Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dom Beaty. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 marca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
36,90

Dom Beaty. Tom 1 - ebook

Czym jest dom? Czy to tylko miejsce zamieszkania lub tymczasowego pobytu? Czy może „dom” to coś więcej? Może to miejsce wypełnione miłością i uśmiechami? A może „dom” nie jest nawet drewnianą lub murowaną konstrukcją? Beata Polska, trzydziestopięciolatka z bagażem doświadczeń, będzie musiała odpowiedzieć sobie na to pytanie. Kiedy los niespodziewanie, nie pytając jej o zdanie, zmusza kobietę, aby powróciła do ojczyzny, ta jeszcze nie wie, że w rodzinnej Wetlinie dostanie szansę na odnalezienie samej siebie. Szansę na nowe, pełniejsze i szczęśliwsze życie. Tylko czy Beata odważy się z niej skorzystać? Czy okrutne wspomnienia z przeszłości w końcu uwolnią ją od siebie? Beata kieruje się w swoim życiu przede wszystkim strachem. To ten lęk kazał jej szesnaście lat temu opuścić familijne strony i podążyć tam, gdzie nikt jej już nie znajdzie – do Stanów Zjednoczonych. Naiwna wiara, że zostawiając za sobą ojczyznę, zostawi też demony przeszłości, okazuje się krucha i kobieta bardzo szybko przekonuje się, że ucieczka z danego miejsca nie oznacza ucieczki przed samą sobą. Jednak kiedy strach przed nieznanym ściska ją za gardło, nie potrafi postąpić inaczej, jak po raz kolejny uciec. Ostatecznie pewne uczucia okażą się silniejsze niż dławiący kobietę lęk. Wszystko przez Michała Jaworskiego, jej pierwszą nastoletnią miłość. Odkąd spotyka go w Wetlinie, jej życie zaczyna się zmieniać jak w kalejdoskopie. Czy istnieje miłość, która jest lekiem na całe zło? I czy istnieje dom, który nie ma konkretnego namacalnego adresu, ale jest czymś, co wzywa do siebie z wielką, niewyobrażalną siłą? „Dom Beaty” to książka, która odpowiada na te pytania. To opowieść o tym, że warto pokonać swoje lęki, aby nareszcie móc doświadczyć prawdziwego szczęścia. ""Ta historia stanowi dowód na to, że w życiu wszystko jest możliwe i nawet najtrudniejsze doświadczenia nie determinują przyszłości człowieka. Powieść pokazuje, że olbrzymie lęki i zadawniony ból można przekuć w siłę. Jeśli znajdziemy w sobie odwagę, by zmierzyć się z własnymi demonami, przychylny los na pewno nam w tym pomoże. Gorąco polecam."" - Dorota Gąsiorowska ""Autorka stworzyła niezwykłą, wzruszającą historię o paraliżującym strachu, przebaczeniu, miłości, która nie zna pojęcia czasu i próbie dowiedzenia się, czym jest prawdziwy dom. Czy to jedynie wnętrze pięknego apartamentu czy miejsce, na którego widok nasze serce z radości zaczyna szybciej bić? Wspaniale było wyruszyć z bohaterami w wędrówkę po Bieszczadach i razem z nimi przeżywać ich rozterki – a ich było niemało. Ja pokochałam Beatę i Michała, teraz czas na Ciebie!""- Patrycja Giesecke – autorka „Kiedy nadejdzie czas” „Dom Beaty” to piękna historia o poszukiwaniu siebie i swojego miejsca na Ziemi. Autorka zabiera nas w nostalgiczną i wzruszającą podróż w przeszłość, a także w głąb siebie. Niezwykła książka Anny Kucharskiej pokazuje, jak jedno wydarzenie może przekreślić nasze szanse na szczęście, ale również, że ludzie i miejsca, które kochamy potrafią zapuścić w nas korzenie tak głęboko, że ciężko je wyrwać z serca. Urokowi opowieści dodają niezwykle opisane krajobrazy polskich Bieszczad oraz nocne wycie wilków. Gorąco polecamy!"" - Piórem Czarownic

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: brak
ISBN: 978-83-67024-53-2
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Spis treści

CZĘŚĆ I – POWRÓT DO WETLINY

ROZDZIAŁ 1

ROZDZIAŁ 2

ROZDZIAŁ 3

ROZDZIAŁ 4

ROZDZIAŁ 5

ROZDZIAŁ 6

ROZDZIAŁ 7

ROZDZIAŁ 8

ROZDZIAŁ 9

CZĘŚĆ II – „KWIATY JÓZEFA”

ROZDZIAŁ 10

ROZDZIAŁ 11

ROZDZIAŁ 12

ROZDZIAŁ 13

ROZDZIAŁ 14

ROZDZIAŁ 15

ROZDZIAŁ 16

ROZDZIAŁ 17

ROZDZIAŁ 18

ROZDZIAŁ 19

CZĘŚĆ III – DOM BEATY

ROZDZIAŁ 20

ROZDZIAŁ 21

ROZDZIAŁ 22

ROZDZIAŁ 23

ROZDZIAŁ 24

PODZIĘKOWANIAROZDZIAŁ 1

Góry aż do nieba i zieleni krzyk.
Polna droga pośród kwiatów i złamany krzyż.
Strumień skryty w mroku i zdziczały sad.
Stara cerkiew pod modrzewiem i pęknięty dzwon.
Zarośnięty cmentarz, na nim dzikie bzy.
Ile łez i ile krzywdy, ile ludzkiej krwi.
Księżyc nad Otrytem, niebo pełne gwiazd.
Tańczą szare popielice, San usypia nas.
To właśnie są. To właśnie moje Bieszczady.

KSU, „Moje Bieszczady”

Niebo nad Połoniną Wetlińską rozciągało się błękitem. Gdy kładło się miękko na przyprószonych śniegiem szczytach, czyniło wraz z nimi czarodziejską granicę. Taki obraz nosiła w sercu Beata Polska, gdy wsiadała do samolotu, który miał ją transportować do ojczyzny. Jej szarozielone oczy zmrużyły się od słońca, które odbijało się w stalowym okuciu podniebnej machiny. Jeszcze nie tak dawno nie wyobrażała sobie takiej sytuacji – siebie wracającej w rodzinne strony. Jednak telefon, który niedawno odebrała, odmienił wszystko.

Kiedy szesnaście lat temu opuszczała Bieszczady, przysięgła sobie, że nigdy tam nie powróci. Zdała świetnie maturę, a w dłoni dzierżyła stypendium naukowe, jakie otrzymała na Yale. Nie zdradziła ojcu swoich planów. Kiedy więc jesienią 1999 roku oznajmiła mu, że na zawsze opuszcza jego i rodzinny dom, aby studiować w USA, ojciec z szoku nie potrafił wycedzić ani słowa. Ten dzień był właśnie taki – skalany milczeniem i na wskroś smutny. Gdy jej walizka przeturlała się przez próg rodzinnego domu, obróciła się po raz ostatni w kierunku starego życia i oczami, które przed chwilą opłakiwały przedwczesną śmierć matki, pożegnała w ciszy ojca. W jego zaś oczach zaszkliły łzy. To było jej pożegnanie z Bieszczadami. Tymi samymi, które kochała jako dziecko i które równie mocno znienawidziła po odejściu matki.

Minęło dokładnie szesnaście lat od tamtych wydarzeń, kiedy trzymała w drobnych kobiecych dłoniach swoją komórkę i bez tchu słuchała tego, co mówił do niej jakiś mężczyzna przedstawiający się jako mecenas Piotr Białostocki. Jej ojciec nie żył. Pogrzeb miał mieć miejsce za cztery dni. Prawnik wspomniał też coś o testamencie. Zaproponował, że spotka się z Beatą już w Jasieniu, blisko Ustrzyk Dolnych, jeśli oczywiście ta wybierała się na uroczystość. Kobieta ścisnęła w dłoni swój iPhone.

– Dobrze – rzekła łamiącym się głosem. – Spotkam się z panem po… wszystkim. – Chciała powiedzieć „po pogrzebie”, ale głos uwiązł jej w gardle.

Kiedy się rozłączyła, długo wpatrywała się w wyświetlacz telefonu. Jakby nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. Nie widziała ojca przez te wszystkie lata, a teraz spotka się z nim na cmentarzu. Tylko że on już z nią nie porozmawia ani na nią nie spojrzy. A przecież jeszcze łudziła się, że przyleci w odwiedziny, wszystko sobie wyjaśnią i przebaczą. Bo ona, chociaż zarzekała się na wszystko co święte, im była starsza, tym bardziej pragnęła odwiedzić Wetlinę, ale jakoś nie potrafiła zebrać w sobie odwagi. Teraz już było za późno. Już nigdy go nie przeprosi. Kogo miała teraz przepraszać? Lub raczej co? Płytę nagrobną?

Po policzkach kobiety pociekły łzy. I jeszcze będzie musiała sprzedać rodzinny dom. Bo niby co innego mógł jej przepisać? Dotarło do niej, że przez to będzie musiała pozostać dłużej w kraju. Wszystkie te formalności, to potrwa co najmniej tydzień. Na tyle też zaplanowała urlop. Tak, tydzień powinien wystarczyć. Potem wróci do swojego ustatkowanego życia, godnego Amerykanki plasującej się w klasie średniej. Musi tylko przetrwać to wszystko, cały ten pogrzeb, a następnie sprzedać dom. Kiedy uda jej się to przeżyć, wróci do swojego mieszkania w Nowym Jorku i może kupi sobie w końcu psa, bo ostatnio czuje się bardzo samotna. Bo kiedy opuszczała Bieszczady, przysięgła sobie także to, że nigdy nie założy rodziny. Chciała być wolnym duchem. I była nim. Ale czasem ta wolność była nie do zniesienia…

Na pokładzie samolotu powitały ją piękne uśmiechy młodych stewardess. Ten widok sprawił Beacie przykrość. Była wprawdzie atrakcyjną kobietą. Nie mogła narzekać na brak zainteresowania mężczyzn. Komplementowali jej grube włosy w kolorze słomy, które latem jaśniały od słońca, czyniąc z niej blondynkę. Jej pełne usta o barwie dojrzałej wiśni również robiły duże wrażenie na płci przeciwnej. Na pewno jej atutem była także kobieca figura.

Jednak nie miała złudzeń, nie była idealna. A w kraju, w którym uroda była obsesją większości kobiet, jej zmarszczki zarysowane delikatnie w okolicach oczu i ust były czymś niepożądanym. Mimo to ona polubiła tę swoją niedoskonałość. Poza tym była wysoka, mierzyła ponad metr siedemdziesiąt. Nie była bynajmniej chuda. Mogła się poszczycić pełnymi piersiami i biodrami, posiadała kobiece krągłości.

Nie miała złudzeń, wiedziała, że jej młodość przemija. Miała trzydzieści pięć lat. To taki dziwny wiek dla kobiety – nie czuje się ani młodo, ani staro. To taki okres „pomiędzy”. Ale nie mogła się oszukiwać. Widząc stojące przed nią dziewczyny, które ledwo ukończyły dwadzieścia lat, zrozumiała, że nigdy już nie powróci do lat swojej młodości. I nie chodziło tylko o kwestię urody. Czuła, że utraciła tamte lata na dobre. W jej wnętrzu była pustka.

Nie osiągnęła tego, co zaplanowała. Nie zrobiła oszałamiającej kariery prawniczej, godnej słynnych absolwentów Uniwersytetu Yale. Zamiast tego pracowała w zwykłej kancelarii prawnej, jakich pełno w milionowym mieście. Nie miała u swojego boku osoby, z którą mogłaby dzielić wzloty i upadki. Kiedy był na to odpowiedni moment, odrzucała wszystkie próby stworzenia związku. Dzisiaj sama nie wiedziała, czy robiła to ze strachu przed zaufaniem drugiej osobie, czy może z lenistwa, bo przywykła do wygodnego życia w pojedynkę. I wreszcie, nie pogodziła się z ojcem… I ten ostatni powód bolał ją najbardziej.

Zamyślona, zajęła swoje miejsce. Gdy samolot wzbił się w powietrze, pozostawiając za sobą miasta, domy i samochody wielkości klocków Lego, czuła się rozdarta. Nie chciała powracać w Bieszczady, ale z drugiej strony wiedziała, że musi pożegnać ojca z godnością. To jej wina, że nigdy nie przyleciała choćby na święta. To ona nie szukała z nim kontaktu. On zaś dzwonił i pisał, ale pewnego dnia przestał. Nic dziwnego, skoro nie odbierała prawie żadnego telefonu, a na życzenia świąteczne w formie przesyłanych kartek odpowiadała milczeniem.

Żołądek ścisnął jej się okropnie. Poczuła, że zaraz zwymiotuje. Denerwowała się tym przymusowym powrotem. To straszne, ale wiedziała, że gdyby nie śmierć ojca, zapewne już nigdy nie odwiedziłaby Wetliny. Chociaż czasem, w chwilach samotności, gdy nawet telewizor nie potrafił uciszyć jej myśli, pragnęła powrócić w góry. Te same, które stały się dla niej jednocześnie błogosławieństwem, jak i przekleństwem.

***

Gdy kilkanaście godzin później wylądowała na lotnisku w Krakowie-Balicach, czuła się jeszcze gorzej. Już była w ojczyźnie. Już postawiła pierwsze kroki na polskiej ziemi. I chociaż nie były to jeszcze Bieszczady, wiedziała, że niebawem wysiądzie z pociągu, który zawiezie ją w familijne strony i potem… No właśnie. Tego „potem” bała się najbardziej. A ono zbliżało się coraz większymi krokami. Już teraz czuła się sparaliżowana. Co będzie, gdy dotrze na miejsce? A przecież w tej chwili wsiadała do taksówki… Może jeszcze był czas? Wystarczy, że przeprosi kierowcę i wróci na płytę terminala, by poczekać na kolejny samolot, którym uda się z powrotem do Stanów. Lecz wiedziała, że to nie tylko byłoby tchórzliwe, ale też głupie. Przecież nie po to przeleciała cały ocean, żeby teraz uciec.

– Na dworzec PKP poproszę – powiedziała do kierowcy, gdy usiadła na siedzeniu z tyłu.

– Pani z Ameryki, prawda? – zapytał mężczyzna, zerkając w środkowe lusterko.

– Skąd pan wie? – zadała mu swoje pytanie, ale zanim ten odrzekł, znała już odpowiedź. Jak mogła zapomnieć o akcencie?

– Akcent – odparł zgodnie z jej intuicją. – Ale i tak pięknie pani mówi po polsku – pochwalił ją kierowca. – Chyba nie mieszkała pani tam za długo?

– Dziękuję. Czy ja wiem? Szesnaście lat to według pana długo czy krótko?

W odpowiedzi mężczyzna gwizdnął przeciągle i machnął energicznie ręką, jakby próbował pozbyć się natrętnej muchy.

Beata uśmiechnęła się, widząc jego reakcję, i bezgłośnie oparła się o wezgłowie siedzenia. Następnie zapatrzyła się w widok za oknem. Tym samym dała taksówkarzowi do zrozumienia, że nie miała ochoty na dalszą rozmowę. Widocznie to zrozumiał, bo pogłośnił radio i nie odezwał się już ani słowem do końca podróży.

Dziesięć kilometrów później wysiadła z taksówki, odebrała od kierowcy walizkę, którą ten wyciągnął wcześniej z bagażnika, i już była przy tablicy rozkładu jazdy pociągów. Pociąg do Ustrzyk Górnych odjeżdżał za pół godziny. Sprawdziła, czy zatrzymuje się w Wetlinie. Kiedy potwierdziła informację przy okienku, kupiła bilet i poszła na peron, z którego miał odjechać pociąg. Przez te trzydzieści minut, które wydawały się jej wiecznością, zdążyła lekko pogiąć zielony kartonik, bez którego pojedzie donikąd. Gdy zorientowała się, co robi, schowała bilet do portfela. Jednak gdy tylko to uczyniła, z głośnym świstem przyjechał pociąg, zatrzymując się zaraz przed jej nosem.

Weszła do pojazdu z coraz mocniej bijącym sercem. Miała wrażenie, że ono zaraz wyskoczy jej z piersi i była przekonana, że reszta pasażerów, zwłaszcza tych znajdujących się w pobliżu, może usłyszeć głuchy pogłos uderzania jej serca o żebra. Zajmując miejsce w wolnym przedziale, pragnęła, żeby te trzy godziny, które miała spędzić w podróży, rozciągnęły się w czasie. Była chyba jedynym podróżującym, którego marzeniem było, aby pociąg najlepiej nigdy nie dotarł do celu.

Jednak ten ruszył, obojętny na jej ciche błagania. Było piękne majowe popołudnie. Świat za oknem sukcesywnie budził się do życia, jakby każdą zazielenioną częścią siebie chciał powiedzieć: „No dobrze. Pora obudzić się z zimowego snu. Od teraz zaczyna się prawdziwe, pełniejsze życie”. Opuściła głowę, pozwalając, by włosy opadły jej na czoło. Nie mogła patrzeć na tę radość rozkwitającą na zewnątrz. Jutro ma pochować ojca.

***

Kółka fioletowej walizki uderzały o kostkę brukową dworca kolejowego w Wetlinie. Ciągnąca ją kobieta była zatroskana. Gdy tylko poczuła podmuch wiosennego wiatru na skórze, zrozumiała, że wróciła do domu. Ciekawe, ale dotarło to do niej dopiero wtedy, gdy powiew musnął delikatnie jej twarz. Poczuła również jego zapach i nie miała najmniejszej wątpliwości, że jest w Bieszczadach. Nawet tutaj, na dworcu kolejowym, powietrze miało tę inną, jakby szlachetniejszą woń. Chciała zapomnieć o górach, chociaż nie było to możliwe, mimo że przez te wszystkie lata bardzo się starała. W pamięci mógł jej się również zatrzeć portret ojca i matki oraz ich rodzinnego domu, rozmazując się w jej sercu i łącząc w dziwną spójną całość, niczym najbardziej abstrakcyjna mozaika. Ale nigdy nie zapomniała aromatu bieszczadzkiego powietrza. I w tamtej chwili zrozumiała, że będzie trudniej, niż przypuszczała. Wiedziała, że nie będzie jej łatwo przetrwać tę emocjonalną podróż, której pierwszym i głównym przystankiem miał być pogrzeb ojca. Jednak nie spodziewała się, że miłość do tej ziemi zachowała się w jej duszy przez te wszystkie lata. A ona nie chciała już kochać Bieszczadów. Zbyt mocno ją skrzywdziły. Ale mimo wszystko, kochała je. I teraz poczuła, jak ta prawie zapomniana przez nią miłość budzi się w jej sercu do życia, tak samo jak przyroda o tej porze roku. Bolało już teraz. Jak przeżyje cały tydzień?

Wiedziała, dokąd powinna się udać. Jednak nie wyobrażała sobie, że już dziś, tak od razu po przyjeździe, rozgości się w rodzinnym domu. Nie mogła być tego pewna, ale nie sądziła, aby ojciec przez te wszystkie lata wymienił zamek w drzwiach. Klucze od rodzinnej chałupy przyjaźnie brzęczały w jej torebce, zachęcając, by zatrzymała się w swoim dawnym miejscu zamieszkania. Zdawała sobie sprawę, że oszukuje samą siebie, bo przecież już jutro będzie musiała tam pojechać. A może jednak jeszcze nie jutro? Według prawnika ojciec zostawił jej spadek. To musiał być ich dom. Beata będzie musiała go sprzedać i chciała to zrobić jak najszybciej. Więc chcąc nie chcąc jutro zaraz po uroczystościach pogrzebowych pojedzie na miejsce.

Ale jeszcze nie dzisiaj. Teraz zmierzała podmiejskim autobusem w stronę pierwszego lepszego pensjonatu. Marzyła tylko o tym, aby wziąć prysznic, położyć się do łóżka i zasnąć po wielogodzinnej podróży. Coraz bardziej odczuwała zmęczenie. Tak właśnie zrobi. Odświeży się, porządnie wyśpi, a na drugi dzień stawi czoła rzeczywistości.

Rzeczywistość nie czekała jednak, aż kobieta zdecyduje się z nią zmierzyć. Czy to fatum czy może zwyczajna złośliwość losu? Cokolwiek to było, przywitało ją w rodzinnym miasteczku bardzo brutalnie. Poczuła się tak, jakby ktoś uderzył ją czymś ciężkim w głowę.

Gdy tylko wysiadła na przystanku w centrum Wetliny, zobaczyła mężczyznę, którego znała tak dobrze jak samą siebie. Przynajmniej tak było, zanim wyjechała do Stanów. Szedł w stronę sklepu, po drugiej stronie ulicy. Miała wrażenie, że czas się dla niego zatrzymał. Przysięgłaby, że nie zmienił się ani trochę. Być może tylko wyostrzyły się jego rysy. Na twarzy, którą okalała taka sama broda jak ta kilkanaście lat temu, pojawił się jakiś poważny wyraz. Kroczył lekko przygarbiony, na ramionach miał skórzaną kurtkę, dokładnie taką samą albo bardzo podobną do tej, którą zapamiętała Beata. W półdługich czarnych włosach jaśniało kilka nitek w srebrnym odcieniu. To wszystko dodawało mu jedynie atrakcyjności.

Beata poczuła, że brakuje jej tchu. Zanim mężczyzna zdążył ją dostrzec, obróciła się w przeciwnym kierunku i szybkim krokiem, jakby jego widok odebrał jej całe senność i zmęczenie, podążyła do najbliższego hotelu.

Gdy wreszcie położyła się na wygodnym łóżku, pragnęła zasnąć, ale nie mogła. Emocje i myśli krążyły w jej głowie z takim natężeniem, że sądziła, iż za moment wybuchnie.

– Witaj w domu…

Przez parę godzin leżała bez ruchu, wlepiając wzrok w ciemny sufit hotelowego pokoju. Jeżeli parę godzin temu zwykły podmuch wiatru sprawił, że jej duszę przebił ciernisty kolec, tak po tym, gdy ujrzała Michała Jaworskiego w samym środku miasteczka, wspomnienia w jej wnętrzu utworzyły ciernistą koronę.

Cisza tego miejsca stopniowo łagodziła jej nerwy, ale i tak sen przyszedł do niej bardzo późno. Kiedy zasnęła, przyśniły jej się góry. Wśród bieszczadzkich grzbietów stał ojciec. W prawej ręce trzymał laskę, jak Mojżesz. Nie widziała jego twarzy, miał ją zwróconą ku niebu. Ono zaś nagle pojaśniało i otworzyło swoje podwoje. Z nieba zniżyła się ku ojcu chmura, na której środku stała jakaś postać, ubrana na biało. Wyciągnęła do ojca ręce, a on ufnie je pochwycił. Kiedy to uczynił, odrzucił laskę, która z lekkim pogłosem uderzyła o twardą ziemię. Wówczas Beata dostrzegła twarz persony, która niespodziewanie zstąpiła z nieba. To była matka. Jej postać była taka, jak zapamiętała. Z jedną różnicą – była jeszcze piękniejsza. Chmura uniosła się wysoko i zniknęła w otchłani nieba wraz z jej rodzicami. Beata podbiegła do miejsca, w którym przed momentem rozegrała się cała scena. Przyklęknęła na trawie i drżącymi rękami podniosła z ziemi laskę ojca. Przyjrzała się jej dokładnie. Na rękojeści jaśniał napis: „Kochamy Cię, mama i tata”.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: