- promocja
Diuna. Dżihad Butlerowski - ebook
Diuna. Dżihad Butlerowski - ebook
Kolejny tom bestsellerowego cyklu.
Spojrzawszy na niego z rezerwą, wskazała głową nieruchomego owada.
— I dołączysz do nich omówienie tego żuka? Jak możesz zrozumieć coś, co zabiłeś?
— On nie jest martwy — zapewnił ją Erazm. — Wyczuwam słabe, ale charakterystyczne pulsowanie życia. To stworzenie chce, bym uwierzył, że jest martwe, i porzucił je. Mimo małych rozmiarów ma ogromną wolę przetrwania.
Przyklęknąwszy, zadziwiająco łagodnie położył żuka na kamiennej płycie, po czym się cofnął. Parę chwil później owad się poruszył i uciekł w bezpieczne miejsce pod donicą.
— Widzisz? Pragnę zrozumieć wszystkie żywe istoty, włącznie z tobą.
Serena spojrzała na niego ze złością. Robotowi udało się ją zaskoczyć.
— Omnius uważa, że nigdy nie osiągnę jego poziomu intelektualnego — rzekł Erazm. — Ale nadal intryguje go lotność mojego umysłu: to, jak mój umysł stale się rozwija w nowych, spontanicznie obieranych kierunkach. Tak jak ten żuk, potrafię obudzić się do życia i trwać.
— Naprawdę spodziewasz się zostać czymś więcej niż maszyną?
— Doskonalenie się to ludzka cecha, prawda? — odparł robot niezrażony. — To wszystko, co staram się robić.
Trwający setki lat bój ludzi z myślącymi maszynami wkracza w ostatnie stadium. Omnius - demoniczny komputerowy wszechumysł - oraz służący mu Tytani i roboty z Zsynchronizowanych Światów nieubłaganie zyskują przewagę, wykorzystując wady rodzaju ludzkiego. Ostatnią nadzieją mieszkańców Ligi Szlachetnych i Niezrzeszonych Planet są wojskowy przywódca Xavier Harkonnen, jego narzeczona Serena Butler i błyskotliwy naukowiec Tio Holtzman. Brutalnej sile maszyn ludzie mogą przeciwstawić jedynie swą nieograniczoną wyobraźnię, dar współczucia, wrodzony geniusz oraz niegasnące nadzieję i miłość. To musi wystarczyć.
Tymczasem na odległej, niemal zapomnianej planecie Arrakis kupcy odkrywają dobrodziejstwo nieznanej przyprawy – melanżu...
„Ta frapująca saga o mężczyznach i kobietach walczących o wolność jest pożądaną lekturą dla wszystkich miłośników Diuny - „Library Journal”
Kategoria: | Science Fiction |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8338-950-9 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Penny Merritt, za pomoc w zarządzaniu literacką spuścizną jej ojca, Franka Herberta.
Nasi redaktorzy, Pat LoBrutto i Carolyn Caughey, służyli nam szczegółowymi, cennymi wskazówkami podczas pracy nad kolejnymi brudnopisami tej powieści, by wycyzelować jej ostateczną wersję. Tom Doherty, Linda Quinton, Jennifer Marcus i Paul Stevens z Tor Books udzielili temu projektowi niezwykłego, entuzjastycznego poparcia.
Jak zawsze, Catherine Sidor z WordFire, Inc. pracowała niezmordowanie, przepisując dziesiątki mikrokaset i wiele setek stron, by dotrzymać nam szaleńczego tempa. Jej pomoc na wszystkich etapach realizacji tego projektu pozwoliła nam zachować zdrowie psychiczne; udało jej się nawet wmówić innym ludziom, że jesteśmy dobrze zorganizowani.
Diane E. Jones i Erwin Bush posłużyli jako czytelnicy doświadczalni, przekazując nam szczere uwagi i sugerując dodanie pewnych scen, dzięki którym książka ta stała się lepsza. Rebecca Moesta poświęcała swój czas i wyobraźnię we wszystkich fazach powstawania tej książki, od początku do końca.
The Herbert Limited Partnership, włącznie z Jan Herbert, Ronem Merrittem, Davidem Merrittem, Byronem Merrittem, Julie Herbert, Robertem Merrittem, Kimberly Herbert, Margaux Herbert i Theresą Shackelford, udzieliło nam entuzjastycznego poparcia, powierzając opiekę nad wspaniałą wizją Franka Herberta.
Beverly Herbert, za prawie czterdziestoletnie wspieranie i oddanie swojemu mężowi, Frankowi Herbertowi.
A nade wszystko składamy podziękowania Frankowi Herbertowi, którego geniusz stworzył taki cudowny wszechświat, pozostawiając nam jego badanie.KSIĘŻNA IRULANA PISZE:
Każdy prawdziwy badacz musi sobie uświadomić, że historia nie ma początku. Bez względu na to, gdzie się zaczyna opowieść, zawsze są wcześniejsi bohaterowie i wcześniejsze tragedie.
Zanim ktoś zdoła zrozumieć Muad’Diba czy obecny dżihad, który rozpoczął się po obaleniu mojego ojca, Imperatora Szaddama IV, musi zrozumieć, przeciwko czemu walczymy. Dlatego spójrzmy w naszą odległą o ponad dziesięć tysięcy lat przeszłość, na to, co się działo dziesięć tysiącleci przed narodzinami Paula Atrydy.
Ujrzymy tam narodziny Imperium, ujrzymy, jak z popiołów po bitwie pod Corrinem powstał Imperator, by zjednoczyć poobijaną resztkę ludzi. Zagłębimy się w najstarsze zapiski, w mity Diuny, w czasy Wielkiej Rewolty, bardziej znanej jako Dżihad Butlerowski.
Genezą naszego polityczno-handlowego wszechświata była owa straszna wojna z myślącymi maszynami. Wysłuchaj teraz mojej opowieści o wolnych ludziach, buntujących się przeciwko władzy robotów, komputerów i cymeków. Zauważ, co legło u podstaw wielkiej zdrady, która sprawiła, iż ród Atrydów i ród Harkonnenów stały się śmiertelnymi wrogami, a która to wendeta trwa i w naszych czasach. Poznaj korzenie zgromadzenia żeńskiego Bene Gesserit, Gildii Kosmicznej i jej nawigatorów, mistrzów miecza z Ginaza, Akademii Medycznej Suka, mentatów. Przyjrzyj się życiu uciskanych zensunnitów, którzy uciekli na pustynną planetę Arrakis, gdzie stali się naszymi najwspanialszymi wojownikami — Fremenami.
Wydarzenia te doprowadziły do narodzin i życia Muad’Diba.
Na długo przed Muad’Dibem, w ostatnich dniach Starego Imperium, ludzkość straciła swoją siłę napędową. Ziemska cywilizacja rozprzestrzeniła się w systemach gwiezdnych, ale pogrążyła się w stagnacji. Mając niewielkie ambicje, większość ludzi zdała się na wydajne maszyny, które wykonywały za nich codzienne czynności. Stopniowo rodzaj ludzki przestał myśleć, marzyć… a nawet żyć pełnią życia.
Potem pojawił się człowiek z odległego układu Thalimy, wizjoner, który przybrał imię Tlaloca, starożytnego boga deszczu. Przemawiał do ospałych tłumów, starając się ożywić ducha ludzkości, ale bez widocznych rezultatów. Jednak paru odmiennie myślących usłyszało jego przesłanie.
Myśliciele ci spotykali się w sekrecie i dyskutowali o tym, jak zmieniliby Imperium, gdyby tylko udało im się obalić głupich władców. Odrzuciwszy prawdziwe imiona i nazwiska, przyjęli przydomki związane z wielkimi bogami i bohaterami starożytności. Najznamienitszymi z nich byli generał Agamemnon i jego kochanka Junona, geniusz taktyki. Dwójka ta zwerbowała specjalistę z zakresu programowania, Barbarossę, ten zaś uknuł spisek w celu przekształcenia wszechobecnych w Imperium maszyn służebnych w nieustraszonych agresorów, poprzez wszczepienie w ich sztuczne mózgi pewnych cech ludzkich, w tym żądzy podbojów. Potem do mających nieposkromione ambicje buntowników dołączyło jeszcze kilkanaścioro ludzi. W sumie dwadzieścia mózgów stworzyło zarodek rewolucji, która obaliła Stare Imperium.
Zwycięzcy nazwali się Tytanami, po najstarszych greckich bogach. Pod przewodem wizjonera Tlaloca owa dwudziestka podzieliła między siebie władzę nad planetami i ludami, narzucając im za pośrednictwem agresywnych myślących maszyn Barbarossy swoje rozporządzenia. Podbili większość znanej galaktyki.
Niektóre grupy oporu zajęły pozycje obronne na kresach Starego Imperium. Utworzywszy konfederację — Ligę Szlachetnych — walczyły z dwudziestoma Tytanami i po wielu krwawych bitwach zachowały wolność. Powstrzymały napór Tytanów i odepchnęły ich.
Tlaloc przysiągł, że pewnego dnia narzuci panowanie tym niepokornym, ale po niespełna dziesięciu latach sprawowania władzy zginął w tragicznym wypadku. Generał Agamemnon objął po nim przywództwo, lecz zgon jego przyjaciela i mentora był ponurym przypomnieniem, że i Tytani są śmiertelni.
Pragnąc rządzić setki lat, Agamemnon i jego kochanka Junona zdecydowali się na ryzykowny krok. Polecili usunąć chirurgicznie swoje mózgi i umieścić je w pojemnikach ochronnych, które można było instalować w różnych mechanicznych formach. Kiedy nad pozostałymi Tytanami zawisło widmo starości i niedołęstwa, również oni przekształcili się, jeden po drugim, w „cymeki” — maszyny z ludzkimi mózgami.
Epoka Tytanów trwała sto lat. Uzurpatorzy cymeki władali swoimi planetami, wykorzystując zaawansowane komputery i roboty do utrzymywania porządku. Jednak pewnego feralnego dnia Kserkses, Tytan o hedonistycznych skłonnościach, chcąc mieć więcej czasu na przyjemności, dał zbyt wiele swobody swojej wszechobecnej sieci sztucznej inteligencji.
Obdarzona czuciem sieć komputerowa opanowała całą planetę, a potem szybko inne. Rozprzężenie szerzyło się ze świata na świat niczym zaraza, komputerowy „wszechumysł” zaś stawał się coraz potężniejszy i coraz bardziej zwiększał swój zasięg. Nazwawszy się Omniusem, inteligentna i potrafiąca się przystosować sieć podbiła wszystkie pozostające dotąd we władzy Tytanów planety, zanim cymeki zdążyły ostrzec towarzyszy przed niebezpieczeństwem.
Następnie Omnius ustanowił porządek na własny, ściśle zorganizowany sposób, trzymając upokorzone cymeki pod pantoflem. Agamemnon i jego kompani, ongiś władcy Imperium, stali się, choć niechętnie, sługami szeroko rozgałęzionego wszechumysłu.
W czasach Dżihadu Butlerowskiego Omnius i jego myślące maszyny trzymali „Zsynchronizowane Światy” w żelaznym uścisku od tysiąca lat.
Mimo to na kresach pozostały zbiorowiska wolnych ludzi, połączone dla wspólnej obrony, tkwiąc niczym cierń w boku myślących maszyn. Ilekroć wszechumysł atakował, Liga Szlachetnych skutecznie się broniła.
Ale zawsze powstawały nowe plany maszyn.Kiedy ludzie stworzyli komputer, który potrafił gromadzić informacje i _uczyć się_ na ich podstawie, podpisali wyrok na ludzkość.
— siostra Becca Skończona
Salusa Secundus zawieszony był w pustkowiach kosmosu niczym wysadzany drogocennymi kamieniami klejnot. Była to oaza zasobów mineralnych i żyznych pól, spokojna i miła dla sensorów optycznych. Niestety roiło się na niej od ludzkiego paskudztwa.
Flota robotów zbliżała się do stołecznej planety Ligi Szlachetnych. Krążowniki najeżone były bronią, niesamowicie piękne ze swoimi odbijającymi światło pancerzami kompozytowymi oraz zdobiącymi je antenami i sensorami. Silniki rufowe zionęły czystym ogniem, nadając statkom przyspieszenie, które zmiażdżyłoby czysto biologicznych pasażerów. Myślące maszyny nie potrzebowały żadnych systemów podtrzymujących życie ani fizycznej wygody. Skupiały się na zniszczeniu resztek odwiecznego ludzkiego oporu na dzikich kresach Zsynchronizowanych Światów.
Atak prowadził ze swego statku w kształcie piramidy generał Agamemnon. Logicznie myślące maszyny nie dbały o chwałę ani o zemstę. Ale on na pewno dbał. Jego w pełni sprawny mózg w pojemniku ochronnym obserwował realizację planów.
Przed nim główna flota kierowanych przez roboty statków wnikała w głąb opanowanego przez ludzi układu, zmiatając załogi zaskoczonych statków wartowniczych niczym tocząca się z przestrzeni kosmicznej lawina. Jednostki ludzi otworzyły ogień, nadciągali obrońcy, by stawić czoło siłom maszyn. Pięć statków Ligi oddało potężne salwy, ale większość ich pocisków była zbyt wolna, by trafić nacierającą jak błyskawica flotę. Celne strzały zniszczyły lub uszkodziły garść statków robotów, jednak tyle samo statków pilotowanych przez ludzi eksplodowało w jarzących się płomieniach gazów — nie dlatego, że stanowiły jakieś szczególne zagrożenie dla najeźdźców, lecz po prostu dlatego, że znalazły się na ich drodze.
Tylko kilku odległym zwiadowcom udało się przesłać ostrzeżenie na bezbronnego Salusę Secundusa. Statki robotów rozbiły w pył przerzedzoną wewnętrzną linię obronną ludzi, nie zwalniając nawet w pędzie ku swojemu prawdziwemu celowi. Trzęsąc się pod wpływem ogromnego, spowodowanego hamowaniem przeciążenia, pojawią się niedługo po dotarciu do stołecznej planety sygnału ostrzegawczego.
Ludzkość nie będzie miała dosyć czasu, by się przygotować.
Flota robotów była dziesięciokrotnie liczniejsza i potężniejsza niż siły, które Omnius kiedykolwiek wysłał przeciwko Lidze Szlachetnych. Ludzkość stała się zbyt pewna siebie, nie spotkawszy się w ciągu ostatniego stulecia niepewnej zimnej wojny ze skoncentrowanym atakiem robotów. Ale maszyny mogły długo czekać, a teraz Agamemnon i pozostali Tytani mieli dostać swoją szansę.
Jak odkryła chmara małych sond szpiegowskich maszyn, Liga zainstalowała niedawno rzekomo niemożliwe do pokonania systemy obronne przeciw opartym na obwodach żelowych myślącym maszynom. Potężna flota robotów będzie więc czekała w bezpiecznej odległości, aż Agamemnon i jego mała grupa cymeków, prąc naprzód w samobójczej być może misji, otworzy drogę do Salusy Secundusa.
Agamemnon upajał się myślą o tym, co się stanie. Nieszczęsne istoty biologiczne włączają już alarmy, przygotowują obronę… Kulą się ze strachu. Przez elektrofluid, który utrzymywał przy życiu jego pozbawiony ciała mózg, przekazał rozkaz swojemu oddziałowi szturmowemu cymeków:
— Zniszczmy centrum ludzkiego oporu. _Naprzód_!
Od tysiąca piekielnych lat Agamemnon i jego Tytani zmuszeni byli służyć komputerowemu wszechumysłowi — Omniusowi. Zirytowane tym poddaństwem, ambitne, lecz pokonane cymeki zwróciły teraz swoją złość przeciwko Lidze Szlachetnych. Pokonany przez maszyny generał żywił nadzieję, że pewnego dnia zwróci się przeciwko samemu Omniusowi, ale dotąd nie dostrzegł ku temu okazji.
Liga wzniosła wokół Salusy Secundusa nowe ekrany smażące. Pola te zniszczyłyby finezyjne obwody żelowe wszystkich komputerów, ale umysły ludzkie mogły przebyć je bez szkody. A chociaż cymeki miały mechaniczne układy i wymienialne ciała robotów, ich mózgi nadal były ludzkie.
A zatem mogły przeniknąć przez ekrany obronne nietknięte.
Salusa Secundus wypełnił pole widzenia Agamemnona jak cel za krzyżem w obiektywie lunety. Generał studiował taktyczne projekcje, poświęcając dużo uwagi szczegółom. Wykorzystywał umiejętności militarne, które rozwinął w ciągu wieków, oraz intuicyjną wiedzę o sztuce podboju. Zdolności te pozwoliły niegdyś dwudziestu zaledwie buntownikom przejąć władzę nad Imperium i sprawować ją… dopóki nie stracili wszystkiego na rzecz Omniusa.
Przed przystąpieniem do tego ważnego ataku komputerowy wszechumysł nalegał na wykonanie szeregu symulacji, starając się opracować plan na każdą ewentualność. Jednak Agamemnon wiedział, że jeśli chodzi o nieprzewidywalnych ludzi, zbyt precyzyjne planowanie nie ma sensu.
Teraz, kiedy ogromna flota robotów ścierała się z obroną orbitalną i jednostkami straży granicznej Ligi, umysł Agamemnona wychynął z połączonego z sensorami pojemnika i poczuł, że statek flagowy jest przedłużeniem jego dawno utraconego ludzkiego ciała. Uzbrojenie statku było jego częścią. Widział tysiącem oczu, a potężne silniki sprawiały, że czuł, jakby znowu miał umięśnione nogi i mógł biec z szybkością wiatru.
— Przygotować się do desantu. Musimy uderzyć szybko i mocno, gdy tylko nasze lądowniki przenikną przez saluską obronę. — Przypomniawszy sobie, że patrzydła będą rejestrować każdy moment bitwy, by wszechumysł mógł ją przeanalizować po powrocie floty, dodał: — Wytrzebimy życie na tej paskudnej planecie na chwałę Omniusa! — Zmniejszył szybkość podchodzącego do lądowania statku, a pozostali poszli za jego przykładem. — Kserksesie, obejmij prowadzenie. Wyślij swoje neocymeki, by ściągnęły na siebie ogień, i zmieć Salusan.
Jak zwykle niezdecydowany, Kserkses zaczął narzekać.
— Udzielicie mi pełnego wsparcia, kiedy ruszę? To najbardziej niebezpieczna część…
— Ciesz się, że masz szansę się wykazać — uciszył go Agamemnon. — Naprzód! Każda sekunda twojej zwłoki daje więcej czasu _hrethgirom_. — Tym obraźliwym słowem inteligentne maszyny i ich sługusy, cymeki, określały ludzkie robactwo.
Łącze zatrzeszczało i dobiegł z niego głos robota łącznościowego floty maszyn szturmującej siły obronne ludzi wokół Salusy.
— Czekamy na twój sygnał, generale Agamemnonie. Opór ludzi się wzmaga.
— Jesteśmy w drodze — odparł Agamemnon. — Kserksesie, rób, co ci kazałem!
Kserkses, który zawsze unikał całkowitego nieposłuszeństwa, powstrzymał się od uwag i wezwał trzy neocymeki, późniejszej generacji maszyny z ludzkimi mózgami. Cztery piramidalne statki wyłączyły układy wspomagające i ich opancerzone lądowniki wpadły w atmosferę planety bez naprowadzania. Przez kilka niebezpiecznych chwil będą łatwymi celami; obrona powietrzna Ligi może trafić kilka z nich. Jednak sporządzona z materiału o dużej gęstości osłona lądowników ochroni je przed poważniejszymi szkodami, które mógłby wyrządzić ostrzał, a nawet sprawi, że wyjdą nietknięte z gwałtownego zetknięcia z ziemią podczas lądowania na peryferiach najważniejszego miasta Salusy, Zimii, gdzie znajdują się główne wieże wytwarzające pole ochronne wokół planety.
Liga Szlachetnych broniła dotąd niesforną ludzkość przed zorganizowaną sprawnością Omniusa, ale zdziczałe istoty biologiczne rządziły się nieudolnie i często nie potrafiły dojść do zgody w sprawie ważnych decyzji. Kiedy zostanie zmiażdżony Salusa Secundus, rozpadnie się w panicznym strachu ten niestabilny sojusz i załamie się opór.
Ale najpierw cymeki Agamemnona będą musiały wyłączyć ekrany smażące. Wtedy Salusa stanie się bezbronny, jego mieszkańcy będą się trząść ze strachu, a główna flota robotów zada, niczym ogromny mechaniczny but rozgniatający owada, śmiertelny cios.
Wódz cymeków ustawił swój lądownik w pozycji do ataku, gotów poprowadzić drugie uderzenie resztą floty eksterminacyjnej. Wyłączył wszystkie skomputeryzowane układy i podążył w dół za Kserksesem. Jego mózg unosił się w cieczy w pojemniku ochronnym, pozbawiony dopływu jakichkolwiek bodźców.
Ślepy i głuchy generał nie czuł ani żaru, ani gwałtownych wibracji, kiedy jego opancerzony pojazd zmierzał z rykiem w kierunku niepodejrzewającego niczego celu.Inteligentna maszyna jest złym dżinem, który uciekł z butelki.
— Barbarossa, _Anatomia rebelii_
Kiedy sieć czujników Salusy wykryła nadciągającą flotę robotów, Xavier Harkonnen natychmiast przystąpił do działania. Myślące maszyny raz jeszcze chciały sprawdzić siły obronne wolnej ludzkości.
Chociaż Xavier miał stopień tercero saluskiej milicji — miejscowego, niezależnego oddziału Armady Ligi — podczas ostatnich prawdziwych wypadów Omniusa przeciwko zrzeszonym w Lidze planetom nie było go jeszcze na świecie. Ostatnia wielka bitwa rozegrała się prawie przed stoma laty. Po takim czasie myślące maszyny mogły liczyć na to, że siły obronne ludzi osłabły, ale Xavier przysiągłby, że są w błędzie.
— Primero Meachu, odebraliśmy pilne ostrzeżenie i przekaz wideo od jednego z naszych zwiadowców — powiedział do swojego dowódcy — ale transmisja została przerwana.
— Popatrzcie na nich! — wrzasnął quinto Wilby, przeglądając obrazy dostarczane przez odległą sieć czujników. Niski rangą oficer stał z innymi żołnierzami przed rzędami pulpitów w zwieńczonym kopułą budynku. — Nigdy wcześniej Omnius nie wysłał tak wielkich sił.
Vannibal Meach, niski, ale obdarzony tubalnym głosem primero saluskiej milicji, stał w centrum dowodzenia obroną planety i spokojnie przyjmował napływające wieści.
— Z powodu opóźnienia sygnału ostatni meldunek wysłany z obrzeży układu opisuje sytuację sprzed kilku godzin — rzekł. — Teraz podjęli walkę z naszymi pikietami i będą się starali podejść bliżej. Oczywiście nie uda im się.
Chociaż było to pierwsze ostrzeżenie o zbliżającej się inwazji, jakie dostał, zareagował tak, jakby cały czas spodziewał się, że maszyny lada chwila zaatakują.
W oświetleniu centrum dowodzenia ciemnobrązowe włosy Xaviera lśniły cynamonową barwą. Był poważnym młodym mężczyzną, uczciwym do szpiku kości i mającym skłonność do postrzegania świata w czerni i bieli. Jako wojskowy trzeciej rangi tercero Harkonnen był zastępcą Meacha na stanowisku dowódcy miejscowych placówek obrony. Bardzo podziwiany przez zwierzchników, szybko awansował, równie zaś poważany przez żołnierzy, był człowiekiem, za którym bez wahania poszliby w bój.
Mimo wielkości floty robotów i jej siły ognia zmusił się do zachowania spokoju, po czym wezwał najbliższe statki wartownicze do przekazania raportów i postawił flotę obronną na bliskiej orbicie w stan najwyższego pogotowia. Dowódcy statków zarządzili gotowość bojową na swoich jednostkach, gdy tylko dotarły do nich pilne przekazy ze zniszczonych już statków zwiadowczych.
Wokół Xaviera buczały zautomatyzowane układy. Słuchając oscylujących syren, gwaru rozkazów i raportów o sytuacji w sali dowodzenia, wziął głęboki wdech i zaczął ustalać kolejność zadań.
— Możemy ich powstrzymać — rzekł. — _I powstrzymamy_.
W jego głosie słychać było stanowczość dowódcy, jakby był dużo starszy i przywykł do codziennych walk z Omniusem. W rzeczywistości miało to być jego pierwsze starcie z myślącymi maszynami.
Wiele lat temu, wracając z inspekcji posiadłości rodowych na Hagalu, jego rodzice i starszy brat zginęli wskutek ataku cymeków. Siły bezdusznych maszyn zawsze stanowiły zagrożenie dla światów Ligi, ale od dziesiątków lat między ludźmi i Omniusem panował niepewny pokój.
Ścienna mapa układu Gammy Waipinga pokazywała orbitalne pozycje Salusy Secundusa i sześciu innych planet oraz rozmieszczenie szesnastu patrolowych grup bojowych i losowo rozproszonych czujnych statków wartowniczych. Cuarto Steff Young pospiesznie uaktualniła przewidywania taktyczne, starając się domyślić, gdzie znajduje się nadciągająca grupa uderzeniowa robotów.
— Nawiąż kontakt z segundo Lauderdalem i wezwij wszystkie statki przebywające na obrzeżach układu. Każ im atakować i niszczyć każdego napotkanego nieprzyjaciela — powiedział primero Meach, a potem westchnął. — Wycofanie naszych zgrupowań ciężkich jednostek z kresów zajmie przy maksymalnym przyspieszeniu pół dnia, ale maszyny mogą mimo to próbować przebić się przez nie. Może to być ciężki dzień dla naszych chłopców.
Cuarto Young sprawnie wykonała rozkaz, wysyłając wiadomość, która miała dotrzeć na obrzeża układu dopiero za kilka godzin.
Meach skinął głową, wykonując kolejne etapy dobrze przećwiczonej procedury. Żyjąc nieustannie w cieniu maszyn, saluska milicja ćwiczyła regularnie i przygotowywała się na dowolny scenariusz, podobnie jak oddziały Armady wyznaczone do obrony każdego większego układu Ligi.
— Włączyć ekrany smażące Holtzmana wokół planety i wysłać ostrzeżenie do wszystkich statków handlowych w powietrzu i w przestrzeni. Chcę, żeby za dziesięć minut miejski przekaźnik ekranu pracował pełną mocą.
— To powinno upiec obwody żelowe każdej myślącej maszyny — rzekł Xavier z wymuszoną pewnością siebie. — Wszyscy widzieliśmy próby — dodał. „Jednak tym razem to nie próba” — pomyślał.
Miał nadzieję, że kiedy nieprzyjaciel natknie się na zainstalowane przez Salusan środki obrony, obliczy, że poniesie zbyt ciężkie straty, i zarządzi odwrót. Myślące maszyny nie lubiły podejmować ryzyka.
Popatrzył na ekran. „Ale jest ich tak wiele” — stwierdził.
Potem wyprostował się i oderwał od pełnych złych wieści monitorów.
— Primero Meachu, jeśli nasze dane na temat prędkości floty maszyn są poprawne, to nawet hamując, lecą prawie tak szybko jak sygnał ostrzegawczy, który odebraliśmy od zwiadowców.
— Mogą więc być już tutaj! — powiedział quinto Wilby.
Tym razem Meach zareagował z wielkim niepokojem, ogłaszając stan najwyższego pogotowia.
— Dać sygnały do ewakuacji! Otworzyć podziemne schrony!
— Ewakuacja w toku — zameldowała parę chwil później cuarto Young, przebierając palcami po włącznikach na pulpicie. Dotknęła w skupieniu przewodu komunikacyjnego przy uchu. — Przesyłamy wicekrólowi Butlerowi wszystkie informacje, które mamy.
„W gmachu Parlamentu jest z nim Serena” — uświadomił sobie Xavier, myśląc o dziewiętnastoletniej córce wicekróla. Jego serce ścisnął strach o nią, ale nie śmiał wyjawić rodakom swych obaw. Wszystko w swoim czasie i miejscu.
Pomyślał o tych wszystkich nitkach, które musiał spleść, wykonując to, co należało do jego obowiązków, podczas gdy primero Meach kierował całą obroną.
— Cuarto Chiry, weź dywizjon i osłaniaj ewakuację wicekróla Butlera, jego córki i wszystkich przedstawicieli Ligi do podziemnych schronów.
— Powinni już tam zmierzać — odparł oficer.
Xavier uśmiechnął się do niego cierpko.
— Ufasz, że politycy zrobią najpierw to, co rozsądne?
Cuarto wybiegł wykonać rozkaz.Większość historii piszą zwycięzcy konfliktów, ale te pisane przez zwyciężonych — jeśli przetrwają — są często o wiele ciekawsze.
— Iblis Ginjo, _Krajobraz ludzkości_
Salusa Secundus był zieloną planetą o umiarkowanym klimacie, ojczyzną setek milionów wolnych ludzi z Ligi Szlachetnych. Otwartymi akweduktami płynęła tam obficie woda. Pofałdowane wzgórza wokół Zimii, ośrodka kultury i władzy, pokryte były winnicami i gajami oliwnymi.
Na parę chwil przed atakiem na mównicę w wielkim budynku Parlamentu weszła Serena Butler. Tę okazję zwrócenia się do przedstawicieli planet zrzeszonych w Lidze otrzymała dzięki pełnej poświęcenia służbie publicznej oraz zabiegom ojca.
Wicekról Manion Butler doradził jej w rozmowie w cztery oczy, by starała się mówić w wyważony sposób i prosto przedstawiać swoje uwagi.
— Krok po kroku, moja droga. Naszą Ligę spaja zagrożenie ze strony wspólnego wroga, a nie zbiór wspólnych wartości czy przekonań. Nigdy nie atakuj stylu życia szlachetnych.
Było to dopiero trzecie wystąpienie w jej krótkiej karierze politycznej. We wcześniejszych używała zbyt ostrych sformułowań — nie rozumiejąc jeszcze, na czym polega balet polityki — więc jej pomysły spotkały się z mieszaniną ziewania i dobrodusznego chichotu z jej naiwności. Chciała położyć kres niewolnictwu, praktykowanemu sporadycznie przez niektóre z planet Ligi, chciała, by wszyscy ludzie byli równi, by każdy był syty i chroniony.
— Może prawda boli. Starałam się, by poczuli się winni.
— Osiągnęłaś tylko tyle, że pozostali głusi na twoje słowa.
Serena wygładziła przemówienie zgodnie z radą ojca, trzymając się nadal swoich zasad. „Krok po kroku”. Ona też będzie się uczyła z każdym krokiem. Jak poradził jej ojciec, porozmawiała również z podobnie myślącymi przedstawicielami, zapewniając sobie zawczasu pewne poparcie i zyskując kilku sojuszników.
Podniósłszy brodę i przybrawszy minę nadającą jej wygląd osoby raczej zdecydowanej niż podekscytowanej, Serena ulokowała się w muszli nagrywającej, która otaczała podium niczym kopuła geodezyjna. Serce rosło jej na myśl o dobru, które może zdoła wyświadczyć. Poczuła ciepłe światło, kiedy mechanizm projekcyjny przekazywał jej powiększone ujęcia poza muszlę.
Niewielki ekran na pulpicie podium pozwalał jej widzieć siebie tak, jak widzieli ją zebrani w sali: łagodna twarz o klasycznej urodzie, z hipnotyzującymi lawendowymi oczami, bursztynowobrązowe włosy rozjaśnione naturalnymi złotymi pasemkami. W lewej klapie miała małą białą różę z własnego, pieczołowicie pielęgnowanego ogrodu. Na obrazie projektora wyglądała na jeszcze młodszą, ponieważ szlachetni nastawili aparat tak, by tuszował ślady, które na ich rysach pozostawił upływ czasu.
Krągłolicy wicekról Butler, w najokazalszych złoto-czarnych szatach, uśmiechał się z dumą do córki ze swojej pozłacanej loży na przodzie widowni. Jego klapę zdobił znak Ligi Szlachetnych — złoty kontur symbolizującej wolność otwartej dłoni.
Rozumiał optymizm Sereny, pamiętając, że sam miał podobne ambicje. Zawsze cierpliwie znosił jej krucjaty, wspierając córkę w dziele organizowania pomocy dla uchodźców z zaatakowanych przez maszyny planet, pozwalając jej latać tam, by mogła opiekować się rannymi albo przekopywać przez rumowiska i pomagać w odbudowie spalonych domów. Serena nigdy się nie bała splamić rąk fizyczną pracą.
„Ograniczony umysł wznosi trudne do pokonania bariery — powiedziała jej kiedyś matka — ale słowa są znakomitą bronią do ich przełamywania”.
Zebrani w sali dygnitarze rozmawiali ściszonymi głosami. Kilku sączyło napoje albo żuło kanapki, które im przyniesiono. Po prostu kolejny dzień w Parlamencie. Mieszkając wygodnie w swoich willach i rezydencjach, nie przyjmą chętnie propozycji zmian. Jednak możliwość zranienia ich ego nie powstrzymywała Sereny przed powiedzeniem tego, co trzeba było powiedzieć.
Włączyła system przekazu.
— Wielu z was sądzi, że mam niemądre pomysły, ponieważ jestem młoda, ale może młodzi widzą ostrzej, podczas gdy starzy z wolna ślepną. Czy jestem głupia i naiwna, czy też może niektórzy z was, pogrążeni w gnuśnym samozadowoleniu, odsunęli się od ludzkości? Gdzie się plasujecie na kontinuum dobra i zła?
Zobaczyła wśród zebranych oznaki oburzenia zmieszane z wyrazami lekceważenia. Wicekról Butler rzucił jej ostre, pełne dezaprobaty spojrzenie, ale szybko upomniał salę, by wysłuchała jej z uwagą i szacunkiem należnymi każdemu mówcy.
Udała, że tego nie zauważyła. Czyżby nie potrafili ujrzeć rzeczywistości w szerszej perspektywie?
— Jeśli mamy przetrwać jako gatunek, każdy z nas musi patrzeć poza koniuszek własnego nosa. Nie czas na egoizm. Od setek lat ograniczamy nasze linie obronne do garści kluczowych planet. Chociaż przez kilka dziesięcioleci Omnius nie przypuścił ataku na szeroką skalę, żyjemy w ustawicznym zagrożeniu ze strony maszyn.
Dotykając poduszek przyciskowych, Serena rzutowała na wysoki sufit obraz mapy gwiezdnej, wyglądającej jak zbiór klejnotów. Świetlnym wskaźnikiem pokazała wolne planety Ligi i rządzone przez myślące maszyny Zsynchronizowane Światy. Potem przesunęła wskaźnik na bardziej odległe rejony galaktyki, nad którymi nie mieli kontroli ani zorganizowani ludzie, ani maszyny.
— Spójrzcie na te biedne Niezrzeszone Planety, na rozproszone światy, takie jak Harmonthep, Tlulax, Arrakis, IV Anbus i Kaladan. Ponieważ te rozrzucone w przestrzeni, zaściankowe ludzkie osady nie są członkami Ligi, nie mogą liczyć na naszą pełną ochronę, gdyby kiedykolwiek stanęły w obliczu zagrożenia: ze strony maszyn albo innych ludzi. — Przerwała, by do zebranych dotarł sens jej słów. — Ba, planety te łupią nasi ludzie, najeżdżając je w celu zdobycia niewolników dostarczanych na niektóre światy Ligi.
Pochwyciła spojrzenie przedstawiciela Poritrina, który zrobił gniewną minę, wiedząc, że mówi o nim.
— Niewolnictwo jest w Lidze przyjętą praktyką — zareagował głośno, przerywając jej. — Skoro brakuje nam złożonych maszyn, nie mamy innych możliwości powiększenia siły roboczej. — Przybrał zadowolony z siebie wyraz twarzy. — Poza tym, Salusa Secundus sam miał przez dwieście lat populację zensunnickich niewolników.
— Położyliśmy kres tym praktykom — odparła Serena z żarem. — Zmiana ta wymagała nieco wyobraźni i chęci, ale…
Wicekról podniósł się, starając przerwać kłótnię.
— Każda planeta Ligi sama decyduje o miejscowych zwyczajach, technologii i prawach. I bez wszczynania wojny domowej między naszymi planetami mamy wystarczająco groźnego wroga w myślących maszynach.
Mówił ojcowskim tonem, napominając ją łagodnie, by wróciła do swojej głównej tezy.
Serena westchnęła, ale się nie poddała. Przestawiła wskaźnik tak, że na suficie zaświeciły się Niezrzeszone Planety.
— Mimo to nie możemy ignorować tych wszystkich światów: pełnych surowców idealnych celów ataku, planet, które tylko czekają na to, aż podbije je Omnius.
Marszałek Parlamentu, siedzący z boku na wysokim fotelu, stuknął laską w podłogę.
— Czas. — Łatwo się nudził, więc rzadko słuchał przemówień.
— Wiemy — ciągnęła w pośpiechu Serena, starając się dokończyć wystąpienie bez wpadania w ostry ton — że myślące maszyny chcą zapanować nad całą galaktyką, mimo iż od prawie stu lat dają nam w zasadzie spokój. Systematycznie przejęły wszystkie światy w zsynchronizowanych układach gwiezdnych. Nie dajcie się uśpić ich pozornym brakiem zainteresowania nami. Wiemy, że znowu uderzą… ale jak i gdzie? Czy nie powinniśmy wykonać ruchu przed Omniusem?
— Czego pani chce, pani Butler? — zapytał ze zniecierpliwieniem jeden z dygnitarzy, podnosząc głos, ale wbrew zwyczajowi nie wstając. — Postuluje pani jakiegoś rodzaju uderzenie wyprzedzające na myślące maszyny?
— Musimy postarać się przyłączyć Niezrzeszone Planety do Ligi i przestać najeżdżać je w celu zdobycia niewolników. — Machnęła świetlnym wskaźnikiem w stronę obrazu na suficie. — Wziąć je pod skrzydła, żeby powiększyć nasze i ich siły. Wszyscy skorzystalibyśmy na tym! Proponuję, byśmy wysłali tam ambasadorów i attaché kulturalnych z wyraźnym zamiarem zawiązania nowych sojuszy militarnych i politycznych. Tylu, ile będziemy w stanie.
— A kto zapłaci za tę całą dyplomację?
— Czas — powtórzył marszałek.
— Przyznaje się jej dodatkowe trzy minuty na odpowiedź, ponieważ przedstawiciel Hagala zadał pytanie — powiedział kategorycznym tonem wicekról Butler.
Serenę ogarnęła złość. Jak ów przedstawiciel mógł się martwić o drobne koszta, skoro ostateczny koszt był tak wysoki?
— Zapłacimy wszyscy — krwią — jeśli tego nie zrobimy. Musimy wzmocnić Ligę i rodzaj ludzki.
Niektórzy spośród szlachetnych zaczęli klaskać: sprzymierzeńcy, których pozyskała przed wystąpieniem. Nagle w budynku i na ulicach rozległy się syreny. Wyły przejmującym dreszczem, znanym tonem — zwykle słyszanym tylko podczas planowanych próbnych alarmów — wzywając wszystkich rezerwistów saluskiej milicji.
— Myślące maszyny weszły do układu saluskiego — oznajmił głos z wbudowanych w ściany głośników. Podobne komunikaty rozbrzmiewały w całej Zimii. — Zaalarmowały nas statki zwiadowcze z obrzeży i wartownicze zgrupowania bojowe.
Stojąc obok ojca, Serena zapoznała się ze szczegółami, kiedy wicekrólowi doręczono krótkie i pilne streszczenie.
— Nigdy nie widzieliśmy tak wielkiej floty robotów! — powiedział. — Kiedy przysłali ostrzeżenie pierwsi zwiadowcy? Ile mamy czasu?
— Zostaliśmy zaatakowani! — krzyknął jakiś człowiek.
Delegaci poderwali się na równe nogi i rozproszyli jak zaniepokojone mrówki.
— Przygotować się do ewakuacji gmachu Parlamentu. — Marszałek gwałtownie się rozruszał. — Wszystkie pancerne schrony są otwarte. Przedstawiciele, zameldujcie się w wyznaczonych rejonach.
Wicekról Butler krzyknął do kłębiącego się tłumu, starając się, by w jego głosie brzmiała pewność:
— Ochronią nas tarcze Holtzmana!
Serena wyczuła niepokój ojca, chociaż dobrze go ukrywał.
Wśród krzyków paniki przedstawiciele zrzeszonych w Lidze planet rzucili się do wyjść. Przybyli bezlitośni wrogowie ludzkości.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
BESTSELLERY
- Wydawnictwo: RebisFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: Science FictionOszałamiający rozmachem chiński bestseller, który stał się wydawniczym fenomenem w USA. NAGRODA HUGO DLA NAJLEPSZEJ POWIEŚCI 2015 R. „Imponująca rozmachem ucieczka od rzeczywistości. Dała mi odpowiednią ...EBOOK
27,90 zł 39,90
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- Wydawnictwo: MAGFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: Science FictionW obliczu zbliżającej się nieuchronnie międzygalaktycznej wojny na planetę Hyperion przybywa siedmioro pielgrzymów: Kapłan, Żołnierz, Uczony, Poeta, Kapitan, Detektyw i Konsul. Mają za zadanie dotrzeć do mitycznych grobowców, by ...EBOOK
33,30 zł 42,00
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- EBOOK
24,90 zł 34,99
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- Wydawnictwo: RebisFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: Science FictionOszałamiający rozmachem chiński bestseller, który stał się wydawniczym fenomenem w USA. KSIĄŻKA LAUREATA NAGRODY HUGO. Imponująca rozmachem ucieczka od rzeczywistości. Dała mi odpowiednią perspektywę w zmaganiach z ...EBOOK
25,67 zł 44,90
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- Wydawnictwo: MAGFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: Science FictionKultowa trylogia Gibsona, zapoczątkowana „Neuromancerem”, za którego autor otrzymał najważniejsze nagrody światowej fantastyki: nagrodę im. Philipa K. Dicka, Hugo i Nebulę. Pierwsze wydanie zbiorcze. Neuromancer Case, jeden z ...EBOOK
50,90 zł 59,00
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.