Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dom na granicy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
4 sierpnia 2023
Ebook
44,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dom na granicy - ebook

Ania wiedzie skromne, zwyczajne życie. Kiedyś postanowiła poświęcić się rodzinie: zrezygnowała z wymarzonych studiów i wielkich planów, po to by zaopiekować się niepełnosprawnym bratem. Teraz, kilkanaście lat później, kiedy brat odszedł, została sama na świecie i szuka w nim nowego miejsca dla siebie. Niespodziewana propozycja od byłej przełożonej okazuje się dla niej szansą i… wyzwaniem. Zamieszkanie w domu na granicy, w którym dzieją się niezwykłe rzeczy, wywraca życie Ani do góry nogami. Nie mniej niż pewien interesujący mężczyzna, z którym ląduje… w jednym łóżku.

Czy Ania uwierzy, że jej los może się odmienić?

Czy odważy się zrealizować marzenia?

I czy wreszcie znajdzie prawdziwą miłość?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67787-26-0
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Anna Pola szyb­kim ru­chem zrzu­ciła z sie­bie koł­drę ubraną w ta­nią po­szewkę i ze­rwała się z łóżka na równe nogi. Bose stopy ze­tknęły się z chłodną pod­łogą, zo­sta­wia­jąc na niej mo­kre ślady. Była spo­cona od stóp po czu­bek głowy. Po­chy­liła się i trzę­są­cymi dłońmi pró­bo­wała prze­ga­niać węża zwi­nię­tego w kłę­bek i spo­koj­nie le­żą­cego na prze­ście­ra­dle. Świa­tło ulicz­nej la­tarni, wpa­da­jące przez nie­za­sło­nięte okno, de­li­kat­nie oświe­tlało po­kój. Po­ma­rań­czowa po­świata spra­wiała, że biała po­ściel zmie­niła swój ko­lor na rdzawy. Ko­bieta wciąż wy­ko­ny­wała dłońmi de­spe­rac­kie ru­chy, które miały jej po­móc po­zbyć się gada z łóżka. Wresz­cie za­spane, krót­ko­wzroczne oczy za­re­je­stro­wały pustkę na prze­ście­ra­dle. Dło­nie bez­wład­nie za­wi­sły wzdłuż ciała, kilka mo­krych ko­smy­ków wło­sów opa­dło na po­li­czek. Spły­wała po nim słona strużka łez po­mie­sza­nych z po­tem.

Boże, znowu ten sen – po­my­ślała i usia­dła na łóżku.

Się­gnęła po oku­lary, dzięki czemu po­czuła się le­piej, bo wszystko wo­kół stało się znacz­nie wy­raź­niej­sze. Do­tknęła pal­cami ekranu te­le­fonu. Cy­ferki za­ko­mu­ni­ko­wały trze­cią w nocy. Była roz­bu­dzona. Wie­działa, że je­śli za­śnie, to do­piero gdzieś koło pią­tej. Do­kład­nie wtedy za­brzmi jej bu­dzik, a ona za­cznie wy­ko­ny­wać co­dzienne, ru­ty­nowe czyn­no­ści. Po­ścieli łóżko. Pój­dzie do ła­zienki, gdzie prze­myje twarz naj­tań­szym olej­kiem z pły­nem mi­ce­lar­nym, po­tem umyje ją od­po­wied­nim my­dłem, a na­stęp­nie użyje to­niku z zie­lo­nych ogór­ków – zgod­nie z za­le­ce­niami pew­nej Ko­re­anki, która wszystko pięk­nie opi­sała w swo­jej książce. Urody to Ani nie do­da­wało, ale od­kąd wpro­wa­dziła ten spo­sób pie­lę­gna­cji, cera zde­cy­do­wa­nie się jej po­pra­wiła, przy­naj­mniej w jej od­czu­ciu, bo nikt po­stronny jej tego nie po­wie­dział. Na­stęp­nie po­chyli głowę nad umy­walką i umyje włosy. Bę­dzie ma­so­wać skórę głowy, po­zwa­la­jąc pia­nie spły­wać po cien­kich pa­smach. Po­tem spłu­cze i po­wtó­rzy wszystko od po­czątku, zgod­nie z radą in­ter­ne­to­wej try­cho­lożki, co miało spra­wić, że włosy nie będą się prze­tłusz­czać. Nie­stety po mie­siącu sto­so­wa­nia po­le­ca­nej me­tody co­dzienne my­cie głowy na­dal było ko­nieczne. Nie unik­nęła za­tem po­ran­nego ude­rza­nia głową w kran. Mo­gła myć głowę pod prysz­ni­cem, ale dziw­nym tra­fem rano ci­śnie­nie było w nim tak słabe, że woda le­dwo ciur­kała, więc zo­sta­wała tylko umy­walka i po­ranne na­bi­ja­nie guza. Po­tem zwi­nie na gło­wie tur­ban z ręcz­nika – miała to opa­no­wane do per­fek­cji, w końcu wy­ko­ny­wała go każ­dego ranka od wielu lat. W cza­sie, gdy fro­towy ma­te­riał bę­dzie wchła­niał wodę z mo­krych wło­sów, ona po­sma­ruje twarz kre­mem do cery na­czyn­ko­wej, który być może po­wo­do­wał, że pa­jączki nieco zni­kały, ale Ania na­dal czer­wie­niła się, zwłasz­cza wtedy, gdy usil­nie sta­rała się za­cho­wać na­tu­ralny ko­lor skóry. Na­stęp­nie za­sto­suje pu­der w ja­snym od­cie­niu, naj­bar­dziej od­po­wiedni dla jej bla­dej cery. Swego czasu pró­bo­wała na­kła­dać fluid jako pod­kład, ale w po­ło­wie dnia do­strze­gała go wy­raź­nie w za­głę­bie­niach zmarsz­czek i na opraw­kach oku­la­rów. Pu­der nie był tak wi­doczny. Szkoda tylko, że zbyt szybko ulat­niał się z nosa, który świe­cił się nie­zbyt ele­gancko. Może gdyby sto­so­wała fir­mowe ko­sme­tyki, efekty by­łyby bar­dziej spek­ta­ku­larne. Nie­stety stać ją było je­dy­nie na ta­nie, nie­zbyt znane marki.

Wąż. Ten wstrętny czarny wąż po­ja­wiał się w śnie Ani co pe­wien czas. Stra­szył, pa­ra­li­żo­wał i szar­gał nerwy. Tym ra­zem po­sta­no­wiła roz­pra­wić się z kosz­ma­rem noc­nym na za­wsze. Ale czy to się uda? Taką miała na­dzieję. Po­de­szła do me­blo­ścianki i otwarła drzwiczki barku, które w jed­nej chwili stały się bla­tem za­stę­pu­ją­cym biurko. Me­bel na wy­soki po­łysk już dawno wy­szedł z mody, ale na inny nie było jej stać, więc po za­ku­pie ka­wa­lerki za­miast wy­rzu­cić, zo­sta­wiła go i za­go­spo­da­ro­wała każdą szafkę oraz szu­fladę. Przy­sia­dła na je­dy­nym w miesz­ka­niu krze­śle i włą­czyła lap­top. Ci­cho wes­tchnęła i po­drep­tała do kuchni. Za­nim kom­pu­ter się uru­chomi, zdąży za­pa­rzyć so­bie her­baty. Pod­czas gdy woda w czaj­niku po­mału za­częła się bu­rzyć pod wpły­wem wzra­sta­ją­cej tem­pe­ra­tury, Ania wyj­rzała przez okno. Par­king przed blo­kiem zaj­mo­wały równo usta­wione, uśpione sa­mo­chody. Li­ście na drze­wach de­li­kat­nie szu­miały, to kwiet­niowy wiatr niósł ze sobą wio­senne cie­pło. Uwiel­biała wio­snę, bu­dzącą się do ży­cia przy­rodę, to­wa­rzy­szącą jej na­dzieję. Ania czuła, jak serce jej ro­śnie na wi­dok zie­leni traw i li­ści, ko­lo­rów wio­sen­nych kwia­tów. Świat sta­wał się po pro­stu piękny i cho­ciaż tro­chę przy­sła­niał jej bez­barwne ży­cie. Wpra­wiał ją w stan ocze­ki­wa­nia na coś mi­łego. Nie spo­dzie­wała się szczę­ścia, suk­cesu ani in­nych nie­moż­li­wych rze­czy. Cze­kała na coś mi­łego. Może wresz­cie ży­cie się do niej uśmiech­nie? Tak zwy­czaj­nie. Ser­decz­nie.

Czaj­nik się wy­łą­czył. Za­lała to­rebkę z her­batą. Po raz ko­lejny nie pa­mię­tała o wa­dli­wym opa­ko­wa­niu, które ku­piła. Wy­star­czyło, że woda do­tknęła sa­szetki, a ta pę­kała i her­ba­ciane listki luźno wi­ro­wały we wrzątku. Za każ­dym ra­zem o tym za­po­mi­nała i obie­cy­wała so­bie użyć sitka przy ko­lej­nej oka­zji za­pa­rza­nia her­baty.

Z dy­mią­cym kub­kiem wró­ciła do me­blo­ścian­ko­wego biurka. Mo­ni­tor przy­wi­tał ją zie­lo­nym tłem i słup­kiem równo uło­żo­nych ikon. Klik­nęła w jedną z nich, uru­cha­mia­jąc wy­szu­ki­warkę in­ter­ne­tową. Po chwili po­szu­ki­wań otwarła się strona z ob­ja­śnie­niami snów. Wę­żowi po­świę­cono sporo miej­sca i jak się oka­zało, był jed­nym z naj­czę­ściej po­ja­wia­ją­cych się w snach zwie­rząt. Mógł ozna­czać za­równo coś po­zy­tyw­nego, jak i ne­ga­tyw­nego, ale przede wszyst­kim za­gadkę. In­ter­ne­towy sen­nik de­fi­nio­wał peł­za­ją­cego gada jako sym­bol bez­dusz­nej osoby, po­kusę sek­su­alną oraz nad­cho­dzące zmiany. Ania naj­bar­dziej pra­gnęła zmian, na lep­sze oczy­wi­ście. Za­mknęła lap­top i wró­ciła na tap­czan, który w dzień słu­żył do sie­dze­nia, a w nocy do spa­nia. Może jed­nak uda jej się za­snąć cho­ciaż na krótki czas. Po­ło­żyła się na ple­cach, na­kryła koł­drą z owczej wełny, która ze sta­ro­ści zbiła się w twarde kępki i wy­ma­gała dłu­giego strze­py­wa­nia przed przy­kry­ciem. Zimą Ania do­dat­kowo brała koc, żeby nie zmar­z­nąć, ale wio­sną wy­star­czała stara, zu­żyta koł­dra.

Choć usil­nie pró­bo­wała, nie udało jej się zmru­żyć oka. Prze­wra­cała się z boku na bok, li­czyła prze­re­kla­mo­wane owieczki, wpa­try­wała się w je­den punkt na su­fi­cie. Wszystko na nic. Punk­tu­al­nie o pią­tej bu­dzik w te­le­fo­nie wy­brzmiał usta­wioną w pa­mięci me­lo­dyjką. Ko­bieta usia­dła i wsu­nęła na stopy weł­niane kap­cie.

– Znowu to samo – wes­tchnęła i po­czła­pała do ła­zienki, by roz­po­cząć co­dzienne, ru­ty­nowe czyn­no­ści. Naj­chęt­niej wró­ci­łaby na tap­czan i prze­spała cały dzień, ale do­sko­nale wie­działa, że nie może. Była nie­wol­ni­kiem swo­jego ży­cia. Nie. Była nie­wol­ni­kiem swo­jej we­ge­ta­cji.

Emma Wą­sow­ska z ra­do­ścią wsłu­chi­wała się w ostatni szkolny dzwo­nek tego dnia i ostatni dzwo­nek jej pracy. Brzmiał do­kład­nie tak samo jak co dzień, ale dla niej znacz­nie gło­śniej i we­se­lej. Mimo swo­ich sześć­dzie­się­ciu pię­ciu lat czuła się lekko, jak wów­czas, gdy po raz pierw­szy zmie­rzała do pracy w mi­ko­łow­skiej pod­sta­wówce. W ba­gaż­niku jej opla od kilku go­dzin spo­czy­wał kar­ton z pry­wat­nymi rze­czami, to­wa­rzy­szą­cymi jej przez lata w szkole. Ulu­biony ku­bek, sporo ksią­żek, szpilki, które wkła­dała na spe­cjalne oka­zje, awa­ryjny gra­na­towy ża­kiet i tro­chę ko­sme­ty­ków. Wiele in­nych zo­sta­wiła. Co po­nie­któ­rzy rzucą się na nie­po­trzebne już Em­mie przed­mioty jak hieny na pa­dlinę. Zwłasz­cza dłu­go­pisy, stale się gu­biące, i wszel­kiego ro­dzaju kar­teczki oraz no­tesy szybko znajdą no­wych wła­ści­cieli.

– Zro­bią z nimi, co chcą. Mogą na­wet wy­rzu­cić – stwier­dziła obo­jęt­nie i nie żal jej było ni­czego, na­wet ele­ganc­kich dłu­go­pi­sów, które do­sta­wała w pre­zen­cie od uczniów z oka­zji dnia na­uczy­ciela. Może to nie­ład­nie tak trak­to­wać po­da­ro­wane rze­czy, ale na pewno in­nym bar­dziej się przy­da­dzą. Prze­cież da­wa­nie przed­mio­tom dru­giego ży­cia jest ostat­nio ta­kie modne. Wszystko ład­nie po­se­gre­go­wała i zo­sta­wiła w pu­dle, które opa­trzyła na­pi­sem: „Można so­bie wziąć”. Po chwili do­pi­sała: „Nie ma za co” i za­śmiała się gło­śno. Za­wsze chciała to zro­bić. „Nie ma za co”.

Szkolny dzwo­nek prze­stał wy­da­wać prze­ni­kliwy dźwięk. Wą­sow­ska otwo­rzyła drzwi ga­bi­netu i ostatni raz jako dy­rek­torka prze­mie­rzała szkolny ko­ry­tarz. Uśmie­chała się przy tym sze­roko. Wresz­cie drzwi wej­ściowe za­mknęły się za nią z de­li­kat­nym stuk­nię­ciem. Emma wcią­gnęła do płuc po­wie­trze na­sy­cone po­po­łu­dnio­wym chło­dem, prze­mie­sza­nym z wio­sen­nym cie­płem. Idąc na par­king, miała ochotę wy­ma­chi­wać to­rebką ni­czym mała dziew­czynka, jed­nak po­wstrzy­my­wała ją świa­do­mość, że jest ob­ser­wo­wana z okna po­koju na­uczy­ciel­skiego. Dla­czego w pew­nym wieku nie wy­pada ro­bić głu­pot? A i wy­po­wia­dać na­leży się po­waż­nie, o in­fan­tyl­nym dia­logu w ogóle można za­po­mnieć. Dzieci mogą uda­wać do­ro­słych, na­wet pa­trzy się na nie z po­dzi­wem, gdy mó­wią doj­rzale. Do­ro­słym do dzie­ciń­stwa wstęp zo­stał za­mknięty raz na za­wsze.

Ge­stem przy­po­mi­na­ją­cym strze­la­nie z pi­sto­letu otwarła pi­lo­tem au­to­ma­tyczny za­mek w sa­mo­cho­dzie i z gra­cją, jaka przy­stoi ko­bie­cie w jej wieku, usia­dła za kie­row­nicą. Już wkła­dała klu­czyk do sta­cyjki, gdy na­gle się wy­co­fała. Na­szła ją bo­wiem ogromna ochota na spa­cer i nie za­mie­rzała z niego re­zy­gno­wać. Z taką samą ele­gan­cją, z jaką przed chwilą wsia­dała, wy­sia­dła i spa­ce­ro­wym kro­kiem ru­szyła w stronę Ma­łych Plant. Po­sta­no­wiła w końcu sko­rzy­stać z tężni so­lan­ko­wej, sto­ją­cej tam od roku. Nie do­rów­ny­wała wpraw­dzie ona tężni w Wie­liczce, ale na po­trzeby czter­dzie­sto­ty­sięcz­nego, nie­tu­ry­stycz­nego mia­sta wy­da­wała się wy­star­cza­jąca. Emma już z da­leka wi­działa, że tylko jedna osoba wdy­cha wy­do­bytą z ko­palni so­lankę. Wą­sow­ska usia­dła na drew­nia­nej ławce i przy­mknęła oczy. Wsłu­chała się w de­li­katny szum do­bie­ga­jący spo­śród ga­łą­zek tar­niny, któ­rymi wy­ło­żone były ściany in­ha­la­torni, co sprzy­jało po­dobno zwięk­sze­niu stę­że­nia soli w so­lance. Wdy­cha­jąc solny ae­ro­zol, uśmie­chała się do świe­żych wspo­mnień.

– Nie może pani odejść na eme­ry­turę w trak­cie roku szkol­nego!

– Nie zo­sta­wia się uczniów tak na­gle!

– Co z tego, że już dawno osią­gnęła pani wiek eme­ry­talny!

– Jak w ogóle so­bie pani to wy­obraża? Trzy mie­siące przed koń­cem roku szkol­nego? Dy­rek­tor?

– Pro­szę to jesz­cze raz do­brze prze­my­śleć!

– Nie po­zwa­lam i już!

W gło­wie Emmy ni­czym na­grane na pły­cie prze­wi­jały się słowa tych, któ­rzy nie zga­dzali się z jej de­cy­zją. Od dawna miała wszystko prze­my­ślane, zbie­rała się je­dy­nie na od­wagę, zda­jąc so­bie sprawę z za­mie­sza­nia, ja­kie spo­wo­duje. Była jed­nak pewna kom­pe­ten­cji swo­jej za­stęp­czyni, zwłasz­cza że ta była am­bitna i kry­ty­ko­wała wiele de­cy­zji Emmy. Miała znacz­nie no­wo­cze­śniej­sze po­dej­ście do za­rzą­dza­nia szkołą. Te­raz wresz­cie bę­dzie się mo­gła wy­ka­zać, a je­śli się spraw­dzi, pew­nie wy­biorą ją na nową dy­rek­torkę szkoły. Mimo tarć, do ja­kich mię­dzy nimi do­cho­dziło, Wą­sow­ska ży­czyła Jo­an­nie So­bań­skiej jak naj­le­piej. Przede wszyst­kim li­czyło się prze­cież do­bro uczniów, a co tu dużo mó­wić, jej za­stęp­czyni z uczniami i na­uczy­cie­lami miała wspa­niały kon­takt. Tylko z Emmą ni­gdy nie mo­gły się do­trzeć. A szkoda. Być może stra­ciły szansę na przy­jaźń.

– Nie spo­dzie­wa­łam się tego po to­bie – skwi­to­wała So­bań­ska de­cy­zję Emmy, sta­ra­jąc się ukryć trium­fu­jący uśmiech, mimo woli wy­pły­wa­jący na jej twarz.

– Zbyt długo się tu­taj za­sie­dzia­łam, cały mój za­pał do pracy gdzieś się ulot­nił i to jest znak, że czas odejść. Nic na siłę, droga Asiu.

– Ale co za­mie­rzasz ro­bić na eme­ry­tu­rze? Je­steś prze­cież wdową, ni­kogo nie masz. Je­den syn z żoną na An­tark­ty­dzie, drugi wieczny ka­wa­ler, no i ten twój wnuk.

– Coś jest nie tak z moim wnu­kiem? Czy o czymś nie wiem? Po­wie­dzia­łaś to ta­kim to­nem.

– Nie, nie... Tylko on ma za­wsze taki wy­raz twa­rzy...

– Jaki?

– Och, nie­ważne. Po­wiedz w końcu, jak prze­ko­na­łaś wła­dze do swo­jego odej­ścia?

– To nie było trudne. Za­gro­zi­łam, że je­śli się nie zgo­dzą, to po pro­stu nie sta­wię się w pracy i będą mnie mu­sieli zwol­nić dys­cy­pli­nar­nie.

– I co ci na to od­po­wie­dzieli?

– No cóż, chwilę mil­czeli, ale w końcu się zgo­dzili. Zresztą po­wie­dzia­łam im, że do­sko­nale so­bie po­ra­dzisz.

– Bar­dzo ci dzię­kuję, Emmo. Nie ukry­wam, że za­le­żało mi na two­jej re­ko­men­da­cji, wpraw­dzie ust­nej...

– Nie martw się, pi­semną też do­sta­niesz – prze­rwała So­bań­skiej Emma.

Na te wspo­mnie­nia za­śmiała się gło­śno, po czym ro­zej­rzała ner­wowo, czy ktoś jej nie sły­szy. Osoba, z którą dzie­liła tęż­nię, na dźwięk jej śmie­chu szybko za­ło­żyła trzy­mane w dło­niach oku­lary i jakby spło­szona, ze­rwała się i szyb­kim, nie­spo­koj­nym kro­kiem ru­szyła w kie­runku drogi pro­wa­dzą­cej do dworca. Wą­sow­ska po­sta­no­wiła iść za nią, bo w syl­wetce okry­tej czar­nym tren­czem roz­po­znała Annę Polę, woźną w szkole, z któ­rej wła­śnie ode­szła. Nie­któ­rzy bez oku­la­rów są nie do po­zna­nia. Emma czuła się śmiesz­nie, śle­dząc tę ko­bietę, ale skoro już za­częła, to za­mie­rzała skoń­czyć. Z tego, co pa­mię­tała, Ania nie miesz­kała w oko­licy, do któ­rej zmie­rzała, no ale mo­gła prze­cież iść na za­kupy. Było jed­nak coś nie­po­ko­ją­cego i ner­wo­wego w jej ru­chach, więc Emma dziar­sko prze­bie­rała no­gami, po­dą­ża­jąc za nią wzdłuż ru­chli­wej ulicy, pro­wa­dzą­cej do ronda.

Kiedy Ania za­częła się wspi­nać na wia­dukt ko­le­jowy, a po chwili znik­nęła, Wą­sow­ska wpa­dła w pa­nikę i pu­ściła się bie­giem. Spo­śród od­gło­sów sa­mo­cho­dów pró­bo­wała wy­ła­pać dźwięk nad­jeż­dża­ją­cego po­ciągu, ale wszystko zle­wało się w jed­no­stajny miej­ski szum. W końcu do­bie­gła do na­sypu przy wia­duk­cie i pod­pie­ra­jąc się dłońmi, za­częła się na niego wspi­nać, nie zwa­ża­jąc na prze­chod­niów, któ­rzy ją ob­ser­wo­wali. Nie­ważne, że ubrana w spód­nicę mu­siała się po­chy­lić i tym sa­mym wy­sta­wić na wi­dok pu­bliczny dość spory ka­wa­łek ud. Upar­cie wdra­py­wała się co­raz wy­żej. Gdy wresz­cie zna­la­zła się na szczy­cie na­sypu, nie­mal nad jej głową prze­mknął po­ciąg re­la­cji Ryb­nik–Ka­to­wice. Za­trzy­mała się, co spo­wo­do­wało, że za­częła po­woli zsu­wać się w dół. Zdo­łała jed­nak za­przeć się czub­kami bu­tów i dzięki in­ten­syw­nym ru­chom w końcu wgra­mo­liła się na wia­dukt. Prze­szła parę kro­ków, do­kład­nie lu­stru­jąc tory. Były pu­ste. Żad­nego roz­szar­pa­nego ko­łami po­ciągu za­krwa­wio­nego ciała.

– Ania! – za­wo­łała gło­śno.

Ci­sza.

– Ania! – krzyk­nęła jesz­cze raz i doj­rzała w od­dali pod­no­szącą się po­stać ubraną na czarno.

– Ania – ode­tchnęła z ulgą Wą­sow­ska i po­bie­gła w kie­runku ko­biety, która ze zdzi­wio­nym wy­ra­zem twa­rzy szła jej na­prze­ciw.

– Pani dy­rek­tor? Co pani tu­taj robi?

– Co ty chcia­łaś zro­bić? – Emma pła­cząc, de­spe­racko po­trzą­sała ra­mio­nami Ani.

– Ja?

– Chcia­łaś się rzu­cić pod po­ciąg?!

– Nie!

– To dla­czego tu przy­szłaś?

– Chcia­łam, chcia­łam...

– Chcia­łaś się za­bić!

– Nie! Chcia­łam za­głu­szyć sa­mot­ność i spraw­dzić, co się czuje chwilę przed... przed...

– Sa­mo­bój­stwem?

– Tak.

– I co się czuje?

– Ja nie po­czu­łam nic, oprócz tego, że nie po­tra­fię tego zro­bić.

– Do­bry Boże – wes­tchnęła Emma i do­piero te­raz do­tarło do niej, ile wy­siłku kosz­to­wały ją bieg i wspi­naczka na wia­dukt. Nie­mal bez sił usia­dła na ro­sną­cej wzdłuż to­rów tra­wie po­mie­sza­nej z chwa­stami. Ania usia­dła obok niej.

– Prze­pra­szam. Nie wie­dzia­łam, że pani za mną idzie.

– My­śla­łam, że chcesz się rzu­cić pod po­ciąg. Chcia­łam cię po­wstrzy­mać, a naj­gor­sze jest to, że nie zdą­ży­ła­bym.

– Pani dy­rek­tor, ale ja nie chcia­łam tego zro­bić.

– Nie mów do mnie „pani dy­rek­tor”, już nią nie je­stem.

– Pani Emmo...

– Emmo.

– Prze­pra­szam, Emmo.

– Po­wiedz mi, Aniu, dla­czego masz taką smutną twarz?

Anna Pola mil­czała.

– Pra­cu­jesz w szkole od dawna. Ile lat?

– Czter­na­ście lat.

– Czter­na­ście! Wcze­śniej by­łaś uczen­nicą na­szej pod­sta­wówki. Czy ja uczy­łam wa­szą klasę?

– Nie. Za­wsze tego ża­ło­wa­li­śmy, bo wy­da­wała się pani bar­dziej ludzka niż na­sza bio­lożka. „Wy­za­my­kać ze­szyty”. Tak ją prze­zy­wa­li­śmy. Za­wsze dzie­sięć mi­nut przed dzwon­kiem na prze­rwę ka­zała nam to ro­bić i od­py­ty­wała z do­piero co prze­ro­bio­nego ma­te­riału.

– Aniu, wstyd przy­znać, ale ja nic o to­bie nie wiem, oprócz pod­sta­wo­wych da­nych. Dla­czego?

– Bo moje ży­cie to nic cie­ka­wego.

– Po­wie­dzia­łaś, że chcesz za­głu­szyć sa­mot­ność. Je­steś sama?

– Tak.

– Cze­kaj, cze­kaj. Coś so­bie jed­nak przy­po­mi­nam. Ktoś coś mó­wił, co to było? No tak, prze­cież masz brata, opie­ku­jesz się nim.

– Mój brat umarł dwa mie­siące temu.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: