- W empik go
Dobry ekonom czyli Popularnie przedstawiony skrócony wykład, z zastosowaniem do potrzeb kraju polskiego, nauki o naturze i pokarmie roślin, o własności, uprawie i obsiewie gruntu i o produkcyi i obchodzeniu się z nawozem. Tom 1 - ebook
Dobry ekonom czyli Popularnie przedstawiony skrócony wykład, z zastosowaniem do potrzeb kraju polskiego, nauki o naturze i pokarmie roślin, o własności, uprawie i obsiewie gruntu i o produkcyi i obchodzeniu się z nawozem. Tom 1 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 419 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
POPULARNIE PRZEDSTAWIONY SKRÓCONY WYKŁAD, Z ZASTOSOWANIEM DO POTRZEB KRAJU POLSKIEGO, NAUKI O NATURZE I POKARMIE ROŚLIN; O WŁASNOŚCI, UPRAWIE I OBSIEWIE GRUNTU, I O PRODUKCYI I OBCHODZENIU SIĘ Z NAWOZEM
NAPISANY W DWÓCH TOMACH
przez
Jana Kantego Gregorowicza .
Tom I.
Warszawa,
Nakład i druk S. Orgelbranda.
1858.
Wolno drukować, z warunkiem złożenia w Komitecie Cenzury po wydrukowaniu prawem przepisanej liczby egzemplarzy.
w Warszawie d. 1/13 Grudnia 1856 r.
Cenzor, Radca Dworu Stanisławski.
Wielmożnemu,
Ignacemu Dąbrowskiemu.
Naczelnikowi Sekcyi Dóbr i Lasów w Kommissyi Rządowej Przychodów i Skarbu
w dowód szczerego szacunku
jako dawny i wdzięczny uczeń
Pracę tę poświęcam
Jan Kanty Gregorowicz.DO CZYTELNIKA.
Oddając dziełko niniejsze na użytek ziomków moich, dla tego dałem mu tytuł Dobry Ekonom, że każdy zarządzający choćby najmniejszym folwarczkiem, jeżeli chce dobrze gospodarować, powinien koniecznie być dobrym ekonomem, czyli umieć wszystko to, co w nim pomieściłem.
Pod nazwę zaś Ekonoma nie podciągam samych tylko znanych powszechnie oficyjalistów, ale każdego, kto tylko sam zarządem w gospodarstwie się trudni. Że zaś w ogóle gospodarzy naszych, czy to samych dziedziców, dzierżawców lub oficyjalistów, więcéj jest praktycznego jak naukowego wykształcenia, bez którego nigdy w kraju naszym gospodarstwo wysoko nie pójdzie, dla tego wykład skrócony nauki o Dobrym Ekonomie tak starałem się poprowadzić, aby każdy, najmniejszego niemający wyobrażenia o gospodarstwie wiejskiem, mógł wykład mój rozu – miéć, pojąć i zostać dobrym i naukowym gospodarzem.
Czy praca moja odpowié temu zadaniu, czas to dopiero pokaże, sądzę jednak, że jest konieczną, bo chociaż mamy uczone i szacowne dzieła ś… p. Oczapowskiego, Kurowskiego i innych, nie posiadamy ani jednego tak popularnie napisanego, żeby było przystępne nie tylko dla ludzi z pewnem wykształceniem, ale i dla takich co niewiele naukowych wiadomości posiadają.
Dziełko Dobry Ekonom ma zaradzić temu; dla tego dając wiadomości naukowe o naturze, składzie i karmieniu się roślin; o składzie gruntu i własnościach części składowych tegoż, starałem się przedstawić je w jak najszczuplejszych ramach o tyle tylko, o ile to było konieczném do zrozumienia w dalszym ciągu wykładu dla czego tak a nie inaczéj należy uprawiać rolę; jakim zasilać ją nawozem: czy bydlęcym, owczym lub końskim, mocno lub słabo rozłożonym; dla czego tak a nie innnym? jakiem ziarnem obsiewać rolę: czy żytem, pszenicą, jęczmieniem lub owsem, i dla czego tém a nie innem?
Część tycząca się produkcyi nawozu i obchodzenia się z nim aż do przyorania, jest w dziełku tém najobszerniejszą, bo patrząc nie raz na marnotrawstwo tegoż po gospodarstwach, jak gospodarze przez nieznajomość najprostszych wiadomości naukowych, złem, fałszywém z nim postępowaniem samowolnie niszczą siebie, bo uszczuplają zasiłku dla roli, aż przykro się robi wspomniawszy na ogólną chudość i jałowość naszych gruntów, na niemożność skutkiem tego zastosowania na nich ulepszeń i pomysłów zagranicznych, i na ogólnie nędzny stan gospodarstwa wiejskiego, chociaż kraj nasz przedewszystkiém jest rolniczym.
Część ta chociaż opartą jest na naukowém dowodzeniu, zawiera jednak tylko tyle w sobie teoryi, ile to było konieczném i niezbędném; słowem w całej mojej pracy starałem się o wykład prosty, jak najprzystępniejszy, elementarny, zrozumiały dla każdego, aby tylko obdarzonego dobremi chęciami i zdrowym rozsądkiem.
Dlatego radbym widzieć dziełko moje w ręku prawie każdego gospodarza, bo jeżeli mnie miłość własna nie myli, przekonany jestem najsumienniéj, że każdy po przeczytaniu mego Dobrego Ekonoma, aby tylko rozważnie, pilnie i z dobrą wolą, rzeczywiście zostanie dobrym ekonomem, czyli dobrym zarządzcą i gospodarzem.
Przedewszystkiem więc polecam pracę moje wszystkim oficyjalistom ekonomicznym, szczegółniej tak zwanym ekonomom i pisarzom, a nawet i panom rządzcom, bo słuszna jest, aby wiadomości stanu, który im chleb daje, były im dokładnie znane, i żeby czynność nie tylko opierali na praktyce, ale i na nauce: tym sposobem pryncypałom swoim zapewniali korzyść, krajowi powiększenie bogactwa, a sobie coraz świetniejsze widoki. Że zaś są inne jeszcze warunki, od zachowania których zależy i obiór stanu gospodarczego i samo dobre powodzenie gospodarstwa, dla tego przed samym wykładem zamieszczam Uwagi nad przyczyną leniwego u nas postępu gospodarstwa wiejskiego, w mniejszej części drukowane w Gazecie Rolniczej.
A teraz w Imię Boże idź w świat praco moja!UWAGI. NAD PRZYCZYNĄ LENIWEGO U NAS POSTĘPU GOSPODARSTWA WIEJSKIEGO.
Nie ma prawie pisma jednego, artykułu w dodatkach rolniczych, lub nawet ustnej o rolnictwie rozmowy, w którychby nie narzekano, że u nas gospodarstwo wiejskie na bardzo niskiej znajduje się stopie; że wprawdzie dąży niby ku postępowi, ale tak wolno, tak pojedynczemi usiłowaniami, że nawet domyślać się nie można, kiedy cały kraj wydźwignie się z biednego obecnego swego położenia.
Zwykle za przyczyny tego złego naznaczają niechęć, brak kapitałów, nieudolność i t… d., i rzucając gromy na biednych gospodarzy, wszyscy łają, krzyczą, piszą: a pracujcież! a starajcież się! a oszczędzajcież! abądźcież chętniejszemi! Nikt jednak, o ile wiemy, pomimo tych łajań i namów, aż do znudzenia powtarzanych, nie przedstawił kwestyi tej w obszerniejszym rozbiorze, nie zastanowił się o ile zarzuty te są słuszne i jakie przyczyny wpływają na nas, że w skutkach swych tak źle za nami przemawiają.
Nikt bowiem nie zaprzeczy, że każdy skutek ma swoje przyczynę, dla tego też jeżeli u nas gospodarstwo wiejskie dla tego tak leniwo dąży do ulepszenia, że jesteśmy niechętni, niepracowici i t… d., to mimo woli nasuwa się pytanie: jaka jest przyczyna tej niechęci i lenistwa? bo trudno przypuścić, aby ród Słowian tak zdolny do wszystkiego, do czego tylko się weźmie, samowolnie przenosił troski i kłopoty przy próżniactwie, nad obfitość i byt dobry przy pracy i staraniu. Byłoby to bowiem tak coś strasznego, że pomyśleć już dreszcz przejmuje: a przecież pod tym względem nikt nam jeszcze nie zrobił zarzutu; więc muszą być oboczne wpływy, już w nas samych lub zewnątrz nas znajdujące się, które mimowoli najniesłuszniej narażają nas na podobne przymówki.
Rozwinięcie tego wzięliśmy zaządanie obecnej pracy, i nie zważając na żadne względy, zastanawiając się nad naszą młodzieżą wiejską; ziemianami jako gospodarzami, ojcami, panami; ich żonami jako gospodyniami, obywatelkami, paniami; i oficyjalistami ekonomicznemi, wypowiemy wszystko z prawdą, szczerze i otwarcie, bo tylko tym jedynie sposobem można służyć z korzyścią ziomkom i krajowi.
Uprzedzam więc Szanownych Czytelników, że jakkolwiek wiele jest u nas takiej młodzieży i ziemian, do których dalszy ciąg naszej pracy w niczem stosować się nie może; więcej jednak znajdzie się takich, którzy w n iej nie raz z bolesną a nawet z ostrą spotkają się prawdą. Niechże więc nie mają za złe autorowi, który w rzeczywistych a nie w wymarzonych faktach zbierał materyjały do swego rozumowania: niechże go nie obrzuca klątwą potwarzy, bo on niejednostki, tylko ogół zawsze miał aa względzie; ale wszedłszy sami w siebie niech usłuchają rad, które dyktuje nie napuszone zarozumienie, nie śmieszna chęć łajania innych, a samemu uchodzenia ta nieomylnego, bośmy wszyscy ludzie ułomni: ale prawdziwa miłość ojczystego kraju, do tego kąta w którym się wrodziło, w którym się nauczyło Boga chwalić starym obyczajem, kochać wszystkich ludzi jak braci, synów jednego wspólnego nam Ojca – Boga; i to przekonanie, że się radzi szczerze i poczciwie. Z nadzieją więc w duszy., że z równym oddźwiękiem czytelnicy przyjmą pracę naszą, potem krótkiem przemówieniu przystępujemy do rzeczy.
Już to nikt zapewne nie zaprzeczy, że chcąc być dobrym gospodarzem i chcąc dobrze gospodarować, potrzeba koniecznie stosownego aa to usposobienia czyli zdatności: wiadomości teoretycznych czyli nauki gospodarstwa wiejskiego; praktycznego obznajmienia się z tym przedmiotem, czyli doświadczenia i właściwego zasobu pieniężnego. Posiadający wszystkie te warunki, czyli zdatny, ukształcony, praktyczny i z zasobem, a jakich u nas dosyć naliczyć można, niezawodnie dobrym będzie gospodarzem; bez jednego z nich już trudno gospodarzyć, a cóż dopiero powiedzieć o takich, którym wszystkich czterech warunków brakuje?
Ze wszystkich jednak tych przymiotów, cechujących dobrego gospodarza i dających możność dobrego gospodarowania, najważniejszym i niezbędnym jest pierwszy, to jest konieczność zdatności czyli talentu; bo praca może dać naukę, czas doświadczenie, okoliczność zasoby, ale ani czas, ani praca, ani pieniądze nie rozwiną w człowieku zdatności, owego talentu, z którym człowiek na świat przychodzi, i prawie mimowolnie bez wyrozumowania okazuje wyłączny pociąg i usposobienie do tego a nie innego zatrudnienia.
Zapatrując się bowiem pilnie na dzieci i na młodzież tak zwaną wyrostkami, już w nich widziemy różne pociągi: to do pióra, do książki, do ręcznych robót, do muzyki, na gospodarza i t… d.; słowem do wszystkich rodzajów pracy, przez którą człowiek chleb powszedni zdobywa.
Szczęśliwy taki, któremu okoliczności dozwolą pójść za wrodzonym pociągiem! bo wtedy natura nie doznawszy gwałtu, skieruje całą myśl, całą duszę, usposobienie do obranego zatrudnienia i umiłowania go wszystkiemi siłami, jako zgodnego z naszem życzeniem.
Jeżeli bowiem strona materyjalna naszej istoty robi wybór między pożywieniem, i do jednego pociąg, do innego prawie wstręt okazuje, przełamanie którego silną wolą szwank dla zdrowia sprowadza; to i w pracy, jako potrzebie i pokarmie strony naszej moralnej, dusza w jednym szczególniej rozmiłując się przedmiocie, odciągnięta od niego, musi boleć i tęsknić, i ani chwili nie towarzyszyć myślą zatrudnieniu, którego nie lubi i który gwałt zadaje jej usposobieniu.
Taka więc praca jakżeż wtedy będzie wykonywaną? naturalnie, aby zbyć – prawdziwie jak za pańszczyznę, prawie machinalnie, bo bez uczestnictwa myśli; i nadto, człowiek taki robi się zrzędnym, marudnym, bo duch jego ciągle łaknie, ciągle głodny: jak ciało gdybyśmy go karmili innemi potrawami, których nie lubi.
Takie nieusłuchanie głosu natury i spaczanie wewnętrznego usposobienia, najwięcej robi ludzi nieszczęśliwemi, na czem i oni osobiście i kraj cały wiele traci. I tak: znałem młodego człowieka, który szczególniej lubił się zajmować rysunkiem i malarstwem: wszędzie kreślił, mazał, i wiele okazywał do tego zdolności. Skromny jednak w życzeniach prosił, nawet błagał rodziców, żeby go sposobiono na malarza choćby pokojowego; nie usłuchano, wyśmiano, wydrwiono, i mimo narzekań, mimo płaczu, oddano go do handlu niby na buchhaltera. I cóż się dzieje? młodzian pracuje ale jako przymuszony, a praca przymuszona wiemy co warta. Ręka z piórem przy stoliku, cyfry pod oczami, ale myśl gdzieś buja po świecie, po kopersztychach, rysunkach i t… p. Naturalnie, robota mała i pełna błędów: pryncypał się gniewa, młodzian smuci się, niecierpliwi, tęskni, przeklina i życie i ludzi, rodzice się martwią, narzekają, łają, a ten niechęci się wreszcie do wszystkiego i do rodziców: unika ich, stroni, później rozpacza i pomału rozpuszcza się tak dalece, że rodzice wreszcie widząc że źle zrobili, oddali go do malarza. – Ale już było za późno – i choć dla jedynaka, całą swą pociechę i nadzieję starości z płaczem i największą boleścią musieli obrać nowy stan, w którym nieposłuszeństwo i śmiercią może być ukarane.
Znałem innego ze szczególnem usposobieniem do robót ręcznych, i choć bez poprzedniej do tego nauki, ot tak sam z siebie był kowalem, ślusarzem, stolarzem, introligatorem, tapicerem; w domu miał pełno hebelków, pilników, świderków i t.p… narzędzi i tysiące różnych pomysłów i ulepszeń. Jakiż to dzielny mógłby być z niego rzemieślnik, zwłaszcza przy wykształceniu które posiadał! Ale coż? los zrobił go urzędnikiem: dał mu papier, pióro, atrament i referaty; usposobienie więc wewnętrzne czyli natura ciągnęła go do ręcznej pracy, konieczność do pisma; referaty więc wychodziły strasznie chorobliwe, i uznany naturalnie za niezdatnego marniał biedak na małej posadzie, bo jakżeż tu takiego w stopniach posuwać? całą pociechę i zapomnienie niedoli znajdując w warsztatach, którym poświęciwszy się, mógłby pójść może bardzo wysoko i sobie zapewnić spokojny i zamożny byt, a tem samem i krajowi prawdziwy z siebie przynieść pożytek.
Znałem także rzemieślnika, który umyślnie wyniósł się na prowincyją, żeby mógł przy warsztacie prowadzić i gospodarstwo wiejskie. Wynajął w miasteczku dom z kilkonastoma morgami gruntu: orał, siał, ulepszał, czytał dzieła gospodarcze, jeździł po jarmarkach, za obejrzeniem lepiej prowadzonych gospodarstw: nie dospał, nie dojadł; słowem, żył tylko myślą agronomii i rolę małego swego kawałka w prawdziwie kwitnącym postawił stanie.
Ale warsztat zaniedbany, bo brakowało mu zarządzcy całą duszą i z poświęceniem oddanego, dozorowany tylko z konieczności, coraz niknął, tracił na wziętości tak, że w końcu ratując go, nie był biedak ani rzemieślnikiem, ani gospodarzem, i z biedy, ze zgryzoty i zmartwienia wpadł w poniżenie, bo rozpił się i dziś dosyć często kawałka chleba nie znajdzie w domu. Gdyby poszedłszy za swojem usposobieniem, nie mogąc być dziedzicem ani dzierżawcą, został był oficyjali – stą wiejskim, niezawodnie stanąłby na najwyższym szczeblu swego fachu; a tak, zniknął bez pożytku dla siebie i dla kraju.
Znałem wreszcie gaspodarza,. bogatego nawet właściciela, u którego gospodarstwo była Boże odpuść. Ale dziedzic pamiętny administracyi krajowej, bo był jakiś czas aplikantem, urządził u siebie formalne biuro ekonomiczne. Po całych dniach, ale to w całem znaczeniu tego słowa pisał, mazał, poprawiał:, dwóch wyłącznie trzymanych pisarzy przepisywało; brulijony szły do akt, których miał pełne szafy, zupełnie jak po… biurach, munda w świat między ludzi; wydawał plany, rozkazy, przyjmował szczegółowe raporty, te monitował, na piśmie odbierał odpowiedzi, te znowu brevi manu przesyłał do wyjaśnienia; każde słówka, każdy list przed dwudziestu laty napisany w brulijonie w kwadrans mogły być znalezione: słowem zarząd, porządek, płodozmiany, chów bydła, lasy, gorzelnie były wybornie rządzone….na papierze, a w polu lichota że aż serce bolało: w stodołach pustki, a w kieszeni pół tego, co mogło być przy innym tylko zarządzie, chociaż na tym samym stopniu gospodarstwa.
Co się tam działo, to tomy możnaby pisać, bo każdy musiał myśleć o piórze nie o roli: ale mimo tego dziedzic był pewny, że jest najpierwszym agronomem swego wieku. Gdyby zamiast dóbr miał listy zastawne w kieszeni, a sam poświęcił się urzędowaniu, mógłby być zdatnym i pracowitym urzędnikiem, bo widać że miał do tęga zamiłowanie; a dobra inaczej administrowane, wydawanemi korzyściami powiększyłyby bogactwo krajowe. Gdy wszystko poszło wbrew usposobieniu, biedak męczył się tylko na wsi; tracił więc natem i sam i kraj cały.
Moglibyśmy i więcej podobnych przykładów przytoczyć, ale sądzimy, że i tych kilka dostatecznemi są do przekonania, że w obraniu stanu koniecznie potrzeba iść za głosem natury, zatem mimowolnem, usposobieniem do tej a nie innej pracy, które się nazywa zdatnością albo talentem, z jakim do czegoś niemal każdy człowiek na świat przychodzi.
Rozpatrzywszy się między ludźmi widziemy, iż ktokolwiek usłuchał tego głosu wewnętrznego, niezawodnie dobrze mu się dzieje; kto zaś odrzucił, naraził się na walkę całego życia między musem a pociągiem naturalnym, i jest jak to drzewo, co nie mogąc się rozwijać w naturalnym kierunku, krzywi się, karłowacieje, ni cieniu, ni owoców ludziom nie daje i przed czasem usycha, W naturze bowiem nie się nie dzieje bez celu, usposobienie więc człowieka do czegoś, z którem na świat przychodzi, jest właśnie tym celem, któremu i dla własnego i dla ogólnego dobra, jeżeli chcemy być szczęśliwi, koniecznie zadosyć powinniśmy się starać uczynić.
Że ludzie tej prostej zasady nie trzymają się, że przez to niezadowoleni są i z siebie i z życia i ze wszystkiego, dosyć jest spojrzeć po świecie. Cóż to tam narzekań – urzędników na biurowość, ziemian na gospodarstwo, rzemieślników na warsztaty. Każdy zarzeka się niepoświęcić syna fachowi, w którym sam pracuje; i w pośród tej powodzi lamentów i sarkań rzadko kiedy wzniesie się głos zadowolenia. Cóż tego powodem?
Oto dla tego, że z góry sobie powiadamy: będę tym albo owym, bo tym być mi nie wypada; i głos wewewnętrzny przytłumiamy w sobie, i niejako naginamy go w prasie naszego pojęcia do pójścia zatem, cośmy sobie głową swoją ułożyli. Jednostki więc tracą, ale traci i ogół, bo praca jednostek w wstecznym odbywana kierunku, jako nie owoc potęgi ducha i zamiłowania, ale musu i niechęci, małej musi być wartości, a przynajmniej bez zarodów myśli postępowej, która zbiorowo cały jeden rodzaj zatrudnienia ludzkiego z dniem każdym do polepszenia posuwa.
Z tego więc pokazuje się cośmy dotąd powiedzieli, że każde zatrudnienie, każda praca, która sposób do życia stanowi, aby była dobrze wykonywaną i dała tak jednostkom jak krajowi prawdziwą korzyść, musi koniecznie w człowieku poświęcającym się jej obudzać prawdziwe zamiłowanie, musi się zgadzać z jego chęcią i usposobieniem, zdalnością czyli z owym talentem wrodzonym do czegoś, z jakim każdy niemal na świat przywodzi. Że wówczas człowiek odda się obranemu zatrudnieniu, jako zgadzającemu się z jego naturalnem usposobieniem, całą swą duszą i wszystkiemi myślami wleje weń życie i czerstwy rozwój, zupełnie jak przy spożywaniu pokarmu ulubionego, który w nas nie raz śmieszne, dziecinne łakomstwo obudzając, obraca się na pożytek i zdrowie ciału. Że człowiek nie poszedłszy za tym wewnętrznym głosem natury, zupełnie nie odpowie swemu przeznaczeniu, a tem samem pracą całego swego życia nie tylko sobie i krajowi żadnej nie przynosi korzyści, ale często szkodę.
Że każde zatrudnienie pewien rodzaj pracy stanowiące, żeby się posuwało ku postępowi, musi być uprawiane przez ludzi oddanych mu z prawdziwego popędu i zamiłowania, bo inaczej będzie karłowacieć, więdnąć, nie przedstawiać żadnego życia, jako pozbawione myśli i duszy tych, którzy go przedstawiają.
A ponieważ gospodarstwo wiejskie jest także zatrudnieniem dającem utrzymanie ludziom, żeby więc korzyść i poświęcającym się jemu i całemu krajowi przynosiło, żeby się rozwijało z całą duszą i rzeźwością, koniecznie potrzebuje pracowników z usposobieniem naturalnem, z popędem, z talentem do niego;
bo inaczej, nienacechowane całem zamiłowaniem i poświęceniem gospodarza, musi koniecznie w rozwoju swojem okazać brak tego i zostawać w stanie chorobliwym i niedokładnym, gdyż myśl ludzka zawsze odbija się w jego czynach.
Rozpatrując się teraz po naszym kawałku ziemi, jakież między gospodarzami znajdziemy praktyczne zastosowanie tej niezbitej zasady.
Otóż ogół kraju uznawszy przez jakieś najnieszczęśliwsze wyrozumowanie, że poświęcenie się gospodarstwu wiejskiemu jest zatrudnieniem najszlachetniejszem i najbardziej uzacniającem, całą swoje myśl życzenia i starania obrócił tylko na to, aby jakimbądź sposobem stanąć w liczbie pracowników, których rolnikami, gospodarzami, ziemianami lub obywatelami nazywamy.
Nie badając więc czy jest wrodzona zdatność, która jedynie daje zamiłowanie obranego zatrudnienia, młody człowiek, aby tylko był posiadaczem jakiego kapitaliku, natychmiast kupuje wioskę, lub bierze dzierżawę i zostaje gospodarzem. Jeżeli szczególnym wypadkiem wybór był trafny, idzie wszystko dobrze z małym nader wyjątkiem, bo talent czyli wrodzona zdatność rzuci go z całym zapałem pracy i stosownemu kształceniu się i wynajdzie w chwilach przeciwnych środki ratunku nawet tam, gdzie ich ani spostrzeże oko pracownika przymusowo gospodarującego. Jeżeli zaś przeciwnie, młody taki człowiek wbrew swemu usposobieniu, idąc za błędnym głosem opinii musi gospodarzyć, czyż zajęcie jego będzie takie, jakiego gospodarstwo wymaga? Czyż on myślą dobrą będzie mógł naznaczyć każdy krok, każdy ruch gospodarczy, bez czego nie pojmujemy dobrego gospodarstwa, kiedy ta myśl tylko z musu naginając się w kółko rolnicze raz wraz odrywaną będzie od innych przedmiotów więcej zgadzających się z jego usposobieniem?
Czyż wreszcie znudzony nastręczającemi się przeszkodami, z któremi do walki tylko prawdziwe zamiłowanie i talent godnie stanąć może i pokonać, zmęczony ciągłem szamotaniem się myśli rozdzielającej się między gospodarstwem a wrodzonym pociągiem do czegoś innego, nie wywoła z czasem zupełnego zniechęcenia, zaniedbania i oddania roli na wolę Boską?
Że tak się dzieje na świecie, dosyć spojrzeć na naszych gospodarzy, a pilnie badając, niezawodnie przekonamy się, że wszędzie gdzie tylko gospodarstwo jest w prawdziwie kwitnącym stanie, gdzie w rozwoju swoim prawdziwym odznacza się postępem, ze dniem każdym ulepsza się i doskonali; gdzie nic się nie marnuje ani czas, ani praca, ani kapitał, ale ze wszystkiego ciągniona jest korzyść jak najmożebniejsza, tam niezawodnie głowa która rządzi takiem gospodarstwem, jest zdatna i w talentem, bo w każdej najmniejszej jego drobnostce jest jej myśl i dusza, jest prawdziwe zamiłowanie i zupełne oddanie się i poświęcenie.
Gdzie zaś gospodarstwo ani postępu, ani dobrego rozwoju nie przestawia; gdzie więcej jest zaniedbania i opuszczenia jak troskliwości, tam z pewnością można twierdzić, z małym tylko wyjątkiem, o czem później będziemy mówili, że zarządzający niemnie ma zdatności ku temu potrzebnej, i mógłby być dobrym czem innem, tylko nie gospodarzem.
Chęć bowiem i silna wola mimo całego natężenia, jeżeli nie są podsycane tą iskrą hożą, którąśmy nazwali zdatnością lub talentem, nic tu nie pomogą: ho czyż można być dobrym malarzem, muzykiem, artystą dramatycznym, pisarzem, jeżeli się do tego nie posiada mimo najsilniejszej pracy chęci i woli duszy, wrodzonego usposobienia? A zawód gospodarczy czyż nie jest zatrudnieniem jak każde inne, wymagającem koniecznie natchnienia Bożego, którego się nie nabywa nauką i czasem, lecz się z niemna świat przychodzi i dopiero własną pracą i usiłowaniem rozwija i kształci.
Jeżeli więc na obranie u nas stanu gospodarczego nie wpływa, jak to dotąd ma miejsce, usposobienie wewnętrzne, ale posiadanie pewnej kwoty pieniężnej, cóż dziwnego, że gospodarstwo krajowe przyjmując aa chybił trafił pracowników w szeregi swoje, tak powolnie rozwija się na drodze postępu? Bo czyż to prawdziwa zdatność zawsze chodzi z możnością gospodarowania na swojem? a możności tej czyż zawsze towarzyszy zdatność?
Gdyby pod tym względem staranny u nas robiono wybór, gdyby gospodarstwu poświęcali się ludzie z prawdziwego powołania, cały kraj zyskałby natem, bo gospodarstwo wzięte pod zarząd energicznej myśli, w każdym szczególe osnute jej potęgą, którą dać tylko może rzeczywisty talent; widocznie posuwałoby się naprzód i wkrótce dogonilibyśmy naszych sąsiadów, którzy nas tak dawno w postępie wyprzedzili.
Gdy inaczej jest, widocznie źle się dzieje, a kiedy się źle dzieje przez nas samych, to i przez nas samych naprawa tego może nastąpić, bo ludzka rzecz błądzić, ale i ludzka błąd naprawić. Jak zaś mamy postępować żebyśmy tego dokonali, starać się będziemy czytelnikom naszym wyrozumować i rzecz tę obszerniej cokolwiek przedstawić.
Uczy nas Pismo Święte, że Bóg wyganiając człowieka z raju powiedział, że «odtąd będziesz pracował w pocie swego czoła.» Pierwszem więc naturalnie zajęciem wygnańca była rola, bo ziemia jest matką wszystkiego, co tylko człowiek potrzebuje do utrzymania swego bytu. Żeby jednak ze słów tych ktoś nie wyciągnął wniosku za rolnictwem przemawiającego, bo przyodzianego powagą tylu set wieków, zmuszeni jesteśmy zwrócić uwagę czytelników, że obok rolnictwa wspólny nasz protoplasta, skutkiem potrzeb ciała musiał być i pastucha, i myśliwym, i rzeźnikiem, i stolarzem, i kucharzem, i pomywaczką: słowem, nie tylko rolnikiem, ale rzemieślnikiem i innym pracownikiem ręcznym, bo mu praca i znój dane zostały za nieodstępne towarzyszki.
Później, kiedy ludzkość zaczęła się rozradzać, kiedy koniecznym okazał się podział pracy, potworzyły się różne stany, które dziś znamy pod nazwą urzędników, rolników, artystów, przemysłowców, rzemieślników, kmieci i wyrobników, a które wszystkie jednym zwą się wyrazem pracy; bo każdy z nich, aby wiernie wykonywał włożone nań obowiązki przez stan w którym został pomieszczony, musi pracować i ciężko pracować.
Wyłamujący się z tego obowiązku pod jakimkolwiekbądź tytułem, z którego pracy ludzkość nic nie korzysta, jest pasożytem w społeczeństwie, bo wszystko z niej bierze a nie w zamian nie przynosi. Lekceważyć zaś pracy pojedynczej, choćby najdrobniejszej nie należy, bo ta aby tylko wykonywaną była z całą sumiennością, i pod godłem dobra ogólnego połączona z innemi podobnego rodzaju, tysiącem niedostrzeżonych dróg rozpłynie się po całym kraju i dojdzie do każdego, to w postaci osłodzenia niedoli bliźniego, to materyjalnego jakiego ulepszenia, lub wreszcie uzacnienia duszy i wykształcenia umysłowego.
Człowiek więc każdy bez wyjątku, choćby nie potrzebował, koniecznie powinien pracować, bo ludzkość to jak w ulu pszczoły, z których każda owoc dziennej swojej pracy składa do wspólnych zapasów, żeby potem miała prawo ze wszystkiemi z nich korzystać.
Tak więc praca każda bez wyjątku, aby tylko niosła pożytek ogółowi, jest piękną, szlachetną, dającą pokój wewnętrzny i szczęście, bo jest wypełnieniem woli bożej, z której namaszczeniem każdy człowiek na świat przychodzi. Ludzkość jednak, a zatem i nasza społeczność, mimo tak prostych zasad, niepotrzebujących prawie dowodzenia, nie idzie w całej swej masie za tym wewnętrznym głosem natury, a skutkiem niechęci do pracy podzieliła ją na różne klasy, i stan ziemianina, jako niepracującego rękoma, postawiła na najwyższym szczeblu, a za nim dopiero umieściła urzędnika, przemysłowca, rzemieślnika i t… d. Skutkiem tego i wybór stanu zastosowano do tych samowolnych, nawet śmiesznych podziałów; na usposobienie, ową iskrę natchnienia bożego nie zwrócono żadnej uwagi i każdy po większej części zostawał nie tym, do czego posiadał wrodzoną zdatność, ale tym co nosiło na sobie cechę podług ludzkiej klasyfikacyi, szlachetniejszego i zacniejszego zatrudnienia.
Takie wypaczenie prawa natury, która dając rozlicznego rodzaju prace człowiekowi, różne uzdatnienia rozrzuciła między ludzi, wywołało naturalnie jak najgorsze skutki, a połączone z lenistwem naszem i nieprzejęciem się zasadą konieczności pracowania dla sprawy ogółu, większość z obierających sobie stan zrobiła pracującą z musu, znaczną część trawiących czas bez żadnej dla ogółu korzyści, a malutką tylko cząsteczkę prawdziwie użytecznych pracowników, którzy posłuszni wewnętrznemu głosowi, zostali tem, czem zostać byli powinni. Losowe takie a nienaturalne rozporządzenie naszej przyszłości musiało stać się powodem owych stękań i narzekań ludzkich na biedę, niezadowolenie, coby wszystko nie miało miejsca, gdyby rozum i badanie wewnętrznego usposobienia robiło wybór w obiorze stanu.
Zwracając teraz uwagę od ogólnych tych zasad, do ich praktycznego zastosowania w naszym kraju, cóż w idziemy?
Oto młodzież, która wykształceniem swojem najwięcej przedstawia nadziei kraju, chociażby ze wstrętem, jak tylko opuści mury szkolne, osiedla się albo na wsi na dziedzictwie lub dzierżawie, albo w biurach rządowych na aplikacyi, bo tylko te dwa zajęcia uważa godne człowieka.
Skutkiem więc tak niezwykłej konkurencyi w obudwóch stanach, ogromnie ciężko idzie młodzieży: i jedni narzekają siwiejąc nie raz na aplikacyi, lub jakim dwutysiącznym etacie na nieszczęśliwy los, który ich przykuł do pióra; inni znowu klepią biedę na wyciągniętej bezmiary dzierżawie lub obdłużonych wioskach schedami rodziny, szukając jak głodny chleba posażnego ożenienia,
Jakie ztąd następstwa i w szczególe i w ogóle wynikają, łatwo sobie wyobrazić, a jednak nie trudna na to rada.
Czyż to bowiem stan rolnika i urzędnika nie jest pracą jak każdy inny? a każda praca czyż nie uszlachetnia człowieka?
Powiedzieliśmy wyżej przy obiorze stanu, że szczęśliwym jest ten, co poszedł za wewnętrznem swojem usposobieniem. Czyż więc jedynie przychodziemy na świat z usposobieniem na gospodarza lub urzędnika; czyż wielu z nas nie posiada prawdziwych zdolności do różnych rzemiosł lub przemysłowego zatrudnienia? Dla czegóż więc nie słuchać tego głosu bożego, tylko gwałtem cisnąć się w obcy sobie żywioł i więdnąć w nim i marnieć, gdy w odpowiednim swoim chęciom fachu moglibyśmy stać się chlubą rodzinnego kraju. Dlaczego ojcowie niebadają skłonności swoich dzieci i podług tego nie rozporządzają ich przyszłością?
Ale u nas wszystko idzie na opak. Ot naprzykład w dworku poczciwego ziemianina kilkoro dziatek chowa Bóg na pociechę rodziców. Czy na dziedzictwie, czy na dzierżawie, co można wielkiego zostawić tak licznej rodzinie, żeby aż ta nie potrzebowała sama na siebie pracować, ale cały widok przyszłości zakładała natem, co na każdego przypadnie z ogólnego po rodzicach podziału. Jeżeli jest w domu jaki kapitalik, ten się chowa na wiano dla córek lub na zapas gospodarski, synowie więc muszą myśleć o chlebie i we własnej pracy szukać dla siebie środków przyszłego utrzymania.
Tu więc z musu przynajmniej tyle robi się dobrego, że kraj zyskuje pracę w zamian za dane utrzymanie takiemu pracownikowi, który tem samem przestaje być dla niego ciężarem. Ale wybór do tego jakże jest zrobiony?
Oto taki ojciec nie badając skłonności swoich synów, wbrew nawet nie raz ich naturalnemu usposobieniu, po ukończeniu szkół, na chybił trafił, najczęściej jednego, który jakiś pociąg pokazuje do życia wiejskiego, do pomocy zostawia przy sobie, a innych poświęca na urzędników, ostatni wyciągając z siebie grosz krwawo zapracowany na ich utrzymanie w czasie aplikacyi.
Takie losowe rozporządzenie swemi dziećmi, czyż zawsze wyda pożądane owoce? Czyż jeden z nich stanie się niezawodnie dobrym gospodarzem, tak jak go pojmujemy, a drudzy chętnemi i zdatnemi urzędnikami?
Inni znowu rodzice, których Bóg uposażył większem mieniem, robią jeszcze gorzej, bo ci już bez żadnego wyłączenia, wszystkich synów przeznaczając na gospodarzy, uposażają ich w oddzielne części swego majątku, obciążane najczęściej obowiązkami różnych w przyszłości wypłat, mającemi się realizować bogatem ożenieniem.
Znów więc wybór stanu robiony jest na chybił trafił, i jeżeli się nie udał, to już w takim razie cały kraj natem traci, bo posiadany majątek sam z siebie jakie takie da przynajmniej utrzymanie, a praca takich jednostek niknie bez żadnej korzyści, bo nic sama z siebie jako pozbawiona zarządu, zamiłowania i zdatności, nie wydobywa.
Z tego więc cośmy dotąd powiedzieli, widziemy, że najpierwszy warunek cechujący dobrego gospodarza, to jest zdatność, czyli usposobienie naturalne do tego stanu, tylko przypadkowym trafem bywa u nas udziałem ludzi poświęcających się fachowi gospodarczemu, i że dla tego postęp krajowego rolnictwa tak się leni – wo posuwa, bo go uprawiają ludzie z małym wyjątkiem nie z naturalnego popędu, ale niejako z musu i konieczności.
Pragnąc więc aby pod tym względem złe wstrzymujące postęp gospodarstwa wiejskiego naprawione zostało, koniecznie potrzeba, aby ojcowie rodzin tylko takich synów do niego przeznaczali, którzy istotne do tego fachu posiadają zamiłowanie, bo to będzie miarą ich zdatności i usposobienia.
Ale spyta się może nie jeden: cóż robić z młodzieżą, która podług przedstawionego rozumowania nie okazuje potrzebnej zdatności na gospodarza? przecież wszyscy nie mogą być urzędnikami, bo i do tego potrzeba stosownego usposobienia? Prawda, nieprzeczę, i radzę tylko takich poświęcać służbie publicznej, którzy z chęcią zasiądą do stolika biurowego.
Ale cóż robić z takim, który ani na gospodarza, ani na urzędnika nie przedstawia wymaganych przymiotów?
Przedewszystkiem trzeba wpajać od lat dziecinnych w młodego człowieka: że jak ptak do latania, tak człowiek stworzony jest do pracy; że każda poczciwa praca, bez żadnego wyjątku, czy ręką, czy głową, czy piórem – jest zacna i szlachetna i podnosi godność osobistą; że choć rodzice posiadają majątek, ale ten nie jest jego; że może być jeszcze stracony, i że każdy dobry obywatel swego kraju, powinien starać się mimo posiadanego lub spodziewanego majątku, własną pracą wydobywać środki swego utrzymania, a mienie rodzicielskie uważać tylko jako dodatek od losu mu w darze dany, jako środek do łatwiejszego i lepszego przysposobienia się do przyszłej pracy i jej większego rozwoju.
Że chleb powszedni winnym być takiemu losowi a nie własnemu staraniu, jest wstydem i niedołęztwem, pewnym rodzajem upokorzenia, bo świadczącym przez to o naszej nicości moralnej, która nawet środków utrzymania zabezpieczyć nie potrafiła. Słowem, trzeba wmówić w młodego człowieka, trzeba wszystkie jego myśli, nadzieje i widoki skierować do jednej głównej rzeczy, to jest, żeby się starał mieć stan i z niego utrzymanie, zanim dopuszczony zostanie do korzyści z spuścizny rodzicielskiej.
Tak wychowany młody człowiek: uczony od dziecka, że kiedyś będzie wypuszczony z domu jak ptak z gniazda, żeby sam sił swoich probował i sam na swoje przyszłość zarobił; niezawodnie od pierwszego brzasku rozwijającej się myśli, zwracać będzie pilną uwagę na siebie, badać swoje skłonności, które pokierowane rozsądnemi radami rodziców, poświęcą go takiemu zatrudnieniu, do jakiego istotne posiada usposobienie.
Wówczas u nas każdy rodzaj pracy, który pod różnemi nazwiskami głowa i ręka ludzka uprawia, zyskując szermierzy dobrej woli i istotnej zdatności, cudownym rozwijać się będzie sposobem, wszystko posuwać się naprzód i kraj prawdziwie bogacić.
Gdy wszystko inaczej się dzieje: gdy od dziecka chęć do pracy nie jest rozwijana, ale przedstawianiem się arystokratycznych podziałów niejako tłumioną (a); gdy wszystko i wszyscy jednym powtarzają chórem: rodziców masz majętnych, będziesz więc panem; albo: jesteś synem ziemianina, weźmiesz dzierżawę, ożenisz się dobrze i będziesz obywatelem; gdy tak wychowany młodzian, miałby sobie prawie za hańbę we własnej pracy szukać środków przyszłego swego wyżywienia, – to cóż dziwnego, że i rolnictwo i przemysł, i wszystko tak na niskim zostaję u nas stopniu, a fortuny pańskie rozpraszają się po świecie, bogacąc lichwiarzy i oszustów.
Gdyby młodzież taka, jako posiadająca materyjalne środki kształcenia się i przyszłego rozwoju fachu obranego podług swego usposobienia, szła właściwą drogą;