Dogonić miłość - ebook
Dogonić miłość - ebook
Agata z małymi przeszkodami realizuje kolejne punkty planu. Chce przecież być jak Bridget Jones. Nie udało się jej schudnąć, nie znalazła jeszcze mężczyzny swojego życia, ale spodziewa się dziecka. Ciąża skomplikuje, ale i rozwiąże wiele spraw. Ktoś zniknie z życia kobiety, ktoś nowy się pojawi. Zacznie za nią podążać tajemniczy mężczyzna o posturze niedźwiedzia grizli. A Pola jak zwykle weźmie sprawy w swoje ręce. Dopuści się aktu wandalizmu, wynajmie mieszkanie i zacznie żyć wreszcie na własny rachunek…
Jak potoczą się losy dwóch zwariowanych sióstr Żółtaszek? Czy dogonią miłość i znajdą szczęście, na które postawiły aż trzy złote?
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8310-172-9 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Agata rzuciła okiem na zegarek. Od razu cyfry na wyświetlaczu zaatakowały ją z ogromną mocą. Była spóźniona aż siedem minut! Przecież nigdy wcześniej się jej to nie zdarzało! Nie mogła zrozumieć, dlaczego zaspała. Spotkanie z młodzieżą miała zaplanowane na jedenastą, więc nie nastawiła budzika, bo zazwyczaj jej organizm był przyzwyczajony, że o ósmej należało otworzyć oczy i być gotowym do pracy. A tu taka niespodzianka! Totalny brak profesjonalizmu!
– Dzień dobry – powiedziała, wpadając do budynku. Organizatorka spotkania już na nią czekała.
– Niepokoiłam się, że pani nie przyjdzie.
– Przepraszam, budzik mi nie zadzwonił – dodała, choć od razu poczuła się idiotycznie. Nie dość, że skłamała, to za chwilę jeszcze będzie południe. A czy ona jest celebrytką wylegującą się w łóżku do piętnastej?
– Dzieciaki już czekają. Zapraszam.
Agata zrobiła kilka głębokich wdechów i wydechów, po czym poszła za panią Kasią do pokoju, w którym czekali na nią młodzi ludzie spragnieni wiedzy na temat warsztatu pracy dziennikarza.
Weszła do pokoju, mówiąc głośno jeszcze raz „dzień dobry”. Przeprosiła też za spóźnienie. Zdziwiło ją, że nie usłyszała ani jednego słowa w odpowiedzi, ale zaraz przez myśl przeszło jej, że może będzie miała do czynienia z nieśmiałymi dzieciakami, które będą potrzebowały trochę czasu, by się ośmielić. Nie przypuszczała, jak bardzo się myliła.
Podążyła za panią Kasią do jednego z foteli ustawionych przy niewielkim stoliku, na którym piętrzyły się słodkości, a także stał pokaźnych rozmiarów bukiet. I ledwo zdążyła posadzić swój niedawno odchudzony tyłek na siedzeniu, kiedy usłyszała:
– Jezu, jaka nuda.
Powiało chłodem.
Na szczęście Agata miała chwilę, by zebrać myśli. Rozsiadła się w fotelu i omiotła wzrokiem pokój, by namierzyć najbardziej znudzoną osobę. Nie miała z tym żadnego problemu, bo jeden z chłopaków z bezczelnym uśmiechem spoglądał na nią, a w dłoniach trzymał telefon komórkowy, którego nie miał zamiaru odłożyć tylko dlatego, że za chwilę miały się odbyć jakieś durnowate zajęcia.
– Radek – odezwała się pani Kasia. – Schowaj telefon.
– Nie – rzucił młodzieniec. Potem kilka razy ostentacyjnie ziewnął.
Agata w pierwszym odruchu miała ochotę podejść do niego, wyrwać mu telefon i ciepnąć aparatem za okno. Powstrzymała się jednak, nie tylko dlatego, że okno było akurat zamknięte. Na twarz przywołała piękny uśmiech, ponieważ pomyślała, że pokona owego nastolatka swoim wdziękiem. Szybko jednak do niej dotarło, że wdzięk ciągle wyleguje się pod kołdrą w jej mieszkaniu, a ona bez niego czuje się podle. Cały czas ją mdliło. W dodatku miała wrażenie, że zrobiła się purpurowa na twarzy.
– Rozumiem, że niektórzy są tu za karę – powiedziała uprzejmie.
– Przepraszam za Radka – odezwała się znów organizatorka. Potem przedstawiła gościa i zachęciła młodzież do zadawania pytań. – Pani Agata Żółtaszek sporo może wam opowiedzieć o tym, jak zostać dziennikarzem i jak wygląda świat blogów internetowych. W taki sposób też jeszcze pani pracuje, prawda?
– Sprawdzę pani profil – mruknął Radek i w najlepsze korzystał z telefonu. Po chwili Agata zauważyła, że kolejne trzy osoby również wyjęły swoje komórki.
– Widzę, że dopadła was epidemia – powiedziała. – To już smartwica czy tylko pierwsze objawy?
– Ale zabawne – skomentował Radek i znów głośno ziewnął. – To sarkazm oczywiście – dodał, jakby chciał mieć pewność, że dziennikarka nadąża za jego złośliwościami.
W tym momencie Agata najchętniej by wyszła, ponieważ nie widziała sensu rozmawiania z tymi dzieciakami. Dziesięć osób w pokoju, z czego dwie to opiekunki, cztery nie mogą oderwać wzroku od swoich telefonów, jedna to prowadząca i do tego wszystkiego ona w roli nieszczęsnego gościa. A jakby jeszcze było mało, najmłodszy z chłopców właśnie wlazł pod krzesło i tam wygodnie się rozłożył. No ale ten przynajmniej na Agatę patrzył i nie bawił się telefonem. Tylko jedna dziewczyna siedząca w kucki pod ścianą wyglądała na zainteresowaną tym, co Agata miała do powiedzenia. Jedna! Kobieta przywołała w pamięci scenę z _Dnia świra_. Poczuła się jak nauczyciel podczas lekcji języka polskiego, wpatrujący się w tę jedną, jedyną parę oczu, która niosła nadzieję na to, że słucha.
– Czy mogłaby pani opowiedzieć, jak to się stało, że zaczęła pani pisać blog, przecież ukończyła pani dziennikarstwo na renomowanej uczelni, nie lepiej byłoby zacząć od razu od jakiejś gazety? – spytała organizatorka spotkania.
– Oczywiście, że byłoby lepiej – odparła zapytana. – Ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.
– Ale zabawne – powtórzył niesforny nastolatek, a Agata w wyobraźni targała go właśnie za włosy. Oczywiście z twa-rzy nie schodził jej promienny uśmiech.
Po chwili zaczęła opowiadać o swoich zawodowych początkach. Dorzucała do opowieści anegdoty, by zainteresować młodych ludzi. Wzbijała się, a może z trudem wspinała na wyżyny swojego poczucia humoru, gdy bezczelny Radek konsekwentnie ściągał ją w dół. Kiedy po raz setny tego dnia głośno ziewnął i mruknął coś złośliwego, miała ochotę już nie tylko zabrać mu komórkę, lecz także podejść do niego i kopnąć w tłustą dupę, a potem wepchnąć jej właścicielowi w gardło telefon. Oczyma wyobraźni już to prawie wi-działa. Zaraz jednak zganiła się za takie myślenie.
Po co mnie ta pani Kaśka tu zaprosiła? Nie szkoda jej czasu?, zastanawiała się. Spojrzała na nią, by ocenić stopień jej zażenowania z powodu zachowania własnych wychowanków. Od razu zaczęła jej współczuć, przecież ona, Agata, za chwilę stąd wyjdzie, odetchnie wolnością, a Katarzyna będzie musiała zostać i prawić kazania umoralniające, a jeszcze pewnie słuchać czegoś na temat durnego pomysłu dotyczącego zapraszania gości na pogadanki. To miał być w jej zamyśle cykl z ciekawymi ludźmi. Póki co naprawdę ciekawie się małolaty bawiły, trenowały wkurzanie dorosłych.
– Czy ktoś z was chciałby być dziennikarzem? – spytała głośno Agata.
– Ja – powiedział najwyższy z chłopców, a kobieta prawie go wycałowała z radości.
– O, to świetnie! – zawołała.
– To był sarkazm – rzucił Radek. – Już drugi – dodał dla pewności i spojrzał na nią ze złośliwym uśmiechem.
No nie!, wrzasnęła w myślach. Skopię ci dupę, smarkaczu, odetnę głowę i narzygam do środka!, dodała jeszcze. Potem przybrała sympatyczny wyraz twarzy i zaczęła opowiadać o swojej pracy, patrząc już tylko na panią Kasię. I może dwa razy przeniosła wzrok na dziewczynę siedzącą pod ścianą. Ciągle słuchała!
– Ile pani zarabia? – spytał Radek, a Agacie od razu złośliwy uśmieszek przemknął przez myśli. A to cię, gówniarzu, nagle interesuje?
– Nie odpowiem ci na to pytanie w liczbach, ale za-pewniam, że da się z tego żyć i to na przyzwoitym poziomie – odparła, unosząc kąciki ust.
– A jakim pani jeździ samochodem? – Teraz on się wyszczerzył. No gówniarz jeden!, zezłościła się w sobie i miała ochotę rzucić kilka przekleństw. Skopać takiemu tyłek to było zdecydowanie za mało!
– Widziałem, że przyjechała toyotą yaris – wtrącił dryblas siedzący przy oknie.
– Nie najgorzej – mruknął Radek i już Agacie się wydawało, że udało się kupić jego uwagę, gdy dryblas dodał, że na oko to dziesięcioletni wóz. I tu nadzieje prysły. Radek wyszczerzył się w złośliwym uśmiechu i kilka razy ziewnął, dając jej do zrozumienia, że jest dwa zero dla niego. Pozamiatane.
– Naprawdę pani wykonywała te wszystkie prace? – spytała nagle dziewczyna siedząca w kucki na podłodze. – Była pani babcią klozetową? To chyba obrzydliwe.
– Na pewno nie jest to jedno z najprzyjemniejszych zajęć – odpowiedziała, a potem wyjaśniła, dlaczego zatrudnia się w nietypowych miejscach i jak zbiera materiały na posty blogowe.
– Gówniana robota – zaśmiał się Radek.
– Może – odparła. – Ale nikt z was nie wie, co będzie robił w przyszłości. Nie chcę wam smęcić o szacunku do pracy, ale w takim szalecie można naprawdę wiele się dowiedzieć o ludziach. Byłam też kiedyś operatorem karuzeli, a niedawno woźną w szkole.
– I do tego wszystkiego trzeba kończyć dziennikarstwo? – ponownie ktoś zakpił.
Agata czuła, że znów dzieciaki strzeliły jej gola. A z tyłu głowy nagle zaczął pobrzmiewać głos mamy: „A nie mówiłam?”. Przybiłaby teraz piątkę z tymi smarkaczami i znów zaczęła brzęczeć nad jej uchem, by zajęła się czymś pożyteczniejszym.
Westchnęła. Potem nerwowo rzuciła okiem na zegarek. Miała nadzieję, że dobija do brzegu tego żenującego morza kpiny. Chciała stąd jak najszybciej wyjść i odetchnąć świeżym powietrzem! Ponadto była potwornie głodna i miała wrażenie, że pożarłaby konia z kopytami.
Dotrwała jednak dzielnie do końca spotkania, cały czas robiąc dobrą minę do złej gry, choć powodów do uśmiechu raczej nie miała. Irytowała ją ta bezczelna gówniarzeria, mdliło ją, a do tego przeraźliwie burczało jej w brzuchu. Kilka razy nawet pomyślała, że nie wytrzyma i zwróci zawartość żołądka, choć podejrzewała, że nawet to wyszłoby mało spektakularnie, bo od wczoraj nic nie jadła, i młodzież w odwecie ziewnęłaby jeszcze głośniej.
Na koniec otrzymała bukiet kwiatów i podziękowanie za cudowne spotkanie. Oczywiście była to opinia organizatorki, która postanowiła udawać, że nie ma nic wspólnego z bezczelną młodzieżą zajmującą kanapę szyderców. Najmłodszy z chłopców wyczołgał się spod krzesła, wziął od wychowawczyni bukiet i rzucił go Agacie na kolana. Nawet nie zdążyła wstać, żeby w tej pozycji przyjąć podziękowania.
Cudowne jest to, że wreszcie koniec, pomyślała, uśmiechając się promiennie i zapewniając, że było niezwykle sympatycznie. Zaraz jednak w duchu dodała, że jeśli jeszcze raz przyjmie jakiekolwiek zaproszenie na spotkanie z młodzieżą, to sama sobie skopie tyłek.
– Bardzo chętnie jeszcze do państwa przyjdę – dodała wbrew sobie. Podejrzewała, że jej zdrowy rozsądek wziął urlop i właśnie hulał gdzieś w ciepłych krajach. A niby można było zawsze na niego liczyć!
Teraz mnie pozostawił samą i pewnie złośliwie się szczerzył z daleka jak ta gówniarzeria, pomyślała. A może wylegiwał się razem z wdziękiem w łóżku?3
– Córciu, gdzie ty jesteś? – spytała Wanda, kiedy wreszcie Agata odebrała telefon.
– Jadę już – odparła. – Zaraz będę. – Westchnęła, nacis-kając czerwoną słuchawkę. Wiedziała, że mama bardzo się o nią martwi. Obiecała, że dzisiaj przyjedzie do rodziców. Chciała przy okazji porozmawiać z Polą. Potrzebowała siostrzanej rady. Przez cały czas biła się z myślami, czy powinna powiedzieć Emilowi, że jest w ciąży.
Parą nie są już od ponad czterech lat, a Agata nie zamierzała z nim wiązać się ponownie. Lubiła go i na lubieniu chciała poprzestać, choć musiała przyznać, że jej były chłopak zachowywał się trochę inaczej niż wtedy, kiedy się spotykali. Pewnie właśnie ta zmiana w połączeniu z solidną dawką alkoholu spowodowała, że znaleźli się razem w łóżku. Ta jedna noc i jeden poranek wystarczyły, by zaszła w ciążę. Jej organizm tak bardzo dopominał się dziecka, że mogłaby być drugim w historii niepokalanym poczęciem. Póki co jednak poczęcie zostało pokalane całkiem dobrym seksem, na którego wspomnienie Agatę przechodziły dreszcze. Odganiała od siebie te myśli, bo przecież wiedziała, że wcześniej czy później znów zaczęłaby się nudzić z Emilem. W międzyczasie już zdążyła się zadurzyć w dyrektorze szkoły, w której pracowała przez miesiąc jako woźna. Wszystko wreszcie mogło się ułożyć tak, jak tego chciała, gdyby nie nieplanowana ciąża.
– Nareszcie! – zawołała mama na widok samochodu córki.
Agata zaparkowała na wjeździe do garażu i nie zdążyła jeszcze dobrze wysiąść, gdy zobaczyła mamę na chodniku. Uśmiechnęła się pod nosem. Tak podejrzewała, że teraz będzie najbardziej rozpieszczaną córką w ciąży.
– Cześć, mamuś.
– No bo czekam już i czekam! – zawołała Wanda. – Chodź, zrobiłam pyszne zielone koktajle, a ciasto drożdżowe z jagodami właśnie stygnie.
– Jest jakaś okazja? Coś świętujemy?
– A to musi być okazja, bym mogła nakarmić swojego przyszłego wnusia? – odparła. – Albo wnusię – dodała po chwili. – Zresztą mizernie wyglądasz. Nie podoba mi się, że schudłaś. I to teraz, gdy będziesz mamą!
Agata zaśmiała się, choć zmartwiło ją, że cały wysiłek odchudzania pójdzie na marne. Tyle poświęceń na nic! Zaraz będzie wyglądać jak wieloryb z wielkim brzuchem. A taki miała piękny plan! Założyła się z Polą w jej trzydzieste urodziny, że w ciągu trzech lat (bo przecież chciała ze wszystkim zdążyć do swojej czterdziestki) schudnie, znajdzie księcia z bajki, wyjdzie za mąż i urodzi dziecko. Nie spodziewała się, że już w kilka miesięcy zrealizuje dwa punkty planu.
Gorzej było z księciem, bo niby dyrektor szkoły Darek miał wszelkie cechy wskazujące na to, by stać się tym jednym jedynym, lecz okazało się, że Agata musiała po kilku latach celibatu przespać się po pijaku z byłym chłopakiem. W dodatku Emil okazał się bęcwałem, który nie pomyślał o zabezpieczeniu. I nic go nie usprawiedliwiało. A już na pewno nie równouprawnienie w sprawach antykoncepcji!
– Cześć! – Pola podjechała do Agaty i siostry przytuliły się do siebie. – Gdzie ty byłaś przez ostatnie dni? Nie dawałaś znaku życia – robiła jej wyrzuty.
– Miałam dużo pracy – odparła. – A ponadto chciałam pobyć sama – dodała. – Próbuję oswoić tę czarną dupę, w której się znalazłam.
– Nie wyrażaj się – upomniała ją mama. – Ty, pamiętaj. – Pokazała na brzuch Agaty. – Że nie jesteś teraz sama. Dziecko to słyszy i zaraz po urodzeniu będzie klęło jak szewc.
– A będzie – zaśmiała się córka. – Bo ostatnio rzucam mięsem we wszystkie strony świata.
– Bez prezerwatyw? – zakpiła Pola. Jej siostra przecież nie klęła wprost, zawsze zakładała na słowa prezerwatywy, które nie pozwalały ulać się złości. Wyszukiwała zabawne zamienniki i w ten sposób tłumiła wydźwięk wulgaryzmów.
– Teraz nie mam na nie czasu.
– Dlatego są efekty – podsumowała mama, pokazując znów jej brzuch. Prezerwatywa raczej nie kojarzyła się jej ze słowami. – Ale ja się cieszę. Mówcie sobie, co chcecie. Oswoiłam się z myślą, że będę babcią. I nastaw się, że to będzie najbardziej rozpieszczony wnuk lub wnuczka we wszechświecie.
Agata westchnęła, ale zaraz podniosły się jej kąciki ust. Wiedziała, że jej rodzice oszaleją na punkcie malucha. Sama miała jeszcze mieszane uczucia, bo w całej tej układance nie było miejsca dla Emila, ale nie cofnęłaby chyba czasu. Tak bardzo marzyła o tym, by zostać mamą! Za trzy lata skończy czterdziestkę, według niej był to więc ostatni dzwonek na pierwsze dziecko.
– Ukroję wam ciasta – powiedziała Wanda i nie czekając na odpowiedź córek, nałożyła na talerzyki solidne porcje domowego wypieku. Agata poczuła, jak jej żołądek radośnie zamruczał w oczekiwaniu na takie smakowitości.
– Wygląda i pachnie wspaniale – rzuciła Pola. – Ale porcja jak dla chłopa.
– Oj tam, oj tam – zaśmiała się Agata. – Ja tam dam radę. Mały Żółtaszek pewnie tylko na to czeka – dodała, głaszcząc czule swój brzuch, a za chwilę już pomrukiwała z rozkoszy. Ciasto było wyborne. Rozpływało się w ustach. Tak dawno nie jadła maminego „drożdżaka”. A nikt inny tak dobrego nie robił!
– Mogę ci jeszcze odstąpić połowę swojej porcji – odezwała się Pola.
– Jedz – rzuciła Wanda. – Jesteś taka chuda, że wreszcie czas się po kobiecemu zaokrąglić.
– Mamo, ty byś wszystkich utuczyła – westchnęła.
– Nic na to nie poradzę, że uwielbiam patrzeć, jak jecie.
– Pyszne – mruknęła Agata.
– A powiedz lepiej, jak się czujesz i czy byłaś u lekarza.
– Tak, byłam i wszystko jest w porządku.
– Mów, kiedy masz termin! – ponaglała mama.
– Na ósmego marca.
– Czyli musi być dziewczynka – ucieszyła się Wanda. – Chłopak by takiego terminu sobie nie wybrał.
– Masz imię? – spytała Pola. Przez chwilę nie wtrącała się do rozmowy. Całą uwagę skupiała na skubaniu ciasta. Cieszyła się oczywiście, że siostra zostanie mamą, ale tak bardzo chciała kiedyś poczuć dokładnie to, co ona, że odniosła wrażenie, jakby niedowład nagle objął całe jej ciało. Tylko palce nerwowo skubały placek drożdżowy.
– Jeszcze nie, ale chrzestną tak – odparła Agata, wpatrując się w Polę. Młodszej siostrze od razu zaszkliły się oczy.
– Serio?
– Nawet nie byłoby innej opcji. A nad chrzestnym do pary dla ciebie jeszcze pomyślę – dodała, przytulając Polę. Wanda szybko do nich dołączyła. Objęła swoje córki, potem każdą pocałowała. Była szczęśliwa. Nagle też inaczej spojrzała na młodszą z córek. Poczuła dziwny spokój.
Ona też założy rodzinę, pomyślała. Tylko wszystko w swoim czasie.
– Będę zaraz robić obiad, mam nadzieję, że zostaniesz – powiedziała do Agaty, a córka przytaknęła. I tak chciała porozmawiać z siostrą, więc nigdzie się nie spieszyła.
– Idziemy do ciebie? – spytała Polę, a po chwili dokroiła sobie jeszcze jeden kawałek ciasta drożdżowego, nalała do szklanki zimnego mleka i udała się razem z siostrą do jej pokoju. Tutaj usadowiła się wygodnie na jej łóżku. Podłożyła sobie poduszkę pod plecy i wzięła talerzyk na kolana. Kubek z mlekiem postawiła na biurku obok.
Pola przez chwilę się jej przyglądała. Miała wrażenie, że coś w jej siostrze się zmieniło. Wyglądała jakoś inaczej. Nie wiedziała tylko, czy to złudzenie, czy ciąża naprawdę dodała jej jakiegoś wewnętrznego blasku.
– Borze szumiący, jakie to drożdżowe jest pyszne!
– Dobra, mów!
– Co? – spytała z pełnymi ustami, choć doskonale wiedziała, co miała na myśli Pola.
– Co postanowiłaś z Emilem?
– Nie wiem – odparła. – Rozum podpowiada, że powinnam mu powiedzieć prawdę, ale kiedy pomyślę, jak to wszystko zaraz się koszmarnie skomplikuje, to mam odruch wymiotny. Zresztą te odruchy mam prawie cały czas. Nie muszę nawet myśleć – dodała. – Jeżeli ktoś nazwał to porannymi mdłościami, to chyba nigdy nie był w ciąży. Co chwilę rzygam.
– Ale drożdżowe to ci elegancko wchodzi – zaśmiała się Pola.
– Dziwne, nie? – Agata też parsknęła śmiechem. – Ale serio, nie wiem, co mam robić.
– Ja bym Emilowi powiedziała. Nie możesz tego ukrywać. Dziecko tego ci nie wybaczy.
– Wiem.
– On będzie dobrym ojcem, nawet jeśli nie będziecie razem.
– Najgorsze, że to też wiem.
– To w czym problem?
– Bo on mi nie da żyć, jak się dowie – jęknęła. – Zaraz będzie chciał we wszystkim brać udział. A ja nie chcę!
– A co z Darkiem? – spytała Pola.
Agata odstawiła talerzyk i nakryła twarz poduszką. Dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane?! W redakcji też będzie musiała przecież powiedzieć. Naczelna się wścieknie. Ledwo ją zatrudniono na etat, a już zaciążyła. Nikt nie uwierzy, że nie zrobiła tego z premedytacją!
– Nie wiem – znów jęknęła.
– Nie chcę się mądrzyć – zaczęła Pola. – Ale wiesz, że musisz wreszcie im powiedzieć, bo zaraz będzie ci brzuch widać.
– Jezu! Wiem, ale jak mam to zrobić? To nie jest takie łatwe. Darek pewnie od razu weźmie nogi za pas.
– To znaczy, że nawet nie warto było zaczynać tej znajomości – skomentowała Pola. – A co z tym Akselem od Dżafarki? Macie jeszcze kontakt?
– Ech… – Agata znów westchnęła. – Co jakiś czas do mnie dzwoni, ale z nim nic się nie zaczęło przecież. Spotykałam się z Darkiem, to nie mogłam z nim, nie? Zresztą Aksel jest poza moim zasięgiem. Wygląda jak wycięty z katalogu. Gdzie ja do niego?
– Ale on chyba też podchody do ciebie robił, bo nie wierzę, że chodziło mu tylko o to, żebyś się zaopiekowała psem jego matki. Dżafarka była tylko pretekstem, jestem tego pewna.
– Kurza twarz… A pamiętasz, jak po twoich urodzinach tu siedziałyśmy? Narzekałam, że nie mam nikogo, że jestem za gruba i że nie zdążę mieć dzieci, bo zaraz przekwitnę… A teraz co? Czarna dupa.
– No ale przynajmniej z trzema facetami i małym Żółtaszkiem w drodze. – Pola zaśmiała się.
– A mówią, że od przybytku głowa nie boli… Ech, pojadę do Emila i mu o wszystkim powiem. Później pogadam z Darkiem – dodała. – I niech się dzieje wola nieba. Trudno, nawarzyłam piwa, to teraz muszę je wysiorbać. A co u ciebie? Jak z Robertem?
– Mam się z nim spotkać. Trochę się tym stresuję – powiedziała. Potem palcami przejechała po poręczy wózka. Nie patrzyła na siostrę. Nagle poczuła nieprzyjemny skurcz w żołądku. – Wiesz, a jak on znów będzie na mnie patrzył jak na kalekę?
– Przestań! Myślę, że się ogarnął.
– Boję się trochę.
– Nie bój się. – Agata zsunęła się z łóżka i złapała siostrę za dłoń. – Wszystko będzie dobrze, tak? Żółtaszki jesteśmy, nie?
– A chciałaś być jak Bridget Jones – zażartowała młodsza siostra.
– No to mam – zachichotała. – Teraz już chcę być tylko Żółtaszkiem. No… – zawahała się. – Może kiedyś zechcę zmienić nazwisko, ale z pewnością nie na Jones.
– A dziecko? Dasz mu nazwisko Emila?
– Pewnie powinnam – znów westchnęła. – Muszę z nim najpierw pogadać. Za dużo stresów.
– O, słuchaj. – Pola nagle się ożywiła. – Chodźmy się odstresować, co? Pójdźmy do kina! Tak dawno nigdzie razem nie byłyśmy.
Agacie spodobał się pomysł Poli. Nieważne, jaki film, ważne, że spędzą razem trochę czasu.4
Agata zwlekła się z łóżka. Nasunęła kapcie na stopy i powolnym krokiem poszła w kierunku łazienki. Na samą myśl o tym, co miało się dziś wydarzyć, robiło się jej niedobrze. Wszystko wokół zwalniało i rozciągało się, pozostawiając w powietrzu niemalże widoczne smugi. Jakby przedmioty zmieniły stan skupienia.
Zakręciło jej się w głowie. Przytrzymała się futryny i wzięła kilka bardzo głębokich wdechów. Dopiero jednak krótki prysznic przywrócił jej jasność myślenia i wyostrzył kształty wokół.
– Wezmę to na klatę – szepnęła.
Stanęła przed lustrem i patrzyła przez chwilę na swoje odbicie. Przeciągnęła dłonią po policzku. Miała już zmarszczki. Naciągnęła skórę wokół oczu i przez kilka sekund trwała w tej pozycji, zastanawiając się, kiedy zdążyła się postarzeć. Westchnęła, bo od razu przypomniała sobie zdanie wypowiedziane do Poli. Będzie geriatryczną matką i nie da się tego ukryć. Puściła skórę, która od razu ułożyła się w taki sposób, by zaznaczyć ku-rze łapki.
– Nie ma co się rozczulać nad sobą – powiedziała cicho i wreszcie przyspieszyła ruchy.
Godzinę później jechała samochodem w kierunku biblioteki. Upał na zewnątrz wydawał się nie do zniesienia. Wiedziała, że za godzinę nie będzie już czym oddychać. Nie lubiła takiej pogody. W dodatku ciągle nie miała pojęcia, w jaki sposób ma powiedzieć prawdę Emilowi.
– Cześć, wiem, że spuściłam cię na drzewo, ale będziesz ojcem mojego dziecka. Do widzenia – zakpiła.
Słowa zabrzmiały jednak żałośnie. Może powinna zacząć inaczej od: „Bardzo cię lubię, seks z tobą był tak rewelacyjny, że będę pamiętać go do końca życia, wychowując nasze wspólne dziecko”. Uśmiechnęła się na wspomnienie tamtej nocy, bo musiała przyznać, że było tak jak nigdy wcześniej z Emilem. Zamyśliła się. Przecież nigdy wcześniej nie spłodzili dziecka. Może to więc magia chwili? Poczęcie musi być z fajerwerkami?
Westchnęła i zaraz jej myślenie przeniosło się na trochę inne tory. Choć może tory zostały te same, ale pojawiły się na nich wyboje. Antykoncepcja! Nie zabezpieczył się, więc chyba powinna mu nawtykać i od tego zacząć rozmowę. „Ty kutafonie…” – spróbowała, ale po chwili stwierdziła, że to nieodpowiednie słowo. Powinna raczej zwrócić się do niego po imieniu, a dopiero później walnąć z grubej rury coś w rodzaju: „Do Huga ciężkiego! Dlaczego nie pomyślałeś wtedy o zabezpieczeniu?! I teraz taka melepeta jak ty ma być ojcem mojego dziecka?!”. Pokrzyczała w myślach, a potem znów się uśmiechnęła, bo wydało się jej całkiem inteligentne powiedzenie Emilowi, by wyczytał sobie pomiędzy słowami, że spłodził potomka.
– Odbija mi – szepnęła kilka sekund później. Otarła dłonią pot z czoła. Pociła się i z przerażeniem odkryła, że ma coraz bardziej mokro pod pachami. Nie była pewna, czy to temperatura, czy stres. Podkręciła klimatyzację, by po chwili poczuć przyjemny chłód. Dobrze, że miała w samochodzie dezodorant. Spryskała się nim przed wyjściem z auta.
Przyciągnęła do siebie ciężkie drzwi biblioteki. Musiała jeszcze pokonać schody, by znaleźć się w wypożyczalni dla dorosłych.
Emila spostrzegła już od progu. Siedział przy wielkim biurku wyglądającym jak kontuar. Oddzielał go od czytelników solidny blat. Podniósł głowę, gdy weszła. Zauważyła, jak odgarnął grzywkę z czoła. Uśmiechnął się i szybko wstał. Miał na sobie jasną koszulę, lekko rozpiętą pod szyją. Agata przyznała w myślach, że Emil prezentował się nienagannie. Coś jednak w jego twarzy jej nie pasowało. Dopiero po chwili stwierdziła, że był to niewielki zarost. Prawdopodobnie od dwóch dni mężczyzna się nie golił, ale należało przyznać, że dodało mu to tylko męskości. Agata od razu przypomniała sobie ich wspólną noc. Próbowała odgonić kosmate myśli, ale uśmiech na twarzy Emila nie dawał jej tego zrobić zbyt szybko. Zarumieniła się więc lekko na policzkach, ale powoli szła w jego kierunku, czując, jak nogi jej miękną i mają problem z uniesieniem ciała. Przełknęła ślinę, zbierając się na wypowiedzenie powitania.
– Cześć – odparł Emil i zmierzył ją z góry na dół, pewnie zastanawiając się, po co przyszła. W bibliotece bywała rzadko. Miała w zwyczaju kupować książki, a nie je wypożyczać. – Potrzebujesz czegoś? – spytał bez ogródek.
– Tak… To znaczy nie – odparła. – Ale chciałam z tobą pogadać.
– O czym?
Agatę denerwowało to, że był taki cierpki. Żałowała, że tu przyszła.
– O, to ty. – Usłyszała nagle za sobą głos Marty, dziewczyny, która przez kilka tygodni prześladowała ją anonimowymi esemesami, ponieważ była zazdrosna o Emila. – Poszukać jakiejś książki? – spytała, złośliwie się uśmiechając.
Agata od razu straciła odwagę, by porozmawiać z Emilem. Miała ochotę uciec jak najszybciej z tego miejsca, zakopać się pod kołdrą i nie mieć już nigdy do czynienia z tym facetem. Co z tego, że będzie ojcem jej dziecka?
– A… – zająknęła się. – Znajdź mi _Okruchy dnia_ – rzuciła pierwszy lepszy tytuł, jaki przyszedł jej do głowy. Akurat tę książkę kupiła ostatnio, więc skojarzyła się jej niemalże natychmiast. – Kazuo Ishiguro – dodała.
– Chyba jest wypożyczona – powiedział Emil, ciągle nie spuszczając z oczu Agaty. To dziwne, że przyszła po książkę, przecież jeżeli chciała coś koniecznie przeczytać, kupowała. Miała swoją ulubioną księgarnię internetową i w niej zawsze zamawiała odpowiednie pozycje. Dlaczego teraz chciała wypożyczyć? Zastanawiał się. Coś mu w tym nie pasowało. Nie umiał tylko określić co. Agata wyglądała na zdenerwowaną. Czym się tak stresowała? Spotkaniem ze mną?, pomyślał. – Zaraz sprawdzę – dodał głośno.
– To nie będę przeszkadzać – powiedziała Marta. Chwyciła jakieś woluminy i zniknęła w głębi biblioteki.
– O czym chciałaś porozmawiać? – spytał, pochylając się nad komputerem. Sprawdzał, czy ktoś wypożyczył Ishiguro. Dzięki temu uwolnił Agatę od świdrującego spojrzenia. Wzięła głęboki wdech. Potem wypuściła powoli powietrze.
– A… – zająknęła się. – Nieważne, w sumie to nic ważnego.
– Na pewno? Przyjechałaś tu tylko po książkę?
– Tak… yyy… potrzebuję jej szybko, a w księgarni nie ma… – zaczęła się nieudolnie tłumaczyć.
– Mam w domu – odparł. – Mogę ci pożyczyć.
O cholera, jęknęła w myślach. Mogła przewidzieć, że Emil w domu ma całkiem niezły zbiór książek i pewnie trudno byłoby jej nagle wymyślić tytuł czegoś, czego by nie miał.
– A… yyy… Nie, dzięki, poradzę sobie.
– No tak – stwierdził, podnosząc głowę znad komputera. – Jest wypożyczona od wczoraj. Tak szybko pewnie nie wróci, a mamy tylko jeden egzemplarz.
– Dobra, dzięki – rzuciła nerwowo. – To na razie.
Odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem zmierzała do drzwi wyjściowych. Wiedziała, że Emil na nią patrzy. Zastanawiał się pewnie, po co tu przyszła.
Jestem idiotką, wyrzucała sobie. Nie chciała mu powiedzieć, nie chciała przecież, by wszystko się jeszcze bardziej skomplikowało. Lubiła Emila, ale czy miałaby dla niego miejsce tuż obok siebie i dziecka, tego nie była pewna. Może później mu powie? Teraz nie trzeba było robić wielkiego halo, to dopiero początek ciąży. A jak coś pójdzie nie tak? Tak, to zdecydowanie za wcześnie na informowanie go o tym, że zostanie tatą. Poczeka. Najlepiej do porodu. Czas był najlepszym sposobem na to, by rozwiązywać problemy. Tak! Niech sobie płynie powoli, a ona spokojnie pomyśli, jak rozwiązać węzeł gordyjski, który sama zawiązała.
– Agata! – zawołał za nią.
Aż podskoczyła, bo biblioteka to ostatnie miejsce, gdzie usłyszałaby czyjś krzyk. Nie odwróciła się jednak. Przyspieszyła, by jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. Chciała odetchnąć chłodnym powietrzem, ale za drzwiami uderzyła ją ściana gorąca. Nie lubiła upałów! Nie dawały możliwości uspokojenia własnych myśli. Miała wrażenie, że się w niej zagotowały. Nie było sposobu na racjonalne podejście do sprawy. Logika wyparowała pod wpływem uderzenia fali nagrzanego powietrza.
Otrzeźwił ją dopiero dźwięk telefonu. Była już przy samochodzie, gdy zadzwonił. Spojrzała na wyświetlacz.
– O nie – szepnęła. – Jeszcze to…5
Wejście do szatni znajdowało się na tyłach sali gimnastycznej. Prowadził do niej podjazd przypominający układem niewielki labirynt. Pola wjechała na niego. Czuła się zmęczona, choć trening miał się dopiero zacząć.
To nie będzie najlepszy dzień na koszykówkę, pomyślała, pokonując kolejne metry podjazdu.
– A co ty tu robisz? – spytała, gdy niemalże w progu natknęła się na Anetę. Wyglądała, jakby przed chwilą płakała. Jej twarz pokrywały czerwone plamy. – Coś się stało?
– Nic – odparła dziewczyna, szybko pocierając powieki. Uśmiechnęła się do Poli, łez jednak nie dało się ukryć.
Pola podjechała bliżej. Przyjrzała się drobnej blondynce na wózku. Znały się z Anetą od wielu lat. Nawet były razem na obozie rehabilitacyjnym. Spotykały się nie tylko na treningach, czasami wyskoczyły gdzieś na kawę czy piwo, ale chyba nie nazwałaby jej przyjaciółką. W sumie niewiele jeszcze o sobie wiedziały. Była pomiędzy nimi jakaś niewidzialna bariera, która nie pozwalała przejść z etapu „koleżeństwo” do etapu „przyjaźń”.
– Mów – powiedziała kategorycznie. – Przecież widzę.
– Nie… – zawahała się. – To nic…
– Dobra, zrywamy się z treningu? – zaproponowała Pola. – I tak czuję się potwornie zmęczona i chyba dzisiaj nie dam rady. – Kawa?
Aneta kiwnęła głową. Zjechały z podjazdu. Niedaleko sali gimnastycznej znajdowała się dość przyjemna kafejka, więc skierowały się od razu do niej. Łatwo było tam wjechać na wózku. Niestety nie do każdego lokalu w mieście to się udawało, bo albo schody stanowiły barierę nie do pokonania, albo wewnątrz stoliki poustawiano tak blisko siebie, że nie można było przejechać pomiędzy nimi.
Kiedy dziewczyny pokonały próg kafejki, kelnerka zaprosiła je do jednego ze stolików. Odsunęła krzesła na bok, by zrobić miejsce. Potem podała dwie karty i zniknęła za kontuarem. Pola poczuła na sobie wzrok gości z sąsiedniego stolika. Wiedziała, że obie wzbudzały ciekawość.
– Mów, co się dzieje – rzuciła od razu bez zbędnych wstępów.
– Szkoda słów…
– A łez nie szkoda?
– Wiesz, że się mądrzysz? – prychnęła, ale Pola nie poczuła się urażona. Wiedziała, że Aneta potrzebuje czasu, by opowiedzieć o tym, co się jej przydarzyło. Ona sama mogła się tylko domyślać, co było powodem rozpaczy jej koleżanki. Mało prawdopodobne, by młoda dziewczyna płakała z powodu odmownej decyzji banku w sprawie kredytu. To zawsze albo prawie zawsze były sprawy sercowe. W ich przypadku dochodził jeszcze kryzys dotyczący życia na wózku. Bo można było być twardzielką, mieć wszystko poukładane, ale przychodził taki dzień, gdy na przykład nie dało się pokonać jakichś schodów. Wtedy nagle wszystko się rozsypywało i potrzebowało się wsparcia kogoś, kto pomoże ułożyć ten domek z kart od nowa. Najlepiej, gdy nie byli to rodzice, bo dla nich zawsze i bezwzględnie należało być silną.
– Wiem. – Pola uśmiechnęła się. Potem zamówiły frappé. Na tę pogodę było idealne.
– Może mają panie też ochotę na lemoniadę arbuzową? – spytała kelnerka. – Mamy świeżo przygotowaną i zapewniam, że jest wyśmienita.
– O, to ja się skuszę – odparła Pola. – A ty?
– Ja też poproszę, choć nie wiem, czy powinnam wlewać w siebie tyle płynów – westchnęła.
– A co tam. – Pola machnęła ręką. – I tak nie poczujemy, że mamy pełne pęcherze, więc możemy pić do woli – zażartowała. Od razu, niemalże fizycznie, znów poczuła na sobie wzrok gości z sąsiednich stolików. – I mów wreszcie!
Aneta pociągnęła nosem. Jeszcze raz potarła powieki. Pola widziała, jak zadrżały jej kąciki ust.
– Chłopak mnie zostawił… – Rozpłakała się, a chwilę później zaczęła ze szczegółami opowiadać, co się stało.
– Wy długo byliście razem, nie? To ten, który przyjeżdżał na mecze? Jak on miał? Michał?
Kobieta znów zachlipała. Pola podała jej paczkę chusteczek.
– Dwa lata… A dzisiaj rano wysłał mi esemesa… – Zachłysnęła się łzami. – Że… że… nie da rady już dłużej… Rozumiesz? Jakbym była dla niego ciężarem! A przecież jeszcze dwa dni temu zabrał mnie na spacer i było tak normalnie!
– Dupek – warknęła Pola.
– To przez ten cholerny wózek!
– Tak ci powiedział?
– Nie musiał.
– Aneta… – zaczęła Pola, bo wiedziała, że takie myślenie prowadzi donikąd. Ludzie poruszający się o własnych nogach też się rzucali, rozstawali, zdradzali i tym podobne. Krzywdzić się można było zawsze i na różne sposoby, niezależnie od stanu zdrowia i „środka lokomocji”. – Nie myśl tak. Gdybyś nie jeździła na wózku i by cię rzucił, to zwaliłabyś na zielone oko czy krzywy palec wskazujący?
– Ja mam krzywy palec? – pisnęła Aneta.
– Tak, i zielone oko – zakpiła. – Przestań. – Uspokajała ją, choć jeszcze niedawno sama nie umiała sobie poradzić z jednym spojrzeniem Roberta, z jego jąkaniem i zdziwieniem na jej widok, bo nie spodziewał się, że spotka się z dziewczyną na wózku. Tego jednak nie powiedziała Anecie. Starała się robić dobrą minę do złej gry, ale doskonale wszystko rozumiała. Każda porażka w sprawach sercowych była łatwa do wytłumaczenia: „To przez wózek”. Niektóre dziewczyny stosowały wytłumaczenie: „bo jestem za gruba”, a one miały bardziej materialny powód każdego rozstania.
– Łatwo ci się śmiać.
– Nie tak łatwo – westchnęła i odważyła się opowiedzieć o znajomości z Robertem, o swoim rozczarowaniu i jego litości w oczach.
– Faceci to dupki – skwitowała Aneta.
– No, dupki.
– Myślą penisem. Mają imperatyw bzykania i porzucania.
– Zgadzam się, ale tylko chwilowo. – Pola uniosła kąciki ust. – Czasami są całkiem przyjemni. Bzykanie też.
– Ale ja mu tego nie daruję.
– Chcesz się zemścić? Wiesz… – zawahała się. – To nie jest najlepszy pomysł.
– Może i nie najlepszy, ale jedyny, jaki mam. – Wydmuchała nos w chusteczkę.
– Co chcesz zrobić?
– Nie wiem – odparła. Pola zauważyła, że twarz Anety nagle się zmieniła. Łzy niemalże natychmiast obeschły, a w oku pojawił się dziwny błysk. – Chociaż… mam chyba plan. Pomożesz mi?
– Realizacja genialnych planów to moja specjalność – zaśmiała się.
Aneta pochyliła się nad stolikiem i zaczęła szeptać. Pola poczuła przyjemną ekscytację. Uwielbiała adrenalinę!6
– Cześć, Darek – rzuciła w słuchawkę natychmiast po odebraniu połączenia. Ścisnęła mocniej aparat.
– Agata, co się dzieje? – spytał z troską w głosie. – Nie odzywasz się od jakiegoś czasu? Coś się stało?
– Nie… – zawahała się. – Nic, byłam trochę zajęta, bo dostałam etat w redakcji, a wiesz, jak to jest w nowym miejscu pracy – skłamała.
– Kiedy się zobaczymy?
– Hm… Nie bardzo teraz mogę rozmawiać, oddzwonię do ciebie wieczorem, co?
– Jasne…
Agata rozłączyła się. Dopiero wtedy poczuła, że z całych sił ściskała telefon. Bała się. Darkowi też nie umiała powiedzieć prawdy. Bo jak to wyjaśnić? Poszła na wesele brata byłego chłopaka, bo chciała mu pomóc uniknąć pytań o brak dziewczyny, upiła się, a potem poszła z nim do łóżka? Niby nie musiała czuć się winna, byli wolni i dorośli, nie spotykała się jeszcze wtedy z Darkiem. Chyba by zrozumiał… Miał dzieci z pierwszego małżeństwa, więc wiedział, że przeszłość nie ma znaczenia. Tylko że po chwili uświadomiła sobie, że jej dziecko dopiero było w drodze, będzie więc wymagało mamy dwadzieścia cztery godziny na dobę przez najbliższe lata.
Usiadła za kierownicą swojego samochodu. Bezmyślnie patrzyła przed siebie. Była beznadziejna. Dlaczego nakręciła się na posiadanie potomka? Trzeba było cały czas o tym myśleć?
– Halo! – Podskoczyła, gdy usłyszała pukanie w szybę.
– O nie – jęknęła i w pierwszej chwili miała ochotę przekręcić kluczyk w stacyjce i zwiać, gdzie pieprz rośnie. Nie miała ochoty na rozmowę o psach. Nie teraz!
– Pani Agatko! – Pukanie się powtórzyło. Otworzyła więc drzwi i wyszła z samochodu. Przywitała się z panią Luizą, trzymającą na rękach Dżafarkę. Suczka zapiszczała z radości. Agata poczochrała ją po łebku. – Co pani taka smutna? Stało się coś?
– Nie, nic, dziękuję. Zastanawiałam się, dokąd jechać.
– Cieszę się, że tak pani tęskniła za Dżafarką – powiedziała. – Co prawda nie lubię, gdy znika na cały dzień, ale Aksel mówił, że pani bardzo się z nią zżyła. Ja mogę coś zaradzić. W hodowli, z której brałam moją sunię, niedługo pojawią się nowe szczeniaki, więc gdyby…
– Przepraszam – Agata weszła jej w słowo. – Nie bardzo rozumiem…
– No wie pani, suka jest szczenna – dodała.
Jednak nie o tę część wypowiedzi Luizy jej chodziło. Chciała cofnąć to, co tamta powiedziała i przesłuchać jeszcze raz.
– Co Aksel mówił? – spytała.
– No że pani tęskni za sunią i chce z nią spędzić trochę czasu, dlatego pozwoliłam, żeby mój syn na trochę ją do pani przywiózł, bo ja to doskonale rozumiem…
– Aha… – mruknęła i zaczęła układać we wspomnieniu wszystkie wydarzenia. Aksel sam przywiózł do nią suczkę, bo niby nie miał się kto nią zająć… Tak przynajmniej mówił. A teraz co? Okazuje się, że kłamał? To drugie mijanie się z prawdą, na jakim go złapała.
– Cholerny prawnik – wymamrotała cicho.
– Słucham? – spytała Luiza, bo nie zrozumiała Agaty.
– A nic, mówię tylko, że faktycznie Dżafarka skradła moje serce – dodała trochę zbyt teatralnie.
– No to jak pani chce, to ja mogę taką sunię podobną do mojej księżniczki załatwić.
– Co? – Agata nie mogła się skupić na tym, co mówiła Luiza. – A tak, tak… – znów mruknęła. Próbowała przeanalizować jeszcze raz działania Aksela. W co on pogrywał?
– Dobrze się pani czuje?
– Tak, muszę już jechać – odparła. – Proszę ode mnie pozdrowić syna.7
Agata skuliła się ze strachu. Naciągnęła na kolana koc. Jest tchórzem. Swoją przyszłość widziała w czarnych barwach, w dodatku nadawała jej kształt puzzli rozsypanych po podłodze. Nie miała ochoty schylać się po nie i dopasowywać do siebie nierównych krawędzi. Chciała dziecka, to ma. Westchnęła. Chyba nawet zegar biologiczny, który do tej pory wygrywał swoje kuranty już od świtu, tym razem ucichł i bezszelestnie przesuwał wskazówki po tarczy.
Z zamyślenia wyrwał ją telefon. Wiedziała, że to Pola. Ustawiła dla niej w aparacie swoją ulubioną melodię.
– Co tam? – rzuciła w słuchawkę.
– Idziemy dziś do kina – stwierdziła. Jej głos brzmiał kategorycznie.
– Dzisiaj? To chyba nie najlepszy pomysł.
– Dzisiaj, bo jutro już nie grają tego filmu – odparła siostra. – Kupiłam nawet bilety. I co więcej, masz szczęśliwy dzień, bo ja stawiam.
– O rany – westchnęła Agata. – Nie jestem w nastroju.
– Ja też, właśnie dlatego idziemy.
– O której i na co?
Pola krótko odpowiedziała na jej pytania. Nie dopuszczała do dyskusji na temat tego, czy dzisiejsze wyjście jest najlepszym pomysłem. Dobrego momentu nigdy nie było, bo albo jedna, albo druga przeżywały jakiś kryzys, więc trudno się było zgrać w nastroju i chęciach.
– Dobrze się czujesz? – spytała wreszcie młodsza siostra.
– Taaa – jęknęła. – Super.
– Byłaś u Emila?
– Taaa – powtórzyła tym samym tonem, jednak po chwili dodała żywiej: – Ale nie chcę o tym gadać. – Liczyła na to, że uda się jej ukryć przed siostrą swoją ucieczkę z biblioteki. Przecież powie kiedyś Emilowi. Teraz po prostu nie była gotowa na tę rozmowę, a tym bardziej nie chciała tłumaczyć tego siostrze.
– Dobra. Temat tabu, o nic nie pytam, nic nie mówię. W kinie tylko przyjemne rzeczy.
– I lody… – Agata uśmiechnęła się do słuchawki. – Tak, duża porcja lodów może uratować ten dzień.
– Niech będzie. Przyjadę po ciebie o siedemnastej, czekaj przed blokiem.
Agata się rozłączyła. Spojrzała na zegarek. Miała jeszcze trochę czasu do wyjścia. Wzięła na kolana laptopa. Może uda się jej skupić na pracy. W poniedziałek musi być w redakcji. Naczelnej też trzeba będzie powiedzieć prawdę. Znów westchnęła. Dlaczego wszystko jest takie skomplikowane?
Zanim otworzyła plik ze swoimi dokumentami, weszła na stronę dyskontu książkowego i wybrała kilka pozycji na temat ciąży i macierzyństwa. Miała zamiar zrobić research jak do dobrego artykułu. Przygotuje się do bycia matką.
Pogłaskała się czule po brzuchu.
– Jak tam, okruszku? – spytała. – Będziemy doskonałym duetem, prawda? Damy sobie radę.
Chwilę spoglądała na swój płaski jeszcze brzuch. Potem postanowiła całą uwagę skupić na pracy. Blog od kilku tygodni zaniedbywała. Dawno nie dodała żadnego posta. Nie mogła przecież napisać, że będzie mamą. Nie teraz. Nie, zanim powie o tym Emilowi i naczelnej. Nie chciałaby, żeby dowiedzieli się w ten sposób.
Sprawdziła komentarze. Niewiele ich zamieszczono, bo ruch na blogu jakby nagle zamarł. Jej teksty o byciu woźną w szkole też nie cieszyły się aż taką popularnością jak wtedy, gdy zatrudniła się jako babcia klozetowa czy operatorka karuzeli. A pomysły na oryginalną pracę się jej skończyły. Miała przecież etat w popularnej lokalnej gazecie! To, o czym zawsze marzyła. Radość jednak wydawała się wyblakła i rozmyta. Ktoś pozbawił ją wyraź-nych konturów.
Na dwie godziny udało się jej zanurzyć w słowach wystukiwanych na klawiaturze laptopa. Pisanie pozwalało oderwać myśli od tego, co dotyczyło teraźniejszości. Wyrazy odklejały kawałki problemów i unosiły je na jasnym tle pulpitu gdzieś w nieokreśloną dal. Wiedziała, że wrócą zaraz po tym, jak postawi ostatnią kropkę, dlatego nie warto było się spieszyć. Palce miarowo przebiegały po klawiaturze. Rytm liter przypominał grę na pianinie. Była w tym melodia jej myśli.
Dochodziła szesnasta czterdzieści, gdy Agata oderwała wzrok od tekstu i spojrzała na zegar. Zdziwiła się, że czas tak szybko minął. Nerwowymi ruchami zaczęła przygotowywać się do wyjścia. Nie chciała, by Pola za długo czekała w samochodzie. Niedbale rozsmarowała na twarzy podkład, przypudrowała nos i podkręciła lekko rzęsy.
– Kurza stopa – jęknęła, kiedy zauważyła na spodniach drobinki jasnego pudru. Strzepnęła pył, starając się nie wklepać go jeszcze bardziej w tkaninę.
Znów rzuciła okiem na zegar. Nie było czasu na przebieranie. Przyjrzała się nogawce. Nie będzie widać!
Na szczęście winda była już na jej piętrze, więc zjechała szybko na dół. Rozejrzała się w poszukiwaniu samochodu siostry. Odetchnęła. Jeszcze jej nie było. Od razu jednak naszła ją myśl, że chyba ma dość codziennej gonitwy. Cały czas się gdzieś spieszyła. Była tym zmęczona. I kiedy tak dokonywała rozliczenia ze swoim dotychczasowym życiem, nagle zauważyła wjeżdżającego w jej osiedle znajomego fiata.
– No, jesteś! – zawołała Pola, kiedy Agata otworzyła drzwi obok kierowcy. Od razu przełożyła wózek siostry na tylne siedzenie.
– Obiecałam, to jestem. Jak już kupiłaś bilety, nie było wyjścia. Ale nie mogłyśmy iść jutro?
– Nie – odparła. – Jutro byś tak samo stękała. – A ja jutro jestem zajęta.
– Czym?
– No… – zawahała się, bo nie chciała siostrze powiedzieć prawdy. Umówiła się z Anetą. Miały dokonać zemsty na niewiernym chłopaku. – Pracę mam. Sporo zleceń mi ostatnio wpadło – dodała wymijająco, usprawiedliwiając się w myślach, że to częściowo było zgodne z prawdą. Miała świadomość, że gdyby Agata dowiedziała się o jej planach, za wszelką cenę starałaby się jej wybić to z głowy, a ona przecież obiecała Anecie! Przy okazji będzie miała sporo frajdy, dokopując temu facetowi.
Przed seansem kobiety zaopatrzyły się w napoje. I kiedy wreszcie Agata zajęła wygodny fotel, a Pola ustawiła obok niej wózek, oddały się w pełni relaksowi. Co prawda miejsca może nie były najlepsze, bo na samym dole sali, ale wyżej Pola nie dałaby rady wjechać wózkiem, a Agata z pewnością by jej tam nie wniosła.
Do sali weszło niewiele osób. Starsza siostra przyglądała się uważnie wchodzącym. Lubiła patrzeć na ludzi. Starała się zapamiętywać ich ruchy, sposób chodzenia i mimikę twarzy. W pewnym momencie jednak zetknęła się wzrokiem z bardzo postawnym mężczyzną. Miał charakterystyczną sylwetkę, która od razu skojarzyła się jej z niedźwiedziem grizli. Wzbudził w niej niezidentyfikowany lęk. A przecież nigdy wcześniej go nie widziała! Była tego pewna!
Poczuła dziwny skurcz. Powietrze zapachniało stęchlizną. Owiało ją chłodem, a w myśli błysnęło: „Ten facet mnie zabije”.8
Na ekranie błysnęły zapowiedzi filmów. Agata starała się skupić na migających obrazkach. Głośno wypowiadane dialogi stłumiły jej chwilowy lęk.
– O, na to bym poszła. – Pola szturchnęła ją w ramię.
O mało nie podskoczyła.
– No – mruknęła, bo znów niemalże fizycznie poczuła na sobie wzrok mężczyzny o wyglądzie niedźwiedzia.
On mnie zabije, pomyślała. A zdanie to stało się tak natrętne, że trudno je było zbagatelizować. Nie dawało się też zepchnąć w zakamarki podświadomości. Wyświetlało się w jej głowie. Doskonale je widziała. Połyskiwało czerwonymi neonami. „Ten facet zabije mnie i dziecko!”. Włączyło jakiś cholerny alarm! „Ten facet NAS zabije!”.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki