- promocja
- W empik go
Dlaczego nikt nie widzi, że umieram - ebook
Dlaczego nikt nie widzi, że umieram - ebook
Przemoc psychiczna nie pozostawia po sobie zewnętrznych śladów, na ciele ofiar nie pojawiają się siniaki ani zadrapania, ale jej skutki bywają równie bolesne i niszczące. Przekonali się o tym bohaterki i bohaterzy reportażu Renaty Kim, którzy przez lata tkwili w toksycznych relacjach, na co dzień zmagając się z upokorzeniami zadawanymi im przez partnerów. Ich historie często zaczynają się jak zakończenia baśni, bo oto na ich drodze pojawił się ktoś, kto zdawał się być spełnieniem marzeń o znalezieniu swojej drugiej połowy, o wyśnionym ideale.
Niestety bajkowy początek bywał w ich przypadku tylko wstępem do prawdziwego dramatu, który rozgrywał się za zamkniętymi drzwiami. Dlaczego nikt nie widzi, że umieram to wstrząsające relacje ludzi, którzy doświadczyli w swoim życiu przemocy emocjonalnej. Ich opowieści dopełniają rozmowy z psychologami o tym, jak wchodzi się w toksyczną relację, jakie są jej kolejne etapy i jak trudno się z niej wyplątać.
Renata Kim (1966) – dziennikarka, absolwentka orientalistyki na UJ. Pracowała w RMF FM, Trójce i Sekcji Polskiej BBC. Pisała dla „Dziennika”, „Przekroju” i „Wprost”. Obecnie jest szefową działu Społeczeństwo w tygodniku „Newsweek”. Autorka książek Wyjście z cienia (2010) i Ostatnie słowo (2011).
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-7534-4 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozpoznaję je od razu, wszystkie mają ze sobą coś wspólnego. Jakiś rodzaj gorączkowej ekscytacji, gdy opowiadają swoje historie. I łzy, które pojawiają się nagle, a potem już nie przestają płynąć. Żal, że nikt nie rozumie, co im się przydarzyło. Ale przede wszystkim złość, że człowiek, który im te wszystkie straszne rzeczy zrobił, nie poniósł żadnej kary, że chodzi z podniesioną głową i poluje na kolejną ofiarę. Tak, ofiarę, bo są przekonane, że ten człowiek, o którym z takim napięciem, niechęcią i strachem opowiadają, jest niebezpiecznym drapieżnikiem. Przecież to przez niego miały głęboką depresję, a niejednokrotnie myśli samobójcze. Uważają się za ofiary przemocy i chciałyby, żeby je tak traktowano.
Więc wciąż od nowa opowiadają swoje historie, każdemu, kto chce słuchać. Boli je to, że niewielu ludzi rozumie, a jeszcze mniej im wierzy. Przecież nie mają podbitych oczu, żadnych siniaków na ciele. Byłoby łatwiej mówić o przemocy, gdyby drapieżca bił. A jak wytłumaczyć, że ktoś codziennie, przez lata upokarzał, poniżał, manipulował i odbierał pewność siebie?
A przecież ich ból jest prawdziwy, rozpacz i poczucie krzywdy też.
– Dlaczego byłam taka ślepa? – pytają. – Czy on jest z gruntu zły? Chciał mnie skrzywdzić, czy tak mu po prostu wyszło?
Dlaczego mi to robił?
Dlaczego nikt nie widzi jego prawdziwej twarzy?
Dlaczego, dlaczego, dlaczego…
Z czasem ofiary zaczynają się złościć same na siebie, pytają: dlaczego na to wszystko pozwoliłam? Jak mogłam być tak głupia? Dlaczego tak się nie szanowałam? I tym bardziej nie mogą zrozumieć, czemu związały się z takim człowiekiem. Owszem, był uroczy, bystry i szarmancki, bardzo się na początku starał, ale przecież szybko orientowały się, że to skrajny egocentryk, skupiony wyłącznie na sobie. Przecież już po pierwszej przykrej sytuacji, kiedy płakały z poczucia krzywdy i upokorzenia, przychodziły im do głowy takie słowa jak narcyz, socjopata, a nawet psychopata. Odpychały je od siebie, nie chciały takich diagnoz. Zwłaszcza że on zaraz potem znowu był czarujący, znowu się starał, łatwo było zapomnieć o tym, co się stało.
A potem, kiedy już nie dało się zapomnieć, było za późno. Wiedziały, że związały się z niewłaściwym człowiekiem, ale nie potrafiły się od niego uwolnić. Płakały, powtarzały sobie, że muszą uciekać, ale tkwiły dalej w relacji, która je niszczyła. Dosłownie, bo dochodziły do etapu, gdy nie mogły jeść, spać ani normalnie pracować.
Wszystkie opowiadają, że z takiego związku się nie odchodzi, z niego się ucieka. Bo sprawca nie wypuszcza ofiary z rąk, zbyt mu jest z nią dobrze, zbyt wygodnie, zbyt mu jest potrzebna. Do wykorzystywania, do oszukiwania, do poniżania. Ale przede wszystkim, by mieć poczucie władzy i kontroli.
Uciekały, ale nie było łatwo. Bo on przyrzekał poprawę, znowu miało być dobrze. Więc wracały, by odebrać kolejną gorzką lekcję. I dopiero kiedy staczały się na dno upokorzenia, podejmowały decyzję, żeby się ratować.
Wychodziły z tych związków pogruchotane. Czuły się brzydkie, stare, głupie i żałosne. Nienawidziły swoich oprawców, a mimo to strasznie za nimi tęskniły. I tego też się wstydziły.
Wszystkie mi mówiły, że życie z osobą, która stosuje przemoc psychiczną, to nieprawdopodobnie bolesne doświadczenie, nie da się go opisać słowami. A one mimo to próbują opowiadać swoje historie, mówią: proszę wszystko dokładnie opisać, może komuś to pomoże, może kogoś uchroni przed takim związkiem.
Ofiar jest zaskakująco dużo, często wystarczyło, żebym powiedziała, że piszę o przemocy psychicznej, by usłyszeć: mnie też to spotkało, to moja historia. Słyszałam to od kobiet i mężczyzn, od gejów i lesbijek, bo – jak się szybko dowiedziałam – w przemocowych związkach działają zawsze te same mechanizmy.
W mojej książce opowiadam wyłącznie historie ofiar, nie interesuje mnie wersja sprawców ani ich perspektywa. Chcę, żeby czytelnicy zrozumieli, co to jest przemoc psychiczna, i żeby potrafili ją rozpoznać.
Ale przede wszystkim chciałabym, aby umieli pomóc osobie, która przyjdzie do nich i powie, że wprawdzie nie ma siniaków na twarzy, ale bardzo cierpi i chce, by ktoś jej wreszcie uwierzył. I żeby nie tłumaczył, że przecież zgadzała się na wszystko, choć mogła odejść, tylko żeby powiedział: tak, zostałaś skrzywdzona. Tak, zostałeś skrzywdzony, bo mężczyźni też bywają ofiarami. I jeszcze jedno chcą usłyszeć: wiem, że cię bardzo boli. Ale kiedyś ten ból minie.
Wszyscy moi bohaterowie mówili jedno: najgorsza w przemocy psychicznej jest samotność. I to, że rozpoznają ją tylko terapeuci i psychiatrzy. Oraz ci, którzy sami taki koszmar przeżyli.
Chciałabym, żeby było nas, rozumiejących, znacznie więcej. Ofiary tego potrzebują.