Dominikanie o siedmiu darach Ducha Świętego - ebook
Dominikanie o siedmiu darach Ducha Świętego - ebook
Tytułowe dary wymieniane w pieśniach liturgicznych to nie tylko poetycka fraza. Nie jest to również średniowieczny rebus oparty na niedokładnym tłumaczeniu Izajasza. Dary Ducha Świętego to, jak zauważa o. Giertych, autentyczna nadprzyrodzona rzeczywistość, konieczna na drodze duchowej każdego chrześcijanina.
O darze mądrości, rozumu, rady, męstwa, umiejętności, pobożności i bojaźni Bożej piszą: Wojciech Giertych OP, Łukasz Wiśniewski OP, Wojciech Gołaski OP, Paweł Krupa OP, Wojciech Surówka OP, Krzysztof Popławski OP, Maciej Biskup OP, Maciej Roszkowski OP.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7906-151-8 |
Rozmiar pliku: | 8,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„A wyrośnie różdżka z pnia Jessego, wypuści się odrośl z jego korzenia. I spocznie na niej Duch Jahwe, duch mądrości i rozumu, duch rady i męstwa, duch wiedzy i bojaźni Jahwe. Upodoba sobie w bojaźni Jahwe” (Iz 11,1–3). Oryginalny tekst tego proroctwa wylicza sześć duchów Jahwe, ale zarówno w Septuagincie, jak i w Wulgacie pojawia się „pobożność” dla uniknięcia podwojenia „bojaźni Bożej”. Można to było zrobić z racji stylistycznych, bo hebrajskie znaczenia terminów zachodzą na siebie i także nie są wyłączne. W ten sposób liczba duchów Jahwe wzrosła do siedmiu.
Proroctwo to zapowiada duchowe namaszczenie przyszłego Mesjasza, natomiast św. Augustyn zauważył, iż nie tylko Chrystus, ale także każdy chrześcijanin jest podobnie obdarzony. To dzięki temu nadprzyrodzonemu wyposażeniu dokonuje się prowadzenie przez Boga, w czym wyraża się usynowienie. Święty Paweł przecież pouczył, iż „wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi” (Rz 8,14). Ojciec niebieski pragnie, abyśmy byli „na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodnym między wielu braćmi” (Rz 8,29), ale to wymaga z naszej strony dziecięcej ufności wobec Ojca, skierowania wiary ku Chrystusowi, który jest Synem Ojca i naszym Bratem, i także Słowem Ojca, oraz stałej dyspozycyjności i otwartości na prowadzenie przez Ducha Świętego.
To jakby „rodzinne” zjednoczenie z Osobami Trójcy Świętej, wyczulenie na Ich wewnętrzny rytm życia i dostosowanie się do niego może się dokonywać już teraz. Od wieków święci żyją tą rzeczywistością, nawet gdy brak im słów do opisania tej niebywałej przygody. Refleksja teologiczna, która próbuje to precyzyjnie określić, kroczy za tym doświadczeniem. Dopiero w średniowieczu scholastyczna nauka wypracowała odpowiednie kategorie teologiczne oparte na danych biblijnych i przystające do wiedzy o człowieku i jego psychice, po to aby dopomóc znajdującym się na drodze do świętości. Ludzie, którym na Bogu zależy, chcą w Nim wzrastać. Jednak potrzebują światła, aby się nie pogubili, aby umieli odróżniać wychodzenie poza doczesność ku Bogu od skoncentrowania się na sobie czy też tylko na doczesnym sukcesie. Obcowanie z Bogiem to nie to samo, co zimne realizowanie moralnych zobowiązań mocą naturalnego wysiłku. Życie duchowe różni się od życia psychicznego. Chrześcijańska duchowość to nie terapia psychologiczna. Jednakże wiedza o psychice, etyka i teologiczny opis działania Boga w człowieku zachodzą na siebie. Stąd też zdarzają się pomyłki, upraszczające zawężenia i ignorowanie porządkującej wiedzy teologicznej. Jedynie gdy w danym społeczeństwie istnieje wystarczająco liczna grupa osób pragnących ukierunkowania ich życia duchowego, tradycyjne kategorie teologiczne pojawiają się w duszpasterskim dyskursie. Gdy tych osób brak, katechizmowe definicje wydają się nic nieznaczącymi frazesami, nieprzydatnymi do współczesnych realiów, niczym jakieś muzealne pamiątki z innej epoki.
Nie da się całkowicie uciec od pojęć etycznych, choćby dlatego, że konflikty, oburzenia i zderzenia odmiennych sposobów wartościowania zawsze będą ludziom towarzyszyć. Takie kategorie jak dobro i zło, grzech, sumienie, moralne zobowiązanie czy sprawiedliwość nie znikają więc z potocznego języka. Jednak to, że Bóg obdarza łaską, że generuje w duszy ludzkiej nadprzyrodzone jakości, pozwalające wprowadzać w bieżącą codzienność coś z tej dynamiki, jaką żyje Trójca Święta, oraz uzdalniające do twórczego i odpowiedzialnego reagowania na rodzące się nowe wyzwania – nie jest już generalnie wiadome. Aby to przyjąć, potrzeba żywej, pogłębianej wiary. Gdy natomiast liturgia staje się płytka, celebrująca bardziej kapłana czy wiernych niż Boga, to i z kościelnego przepowiadania znikają te teologiczne kategorie, które opisują łaskę i mogą uchronić przed jej zignorowaniem.
Siedem darów Ducha Świętego, przypominanych w pieśniach liturgicznych, nie jest tylko poetycką frazą. Nie należy też sądzić, iż chodzi tu wyłącznie o jakiś średniowieczny rebus, oparty na niedokładnym tłumaczeniu Izajasza. Co prawda historia teologii notuje spekulatywne wahania doktorów Kościoła i ich poszukiwania precyzyjnych ujęć, ale też trzeba wyznać i potwierdzić, iż kategoria darów Ducha Świętego wyraża autentyczną nadprzyrodzoną rzeczywistość, obecną w życiu niezliczonych pokoleń świętych i konieczną w drodze duchowej każdego chrześcijanina. Zauważanie tego, iż Duch Święty czasem coś podpowiada, i zgoda na to, by te sugestie cenić i przynajmniej od czasu do czasu wprowadzać w życie, może się zacząć od uświadomienia sobie w wierze ich istnienia, a więc tego, iż otrzymało się je podczas chrztu świętego.
W odróżnieniu od luteranizmu, Kościół katolicki wierzy, iż łaska rzeczywiście człowieka przemienia. Nie jest ona tylko zewnętrzną pokrywą, która pozostawia człowieka w grzechu. Łaska wprowadza ważną zmianę w istocie duszy, uzdalniającą do działań, które są w istocie nadprzyrodzone, obdarzone mocą Bożą. W celu bliższego umysłowego przyswojenia sobie konsekwencji bycia w stanie łaski, teologia wprowadziła łaciński termin habitus, który nieraz tłumaczy się jako „sprawność”. Oznacza on trwałą dyspozycję naturalnych władz, które zostały przysposobione do działań nadprzyrodzonych.
W porządku łaski rozróżnia się pomiędzy czynnymi sprawnościami, którymi są cnoty, i biernymi, którymi są dary Ducha Świętego. Cnoty są stałymi dyspozycjami duszy, które pozwalają łatwo, szybko, z przyjemnością i twórczo reagować na postrzegane wyzwania. Jest wielu ludzi, którzy nigdy w życiu nie przekroczyli progu cnoty. Jakoś postrzegają dobro, jakoś starają się unikać grzechów i gdy okoliczności zmuszają ich do reakcji, to coś tam dobrego robią. Ale brak u nich tej wewnętrznej radości, tej świadomej gotowości zaangażowania się twórczo w coś dobrego, nie dlatego, że ktoś każe, czy dlatego, że gdy się nie zrobi nic, to będzie gorzej, ale po prostu dlatego, że warto. Człowiek cnotliwy zawsze zaskakuje swą inwencją. Jest nieprzewidywalny w swej ofiarności. Nie funkcjonuje jak maszyna. Nie myśli ciągle o złu, które chce potępiać, tylko jest pomysłowy w wynajdywaniu sposobów realizacji dobra. Ludzie cnotliwi są czynni, społecznie zaangażowani i osobiście odpowiedzialni. Nie marzą o państwowych dotacjach, nie mają postawy roszczeniowej, tylko ofiarowują czas, pieniądze i osobistą energię w sprawy, które postrzegli jako ważne, godne uwagi i darmo danej pracy.
W cnotach można wzrastać. Nie są one niezmienną jakością. Zarówno głębia osobistego zaangażowania, jak i zakres działań mogą się powiększać. Mogą one też się pomniejszać, powodując zawężenie perspektywy. Są i tacy, którzy nic z siebie nie dają i zamykają się w egoizmie, co z czasem wiedzie do życiowej degeneracji.
Istnieją oczywiście cnoty naturalne, nabyte własnym wysiłkiem, wzrastające w wyniku doświadczenia i ponawianej ofiarności. Teologia tego nie neguje. Łaska nie niszczy natury, a ją nawet stymuluje. Ale obcowanie z Bogiem powoduje wewnętrzną transformację osobistego etosu. W chrzcie świętym otrzymuje się cały zestaw nadprzyrodzonych sprawności, które, choć są „wlane” przez łaskę, też wymagają świadomego kultywowania. Inna jednak jest sytuacja kogoś, kto liczy tylko na własne siły i gdy mu się coś udaje, jest dumny ze swych osiągnięć, a gdy mu nie wychodzi, zniechęca się, inna zaś tego, który wierzy, że został obdarowany przez Boga, skutkiem czego może twórczo i z przyjemnością podejmować dobro. Ten ostatni z wdzięcznością przypisuje chwałę za swe osiągnięcia Bogu, a nie sobie, a gdy mu się nie udaje i wpada w grzech, nie zamyka się w samopotępieniu, tylko z radością i dziecięcą ufnością wraca do dobra, ponieważ wierzy, że w nim działa łaska Boża nawet wtedy, kiedy emocje, smutek i poczucie winy mogą go zniechęcać. Na mocy „nabytych” cnót człowiek prawy postępuje godziwie, z powagą i niekiedy z pogardą i potępieniem dla tych, którzy do takich cnót nie dorośli. Na mocy „wlanych” przez łaskę cnót, człowiek ufający Bogu z figlarnością wymyśla sposoby, by wyrazić Mu miłość i swą ofiarnością stwarza przestrzeń dla zaowocowania Jego łaski, dla Jego przyjemności.
Istotne zatem jest pytanie, jak praktycznie w ramach zwyczajnego życia dokonuje się to obcowanie z Bogiem? Od czego trzeba zacząć, aby codzienne sprawy były miejscem, w którym realizuje się płodność Bożej łaski?
Trzeba zacząć od posługiwania się wiarą otrzymaną podczas chrztu świętego. Teologalne cnoty wiary, nadziei i miłości są nadprzyrodzonym narzędziem, pozwalającym na realizowanie więzi z Bogiem. One nie tylko mają Boga za swój przedmiot i motyw, ale są „wlane” w duszę przez samego Boga. Możemy wierzyć w Boga na podstawie autorytetu Boga, ponieważ sam Bóg nas do wiary uzdolnił. Jak ognia trzeba się więc wystrzegać herezji semipelagianizmu, która twierdzi, że pierwszy krok ku Bogu i łasce bierze się z naturalnego wysiłku czy z racjonalnych argumentów. Nieprawda! To Bóg nas obdarza łaską, skutkiem czego możemy kierować ku Niemu wiarę. Ta wyrażana wiara niejako „odpala” dynamikę łaski. W życiu duchowym prymat należy się cnotom teologalnym, a nie cnotom moralnym czy też walce z grzechem. Nie trzeba być moralnie czystym, aby Bogu zawierzyć! Trzeba natomiast przede wszystkim zadbać o jakość modlitwy, w której wyraża się wiarę ku Bogu. Za nią idą nadzieja, oparta na Bogu, i zaprzyjaźnienie się z Bogiem w miłości. Dopiero gdy poprzez te cnoty teologalne podtrzymywana jest więź z Bogiem, możliwe staje się zadziałanie darów Ducha Świętego, a w wyniku uwrażliwienia na nie powoli następuje aktywizacja „wlanych” cnót moralnych, odnoszących się do różnych spraw tego świata. A więc nie najpierw poprawność moralna, a potem więź z Bogiem, tylko na odwrót! Najpierw więź z Bogiem poprzez cnoty teologalne, w których można wzrastać, a dopiero potem narastają nadprzyrodzone cnoty moralne, porządkujące wolę i uczucia i kierujące do twórczej odpowiedzialności za siebie i za innych.
Obcowanie z Bogiem przez wiarę, nadzieję i miłość wyczula na dary Ducha Świętego. Te dary są również trwałą dyspozycją „wlaną” w duszę w chwili chrztu świętego, ale są one receptywne, wobec Boga bierne, a nie czynne jak cnoty. Można zatem porównać dary Ducha Świętego do anteny tranzystorowego radia. Jest ona trwałą częścią radia, które musi być włączone, aby antena fale odbierała. Oczywiście, ważniejsza od anteny jest stacja radiowa, która nadaje program. Cnoty teologalne, z których pierwszą jest wiara, nawiązują kontakt z Bogiem. Gdy rozum, uznający tajemnicę wiary, z miłości kieruje się ku Bogu, wówczas dary Ducha Świętego – te trwałe receptywne dyspozycje są uwrażliwione na Boga – „odbierają” Jego sugestie. Omawiając funkcjonowanie tych darów, św. Tomasz zastąpił biblijny termin „natchnienie” słowem instinctus. Podobnie jak instynkt rozumu skłania do tego, co jest sensowne, właściwe dla natury ludzkiej, tak „instynkt Ducha Świętego” reaguje na trzecią Osobę Trójcy Świętej. „Natchnienie” sugeruje wpływ na sferę poznawczą, natomiast „instynkt” obejmuje szersze działanie, ponieważ pobudza nie tylko rozum, ale także wolę i nawet po części sferę afektywną. Dary Ducha Świętego pobudzają wierzącego, by reagował na Bożą stymulację i odważnie angażował się w dobre sprawy całą swą osobowością. Można więc powiedzieć, że dary Ducha Świętego, i to wszystkie, działają na sposób rady. Duch Święty nie paraliżuje człowieka, nie neguje jego woli i odpowiedzialności, nie redukuje do rangi zewnętrznie sterowanej marionetki, ale zaprasza do odpowiedzi, która może być hojna, z inwencją, a równocześnie wolna od pychy, przezroczysta na dynamikę Bożą.
Na początku drogi duchowej bardziej zauważa się dramatyczne poruszenia Boże, które przychodzą z mocą – takie jak rozpoznanie powołania. Niejeden ksiądz czy zakonnica potrafią dokładnie powiedzieć, kiedy i w jakich okolicznościach pojawiło się w duszy przekonanie, że trzeba na Boże wezwanie odpowiedzieć. Natomiast dalsze sygnały są bardziej dyskretne, ukryte wewnątrz różnych naturalnych okoliczności. Bóg się nie naprasza, zwłaszcza gdy brak hojności, bo i Duch Święty nie chce, aby wierzący znalazł się w głupiej sytuacji, gdy zauważył Boże dotknięcie, ale nie chciał zareagować. Ponadto zdarza się, że w odbiorze sygnałów Bożych pojawiają się zakłócenia (podobnie jak w niezbyt sprawnym radiu). Czasem osobiste ambicje i plany biorą górę. Rodzi się chęć narzucania Bogu własnych pomysłów, wręcz wymuszania na Nim swoich planów. I dlatego Bóg się ukrywa, do czasu, kiedy w wewnętrznym milczeniu i aktywizowaniu wiary i miłości, te stałe odbiorcze dyspozycje, jakimi są dary, zostaną włączone. Recepcja Bożych sugestii dawanych poprzez dary wymaga duchowej przeźroczystości, bo jedynie w duszy chłonnej, wolnej od dominacji własnych programów rodzi się wrażliwość na Boga i Jego sugestie. Im bardziej dusza jest wewnętrznie „niepokalana”, tym bardziej może w niej się „poczynać” owoc Ducha Świętego. Gdy Boży instynkt spotyka się z reakcją, z darem z siebie, dawanym Bogu, dla Jego przyjemności, to ten czyn, ofiarny i twórczy, okazuje się radosny. Bo i „więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu” (Dz 20,35). Można tego namacalnie doświadczyć. Wymienione w Kazaniu na górze błogosławieństwa nie są jakąś dodatkową sprawnością, obok cnót i darów Ducha Świętego. One są czynami, które właśnie dlatego, że wyrastają z łaski, niosą szczęście.
Izajaszowe wyliczenie sześciu czy też siedmiu darów skłoniło niektórych teologów do próby wiązania ich z trzema cnotami teologalnymi i czterema cnotami kardynalnymi, sugerując, iż każdy dar odpowiada za jakiś sektor życia moralnego. Święty Tomasz pierwotnie próbował takiej interpretacji, ale z czasem ją porzucił. W jego dojrzałej nauce dary Ducha Świętego są dodatkowym wsparciem pobudzającym do cnotliwych działań. Nie bardzo jednak da się każdy dar przypisać do określonej cnoty. Można co najwyżej połączyć niektóre dary z niektórymi cnotami na zasadzie stosowności, ale równie dobrze doświadczenie duchowe może się ułożyć inaczej. Zresztą, omawiając działanie łaski w duszy, o im bardziej duchowej rzeczywistości się mówi, tym bardziej wszystko staje się mgliste. Można precyzyjnie na bazie obserwacji empirycznej opisać ludzkie ciało. Można dokładnie określić funkcjonowanie władz zmysłowych. Uchwycenie natury władz duchowych rozumu i woli jest trudniejsze i nie obejdzie się bez metafizyki, ale też jest możliwe. Natomiast rozpoznanie echa łaski w duszy jest jeszcze trudniejsze i wymaga żywej wiary. Łatwiejsze w opisie są cnoty wlane, ponieważ realizują się w konkretnych władzach zmysłowych i duchowych i są osadzone w zewnętrznych realiach. Dary Ducha Świętego są bardziej enigmatyczne. Dlatego też wszystko, co się powie o poszczególnych darach, jest jakoś płynne i równie dobrze mogłoby być powiedziane o innych darach.
Głosząc rekolekcje o Kazaniu na górze, św. Augustyn zestawił razem siedem błogosławieństw (ósme jest powtórzeniem pozostałych), siedem darów Ducha Świętego i siedem wezwań z Modlitwy Pańskiej. Tekst ten stanie się zrozumiały, jedynie gdy się go przeczyta w wierze, wyrażając w sercu prośby wzięte z Ojcze nasz, oraz gdy pod dary Ducha Świętego nie podłoży się cnót (czy to ujmowanych jako jakość psychiczna, czy, co gorsza, pojmowanych jako wyraz powinności), ale właśnie gdy rozpozna się w darach „duchowe anteny”, otwierające na bezpośrednie poruszenia Boże. Dopiero wtedy odsłoni się uszczęśliwiający moment błogosławieństw, czynów wyrastających z wewnętrznego poruszenia łaski.
– Jeśli poprzez dar bojaźni Bożej ubodzy w duchu są błogosławionymi, prośmy, aby czystą bojaźnią imię Boże było przez ludzi traktowane jako święte.
– Jeśli poprzez dar pobożności cisi są błogosławionymi, prośmy, aby nastało Jego królestwo, abyśmy uciszyli w sobie to, co sprawia Mu opór.
– Jeśli poprzez dar wiedzy ci, co płaczą, stają się błogosławionymi, módlmy się, aby stała się Jego wola, i wtedy przestaniemy płakać.
– Jeśli poprzez dar męstwa ci, co głodują, stają się błogosławionymi, módlmy się, abyśmy otrzymywali chleb codzienny.
– Jeśli poprzez dar rady ci, co są miłosierni, są błogosławionymi, przebaczajmy innym ich winy, aby i nasze były nam wybaczone.
– Jeśli poprzez dar rozumu ci, co mają czyste serca, są błogosławionymi, módlmy się, abyśmy nie mieli rozdwojonego serca, szukającego spraw światowych, z czego rodzą się w nas różne pokusy.
– Jeśli poprzez dar mądrości pokój czyniący są błogosławionymi, ponieważ będą nazwani dziećmi Bożymi, módlmy się, abyśmy byli wybawieni od złego, ponieważ to wyzwolenie uczyni z nas wolne dzieci Boże1.
------------------------------------------------------------------------
1 De Serm. Dom. in Monte, L. 2, c. 11 (PL 34, 1285). Wersja skrócona podana przez św. Tomasza w: S.Th., 2a–2ae, q. 83, a. 9, ad 3.