- W empik go
Długo i szczęśliwie. Japońska sztuka akceptacji - ebook
Długo i szczęśliwie. Japońska sztuka akceptacji - ebook
Pragniesz osiągnąć większy spokój i głębszą satysfakcję z życia? Poznaj ukeireru – japońską sztuką akceptacji będącą ścieżką do dobrostanu dla wyczerpanych i wiecznie zabieganych ludzi Zachodu.
Psycholog Scott Haas przedstawia sprawdzone rozwiązania pozwalające zredukować stres i niepokój w zabieganym świecie. Praktykując ukeireru, możesz znacząco poprawić swoje relacje z innymi, zacząć emanować szacunkiem do samego siebie, a także odpuścić sobie doświadczenia, które przynoszą ci więcej szkody niż pożytku. Doceń rolę prostych codziennych rytuałów i naucz się radzić sobie z gniewem, lękiem i napięciami, które zabierają zbyt wiele czasu i energii.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-8862-7 |
Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zaraz, jak to? Japonia? Czego Japonia może nas nauczyć o szczęściu?
Jak się okazuje, ma nam ona wiele do zaoferowania w tej kwestii. Uświadomienie sobie tego zajęło mi całe lata, chociaż wciąż zadziwiają mnie i zdumiewają japońskie zwyczaje. Wychowałem się w kulturze, która nauczyła mnie zupełnie inaczej myśleć o szczęściu.
Tymczasem w Japonii szczęście nie jest wcale celem ani nawet indywidualnym doświadczeniem. Celem jest tam akceptacja.
*
Kultura japońska w swoim najlepszym wydaniu może nauczyć cię radzić sobie z bólem związanym z samotnością w świecie. Akceptacja rzeczywistości, przeszłości i teraźniejszości, a także rzeczy nietrwałych to podstawowa zasada życia Japończyków. Spędziłem w tym kraju mnóstwo czasu, zgłębiając jego kulturę i badając stosunek jego mieszkańców do takich kwestii jak planowanie, organizowanie, miłość, natura czy poznawanie samego siebie. Odkrycia, jakich dokonałem, całkowicie zmieniły moje podejście do stresu i teraz już radzę sobie z nim inaczej.
Nie każdemu udaje się przynależeć do którejś z licznych grup w Japonii. Izolacja społeczna występuje tam często. Podobnie jak na Zachodzie, dotyka ona osób starszych, zmarginalizowanych i przewlekle chorych psychicznie.
A jednak w Japonii występują wyraźne różnice w porównaniu z zachodnim światem, jeśli chodzi o aktywności grupowe. Dotyczą one między innymi wspólnych kąpieli, spacerów po bezpiecznych parkach publicznych oraz zgromadzeń w wielkich, otwartych dla wszystkich świątyniach i sanktuariach, które umożliwiają jednostce uczestniczenie w społeczności. Od okresu Taishō (1912–1926) życie publiczne w Japonii kwitnie, częściowo dzięki westernizacji, która przełamała bariery i hegemonie.
Grupy społeczne odgrywają kluczową rolę w życiu Japończyków już od najmłodszych lat – wszystkie dzieci są ubierane tak samo i jedzą takie same obiady w szkole. Oczekiwania kulturowe są tak oczywiste i powszechne, że wielu z nich nie trzeba nawet wypowiadać. Każdy wie, jak ma się zachowywać w domu, szkole, sklepie, restauracji czy pracy, a te wymogi nie różnią się zbytnio w zależności od osoby (chociaż istnieją pewne głęboko zakorzenione i ograniczające uprzedzenia dotyczące płci, wieku i homogeniczności).
Przede wszystkim tożsamość Japończyka jest kształtowana w równym stopniu przez jego przynależność do grupy, co przez indywidualne dziwactwa, opinie, upodobania i antypatie.
Dorastając w Stanach Zjednoczonych, nasiąkałem zachodnią różnorodnością kulturową, optymistycznym podejściem do działania, niezwykłą otwartością i kreatywnością, a także gotowością do wypróbowywania nowych rozwiązań – tą całą intensywnością indywidualizmu.
Jednak Japonia to zupełnie inny świat.
Obserwacja, słuchanie, milczenie, głębokie doświadczanie, chłonięcie chwili oraz traktowanie problemów jako wyzwań – to znacznie zmniejsza reaktywność emocjonalną. No i przede wszystkim japońskie praktykowanie akceptacji – najważniejszy aspekt stosunku do samego siebie oraz innych. Chociaż te wszystkie zjawiska są charakterystyczne dla ludzkiego gatunku i występują na całym świecie, to w Japonii stanowią one kamień węgielny wszelkich instytucji oraz rozwoju systemowego.
Świadomość, że moja tożsamość ma wiele wspólnego z tymi, z którymi przebywam, jest wyzwalająca. Natomiast droga do samorozumienia oraz samozadowolenia nigdy się nie kończy, a w dodatku, jak na ironię, ogranicza i na swój sposób izoluje.
Któż chciałby dostępować zaszczytów, kiedy może mieć poczucie przynależności?
Żadne inne miejsce na świecie nie pozwoliło mi doświadczyć większych równowagi, spokoju, cierpliwości, szacunku dla ciszy i obserwacji oraz głębszej akceptacji faktu, iż natura i społeczność są ważniejsze niż potrzeby jednostki. Indywidualizm, który tak sobie cenimy na Zachodzie, jest w Japonii uzupełniony o świadomość, że największą przyjemność w życiu sprawia dawanie szczęścia innym.
*
Empatyczni ludzie czują się gorzej, gdy ich otoczenie cierpi. Rozwijanie empatii wiąże się z wchłanianiem cudzego bólu. Gdy jako psycholog kliniczny słyszę przerażające opowieści o stracie, wstydzie i izolacji, moje samopoczucie się pogarsza. To w dużej mierze wyjaśnia, dlaczego osoby cierpiące w sposób najbardziej oczywisty wzbudzają lęk lub są często odrzucane i obwiniane. Im bardziej wczuwamy się w ból innych ludzi, tym bardziej uświadamiamy sobie, że ich położenie jest częścią naszej tożsamości.
Podejdź do tego pragmatycznie: gdy twoje dziecko, twój małżonek, rodzic lub bliski przyjaciel cierpią, twój dobrostan się pogarsza, ponieważ czujesz się ich częścią, a oni istnieją w twoim sercu i twojej świadomości. Nie potrafię być szczęśliwy w obliczu cierpienia mojego syna, mojej córki lub żony.
Zawsze miałem skłonność do powtarzania tych samych błędów. Jako człowiek wychowany w rodzinie, w której stres był stanem normalnym, niezwykle umiejętnie tworzyłem napięcie w swoim życiu.
A stres nie jest jedynie sprawą osobistą. Jakże mógłby być?
Przez trzy poranki w tygodniu przeprowadzam rozmowy z ludźmi w Department of Transitional Assistance na Dudley Square¹ w Roxbury, w stanie Massachusetts. Dokonuję tam ocen zdolności prawnej bezdomnych, ubogich, wykorzystywanych lub niedawno uwięzionych. Następnie wracam do swojej szykownej dzielnicy, znajdującej się zaledwie osiem kilometrów dalej, i bardzo dobitnie uświadamiam sobie, że nasze osiągnięcia życiowe oraz poczucie bezpieczeństwa zależą nie tyle od naszych osobistych dążeń, ile raczej od rasy, płci i ekonomii.
Wiedza, którą zdobyłem w Japonii, okazała się niezwykle pomocna – zapewniła mi dokładnie to, czego potrzebowałem i czego mi wcześniej brakowało.
Krok po kroku zacząłem wcielać w życie pewne japońskie zwyczaje, które zasadniczo zmieniły moje podejście do stresu, sposób, w jaki go doświadczałem i mu zapobiegałem. Zaakceptowałem świat, a jednocześnie nadal staram się zmienić swoje w nim położenie.
Pushing the World Away to tytuł albumu saksofonisty jazzowego Kenny’ego Garretta, który zna japoński i spędził w Japonii sporo czasu. Tytuł ten nawiązuje do tego, jak Garrett, jako artysta, postrzega japońską kulturę i jak postrzegają ją ludzie tacy jak ja.
– Japonia zawsze była moim drugim domem – wyznał mi kiedyś i dodał, okazując swoją fascynację kulturą japońską: – Moja muzyka ma cię przyciągać i wciągać. Energię, jakiej używamy do odpychania od siebie świata, możemy wykorzystać w pozytywny sposób.
To japońska akceptacja w pigułce. Chodzi o odpychanie świata w gorączkowej próbie stworzenia znaczących doświadczeń, które zbliżają nas do siebie i zmysłowości życia.
Po wprowadzeniu do swojego życia nieskomplikowanych codziennych praktyk z Japonii odczuwam mniejsze napięcie w związku z własną historią, a także mniejszy stres w pracy z osobami pozbawionymi praw, które opowiadają mi swoje głęboko przejmujące historie. To proces, w którym są lepsze i gorsze dni. Obserwacja, cisza, a przede wszystkim akceptacja w jej wielu odsłonach wymagają ode mnie sporego zaangażowania, ale mam do dyspozycji więcej narzędzi pozwalających na zrozumienie i złagodzenie destruktywnej siły stresu.
Poznałem jednakże nie tajemnicę szczęścia czy drogę ucieczki od wyzwań, przed jakimi stają odpowiedzialne istoty ludzkie, lecz raczej inny sposób patrzenia na świat, który – parafrazując Johna Bergera – wzbogaca nasz aktualny sposób widzenia² i oferuje nowe możliwości.
Jakiś czas temu wielką popularność zyskała idea ikigai. Przedstawiano ją jako pewnego rodzaju kod lub tajemnicę, której poznanie sprowadza człowieka na drogę do szczęścia. Ale Japonia to nie tylko szczęście. Historia tego kraju pokazuje wyraźnie takie wartości jak hart ducha, wytrwałość i społeczność³.
Japonia oferuje zasadniczo odmienne podejście do działania i akceptację tego niezwykle krótkiego czasu, jaki spędzamy na ziemi. Kultura tego kraju zachęca do postrzegania siebie jako części natury i bycia użytecznym dla społeczeństwa.
Żeby było jasne: Japończycy nie mają monopolu na empatię. Wręcz przeciwnie. Codzienność w Japonii często zdaje się nacechowana obojętnością – można odnieść wrażenie, jakby ludzie wręcz nie chcieli reagować na innych dookoła. Zastanawiają się: „A jeśli powiem lub zrobię coś niewłaściwego? Może będę się narzucać? Co sobie o mnie pomyślą?”.
A jednak zazwyczaj (choć nie zawsze) mamy tam do czynienia z niezwykłym bezpieczeństwem publicznym i z niebywałą uprzejmością, które wynikają z dominującej w tym kraju spójności grupowej wpajanej Japończykom już od dzieciństwa. Struktury zewnętrzne zapewniają to, co trzeba, więc jednostka nie musi zbyt często reagować. O wszystko zadbano.
Co jednak powinien zrobić człowiek i jak się zachować, gdy w sytuacji kryzysowej struktury zewnętrzne nie wystarczają? Trudno się w tym rozeznać ze względu na uwarunkowania kulturowe skłaniające do poszukiwania sensu w grupie.
Moim ulubionym artystycznym przykładem jest film Niebo i piekło Akiry Kurosawy z 1963 roku, w którym bogaty przemysłowiec z Tokio staje przed wyborem między bankructwem zawodowym a ratowaniem życia dziecka swojego szofera.
Odkładając na bok egoizm, jaki rozwinął w sobie w trakcie powojennej amerykanizacji Japonii, bohater Kingo Gondo (w tej roli Toshirō Mifune) pokazuje, że empatia bierze górę nad chęcią zysku.
Film powstał w czasie, gdy Japonia osiągała szczyty produktywności. Przemysł rozwijał się niezwykle szybko – nie tyle doganiając Zachód, ile niemal go wyprzedzając. W swoim dziele Kurosawa pokazał, że realizowanie zachodnich koncepcji sukcesu zagraża podstawowym wartościom kultury japońskiej. Reżyser zastanawiał się, co Japończycy tracą poprzez ten rozwój.
Niebo i piekło pokazuje, że empatia jest esencją japońskiej kultury i nie należy się jej wyrzekać, przyjmując zachodnie wartości napędzane samolubną chciwością. Kurosawa przypomina japońskim widzom, że bycie Japończykiem to pomaganie innym, a także świadomość i akceptacja faktu, iż jest się częścią społeczności. Reżyser postrzega egoizm oraz chciwość jako narzucone przez Amerykanów pokusy, których należy się wyrzec.
Tak, wiem, że to film nacjonalistyczny!
Trzeba jednak przyznać, że w Stanach Zjednoczonych wszędzie można się spotkać z bezinteresownością i empatią. Przejawiają się one w więziach religijnych, wartościach społecznych, wspierających i troskliwych rodzinach lub poprzez naturalną skłonność do okazywania troski. Każdego dnia Amerykanie zastanawiają się nad tym, jak mogą pomóc innym.
Jak powiedział słynny amerykański baseballista Jackie Robinson: „Życie nie ma znaczenia poza tym, jak wpływa na innych”.
Samotność, oddzielenie od natury oraz siebie nawzajem czy samolubstwo, które tak często kieruje naszym życiem, to niepokojące zjawiska. Japończycy już od najmłodszych lat uczą się im zapobiegać. Poczucie przynależności do rodziny, szkoły, firmy i społeczności jest tam wzmacniane poprzez mnóstwo codziennych czynności i nawyków, a także specyficzny charakter interakcji międzyludzkich, który bazuje na obserwacji, słuchaniu, przepraszaniu (częstym!) i akceptacji.
Przejawem tego społecznego wysiłku czy konsensusu są w Japonii takie zjawiska jak han (grupy) w szkołach podstawowych, a także łaźnie publiczne, milcząca bliskość i określone obyczaje, kształtujące indywidualność każdego Japończyka. Uczniowie uczęszczający do szkoły muszą nosić takie same mundurki i jeść oferowane tam obiady. W publicznych łaźniach prywatność nie jest możliwa – jesteś tam nagi w towarzystwie nieznajomych ludzi lub członków własnej społeczności. Cisza w tłumie czy wśród przechodniów na chodnikach sugeruje, iż wszyscy są ze sobą połączeni (czy im się to podoba, czy nie). Reprezentacje kulturowe i przyjęte zwyczaje budują wspólne poczucie odpowiedzialności, które skutkuje zdrowymi zachowaniami, wysoce funkcjonalnymi społecznościami, świetną infrastrukturą publiczną i długim życiem⁴.
Nie daję na to absolutnej gwarancji, ale jestem przekonany, że myślenie o innych i obserwowanie otoczenia prowadzą do poszerzenia świadomości. Odkrywasz, że nie jesteś sam i wcale nie jesteś taki ważny – a to powinno ci przynieść ulgę. Dobrostan wynika z pomagania innym i dopasowania do grupy.
Ideał wspólnoty pozostaje filarem i funkcją imperatywów kulturowych Japonii. Jego cele wypływają z przekonania, że bycie częścią grupy jest ważniejsze od własnej indywidualności. Upominanie się o swoje potrzeby (odmienne od potrzeb grupy) jest tam wręcz źle widziane.
Mam szczęście mieć japońskich przyjaciół, których cierpliwość do mnie i umiejętność życzliwego śmiania się z moich licznych błędów sprawiły, że stałem się bardziej świadomy. Japonia jest zdecydowanie najbardziej zorientowanym na relacje krajem, jaki odwiedziłem, miejscem, w którym bardziej liczy się to, z kim pracujesz, niż same warunki umowy.
Jest to również bardzo dydaktyczny kraj. Przyjaciele ciągle mnie tam poprawiają i poświęcają czas, by przedstawić mi właściwe podejście do różnych rzeczy. Uczą mnie, jak się dostosować, bez względu na to, czy chodzi o wręczanie komuś wizytówki, zagadywanie nowego kolegi z pracy na początku spotkania, czy też podróż pociągiem.
Moje niezliczone doświadczenia z pierwszych lat pracy w Japonii potwierdzają zasadność ich wskazówek.
W 2005 roku znalazłem się w prefekturze Niigata na północny zachód od Tokio, nad Morzem Japońskim. Gdy powiedziałem Rocky’emu Aokiemu, byłemu zapaśnikowi olimpijskiemu i założycielowi odnoszącej niezwykłe sukcesy restauracji franczyzowej Benihana, że się wybieram do Niigaty, i zapytałem go, czego mogę się spodziewać, roześmiał się i nazwał ją japońską Oklahomą. Rozmawialiśmy w luksusowej kwaterze Rocky’ego na Piątej Alei na Manhattanie, z widokiem na katedrę Świętego Patryka, więc w oczach tego mężczyzny to japońskie miasto było zaściankiem.
– Nie masz się czym martwić – uspokoił mnie. – To tylko duża wioska!
Nie miał racji. Było zupełnie odwrotnie. Wyrafinowana i całkowicie przebudowana od czasu wojny Niigata okazała się miejscem niezwykle praktycznym – przypomina teraz wielkie miasta przemysłowe w Stanach Zjednoczonych.
Na szczęście mój przyjaciel Takeshi Endo, który mnie tam zaprosił, cały czas mi towarzyszył, pilnując, bym zachowywał się, jak należy. Zostałem zatrudniony przez stowarzyszenie wytwórców sake tamtejszej prefektury, z których wielu znało Takeshiego i jego firmę spożywczą. Miałem im pomóc wprowadzić ich napoje na rynek Stanów Zjednoczonych. W razie gdybyś się zastanawiał, sake z Niigaty jest uważane za jedną z najlepszych w Japonii ze względu na czystość wody pochodzącej z rocznych, sporych opadów śniegu⁵.
Ale do rzeczy…
Takeshi dosłownie deptał mi po piętach i tłumaczył, jak mam podawać moją meishi (wizytówkę), jak przyjmować wizytówki ludzi, z którymi się spotykałem, jak na nie patrzeć, co powiedzieć po ich otrzymaniu i gdzie je wkładać.
– Powiedz, że jesteś wdzięczny za zaproszenie – szeptał mi do ucha. – Opisz swój hotel w korzystnych barwach. Wspomnij, że doceniasz czyjeś zaufanie.
Jego sugestie nie zawsze były dla mnie nowe, ale liczyła się precyzja i wyczucie kolejnych kroków, przez które mnie przeprowadzał. W dodatku nie miałem właściwie żadnego wyboru: w Japonii istnieje tylko jeden właściwy sposób zachowania się w konkretnych sytuacjach. Przypominało to stawianie rusztowania.
Musiałem spojrzeć na wizytówkę, wyrecytować napisane na niej imię i nazwisko oraz zawód, a następnie spojrzeć przelotnie w oczy rozmówcy i wyrazić swój podziw dla wykonywanej przez niego pracy. Potem on postępował tak samo z moją wizytówką. Następnie obaj mieliśmy chwycić otrzymane wizytówki za dolne rogi i ułożyć je idealnie równo na stole tak, aby widzieć nazwisko i zawód. Takeshi omówił też ze mną zawczasu, jakie przerwy mam robić między zadawanymi pytaniami a oznajmieniami, gdzie usiąść na spotkaniu biznesowym, gdzie stać w windzie, kiedy i jak nisko się kłaniać oraz kiedy uścisnąć komuś dłoń, a kiedy tego nie robić.
Dla moich przyjaciół te wszystkie sprawy były równie oczywiste, jak dla mnie sznurowanie butów – nadawały one strukturę oraz rytm ich dniom. W Tokio Yuko powiedziała mi, jak zamawiać makaron (jak wkładać monety do maszyny przy wejściu, która wydawała bilety na poszczególne dania) oraz jak ustawiać się w kolejce. Bilety miałem podać potem kelnerom, którzy zanosili je kucharzom. Shinji poinstruował mnie, jakich słów powinienem użyć, aby podziękować szefowi kuchni za posiłek, a Yumi zademonstrowała, jak wyjść z restauracji i jak się zachować, gdy personel na chodniku macha mi na pożegnanie i kłania się, dopóki nie zniknę mu z oczu. Jiro pokazał mi z kolei, gdzie mam siadać w samochodzie i jak pochwalić farmera hodującego kaczki, które żywiły się szkodnikami żerującymi na jego ryżu.
Gdy razem z Jiro wyszliśmy z lokalu gdzieś w prefekturze Ishikawa, doskonale wystylizowanego na irlandzką herbaciarnię przez bogatego właściciela pasjonata, który sprowadził meble i stolarzy z Irlandii, mój towarzysz podpowiedział: „Powiedz mu, że ma piękny garnitur”.
Więcej o moich przyjaciołach napiszę w dalszej części książki.
Ten niekończący się japoński katechizm to zestaw uprzejmości, które dodają pewności siebie i wzmacniają poczucie przynależności. Przypomina ogromną kolekcję potajemnych uścisków dłoni. I kiedy się już w to wdrożysz, staje się to dla ciebie wspaniałym i dodającym otuchy sposobem na wiele osobistych kompleksów.
Jako obcokrajowiec zapewniam Japończykom rozrywkę. Ludzie mnie obserwują. Bawię ich niezależnie od tego, czy robię coś źle, czy dobrze. Tak jak kiedyś w restauracji, gdy zwinąłem papierek od pałeczek w harmonijkę i położyłem na nim pałeczki, a Takeshi się roześmiał.
– Co cię tak bawi? – zapytałem.
– Japonka cię tego nauczyła – stwierdził.
– Ach tak?
– Japończyk nigdy by ci tego nie pokazał.
– Więc…?
– W porządku. – Zaśmiał się ponownie. – Tylko mówię.
Kiedy bezbłędnie podziękowałem gospodarzowi baru izakaya, który zaprosił mnie dość niespodziewanie, abym wygłosił tam przemowę, albo gdy świetnie sobie radziłem z uprzejmościami w mailach, moi przyjaciele komentowali: „Brzmisz jak Japończyk!”.
Hm, czy to komplement?
Zawsze istnieją jacyś „my” i jacyś „oni” oraz szereg warunków, które określają, kto jest kim.
Uwielbiam wdrażać japońskie zwyczaje na Zachodzie i sam podejmować wysiłek nawiązania kontaktu z drugim człowiekiem. Starać się odnaleźć coś, co nas łączy, i budować na tym relację, w której obie strony czują się bezpiecznie.
Jak wtedy, gdy o uspokajającym wpływie oglądania pływających w stawie kaczek rozmawiałem z mężczyzną, który przyszedł do mojego gabinetu po 10 latach spędzonych w więzieniu stanowym – trafił tam za usiłowanie dokonania zabójstwa. Lub podczas rozmowy (tym razem o ulubionych przepisach na gulasz) z kobietą z publicznego schroniska⁶ dla ofiar przemocy domowej – zwierzyła się, że gotowanie ją uspokaja.
Nie ignoruję tragedii czy zachowań aspołecznych ani nie umniejszam nieszczęść, jakie się z nimi wiążą. Staram się jedynie budować zaufanie i dostrzegać to, co pierwotnie łączyło nas ze sobą jako istoty ludzkie. Nie interesuje mnie patrzenie na problemy społeczne przez pryzmat patologii.
Najlepiej jest więc zacząć od tego, co nas łączy jako zdrowe istoty ludzkie. Jak się okazuje, mamy ze sobą więcej wspólnego, niż nam się wydaje.
Podejście bazujące na afiliacji, japońska świadomość grupowa i własne pragnienie zastosowania ich w praktyce przyniosły mi więcej spokoju wewnętrznego, zbliżyły mnie do ludzi i przekształciły moje życie z ciągu osobistych reakcji w nieustającą obserwację.
Czasami udaję, że gram w filmach: Lotnisko, Supermarket, Stojący w korku czy też Czekając na rozmowę z Appliance Company.
Kiedy postrzegam siebie jako część grupy, która przechodzi te wszystkie sytuacje razem ze mną, łatwiej mi jest się wobec nich zdystansować. Poczuć się częścią tego, co się wydarza, a zarazem to obserwować.
Grupy są wszędzie, jeśli tylko się rozejrzymy i zaakceptujemy fakt, że do nich przynależymy. Mamy więcej wspólnego z osobą z marginesu społecznego, niż jesteśmy skłonni przyznać.
Kiedy jestem w stanie zrozumieć zachowania takiej osoby, które przypominają mi to, co czynią członkowie mojej rodziny, moją przeszłość i teraźniejszość, jestem bardziej skory, by zrobić coś, co może jej pomóc. I jest to bardzo satysfakcjonujące.
Codzienne nawyki (i bardzo pragmatyczne zachowania) czynią z Japonii miejsce, w którym jednostka jest zachęcana do wyzbycia się samolubnych potrzeb i stania się częścią otoczenia – a czasem nawet tego się od niej wymaga. Stosując się do tych wytycznych, zdajesz sobie sprawę z własnej nieistotności, pogłębiasz relacje z innymi ludźmi i naturą oraz skupiasz się bardziej na cudzych potrzebach. Wszystko to przynosi głęboką satysfakcję oraz dobre samopoczucie.
Chciałbym podzielić się z tobą wiedzą o japońskim stylu życia, który składa się na ukeireru – akceptację.
Ale co to właściwie znaczy zapomnieć o sobie na tyle, by móc przedłożyć cudze potrzeby nad własne? Chociaż Japonia nie jest jedynym krajem, w którym bezinteresowność jest stawiana na pierwszym miejscu, to wyróżnia się ona na tle innych – ta filozofia wyraźnie wpływa na organizację państwa, jego instytucje i systemy.
*
Zachodnie zapominanie o własnym ja obrazuje „zasada negatywności” poety Johna Keatsa, który napisał: „Kiedy wróbel zjawia się u mojego okna, biorę udział w jego istnieniu i dziobię razem z nim (…), tak że w krótkim czasie zostaję unicestwiony”.
Chwileczkę. Zanim zapytasz: „Kto przy zdrowych zmysłach chciałby zostać unicestwiony?”, przypomnę ci kilka faktów. Keats zmarł na gruźlicę 200 lat temu (w 1821 roku) w wieku 25 lat. Został unicestwiony przez prątki, mój drogi, a nie przez małego ptaszka. Wspomniał dokładnie o tym, co wyróżnia Japończyków na świecie – o zakończeniu autoeksploracji, samozwątpienia i czystego egoizmu.
Okazuje się, że człowiek wcale nie jest swoim najlepszym przyjacielem.
Obserwując przyrodę i skupiając się na tym, co przemijające i najbliższe człowiekowi, wychodzisz wreszcie z własnego umysłu, a to staje się niezwykle odprężające.
Taki jest właśnie styl życia Japończyków.Rozdział 2. Akceptacja
W Japonii istnieje wiele słów oznaczających akceptację. Wybierasz odpowiednie słowo do wyrażenia tego stanu w zależności od relacji i sytuacji, co jest pewnym wyzwaniem zarówno dla mówcy, jak i dla słuchacza.
Podobnie jest zresztą z wieloma innymi japońskimi słowami i zwrotami, które pełnią funkcje symboli lub reprezentacji znaczeń⁷.
Gdy postanowiłem napisać tę książkę, skontaktowałem się z przyjaciółmi z Japonii. Poprosiłem ich, aby wyjaśnili znaczenie japońskiej akceptacji osobom, które nie wychowały się w ich kulturze i tradycji oraz dla których historia ich kraju jest obca.
Co właściwie oznacza akceptacja dla Japończyków?
*
Yumi Obinata, tłumaczka z Tokio, przesłała mi bardzo szczegółowy arkusz, w którym przedstawiła zastosowanie czterech japońskich słów oznaczających akceptację.
„Ukeireru to łagodna akceptacja okazana dziecku przez matkę.
Uketomeru może być akceptacją «wybuchu emocjonalnego dziecka» przez matkę, czyli jest używane w sytuacji, w której coś, co akceptujemy, przejawia się z wielką siłą.
Toriireru zostałoby z kolei użyte w opisie akceptacji protestanckich misjonarzy przez Japonię.
Ukenagasu oznacza pogodzenie się z czymś i pozwolenie, by to coś odeszło.
Wchodząc do strumienia, wolałbyś stanąć w nim bokiem, aby złagodzić napór wody na twoje ciało. Na tej samej zasadzie ludzie w Japonii przyjmują katastrofy jako część życia i starają się zastosować ukenagasu, aby nie wstrząsnęły za bardzo ich psychiką.