Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Diuna. Dżihad Butlerowski - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
s-f
Data wydania:
15 stycznia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Diuna. Dżihad Butlerowski - ebook

Kolejny tom bestsellerowego cyklu.

Spojrzawszy na niego z rezerwą, wskazała głową nieruchomego owada.

— I dołączysz do nich omówienie tego żuka? Jak możesz zrozumieć coś, co zabiłeś?

— On nie jest martwy — zapewnił ją Erazm. — Wyczuwam słabe, ale charakterystyczne pulsowanie życia. To stworzenie chce, bym uwierzył, że jest martwe, i porzucił je. Mimo małych rozmiarów ma ogromną wolę przetrwania.

Przyklęknąwszy, zadziwiająco łagodnie położył żuka na kamiennej płycie, po czym się cofnął. Parę chwil później owad się poruszył i uciekł w bezpieczne miejsce pod donicą.

— Widzisz? Pragnę zrozumieć wszystkie żywe istoty, włącznie z tobą.

Serena spojrzała na niego ze złością. Robotowi udało się ją zaskoczyć.

— Omnius uważa, że nigdy nie osiągnę jego poziomu intelektualnego — rzekł Erazm. — Ale nadal intryguje go lotność mojego umysłu: to, jak mój umysł stale się rozwija w nowych, spontanicznie obieranych kierunkach. Tak jak ten żuk, potrafię obudzić się do życia i trwać.

— Naprawdę spodziewasz się zostać czymś więcej niż maszyną?

— Doskonalenie się to ludzka cecha, prawda? — odparł robot niezrażony. — To wszystko, co staram się robić.

Trwający setki lat bój ludzi z myślącymi maszynami wkracza w ostatnie stadium. Omnius - demoniczny komputerowy wszechumysł - oraz służący mu Tytani i roboty z Zsynchronizowanych Światów nieubłaganie zyskują przewagę, wykorzystując wady rodzaju ludzkiego. Ostatnią nadzieją mieszkańców Ligi Szlachetnych i Niezrzeszonych Planet są wojskowy przywódca Xavier Harkonnen, jego narzeczona Serena Butler i błyskotliwy naukowiec Tio Holtzman. Brutalnej sile maszyn ludzie mogą przeciwstawić jedynie swą nieograniczoną wyobraźnię, dar współczucia, wrodzony geniusz oraz niegasnące nadzieję i miłość. To musi wystarczyć.

Tymczasem na odległej, niemal zapomnianej planecie Arrakis kupcy odkrywają dobrodziejstwo nieznanej przyprawy – melanżu...

„Ta frapująca saga o mężczyznach i kobietach walczących o wolność jest pożądaną lekturą dla wszystkich miłośników Diuny - „Library Journal”

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8338-950-9
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PODZIĘKOWANIA

Penny Mer­ritt, za pomoc w zarzą­dza­niu lite­racką spu­ści­zną jej ojca, Franka Her­berta.

Nasi redak­to­rzy, Pat LoBrutto i Caro­lyn Cau­ghey, słu­żyli nam szcze­gó­ło­wymi, cen­nymi wska­zów­kami pod­czas pracy nad kolej­nymi brud­no­pi­sami tej powie­ści, by wycy­ze­lo­wać jej osta­teczną wer­sję. Tom Doherty, Linda Quin­ton, Jen­ni­fer Mar­cus i Paul Ste­vens z Tor Books udzie­lili temu pro­jek­towi nie­zwy­kłego, entu­zja­stycz­nego popar­cia.

Jak zawsze, Cathe­rine Sidor z Word­Fire, Inc. pra­co­wała nie­zmor­do­wa­nie, prze­pi­su­jąc dzie­siątki mikro­ka­set i wiele setek stron, by dotrzy­mać nam sza­leń­czego tempa. Jej pomoc na wszyst­kich eta­pach reali­za­cji tego pro­jektu pozwo­liła nam zacho­wać zdro­wie psy­chiczne; udało jej się nawet wmó­wić innym ludziom, że jeste­śmy dobrze zor­ga­ni­zo­wani.

Diane E. Jones i Erwin Bush posłu­żyli jako czy­tel­nicy doświad­czalni, prze­ka­zu­jąc nam szczere uwagi i suge­ru­jąc doda­nie pew­nych scen, dzięki któ­rym książka ta stała się lep­sza. Rebecca Moesta poświę­cała swój czas i wyobraź­nię we wszyst­kich fazach powsta­wa­nia tej książki, od początku do końca.

The Her­bert Limi­ted Part­ner­ship, włącz­nie z Jan Her­bert, Ronem Mer­rit­tem, Davi­dem Mer­rit­tem, Byro­nem Mer­rit­tem, Julie Her­bert, Rober­tem Mer­rit­tem, Kim­berly Her­bert, Mar­gaux Her­bert i The­resą Shac­kel­ford, udzie­liło nam entu­zja­stycz­nego popar­cia, powie­rza­jąc opiekę nad wspa­niałą wizją Franka Her­berta.

Beverly Her­bert, za pra­wie czter­dzie­sto­let­nie wspie­ra­nie i odda­nie swo­jemu mężowi, Fran­kowi Her­bertowi.

A nade wszystko skła­damy podzię­ko­wa­nia Fran­kowi Her­ber­towi, któ­rego geniusz stwo­rzył taki cudowny wszech­świat, pozo­sta­wia­jąc nam jego bada­nie.KSIĘŻNA IRU­LANA PISZE:

Każdy praw­dziwy badacz musi sobie uświa­do­mić, że histo­ria nie ma początku. Bez względu na to, gdzie się zaczyna opo­wieść, zawsze są wcze­śniejsi boha­te­ro­wie i wcze­śniej­sze tra­ge­die.

Zanim ktoś zdoła zro­zu­mieć Muad’Diba czy obecny dżi­had, który roz­po­czął się po oba­le­niu mojego ojca, Impe­ra­tora Szad­dama IV, musi zro­zu­mieć, prze­ciwko czemu wal­czymy. Dla­tego spójrzmy w naszą odle­głą o ponad dzie­sięć tysięcy lat prze­szłość, na to, co się działo dzie­sięć tysiąc­leci przed naro­dzi­nami Paula Atrydy.

Ujrzymy tam naro­dziny Impe­rium, ujrzymy, jak z popio­łów po bitwie pod Cor­ri­nem powstał Impe­ra­tor, by zjed­no­czyć poobi­janą resztkę ludzi. Zagłę­bimy się w naj­star­sze zapi­ski, w mity Diuny, w czasy Wiel­kiej Rewolty, bar­dziej zna­nej jako Dżi­had Butle­row­ski.

Genezą naszego poli­tyczno-han­dlo­wego wszech­świata była owa straszna wojna z myślą­cymi maszy­nami. Wysłu­chaj teraz mojej opo­wie­ści o wol­nych ludziach, bun­tu­ją­cych się prze­ciwko wła­dzy robo­tów, kom­pu­te­rów i cyme­ków. Zauważ, co legło u pod­staw wiel­kiej zdrady, która spra­wiła, iż ród Atry­dów i ród Har­kon­ne­nów stały się śmier­tel­nymi wro­gami, a która to wen­deta trwa i w naszych cza­sach. Poznaj korze­nie zgro­ma­dze­nia żeń­skiego Bene Ges­se­rit, Gil­dii Kosmicz­nej i jej nawi­ga­to­rów, mistrzów mie­cza z Ginaza, Aka­de­mii Medycz­nej Suka, men­ta­tów. Przyj­rzyj się życiu uci­ska­nych zen­sun­ni­tów, któ­rzy ucie­kli na pustynną pla­netę Arra­kis, gdzie stali się naszymi naj­wspa­nial­szymi wojow­ni­kami — Fre­me­nami.

Wyda­rze­nia te dopro­wa­dziły do naro­dzin i życia Muad’Diba.

Na długo przed Muad’Dibem, w ostat­nich dniach Sta­rego Impe­rium, ludz­kość stra­ciła swoją siłę napę­dową. Ziem­ska cywi­li­za­cja roz­prze­strze­niła się w sys­te­mach gwiezd­nych, ale pogrą­żyła się w sta­gna­cji. Mając nie­wiel­kie ambi­cje, więk­szość ludzi zdała się na wydajne maszyny, które wyko­ny­wały za nich codzienne czyn­no­ści. Stop­niowo rodzaj ludzki prze­stał myśleć, marzyć… a nawet żyć peł­nią życia.

Potem poja­wił się czło­wiek z odle­głego układu Tha­limy, wizjo­ner, który przy­brał imię Tla­loca, sta­ro­żyt­nego boga desz­czu. Prze­ma­wiał do ospa­łych tłu­mów, sta­ra­jąc się oży­wić ducha ludz­ko­ści, ale bez widocz­nych rezul­ta­tów. Jed­nak paru odmien­nie myślą­cych usły­szało jego prze­sła­nie.

Myśli­ciele ci spo­ty­kali się w sekre­cie i dys­ku­to­wali o tym, jak zmie­ni­liby Impe­rium, gdyby tylko udało im się oba­lić głu­pich wład­ców. Odrzu­ciw­szy praw­dziwe imiona i nazwi­ska, przy­jęli przy­domki zwią­zane z wiel­kimi bogami i boha­te­rami sta­ro­żyt­no­ści. Naj­zna­mie­nit­szymi z nich byli gene­rał Aga­mem­non i jego kochanka Junona, geniusz tak­tyki. Dwójka ta zwer­bo­wała spe­cja­li­stę z zakresu pro­gra­mo­wa­nia, Bar­ba­rossę, ten zaś uknuł spi­sek w celu prze­kształ­ce­nia wszech­obec­nych w Impe­rium maszyn słu­żeb­nych w nie­ustra­szo­nych agre­so­rów, poprzez wsz­cze­pie­nie w ich sztuczne mózgi pew­nych cech ludz­kich, w tym żądzy pod­bo­jów. Potem do mają­cych nie­po­skro­mione ambi­cje bun­tow­ni­ków dołą­czyło jesz­cze kil­ka­na­ścioro ludzi. W sumie dwa­dzie­ścia mózgów stwo­rzyło zaro­dek rewo­lu­cji, która oba­liła Stare Impe­rium.

Zwy­cięzcy nazwali się Tyta­nami, po naj­star­szych grec­kich bogach. Pod prze­wo­dem wizjo­nera Tla­loca owa dwu­dziestka podzie­liła mię­dzy sie­bie wła­dzę nad pla­ne­tami i ludami, narzu­ca­jąc im za pośred­nic­twem agre­syw­nych myślą­cych maszyn Bar­ba­rossy swoje roz­po­rzą­dze­nia. Pod­bili więk­szość zna­nej galak­tyki.

Nie­które grupy oporu zajęły pozy­cje obronne na kre­sach Sta­rego Impe­rium. Utwo­rzyw­szy kon­fe­de­ra­cję — Ligę Szla­chet­nych — wal­czyły z dwu­dzie­stoma Tyta­nami i po wielu krwa­wych bitwach zacho­wały wol­ność. Powstrzy­mały napór Tyta­nów i ode­pchnęły ich.

Tla­loc przy­siągł, że pew­nego dnia narzuci pano­wa­nie tym nie­po­kor­nym, ale po nie­spełna dzie­się­ciu latach spra­wo­wa­nia wła­dzy zgi­nął w tra­gicz­nym wypadku. Gene­rał Aga­mem­non objął po nim przy­wódz­two, lecz zgon jego przy­ja­ciela i men­tora był ponu­rym przy­po­mnie­niem, że i Tytani są śmier­telni.

Pra­gnąc rzą­dzić setki lat, Aga­mem­non i jego kochanka Junona zde­cy­do­wali się na ryzy­kowny krok. Pole­cili usu­nąć chi­rur­gicz­nie swoje mózgi i umie­ścić je w pojem­ni­kach ochron­nych, które można było insta­lo­wać w róż­nych mecha­nicz­nych for­mach. Kiedy nad pozo­sta­łymi Tyta­nami zawi­sło widmo sta­ro­ści i nie­do­łę­stwa, rów­nież oni prze­kształ­cili się, jeden po dru­gim, w „cymeki” — maszyny z ludz­kimi mózgami.

Epoka Tyta­nów trwała sto lat. Uzur­pa­to­rzy cymeki wła­dali swo­imi pla­ne­tami, wyko­rzy­stu­jąc zaawan­so­wane kom­pu­tery i roboty do utrzy­my­wa­nia porządku. Jed­nak pew­nego feral­nego dnia Kserk­ses, Tytan o hedo­ni­stycz­nych skłon­no­ściach, chcąc mieć wię­cej czasu na przy­jem­no­ści, dał zbyt wiele swo­body swo­jej wszech­obec­nej sieci sztucz­nej inte­li­gen­cji.

Obda­rzona czu­ciem sieć kom­pu­te­rowa opa­no­wała całą pla­netę, a potem szybko inne. Roz­przę­że­nie sze­rzyło się ze świata na świat niczym zaraza, kom­pu­te­rowy „wszech­u­mysł” zaś sta­wał się coraz potęż­niej­szy i coraz bar­dziej zwięk­szał swój zasięg. Nazwaw­szy się Omniu­sem, inte­li­gentna i potra­fiąca się przy­sto­so­wać sieć pod­biła wszyst­kie pozo­sta­jące dotąd we wła­dzy Tyta­nów pla­nety, zanim cymeki zdą­żyły ostrzec towa­rzy­szy przed nie­bez­pie­czeń­stwem.

Następ­nie Omnius usta­no­wił porzą­dek na wła­sny, ści­śle zor­ga­ni­zo­wany spo­sób, trzy­ma­jąc upo­ko­rzone cymeki pod pan­to­flem. Aga­mem­non i jego kom­pani, ongiś władcy Impe­rium, stali się, choć nie­chęt­nie, słu­gami sze­roko roz­ga­łę­zio­nego wszech­u­my­słu.

W cza­sach Dżi­hadu Butle­row­skiego Omnius i jego myślące maszyny trzy­mali „Zsyn­chro­ni­zo­wane Światy” w żela­znym uści­sku od tysiąca lat.

Mimo to na kre­sach pozo­stały zbio­ro­wi­ska wol­nych ludzi, połą­czone dla wspól­nej obrony, tkwiąc niczym cierń w boku myślą­cych maszyn. Ile­kroć wszech­u­mysł ata­ko­wał, Liga Szla­chet­nych sku­tecz­nie się bro­niła.

Ale zawsze powsta­wały nowe plany maszyn.Kiedy ludzie stwo­rzyli kom­pu­ter, który potra­fił gro­ma­dzić infor­ma­cje i _uczyć się_ na ich pod­sta­wie, pod­pi­sali wyrok na ludz­kość.

— sio­stra Becca Skoń­czona

Salusa Secun­dus zawie­szony był w pust­ko­wiach kosmosu niczym wysa­dzany dro­go­cen­nymi kamie­niami klej­not. Była to oaza zaso­bów mine­ral­nych i żyznych pól, spo­kojna i miła dla sen­so­rów optycz­nych. Nie­stety roiło się na niej od ludz­kiego paskudz­twa.

Flota robo­tów zbli­żała się do sto­łecz­nej pla­nety Ligi Szla­chet­nych. Krą­żow­niki naje­żone były bro­nią, nie­sa­mo­wi­cie piękne ze swo­imi odbi­ja­ją­cymi świa­tło pan­ce­rzami kom­po­zy­to­wymi oraz zdo­bią­cymi je ante­nami i sen­so­rami. Sil­niki rufowe zio­nęły czy­stym ogniem, nada­jąc stat­kom przy­spie­sze­nie, które zmiaż­dży­łoby czy­sto bio­lo­gicz­nych pasa­że­rów. Myślące maszyny nie potrze­bo­wały żad­nych sys­te­mów pod­trzy­mu­ją­cych życie ani fizycz­nej wygody. Sku­piały się na znisz­cze­niu resz­tek odwiecz­nego ludz­kiego oporu na dzi­kich kre­sach Zsyn­chro­ni­zo­wa­nych Świa­tów.

Atak pro­wa­dził ze swego statku w kształ­cie pira­midy gene­rał Aga­mem­non. Logicz­nie myślące maszyny nie dbały o chwałę ani o zemstę. Ale on na pewno dbał. Jego w pełni sprawny mózg w pojem­niku ochron­nym obser­wo­wał reali­za­cję pla­nów.

Przed nim główna flota kie­ro­wa­nych przez roboty stat­ków wni­kała w głąb opa­no­wa­nego przez ludzi układu, zmia­ta­jąc załogi zasko­czo­nych stat­ków war­tow­ni­czych niczym tocząca się z prze­strzeni kosmicz­nej lawina. Jed­nostki ludzi otwo­rzyły ogień, nad­cią­gali obrońcy, by sta­wić czoło siłom maszyn. Pięć stat­ków Ligi oddało potężne salwy, ale więk­szość ich poci­sków była zbyt wolna, by tra­fić nacie­ra­jącą jak bły­ska­wica flotę. Celne strzały znisz­czyły lub uszko­dziły garść stat­ków robo­tów, jed­nak tyle samo stat­ków pilo­to­wa­nych przez ludzi eks­plo­do­wało w jarzą­cych się pło­mie­niach gazów — nie dla­tego, że sta­no­wiły jakieś szcze­gólne zagro­że­nie dla najeźdź­ców, lecz po pro­stu dla­tego, że zna­la­zły się na ich dro­dze.

Tylko kilku odle­głym zwia­dow­com udało się prze­słać ostrze­że­nie na bez­bron­nego Salusę Secun­dusa. Statki robo­tów roz­biły w pył prze­rze­dzoną wewnętrzną linię obronną ludzi, nie zwal­nia­jąc nawet w pędzie ku swo­jemu praw­dzi­wemu celowi. Trzę­sąc się pod wpły­wem ogrom­nego, spo­wo­do­wa­nego hamo­wa­niem prze­cią­że­nia, poja­wią się nie­długo po dotar­ciu do sto­łecz­nej pla­nety sygnału ostrze­gaw­czego.

Ludz­kość nie będzie miała dosyć czasu, by się przy­go­to­wać.

Flota robo­tów była dzie­się­cio­krot­nie licz­niej­sza i potęż­niej­sza niż siły, które Omnius kie­dy­kol­wiek wysłał prze­ciwko Lidze Szla­chet­nych. Ludz­kość stała się zbyt pewna sie­bie, nie spo­tkaw­szy się w ciągu ostat­niego stu­le­cia nie­pew­nej zim­nej wojny ze skon­cen­tro­wa­nym ata­kiem robo­tów. Ale maszyny mogły długo cze­kać, a teraz Aga­mem­non i pozo­stali Tytani mieli dostać swoją szansę.

Jak odkryła chmara małych sond szpie­gow­skich maszyn, Liga zain­sta­lo­wała nie­dawno rze­komo nie­moż­liwe do poko­na­nia sys­temy obronne prze­ciw opar­tym na obwo­dach żelo­wych myślą­cym maszy­nom. Potężna flota robo­tów będzie więc cze­kała w bez­piecz­nej odle­gło­ści, aż Aga­mem­non i jego mała grupa cyme­ków, prąc naprzód w samo­bój­czej być może misji, otwo­rzy drogę do Salusy Secun­dusa.

Aga­mem­non upa­jał się myślą o tym, co się sta­nie. Nie­szczę­sne istoty bio­lo­giczne włą­czają już alarmy, przy­go­to­wują obronę… Kulą się ze stra­chu. Przez elek­tro­fluid, który utrzy­my­wał przy życiu jego pozba­wiony ciała mózg, prze­ka­zał roz­kaz swo­jemu oddzia­łowi sztur­mo­wemu cyme­ków:

— Zniszczmy cen­trum ludz­kiego oporu. _Naprzód_!

Od tysiąca pie­kiel­nych lat Aga­mem­non i jego Tytani zmu­szeni byli słu­żyć kom­pu­te­ro­wemu wszech­u­my­słowi — Omniu­sowi. Ziry­to­wane tym pod­dań­stwem, ambitne, lecz poko­nane cymeki zwró­ciły teraz swoją złość prze­ciwko Lidze Szla­chet­nych. Poko­nany przez maszyny gene­rał żywił nadzieję, że pew­nego dnia zwróci się prze­ciwko samemu Omniu­sowi, ale dotąd nie dostrzegł ku temu oka­zji.

Liga wznio­sła wokół Salusy Secun­dusa nowe ekrany sma­żące. Pola te znisz­czy­łyby fine­zyjne obwody żelowe wszyst­kich kom­pu­te­rów, ale umy­sły ludz­kie mogły prze­być je bez szkody. A cho­ciaż cymeki miały mecha­niczne układy i wymie­nialne ciała robo­tów, ich mózgi na­dal były ludz­kie.

A zatem mogły prze­nik­nąć przez ekrany obronne nie­tknięte.

Salusa Secun­dus wypeł­nił pole widze­nia Aga­mem­nona jak cel za krzy­żem w obiek­ty­wie lunety. Gene­rał stu­dio­wał tak­tyczne pro­jek­cje, poświę­ca­jąc dużo uwagi szcze­gó­łom. Wyko­rzy­sty­wał umie­jęt­no­ści mili­tarne, które roz­wi­nął w ciągu wie­ków, oraz intu­icyjną wie­dzę o sztuce pod­boju. Zdol­no­ści te pozwo­liły nie­gdyś dwu­dzie­stu zale­d­wie bun­tow­ni­kom prze­jąć wła­dzę nad Impe­rium i spra­wo­wać ją… dopóki nie stra­cili wszyst­kiego na rzecz Omniusa.

Przed przy­stą­pie­niem do tego waż­nego ataku kom­pu­te­rowy wszech­u­mysł nale­gał na wyko­na­nie sze­regu symu­la­cji, sta­ra­jąc się opra­co­wać plan na każdą ewen­tu­al­ność. Jed­nak Aga­mem­non wie­dział, że jeśli cho­dzi o nie­prze­wi­dy­wal­nych ludzi, zbyt pre­cy­zyjne pla­no­wa­nie nie ma sensu.

Teraz, kiedy ogromna flota robo­tów ście­rała się z obroną orbi­talną i jed­nost­kami straży gra­nicz­nej Ligi, umysł Aga­mem­nona wychy­nął z połą­czo­nego z sen­so­rami pojem­nika i poczuł, że sta­tek fla­gowy jest prze­dłu­że­niem jego dawno utra­co­nego ludz­kiego ciała. Uzbro­je­nie statku było jego czę­ścią. Widział tysią­cem oczu, a potężne sil­niki spra­wiały, że czuł, jakby znowu miał umię­śnione nogi i mógł biec z szyb­ko­ścią wia­tru.

— Przy­go­to­wać się do desantu. Musimy ude­rzyć szybko i mocno, gdy tylko nasze lądow­niki prze­nikną przez salu­ską obronę. — Przy­po­mniaw­szy sobie, że patrzy­dła będą reje­stro­wać każdy moment bitwy, by wszech­u­mysł mógł ją prze­ana­li­zo­wać po powro­cie floty, dodał: — Wytrze­bimy życie na tej paskud­nej pla­ne­cie na chwałę Omniusa! — Zmniej­szył szyb­kość pod­cho­dzą­cego do lądo­wa­nia statku, a pozo­stali poszli za jego przy­kła­dem. — Kserk­se­sie, obej­mij pro­wa­dze­nie. Wyślij swoje neo­cy­meki, by ścią­gnęły na sie­bie ogień, i zmieć Salu­san.

Jak zwy­kle nie­zde­cy­do­wany, Kserk­ses zaczął narze­kać.

— Udzie­li­cie mi peł­nego wspar­cia, kiedy ruszę? To naj­bar­dziej nie­bez­pieczna część…

— Ciesz się, że masz szansę się wyka­zać — uci­szył go Aga­mem­non. — Naprzód! Każda sekunda two­jej zwłoki daje wię­cej czasu _hre­th­gi­rom_. — Tym obraź­li­wym sło­wem inte­li­gentne maszyny i ich słu­gusy, cymeki, okre­ślały ludz­kie robac­two.

Łącze zatrzesz­czało i dobiegł z niego głos robota łącz­no­ścio­wego floty maszyn sztur­mu­ją­cej siły obronne ludzi wokół Salusy.

— Cze­kamy na twój sygnał, gene­rale Aga­mem­no­nie. Opór ludzi się wzmaga.

— Jeste­śmy w dro­dze — odparł Aga­mem­non. — Kserk­se­sie, rób, co ci kaza­łem!

Kserk­ses, który zawsze uni­kał cał­ko­wi­tego nie­po­słu­szeń­stwa, powstrzy­mał się od uwag i wezwał trzy neo­cy­meki, póź­niej­szej gene­ra­cji maszyny z ludz­kimi mózgami. Cztery pira­mi­dalne statki wyłą­czyły układy wspo­ma­ga­jące i ich opan­ce­rzone lądow­niki wpa­dły w atmos­ferę pla­nety bez napro­wa­dza­nia. Przez kilka nie­bez­piecz­nych chwil będą łatwymi celami; obrona powietrzna Ligi może tra­fić kilka z nich. Jed­nak spo­rzą­dzona z mate­riału o dużej gęsto­ści osłona lądow­ni­ków ochroni je przed poważ­niej­szymi szko­dami, które mógłby wyrzą­dzić ostrzał, a nawet sprawi, że wyjdą nie­tknięte z gwał­tow­nego zetknię­cia z zie­mią pod­czas lądo­wa­nia na pery­fe­riach naj­waż­niej­szego mia­sta Salusy, Zimii, gdzie znaj­dują się główne wieże wytwa­rza­jące pole ochronne wokół pla­nety.

Liga Szla­chet­nych bro­niła dotąd nie­sforną ludz­kość przed zor­ga­ni­zo­waną spraw­no­ścią Omniusa, ale zdzi­czałe istoty bio­lo­giczne rzą­dziły się nie­udol­nie i czę­sto nie potra­fiły dojść do zgody w spra­wie waż­nych decy­zji. Kiedy zosta­nie zmiaż­dżony Salusa Secun­dus, roz­pad­nie się w panicz­nym stra­chu ten nie­sta­bilny sojusz i zała­mie się opór.

Ale naj­pierw cymeki Aga­mem­nona będą musiały wyłą­czyć ekrany sma­żące. Wtedy Salusa sta­nie się bez­bronny, jego miesz­kańcy będą się trząść ze stra­chu, a główna flota robo­tów zada, niczym ogromny mecha­niczny but roz­gnia­ta­jący owada, śmier­telny cios.

Wódz cyme­ków usta­wił swój lądow­nik w pozy­cji do ataku, gotów popro­wa­dzić dru­gie ude­rze­nie resztą floty eks­ter­mi­na­cyj­nej. Wyłą­czył wszyst­kie skom­pu­te­ry­zo­wane układy i podą­żył w dół za Kserk­se­sem. Jego mózg uno­sił się w cie­czy w pojem­niku ochron­nym, pozba­wiony dopływu jakich­kol­wiek bodź­ców.

Ślepy i głu­chy gene­rał nie czuł ani żaru, ani gwał­tow­nych wibra­cji, kiedy jego opan­ce­rzony pojazd zmie­rzał z rykiem w kie­runku nie­podej­rze­wa­ją­cego niczego celu.Inte­li­gentna maszyna jest złym dżi­nem, który uciekł z butelki.

— Bar­ba­rossa, _Ana­to­mia rebe­lii_

Kiedy sieć czuj­ni­ków Salusy wykryła nad­cią­ga­jącą flotę robo­tów, Xavier Har­kon­nen natych­miast przy­stą­pił do dzia­ła­nia. Myślące maszyny raz jesz­cze chciały spraw­dzić siły obronne wol­nej ludz­ko­ści.

Cho­ciaż Xavier miał sto­pień ter­cero salu­skiej mili­cji — miej­sco­wego, nie­za­leż­nego oddziału Armady Ligi — pod­czas ostat­nich praw­dzi­wych wypa­dów Omniusa prze­ciwko zrze­szo­nym w Lidze pla­ne­tom nie było go jesz­cze na świe­cie. Ostat­nia wielka bitwa roze­grała się pra­wie przed stoma laty. Po takim cza­sie myślące maszyny mogły liczyć na to, że siły obronne ludzi osła­bły, ale Xavier przy­siągłby, że są w błę­dzie.

— Pri­mero Meachu, ode­bra­li­śmy pilne ostrze­że­nie i prze­kaz wideo od jed­nego z naszych zwia­dow­ców — powie­dział do swo­jego dowódcy — ale trans­mi­sja została prze­rwana.

— Popa­trz­cie na nich! — wrza­snął quinto Wilby, prze­glą­da­jąc obrazy dostar­czane przez odle­głą sieć czuj­ni­ków. Niski rangą ofi­cer stał z innymi żoł­nie­rzami przed rzę­dami pul­pi­tów w zwień­czo­nym kopułą budynku. — Ni­gdy wcze­śniej Omnius nie wysłał tak wiel­kich sił.

Van­ni­bal Meach, niski, ale obda­rzony tubal­nym gło­sem pri­mero salu­skiej mili­cji, stał w cen­trum dowo­dze­nia obroną pla­nety i spo­koj­nie przyj­mo­wał napły­wa­jące wie­ści.

— Z powodu opóź­nie­nia sygnału ostatni mel­du­nek wysłany z obrzeży układu opi­suje sytu­ację sprzed kilku godzin — rzekł. — Teraz pod­jęli walkę z naszymi pikie­tami i będą się sta­rali podejść bli­żej. Oczy­wi­ście nie uda im się.

Cho­ciaż było to pierw­sze ostrze­że­nie o zbli­ża­ją­cej się inwa­zji, jakie dostał, zare­ago­wał tak, jakby cały czas spo­dzie­wał się, że maszyny lada chwila zaata­kują.

W oświe­tle­niu cen­trum dowo­dze­nia ciem­no­brą­zowe włosy Xaviera lśniły cyna­mo­nową barwą. Był poważ­nym mło­dym męż­czy­zną, uczci­wym do szpiku kości i mają­cym skłon­ność do postrze­ga­nia świata w czerni i bieli. Jako woj­skowy trze­ciej rangi ter­cero Har­kon­nen był zastępcą Meacha na sta­no­wi­sku dowódcy miej­sco­wych pla­có­wek obrony. Bar­dzo podzi­wiany przez zwierzch­ni­ków, szybko awan­so­wał, rów­nie zaś powa­żany przez żoł­nie­rzy, był czło­wie­kiem, za któ­rym bez waha­nia poszliby w bój.

Mimo wiel­ko­ści floty robo­tów i jej siły ognia zmu­sił się do zacho­wa­nia spo­koju, po czym wezwał naj­bliż­sze statki war­tow­ni­cze do prze­ka­za­nia rapor­tów i posta­wił flotę obronną na bli­skiej orbi­cie w stan naj­wyż­szego pogo­to­wia. Dowódcy stat­ków zarzą­dzili goto­wość bojową na swo­ich jed­nost­kach, gdy tylko dotarły do nich pilne prze­kazy ze znisz­czo­nych już stat­ków zwia­dow­czych.

Wokół Xaviera buczały zauto­ma­ty­zo­wane układy. Słu­cha­jąc oscy­lu­ją­cych syren, gwaru roz­ka­zów i rapor­tów o sytu­acji w sali dowo­dze­nia, wziął głę­boki wdech i zaczął usta­lać kolej­ność zadań.

— Możemy ich powstrzy­mać — rzekł. — _I powstrzy­mamy_.

W jego gło­sie sły­chać było sta­now­czość dowódcy, jakby był dużo star­szy i przy­wykł do codzien­nych walk z Omniu­sem. W rze­czy­wi­sto­ści miało to być jego pierw­sze star­cie z myślą­cymi maszy­nami.

Wiele lat temu, wra­ca­jąc z inspek­cji posia­dło­ści rodo­wych na Hagalu, jego rodzice i star­szy brat zgi­nęli wsku­tek ataku cyme­ków. Siły bez­dusz­nych maszyn zawsze sta­no­wiły zagro­że­nie dla świa­tów Ligi, ale od dzie­siąt­ków lat mię­dzy ludźmi i Omniu­sem pano­wał nie­pewny pokój.

Ścienna mapa układu Gammy Waipinga poka­zy­wała orbi­talne pozy­cje Salusy Secun­dusa i sze­ściu innych pla­net oraz roz­miesz­cze­nie szes­na­stu patro­lo­wych grup bojo­wych i losowo roz­pro­szo­nych czuj­nych stat­ków war­tow­ni­czych. Cuarto Steff Young pospiesz­nie uak­tu­al­niła prze­wi­dy­wa­nia tak­tyczne, sta­ra­jąc się domy­ślić, gdzie znaj­duje się nad­cią­ga­jąca grupa ude­rze­niowa robo­tów.

— Nawiąż kon­takt z segundo Lau­der­da­lem i wezwij wszyst­kie statki prze­by­wa­jące na obrze­żach układu. Każ im ata­ko­wać i nisz­czyć każ­dego napo­tka­nego nie­przy­ja­ciela — powie­dział pri­mero Meach, a potem wes­tchnął. — Wyco­fa­nie naszych zgru­po­wań cięż­kich jed­no­stek z kre­sów zaj­mie przy mak­sy­mal­nym przy­spie­sze­niu pół dnia, ale maszyny mogą mimo to pró­bo­wać prze­bić się przez nie. Może to być ciężki dzień dla naszych chłop­ców.

Cuarto Young spraw­nie wyko­nała roz­kaz, wysy­ła­jąc wia­do­mość, która miała dotrzeć na obrzeża układu dopiero za kilka godzin.

Meach ski­nął głową, wyko­nu­jąc kolejne etapy dobrze prze­ćwi­czo­nej pro­ce­dury. Żyjąc nie­ustan­nie w cie­niu maszyn, salu­ska mili­cja ćwi­czyła regu­lar­nie i przy­go­to­wy­wała się na dowolny sce­na­riusz, podob­nie jak oddziały Armady wyzna­czone do obrony każ­dego więk­szego układu Ligi.

— Włą­czyć ekrany sma­żące Holt­zmana wokół pla­nety i wysłać ostrze­że­nie do wszyst­kich stat­ków han­dlo­wych w powie­trzu i w prze­strzeni. Chcę, żeby za dzie­sięć minut miej­ski prze­kaź­nik ekranu pra­co­wał pełną mocą.

— To powinno upiec obwody żelowe każ­dej myślą­cej maszyny — rzekł Xavier z wymu­szoną pew­no­ścią sie­bie. — Wszy­scy widzie­li­śmy próby — dodał. „Jed­nak tym razem to nie próba” — pomy­ślał.

Miał nadzieję, że kiedy nie­przy­ja­ciel natknie się na zain­sta­lo­wane przez Salu­san środki obrony, obli­czy, że ponie­sie zbyt cięż­kie straty, i zarzą­dzi odwrót. Myślące maszyny nie lubiły podej­mo­wać ryzyka.

Popa­trzył na ekran. „Ale jest ich tak wiele” — stwier­dził.

Potem wypro­sto­wał się i ode­rwał od peł­nych złych wie­ści moni­to­rów.

— Pri­mero Meachu, jeśli nasze dane na temat pręd­ko­ści floty maszyn są poprawne, to nawet hamu­jąc, lecą pra­wie tak szybko jak sygnał ostrze­gaw­czy, który ode­bra­li­śmy od zwia­dow­ców.

— Mogą więc być już tutaj! — powie­dział quinto Wilby.

Tym razem Meach zare­ago­wał z wiel­kim nie­po­ko­jem, ogła­sza­jąc stan naj­wyż­szego pogo­to­wia.

— Dać sygnały do ewa­ku­acji! Otwo­rzyć pod­ziemne schrony!

— Ewa­ku­acja w toku — zamel­do­wała parę chwil póź­niej cuarto Young, prze­bie­ra­jąc pal­cami po włącz­ni­kach na pul­pi­cie. Dotknęła w sku­pie­niu prze­wodu komu­ni­ka­cyj­nego przy uchu. — Prze­sy­łamy wice­kró­lowi Butle­rowi wszyst­kie infor­ma­cje, które mamy.

„W gma­chu Par­la­mentu jest z nim Serena” — uświa­do­mił sobie Xavier, myśląc o dzie­więt­na­sto­let­niej córce wice­króla. Jego serce ści­snął strach o nią, ale nie śmiał wyja­wić roda­kom swych obaw. Wszystko w swoim cza­sie i miej­scu.

Pomy­ślał o tych wszyst­kich nit­kach, które musiał spleść, wyko­nu­jąc to, co nale­żało do jego obo­wiąz­ków, pod­czas gdy pri­mero Meach kie­ro­wał całą obroną.

— Cuarto Chiry, weź dywi­zjon i osła­niaj ewa­ku­ację wice­króla Butlera, jego córki i wszyst­kich przed­sta­wi­cieli Ligi do pod­ziem­nych schro­nów.

— Powinni już tam zmie­rzać — odparł ofi­cer.

Xavier uśmiech­nął się do niego cierpko.

— Ufasz, że poli­tycy zro­bią naj­pierw to, co roz­sądne?

Cuarto wybiegł wyko­nać roz­kaz.Więk­szość histo­rii piszą zwy­cięzcy kon­flik­tów, ale te pisane przez zwy­cię­żo­nych — jeśli prze­trwają — są czę­sto o wiele cie­kaw­sze.

— Iblis Ginjo, _Kra­jo­braz ludz­ko­ści_

Salusa Secun­dus był zie­loną pla­netą o umiar­ko­wa­nym kli­ma­cie, ojczy­zną setek milio­nów wol­nych ludzi z Ligi Szla­chet­nych. Otwar­tymi akwe­duk­tami pły­nęła tam obfi­cie woda. Pofał­do­wane wzgó­rza wokół Zimii, ośrodka kul­tury i wła­dzy, pokryte były win­ni­cami i gajami oliw­nymi.

Na parę chwil przed ata­kiem na mów­nicę w wiel­kim budynku Par­la­mentu weszła Serena Butler. Tę oka­zję zwró­ce­nia się do przed­sta­wi­cieli pla­net zrze­szo­nych w Lidze otrzy­mała dzięki peł­nej poświę­ce­nia służ­bie publicz­nej oraz zabie­gom ojca.

Wice­król Manion Butler dora­dził jej w roz­mo­wie w cztery oczy, by sta­rała się mówić w wywa­żony spo­sób i pro­sto przed­sta­wiać swoje uwagi.

— Krok po kroku, moja droga. Naszą Ligę spaja zagro­że­nie ze strony wspól­nego wroga, a nie zbiór wspól­nych war­to­ści czy prze­ko­nań. Ni­gdy nie ata­kuj stylu życia szla­chet­nych.

Było to dopiero trze­cie wystą­pie­nie w jej krót­kiej karie­rze poli­tycz­nej. We wcze­śniej­szych uży­wała zbyt ostrych sfor­mu­ło­wań — nie rozu­mie­jąc jesz­cze, na czym polega balet poli­tyki — więc jej pomy­sły spo­tkały się z mie­sza­niną zie­wa­nia i dobro­dusz­nego chi­chotu z jej naiw­no­ści. Chciała poło­żyć kres nie­wol­nic­twu, prak­ty­ko­wa­nemu spo­ra­dycz­nie przez nie­które z pla­net Ligi, chciała, by wszy­scy ludzie byli równi, by każdy był syty i chro­niony.

— Może prawda boli. Sta­ra­łam się, by poczuli się winni.

— Osią­gnę­łaś tylko tyle, że pozo­stali głusi na twoje słowa.

Serena wygła­dziła prze­mó­wie­nie zgod­nie z radą ojca, trzy­ma­jąc się na­dal swo­ich zasad. „Krok po kroku”. Ona też będzie się uczyła z każ­dym kro­kiem. Jak pora­dził jej ojciec, poroz­ma­wiała rów­nież z podob­nie myślą­cymi przed­sta­wi­cie­lami, zapew­nia­jąc sobie zawczasu pewne popar­cie i zysku­jąc kilku sojusz­ni­ków.

Pod­nió­sł­szy brodę i przy­braw­szy minę nada­jącą jej wygląd osoby raczej zde­cy­do­wa­nej niż pod­eks­cy­to­wa­nej, Serena ulo­ko­wała się w muszli nagry­wa­ją­cej, która ota­czała podium niczym kopuła geo­de­zyjna. Serce rosło jej na myśl o dobru, które może zdoła wyświad­czyć. Poczuła cie­płe świa­tło, kiedy mecha­nizm pro­jek­cyjny prze­ka­zy­wał jej powięk­szone uję­cia poza muszlę.

Nie­wielki ekran na pul­pi­cie podium pozwa­lał jej widzieć sie­bie tak, jak widzieli ją zebrani w sali: łagodna twarz o kla­sycz­nej uro­dzie, z hip­no­ty­zu­ją­cymi lawen­do­wymi oczami, bursz­ty­no­wo­brą­zowe włosy roz­ja­śnione natu­ral­nymi zło­tymi pasem­kami. W lewej kla­pie miała małą białą różę z wła­snego, pie­czo­ło­wi­cie pie­lę­gno­wa­nego ogrodu. Na obra­zie pro­jek­tora wyglą­dała na jesz­cze młod­szą, ponie­waż szla­chetni nasta­wili apa­rat tak, by tuszo­wał ślady, które na ich rysach pozo­sta­wił upływ czasu.

Krą­gło­licy wice­król Butler, w naj­oka­zal­szych złoto-czar­nych sza­tach, uśmie­chał się z dumą do córki ze swo­jej pozła­ca­nej loży na przo­dzie widowni. Jego klapę zdo­bił znak Ligi Szla­chet­nych — złoty kon­tur sym­bo­li­zu­ją­cej wol­ność otwar­tej dłoni.

Rozu­miał opty­mizm Sereny, pamię­ta­jąc, że sam miał podobne ambi­cje. Zawsze cier­pli­wie zno­sił jej kru­cjaty, wspie­ra­jąc córkę w dziele orga­ni­zo­wa­nia pomocy dla uchodź­ców z zaata­ko­wa­nych przez maszyny pla­net, pozwa­la­jąc jej latać tam, by mogła opie­ko­wać się ran­nymi albo prze­ko­py­wać przez rumo­wi­ska i poma­gać w odbu­do­wie spa­lo­nych domów. Serena ni­gdy się nie bała spla­mić rąk fizyczną pracą.

„Ogra­ni­czony umysł wznosi trudne do poko­na­nia bariery — powie­działa jej kie­dyś matka — ale słowa są zna­ko­mitą bro­nią do ich prze­ła­my­wa­nia”.

Zebrani w sali dygni­ta­rze roz­ma­wiali ści­szo­nymi gło­sami. Kilku sączyło napoje albo żuło kanapki, które im przy­nie­siono. Po pro­stu kolejny dzień w Par­la­men­cie. Miesz­ka­jąc wygod­nie w swo­ich wil­lach i rezy­den­cjach, nie przyjmą chęt­nie pro­po­zy­cji zmian. Jed­nak moż­li­wość zra­nie­nia ich ego nie powstrzy­my­wała Sereny przed powie­dze­niem tego, co trzeba było powie­dzieć.

Włą­czyła sys­tem prze­kazu.

— Wielu z was sądzi, że mam nie­mą­dre pomy­sły, ponie­waż jestem młoda, ale może mło­dzi widzą ostrzej, pod­czas gdy sta­rzy z wolna ślepną. Czy jestem głu­pia i naiwna, czy też może nie­któ­rzy z was, pogrą­żeni w gnu­śnym samo­za­do­wo­le­niu, odsu­nęli się od ludz­ko­ści? Gdzie się pla­su­je­cie na kon­ti­nuum dobra i zła?

Zoba­czyła wśród zebra­nych oznaki obu­rze­nia zmie­szane z wyra­zami lek­ce­wa­że­nia. Wice­król Butler rzu­cił jej ostre, pełne dez­apro­baty spoj­rze­nie, ale szybko upo­mniał salę, by wysłu­chała jej z uwagą i sza­cun­kiem należ­nymi każ­demu mówcy.

Udała, że tego nie zauwa­żyła. Czyżby nie potra­fili ujrzeć rze­czy­wi­sto­ści w szer­szej per­spek­ty­wie?

— Jeśli mamy prze­trwać jako gatu­nek, każdy z nas musi patrzeć poza koniu­szek wła­snego nosa. Nie czas na ego­izm. Od setek lat ogra­ni­czamy nasze linie obronne do gar­ści klu­czo­wych pla­net. Cho­ciaż przez kilka dzie­się­cio­leci Omnius nie przy­pu­ścił ataku na sze­roką skalę, żyjemy w usta­wicz­nym zagro­że­niu ze strony maszyn.

Doty­ka­jąc podu­szek przy­ci­sko­wych, Serena rzu­to­wała na wysoki sufit obraz mapy gwiezd­nej, wyglą­da­ją­cej jak zbiór klej­no­tów. Świetl­nym wskaź­ni­kiem poka­zała wolne pla­nety Ligi i rzą­dzone przez myślące maszyny Zsyn­chro­ni­zo­wane Światy. Potem prze­su­nęła wskaź­nik na bar­dziej odle­głe rejony galak­tyki, nad któ­rymi nie mieli kon­troli ani zor­ga­ni­zo­wani ludzie, ani maszyny.

— Spójrz­cie na te biedne Nie­zrze­szone Pla­nety, na roz­pro­szone światy, takie jak Har­mon­thep, Tlu­lax, Arra­kis, IV Anbus i Kala­dan. Ponie­waż te roz­rzu­cone w prze­strzeni, zaścian­kowe ludz­kie osady nie są człon­kami Ligi, nie mogą liczyć na naszą pełną ochronę, gdyby kie­dy­kol­wiek sta­nęły w obli­czu zagro­że­nia: ze strony maszyn albo innych ludzi. — Prze­rwała, by do zebra­nych dotarł sens jej słów. — Ba, pla­nety te łupią nasi ludzie, najeż­dża­jąc je w celu zdo­by­cia nie­wol­ni­ków dostar­cza­nych na nie­które światy Ligi.

Pochwy­ciła spoj­rze­nie przed­sta­wi­ciela Pori­trina, który zro­bił gniewną minę, wie­dząc, że mówi o nim.

— Nie­wol­nic­two jest w Lidze przy­jętą prak­tyką — zare­ago­wał gło­śno, prze­ry­wa­jąc jej. — Skoro bra­kuje nam zło­żo­nych maszyn, nie mamy innych moż­li­wo­ści powięk­sze­nia siły robo­czej. — Przy­brał zado­wo­lony z sie­bie wyraz twa­rzy. — Poza tym, Salusa Secun­dus sam miał przez dwie­ście lat popu­la­cję zen­sun­nic­kich nie­wol­ni­ków.

— Poło­ży­li­śmy kres tym prak­ty­kom — odparła Serena z żarem. — Zmiana ta wyma­gała nieco wyobraźni i chęci, ale…

Wice­król pod­niósł się, sta­ra­jąc prze­rwać kłót­nię.

— Każda pla­neta Ligi sama decy­duje o miej­sco­wych zwy­cza­jach, tech­no­lo­gii i pra­wach. I bez wsz­czy­na­nia wojny domo­wej mię­dzy naszymi pla­netami mamy wystar­cza­jąco groź­nego wroga w myślą­cych maszy­nach.

Mówił ojcow­skim tonem, napo­mi­na­jąc ją łagod­nie, by wró­ciła do swo­jej głów­nej tezy.

Serena wes­tchnęła, ale się nie pod­dała. Prze­sta­wiła wskaź­nik tak, że na sufi­cie zaświe­ciły się Nie­zrze­szone Pla­nety.

— Mimo to nie możemy igno­ro­wać tych wszyst­kich świa­tów: peł­nych surow­ców ide­al­nych celów ataku, pla­net, które tylko cze­kają na to, aż pod­bije je Omnius.

Mar­sza­łek Par­la­mentu, sie­dzący z boku na wyso­kim fotelu, stuk­nął laską w pod­łogę.

— Czas. — Łatwo się nudził, więc rzadko słu­chał prze­mó­wień.

— Wiemy — cią­gnęła w pośpie­chu Serena, sta­ra­jąc się dokoń­czyć wystą­pie­nie bez wpa­da­nia w ostry ton — że myślące maszyny chcą zapa­no­wać nad całą galak­tyką, mimo iż od pra­wie stu lat dają nam w zasa­dzie spo­kój. Sys­te­ma­tycz­nie prze­jęły wszyst­kie światy w zsyn­chro­ni­zo­wa­nych ukła­dach gwiezd­nych. Nie daj­cie się uśpić ich pozor­nym bra­kiem zain­te­re­so­wa­nia nami. Wiemy, że znowu ude­rzą… ale jak i gdzie? Czy nie powin­ni­śmy wyko­nać ruchu przed Omniu­sem?

— Czego pani chce, pani Butler? — zapy­tał ze znie­cier­pli­wie­niem jeden z dygni­ta­rzy, pod­no­sząc głos, ale wbrew zwy­cza­jowi nie wsta­jąc. — Postu­luje pani jakie­goś rodzaju ude­rze­nie wyprze­dza­jące na myślące maszyny?

— Musimy posta­rać się przy­łą­czyć Nie­zrze­szone Pla­nety do Ligi i prze­stać najeż­dżać je w celu zdo­by­cia nie­wol­ni­ków. — Mach­nęła świetl­nym wskaź­ni­kiem w stronę obrazu na sufi­cie. — Wziąć je pod skrzy­dła, żeby powięk­szyć nasze i ich siły. Wszy­scy sko­rzy­sta­li­by­śmy na tym! Pro­po­nuję, byśmy wysłali tam amba­sa­do­rów i attaché kul­tu­ral­nych z wyraź­nym zamia­rem zawią­za­nia nowych soju­szy mili­tar­nych i poli­tycz­nych. Tylu, ile będziemy w sta­nie.

— A kto zapłaci za tę całą dyplo­ma­cję?

— Czas — powtó­rzył mar­sza­łek.

— Przy­znaje się jej dodat­kowe trzy minuty na odpo­wiedź, ponie­waż przed­sta­wi­ciel Hagala zadał pyta­nie — powie­dział kate­go­rycz­nym tonem wice­król Butler.

Serenę ogar­nęła złość. Jak ów przed­sta­wi­ciel mógł się mar­twić o drobne koszta, skoro osta­teczny koszt był tak wysoki?

— Zapła­cimy wszy­scy — krwią — jeśli tego nie zro­bimy. Musimy wzmoc­nić Ligę i rodzaj ludzki.

Nie­któ­rzy spo­śród szla­chet­nych zaczęli kla­skać: sprzy­mie­rzeńcy, któ­rych pozy­skała przed wystą­pie­niem. Nagle w budynku i na uli­cach roz­le­gły się syreny. Wyły przej­mu­ją­cym dresz­czem, zna­nym tonem — zwy­kle sły­sza­nym tylko pod­czas pla­no­wa­nych prób­nych alar­mów — wzy­wa­jąc wszyst­kich rezer­wi­stów salu­skiej mili­cji.

— Myślące maszyny weszły do układu salu­skiego — oznaj­mił głos z wbu­do­wa­nych w ściany gło­śni­ków. Podobne komu­ni­katy roz­brzmie­wały w całej Zimii. — Zaalar­mo­wały nas statki zwia­dow­cze z obrzeży i war­tow­ni­cze zgru­po­wa­nia bojowe.

Sto­jąc obok ojca, Serena zapo­znała się ze szcze­gó­łami, kiedy wice­kró­lowi dorę­czono krót­kie i pilne stresz­cze­nie.

— Ni­gdy nie widzie­li­śmy tak wiel­kiej floty robo­tów! — powie­dział. — Kiedy przy­słali ostrze­że­nie pierwsi zwia­dowcy? Ile mamy czasu?

— Zosta­li­śmy zaata­ko­wani! — krzyk­nął jakiś czło­wiek.

Dele­gaci pode­rwali się na równe nogi i roz­pro­szyli jak zanie­po­ko­jone mrówki.

— Przy­go­to­wać się do ewa­ku­acji gma­chu Par­la­mentu. — Mar­sza­łek gwał­tow­nie się roz­ru­szał. — Wszyst­kie pan­cerne schrony są otwarte. Przed­sta­wi­ciele, zamel­duj­cie się w wyzna­czo­nych rejo­nach.

Wice­król Butler krzyk­nął do kłę­bią­cego się tłumu, sta­ra­jąc się, by w jego gło­sie brzmiała pew­ność:

— Ochro­nią nas tar­cze Holt­zmana!

Serena wyczuła nie­po­kój ojca, cho­ciaż dobrze go ukry­wał.

Wśród krzy­ków paniki przed­sta­wi­ciele zrze­szo­nych w Lidze pla­net rzu­cili się do wyjść. Przy­byli bez­li­to­śni wro­go­wie ludz­ko­ści.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: