Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Don Kiszot z la Manczy i jego przygody - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Don Kiszot z la Manczy i jego przygody - ebook

Streszczenie, napisane bardzo przystępnym językiem, skierowane raczej do młodzieży – chociaż oczywiście i dorośli mogą je przeczytać z przyjemnością – opowiadające dzieje i przygody słynnego don Kiszota z la Manczy, bohatera dzieła autorstwa hiszpańskiego genialnego pisarza Miguel de Cervantesa y Saavedry. Powieść okazała się prawdziwym sukcesem i wkrótce doczekała się kolejnych wydań w Madrycie, Brukseli, Mediolanie, niestety nie przynosząc autorowi żadnych korzyści materialnych, lecz tylko sławę. Część druga „Segunda parte del ingenioso hidalgo Don Quixote de la Mancha” ukazała się w 1615 roku, prawdopodobnie wskutek działań nieznanego pisarza kryjącego się pod pseudonimem de Avellanedy, który napisał „drugą część przygód Don Kichota z La Manchy”, ocenianą jako dobrą, lecz nie dorównującą oryginałowi, co więcej, zawierającą uszczypliwe uwagi wobec Cervantesa. Ten podjął rękawicę i nie tylko odpowiedział krytyką swego anonimowego adwersarza, ale wydał drukiem prawdziwą drugą część przygód rycerza z La Manchy, której popularność dorównała wkrótce części pierwszej. (za Wikipedią).

 

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7950-730-6
Rozmiar pliku: 501 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZEDMOWA

Michał Cerwantes de Saavedra urodził się w r. 1547, umarł w r. 1616. Był walecznym żołnierzem, pięć lat spędził w ciężkiej niewoli u Arabów czyli Maurów; przez rodzinę swoją wykupiony, służył jeszcze wojskowo, potem zajmował się pisaniem i handlem. Żadne z tych zajęć jednakże nie dało mu zamożności. Kilka razy był więziony niesłusznie. Umarł w biedzie i dziś nie wiadomo nawet, gdzie spoczywają prochy wielkiego hiszpańskiego pisarza. Z książek przez niego napisanych, najznakomitszą jest powieść o Don Kiszocie, tłómaczona na wszystkie języki.

Nikt nie umiał tak dosadnie przedstawić na przykładzie ciężkich szkód, zrządzanych przez czytanie złych książek, jak Cerwantes w swoim Don Kiszocie.

Bohater ten jest z natury człowiekiem dobrym i rozumnym, posiada wiele odwagi, stałości, wytrwałości w cierpieniach i przez te przymioty wzbudza dla siebie współczucie. Niczego jednakże nie mógł w życiu dokazać, gdyż miał umysł zwichnięty... złemi książkami.

Dążność Don Kiszota była najszlachetniejsza — pragnął pomagać uciśnionym, karać krzywdzicieli. Tylko mylną wybrał drogę: sądził, że dojdzie do swego celu przez bijatyki, gotów też był walczyć z całym światem, przeciwników szukał tam nawet, gdzie ich nie było, rzucał się na oślep w niebezpieczeństwa największe i oczywiście wychodził z tych walk często srodze pobity.

Cerwantes wiernie opisał naturę ludzką. I dziś widujemy mnóstwo Don Kiszotów. Bo jakże podobni do owego rycerza są ludzie, którzy sobie uroili, że łatwo, bodajby przy pomocy bijatyki, poprawią porządek w społeczeństwie, albo nawet religję! Czyliż nie jest prawdziwym potomkiem Don Kiszota niejeden wynalazca nieszczęśliwy, który bez nauki, bez doświadczenia całe lata trawi nad zbudowaniem jakiejś maszyny, dawno już znanej, albo też takiej, której zbudować niepodobna.

Bywają o wiele gorsi Don Kiszoci — ludzie, którzy chcą się zbogacić przez hazard, loterję, grę, bez pracy, bez oszczędności wytrwałej i rozumnej, mylnie sądząc, że tym sposobem nikogo nie krzywdzą. Błąd oczywisty, bo gdy sami na tem cierpią, to i otaczający cierpią również. Praca rzetelna, zabiegliwość, przyniosłyby społeczeństwu pożytek, podczas gdy marnowanie życia na złudne nadzieje, stratą jest oczywistą. Jeśli nawet los dopisze takiemu człowiekowi, jednemu na tysiąc, jeszcze i wtedy przykład jego zrządza szkodę, gdyż pociąga za sobą innych, którzy na złą drogę wchodzą i nie dobiją się nigdy pomyślnego kresu swych zabiegów.

Przeciwieństwem Don Kiszota jest Sanczo Pansa, jego służący. Roztropny, często nawet dowcipny, oszczędny, przywiązany do swego pana, myślący o swoim domu i rodzinie pomimo oddalenia, troskliwy o swego osła, Sanczo Pansa przywiązuje czytelnika do siebie pomimo wielu wad swoich: żarłoctwa, tchórzostwa, zbytecznej o siebie dbałości.

Sanczo jest wieśniakiem hiszpańskim, Hiszpanja to kraj daleki; Sanczo Pansa żył trzysta lat temu — to piękny kawał czasu.

A iluż takich Pansów spotykamy i dziś!

Podobnie prawdziwemi są oberżyści, pastuchy; również wiernie odmalowani przyjaciele Don Kiszota, którzy go ratowali dopiero wtenczas, kiedy już skutkiem obłędu był niepowrotnie zgubiony.

A czy nie widujemy ludzi podobnych do owych wielkich panów w Cerwantesowej powieści, którzy igraszkę lekkomyślną robią sobie z ludzi obłędem dotkniętych i stroją z nich żarty nieraz bardzo bolesne, sądząc, że tłustym ochłapem ze swego stołu nagrodzą ich dostatecznie?

Ta prawda w opisach sprawiła, że nazwiska ze słynnej powieści hiszpańskiej stały się przysłowiowemi. Do dziś nazywamy Don Kiszotem człowieka, usiłującego narzucić światu swoje urojenia i mrzonki. Wszystkie te wysiłki noszą miano donkiszoterji albo donkiszotyzmu. Zazwyczaj w nich tkwi zadziorność jakaś, podobna do tej, która znamionowała Don Kiszota. Sanczą Pansą nazywamy sługusa, który wiernie wylizuje talerze swego pana i pyszni się tem, że usługuje znakomitemu człowiekowi — jak gdyby każdy znakomity człowiek dobierał sobie także i znakomitą służbę. Ordynaryjna dziewka, w której ktoś naprzekór całemu światu dopatrzył się wielkiej urody, bywa nazywana Dulcyneą. Nawet chude, nędzne, jasnokościste szkapy, chodzące w zaprzęgu albo pod siodłem, zowiemy Rosynantami, wskazując ich podobieństwo z wierzchowcem Don Kiszota.

Zapomniano dziś już o książkach rycerskich, przeciw którym pisał Cerwantes. Natomiast mnóstwo innych książek szkodliwych zachwaszcza i zanieczyszcza umysły tak, że wartoby, aby i dziś pisarz jakiś równie skutecznie wyśmiał to nadużywanie słowa drukowanego.

Don Kiszot wierzył w czary, i Cerwantes wyśmiewa go za to najzupełniej słusznie. Teraz, po upływie trzystu lat, wiara w czary zmniejszyła się nieco. Jednakże dotąd zdarzają się wróżbici, wróżki, ludzie stawiają kabały, miewają zabobony, zajmują się gusłami.

Niejeden czuje niesmak, czytając o tej ogromnej liczbie uderzeń, które tak często spotykały błędnego rycerza. Niesłusznie byłoby czynić z tego zarzut Cerwantesowi. Bijatyki wszelakie, choćby krwawe, gromadzą zawsze mnóstwo gawiedzi, nawet i ukształcona publiczność chętnie płaci, żeby się bawić widowiskami, na których błaźni za pieniądze policzkują się wzajemnie.

Trzysta lat temu smakowało to o wiele bardziej i przyczyniło się do pokupu książki Cerwantesa.

Wprawdzie Don Kiszoci teraźniejsi rzadziej spotykają się z kijem i kułakami; ale cierpiąc inaczej, nie o wiele zapewne czują się szczęśliwszemi. Świat nie pobłaża tym, którzy wypowiadają mu walkę, i pod tym względem utwór Cerwantesa pozostaje do dziś dnia prawdziwym.I. DON KISZOT Z MANCZY

W prowincji Manczy, w Hiszpanji, mieszkał w pewnej wioseczce szlachcic Don Kiszot, z czterdziestoletnią swoją gospodynią i dwudziestoletnią siostrzenicą. Szczupłe dochody starczyły mu zaledwie na lichą odzież i nędzną strawę. A tu trzeba jeszcze było żywić szkapinę w stajence i posługacza, który był jednocześnie stróżem domowym, ogrodnikiem i stajennym.

Don Kiszot miał już blizko pięćdziesiąt lat i twarz jego wyrażała, że istotnie przeżył pół wieku. Był wysoki, szczupły, zachował jednak dużo siły. Wstając rano i często chodząc na polowanie, nabył wytrzymałości na niewygody. Ale największą jego przyjemnością było czytanie ksiąg o rycerzach, wojakach, o ich nadzwyczajnych czynach i przygodach. Wtedy zatopiony w czytaniu, zapominał o jadle i o śnie, o polowaniu, a nawet o swoich interesach majątkowych. Skutkiem tego zaniedbania musiał sprzedać znaczną część swej niewielkiej posiadłości; natomiast jednak kupił sobie zapas nowych książek, tak bardzo dla niego ciekawych i zajmujących.

Aż wreszcie od takiego ciągłego czytania tych książek pomąciło mu się w głowie tak, że myślał wciąż o zapasach i walkach, o zaczarowaniach i przygodach, o wielkoludach i smokach; w oczach migotały mu szable, włócznie i tarcze. Nareszcie te wyobrażenia tak go opanowały, że postanowił wybrać się w świat jako błędny rycerz czyli błąkający się wojownik konny, ażeby uciśnionym pomagać, nieszczęśliwych bronić, cnotę wynagradzać, najdziwniejszych doznawać przygód, wśród nich znamienitemi czynami nazwisko swoje wsławić i w końcu, w nagrodę waleczności, otrzymać koronę królewską.

Zagrzany temi zamiarami, niezwłocznie zajął się przysposobieniem do podróży. Już widział w duchu owe dzieła bohaterskie, jakie miał wykonać. Dorównywały one najpiękniejszym czynom i zdarzeniom, opisanym w jego książkach, a czyszcząc broń swoją napawał się uwielbieniem, jakie miał sobie zdobyć.

Broń posiadał jeszcze po swoich pradziadach. Leżała ona gdzieś w kącie, rdzą trawiona i grubą warstwą kurzu przykryta. Don Kiszot odczyścił ją z największą usilnością, o ile to było możliwe. Niestety, brakło części hełmu, skutkiem czego tył głowy był nieosłonięty. Ale dzielny wojak powinien sobie umieć radzić w potrzebie. Don Kiszot dorobił więc brakujący kawałek z tektury. Wyglądało to jako tako. Trzeba tylko było spróbować mocy połatanego szyszaka. Wyjął więc szablę, rąbnął nią parę razy i całotygodniowa robota rozleciała się w strzępy.

Przykrość ta nie odstręczyła Don Kiszota. Dla mocy wydrutował swój szyszak i nie wątpił już, że teraz będzie doskonale uzbrojony. Ale już nie próbował, czy poprawiona robota oparłaby się ciosom jego szabli.

Teraz pomyślał o swojej szkapie. Prawda, że koń miał tylko skórę i kości, a wad więcej, niż włosia w ogonie. Ale Don Kiszot nie oddałby go za najognistszego bojowego rumaka. Cztery dni rozmyślał nad tem, jakąby mu dać nazwę, żeby brzmiała pięknie i szumnie. Wreszcie nazwał go Rosynantem.

Chcąc, żeby jego chwała opromieniła także i kraj, z którego był rodem i żeby zarazem jego nazwisko było dłuższe i dźwięczniejsze, nazwał się Don Kiszotem z Manczy.

Pozostawała jeszcze jedna trudność. Czem byłoby drzewo bez liści, ciało bez duszy? — Czem byłby rycerz bez miłości? Don Kiszot z Manczy musiał znaleźć jakąś piękność, żeby za nią walczyć, żeby nieprzyjaciele pokonani głosili chwałę swego zwycięzcy u jej stóp i żeby on sam otrzymywał z jej rączek nagrody za swoje nadzwyczajne męstwo.

W sąsiedniej wiosce mieszkała hoża, rumiana dziewoja, Aldonza Lorenzo, która wpadła w oko Don Kiszotowi. Ją tedy uczynił Don Kiszot królową swego serca, przedmiotem swych dążeń, nagrodą swych bohaterskich czynów. Aldonza Lorenzo nie wiedziała wprawdzie nic a nic o tem swojem szczęściu i zaszczycie; ale cóż to szkodziło! Tylko należało i ją także przechrzcić wspaniale. Don Kiszot nazwał ją Dulcyneą. A że wieś, w której mieszkała, nazywała się Tobozo, więc Aldonza Lorenzo stała się słynną Dulcyneą z Tobozo. Oczywiście i o tem ona nic nie wiedziała.II. DON KISZOT RZUCA SIĘ W ŚWIAT

Całkiem już gotów do ruszenia w świat wymarzony, Don Kiszot przywdział jednego ranka zbroję, to jest hełm naprawiony, kirys, osłaniający ciało, wziął do jednej ręki włócznię, do drugiej tarczę, wsiadł na Rosynanta i przez tylną furtkę wyjechał z podwórza tak ostrożnie, że nikt w domu tego nie zauważył.

Z wesołą myślą i pełen najlepszych nadziei, przekroczył granicę swego folwarczku. Wtem zaraz na granicy napadł nań wielki niepokój. Przypomniało mu się, że gdyby jakiego rycerza spotkał, to nie mógłby z nim walczyć, bo tylko rycerz ma prawo potykać się z rycerzem, a jemu dotąd nikt nie udzielił rycerskiego tytułu, czyli nikt nie pasował go na rycerza. Już zachwiał się w swoich postanowieniach i gotów był zawrócić Rosynanta do domu; ale znowu przyszły mu na myśl opisy, wyczytane w książkach.

— Czemużby pierwszy lepszy, którego spotkam, nie miał mnie pasować na rycerza? Tarczę mam jeszcze białą, to jest bez żadnego znaku; ale po pierwszym bohaterskim czynie przyozdobię ją napisem odpowiednim.

Pokrzepiony temi uwagami, jechał dalej, popuściwszy Rosynantowi cugli, żeby drogę wybierał, rozumiejąc, że koń najpewniej doniesie go sam do upragnionego celu, na wielkie przygody.

Był piękny dzień letni. Słońce paliło tak mocno, że Don Kiszotowi ledwo się mózg nie roztopił pod hełmem. Głód i pragnienie dręczyły jeźdźca i konia. Wszystko to jednak nie wstrzymywało ich w drodze.

Dopiero ku wieczorowi Rosynant stanął przed wrotami jakiejś oberży. Przed oberżą dwie dziewczyny rozmawiały i śmiały się wesoło.

Don Kiszot, mając głowę nabitą powieściami, uroił sobie, że chałupa, w której się zajazd mieścił, jest warownym zamkiem i był pewien, że lada chwila na murach zamku stanie karzełek, zadmie w trąbę i obwieści przyjazd nieznanego rycerza. Podjechał więc bliżej i zatrzymał Rosynanta przed mniemanym zamkiem. Gdy przecież trąbienia słychać jakoś nie było, Don Kiszot rad nie rad musiał się zwrócić do dziewcząt. Wziął je za dostojne panienki, używające wieczornej przechadzki.

Wtem zabrzmiał róg pastucha nierogacizny, przywołującego głośnym dźwiękiem swoją rozpierzchłą trzodę. Zadowolony Don Kiszot podjechał ku zajazdowi, uważając głos rogu za znak zaprosin. Dziewczyny, przestraszone widokiem człowieka dziwacznie ubranego, z włócznią i tarczą w ręku, wpadły do drzwi domu zajezdnego. Chcąc je ośmielić, Don Kiszot podniósł przyłbicę, ukazał swoją twarz chudą, zakurzoną i miękkim głosem przemówił.

— Nie uciekajcie, dostojne panie, i nie trwóżcie się; przepisy rycerstwa, do którego mam zaszczyt należeć, nakazują mi zbliżać się do tak zacnych panien z największym szacunkiem i gotowością do usług.

Dziewczyny nigdy jeszcze podobnej mowy nie słyszały; popatrzyły więc zadziwione jedna na drugą, potem spojrzały na rycerza i na twarz jego zaledwie widoczną z pod przyłbicy cokolwiek uchylonej, nakoniec parsknęły głośnym śmiechem.

— Skromność jest ozdobą piękności; śmiać się z drobnostek jest oznaką głupoty — rzekł podraźniony Don Kiszot — Ale nie dlatego to mówię, żeby wam przykrość zrobić, moje piękne panie — dodał łagodniej — owszem gotów jestem świadczyć wam przysługi. Rozkazujcie tylko!

Słuchając tej mowy, dziewczyny śmiały się do rozpuku. W Don Kiszocie krew już wrzeć zaczynała i możeby dopuścił się jakich gwałtownych czynów, gdyby nie to, że nadszedł gospodarz zajazdu, człowiek opasły i widocznie dbający o spokój.

Na widok dziwacznej postaci zbrojnego rycerza i on z trudnością śmiech pohamował; ale przemogła w nim ostrożność i troska o zarobek. Odezwał się tedy grzecznie.

— Panie wojaku, jeśli się panu podoba tu wypocząć, to wszystkiego dostanie, czego potrzeba do pańskiej wygody, oprócz łóżek, bo tych niema w całym domu.

Słysząc gospodarza przemawiającego tak uprzejmie i zbliżającego się do konia, żeby strzemię potrzymać, Don Kiszot, biorący go za gubernatora zamku, zsiadł z Rosynanta poważnie, choć nie bez trudności, bo mu żelazna zbroja przeszkadzała, a głód i znużenie zwątliły jego rzeźkość. Rosynant także omal nie upadał z głodu i utrudzenia.

Zsiadając, Don Kiszot zalecił gospodarzowi największą troskliwość o swoje nieporównane zwierzę. Gospodarz słuchał tego polecenia ze śmiechem i spoglądał niedowierzająco na zapadłe boki szkapiny, wreszcie odprowadził litościwie Rosynanta do stajni.

Przez ten czas dziewczyny zbliżyły się do jeźdźca i pomagały mu rozdziać zbroję. Ale z hełmem nie mogły sobie poradzić. Był on przywiązany do szyi tak mocno, że chyba trzebaby było porozcinać węzły zielonego sznura, na co Don Kiszot zgodzić się nie chciał. Oświadczył nakoniec, że swego szyszaka wcale z głowy nie zdejmie i nawet spać w nim będzie.

Nakoniec dobrze wygłodniały zasiadł w hełmie do stołu. Dzień był postny, podano tylko rybki drobne, suche i przypalone, a do nich chleb razowy, czarny i nadpleśniały. Don Kiszot jednak nie wybredzał, gotów był zjeść rybki z ościami i chlebem zagryzać. Cóż, kiedy nieszczęsna przyłbica nie dawała mu należycie otworzyć ust i malutkie rybki nie mogły przedostać się do zębów wojaka. Szczęściem usłużne dziewczęta zaopiekowały się rycerzem: mianowicie jedna wtykała mu do ust rybki, druga — chleb. Niemniejszy kłopot był z napojem: gospodarz musiał lejkiem wprowadzać mu kwaśne wino do ust. Don Kiszot cierpliwie przyjmował tę pomoc, gotów przenieść większe jeszcze kłopoty, byleby nie rozcinać zielonego sznura u szyszaka.

Kiedy wieczerzał, rozległa się piszczałka pastucha, pędzącego osły. Don Kiszotowi wydało się to muzyką, przygrywającą do uczty. Oberżystę uważał ciągle za gubernatora zamku, a kręcące się przy nim dziewki za panny wysokiego rodu. Jedna tylko myśl ustawicznie go dręczyła: oto, że nie jest jeszcze pasowany na rycerza. Temu koniecznie trzeba było zaradzić.III. PASOWANIE NA RYCERZA

Zaledwie trochę zaspokoiwszy głód, Don Kiszot nie dał sobie wypoczynku, dopóki głównej troski z serca nie zepchnął. Zawołał gospodarza, poszedł z nim do stajni, zamknął wrota za sobą i padł na kolana.

— Wzorze rycerzy i gubernatorów! — zawołał — tu przed tobą klęczeć będę i nie wstanę, aż uczynisz mi łaskę, o którą cię błagam. Pozyskasz nią sławę dla siebie, a pożytek i dobro dla całego świata.

Tłusty oberżysta patrzył z podziwieniem na klęczącego, nie wiedząc, co ma o tem myśleć. Prosił go, żeby powstał, ale daremnie. Nakoniec musiał mu przyrzec, iż spełni jego prośbę.

— Spodziewałem się tego po twojej wspaniałomyślności — rzecze Don Kiszot. — Dowiedz się, panie, że łaska, o którą cię proszę, polega na tem, żebyś mi wymierzył uderzenia, pasujące mię na rycerza. Tej nocy odbywać będę straż w pańskiej kaplicy zamkowej, żeby jutro rano otrzymać to, do czego z upragnieniem tęsknię. Wtenczas już mi nic nie przeszkodzi powędrować na wszystkie cztery strony świata, jak tego moje powołanie wymaga, żeby siłą mego ramienia pomagać uciśnionym, okazać moją dzielność w potyczkach i przygodach i świat cały napełnić uwielbieniem dla moich czynów. To jest obowiązek błędnych rycerzy, a ja pałam życzeniem i chęcią spełnienia tego obowiązku, jako jeden z najwaleczniejszych między niemi.

Oberżysta widział teraz jasno, że gość jego miał zajączki pod hełmem; ale jako człowiek wesoły zgodził się uczynić zadość prośbie Don Kiszota i umyślił dobrze zabawić się jego kosztem.

— Panie wojaku — odpowiedział — prośba pańska jest bardzo słuszna, a życzenie wielce chwalebne. Jakżebym mógł tak walecznemu mężowi odmówić, zwłaszcza, że za młodych lat sam byłem błędnym rycerzem i znała mnie policja w całej Hiszpanji. Wprawdzie w zamku moim niema teraz kaplicy, bo dopiero będzie zbudowana; ale w potrzebie koniecznej można to inaczej urządzić: odbędziesz pan straż nocną na podwórzu zamkowem, a jutro dopełnimy reszty obrzędów. Takie panu dam uderzenia rycerskie, jakich jeszcze nie dostałeś. Jeszcze jedno: masz pan przy sobie pieniądze?

— Ani grosza — odrzekł Don Kiszot. — Nie czytałem też nigdy, żeby błędny rycerz woził się z pieniędzmi.

— Mylisz się pan — rzekł na to gospodarz. — Albo ci, którzy pisali pańskie książki, byli to nierozumni, albo uważali, że ta okoliczność sama przez się jest zrozumiała i nie warto o niej wspominać. Cóżby to był za błędny rycerz bez pełnej sakiewki, bez bielizny do zmiany i bez balsamu od ran?... Na otwartem polu, na pustkowiu łatwo o bitwę, a cyrulik nie zawsze jest pod ręką. Chyba zranionemu przyśle potężny a przyjazny czarownik uzdrawiające krople, ale i na panów czarowników nie można liczyć tak bardzo. Więc błędny rycerz musiałby ginąć marnie przez swoją nieopatrzność. Dlatego to błędni rycerze kazali swemu służącemu wozić za sobą pieniądze i wszystko, czego mogli potrzebować; a jeśli który nie miał służącego, co się rzadko zdarzało, to sam woził potrzebne rzeczy w zawiniątku. Panu także radzę nigdy nie wyjeżdżać bez pieniędzy i innych rzeczy koniecznych.

Don Kiszot przyrzekł zastosować się do tej rady i tymczasem pomyśleli o urządzeniu straży nocnej. W podwórzu była studnia, przy niej koryto. Don Kiszot ustawił swoją zbroję na korycie, zarzucił swoją tarczę na plecy, włócznię wziął do ręki i zaczął poważnym krokiem przechadzać się wzdłuż koryta. Było już koło północy, kiedy zaczął stróżować.

Wróciwszy do gospody, gospodarz opowiedział gościom swoim o szaleństwach dziwacznego przybysza; naturalnie wszyscy śmiali się i drwinkowali. Podeszli do okna, skąd widać było, jak Don Kiszot stąpał przy korycie tam i napowrót, jak zatrzymywał się niekiedy, wsparty na włóczni, i jak księżyc srebrzył blachę jego zbroi.

Wtem jeden z mulników chciał napoić swoje muły, nie mógł jednak tego zrobić inaczej, jak tylko zdejmując zbroję z koryta.

Na widok zbliżającego się mulnika, Don Kiszot zawołał już zdala.

— Ktokolwiek jesteś, zuchwały, nie waż się tknąć zbroi najwaleczniejszego rycerza, bo życiem swoje zuchwalstwo przypłacisz!

Mulnik jednak nie zważał na tę przestrogę i zrzucił zbroję tak silnie, że się rozleciała opodal.

Przejęty zgrozą, Don Kiszot wzniósł oczy ku niebu, wspomniał na swoją Dulcyneę i tak potężnie w głowę uderzył włócznią mulnika, że ten padł na ziemię zemdlony.

Potem z całym spokojem zebrał Don Kiszot swoją zbroję, ustawił ją znowu na korycie i nie troszcząc się o mulnika leżącego bez przytomności, przechadzał się dalej wzdłuż koryta.

Niebawem drugi mulnik, nic nie wiedząc o pierwszym, zbliżył się do studni z takim samym zamiarem i oczywiście także zdjął zbroję. Don Kiszot już go nie ostrzegał, tylko tak włócznią okładał, że mu kilka ran w głowie zrobił.

Na krzyk bitego zbiegli się ludzie z oberży, a między niemi gospodarz.

Niezatrwożony Don Kiszot chwycił pałasz i zawołał:

— Dulcyneo, królowo mego serca, pomagaj mi! Wielka przygoda czeka twego rycerza!

Własny głos tyle mu dodał zapału, że gdyby pasterze mułów całego świata na niego napadli, nie cofnąłby się przed niemi.

Towarzysze pobitych obrzucili Don Kiszota gradem kamieni. On zasłaniał się tarczą, ale z miejsca nie ustępował i ciągle pilnował swej zbroi, aż wdał się w tę sprawę oberżysta, ułagodził mulników i przypomniał im to, co opowiadał o szaleństwie Don Kiszota, któremu, jako człowiekowi, mającemu źle w głowie, należy się pobłażanie.

Don Kiszot oburzył się straszliwie, groził, że wszystkich zmiażdży, ale mulnicy, już uspokojeni, zabrali rannych i odeszli. Gospodarz zaś, któremu już naprzykrzyła się ta historja, postanowił ją skończyć czemprędzej.

Przeprosił więc grzecznie Don Kiszota za grubijaństwo tych ludzi i powiedział.

— Dowody pańskiego męstwa są dostateczne. Chodzisz pan już cztery godziny na straży, a wystarczyłyby dwie godziny. Teraz więc pod gołem niebem, zanim słońce wzejdzie, przyjmij należną nagrodę swego męstwa.

To powiedziawszy, przyniósł z szynkowni wielką księgę, w której zapisywał należności, przyprowadził z sobą chłopaka, trzymającego ogarek łojówki, znalazły się też i obie dziewczyny.

Wtedy oberżysta kazał Don Kiszotowi klęknąć i czytając coś niby ze swojej wielkiej księgi, grzmotnął go w kark z całej siły, następnie płazem własnej szabli Don Kiszota uderzył go po ramieniu, ciągle mamrocząc, jakby czytał z książki.

Potem na rozkaz oberżysty jedna z dziewczyn przypasała rycerzowi szablę, druga przypięła mu ostrogi; w końcu gospodarz uściskał się z Don Kiszotem, wysłuchał jego podziękowań i życzył mu powodzenia; o zapłacie zaś za wieczerzę nawet nie wspominał.

Dziewczyny wywiązywały się z wielką godnością z danych sobie poleceń. Wprawdzie obie miały wielką ochotę wybuchnąć śmiechem; ale że widziały, jak byli potraktowani mulnicy, wolały więc nie draźnić wojaka.

Zadowolony wielce Don Kiszot ubrał się w swą zbroję, wsiadł na Rosynanta i wczesnym rankiem, już jako rycerz pasowany, wyjechał z oberży na poszukiwanie przygód.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: