Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dni naszego życia - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
25 kwietnia 2022
Ebook
25,00 zł
Audiobook
39,00 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
25,00

Dni naszego życia - ebook

Mistrzowska powieść o chłopcu dorastającym w tęczowej rodzinie w Rosji

Po śmierci matki pięcioletni Miki zostaje adoptowany przez jej brata. Sława uczy chłopca życia i pokazuje mu świat sztuki. Ale nagle w szczęśliwym dzieciństwie Mikiego pojawia się Lew, partner Sławy, surowy lekarz pragnący wprowadzić do rodziny porządek i dyscyplinę. Artystyczna wrażliwość małego Mikiego zostaje wystawiona na próbę – podobnie jak profesjonalne opanowanie Lwa.

Chłopiec nie wie jeszcze, że tarcia w rodzinie to nic w porównaniu ze społeczną homofobią. Pierwszego dnia szkoły zaczyna się życie w kłamstwie, zmyślanie w wypracowaniach, ukrywanie zdjęć, ilekroć z wizytą przychodzą koledzy… Miki poznaje świat, który nie toleruje odmienności. Minie trochę czasu, nim bohater pogodzi się ze swoją sytuacją, a jego rodzina znajdzie dla siebie miejsce.

 

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-961972-4-5
Rozmiar pliku: 679 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Jak to się wszystko zaczęło

Niewiele pamiętam z pierwszych czterech lat swojego życia.

Ot, trzy wyraźne, nijak ze sobą niezwiązane wspomnienia.

Pierwsze: siedzę w wózku spacerowym i macham nogami. Wózek prowadzi mama. Jesteśmy chyba w głównym parku naszego miasta. Wtedy jeszcze stał tam pomnik Lenina – to znaczy, że musiałem być naprawdę zupełnie mały. Przed nami stado gołębi energicznie dziobie ziarno. Kiedy wózek zbliża się do nich, gołębie odlatują, a ja radośnie unoszę rączki, jakbym próbował któregoś złapać. Nie pamiętam nic więcej.

Drugie: ktoś z przyjaciół mamy sprezentował mi na urodziny rowerek z bocznymi kółkami, które przykręcało się po obu stronach tylnego koła. To były chyba moje czwarte urodziny. Nie trzeba wielkich umiejętności, żeby jeździć na takim czterokołowym rowerku, więc szybko mi się znudziło. Poszedłem do brata mamy, który był gościem na moim przyjęciu, i poprosiłem, żeby odkręcił te dodatkowe kółka. Zrobił to bez chwili wahania. Ja zaś radośnie wdrapałem się na rowerek i nie przejechałem nawet metra, kiedy padłem na asfalt, zdzierając do krwi lewy łokieć. W czasie gdy leżałem i spoglądałem w jasne, czyste niebo, zadając sobie najważniejsze pytanie dzieciństwa: wyć albo nie wyć, gdzieś niedaleko wujek bez cienia zakłopotania krztusił się ze śmiechu. Że niby powinienem był uprzedzić, że nie umiem jeździć. Patrząc na niego, też się zaśmiałem. Nie pamiętam nic więcej.

Trzecie: szpitalny korytarz. Mama już wtedy chorowała. To musiało być drugie albo trzecie piętro – dobrze pamiętam, że zmęczyłem się wchodzeniem po schodach. Pierwsze, co zobaczyłem, to kroplówki na korytarzu; obok mnie szybko przewieziono kogoś na wózku. Nijak nie umiałem sobie wytłumaczyć, co się dzieje, ale z pewnością nie było to nic dobrego. Cały się spiąłem i zaniepokoiłem, w przeciwieństwie do brata mamy, który nachylił się do mnie, poklepał po ramieniu i powiedział, że kto ostatni dobiegnie do maminej sali, ten zgniłe jajo. Życie momentalnie stało się lepsze. Ktoś, zdaje się, nakrzyczał na nas z powodu tego wyścigu, ale to nie miało znaczenia, bo liczyło się tylko to, kto pierwszy dotrze do sali.

To chyba wszystko, co sam mogę opowiedzieć o tym okresie swojego życia. Resztę znam tylko z relacji innych osób.

Kiedy byłem mały, nie wiedziałem, że po porodzie u mojej mamy zaczął się rozwijać rak piersi. Dzisiaj uważa się, że to „oswojony” rodzaj raka. Możliwe, że czternaście lat temu też dałoby się ją uratować, gdyby lekarze nie lekceważyli jej skarg i nie nazywali guza w piersi „zastojem pokarmu”. Teraz mogę mędrkować na ten temat, ale w tamtym świecie, w którym funkcjonowałem jako dziecko, nie istniały nowotwory ani szpitale. Nie mając o nich pojęcia, żyłem sobie zupełnie beztrosko.

Gdy mama leżała w szpitalu, mieszkałem u wujka. Mówiło się, że prowadzę koczowniczy tryb życia, ponieważ mama często trafiała na oddział. Parę tygodni mieszkałem z nią, a potem znowu z wujkiem. Któregoś razu po tych paru tygodniach nie wróciłem do mamy. Usłyszałem, że jest bardzo słaba i na razie nie może się mną opiekować. Dzisiaj nie wiem, co wtedy na ten temat myślałem. Raczej nie podejrzewałem niczego poważnego, bo przecież gdy mnie dopadało przeziębienie, też czułem się słabo – i żyłem dalej.

Nie pamiętam, jak dowiedziałem się, że mama umarła. Dopiero kiedy podrosłem, usłyszałem, jak wtedy zareagowałem. O jej śmierci poinformował mnie wujek. Oderwał mnie od zabawy, usiadł przede mną i powiedział to.

Na Nickelodeonie leciała wtedy nowa kreskówka, Awatar: Legenda Aanga, która od razu została moją ulubioną. Oglądaliśmy ją razem z wujkiem. Zapytałem:

– Mama umarła jak Aang?

– Nie, tak naprawdę.

Jeżeli oglądaliście tę kreskówkę, to wiecie, że Aang nie umarł, ale zamarzł na sto lat. To tylko inni myśleli, że on nie żyje.

Wtedy zapytałem:

– Umarła jak jego rodzina?

Odpowiedział:

– Tak.

A ja powiedziałem:

– Jasne.

Nie wiem, czy przeżyłem wtedy prawdziwą żałobę. Nic nie pamiętam, a teraz słucham o tym, jakby to była historia kogoś innego. Podobno przez jakiś miesiąc bawiłem się tylko jedną zabawką i przestałem oglądać kreskówki, a zwłaszcza Awatara. Ale o mamę prawie w ogóle nie pytałem.

Zaczęło się inne życie. Nowe. To, które już sam zapamiętałem.

Znalazłem się w stanie zawieszenia. Tak o mnie mówiono. Babcia twierdziła: „Sprawa Mikiego jest w stanie zawieszenia”. Nie rozumiałem, co to znaczy, ale panowała napięta atmosfera i faktycznie czułem się tak, jakbym wisiał w powietrzu. Dorośli pytali, z kim chcę mieszkać: z babcią czy z wujkiem. Nie chciałem, żeby komuś było przykro, więc odpowiadałem, że nie wiem. Ostatecznie to babcia postawiła kropkę nad i. Powiedziała, że jest po zawale i nie ma pewności, czy zdąży w pełni wychować człowieka, a okrucieństwem byłoby skazywać mnie na kolejną stratę.

I tak zamieszkałem z wujkiem – na którego mówiłem po prostu Sława – i jego przyjacielem. Ale ten ostatni pojawił się nie od razu. Najpierw wszystko się poukładało: ustał chaos, przestali rozmawiać już ze mną bardzo poważni obcy ludzie, minęło poczucie zawieszenia i nowe życie stało się zwykłym życiem. Wtedy też zjawił się przyjaciel: wysoki, schludny, starannie uczesany, nijak niepasujący do mojego wujka, który uznawał tylko jeden rodzaj spodni: takie z dziurami na kolanach.

– To mój przyjaciel, Lew – powiedział do mnie Sława. A do niego powiedział: – To Miki, syn mojej siostry. Musicie się jakoś dogadać. Nie macie wyboru.

Stwierdziłem, że przyjaciel Sławy głupio się nazywa. Lew… Jak ktoś ma tak na imię, to po prostu musi zapuścić brodę i zostać pisarzem jak Tołstoj.

Ale nie miałem wyboru, więc ścisnąłem wyciągniętą dłoń Lwa swoją małą łapką pięcioletniego człowieka.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: