Dobij mnie, Europo - ebook
Dobij mnie, Europo - ebook
Znajdziecie tu gniew i strach, przejmujące zimno, błoto i brud. Długotrwałe oczekiwanie na walkę, wszechobecną żołnierską nudę, jak i nagłe skoki adrenaliny podczas chaotycznych starć. Są rany i śmierć, o którą ociera się Autor. Jest wreszcie niewybredny żołnierski humor, prawdziwe braterstwo broni oraz subtelna miłość.
Książka ta po raz pierwszy ukazała się drukiem ponad 20 lat temu i sprowadziła na Autora niemałe kłopoty, gdyż wojenne historie opisuje on z perspektywy „obserwatora uczestniczącego”, przez co zainteresowały się nim tajne służby.
Mimo upływu wielu lat tekst nie utracił swej pierwotnej mocy, wciąż „pachnie prochem”, a mechanika konfliktu, który toczył się wówczas w byłej Jugosławii, niepokojąco przywodzi na myśl ostatnie wydarzenia na Ukrainie. Nowe, uzupełnione wydanie przedstawia wojnę w czystej postaci. To opowieść kondotiera – okrutna, straszna, fascynująca.
Kategoria: | Sensacja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-64523-28-1 |
Rozmiar pliku: | 25 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wreszcie w Bośni. Pluton w akcji, a ja z Madziarem zapoznajemy się z sąsiadem.
Po powrocie do bazy ze zdobyczną jugosłowiańską flagą. Drugi od lewej Vlado, czwarty Mata, szósty Pišta, a reszta to czołgiści.
Pieczenie świni. Od lewej: Viki, Mata, Vlado…
Nasz dowódca Krešo planuje kolejną akcję. Obok Marijana i udzielający nam „cennych porad” Pepca.
Gerd i Szwija przed napadem na Brvnik.
Mira przy pracach porządkowych na naszej kwaterze. Przy naszym sposobie życia miała ich naprawdę sporo.
Iki i Szwija w okopie. Na niebie rozbłysły świetlne pociski ze znakami Victorii i Ustaszów.
W okopach.
Mój „Generał” Pepca, dawny ustaszowiec.
Nowa świeżo wkopana graniczna tablica w Županii.
Za chwilę idziemy naprzód na serbskie pozycje.
Na chorwackim weselu.
Mira nie znosiła zapachu ryb, musiałem sam je oprawiać.
Moja kruczoczarna księżniczka.
Alkoholu piło się dużo, na zdjęciu ucztujemy w bazie z Ikim.
Tutaj moje małe królestwo.
Oczywiście pozowane zdjęcie ze snajperką.
Wielki Čupo. Karabin w jego rękach był lekką zabawką.
Próbujemy przejechać naszym land roverem przez posavinskie błota.
Tradycyjna peczenica. Spożywamy kolejnego prosiaka, za mną dowódca i reszta plutonu.
Widok mówi sam za siebie. Wracamy wykończeni po kolejnej akcji, Vlado, ja, Mladi i Bego.
Błoto czasami sięgało kolan. Na zdjęciu odpoczywamy zanim po udanej akcji dojdziemy do samochodów.
Piętnastoletni Saša, który czuwał i opiekował się naszą bronią.
Moja ferajna przed napadem na serbskie pozycje. Ja, Iki, Viki, Mata, Stan i Bego.
Nocne dyskusje, Iki, Čupo i ja. Na kelnerską obsługę w bazie nie mogliśmy narzekać.
Przed udanym atakiem na Dziuricia Szume. Obok mnie ochotnicy z pospolitego ruszenia. Kto spał pod pałatką? Nie mam pojęcia.
Zerwany most nad Sawą pomiędzy Orašje (Bośnia), a Županiją (Chorwacja)
Na posterunku w bunkrze. O błocie nie wspominam.
Posiłek z Zsoltem, w tle nasz magazyn broni.
W pokoju bałagan jak zawsze, Mira nie zdążyła po nas posprzątać.
Na jednej z akcji zwiadowczych.
Strzelam trom-blonem. Wystarczyła nasadka na Kałasznikowa i granatnik gotowy.
Stawiam minę przeciwczołgową, tzw. antenę.
Gra w „prsten”, której zasad nigdy do końca nie zrozumiałem.
Chłopcy przy partyjce pokera. Ostatnie zdanie, jak zawsze, należało do Pepcy.
Čupo i Iki przed bunkrem. W pobliskim lasku jest serbska linia obrony.
Kiedyś trzeba było iść dalej. Udało się.
Wczoraj rolnicy, dzisiaj obrońcy swojej ziemi…
Ojciec Ikiego próbuje zapoznać mnie z podstawą gry na tamburii.
Tak się bawi Posavina!
„Hej użyjmy żywota” AW.
Biesiada przy cienkim miejscowym piwie.
Opinia o mnie wystawiona przez dowódcę batalionu
Opinia o mnie wystawiona przez dowódcę Brygady
Ostatnie rozmowy przed moim wyjazdem do Polski.
Chleb i pieczone prosię. Prosty żołnierski posiłek.
Wypijmy za przyjaźń!
Przybyłem, zobaczyłem, zburzyłem (wszystko co chorwackie) – oznajmia gen. Mladić.
Szkoła podstawowa w Vidovicach – jeden z celów wojsk JNA
Zerwany most na Drawie w Osijeku.
Codzienny widok.
Moje huczne pożegnanie z wojną. Obok Krešo i ranny kolega z HOS-a.
Moje ostatnie chwile w Bośni; z ukochanym dowódcą.
Pierwszy dzień w kraju.Przedmowa
Wspomnienia te spisałem ponad dwadzieścia lat temu. W mediach zaczęły się pojawiać pierwsze informacje o walkach w Jugosławii. Ten kraj przeciętnemu Polakowi kojarzył się z rajskimi plażami i sklepami pełnymi towarów, a nie z wojną. Zobaczyłem w telewizji oblężony Vukovar, bombardowany Osijek, Dubrownik, Zagrzeb… Narodziły się pytania – o co w tym wszystkim chodzi?! Chciałem zrozumieć. Wychowany w tradycyjnej, polskiej rodzinie nie mogłem postąpić inaczej. Musiałem tam jechać. To był świadomy wybór.
Pierwszą osobą, o której pomyślałem, że może pomóc mi w wyjeździe na Bałkany był Bogdan Rymanowski, dziennikarz i kolega z opozycyjnej Federacji Młodzieży Walczącej. Chciałem dostać prasową akredytację na wyjazd w tereny objęte działaniami wojennymi. Dalej wszystko potoczyło się błyskawicznie. Bogdan skontaktował mnie z Wojciechem Marchewczykiem, jednym z szefów Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. To on podpisał papiery i powiedział na odchodne – Tylko wróć cały.
Obecne wydanie niewiele różni się od poprzedniego, nie chciałem wiele zmieniać. Chciałem żeby tak jak wtedy „pachniała prochem”.