Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Delhi - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
16 marca 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
42,50

Delhi - ebook

NAGRODA IM. RYSZARDA KAPUŚCIŃSKIEGO ZA REPORTAŻ LITERACKI 2016

Po wprowadzeniu otwartej gospodarki rynkowej w Indiach zapanował chaos niszczenia i tworzenia: slumsy i targowiska były burzone, a na ich miejscu wyrastały centra handlowe i apartamentowce, powstawały oszałamiające fortuny, młodzi ludzie robili zawrotne kariery, a luksus był na wyciągnięcie ręki. Ale transformacja dała też początek ogromnym nierównościom społecznym, a przemoc na ulicach osiągnęła niespotykaną dotąd skalę.

Rana Dasgupta pisze o współczesnym Delhi z liryzmem i empatią, wsłuchując się w głosy jego mieszkańców: miliarderów i biurokratów, handlarzy narkotyków i przedsiębiorców, mieszkańców slumsów i pracowników międzynarodowych korporacji. Są pokoleniem na zakręcie, a ich historie składają się na obraz miasta i społeczeństwa pogrążonego w wirze transformacji.

"Delhi" to literacki portret jednego z najszybciej rozwijających się współcześnie miast, ale to także opowieść o tym, co być może czeka nas wszystkich; to błyskotliwa analiza rozwoju i przyszłości globalnego kapitalizmu.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8049-264-6
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

W serii ukazały się ostatnio:

Drauzio Varella Ostatni krąg. Najniebezpieczniejsze więzienie Brazylii

Ewa Winnicka Angole

Michał Olszewski Najlepsze buty na świecie

Norman Lewis Głosy starego morza. W poszukiwaniu utraconej Hiszpanii

Grzegorz Szymanik Motory rewolucji

V. S. Naipaul Maska Afryki. Odsłony afrykańskiej religijności

Karolina Domagalska Nie przeproszę, że urodziłam. Historie rodzin z in vitro

Pin Ho, Wenguang Huang Uderzenie w czerń. Morderstwo, pieniądze i walka o władzę w Chinach

Liao Yiwu Pociski i opium. Historie życia i śmierci z czasów masakry na placu Tiananmen

Marcin Wójcik W rodzinie ojca mego

Frances Harrison Do dziś liczymy zabitych. Nieznana wojna w Sri Lance

Zbigniew Parafianowicz, Michał Potocki Wilki żyją poza prawem.
Jak Janukowycz przegrał Ukrainę

Peter Hessler Dziwne kamienie. Opowieści ze Wschodu i z Zachodu

Jenny Nordberg Chłopczyce z Kabulu. Za kulisami buntu obyczajowego w Afganistanie

Magdalena Kicińska Pani Stefa

Andrzej Muszyński Cyklon

Swietłana Aleksijewicz Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka (wyd. 2)

Filip Springer Miedzianka. Historia znikania (wyd. 3 rozszerzone)

Aleksandra Łojek Belfast. 99 ścian pokoju

Paweł Smoleński Izrael już nie frunie (wyd. 4)

Peter Pomerantsev Jądro dziwności. Nowa Rosja

Swietłana Aleksijewicz Cynkowi chłopcy (wyd. 2)

Katarzyna Surmiak-Domańska Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość

Mur. 12 kawałków o Berlinie pod redakcją Agnieszki Wójcińskiej

Jean Hatzfeld Englebert z rwandyjskich wzgórz

Marcin Kącki Białystok. Biała siła, czarna pamięć

Bartek Sabela Wszystkie ziarna piasku

Anna Bikont My z Jedwabnego (wyd. 3)

Martin Schibbye, Johan Persson 438 dni. Nafta z Ogadenu i wojna przeciw dziennikarzom

Swietłana Aleksijewicz Wojna nie ma w sobie nic z kobiety (wyd. 2)

Dariusz Rosiak Ziarno i krew. Podróż śladami bliskowschodnich chrześcijan

Piotr Lipiński Bicia nie trzeba było ich uczyć. Proces Humera i oficerów śledczych Urzędu Bezpieczeństwa (wyd. 2 popr. i rozszerz.)

Paweł Smoleński Zielone migdały, czyli po co światu Kurdowie

Wolfgang Bauer Przez morze. Z Syryjczykami do Europy

Cezary Łazarewicz Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka

Elizabeth Pisani Indonezja itd. Studium nieprawdopodobnego narodu

Beata Szady Ulica mnie woła. Życiorysy z Limy

W serii ukażą się m.in.:

Ed Vulliamy Wojna umarła, niech żyje wojna. Bośniackie rozrachunki (wyd. 2)

Andrzej Brzeziecki, Małgorzata Nocuń Armenia. Karawany śmierci

Katarzyna Kwiatkowska-Moskalewicz Zabić smoka. Ukraińskie rewolucjeNota do czytelnika

Ta książka nie mogłaby powstać, gdyby nie wspaniałomyślność pewnej liczby mieszkańców Delhi, którzy zgodzili się porozmawiać ze mną o swoim życiu, myślach i doświadczeniach. Rozmowy te miały często charakter bardzo osobisty, dlatego zmieniłem imiona postaci (z wyjątkiem osób publicznych) oraz, w pewnych przypadkach, rozmaite konkretne szczegóły. Ludzie ci niekiedy sporo ryzykowali, spotykając się ze mną, więc proszę, by czytelnicy uszanowali ich szczerość i nie próbowali ich rozpoznać bądź ujawniać ich tożsamości, jeśli jest im znana.

W miejscu – i w świecie – gdzie ocena zdolności intelektual­nych człowieka w dużej mierze zależy od biegłości, z jaką posługuje się on językiem angielskim, postanowiłem, że wszyscy bohaterowie mojej książki będą mówili taką samą, standardową angielszczyzną, aby ich bardzo różny stosunek do tego języka nie urósł do rangi problemu. W rzeczywistości dla wielu z tych osób angielski był drugim lub trzecim językiem, a ich wymowa znacznie odbiegała od standardowej; inne w ogóle nie mówiły po angielsku i rozmawiały ze mną w hindi (korzystałem wtedy z pomocy tłumacza).

Duże kwoty pieniędzy w Indiach powszechnie określane są terminami „lakh” lub „kror”. Lakh to sto tysięcy rupii (INR), czyli mniej więcej dwa tysiące dolarów amerykańskich; kror to sto lakhów, czyli dziesięć milionów rupii albo dwieście tysięcy dolarów. Postanowiłem zachować te określenia, gdyż oddają one smak indyjskich dyskusji o finansach.

Istnieją na świecie miejsca, gdzie bungalow oznacza domek skromny, parterowy, wręcz niepoważny. Na terenach byłych kolonii brytyjskich jest wprost przeciwnie, bungalowy to wolno stojące rezydencje, często przestronne i okazałe, jakie Korona Brytyjska budowała dla swoich urzędników. Tak nadal rozumie się to określenie we współczesnym Delhi – jego brytyjskie centrum składa się z takich właśnie domów – i w takim sensie stosowane jest w niniejszej książce.

Delhi to opowieść o członkach awansującej, zamożnej części miejskiej ludności Indii, którzy uważają się za głównych sprawców – i beneficjentów – globalizacji. Upowszechniło się nazywanie ich „nową indyjską klasą średnią” i ja również używam tego sformułowania.

Jednakże, chociaż styl życia tych ludzi nosi pewne podobieństwo do amerykańskich czy europejskich klas średnich, określenie to w warunkach indyjskich brzmi cokolwiek niezręcznie. W chwili gdy piszę te słowa, rodziny, których dochód przekracza pięćset tysięcy rupii (dziesięć tysięcy dolarów) rocznie, stanowią niecałe dziesięć procent populacji, co oznacza, że w Indiach rekwizyty i idee klasy średniej są w gruncie rzeczy atrybutem elit. Ponieważ jednak restrukturyzacja gospodarki Indii koncentrowała się wokół mocy nabywczej owej powstającej dopiero klasy, a wynikłe stąd konflikty o ziemię i zasoby naturalne okazały się druzgocące dla biedoty wiejskiej – w większości zarabiającej góra po pięćset dolarów rocznie – ważne jest, aby nie stracić z oczu faktu, że interesy indyjskich klas średnich nie są ani podrzędne, ani niewinne. Właściwie lepiej pasuje tu słowo „burżuazja”, którego również czasem używam. Z drugiej strony wiele osób utożsamia się z pojęciem „klasa średnia” ze względu na jego konstruktywny wydźwięk, kojarzący się z pracowitością i pożytkiem społecznym, gdyż za wszelką cenę pragną się odróżnić od innej, jeszcze węższej elity – magnatów z kręgów biznesu i polityki – w większości postrzeganej jako samolubna, nieodpowiedzialna i fundamentalnie szkodliwa. To niezwykle istotne rozróżnienie, którego przestrzegam, pisząc, jak jest ogólnie przyjęte, odpowiednio „klasa średnia” i „elita” – chociaż klasa średnia w gruncie rzeczy wcale nie jest średnia.Jeden

O indyjskich miastach mówi się, że wiek XIX należał do Kalkuty, którą wyznaczyli na stolicę Brytyjczycy, wiek XX – do Bombaju, centrum korporacji i kinematografii, lecz wiek XXI będzie należał do ośrodka politycznego – czyli Delhi.

Przed rokiem 1911, kiedy Brytyjczycy niespodziewanie przenieśli siedzibę władzy do Delhi, stolicą Indii była leżąca w Bengalu Kalkuta. Przez dziesiątki lat interakcji z urzędnikami imperium wytworzyła się tam zanglicyzowana klasa średnia, która dostarczała fachowców i kancelistów na potrzeby brytyjskiej administracji kolonialnej. Jednym z takich fachowców był ojciec mojego ojca, z zawodu księgowy, zatrudniony w różnych brytyjskich przedsiębiorstwach na terenie północnych Indii.

W 1947 roku, gdy nastąpił Podział , a z wschodnich i zachodnich terytoriów brytyjskich utworzono dwa suwerenne państwa: Indie oraz Pakistan (Zachodni i Wschodni), mój dziadek pracował na stanowisku głównego księgowego w towarzystwie ubezpieczeń Commercial Union Assurance w mieście Lahaur. Stamtąd pochodzą najwcześniejsze wspomnienia mojego ojca. Są to wspomnienia przyjemne – rodzina była zamożna, miasto harmonijne. Ojciec z czułością przypomina sobie tętniącą życiem szkołę, gdzie razem uczyli się muzułmanie, hindusi i sikhowie, oraz jej eleganckiego muzułmańskiego dyrektora. Jednak zanim skończył dziesięć lat, stało się oczywiste, że machinacje polityków wkrótce położą kres tej spokojnej egzystencji. Nadchodził Podział. Allauddin Khan, komendant główny policji w Lahaur i brydżowy partner mojego dziadka, postanowił zatroszczyć się o bezpieczeństwo swojego hinduskiego przyjaciela i przysłał samochód, który miał zawieźć naszą rodzinę na stację. Co więcej, Khan polecił policjantom, by wsiedli do pociągu i strzegli mojej rodziny aż do Amritsaru po drugiej stronie przewidywanej granicy. Prawdopodobnie uratowało to mojej rodzinie życie: wkrótce wybuchły zamieszki, podczas których budynek, w którym mieszkali, został do­szczętnie ­spalony, a ­gospodarz hindus wraz z rodziną – zamordowany.

Rodzina ojca wróciła do Bengalu, gdzie przeprowadzano podział na wschodzie, i znalazła się jakby po drugiej stronie lustra. Po dziś dzień ojciec pamięta nierzeczywisty widok ciał zarżniętych muzułmanów, ułożonych na ulicach Kalkuty niczym trofea łowieckie.

Po tych przeżyciach w moim dziadku wyraźnie coś pękło. Zmarkotniał i zamknął się w sobie. Znalazł inną, dobrze płatną pracę, ale zaraz ją rzucił z jakiegoś ideowego powodu. Nagle rodzina z dziewięciorgiem dzieci została bez środków do życia. Odcięto prąd. Nie starczało na jedzenie i świece. Dziadek zadłużył się u lichwiarzy, żeby zapłacić rachunki, a gdy ci przysłali zbirów, by odzyskać pieniądze, mój trzynastoletni ojciec wybiegł na ulicę i wybłagał u nich prolongatę. Dziadek nie przyjmował nic do wiadomości: zamknięty w pokoju palił papierosy i czytał angielskie powieści szpiegowskie.

Krewni i znajomi zaczęli unikać naszej rodziny. Mój ojciec, chcąc ocalić swoich bliskich od śmierci głodowej, znalazł pracę jako domokrążny sprzedawca oleju jadalnego.

Przede wszystkim sprzedawał go ludziom, których znał. Pewnego dnia zapukał do drzwi jednej z ciotek, która widząc, jaki jest chudy, zaprosiła go na obiad. Stamtąd poszedł z towarem do drugiej ciotki, która również zaproponowała mu posiłek. Nie mając pewności, kiedy znów uda mu się coś zjeść, ojciec przyjął zaproszenie i usiadł do stołu. Tymczasem jednak zjawiła się z wizytą pierwsza ciotka i zobaczyła, że ojciec objada się po raz drugi. Jeszcze dziś, po sześćdziesięciu latach, ojciec opowiada tę historię, drżąc z upokorzenia, że przyłapano go na takiej desperacji.

W końcu jednak sprawy przyjęły lepszy obrót. Dziadek dostał posadę głównego księgowego w brytyjskiej fabryce ciągników w Delhi. Cała rodzina przeprowadziła się do stolicy i zamieszkała w dzielnicy zwanej Karol Bagh, na terenie dawnego ogrodu (bagh) Mogołów. Na początku XX wieku osiedliła się tam ludność, którą wypędzono z okolicznych wiosek, gdy Brytyjczycy budowali swoje miasto, później zaś – licznie przybyli uciekinierzy z terenów objętych Podziałem. Jednak w latach pięćdziesiątych nadal była to spokojna, pełna bujnej zieleni okolica; ojciec pamięta parki i senne ulice, którymi chodził do szkoły. „Delhi było piękne – mówi. – Pożyczałem rower i jeździłem po całym mieście wielkimi, pustymi drogami”.

W epoce, gdy w każdej drobnomieszczańskiej rodzinie za ideał uchodziło jedno miejsce pracy przez całe życie, dziadek utrzymał swoją posadę dokładnie przez rok. Zazdrosny o swojego przełożonego, Szkota, nazwiskiem McPherson, postanowił poskarżyć się na niego dyrektorowi generalnemu w Kalkucie. Wykorzystując swoje stanowisko głównego księgowego, wymusił na kasjerze, by ten zakupił mu bilet pierwszej klasy z podręcznego funduszu firmy, po czym udał się do Kalkuty w poszukiwaniu satysfakcji. Został natychmiast zwolniony.

Dziadek był anglofilem. Jego koronna teoria na temat wychowania dzieci brzmiała: „Muszą mówić po angielsku”. Wymagał, by rozmawiano po angielsku przy stole, a będąc w podróży, kreślił do dzieci listy wytworną angielszczyzną i ozdobnym charakterem pisma. Ale po ucieczce z Lahaur stosunki z brytyjskimi firmami musiały stać się dla niego głęboko i intymnie bolesne: w każdym razie rozpamiętując rozmaite zniewagi, prawdziwe bądź urojone, raz po raz wpadał we wściekłość, co wprawiało otoczenie w niemałą konsternację. Rodzina, ponownie zubożała, wróciła do Kalkuty. Kolejne posady pojawiały się i znikały. Pewnego razu szef Anglik poprosił dziadka, żeby ten nie palił w biurze; dziadek odebrał to jako antyindyjski afront i wyszedł, trzaskając drzwiami.

Babcia, pochodząca z zamożnej rodziny, niemal oszalała przez te lata głodu, lęku i upokorzeń, kiedy dzieci musiały się uczyć na klatce schodowej, przy świetle, które życzliwy sikhijski gospodarz zostawiał zapalone właśnie w tym celu. Bez końca wspominała przeszłość w Lahaur, dawne życie, dostatnie i szczęśliwe.

Tak przedstawiała się sytuacja w chwili, gdy mój ojciec wpadł na pomysł ratowania rodziny. Pojawiła się możliwość wyjazdu do Niemiec, które oferowały wszystkim chętnym do pracy gastarbei­terom tani przejazd i gwarancję zatrudnienia. Ojciec uznał, że wykorzysta tę szansę jako sposób dostania się na studia w Anglii; po powrocie – myślał – nigdy już nie zazna bezrobocia i głodu.

Kiedy miał wyjechać, jego ojciec anglofil przez kilka tygodni stał na balkonie i dumnie obwieszczał przechodniom: „Mój syn jedzie do Anglii!”.

Ojciec wsiadł na statek w Bombaju, po czym – w rejsie przez Morze Arabskie i Kanał Sueski na Morze Śródziemne – spędził chyba dwa najbardziej beztroskie tygodnie w swoim życiu. Na ląd zszedł w Genui, skąd pojechał pociągiem do Stuttgartu, gdzie przepracował rok w papierni jako robotnik niewykwalifikowany. W 1962 roku znalazł się w Londynie. Zaczął studiować księgowość i jednocześnie podjął pracę w kolejach brytyjskich. Kiedy za pierwszą wypłatę kupił swojemu ojcu w prezencie wieczne pióro Parkera, dostał następujące podziękowanie: „Mogę z całym przekonaniem stwierdzić, że pióro, które mi przysłałeś, jest najsłynniejszym piórem w całych Indiach. Widział je chyba każdy, kto nie jest ślepcem, przynajmniej w Kalkucie”.

Kiedyś poszedł obejrzeć pokój do wynajęcia w domu żydowskiego małżeństwa we wschodnim Londynie. Żona była uciekinierką z hitlerowskich Niemiec, jedyną osobą z rodziny ocalałą z obozów śmierci. Ojciec im się spodobał, a oni jemu. Ale drugi pokój zajmował już inny lokator, biały mężczyzna z Afryki Południowej, który na wieść, że ojciec zamierza się wprowadzić, wpadł w histerię. Przerażony, wziął gospodynię na bok: „Ja nie mogę mieszkać z kolorowym!”. „To może się pan dzisiaj wynieść” – odparła i wyrzuciła go. Mój ojciec mieszkał u tych ludzi wiele lat.

Londyn miał być etapem przejściowym – domem mojego ojca była Kalkuta i tam zamierzał powrócić. Brakowało mu ukochanej klasycznej muzyki hindustani, która właśnie przeżywała zdumiewający rozkwit; jeszcze jako nastolatek często, bez biletu, słuchał przez okno całonocnych koncertów. Nie protestował też przeciwko zaaranżowanym przed wyjazdem zaręczynom; w ten sposób rodzina próbowała go uodpornić na zgubny wpływ zachodnich dziewcząt.

Ale Londyn początku lat sześćdziesiątych stanowił dla ojca ekstatyczny wstrząs. Zawsze pragnął odrzucić ograniczenia, a tu znalazł się w swobodnym, beztroskim świecie, wśród najróżniejszych ludzi i przeżyć. Czytał o historii Europy. Zakochał się w jazzie: chodził do Royal Albert Hall posłuchać Elli i Louisa. Zawodowo stał się częścią systemu, wręcz urzekającego w swojej prostocie – kto pracował, ten awansował – więc niebawem mógł już posyłać do domu pieniądze. Otaczali go ludzie tacy jak on – przyjezdni, wolni, bez zobowiązań, gotowi żyć szybko i mocno. Miewał dziewczyny. Chodził do kin i teatrów na West Endzie.

12 listopada 1965 roku w przerwie na lunch poszedł kupić gazetę. Chciał przeczytać deklarację ogłaszającą niepodległość Rodezji od imperium brytyjskiego, o którym to wydarzeniu dzień wcześniej doniosła przesłana do Londynu depesza. Dla ojca, który przeżył już paroksyzm wolnościowy jednej brytyjskiej kolonii, wiadomość o śmiałej secesji następnej była jak porażenie prądem. Wszedł do restauracji i z nosem utkwionym w gazecie usiadł na jedynym wolnym miejscu, naprzeciwko ładnej młodej kobiety. Ocknął się dopiero wtedy, gdy kelnerka pomyliła zamówienia, podając jednemu danie drugiego. Oboje wybuchnęli śmiechem, zamienili się talerzami i podjęli rozmowę. Umówili się na spotkanie następnego dnia.

Początek tego związku mówi coś niezwykłego nie tyle o moim ojcu, ile o matce. On zdążył już obejrzeć trochę świata, przebywał z dala od domu i miał dwadzieścia siedem lat. Ona była osiemnastoletnią dziewczyną, pracowała jako sekretarka w towarzystwie ubezpieczeniowym i wciąż jeszcze mieszkała z rodzicami w małym miasteczku w hrabstwie Essex, gdzie życie kręciło się wokół świąt parafialnych, plotek i ryby na piątkową kolację. Do owego dnia w 1965 roku spotkała jednego jedynego Indusa. Wiele osób z jej otoczenia przeraziła ta nowa znajomość. Jej rodzice wpadli w rozpacz, znajomi przestali się do niej odzywać. A jednak romans przetrwał. Pojechali na wakacje do Włoch. Ojciec wysyłał do Kalkuty zdjęcia, żeby pokazać swoim krewnym, jaką to idyllę przeżywa w Europie, usuwał z nich jednak obraz dziewczyny z Zachodu, z którą podróżował.

Nadal uważał to wszystko za rozwiązanie tymczasowe, nadal nosił się z zamiarem powrotu. Ale czas płynął – i wciągnęło go. Niebawem był już żonaty, miał dom w Kent i grał w miejscowej drużynie krykieta. Niebawem miał już dzieci i znakomitą posadę w międzynarodowej korporacji. Niebawem okazało się, że zostaje.

Mój ojciec, człowiek, który osiągnął sukces, który posłał oboje dzieci na studia do Oksfordu, który został odznaczony Orderem Imperium Brytyjskiego za zasługi dla swojego przybranego kraju, jest pod wieloma względami wzorcowym przykładem udanej emigranckiej kariery. Ale to nie wyczerpuje tej historii. Nie wyjaśnia jego apatii na emeryturze, uczucia, że nigdzie naprawdę nie dotarł. Nie tłumaczy nieokreślonego smutku, czającego się pod wciąż energicznym sposobem bycia – smutku, którego właściwie nie potrafi wyrazić i któremu daje upust, tylko leżąc w wannie za zamkniętymi drzwiami, zasłuchany w klasyczną muzykę hindustani. To smutek swoistego wygnania – nieprzymusowego, jakby mimowolnego, niemniej jednak realnego. Wygnania kogoś, kto poświęcił życie miejscu, w którym nikt nie rozumie straszliwych, druzgocących doświadczeń, jakie ukształtowały jego młodość – i zarazem wygnania związanego z utratą jakiejkolwiek szansy na powrót. Dla swoich krewnych w Kalkucie ojciec stopniowo zamienił się w niepojętego cudzoziemca, którego życie nie przekłada się na ich życie i przy którym czują się niezręcznie i niepewnie. Jego rodzice dawno umarli; rodzeństwo czasem odwiedza go w Cambridge, ale ich wizyty nie przynoszą upragnionego spełnienia. Materialne ślady jego egzystencji – dom, fotografie, zgromadzone przedmioty – jakoś nie są w stanie przekazać życia jako takiego; ojciec bywa niezrozumiany nawet we własnym salonie. Również podróże do Kalkuty – „do domu”, jak wciąż powiada – nie przynoszą spodziewanej satysfakcji. Przez ostatnie półwiecze okolica, w której dorastał, całkowicie się przeobraziła, nie zostało w niej nic, w czym mógłby rozpoznać siebie. Dzisiejsza Kolkata – nazwa też się zmieniła – nieustannie doprowadza go na skraj furii: że jest nie taka, jak być powinna; że ludzie tak się zmienili; że on sam nie jest w stanie wyjaśnić rodzeństwu, kim jest; że nawet w domu, gdzie wciąż, ceremonialnie, wiszą portrety jego rodziców, nikt nie potrafi go zrozumieć.

Reszta tekstu dostępna w regularniej sprzedaży.Przypisy

Nazwy geograficzne podajemy zgodnie z Nazewnictwem geograficznym świata (z. 4: Azja Południowa, Warszawa: Główny Urząd Geodezji i Kartografii, 2005) wedle ich zapisu w językach indyjskich, z wyjątkiem nazw zadomowionych już w polszczyźnie w formie polskiego egzonimu lub w wersji zapośredniczonej przez angielski .

Zgodnie z powszechnie obowiązującą zasadą współczesne (od XIX wieku) indyjskie imiona i nazwiska podajemy w przyjętym zapisie angielskim. Jeśli chodzi o wymowę, języki indyjskie są raczej miękkie, a zatem angielskie „j” czytamy „dź”, a „ch” jak „ć”. Podwójne samogłoski wskazują na długość – języki indyjskie mają długie i krótkie samogłoski, a zatem np. „ee” to długie „i”, a „oo” to długie „u”. Niejednoznaczne w zapisie angielskim – wobec braku takiego rozróżnienia w angielszczyźnie – jest „sh”, za pomocą którego oddaje się zarówno indyjskie „sz” (spotykane np. w wyrazie Wisznu), jak i „ś” (np. Śiwa, Ganeśa), przy czym „ś” jest częściej spotykane, a „sz” występuje głównie w sąsiedztwie innych spółgłosek .

Od 1995 roku Bombaj oficjalnie nazywany jest Mumbajem, zgodnie z uzusem marackim .

Podziału dokonano według kryterium religijnego: muzułmański Pakistan i w większości hinduistyczne Indie. Miał on tragiczne skutki dla młodego niepodległego kraju, powodując exodus milionów ludzi: muzułmanów z terenu Indii do Pakistanu, hindusów i sikhów z obszaru Pakistanu do Indii. Zob. niżej rozdział Dziesięć. 1947 .WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.

www.czarne.com.pl

Sekretariat: ul. Kołłątaja 14, III p., 38-300 Gorlice

tel. +48 18 353 58 93, fax +48 18 352 04 75

[email protected], [email protected]

[email protected], [email protected], [email protected]

Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa

[email protected]

Sekretarz redakcji: [email protected]

Dział promocji: ul. Marszałkowska 43/1, 00-648 Warszawa,

tel./fax +48 22 621 10 48

[email protected], [email protected]

[email protected], [email protected]

[email protected]

Dział marketingu: [email protected]

Dział sprzedaży: [email protected]

[email protected], [email protected]

Audiobooki i e-booki: [email protected]

Skład: d2d.pl

ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków, tel. +48 12 432 08 52,

[email protected]

Wołowiec 2016

Wydanie I
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: