- W empik go
Do zobaczenia w lepszym świecie - ebook
Do zobaczenia w lepszym świecie - ebook
Wstrząsający thriller o sile ludzkiej namiętności.
Emma Niżyńska przeżywa żałobę po swoim zmarłym w wypadku mężu Michale. Czas uporczywie zmierza do przodu, nie chcąc zwrócić zrozpaczonej kobiecie chwil dawnego szczęścia. Przyjaciele ani rodzina nie są w stanie jej pomóc. Po jakimś czasie jednak zaczynają pojawiać się pytania. Czy to na pewno był tylko wypadek? Kto mógł mieć interes w pozbyciu się Michała? Kim jest pojawiający się znienacka tajemniczy mężczyzna?
Stella Klart – absolwentka germanistyki i administracji. Słodycze i książki pochłania z taką samą zachłannością. Wytchnienie od szarej codzienności dają jej wielogodzinne spacery, często nocnymi ulicami miasta. Wielbicielka Stephena Kinga i kryminałów retro oraz fanka piłki ręcznej w męskim wydaniu.
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66613-58-4 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
poniedziałek, 27 czerwca 2016 roku
Od tamtej wiadomości każdy dzień Emmy wygląda tak samo. Pustka, cisza, zawieszenie pomiędzy rzeczywistością a pragnieniem powrotu do tego, co było, co nieodwracalnie zostało już utracone. Widmo na skraju iluzji, tak właśnie się czuła. Tułacz bez punktu zaczepienia, błąkający się w poszukiwaniu nierealnego miejsca. Otwieram oczy, pomyślała, ale nadal widzę ciemność, która wsysa mnie w siebie coraz głębiej. Z każdym dniem stawiam coraz mniejszy opór, powoli poddaję się sile, z jaką mnie wchłania. Chęć do walki słabnie, a może już jej nie ma? Człowiek bez połowy cienia to ja.
Zmiana otoczenia nic jej nie dała. Konkretne miejsca nie miały żadnego znaczenia. Czy ważne jest, gdzie śpimy, co jemy, z kim rozmawiamy? Wszystko jest bez sensu. Ludzie to tylko małe plamki na ogromnej planszy – rodzą się, żyją, łączą w pary, snują różne plany i umierają. Elementy czyjegoś planu, którego nie znamy i pewnie nigdy nie poznamy. Tylko czasem po takim nic nieznaczącym w tłumie punkciku pozostaje paląca dziura, której nie daje się zapełnić. Spotykane osoby stają się wyblakłe, zupełnie jakby codziennie mijało się zombie. Widzisz ich, a oni ciebie, ale nie masz pewności, czy są naprawdę, czy ty jesteś naprawdę.
Emmę mierziła obecność innych ludzi, unikała ich jak tylko mogła. Czuła się nieswojo, kiedy musiała nawiązywać jakiekolwiek relacje. Właściwie tolerowała tylko kilka osób, których obecność nie była dla niej zbyt uciążliwa. Tylko na jak długo?
Co rano budziła się z tą samą nadzieją, że to tylko sen i zaraz wstanie, poczuje zapach świeżo zaparzonej kawy przez Michała i będzie po prostu normalnie. Tak się nie dzieje. Starała się oszukać zmysły, nasłuchiwała wyimaginowanych odgłosów krzątaniny w kuchni, wciągała nosem nieistniejący aromat kawy i nadal nic nie działało.
Próbowała się jeszcze zmusić, żeby zasnąć, ale walka z samą sobą jak zwykle była przegrana. Bez najmniejszej ochoty otwierała powoli oczy, chwilę wpatrywała się w sufit, myśląc o kolejnym czekającym ją nijakim dniu, opuszczała stopy na chłodną podłogę i z trudem wstawała. Wmawiała sobie, że dziś będzie już łatwiej.
Zamykała okno, które co wieczór zostawiała otwarte, tak jak robił to Michał. Lubił spać przy otwartym oknie bez względu na porę roku. Latem otwierał je na cały pokój, nie przejmując się dobiegającym z zewnątrz hałasem i masą nocnych robali lgnących do światła. Kiedy było chłodno, tylko lekko je uchylał, zostawiając miejsce na dopływ odgłosów i zapachów ze świata poza naszym domem. Mówił, że uwielbia przed snem słuchać tego, co za szybą, a rano czuć rześkość powietrza, która dodaje mu wigoru. Ona zawsze była zmarzluchem i nie przepadała za tym dziwnym zwyczajem, ale teraz te wszystkie drobnostki pomagały jej utrzymać jego obecność w jej zasięgu. Tylko to jej pozostało.
Dom, który kupiła po jego śmierci, nie przywoływał wspólnego życia. I chyba dlatego go nabyła. Chciała zapomnieć, odciąć się od bolesnych wspomnień i zacząć nowy etap, ale przeniosła do niego ogrom ich nawyków, żeby tylko niczego nie zapomnieć. Paradoks ludzkiej psychiki.
Ich wspólne mieszkanie mieściło się w samym centrum Krakowa przy Grzegórzeckiej. Wygodny prawie stumetrowy apartament z widokiem na Wisłę i masą udogodnień, o których marzy większość ludzi. Żyli spokojnie i bardzo wygodnie. Michał ze starszym bratem Ryszardem prowadził firmę transportową, która rozrosła się w bardzo szybkim tempie. W momencie jego czterdziestych urodzin świętowali otwarcie kolejnego zagranicznego oddziału, tym razem w Barcelonie. Natomiast Emma z wykształcenia była ekonomistką, przez pewien czas pracującą w firmie męża, ale w pewnym momencie oboje stwierdzili, że wspólna praca to nie jest dla nich najlepsze rozwiązanie. Poszukała więc własnego miejsca na planszy zawodowych rozgrywek i mając wsparcie Michała, zaczęła realizować marzenia. Otwarła małą knajpkę, która klimatem i menu nawiązywała do ich wspólnych podróży i szczególnych dla nich miejsc. Jak na dziewczynę z bidula to naprawdę niezłe osiągnięcie. Trafiła tam w wieku trzech lat. Nie pamiętała rodziców i nigdy później nie próbowała ich szukać. Chyba miała trochę szczęścia i spotkała dobrych ludzi. A właściwie opiekunkę, dzięki której uwierzyła we własne możliwości, tak więc poza brakiem rodziny w niczym nie odbiegała od przeciętnych dzieciaków. Dzięki opiekunce zdała maturę, znalazła pierwszą pracę i poszła na studia. Reszta potoczyła się już sama. I trzeba przyznać, że nawet to wszystko funkcjonowało, aż do telefonu ze szpitala Jana Pawła. Było to osiemnastego marca dwa tysiące piętnastego roku o czternastej pięćdziesiąt dwie. Już nigdy nie zapomni tej daty ani godziny.Kraków,
poniedziałek, 23 marca 2015 roku
– Anka, musimy już wychodzić! – zawołał niezbyt głośno Ryszard, czekając przy schodach na żonę.
– Przecież wiem! Po co te nerwy? Powiedz tylko Kai i Sylwkowi, żeby zbierali się do samochodu, a ja już dosłownie za minutkę będę gotowa – odfuknęła Anna, kończąc makijaż.
Ryszard odetchnął głośno, po czym włożył czarny płaszcz i spojrzał na czekających obok syna i córkę. Bez słowa zaczęli ubierać się do wyjścia. Na całe szczęście oni byli punktualni. Stali teraz w trójkę przy drzwiach, nie odzywając się do siebie. Ryszard nie miał siły na słowne utarczki z żoną, więc milcząco czekał, raz po raz spoglądając na zegarek.
Anna jak zwykle wszystko idealnie dopasowała. Czarna ołówkowa sukienka ponętnie opinająca zgrabną sylwetkę, krótka blond fryzura podkreślająca smukły kark i piękne kości policzkowe i makijaż, który ukrywał to, co trzeba, jednocześnie uwydatniając urodę pięćdziesięciolatki. Całość, choć stosownie dobrana, nieco gryzła się z okazją, jakiej towarzyszyły te przygotowania, ale Anna nie mogła sobie darować. Chciała się wyróżniać i tym razem też miała zamiar być gwiazdą. To na nią miał patrzeć cały świat, a przede wszystkim Ryszard. Nigdy nie rozumiała, czemu zachwycał się żoną brata, i na każdym kroku walczyła o jego uwagę. Może była „nieco” starsza od Emmy, ale jej wygląd na to nie wskazywał. Świetna sytuacja finansowa, którą zawdzięczali prężnie rozwijającej się firmie Ryszarda i Michała, umożliwiła Annie rezygnację z morderczej według niej pracy przedszkolanki i zajęcie się domem i rodziną. Dwójka dzieci była już odchowana i nie potrzebowała zbytniej uwagi matki, a jej to pasowało. Miała czas na zakupy, prywatne treningi i zabiegi medycyny estetycznej, dzięki czemu wyglądała tak jak chciała i z pewnością wzbudzała zainteresowanie niejednego mężczyzny. Dla niej jednak istniał tylko jeden – jej mąż, który był jej pierwszą i jedyną miłością, a mimo to musiała zabiegać o jego atencję.
W szczególności teraz się o to obawiała. Sytuacja całej rodziny diametralnie się zmieniła, gdy przyszło jej zmierzyć się z tragedią. Śmierć Michała wywróciła ich starannie poukładane życie, a do tego wzbudziła w jej mężu, dla którego był to ogromny cios, poczucie obowiązku wobec bratowej, co Annie było nie na rękę.
– Anka, ile mamy na ciebie czekać?! – Mocno zniecierpliwiony Ryszard w końcu nie wytrzymał. – Musimy pojechać po Emmę i chciałbym pożegnać się z Michałem, zanim zjedzie się reszta rodziny – dodał już nieco ciszej drżącym głosem.
– No przecież już jestem gotowa – powiedziała zadowolona z siebie Anna, energicznie schodząc z piętra. – I jak wyglądam? Podoba ci się moja sukienka? Chyba odpowiednia na stypę?
Ryszard spiorunował ją wzrokiem. Nie chciał komentować słów żony. Kaja uniosła brwi z dezaprobatą, a Sylwek spokojnie stał, nie reagując na zachowanie matki. Pogrzeb pogrzebem, ale nasze życie toczy się dalej – dodała w duchu Anna. Przecież nie wyjdę w jakimś pokutnym łachu, muszę się jakoś prezentować. Nie było po niej widać żadnych negatywnych emocji związanych z całym tym wydarzeniem. Wręcz przeciwnie, była stonowana, ale o smutku nie było mowy. Anna nawet w dniu pogrzebu nie umiała się powstrzymać, rywalizowała ze wszystkimi i o wszystko. Była to chyba jedna z tych cech, które drażniły Ryszarda niemiłosiernie. Nie umiał zrozumieć przesadnej troskliwości żony o własny wygląd. Może była piękna, zmarszczek i kilogramów przez wspólne trzydzieści lat jej nie przybywało, ale mimo to zatraciła resztki naturalności i subtelności, jakie zawsze widział u Emmy. Nigdy nie podkochiwał się w żonie brata, ale podobał mu się jej niewystudiowany sposób bycia i podejście do ludzi. Lubił spotykać się z bratem i bratową, ale bez żony. Szkoda, że obie panie się nie zaprzyjaźniły. Wspólne spotkania par zawsze były sztywne i mocno naciągane. Panowie rozmawiali głównie o pracy, a one prawie w ogóle się do siebie nie odzywały. Całą sytuację ratowała Kaja, która z Emmą od samego początku znalazła wspólny język. W Annie Ryszardowi brakowało właśnie tego ciepła, którym emanowała Emma. Żałował, że jego żona tego nie ma i z czasem staje się coraz bardziej wymuskaną i wyrachowaną kobietą.