- W empik go
Don Kichot z La Manchy - ebook
Don Kichot z La Manchy - ebook
Szlachcic Alonso Kechani, przybrawszy imię Don Kichota z La Manchy, wyrusza ze swym giermkiem w świat, bronić czci damy swego serca, Dulcynei z Toboso. Hoża wieśniaczka staje się w jego oczach najpiękniejsza z wszystkich niewiast na Ziemi, rycerze i poeci kochają bowiem nie istoty z krwi i kości, lecz te, które tworzy ich niezmordowana wyobraźnia. Poczciwy Sancho Pansa nie rozumie, co znaczy słowo „ideał”, ale doskonale pojmuje uczucie i pragnienia swego pana, wyjątkowo trafnie obdarzając go przydomkiem Rycerz Smętnego Oblicza.
Don Kichot na swym koniu Rosynancie i Sancho Pansa na osiołku przemierzają świat, przeżywając serie groteskowych przygód, w których pomagają ludziom i bronią najsłabszych. Błędny rycerz i kierujący się zdrowym rozsądkiem giermek doskonale się rozumieją i wzajemnie uzupełniają, zawsze solidarni i nierozłączni w dążeniu do naprawiania świata. Przedłużająca się nieobecność rycerza niepokoi jego bliskich. Antonia, jego synowica, ochmistrzyni, wiejski pleban i specjalnie sprowadzony magister Samson Carrasco obmyślają, jak podstępem sprowadzić szlachcica do domu. „ Don Kichot z La Manchy ” to klasyka literatury europejskiej.
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7903-252-5 |
Rozmiar pliku: | 3,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Księga pierwsza, Rozdział I
Księga pierwsza, Rozdział II
Księga pierwsza, Rozdział III
Księga pierwsza, Rozdział IV
Księga pierwsza, Rozdział V
Księga pierwsza, Rozdział VI
Księga pierwsza, Rozdział VII
Księga pierwsza, Rozdział VIII
Księga druga, Rozdział I
Księga druga, Rozdział II
Księga druga, Rozdział III
Księga druga, Rozdział IV
Księga druga, Rozdział V
Księga druga, Rozdział VI
Księga trzecia, Rozdział I
Księga trzecia, Rozdział II
Księga trzecia, Rozdział III
Księga trzecia, Rozdział IV
Księga trzecia, Rozdział V
Księga trzecia, Rozdział VI
Księga trzecia, Rozdział VII
Księga trzecia, Rozdział VIII
Księga trzecia, Rozdział IX
Księga trzecia, Rozdział X
Księga trzecia, Rozdział XI
Księga trzecia, Rozdział XII
Księga trzecia, Rozdział XIII
Księga czwarta, Rozdział I
Księga czwarta, Rozdział II
Księga czwarta, Rozdział III
Księga czwarta, Rozdział IV
Księga czwarta, Rozdział V
Księga czwarta, Rozdział VI
Księga czwarta, Rozdział VII
Księga czwarta, Rozdział VIII
Księga czwarta, Rozdział IX
Księga czwarta, Rozdział X
Księga czwarta, Rozdział XI
Księga czwarta, Rozdział XII
Księga czwarta, Rozdział XIII
Księga czwarta, Rozdział XIV
Księga czwarta, Rozdział XV
Księga czwarta, Rozdział XVI
Księga czwarta, Rozdział XVII
Księga czwarta, Rozdział XVIII
Księga czwarta, Rozdział XIX
Księga czwarta, Rozdział XX
Księga czwarta, Rozdział XXI
Księga czwarta, Rozdział XXII
Księga czwarta, Rozdział XXIII
Księga czwarta, Rozdział XXIV
Księga piąta, Rozdział I
Księga piąta, Rozdział II
Księga piąta, Rozdział III
Księga piąta, Rozdział IV
Księga piąta, Rozdział V
Księga piąta, Rozdział VI
Księga piąta, Rozdział VII
Księga piąta, Rozdział VIII
Księga piąta, Rozdział IX
Księga piąta, Rozdział X
Księga piąta, Rozdział XI
Księga piąta, Rozdział XII
Księga piąta, Rozdział XIII
Księga piąta, Rozdział XIV
Księga piąta, Rozdział XV
Księga piąta, Rozdział XVI
Księga piąta, Rozdział XVII
Księga szósta, Rozdział I
Księga szósta, Rozdział II
Księga szósta, Rozdział III
Księga szósta, Rozdział IV
Księga szósta, Rozdział V
Księga szósta, Rozdział VI
Księga szósta, Rozdział VII
Księga szósta, Rozdział VIII
Księga szósta, Rozdział IX
Księga szósta, Rozdział X
Księga szósta, Rozdział XI
Księga szósta, Rozdział XII
Księga szósta, Rozdział XIII
Księga szósta, Rozdział XIV
Księga szósta, Rozdział XV
Księga siódma, Rozdział I
Księga siódma, Rozdział II
Księga siódma, Rozdział III
Księga siódma, Rozdział IV
Księga siódma, Rozdział V
Księga siódma, Rozdział VI
Księga siódma, Rozdział VII
Księga siódma, Rozdział VIII
Księga siódma, Rozdział IX
Księga siódma, Rozdział X
Księga siódma, Rozdział XI
Księga siódma, Rozdział XII
Księga siódma, Rozdział XIII
Księga siódma, Rozdział XIV
Księga siódma, Rozdział XV
Księga siódma, Rozdział XVI
Księga siódma, Rozdział XVII
Księga siódma, Rozdział XVIII
Księga siódma, Rozdział XIX
Księga siódma, Rozdział XX
Księga ósma, Rozdział I
Księga ósma, Rozdział II
Księga ósma, Rozdział III
Księga ósma, Rozdział IV
Księga ósma, Rozdział V
Księga ósma, Rozdział VI
Księga ósma, Rozdział VII
Księga ósma, Rozdział VIII
Księga ósma, Rozdział IX
Księga ósma, Rozdział X
Księga ósma, Rozdział XI
Księga ósma, Rozdział XII
Księga ósma, Rozdział XIII
Księga ósma, Rozdział XIV
Księga ósma, Rozdział XV
Księga ósma, Rozdział XVI
Księga ósma, Rozdział XVII
Księga ósma, Rozdział XVIII
Księga ósma, Rozdział XIX
Księga ósma, Rozdział XX
Księga ósma, Rozdział XXIRozdział I
W którym opisane są stan i zajęcia wielce słynnego hidalga Don Kichota z Manchy
W mieścinie pewnej, prowincji Manchy, której nazwiska nie powiem, żył niedawnymi czasy hidalgo pewien, z liczby tych, co to prócz spisy u siodła, szabliska starego, szkapy chudziny i paru gończych, niewiele co więcej mają. Rosolina powszednia, z baraniny częściej niż z wołowiny wygotowana na obiad, bigosik z resztek obiadu prawie co wieczór na kolację, co piątek soczewica, co sobota jaja sadzone po hiszpańsku, a na niedzielę gołąbeczek jakiś w dodatku do codziennej strawy, zjadały mu corocznie trzy czwarte części całego dochodu. Reszta szła na przyodziewek: na opończę z sukna cienkiego, hajdawery aksamitne z takimiż łapciami i na świtkę z krajowego samodziału dobornego, którą się w powszednie dni tygodnia obchodził. Miał on przy sobie ochmistrzynię, która, choć się do tego nie przyznawała, na czwarty krzyżyk dobrze już nastąpiła, siostrzenicę, której jeszcze dwudziesta wiosna nie zaświeciła i parobczaka sprawnego do usługi i w domu, i poza domem, i koło konia, i koło gospodarki. Wiekiem hidalgo nasz już na pięćdziesiątkę zarywał, ale ciałem był krzepki, w sobie kościsty, na twarzy suchy, zawiędły, do rannego stawania od ptaka skorszy, a do polowania bez miary zapalony. Przydomek miał podobno Quixada albo Quesada, bo co do tego nie ma zgodności między historykami, którzy o nim pisali; ale wedle wszelkiego prawdopodobieństwa zdaje się, że się zwał Quijana. Mniejsza wszakże o to dla naszej historii; tu rzecz główna w tym, ażeby opowieść na jedno źdźbło z prawdą się nie rozminęła.
Owóż tedy, trzeba wam wiedzieć, mili czytelnicy, że ów jegomość hidalgo, w chwilach wolnych, kiedy nie miał nic do roboty (co bodajże cały rok się wydarzało), strasznie lubił wczytywać się w książki rycerskie, przygody opisujące i tak się do nich zapalił, że nawet o polowaniu całkiem zapomniał i starunku o gospodarkę zaniechał. Zaciekłość ta jego do owych ksiąg do takiego stopnia doszła, że sprzedał spory szmat ziemi, byle mieć za co tych ksiąg nakupić. Zebrało się też to tego w domu co nie miara; bo gdzie jeno jaką rycerską książkę zobaczył, zaraz kupował. Ale ze wszystkich tych dzieł żadne mu się tak doskonałe nie wydało, jak dzieło słynnego Felicjana de Silva. Zachwycał się dziwną jasnością jego prozy, a zawiłości mowy jego wydawały mu się cudem sztuki pisarskiej; szczególniej też podziwiał jego listy miłosne i uczuciowe, w których unosił się nad najpiękniejszymi ustępami, jak na przykład taki:
Nieuwaga zniewagi, którą sprawujesz w mojej rozwadze, tak niszczy równowagę mojej uwagi, iż nie bez wagi żalić się odważam na twojej piękności przewagę.
Albo ten drugi, gdzie powiada:
Wysokie i wspaniałe nieba, które w boskości przymiotów twoich bosko wraz z gwiazdami cię umacniają i dają zjednać godności wyjednanie, która przejednała zacność twoja.
Zagłębiając się w takie mądrości, nasz biedny szlachetka tracił po trosze rozum i zachodził w głowę, szukając w nich sensu, a podziwiając je tym bardziej, im mniej rozumiał. Nie bardzo mu do serca przypadło, że Belianis tyle ran odebrał i zadawał, bo zastanawiając się zdrowo nad rzeczą, nie mógł przypuścić, ażeby przy pielęgnowaniu najwyborniejszych nawet medyków i chirurgów, którzy go opatrywali, nie zostało mu szramu na gębie i kiereszunku na ciele. Mimo to wszakże wielce szacował autora tej powieści i nieraz go kusiło coś, ażeby się wziąć do dokończenia jego książki, którą urwał na najciekawszym miejscu prześlicznej przygody. I byłby tego niezawodnie dokonał, pewno bardzo pięknie, gdyby nie to, że mu zawsze na przeszkodzie stały nowe fanaberie w głowie. Często toczył spory z proboszczem swoim, człowiekiem uczonym, licencjatem wykwalifikowanym w Ciguency, o to: kogo wyżej kłaść należy: Palermina Oliwskiego czy Amadisa Galijskiego. Majster Mikołaj znów, balwierz miejscowy, utrzymywał upornie, że nie było rycerza, który by dorównać mógł rycerzowi Słońca, a jeżeli kogo by można postawić przy nim, to jednego tylko Don Goloara, brata Amadisa, co to był kawalerem ze wszech miar doskonałym, a nie takim beksą i piecuchem jak Amadis, któremu wreszcie w żadnym punkcie rycerskości ani na krztę nie ustępował.
Krótko mówiąc, szlachetka nasz tak się zaciekł w czytaniu, że dnie i noce nad książkami trawił; doszło do tego, że wskutek zbytecznego natężenia i niewywczasu, mózg mu jakoś scieńczał, iż po prostu mówiąc, zgłupiał na piękne. Nabił sobie mózgownicę wszystkimi tymi andrybajami, które czytał, tak dalece, że mu się zamieniła całkiem w ładowny lamus czarów, uroków, zabijatyk, potyczek, ran, miłości, sercowych żałości, zapałów, udręczeń, srogości i tym podobnych niedorzeczności. I tak to wszystko, co czytał, wbił sobie krzepko w biedną głowinę, że ani mu gadaj, ażeby mogło być co prawdziwszego w dziejach świata. Prawił, że Cyd Ruy Dias był rycerzem wielce znamienitym, ale że ani mu wody nosić za Rycerzem Ognistego Miecza, który jednym odlewem dwóch wielkoludów straszliwej postury, jak muchy, na dwoje rozpłatał. Bernarda de Caprio wychwalał bardzo, że na równinach Roncewalskich zmógł Rolanda, pomimo osłaniających go czarów, na które użył sposobu, jakim zręczny Herkules udusił Anteusza, strasznego syna ziemi. Pod niebiosa wynosił Morgana, że choć ród swój wiódł od olbrzymów, co zawsze bywali tak butni i grubiańscy, sam przecież był niezmiernie uprzejmy i pięknie wychowany. Ale nad wszystkich uwielbiał Rinalda de Montauban, a mianowicie za to, że tak dzielnie łupił kogo tylko na drodze napotkał z zamku swego wyjechawszy i że tak gracko się spisał, wykradając zza morza bałwana Mahometa, który miał być cały szczerozłoty, jak o tym mówi historia. Co się zaś tyczy Goleona, Zdrajcy Ohydnego, to z całej duszy byłby oddał ochmistrzynię, a w dodatku nawet i młodą siostrzenicę, żeby go był mógł dojechać porządnie z kilkadziesiąt razy nogą pod żeberka.
Straciwszy nareszcie rozum z kretesem, przyszła mu do łba myśl najgłupsza, na jaką kiedy bądź szaleniec się zdobył. Ubrdał sobie, że tak dla blasku własnej sławy, jako i dla dobra ojczyzny, wypada mu koniecznie zrobić się błędnym rycerzem, puścić się w świat szeroki konno i zbrojnie na wielkie przygody i te wszystkie praktyki, których się naczytał o słynnych rycerzach błędnych, żeby jak oni mszcząc krzywdy cudze, narażając się na wszelkie niebezpieczeństwa, na boje i trudy, dojść chwały nieśmiertelnej. Roiło się już w rozmarzonej głowinie nieborakowi, że co najmniej czeka go cesarstwo Trebizondy jako nagroda dzielności potężnego ramienia. Upojony tak słodkimi omamieniami i ponętą tej świetnej przyszłości, rozgorzał cały żądzą jak najprędszego uskutecznienia swoich zamysłów. Najpierw tedy zabrał się co żywo do oczyszczenia różnych części zbroi w dziedzictwie po naddziadach mu pozostałej, a od kilku wieków pod rdzą i kurzem w kącie domostwa gdzieś błogo spoczywającej. Pozbierał je, obmył, odpolerował, do kupy jak tylko mógł najlepiej poskładał. Ale ku wielkiemu strapieniu spostrzegł biedak, że starej zbroicy nie dostawało jednej z najważniejszych części, bo zamiast szyszaka, znalazło się tylko kawał nagłówka od niego, a reszty ani weź nigdzie dopytać. Nie zrażając się tą biedą: w bystrym dowcipie swoim znajduje radę na nią, dokleja sobie z tektury brakujące części, stula to wszystko z żelastwem pospołu i tym sposobem fabrykuje sobie coś do hełmu podobnego. Na nieszczęście, przyszło mu do głowy spróbować, czy ta klejonka wytrzyma w danym wypadku ciosy, jakie spaść na nią mogą; jak tedy urżnie raz i drugi mieczem w ów szyszak tak za pierwszym zaraz cięciem zdruzgotał na nic całą robotę, nad którą przez cały tydzień się namozolił. Oczywiście strasznie mu ta próba nie do smaku poszła, ale trzeba było myśleć o zabezpieczeniu własnej osoby i nie było innej rady, jak wziąć się znów co żywo do przeróbki owego szyszaka. Pod tekturę tedy żelazne dał obróżki, wszystko skleił bardzo pięknie i w przekonaniu własnym bardzo mocno; ale odechciało mu się już prób robić, bo pewny był, że ma szyszak z przyłbicą najwykwintniejszego gatunku.
Dokonawszy tego dzieła, zajął się rumakiem; poszedł do stajni, przyglądał się szkapie swojej, a choć chudzina ta mizerniej może wyglądała, niż wywłoka Goveli qui tantum ossa et pellis fuit, byłby jednak poprzysiągł, że był to rumak dzielniejszy od Bucefała Aleksandryjskiego i Babieki Cydowej. Cztery dni, jak Pan Bóg przykazał, strawił, susząc sobie głowę nad wymyśleniem nazwiska dla tego rumaka; boć nie uchodzi, myślał sobie, żeby wierzchowiec tak słynnego rycerza nie był światu z imienia znanym. Szło mu koniecznie o to, żeby wymyślić takie, co by zarazem malowało stan owego wierzchowca przed wejściem w szeregi błędnego rycerstwa, i to czym miał stać się później. Konieczną i logiczną wydawało mu się rzeczą, że kiedy pan zmienia stan swój, iżby i koń nazwę swą zmienił, a przyjął taką, co by go uświetniła i godnie odpowiadała nowemu jego powołaniu. Dobrze tedy rzecz tę rozważywszy, przerozumowawszy, przekombinowawszy, z tysiąc rozmaitych nazw próbując, zmniejszając, zdłużając i łatając, postanowił nareszcie nazwać go Rosynantem, bo nazwa ta wydała mu się bardzo wspaniałą, świetną i wielce znaczącą, a godną pierwszego w świecie bieguna. Wynalazłszy tak śliczne imię dla konia swego, zaczął teraz myśleć, jakie by tu sobie samemu nadać nazwisko; osiem dni przemyśliwał i nazwał się Don Kichotem; niektórzy autorowie tej historii, co do joty prawdziwej, myśleli z tego powodu, że istotnie musiał się nazywać Quixada, a nie Querrada, jak to inni utrzymywali. Przypomniawszy zaś sobie, że Amadisowi dzielnemu nie dość było na własnym nazwisku poprzestać i że dodał jeszcze do niego nazwę ojczyzny swej i królestwa, dla większego ich uświetnienia przezwał się Amadisem z Galii, nasz rycerz uczynił tak samo i przezwał się Don Kichotem z Manchy, myśląc, że tym sposobem rozgłosi po świecie całym i zaleci na wieki imię swej rodziny i miejsca rodzinnego.
Tak tedy wyszorowawszy należycie zbroicę, z nagłówka wysztukowawszy sobie hełm przyzwoity, rumaka ochrzciwszy wspaniale, a siebie znamienicie, mniemał, że teraz nie brakuje mu już nic więcej, jak tylko damy, w której by był zakochanym; bo rycerz błędny bez miłości, to tak samo jak drzewo bez liścia i owocu, a nawet po prawdzie, jak ciało bez duszy. Jeśli kiedy, na nieszczęście, mówił sobie, a raczej na szczęście moje, przyjdzie mi się spotkać z jakim wielkoludem, jak się to błędnym rycerzom zwykle przytrafia, i gdy pierwszym cięciem powalę go na ziemię albo rozpłatam na dwoje, słowem, gdy go zwyciężę, to przecież muszę z niego komuś zrobić prezent; muszę słyszeć, jak padłszy na kolana przed damą serca mego, pokorniutkim i skruszonym głosem przemawiać będzie do niej: „Pani, ja jestem olbrzym Karakuliambro, pan wszechwładny wyspy Malindranii, którego niezwyciężony i niewysłowionej nigdy chwały rycerz Don Kichot z Manchy zwyciężył w pojedynczym boju; z jego to rozkazu przychodzę ukorzyć się u stóp Waszej Znamienitości i oddać pod jej wolę i rozporządzenie, jako nędzny jej sługa i niewolnik”. O, jakże się cieszył, jak radował nasz rycerz, wyrecytowawszy sam do siebie tę piękną mowę, a nie posiadał się już z rozkoszy, kiedy znalazł nareszcie w głowie niewiastę, którą wrytował na panią serca swego! Była nią, jak mniemają historycy, gładka dość dziewucha wiejska, córka rolnika ze wsi, w której mieszkał nasz rycerz i kochał się w niej kiedyś, ale tak, że ona o tym ani trochę nie wiedziała i ani się domyślała. Nazywała się Alonza Lorenzo; ją to wybrał on teraz na panią swych myśli i serca; a wyszukując i dla niej także nazwiska równie szlachetnego, jak własne, i które by miało w sobie coś książęcego, po długich turbacjach nazwał ją nareszcie Dulcyneą z Toboso, jako w rzeczy samej stamtąd pochodziła, i że imię to przypadało mu niemniej do myśli i smaku, jak i imiona, powynajdywane przezeń dla siebie i konia swego.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.