- W empik go
Do Damaszku - ebook
Do Damaszku - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 213 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Na rogu ulicy
Róg ulicy, ławka pod drzewem. Widać boczny portal małego gotyckiego kościoła, urząd pocztowy i kawiarenką, przed którą stoją krzesła. I poczta, i kawiarnia są zamknięte. Słychać zbliżające się, a potem oddalające tony marsza żałobnego. Nieznajomy stoi na brzegu chodnika jak gdyby zastanawiając się, w którą stronę iść. Zegar na wieży zaczyna bić: najpierw cztery uderzenia, kwadranse, wyższym tonera, potem, trzy uderzenia na oznaczenie godziny, bardziej basowo. Wchodzi Pani, pozdrawia skinieniem głowy Nieznajomego, chce go minąć, ale przystaje.
NIEZNAJOMY
To pani. Wiedziałem, że pani przyjdzie.
PANI
A więc wzywał mnie pan; czułam to.
– Ale dlaczego stoi pan tu na rogu ulicy?
NIEZNAJOMY
Nie wiem; muszę gdzieś stać, kiedy czekam.
PANI
Na co?
NIEZNAJOMY
Gdybym umiał powiedzieć. – Od czterdziestu lat na coś czekam. Zdaje mi się, że to, na co czekam, nazywają szczęściem, a może to tylko koniec nieszczęścia. Słyszy pani, znów te straszliwe dźwięki, proszę posłuchać! Niech pani nie odchodzi, błagam, niech pani nie odchodzi, lęk mnie ogarnia, kiedy pani odchodzi.
PANI
Drogi panie! Spotkaliśmy się przypadkiem wczoraj po raz pierwszy i rozmawialiśmy sam na sam przez cztery godziny. Wzbudził pan moje współczucie, nie powinien pan jednak nadużywać mojej życzliwości.
NIEZNAJOMY To prawda, nie powinienem. Ale błagam panią na wszystko, proszę mnie nie zostawiać samego. Jestem tu w obcym mieście, nie mam żadnych przyjaciół, a moi nieliczni znajomi wydają mi się zupełnie obcy, a nawet wrodzy.
PANI
Wszędzie wrogowie; wszędzie samotny! Dlaczego odszedł pan od żony i dzieci?
NIEZNAJOMY
Gdybym to wiedział? – Gdybym w ogóle wiedział po co istnieję, dlaczego tu stoję, dokąd mam iść, co począć. – Czy wierzy pani, że są ludzie potępieni już za życia.
PANI
Nie, nie wierzę.
NIEZNAJOMY
Proszę spojrzeć na mnie!
PANI
Nigdy w życiu nie zaznał pan radości?
NIEZNAJOMY
Nie! A gdy zdawało mi się, że tak, była to tylko pułapka, by mnie skusić do dalszego znoszenia tej niedoli. Kiedy spadał mi do ręki złoty owoc, zawsze był zatruty albo zgniły od środka.
PANI
Niech pan wybaczy, że pytam – jakie jest pańskie credo?
NIEZNAJOMY
Takie – że gdy będę miał dość tego wszystkiego, odejdę!
PANI
Dokąd?
NIEZNAJOMY
W nicość. To, że moja śmierć – zależy ode mnie, daje mi niewiarygodne poczucie władzy…
PANI
O Boże, pan igra ze śmiercią!
NIEZNAJOMY
Tak jak igram z życiem – jestem przecież poetą. Mimo posępnego usposobienia, nigdy nie umiałem brać niczego zbyt serio, nawet wielkich zmartwień, i są chwile, kiedy zaczynam wątpić, czy życie jest bardziej rzeczywiste niż moje wiersze
(słychać orszak żałobny śpiewający psalmy: De profundis)
Znów nadchodzą. Nie rozumiem, dlaczego muszą chodzić tak w kółko ulicami!
PANI
Pan się boi?
NIEZNAJOMY
Nie, ale to mnie drażni, bo to wszystko wygląda na czary… – Nie śmierci się boję, lecz samotności, bo w samotności człowiek kogoś spotyka. Nie wiem czy to kogoś innego wyczuwam, czy siebie samego, ale w samotności nie jest się samotnym. Powietrze gęstnieje, powietrze kiełkuje i zaczynają, wyrastać istoty, które są niewidzialne, ale wyczuwalne, które żyją.
PANI
Pan to dostrzegł?
NIEZNAJOMY
Tak, od jakiegoś czasu dostrzegam wszystko, ale nie tak jak dawniej, kiedy widziałem tylko rzeczy i wydarzenia, kształty i kolory. Dziś widzę myśli i sens! Życie, które przedtem było wielkim nonsensem, nabrało znaczenia, i dostrzegam dziś celowość tam, gdzie dawniej widziałem tylko przypadek. – Gdy więc wczoraj spotkałem panią, przyszło mi na myśl, że znalazła się pani na mojej drodze po to, by mnie uratować albo zniszczyć.
PANI
Dlaczego miałabym pana zniszczyć?
NIEZNAJOMY
Bo taka pani rola.
PANI
Ani mi to przez myśl nie przeszło. Wzbudza pan we mnie przede wszystkim współczucie… tak, jeszcze nigdy, nigdy w życiu nie widziałam człowieka, który od pierwszego spojrzenia wzruszałby mnie do łez… Proszę wyznać, co pan ma na sumieniu? Czy zrobił pan coś złego, co nie zostało ujawnione lub ukarane?
NIEZNAJOMY
Słusznie pani pyta! Nie mam na sumieniu więcej grzechów niż inni, którzy żyją beztrosko… może tylko tyle, że nie chciałem, by życie mnie oszukało.
PANI
A w życiu trzeba dać się mniej lub więcej oszukiwać – żeby żyć.
NIEZNAJOMY
To niemal obowiązek, ja zaś chciałem tego uniknąć… jest też może w moim życiu jakaś tajemnica, której nie znam… wie pani, w mojej rodzinie krąży legenda, że jestem odmieńcem.
PANI
Co to znaczy?
NIEZNAJOMY
Odmieniec to dziecko elfów zamienione na dziecko zrodzone z człowieka.
PANI
Pan w to wierzy?
NIEZNAJOMY
Nie, ale uważam, że w tej alegorii coś jest. W dzieciństwie wciąż płakałem, jakbym źle się czuł na świecie. Nienawidziłem rodziców, tak jak oni mnie nienawidzili. Nie znosiłem przymusu, utartych zwyczajów, rygorów i ciągnęło mnie tylko do lasu i nad morze.
PANI
Miewał pan kiedy wizje?
NIEZNAJOMY
Nigdy! Ale często zdawało mi się, że moimi losami kierują dwie różne istoty: jedna daje mi to, czego pragnę, a druga stoi obok i brudzi dar, który traci dla mnie wszelką wartość, tak że nie chcę go tknąć. To rzeczywiście prawda, że miałem w życiu wszystko, czego zapragnąłem – ale okazało się to nic niewarte.
PANI
Dostał pan wszystko i mimo to jest pan niezadowolony.
NIEZNAJOMY
To właśnie nazywam przekleństwem….
PANI
Niech pan nie bluźni! – Dlaczegóż w takim razie nie wyszedł pan w swoich pragnieniach poza życie doczesne i nie sięgnął tam, gdzie nie ma żadnego brudu?
NIEZNAJOMY
Bo wątpiłem w istnienie czegoś poza bytem doczesnym.
PANI
A te elfy?
NIEZNAJOMY
Przecież to tylko bajka! – Usiądziemy chwilę na ławce?
PANI
Chętnie, ale na co pan właściwie czeka?
NIEZNAJOMY
Na otwarcie poczty. Leży tam list, który miano mi doręczyć, a który nie może do mnie dotrzeć
(siadają)
Niech pani opowie coś o sobie!
(Pani wyjmuje robótkę)
PANI
Nie ma o czym mówić.
NIEZNAJOMY
Dziwne, ale ja też wolałbym o pani myśleć w oderwaniu od osoby, od imienia – nie wiem przecież nawet jak brzmi pani nazwisko – chętnie sam nadałbym pani imię – proszę niech mi pani pozwoli się zastanowić – ależ tak, powinna się pani nazywać Ewa
(robi gest w stroną kulis)
Fanfary
(słychać marsz żałobny)
Znowu ten marsz żałobny… Od tej chwili ma pani lat trzydzieści cztery „ więc urodziła się pani w tysiąc osiemset-sześćdziesiątym czwartym. Kolej na charakter, bo i tego też nie znam. Ma pani bardzo dobry charakter, gdyż głos pani brzmi jak głos mojej zmarłej matki – mówiąc o matce mam na myśli abstrakcyjne pojęcie Matki, bo moja matka nigdy mnie nie pieściła, pamiętam, tylko, że mnie biła. Tak, tak, widzi pani, ja jestem wychowany w nienawiści. W nienawiści! Wet za wet! Oko za oko! Proszę spojrzeć na tę bliznę na czole, to od siekiery, którą skaleczył mnie brat, kiedy wybiłem mu kamieniem przedni ząb. Nie byłem na pogrzebie ojca, ponieważ kazał mnie wyrzucić z wesela mojej siostry. Urodziłem się z nieprawego łoża , po bankructwie ojca, w czasie kiedy rodzina nosiła żałobę po samobójstwie jednego z wujów. Teraz zna pani moją rodzinkę. Niedaleko pada jabłko od jabłoni! Z trudem tylko uniknąłem ciężkich robót – łącznie czternastu lat – i dlatego mam wszelkie powody być wdzięczny tym elfom, choć może niezbyt mnie one uszczęśliwiają…
PANI
Chętnie słucham tego, co pan mówi, ale niech pan nie miesza w to elfów; to mi sprawia przykrość, ogromną przykrość!
NIEZNAJOMY
Szczerze mówiąc nie bardzo w nie wierzę, jednak zawsze powracają. Czy nie są to dusze potępione, które nie dostąpiły odkupienia? Cóż! W takim razie jestem także dziecięciem trolla. Raz sądziłem już, że odkupienie jest bliskie, dzięki kobiecie, ale to była ogromna pomyłka, gdyż właśnie wtedy zaczęło się najgorsze piekło.
PANI
Ee, pan tak tylko mówi. No dobrze, jest pan potępiony, ale jest na to rada.
NIEZNAJOMY
Uważa pani, że dźwięk dzwonów i święcona woda przyniosą mi ukojenie… Próbowałem, ale nic mi to nie pomogło. Czułem się jak diabeł ma widok znaku krzyża. Mówmy teraz o pani!
PANI
To zbyteczne! – Czy zarzucono panu kiedyś że źle wykorzystuje pan swoje zdolności?
NIEZNAJOMY
Zarzucano mi wszystko. Nikt w moim mieście nie był tak znienawidzony jak ja, otoczony laką odrazą. Byłem w zupełnym odosobnieniu. Gdy wchodziłem do jakiegoś lokalu, ludzie odsuwali się ode mnie. Gdy chciałem wynająć pokój, zawsze był już zajęty. Kapłani wyklinali mnie z ambony, nauczyciele z katedry, a rodzice w domu przeklinali. Rada kościelna chciała mi kiedyś odebrać prawo opieki nad moimi dziećmi. Wtedy zbuntowałem się i podniosłem pięść – przeciw niebu.
PANI
Dlaczego pana tak nienawidzono?
NIEZNAJOMY
Nie wiem! Przecież nie mogłem patrzeć jak ludzie cierpią – i wzywałem, pisałem: wyzwólcie się, ja wam dopomogę. Mówiłem do biednych: nie dajcie się wyzyskiwać bogaczom! A do kobiet mówiłem: nie pozwólcie, by mężczyźni nakładali wam jarzmo. Do dzieci zaś, i to było najgorsze, mówiłem: nie słuchajcie poleceń waszych rodziców, jeśli są niesprawiedliwi. A jakie konsekwencje? Całkiem niepojęte, bo mam przeciwko sobie i bogatych i biednych, mężczyzn i kobiety, rodziców i dzieci! Potem zaś przyszły choroba i ubóstwo, hańbiąca żebranina, rozwód, procesy, wygnanie, samotność, a teraz, ostatnio – myśli pani, że oszalałem?
PANI
Nie, nie sądzę…
NIEZNAJOMY
W takim razie jest pani na pewno jedyną osobą, która tak nie myśli, ale to dla mnie tym cenniejsze.
PANI (wstaje)
Muszę pana opuścić…
NIEZNAJOMY
Pani też!
PANI
Ale nie powinien pan tutaj zostawać.
NIEZNAJOMY
Więc dokąd mam pójść?
PANI
Do domu, pracować!
NIEZNAJOMY
Nie jestem robotnikiem, jestem poetą.
PANI
Nie chciałam pana urazić. Ma pan słuszność: poezja to dar, który się otrzymuje, ale który można utracić. Niech go pan nie zmarnuje!
NIEZNAJOMY
Dokąd pani idzie?
PANI
Muszę coś załatwić…
NIEZNAJOMY
Czy jest pani osobą religijną?
PANI Ja jestem niczym.
NIEZNAJOMY
Tym lepiej, w takim razie zostanie pani czymś. Och, jak bardzo chciałbym być pani starym ślepym ojcem, prowadziłaby mnie pani na jarmarki, żebym zarabiał śpiewem, ale nieszczęście w tym, że nie mogę się zestarzeć – tak właśnie jest także z dziećmi elfów, nie rosną, głowy im tylko puchną. I krzyczą… Chciałbym być czyimś psem, za kimś chodzić, tak żeby nigdy już nie być samotnym – czasem trochę jedzenia, od czasu do czasu kopniak, jedna pieszczota, dwa uderzenia szpicrutą.
PANI
Muszę już iść! Do widzenia!
NIEZNAJOMY (z roztargnieniem)
Do widzenia!
(siedzi dalej na ławce: zdejmuje kapelusz, ociera pot z czoła. Potem rysuje laską na piasku)
ŻEBRAK (wchodzi. Wygląd ma nader dziwny; szuka czegoś w rynsztoku)
NIEZNAJOMY
Co tam zbieracie, żebraku?
ŻEBRAK
Po pierwsze – o co chodzi? A poza tym nie jestem żebrakiem – czy pana prosiłem o cokolwiek?
NIEZNAJOMY
Przepraszam, dość trudno ocenić ludzi po wyglądzie.
ŻEBRAK
Zapewne. Potrafi pan na przykład odgadnąć kim jestem?
NIEZNAJOMY
Nie, ani nie potrafię, ani nie chcę; po prostu zupełnie mnie to nie interesuje.
ŻEBRAK
Kto może z góry wiedzieć. Zainteresowanie przychodzi zwykłe dopiero potem, kiedy już jest za późno. Virtus post nummos!
NIEZNAJOMY
Coś takiego! Żebrak mówiący po łacinie?
ŻEBRAK
Widzi pan, zainteresowanie już się budzi. Omne tulit punctum qui miscuit utile dulci. Mnie udawało się wszystko, co tylko przedsięwziąłem, z tej mianowicie przyczyny, że nigdy nic nie robiłem. Chciałbym nazwać się Polikratesem, tym, co to rzucił do morza swój pierścień. Czy wie pan, że dostałem od życia wszystko, czego chciałem? Ale ja nigdy niczego nie chciałem i znużony powodzeniem wyrzuciłem pierścień. Teraz na starość, żałuję tego i szukam go w rynsztokach, ale ponieważ poszukiwania mogą trwać długo, nie gardzę, w braku złotego pierścienia, paroma niedopałkami cygar.
NIEZNAJOMY
Nie wiem, czy pan żebrak kpi, czy brak mu piątej klepki.
ŻEBRAK
Widzi pan, ja tego też nie wiem.
NIEZNAJOMY
A wie pan, kim ja jestem?
ŻEBRAK
Nie mam pojęcia; i wcale mnie to nie interesuje.
NIEZNAJOMY
Zainteresowanie przychodzi zwykle dopiero potem… To niesłychane! Doprowadził mnie pan do tego, że powtarzam pańskie słowa. Przecież totak jakby palić po kimś niedopałki cygar. Pfe!
ŻEBRAK (uchyla kapelusza)
A pan nie chce moich niedopałków?
NIEZNAJOMY
Co to za bliznę ma pan na czole?
ŻEBRAK
Pamiątka po jednym bliskim krewnym.
NIEZNAJOMY
Strach mnie ogarnia. Muszę dotknąć tego człowieka, żeby sprawdzić, czy naprawdę istnieje
(dotyka ramienia Żebraka)
Tak, on istnieje naprawdę! – Proszę, oto skromny datek! W zamian za to obieca mi pan, że będzie pan szukać pierścienia Polikratesa w innej dzielnicy,
(podaje monetę)
post nummos virtus. No proszę, znów zaczynam przeżuwać! Proszę odejść! Proszę odejść!
ŻEBRAK
Odejdę, ale doprawdy dał mi pan za dużo. Zwracam panu trzy czwarte, w ten sposób jesteśmy sobie winni tylko przyjacielski upominek!
NIEZNAJOMY
Przyjacielski upominek? Nie jestem pańskim przyjacielem!
ŻEBRAK
Ale ja pańskim. Gdy się jest samotnym na świecie, nie wolno tak bardzo przebierać w ludziach.
NIEZNAJOMY
Pan wybaczy, że pożegnam pana krótko! Pfe!
ŻEBRAK
Ależ proszę, proszę bardzo; tylko gdy się znowu spotkamy, będę miał w pogotowiu przywitanie znacznie dłuższe.
(odchodzi)
NIEZNAJOMY (siada i rysuje końcem, laski na piasku)
Niedzielne popołudnie! Długie, szare, smutne niedzielne popołudnie, kiedy to we wszystkich domach zjedzono już pieczeń wołową z kwaśną kapustą i kartoflami. Starzy ucinają sobie poobiednią drzemkę. Młodzi grają w szachy i palą cygara. Służba poszła na nieszpory. Sklepy pozamykane. Och, to długie zabójcze popołudnie, dzień odpoczynku, gdy dusza przestaje się poruszać, gdy równie niemożliwe jest spotkać znajomą twarz jak wcisnąć się do knajpy…
PANI (wraca; ma kwiat przy dekolcie)
NIEZNAJOMY
No proszę! Wystarczy, bym otworzył usta i powiedział cokolwiek, a natychmiast życie zadaje mi kłam!
PANI
Jeszcze pan tu siedzi?
NIEZNAJOMY
Chyba obojętne czy piszę na piasku tu… czy gdzie indziej, bylebym pisał na piasku.
PANI
A co pan pisze? Proszę pokazać?