Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dom biały. Tom 4: powieść - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dom biały. Tom 4: powieść - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 232 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Po­wieść

K. Paw­ła Koka. (Kock).

tłu­ma­czył z fran­cuz­kie­go

Jó­zef Kra­szew­ski.

Nie­gdyś to było du­chów co nie­mia­ra!

W każ­dej wio­secz­ce wieszcz­ków py­ta­no się rady.

Swo­je wid­mo mie­wa­ła każ­da basz­ta sta­ra.

A na wie­czor­ne sta­rzy zszedł­szy się bie­sia­dy,

Iląż baj­ka­mi dzie­ciom spać nie dali ,

De­lil. (Wiej­ski czło­wiek).

Tom czwar­ty.

Wil­no.

Na­kład i druk T. Glücks­ber­ga,

1833

Wol­no dru­ko­wać z obo­wiąz­kiem zło­że­nia trzech exem­pla­rzy w Ko­mi­te­cie Cen­zu­ry.

Wil­no, 13 sierp­nia 1802 roku.

Mi­chał Ocza­pow­ski. Cen­zor.KTOŚ MY­ŚLI SIĘ ŻE­NIĆ.

Wstaw­szy na­za­jutrz po balu, Al­fred po­szedł do po­ko­ju Edwar­da; a nie­zna­la­zł­szy go ani tam, ani w zam­ku, ani w ogro­dach, nie wąt­pi już, że gar­dząc przy­rze­cze­niem, Edward po­szedł sam bez nie­go do Izo­ry. W ro­spa­czy, sen swój prze­kli­na; le­d­wie że na koń nie sia­da i nie goni go w góry. Lecz po­my­ślał że już póź­no, ze Edward mu­siał wy­je­chać od­daw­na, i że może na­wet wra­ca. Cze­ka więc go; spo­dzie­wa­jąc się wy­tłó­ma­cze­nia.

Kie­dy Al­fred prze­cho­dzi się nie­spo­koj­nie po ga­le­ryi wy­cho­dzą­cej na pole, Ro­bi­no wstaw­szy ubie­ra się naj­sta­ran­niej, i z miną roz­ja­śnio­ną zbli­ża się do ba­ro­na uśmie­cha­jąc: – "Dzień do­bry, ko­cha­ny Al­fre­dzie!

– "Dzień do­bry! od­po­wia­da na­gle za­cze­pio­ny, i zno­wu szyb­kim kro­kiem prze­cha­dza się po ga­le­ryi.

– Na ho­nor, bar­dzom rad, ze cię tu dziś spo­ty­kam… nie tak się to czę­sto zda­rza; bo zwy­kle ty z pa­nem po­etą wsta­je­cie, nim Fe­bus zło­to­wło­sy z łona mórz się pod­nie­sie… Eh! z tym dja­bel­skim Fe­ru­lu­sem, na­uczy­łem się wy­ra­żać ety­mo­lo­gicz­nie! … Lecz wróć­my do rze­czy… Cóż to nie słu­chasz mnie Al­fre­dzie?….:

– Ga­daj… ga­daj… ja słu­cham.

– Otoż, ko­cha­ny moj, oznaj­mię ci, że wczo­raj­sze­go dnia… ja…. Ale, ale… jak­że ci się wczo­raj­szy bal po­do­bał… nie wspo­mnia­łeś mi o tem… A pięk­nie było, he?….:

– Tak… prócz wier­szy pana Fe­ru­lus i se­rów w za­pa­sach, wszyst­ko się ślicz­nie uda­ło.

– No!… jak­że chcesz! byty to nie­prze­wi­dzia­ne wy­pad­ki!… Jed­nak­że pan Ber­lęg utrzy­my­wał, że to oży­wi­ło nie­co za­ba­wę. Na­ko­niec, mój ko­cha­ny Al­fre­dzie, w tym dniu usta­li­łem mój wy­bór.

– Co? jak?

– Co? jak! ju­ściż na­tu­ral­nie, żeby się oże­nić. Trze­ba mi żony! Zaj­mu­jąc pew­ne miej­sce w to­wa­rzy­stwie… ma­jąc za­mek… a zresz­tą… ser­ce się ode­zwa­ło; prze­mó­wi­ło i bar­dzo dziw­nie! Nig­dym jesz­cze nie był tak za­ko­cha­ny; bo tez nig­dy nie mia­łem zręcz­no­ści wi­dzieć tak za­chwy­ca­ją­cej oso­by. Rę­czę, że zga­dłeś Al­fre­dzie! mu­sia­łeś spo­strzedz na­sze sto­sun­ki? bo też praw­dzi­wie nie mo­głem się utrzy­mać… Ga­daj­że prze­cie… co tam pa­trzysz przez okno?…

– Słu­cham… słu­cham;.. mów tyl­ko.

– No! otóż po­wiem, jest to pan­na Kor­ne­li­ja Pę­se­ry, któ­ra mnie pod­bi­ła; ona bę­dzie moją do­stoj­ną mał­żon­ką, je­śli, jak się spo­dzie­wam, P. Mar­gra­bia oj­ciec jej nie sprze­ci­wi się temu!"

Al­fred od­cho­dzi od okna, mó­wiąc mu:

– "Pan­na Kor­ne­li­ja, ta wy­so­ka z któ­rą bal roz­po­czą­łeś, z nią się chcesz że­nić?

– Wła­śnie… mój dro­gi… Czyż nie ład­na? hm?…

– Tak… ni­cze­go…

– Hm? jak tań­cu­je?…

– Tak! ale lu­dzie nie że­nią się dla tań­co­wa­nia. Słu­chaj, Ro­bi­no…

– Mó­wi­łem ci już, że nie znam tego na­zwi­ska!

– No! więc Ju­li­ju­szu Rosz-nuar, czy iak tam so­bie chcesz, po­słu­chaj mnie pro­szę. Je­steś do­bry chło­piec, cho­ciaż ma­ją­tek tro­chę ci gło­wy nad­krę­cił, i chcesz pana uda­wać… By­li­śmy ra­zem w szko­łach, i smut­no­by mi było, wi­dzieć cię kie­dyś nie­szczę­śli­wym…

– Co za wstęp sza­lo­ny?

– Wy­da­jesz wię­cej nad do­cho­dy… prze­świ­stasz two­je dzie­dzic­two; lecz że się ba­wisz, prze­ba­czam ci to; ale mój przy­ja­cie­lu, wierz mi, nie żeń się z pan­ną Kor­ne­li­ją, bo wów­czas nie dłu­go się za­pew­ne po­ba­wisz."

Ro­bi­no za­gry­za usta, z nie­ukon­ten­to­wa­nia i od­po­wia­da: – "Na co­żeś się tak roz­ga­dał, ko­cha­ny Al­fre­dzie!… moż­na było krót­ko po­wie­dzieć, nie żeń się z pan­ną Kor­ne­li­ją… Przy­znam ci się, iż by­łem pew­ny, że mi do­bre­go gu­stu po­win­szu­jesz… I dla cze­goż­bym się nie miał że­nić?

– Bo ona wca­le nie dla cie­bie.

– Otoż wła­śnie, do­wo­dem że dla mnie, jest że ją ubó­stwia­ni.

– Ba! tak ci się zda­je!… Ubó­stwia­łeś Fra­nu­się, a jed­nak­żeś ją bar­dzo ozię­ble po­rzu­cił!…

– Fra­nu­się!… o to wy­je­chał! bar­dzo pro­szę, mój dro­gi, nie wspo­mi­naj mi o niej wię­cej!… Gdy­by się pań­stwo Pę­se­ry do­wie­dzie­li… Praw­da, że nikt nie za­bro­ni mło­de­mu czło­wie­ko­wi za ba­wić się… i co to szko­dzi?… ale oni to lak ści­śle strze­gą przy­stoj­no­ści i oby­cza­jów, toby mi za­szko­dzi­ło.

– Zresz­tą wie­rzę ci, że ko­chasz pan­nę Kor­ne­li­ję… ale ona by­najm­niej… pój­dzie za cie­bie dla tego tyl­ko, żeby mieć męża!

– Nie ko­cha? mnie? za­wo­łał Ro­bi­no. No! już zmi­łuj się, tego mó­wić nie mo­żesz!… są­dzi­łem, że nie­rów­nie wię­cej masz prze­bie­gło­ści i uwa­gi… Pan­na Pę – sery mnie nie ko­cha!… lak! nic – bo mnie ubó­stwia, i dzię­ki Bogu, wczo­raj prze­ko­na­łem się o tem do­sta­tecz­nie;… naj­czul­sze opusz­cze­nie się… ści­ska­nie ręki… wes­tchnie­nia… ner­wo­we drga­nia… jed­nem sło­wem, sza­le­je za mną!…"

Al­fred ob­ra­ca się, ru­sza­jąc ra­mio­na­mi, i od­po­wia­da: – "No! no! ubó­stwia cię, niech i tak bę­dzie. Ale ona rów­na jest to­bie wie­kiem, ma lat dwa­dzie­ścia ośm.

– Nie! nie! oho! nie­ma dwó­dzie­stu ośmiu, w prze­szłym mie­sią­cu skoń­czy­ła dwa­dzie­ścia siedm i pół.

– A ma­ją­tek… to rzecz waż­na, ileż ma po­sa­gu?…

– Po­sa­gu!… o! ma mnó­stwo… Na­przód, bar­dzo pięk­ne na­dzie­je, po­tem to co jej oj­ciec ma do­stać od Rzą­du za pla­ny eko­no­mii ru­ral­nej, któ­re wpręd­ce po­szle do Mi­ni­stra; na­resz­cie to, co jej zo­sta­wi wu­ja­szek Mi­luch­ny, któ­ry tego roku ma do­stać no­mi­na­ci­ją na pod­pre­fek­ta… albo naj­da­lej w przy­szłym, to nie­za­wod­nie, na­ko­niec, urząd wspa­nia­ły i bar­dzo ko­rzyst­ny, któ­ry obie­ca­no dać zię­cio­wi mar­gra­bie­go!…

– Tak! a od lat pięć­dzie­się­ciu nie­mo­gą umie­ścić wu­jasz­ka.

– To nic nie do­wo­dzi. Zresz­tą, mój ko­cha­ny, ja nic prze­my­śla­ni nad po­sa­giem, jak jaki ku­piec… ce­nić ko­bi­cie… tar­go­wać… a pfe!… i jesz­cze taką jak pan­na Kor­ne­li­ja!… Zda­je mi się, że samo spo­wi­no­wa­ce­nie się z taką fa­mi­li­ją, war­to co­kol­wiek."

Al­fred bie­rze za rękę dzie­dzi­ca, i z naj­zim­niej­szą krwią mu po­wia­da: – "Po­wta­rzam ci, mój ko­cha­ny, zro­bisz wiel­kie głup­stwo, je­śli się oże­nisz."

Ro­bi­no na­py­rzył się jak in­dyk, i wy­ry­wa rękę mó­wiąc: – "Mój przy­ja­cie­lu… do głupstw. two­jej rady nie po­trze­bu­ję… ja nie umi­zgam się do pa­stu­szek, a oże­nię się z kim ze­chcę.

– Zeń się so­bie choć ze sta­rym dja­błem! za­wo­łał Al­fred i wy­szedł z ga­le­ryi.

– "Z dja­błem się nie oże­nię, ale z pan­ną Kor­ne­li­ją! od­po­wie­dział Ro­bi­no z moc­nem po­sta­no­wie­niem wy­cho­dząc na dzie­dzi­niec. Nie ko­cha mnie!… miał­bym zro­bić głup­stwo!… wo­łał le­cąc do staj­ni., Ro­zu­miem co to! o! ro­zu­miem! to nie trud­no od­gad­nąć, Pan Al­fred chciał­by mi od­mó­wić pan­nę Kor­ne­li­ją, i dla tego sta­ra się od­wró­cić mnie od tego mał­żeń­stwa;… ale to wca­le nie­zgrab­nie. Aby mu wszel­ką ode­brać na­dzie­ję, bie­gę do mar­gra­bie­go, i nie odej­dę, póki mi swo­jej cór­ki nie przy­rze­cze."

Ro­bi­no woła woź­ni­cy, dżo­ke­ja, i każe za­przę­gać. Widm pan Fe­ru­lus przy­cho­dzi do­wie­dzieć się o zdro­wiu pana Rosz-nuar, i oznaj­mić mu że dano śnia­da­nie.

Ro­bi­no po­miar­ko­wał, że może prze­ką­sić, nim o rękę po­pro­si. Idzie więc z bi­blio­te­ka­rzem do ja­dal­nej sali, i mówi mu za­ja­da­jąc: – "Pa­nie Fe­ru­lus, że­nię się wkrót­ce…"

P. Fe­ru­lus skrzy­wił się tro­chę, bo mu się bar­dzo po­do­bał ro­dzaj ży­cia, któ­ry w za­ni­ku pro­wa­dził; a prze­wi­dy­wał, że jak tyl­ko przy­bę­dzie jej­mość, on sam wie­le stra­ci na zna­cze­niu, i nie bę­dzie mógł dys­po­no­wać obia­du i ro­ska­zy­wać jak dłu­go mają sie­dzieć przy sto­le. Jed­nak­że, po­nie­waż Ro­bi­no wy­rzekł to­nem sta­now­czym o oże­nie­niu, i zda­je się, jak mu pa­trzy z oczu, ocze­ki­wać po­win­szo­wa­nia. Pan Fe­ru­lus wy­krzy­wia gębę na­kształt uśmie­chu, i sło­dziuch­nym gło­skiem od­po­wia­da: – " JW Pa­nie, mał­żeń­stwo jest sta­nem zna­nym od naj­daw­niej­szej sta­ro­żyt­no­ści; lu­dzie że­ni­li się za­wsze, na­wet nim usta­no­wio­no No­ta­ri­ju­szów, i urzęd­ni­ków mu­ni­cy­pal­nych; że­nić się, jest to sto­so­wać się do ro­ska­zów Opatrz­no­ści. Miesz­kań­cy So­do­my spa­li­li się za to, że się że­nić nie chcie­li; żeń się tedy JWPa­nie, wiel­cy lu­dzie mie­wa­li za­wsze po­wo­ła­nie do sta­nu mał­żeń­skie­go: Her­ku­les jed­nej nocy oże­nił się z czter­dzie­sto dzie­wie­cią cór­ka­mi Te­spi­ju­sa, kró­la Be­ocii… a je­śli Dion Kas­siusz za­słu­gu­je na wia­rę, Ce­zar miał wy­dać wy­rok, któ­rym ogło­sił się być mę­żem wszyst­kich ko­biet w Rzy­mie, kie­dy mu się to po­do­ba. Co to za lu­dzie Her­ku­les i Ce­zar!… Te­raz nie­ste­ty! jed­ną tyl­ko wol­no mieć żonę, i może to na­wet i do­syć. Czy nie mógł­bym wie­dzieć JW. Pa­nie, kogo za­szczy­cić ra­czy­łeś swo­im wy­bo­rem?

– Młod­szą cór­kę mar­gra­bie­go Pę­se­ry, mło­da, przy­stoj­ną oso­bę, imie­niem Kor­ne­li­ją, któ­ra przy mnie sie­dzia­ła u sto­łu.

– "Wiem już wiem, JWPa­nie… sta­ro­żyt­nej po­sta­wy, pro­fil grec­ki… wzrost An­ty­go­ny… kształ­ty do ma­lo­wa­nia!… a mowa wy­twor­na i gra­ma­tycz­na!… Win­szu­ję JWPa­nu, była to naj­pięk­niej­sza ze wszyst­kich!

– Ten nie­osza­co­wa­ny Fe­ru­lus! za­wo­łał Ro­bi­no ści­ska­jąc go czu­ie za rękę. Otoż to do­brze!… znasz się na­tem, umiesz ce­nić mój wy­bór, bo cię na­mięt­ność nie za­śle­pia, i mó­wisz to co my­ślisz!

– Umiem ce­nić! JWPa­nie, co wię­cej opie­ję go w jam­bach, hek­sa­me­trach i pen­ta­me­trach.

– Bar­dzo do­brze, mój ko­cha­ny Fe­ru­lus, ja jadę na­tych­miast do pana mar­gra­bie­go Pę­se­ry, bo sam miar­ku­jesz, że nie­trze­ba za­nie­dby­wać się w po­dob­nej oko­licz­no­ści… Kto inny od­mó­wił­by mi pan­nę Kor­ne­li­ją, i ja nig­dy­bym tego nie od­ża­ło­wał…. Koń za­przę­żo­ny, jadę do

Sę't Aman; i mam na­dzie­ję, że przed ślu­bem skło­nię całe fa­mi­li­ję, aby u mnie ja­kiś czas prze­pę­dzi­ła!

– "Jedź! JWPa­nie, rzekł Fe­ru­lus, od­pro­wa­dza­jąc go aż do po­jaz­du, a gdy dzie­dzic się od­da­lił, do­dał: "Jedź po żonę… kie­dy ci tak pil­no… a zda­je mi się jed­nak, że ci tu nic z mo­jej ła­ski nic bra­kło. Cóż ro­bić, trze­ba się cie­szyć i opie­wać całą dru­ży­nę pań­stwa Pę­se­ry!"

Al­fred od­szedł od pana dzie­dzi­ca i prze­cha­dzał się po wzgór­ku, ocze­ku­jąc po­wro­tu Edwar­da. Przy­by­wa i on na­ko­niec, a Al­fred wy­cho­dzi na­prze­ciw nie­go.

Edward pu­ścił cu­gle ko­nio­wi. Cały w my­ślach o Izo­rze, o swo­jej mi­ło­ści, o Do­mie Bia­łym za­to­pio­ny, nie pa­trzał w koło sie­bie, i są­dził, że jesz­cze nic lak bli­sko zam­ku, gdy na­gle usły­szał głos! – "Stój! zleź z ko­nia… mam po­mó­wić z tobą!….

Edward za­drżał usły­szaw­szy głos tak do­brze zna­jo­my, lecz w tej chwi­li pe­łen gnie­wu, pa­trzy, i wi­dzi przed sobą Al­fre­da bla­de­go, nie­ru­cho­me­go, a w ry­sach jego twa­rzy wy­czy­tu­je gwał­tow­ną nie­spo­koj­ność.

Edward zsia­da i pusz­cza ko­nia, któ­ry bie­ży sam do zam­ku. Dwaj przy­ja­cie­le sto­ją w uli­cy ocie­nio­nej drze­wa­mi; Al­fred wy­cho­dzi z niej, i da­jąc znak Edwar­do­wi, aby szedł za nim, od­da­la się w miej­sce ustron­ne. Edward mil­czy i cze­ka, aby jego to­wa­rzysz za­czął roz­mo­wę, o któ­rej przed­mio­cie ła­two się do­my­śla.

– By­łeś u Izo­ry? ode­zwał się wresz­cie Al­fred.

– Tak… od niej wra­cam.

– Tak­że to do­trzy­mu­jesz przy­rze­czeń! Czy za­po­mnia­łeś o umo­wie?… o! i ja sto razy mia­łem chęt­kę, sam w góry po­je­chać, i z nią się zo­ba­czyć… lecz opar­łem się chę­ciom;… bom nie chciał zła­mać sło­wa… a ty?…

– Wy­zna­ję, Al­fre­dzie, żem zbłą­dził… lecz mi­łość moja ku Izo­rze, jest tak gwał­tow­na, iż oprzeć się nie mo­głem!

– Po­wiedz ra­czej, że nie­uno­sząc się wca­le de­li­kat­no­ścią, żar­to­wa­łeś so­bie z mo­jej uf­no­ści!…

– Al­fre­dzie, słu­chaj mię pro­szę, nie sądź, że moje przy­wią­za­nie do Izo­ry jest chwi­lo­we.

– A zką­dże wiesz, ze ja ją mniej ko­cham od cie­bie? ty sta­rasz się o wza­jem­ność wes­tchnie­nia­mi, tę­sk­no­tą… Ja pro­ściej po­stę­pu­ję… mó­wię co czu­ję… nie ukry­wa­ni mo­jej mi­ło­ści.

– Zresz­tą Al­fre­dzie, ona obu­dwa ra­zem ko­chać nas nie moie;… a gdy­by… ona cie­bie na­de­mnie nic prze­ło­ży­ła?…

– Ro­zu­miem, od­po­wie­dział roz­gnie­wa­ny Al­fred, wi­dzę, że dziś rano bę­dąc z nią sam na sam, ko­rzy­sta­łeś do­brze z cza­su, i od­pra­wi­łeś mnie z kwit­kiem… Są­dzi­szże, iż po­tem two­jem wy­zna­niu, usu­nę się, i zo­sta­wię ci two­ją zdo­bycz! po­zwo­lisz, abym mo­gło tem wąt­pić na chwi­lę, i spró­bo­wał tak­że, czy rów­nie jak ty szczę­śli­wym być nie po­tra­fię… I ja tak­że sam na sam zo­ba­czę się z Izo­rą, a może ta dum­na pięk­ność i dla mnie po­wol­niej­szą bę­dzie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: