Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Diabeł nigdy nie prosi - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
43,90

Diabeł nigdy nie prosi - ebook

Ana porzuca swoje dotychczasowe ekstrawaganckie życie w Los Angeles i wyrusza na wędrówkę po górskim miasteczku. Naiwnie szuka tam dla siebie schronienia. Na tym urokliwym końcu świata natrafia na Danny’ego, strażnika Parku Narodowego Olympic. Młody mężczyzna zapewnia jej namiastkę normalności. Ana czuje się przy nim bezpieczna i szczęśliwa, ale doskonale wie, że ta relacja nie ma szans na przetrwanie. Jej życie to piekło, z którego nigdy nie zrodzi się nic dobrego. I prędzej czy później sam Diabeł, Malik Buerro z piekła rodem, upomni się o swoją własność i zabierze Anę z powrotem do LA. „– Dlaczego z nim odchodzisz? – spytałem oszołomiony. – Bo on tego chce. Nie zawoła mnie, nie rozkaże mi, nie weźmie mnie też siłą – tłumaczyła ze łzami w oczach. – Diabeł nigdy nie prosi, a zawsze dostaje to, czego pragnie.” Monika Kroczak zabierze Was do świata, w którym rządzi sam Diabeł. Na pozór spokojna historia, którą burzy podwójna dawka czarnego charakteru. „Diabeł nigdy nie prosi” to fenomenalna lektura, od której nie sposób się oderwać. Nie mogę przestać podziwiać nowej odsłony Moniki Kroczak, jakiej jeszcze nie znałam. Gorąco polecam. – grzelka_czyta, Magdalena Grzelak

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8290-283-9
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Spis treści

Playlista

PROLOG

Przystanek 1

Przystanek 2

Przystanek 3

Przystanek 4

Przystanek 5

Przystanek 6

Przystanek 7

Przystanek 8

Przystanek 9

Przystanek 10

Przystanek 11

Przystanek 12

Przystanek 13

Przystanek 14

Przystanek 15

Przystanek 16

Przystanek 17

Przystanek 18

Przystanek 19

Przystanek 20

Przystanek 21

Przystanek 22

Przystanek 23

Przystanek 24

Przystanek 25

Przystanek 26

Przystanek 27

Przystanek 28

Przystanek 29

Przystanek 30

Przystanek 31

Przystanek 32

Przystanek 33

Przystanek 34

Przystanek 35

Przystanek 36

Przystanek 37

Przystanek 38

Przystanek 39

Przystanek 40

Przystanek 41

Przystanek 42

Przystanek 43

Przystanek 44

Przystanek 45

Przystanek 46

Przystanek 47

Przystanek 48

Przystanek 49

Przystanek 50

Przystanek 51

Przystanek 52

Przystanek 53

Przystanek 54

Przystanek 55

Przystanek 56

Przystanek 57

Przystanek 58

Przystanek 59

Przystanek 60

Przystanek 61

Przystanek 62

Przystanek 63

Przystanek 64

Przystanek 65

Przystanek 66

Przystanek 67

Przystanek 68

Przystanek 69

Przystanek 70

Przystanek 71

Przystanek 72

Przystanek 73

Przystanek 74

Przystanek 75

Przystanek 76

Przystanek 77

Przystanek 78

Ostatni przystanekPROLOG

Albo ją znajdziesz, albo sam znikniesz – zagroził, posyłając spojrzenie pełne wiarygodnej obietnicy.

W pomieszczeniu urządzonym w męskim stylu i ociekającym próżnością przebywało dwóch mężczyzn. Jeden siedział za biurkiem, drugi drżał pośrodku, skrzywiony ze strachu.

– Oczywiście, ale… – zaczął ten drugi.

– „Ale”? – ponaglał Diabeł z cholernie niespokojną powagą.

– Szefie, robimy, co możemy, ale… ale – jąkał się łysy parobek. – Nie trafiliśmy na żaden ślad. Zapadła się pod ziemię, a już na pewno wyjechała z Los Angeles.

– Nie obchodzi mnie, gdzie jej nie ma, macie ją znaleźć! Nie potraficie sobie poradzić z jedną kruchą dziewczyną, taka jest prawda. Spierdalaj, nim bardziej popsujesz mi humor.

Diabeł machnął dłonią w kierunku drzwi, a potem przykleił ją do zimnej szklanki, którą uniósł i przytknął do ust. Chlapnął bez elegancji, a kostki lodu uderzyły o jego wargi. Odstawił puste szkło i swym przeraźliwie diabolicznym wzrokiem uchwycił fotografię stojącą na biurku tuż przed nim. Uśmiechała się do niego pełna życia i blasku młoda dziewczyna w długich lśniących włosach. Choć to tylko zdjęcie, emanowało niebywałą magią, tak szalenie niewspółmierną do mroku Diabła, który złapał je w swoje duże – opalone piekielnym żarem – dłonie. Przyłożył kciuk do jej anielskiej twarzy i zaczął pocierać z satysfakcją, jakby zgniótł właśnie namolną muchę, z którą walczył od kwadransa. Na koniec wyrzucił niedbale fotografię w dal, ta doleciała pod same drzwi jego gabinetu, a swe spotkanie z podłogą obwieściła brzękiem tłuczonego szkła. Diabeł nacisnął palcem przycisk w stacjonarnym aparacie telefonicznym, który także miał w zasięgu ręki, a kiedy kobieta odezwała się cienkim wystraszonym głosem, chrypnął:

– Melissa, zapraszam do mnie.

– Eli-ssa. – Zadrżał jej głos. – Tak, oczywiście, już idę, panie Buerro.

Diabeł przytknął plecy do fotela, a ręce ulokował na podłokietnikach. Głowę także wygodnie oparł i zaczął się kręcić wraz z siedziskiem, to w lewo, to w prawo, ale z wyczekanym mroźnym spojrzeniem utkwionym w drzwiach. Kiedy usłyszał stłumiony, acz wartki stukot obcasów, który nagle ucichł tuż przy jego gabinecie, uśmiechnął się i z jego twarzą zadziało się coś, czego sam Bóg nie umiałby wyjaśnić. Diabeł miał swoje drugie oblicze, w którym zakochała się dziewczyna ze zdjęcia. Lodowaty wzrok mężczyzny topniał i spływał po policzkach, zalewając je bladym różem. Usta tryskały ognistym blaskiem, który podrygiwał razem z dolną wargą, ukrywającą się za rządkiem drobnych śnieżnobiałych zębów, kontrastujących z karnacją. Ciemny zarost lśnił w sztucznym świetle gabinetu, prosząc się o kobiecy dotyk. W Diabła właśnie wstąpiła nieopisana czystość, pragnąca zbezczeszczenia.

Trzy dynamicznie następujące po sobie uderzenia kostkami zaciśniętej kobiecej pięści w drzwi wzmogły apetyt mężczyzny. Milczał, choć jego pragnienie wrzeszczało. Elissa, zwana Melissą, nacisnęła nieśmiało na klamkę, jakby wiedziała, że Diabeł nigdy nie zapraszał do środka. Skierowała do niego swą naiwnie uroczą buzię, skrywając ciało za drzwiami.

– Tak, panie Buerro? – zapytała, licząc, że będzie mogła mu pomóc z tamtego miejsca.

– Wejdź, zamknij drzwi i podejdź.

Diabeł nie był wylewny w stosunku do kobiet, traktował je powierzchownie. Nie był wylewny w stosunku do wszystkich kobiet tego świata, prócz jednej. Dziewczyny ze zdjęcia. Tę kochał swą popapraną diabelską miłością.

– W czym mogę panu pomóc? – Znowu odważyła się odezwać, podchodząc bliżej biurka.

– Na kolana – rzucił chłodno, nie przestając kołysać się ze swym fotelem.

Elissa skinęła odruchowo i od razu rozpięła guzik w swej szarej marynarce, którą zdjęła.

Patrzyła na Diabła z wielkim trudem, jej wzrok osuwał się na biurko, ale ona znowu go podnosiła.

Kucnęła wreszcie, strzeliło jej w obu kolanach, marynarkę położyła obok. Dłonie przykleiła do posadzki.

– Chodź tu – rozkazał, zatrzymując fotel na wprost biurka.

Dziewczyna zerknęła przed siebie i spostrzegła jego rozstawione nogi w czarnych spodniach i lśniących butach z cieniutkimi sznurówkami. Jedna stopa unosiła się i opadała w określonym rytmie. Jakby Diabeł nucił coś pod nosem i podrygiwał zatracony w swej muzyce. Elissa w ciasnej ołówkowej spódnicy, nieskazitelnie białej bluzce, cienkich rajstopach i wysokich szpilkach bez słowa protestu wślizgnęła się pod biurko, gdzie skamieniała. Diabeł wyczekał, aż wreszcie odważy się na niego spojrzeć.

– Jestem, panie Buerro.

– I co zamierzasz teraz zrobić? – spytał z bezczelną arogancją, uważnie się w nią wpatrując.

Elissa odgarnęła swoje krótkie blond włosy i zawstydzona rzekła:

– A czego pan sobie dzisiaj życzy?

– Chciałbym… – zaczął się zastanawiać, pocierając brodę – włożyć fiuta do twoich ust, na tyle głęboko, byś się nim zadławiła i ze łzami w oczach błagała o zerżnięcie cię w dupę.

– Oczywiście, panie Buerro – odparła i przysunęła się.

Elissa Woodgrain pochodziła z bardzo ubogiej wielodzietnej rodziny, którą utrzymywała wraz ze swoją matką. Jako najstarsza z rodzeństwa oddawała pensję na jedzenie i rachunki, dlatego cholernie nie chciała stracić tej pracy.

Kuliła się między jego udami, na których oparła trzęsące się dłonie. Diabeł ani drgnął. Dziewczyna wyciągnęła ręce w jego kierunku, aż dotarła do zamka. Odpięła guzik, potem wolno rozpięła rozporek, który zdawał się nie mieć końca. Wówczas Diabeł uniósł się w fotelu, wspierając na podłokietnikach, więc Elissa zsunęła z niego spodnie. Miał pod spodem ciemnozielone bokserki w drobny szary print. Penis mężczyzny napierał na bieliznę, jakby chciał ją rozerwać na strzępy.

– Melisso, pospiesz się – ponaglił sfrustrowany. – Nie mamy całego dnia.

I wtedy złapał dziewczynę za włosy i sam przybliżył jej twarz do swojego nadymanego członka. Młoda kobieta niezamierzenie otarła o niego policzkiem. Kiedy mężczyzna odpuścił i jego ręka wróciła na fotel, Elissa złapała oburącz za gumkę bokserek i wypuściła na wierzch jurnego drąga, który zakołysał w górze. Chwyciła go w dłoń, a potem zanurzyła w ustach.

– Skarbie, zrób to z oddaniem, bardzo potrzebuję dziś pocieszenia.Przystanek 1

Ana

Mawiają: Go away and never come back. Owszem, skusiłam się, ale najpierw musiałam pozbierać wszystko do kupy. Wszystko, co się dało, aby móc zacząć od nowa. Wbrew pozorom nie jest łatwo rozpoczynać życie od początku, a jeszcze trudniej jest kończyć coś, co budowało się latami. Ale czasem nie ma po prostu innej możliwości. Nie ma wyboru.

Wspinałam się coraz wyżej, uderzając grubymi podeszwami o szutrową ścieżkę pełną drobnych kamieni. Wyjeżdżone przez terenowe pojazdy błoto dawno wyschło, tworząc długie koleiny, które teraz rozgniatały się pode mną. Promienie słońca padały na moją spoconą skórę. Z trudem łapałam powietrze, szukając w sobie resztek sił, aby dotrzeć gdziekolwiek, gdzie zrobię dłuższą przerwę. Ciężki plecak dawał się we znaki najbardziej na ramionach, wrzynając się w moje ciało. Plecy już dawno zrobiły się całe mokre, ale zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Miałam na sobie błękitną koszulkę, której rękawki założyłam na barki, a spód wcisnęłam pod stanik, aby wiatr muskał mój brzuch. Robiłam, co mogłam. Nawet zaczęłam wabić niemrawe obłoki, licząc, że wreszcie z nieba zamiast żaru spadnie chłodny deszcz. Spociła mi się nawet skóra głowy. Kiedy przeczesywałam palcami rozpuszczone włosy, czułam, jakie są mokre. Nie miałam niczego, czym mogłabym związać je na czubku i ulżyć swojej szyi.

Pomimo dyskomfortu fizycznego, morderczej zadyszki i opłakanego wyglądu czułam się rewelacyjnie. Z każdym przebytym jardem mój uśmiech i satysfakcja wzmagały.

Jestem z siebie dumna. W tym parnym wilgotnym powietrzu czułam obietnicę szczęścia i wolności.

Wreszcie dotarłam do polanki, z której rozlewały się niesamowite widoki. Zdjęłam wielki plecak, rzuciłam go na trawę, a sama opadłam na wyschnięty konar, usytuowany na wprost Parku Narodowego Olympic.

Podsłuchałam mijających mnie wędrowców, że gdzieś niedaleko znajduje się uroczy pensjonat. Zgasiłam pragnienie resztkami wody, której temperatura ohydnie wzrosła. Mokrymi chusteczkami otarłam twarz i dłonie, a na koniec zgięcia łokci i kolan. Szlak, który wybrałam, przemierzało wielu turystów. Jedni przechodzili obok bez postoju, inni przystawali na chwilę, by zrobić zdjęcie. Ale z wszystkimi bez wyjątku należało się przywitać. W górach panuje bowiem taka zasada, że trzeba przywitać się z każdym napotkanym człowiekiem. Choć nie każdy napotkany człowiek ma na to ochotę, szczególnie jeśli jego droga wiedzie w górę, a on stracił siły i chęci do życia.

– Sama? – zagadnął chłopak, który rzucił plecak tuż obok mojego i zdjął przepoconą czarną koszulkę.

– Męża pożarł grizli, ale kto by się przejmował – zażartowałam, patrząc gorliwie przed siebie, aby nie skusić się na równie ciekawy widok po mojej prawej, gdzie stał nieznajomy.

– Męża – powtórzył wyraźnie zaciekawiony i przysiadł się, a ja odruchowo przesunęłam się w bok. – Tu nie ma grizlich, tylko baribale. A tak w ogóle to gdzie obrączka?

Złapałam się na tym, że kciukiem masowałam miejsce, w którym powinna się znajdować złota ślubna biżuteria. Szybko zacisnęłam dłoń w pięść, a potem odwróciłam głowę w kierunku mojego nadgorliwego towarzysza. Nim jednak zdążyłam mu się przyjrzeć, szybko uciekłam wzrokiem, który bezczelnie zaczął się osuwać z jego twarzy na nagi tors. Nie odpowiedziałam na jego pytanie, ale na odczepnego rzuciłam:

– Nie szukasz w górach samotności, spokoju albo chociaż ciszy? Bo ja owszem.

– Rozumiem – mruknął melodyjnie bez cienia uszczypliwości. – W takim razie już się nie odzywam, ale chwilę tu posiedzę. Nie masz nic przeciwko?

– Nie – odparłam, wstając z konara. – I tak się zasiedziałam.

Wyminęłam go i złapałam za ramiączko swojego plecaka. Kucnęłam i wsunęłam do niego pustą butelkę po wodzie.

– Pewnie jeszcze się gdzieś spotkamy – rzekł, uważnie mi się przyglądając.

Uniosłam twarz i na niego zerknęłam, a raczej spenetrowałam go ciekawsko. Uśmiechał się całkiem przyzwoicie. Nie był jakiś szczególnie umięśniony, ale też nie zwisał mu tłusty brzuszek. Popijał napój izotoniczny. Jego opalona skóra błyszczała od potu, a oczy świdrowały mnie bez przypału.

– Na razie – powiedziałam, prostując nogi, i zarzuciłam ekwipunek na plecy.

– Do zobaczenia, samotna turystko! – zawołał za mną, ale nie zareagowałam.

– Oby nie – wydusiłam pod nosem.Przystanek 2

Ana

Gdy zameldowałam się w pensjonacie, wiedziałam, że to świetna kryjówka.

Po czterdziestu minutach wolnego i wycieńczającego marszu wreszcie na mojej drodze pojawił się drewniany obiekt, otoczony kolorowymi ruchomymi plamkami. Te plamki to turyści, którzy zrobili sobie przerwę na zimne piwo czy też tost francuski.

Ten domeczek skąpany w gęstwinie iglastych i liściastych drzewek stanowił cel mojej dzisiejszej wędrówki. Kiedy objawił się przede mną w swej górskiej tajemniczej krasie, dodał mi energii, która w try miga doniosła mnie pod jego drzwi. Porządnie uderzyłam stopami o ziemię, bo nie chciałam wpakowywać się do środka w brudnych buciorach, widząc podłogę wyłożoną uroczym kwiecistym dywanikiem.

Przystanęłam przy drewnianej recepcji, gdzie sprzedawano batoniki i napoje.

– Cześć – przywitałam się z dziewczyną, która wyszła z zaplecza. Miała blond warkocz i wielkie złote kolczyki koła. – Mogłabym zostać na noc? Macie miejsce?

– Jasne – powiedziała, otwierając duży zeszyt, przez który pobieżnie przeleciała wzrokiem. – Jedynkę?

– Najlepiej by było.

– Z pościelą czy bez? – Spenetrowała mnie wzrokiem w poszukiwaniu śpiwora.

– Z pościelą.

– Piętnaście dolców – rzekła z uśmiechem, podając mi klucz z drewnianym brelokiem.

– Dać dowód?

– Weź się tu tylko wpisz… – Machnęła dłonią w powietrzu i odwróciła zeszyt w moją stronę. – Jakbyś chciała zostać dłużej, to jutro zamiast klucza podrzuć kasę i ciesz się pobytem. Który raz w Krainie Aniołów?

– W Krainie Aniołów?

– No tak. – Zaśmiała się. – Najbliżej nam do Port Angeles. Tu wszystko jest angeles. Lake Angeles, Mount Angeles…

– Jestem tu pierwszy raz i chyba chciałabym tu zamieszkać na stałe – wyznałam mimochodem, odkładając długopis i kasę, a dziewczyna zabrała zeszyt. – Podoba mi się spokój i nicość Port Angeles.

– Ana? – przeczytała i spojrzała na mnie dla pewności, co potwierdziłam skinieniem. – Baw się dobrze w naszej nicości. Pokój na samej górze. Może być gorąco, padł agregat od klimy, ale za to widoki są zajebiaszcze.

– Noce na szczęście są jeszcze chłodne – rzekłam i szarpnęłam plecak.

– Do kwadransa podrzucę ci pościel, ale jak zapomnę, to mnie ścignij.

– Okej.

– Jak będziesz głodna, to zapraszam tam. – Wskazała na koniec korytarza. – Dziś mamy zupę z cietrzewi, palce lizać.

– Mogę prosić jeszcze dwie butelki wody mineralnej?

– Jasne.

– A ty jak masz na imię? – zapytałam z ciekawości i grzeczności, płacąc za zakup.

– Caroline.

– Okej, to do później, Caroline – pożegnałam się i ruszyłam na poszukiwanie swojej kwatery.

– Ana. – Zatrzymała mnie. – Dlaczego nosisz pióro przy swoim plecaku?

Popatrzyłam na nią w półobrocie, namyślając się.

– To pióro z mojego skrzydła.

– Z czego?

– Ze skrzydła.

– Gdzie masz te skrzydła? – Zaśmiała się.

– Jak to gdzie? W plecaku.

Zmierzyła mnie krzywym spojrzeniem.

– A dlaczego są czarne?

Odpowiedziałam wymownie poważną miną i powędrowałam na piętro.

Recepcjonistka o bardzo dziewczęcej, świeżej urodzie była właścicielką owego białego drewnianego pensjonaciku, który zachwalali górscy szwendacze. W jej buzi, a szczególe uśmiechu, było coś pogodnego, czym zarażała. Mały nos, wąskie usta i bladoniebieskie oczy czyniły z niej bezbronną panienkę, ale nic z tych rzeczy. Caroline miała w swoim wątłym ciele niezliczone pokłady siły, charyzmy i humoru.

Każdy mój krok powodował skrzypienie, bo cała ta chatynka wykonana została z drewna, które pomalowano na biało. I miało to niesamowity klimat. Po drodze mijałam mnóstwo obrazków i plakatów uczepionych ściany jakby na amen, ale nie zwracałam na nie szczególnej uwagi, zostawiając sobie to na później. Teraz myślałam tylko o prysznicu.

– Turystka! – Usłyszałam radosne i znajome wołanie, na co od razu wywróciłam oczami.

– Niee – odpowiedziałam błagalnie bez oglądania się za siebie i przyspieszyłam kroku.

Wspięłam się po schodach, równie skrzypiących co cała reszta, i zniknęłam za zakrętem w nadziei, że wędrowiec nie pójdzie za mną. I w jeszcze większej nadziei, że nie zatrzyma się tu na noc.

Mój pokój okazał się mały, drewniany, parny i ze skośnym sufitem. Od razu otworzyłam trójkątne okienko, za którym rozciągała się górska poezja dla koneserów pięknych krajobrazów, czyli dla mnie. To moja pierwsza wizyta w górskich rejonach Port Angeles i ostatnia. Niedawno podjęłam decyzję, że wynoszę się z LA na stałe. Koniec kropka.

Wzięłam prysznic, umyłam włosy, które wyschły w mgnieniu oka, ogarnęłam się i ruszyłam wrzucić coś na ząb. Podczas wspinaczki nie odczuwałam głodu, ale teraz, kiedy wszystko się we mnie unormowało, odezwał się także żołądek.

Odebrałam talerz z zupą, którą zachwalała dziewczyna z recepcji, i z lekkim zdziwieniem, a jeszcze większym niesmakiem zajęłam miejsce przy stole. Usiadłam na ławce i zaczęłam się zastanawiać, co mam teraz zrobić, bo nie zamierzałam jeść zupy w kolorze sosu grzybowego. W kantynie oprócz mnie siedziało kilkoro turystów, którzy albo coś jedli, albo dopiero czekali na swój posiłek. Zachodziłam w głowę, jak wybrnąć z tego pochopnego zakupu. Nagle okazało się, że wcale nie byłam głodna.

Zaraz…

Na widok naleśników skąpanych w sosie klonowym, leżących po sąsiedzku, ciekła mi ślinka. Modliłam się nad zupą, licząc, że sama wyparuje z talerza. Raptem do mojego stolika dosiadł się młody mężczyzna, ubrany w zielone spodnie i szarą bluzkę na guziki z kołnierzykiem. Na krótkim rękawku prezentowało się pomarańczowe logo z zieloną choinką i napisem: „National Park Service”. Na piersi nosił złotą odznakę w kształcie tarczy, która błyszczała niczym gwiazda szeryfa. Ciemne włosy miał odgniecione od czapki. Właśnie dosiadł się do mnie strażnik Olimpijskiego Parku Narodowego. Swoją drogą bez tych beżowych kapeluszy wyglądali bardziej męsko, coś jak skrzyżowanie porucznika z żołnierzem, ale to właśnie nakrycie głowy dodawało im powagi i w efekcie budziło podziw i respekt.

– Nie jesz? – spytał, wskazując na talerz, który bez zawahania mu podsunęłam.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: