i wkroczyła do sali odpowiednia liczba chłopców, którzy zajęli przygotowane miejsca w ławkach. Od razu okazało się, że to Rusini z pobliskiej bursy bazylianów czy tych jakichś innych „dziadków”. Nasze oburzenie nie miało granic. Po pierwsze – mieli swoje ruskie gimnazjum (II), więc po co się pchają do nas. Po drugie – jeżeli akademicy lwowscy toczyli na uniwersytecie nieustępliwe boje z Rusinami, to naszym świętym obowiązkiem było wszcząć natychmiastowy podobny bój. Po trzecie – to byli przecież prawie hajdamacy, potomkowie Bohunów, Krzywonosów i innych Dziedziałów, a więc hejże na nich! I gdy tylko zadźwięczał dzwonek tercjana na koniec godziny, gdy tylko podarte, jak zwykle, trzewiki Pasowicza przeczłapały próg klasy, już odezwały się okrzyki bojowe: „Sera im!”.

Tadeusz z bratem Władysławem (po prawej). Lwów, 1906

Zrobił się tumult. Zanim Rusin zdołał się zorientować, kupy nieustraszonych potomków rycerzy kresowych rzuciły się z obydwóch stron na naszą ławkę, czyniąc odpowiednią prasę Rusinowi, a przy tej sposobności również sobie, a przede wszystkim Ciepielowskiemu i mnie. To samo działo się we wszystkich ławkach, w których Pasowicz umieszczał Rusinów. Szał bitewny opanował nawet Żydów, a dryblas Löwenherz pokazał w tym wstępnym boju, że jest godny swojego nazwiska. W ten sposób powitaliśmy kolegów Rusinów. Później było znacznie gorzej. „Ser” niewiele im zaszkodził. Przyjęli go jako lekki dopust boży, stosowany zresztą powszechnie w ówczesnych gimnazjach. Myśleli, że tym się okupią. Nic podobnego! Pozostali zawsze jak trędowaci księdza Beyzymy na Madagaskarze. Nikt im nie podpowiadał – chyba że umyślnie źle – nikt im nie pozwalał odpisywać i w ogóle nie pomagał w niczym. Nie rozmawialiśmy nawet z nimi.

LWÓW, 1907

Kiedyś przerwaliśmy lekcję w naszej klasie i mimo najżywszej akcji nauczyciela oblegaliśmy wszystkie okna, ażeby przypatrzeć się demonstracji akademików przed namiestnictwem , jako protest przeciwko nieprzychylnej postawie tego urzędu w sprawie bojkotu towarów niemieckich. Z lubością byliśmy świadkami ściągnięcia z konia policjanta i rozbijania na ścianach gmachu butelek z atramentem.

Obok „bojów z hajdamakami”, sprawa ta zaprzątała ówczesnych lwowskich sztubaków. Chodziło o zamanifestowanie wrogiej postawy społeczeństwa polskiego w zaborze austriackim wobec antypolskiej polityki rządu pruskiego . Wydawało się, że Niemcy odczują najdotkliwiej bojkot towarów, którymi zarzucali zresztą Galicję. Na terenie szkoły były realne możliwości przeprowadzenia takiej akcji. Prawie wszystkie materiały piśmienne, którymi się posługiwaliśmy, były pochodzenia niemieckiego – zeszyty, pióra, a nawet atrament. Gdy padło hasło bojkotu, przystąpiliśmy do niego z zapałem. W naszej klasie wybraliśmy komitet, którego zadaniem było dopilnowanie, ażeby nikt z chłopaków nie używał niemieckich materiałów. Rygory były proste i skuteczne. Dyżurni komitetowcy kontrolowali na pauzach ławki i niszczyli bez litości znalezione ołówki Fabera, Hartmutha, gumy do wycierania i zeszyty niemieckiego pochodzenia. Podobno bojkot wpłynął pomyślnie na rozwój krajowej produkcji materiałów piśmienniczych.

Mniej więcej w tym samym czasie przeżyłem gorąco zabójstwo namiestnika Galicji, Andrzeja Potockiego . Zastało mnie w internacie Bojarskiego na ulicy Kurkowej. Gdy tylko wieść o tym dotarła do internatu, pobiegliśmy jak jeden mąż pod namiestnictwo. Nie pomogły protesty pani Bojarskiej. Zresztą pogardzaliśmy nią w tej chwili głęboko, ponieważ rzekome ruskie pochodzenie Bojarskich, co wciąż podejrzewaliśmy, stało się po zbrodni Siczynskiego niestrawne. Przed namiestnikostwem i na przeciwległych Wałach zebrał się tłum i rósł jak lawina. Krążyliśmy wśród niego „żądni krwi rezunów”. Najprzód tłum zachowywał się spokojnie, wnet jednak zaczął się taniec; tu i tam ktoś wznosił podjudzające okrzyki, w powietrzu ukazały się laski i z bojowym wezwaniem „na latarnie!” i „bić hajdamaków!” tłum parł w ulicę Ruską, na której mieściły się różne instytucje Ukraińców, a wśród nich redakcja „Diła”, ich czołowego organu prasowego. Tam już był prawdziwy „ser” i to nawet szwajcarski.

LWÓW, 12 KWIETNIA 1908

Ze sprawozdania dyrekcji VIII gimnazjum we Lwowie

Pracownia przyrodnicza. Praca odbywała się systematycznie, często najstarsi pracownicy z klas siódmych i ósmych robili preparaty i badania w wolnym czasie, poza godzinami laboratoryjnymi. Wynikiem tych zajęć było ogłoszenie kilku rozprawek w księdze pamiątkowej.

Na ćwiczenia uczęszczali stale uczniowie: T. Komorowski.

W ciemni fotograficznej, którą opiekował się uczeń klasy VIIA T. Komorowski, pracowało ośmiu uczniów. Oprócz prac naukowych ogólniejszej natury robiono przede wszystkim zdjęcia zabytków i osobliwości lwowskich . Zdjęć uczniowie dokonują bądź własnymi aparatami, bądź też większym szkolnym aparatem firmy „Fos” z Warszawy.

LWÓW, 1913

Kornel Krzeczunowicz

Tadeusza Komorowskiego znałem od czasów gimnazjalnych, ale raczej towarzysko, niż ze szkoły, bo chodziliśmy do różnych gimnazjów . Byłem zaskoczony, gdy dowiedziałem się w roku naszej matury , że on zamierza zaraz po jej zdaniu meldować się w austriackiej akademii wojskowej. Służba zawodowa w wojsku zaborczym, nawet u zaborcy tak liberalnego, jak Austro-Węgry, nie była popularna. Co innego przymusowa służba wojskowa , a co innego wiązanie się na długie lata służbą obcemu państwu. Decyzja ta zapadła za radą największego luminarza w rodzinie, Tadeusza Rozwadowskiego, i była koniecznością na skutek beznadziejnego położenia rodziny, w które zapędził ją niedołężny ojciec. Nie wiedziałem, że starszy brat Tadzia, Władzio, nie miał środków na studiowanie i musiał zadowolić się skromnym stanowiskiem urzędnika Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego, z którego poborów utrzymywała się rodzina.

Dla Tadzia, przy jego sportowym zacięciu, służba wojskowa została uznana za rokującą największe nadzieje. Gdy przy najbliższej okazji zainterpelowałem Tadzia o przyczyny jego decyzji, uśmiechnął się dobrotliwie i odpowiedział prosto z mostu: „Dobrze wszystko przemyślałem. Rozumiesz, że Polska będzie potrzebowała żołnierzy z prawdziwego zdarzenia”. Jego natychmiastowa i bardzo szczera odpowiedź świadczyła, że nie zamierzał się wynarodowić, jak się nieraz zawodowym oficerom zdarzało. Dodać należy, że akademie austriackie nie były zwykłą podchorążówką, lecz przygotowywały przyszłych adeptów sztabu generalnego.

Istotnie miał Tadzio wszystkie warunki ułatwiające karierę wojskową w Austrii, ale zdawał się nie przywiązywać do nich żadnej wagi. Obok najważniejszej w wojsku zalety, charakteru, miał także pewne cenne pomocnicze „podpory”: tytuł hrabiego – nieużywany przez rodzinę, ale bardzo istotny w feudalnym ustroju austriackim – i bardzo pożyteczną w sferach wojskowo-dworskich protekcję znakomitego wuja Tadeusza Rozwadowskiego, ulubieńca generała inspektora artylerii arcyksięcia Leopolda Salwatora. Rozwadowski właśnie w tym czasie awansował na generała-majora i objął dowództwo artylerii korpusu krakowskiego , gdzie wprowadzał swoje nowe metody strzelania, budzące podziw w całej armii.

LWÓW, WIOSNA 1913

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: