Dopóki starczy sił - ebook
Dopóki starczy sił - ebook
Jeśli wypuścisz jedną miłość, na stratę drugiej nie możesz sobie pozwolić.
Sara, wolontariuszka w domu samotnej matki, podczas wieczornego wyjścia poznaje przystojnego policjanta – Oskara. Pod wpływem chwili idzie z nim do łóżka. Następnego dnia tego żałuje, jednak nie może zapomnieć o spędzonych z nim chwilach.
Kiedy wydaje się, że ta jedna szalona noc nie będzie miała żadnych następstw, stęskniona Sara nieoczekiwanie wpada na Oskara w okolicznościach, które nie mają nic wspólnego z romantyzmem…
Kiedy warto poddać się przeznaczeniu, a kiedy zawalczyć o siebie i swoją rodzinę? Piękna i wartościowa opowieść o sile miłości zdolnej pokonać klątwę, ale też olbrzymiej empatii i wsparciu, bez którego czasem trudno odnaleźć właściwą drogę. Łapie za serce i pozostaje w nim na długo! Polecam!
Jola Bugała-Urbańska, czytanienaplatanie
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66989-95-5 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Czasem słowa wypowiedziane w złą godzinę mają większą moc niż te wyszeptane w dobrej intencji. Kiedy Maria, troskliwa matka trzech córek, patrzyła na swoje pociechy, tak podobne do siebie i zarazem tak różne, pragnęła, żeby nigdy nie zaznały smutku. A ten, ostatnimi czasy, kojarzył jej się jedynie z miłością.
Tego dnia, po odebraniu dziewczynek z przedszkola, podaniu im obiadu i zasłużonego deseru, postanowiła powiedzieć im prawdę o odejściu ojca. Ojca, który pozwalał Sarze malować sobie paznokcie u stóp, nie dając poznać, jak bardzo cierpiała na tym jego męska duma. Ojca, który zdarł sobie kolana, żeby nauczyć ukochane gwiazdki jeździć na rowerze. Ojca, który budził je codziennie buziakiem, a wieczorem, pomimo zmęczenia po ciężkiej pracy, opowiadał bajki na dobranoc.
Zresztą, nie dało się już ukryć jego nieobecności.
Tylko jak przekazać pięciolatkom, że w ich ukochanym tacie na widok krótkiej spódniczki, obfitego biustu oraz ładnej buzi obudził się zew natury, jakiego nie czuł przy własnej żonie, a ich matce? Żaden podręcznik wychowawczy nie uczył, co powiedzieć dzieciom, gdy rodzic bez uprzedzenia decyduje się opuścić wspólne gniazdo, by przenieść się do innego. Cóż, ten cudowny świat najwyraźniej nie przewidywał opcji rozpadu rodziny z powodu zawarcia umowy o pracę z młodą sekretarką.
A powinien. Maria obserwowała wokół siebie wiele smutnych historii z niewiernymi małżonkami w rolach głównych. Niestety, większością z nich okazywali się mężowie. Przestało ją to dziwić w chwili, kiedy przekonała się na własnej skórze, jak szokujący jest widok ślubnego w objęciach dziesięć lat młodszej panny o nogach długich niczym u modelki.
Bardzo chciała oszczędzić córkom rozczarowań. Wpatrywała się w ich roześmiane oblicza, wypowiadając w duchu jedno życzenie: rozwijajcie się, uczcie, realizujcie marzenia i nie szukajcie szczęścia u boku mężczyzn.
Dopiero po latach zorientowała się, że zamiast dobrej wróżby rzuciła klątwę. Tę zaś, jak pokazało życie, trudno było zdjąć.Rozdział pierwszy
Sara położyła nogę na oparciu ławki. Przygotowując się do porannego joggingu, zawsze pamiętała o rozgrzewce, nie tylko tej fizycznej. Włożyła do uszu słuchawki, włączyła w telefonie ulubioną playlistę, po czym zamknęła oczy, żeby wczuć się w dźwięki dyktowane przez Thirty Seconds to Mars. Po kilku sekundach, kiedy słowa piosenki dotarły do jej głowy, z czystym sumieniem mogła zacząć bieg.
I won’t suffer, be broken,
Get tired or wasted
Surrender to nothing
Or give up what
I Started
And stopped it
From end to beginning
A new day is coming
And I am finally free
Głos Jareda Leto przenikał głęboko pod skórę, wywołując ciarki. Sara zawsze dobierała muzykę do aktualnego nastroju, ale dziś słowa piosenki odzwierciedlały stan jej duszy jak nigdy.
Dwudziestosiedmiolatka patrzyła przed siebie, pokonując kolejne metry. W niedzielny poranek parkowe alejki świeciły pustkami. Gdzieś w oddali dostrzegła jedynie starszego pana, który wybrał się na spacer z psem, najpewniej tak jak ona, nie mogąc dłużej usiedzieć w domu. Cieszyła się z samotności, jaką oferował leniwy początek dnia. Bardzo jej potrzebowała, zwłaszcza po wydarzeniach sobotniej nocy.
Obudziła się godzinę wcześniej. Pościel po drugiej stronie łóżka zdążyła ostygnąć. Oskar dyskretnie wyszedł z mieszkania, za co była mu niezmiernie wdzięczna. Nie wiedziałaby, jak się zachować, gdyby przyszło im wstać razem. Nigdy wcześniej nie znalazła się w podobnej sytuacji, a pytać o radę nie chciała – prędzej zapadłaby się pod ziemię ze wstydu.
Wzięła szybki prysznic, chcąc zmyć z siebie wspomnienia. Niestety, pomimo uporu, z jakim szorowała swoje ciało, nie pozwalały o sobie zapomnieć. Związała mokre włosy w koński ogon, nie przejmując się ich suszeniem. Notabene, mama zmyłaby jej za to głowę, przestrzegając przed konsekwencjami wychodzenia na świeże powietrze z nie do końca suchymi kosmykami. Jednak Sara uznała, że letnie słońce poradzi sobie z nimi szybciej niż suszarka.
Wypiła zieloną herbatę, zjadła owsiankę z owocami, które kupiła u przemiłej handlarki na pobliskim ryneczku, i wstawiła brudne naczynia do zmywarki. Włożyła ulubioną koszulkę z napisem: „Kobiety są faktem, a z faktami się nie dyskutuje”, czarne legginsy oraz sportowe buty.
Perspektywa długiego biegu przyprawiała Sarę o szybsze bicie serca. To właśnie w tych chwilach, kiedy jej nogi rytmicznie uderzały o podłoże, mięśnie ciężko pracowały nad każdym krokiem, a z komórek uwalniały się endorfiny, dochodziła do ładu ze swoim życiem.
Sześćdziesiąt minut może dzisiaj nie wystarczyć, westchnęła po pierwszym kilometrze. Ciężar, jaki w sobie nosiła, wydawał się zbyt wielkiego kalibru, by móc się z nim rozprawić w ciągu tak krótkiego czasu.
Starała się, ale wyrzuty sumienia dawały odpór. Przecież nie byłam taką dziewczyną, usprawiedliwiała się. Nawet do głowy by mi nie przyszło, żeby zachować się w ten sposób, pomyślała. A jednak tak się zachowała i nie dało się już tego zmienić.
Po trudach całego tygodnia wyskoczyła z przyjaciółmi do klubu. W sobotni wieczór Stary Rynek tętnił życiem. Setki mieszkańców Poznania tak jak oni postanowiło odreagować stres i zabawić się bez myślenia o jutrze. Sara miała dodatkowy ku temu powód.
Pół roku wcześniej za namową koleżanki z pracy została wolontariuszką w domu samotnej matki. Długo się wahała, czy podjąć tak wymagające zobowiązanie. Dom samotnej matki już z nazwy nie kojarzył się jej ze szczęśliwym miejscem. Zamieszkiwały go kobiety, które wskutek różnych życiowych perturbacji znalazły się na marginesie społeczeństwa. Często zjawiały się tam z małymi dziećmi, które w swoim krótkim życiu zdążyły przeżyć więcej niż niejeden dorosły.
Sara obawiała się, że nie będzie potrafiła poradzić sobie z widokiem tylu osób pokrzywdzonych przez los i otoczenie, przez co każdą wizytę przypłaci rozstrojem nerwowym. Pociechę znalazła w ukochanej młodszej siostrze. Jagna, zauważając rozterki Sary, spytała ją, czy poczuje się lepiej, kiedy choć trochę ulży troskom matek zamieszkujących ośrodek. Tak, odparła Sara. I naraz zdała sobie sprawę, jak bardzo egoistyczne jest to podejście.
– Owszem, twoja samoocena nieco się podbuduje. Lecz czy jest w tym coś złego? – wzruszyła ramionami Jagna, uśmiechając się przy tym dobrotliwie. – Uwierz mi, nie ma nic bardziej szlachetnego od poświęcania swojego czasu i energii innym.
Jagna się nie myliła. Odkąd Sara zaczęła odwiedzać skromny budynek, położony zaledwie trzy ulice od jej mieszkania, trzy razy w tygodniu, otworzyła się na świat oraz ludzi, dostrzegając w nich o wiele więcej, niż chcieli pokazać. Wprawdzie nierzadko wracała do domu w podłym humorze, zwłaszcza po wysłuchaniu historii młodych dziewczyn, wyrzuconych przez rodziców za drzwi tylko dlatego, że zaszły w nieplanowaną ciążę, ale nie żałowała żadnej minuty, spędzonej wśród doświadczonych przez los kobiet.
W weekendy rzadko pojawiała się na dyżurze. Tamtego dnia zgodziła się przyjść w drodze wyjątku, na prośbę jednej z pracownic, która musiała jechać do lekarza z gorączkującym synem. Marlena wyrzucała sobie, że dzwoni w ostatniej chwili i pewnie psuje Janowskiej plany, ale nie wiedziała, do kogo zwrócić się o pomoc. Sara kazała jej zająć się dzieckiem i niczym się nie martwić.
– Poradzę sobie – obiecała, słysząc niepewność w głosie Marleny. – Nie będę sama.
– Wiem. Tyle że w soboty zawsze dużo się dzieje. Mamy wtedy najwięcej pracy, bo pojawiają się nowe podopieczne.
– Wszystkim się zajmę.
– Gdyby coś się działo…
– Zadzwonię – zapewniła Sara, mając nadzieję, że nie dojdzie do sytuacji, która wymagałaby interwencji bardziej doświadczonej koleżanki.
Dzień rzeczywiście okazał się trudny. Do ośrodka trafiła dwudziestokilkulatka z dwiema córkami w wieku przedszkolnym. Zapłakane blondynki kuliły się za plecami matki, na której twarzy, pod zakrwawioną wargą i rozciętym łukiem brwiowym, odbijał się strach. Julita, jedna z etatowych opiekunek, wskazała pokrzywdzonej drogę do gabinetu pielęgniarskiego i kazała Sarze zająć się dziewczynkami. Kiedy ta próbowała złapać je za drobne rączki, zaczęły przeraźliwie krzyczeć.
Godzinę później od zmęczonej Julity dowiedziała się, że ich nowa lokatorka nazywa się Kasia Drwęcka. Do tej pory żyła z partnerem w szczęśliwym, pozbawionym trosk związku.
– Zdenerwował się, bo po przyjściu z pracy obiad nie był ugotowany, a w domu panował bałagan. Kasia cały dzień opiekowała się marudnymi dziećmi i nie starczyło jej czasu na codzienne obowiązki. Facet nie chciał słuchać wyjaśnień. Wymierzył jej sprawiedliwość po swojemu.
– Biedaczka. – Sara zakryła sobie usta dłonią.
Do tej pory nigdy nie była świadkiem podobnej sceny. O przypadkach przemocy wobec podopiecznych słyszała jedynie z opowieści. Ślady pobicia na ciele Kasi okazały się bolesne również dla niej.
– Wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? – spytała Julita, na co Sara pokręciła głową. – Gdy pielęgniarka zakładała Kasi opatrunki, ona zdawała się bagatelizować całą sytuację. Usprawiedliwiała drania. Mówiła, że był pod wpływem alkoholu, dlatego nad sobą nie panował. A poza tym miał rację, bo to on zarabia na ich utrzymanie, a jej jedyną powinnością jest dbanie o porządek. Kasia została zmuszona do szukania u nas ratunku. Jako pokrzywdzona uciekła z domu, zabierając ze sobą dzieci, gdy tymczasem jej ukochany – Julita prychnęła znacząco – siedzi sobie spokojnie w domu i odsypia popijawę, wiedząc, że jest bezkarny. On wie, że jego partnerka nie ma w sobie odwagi, by zgłosić napaść. Zresztą gdyby to zrobiła, nie mogłaby wrócić do domu, będącego jego własnością.
– Same zadzwońmy więc na policję i zgłośmy pobicie. – Sara próbowała znaleźć rozwiązanie tego problemu. – Obie widziałyśmy, w jakim stanie przyszła do nas Kasia. Mamy dowód, że ten zwyrodnialec się nad nią znęca.
Julita ciężko westchnęła.
– A wtedy kochająca partnerka wszystkiemu zaprzeczy. Powie funkcjonariuszom, że była nieostrożna, przewróciła się albo uderzyła głową w szafę… Policjanci, nawet gdyby chcieli się tym zająć, nie mieliby podstaw do zatrzymania delikwenta. Uwierz, przerobiliśmy tu już wiele podobnych historii. Jesteśmy bezradni.
Sara nie znajdowała w sobie sił na mierzenie się z taką niesprawiedliwością. Szybko przyjęła zaproszenie od znajomych, licząc, że zdoła wyprzeć z pamięci widok kobiety, która poniekąd na własne życzenie skazywała siebie i dzieci na cierpienie.
Powoli sączyła pierwszego drinka, kiedy dosiadł się do niej Oskar, wysoki, muskularny brunet z blizną pod prawym okiem.
– Boże, jak ja mogłam być taka głupia! – mruknęła do siebie, biegnąc wokół fontanny w centralnej części parku. – Dałam się ponieść emocjom niczym zadurzona nastolatka!
To stało się raz i nigdy więcej się nie zdarzy, postanowiła sobie z mocą. Na szczęście nie wymienili się numerami, dzięki czemu uniknęła nieprzyjemnych telefonów oraz wiadomości z propozycją ponownego spotkania. Cichy głos w jej głowie podpowiedział, że będzie tego żałowała, bo z żadnym mężczyzną nie czuła się tak dobrze jak z nim, ale natychmiast go zagłuszyła.
Powinna zapomnieć o Oskarze, o jego dotyku rozpalającym zmysły, czułych słowach, szeptanych do ucha, delikatnych pocałunkach i poczuciu spełnienia, jakiego nie doświadczyła od dawna. Powinna zapomnieć o nim dla własnego dobra.
Ale nie potrafiła.
∞
– Nie wróciłeś na noc do domu.
Alicja popatrzyła na Oskara z wyrzutem.
– Nie jestem małym chłopcem, nie muszę ci się spowiadać z każdego wyjścia – mruknął, próbując przełknąć kęs kanapki z szynką i serem.
– Dopóki mieszkasz pod moim dachem, musisz. Nie pozwolę traktować domu jak hotelu – oznajmiła drobna brunetka. Miała na sobie piżamę z Myszką Minnie, czym przywołała uśmiech na twarzy mężczyzny. – Nie żartuję, Oskar. Wiem, jaką masz pracę, i zdaję sobie sprawę, że czasem musisz się odstresować, ale kiedy nie dajesz znaku życia, naprawdę zaczynam się martwić.
Starszy aspirant Oskar Lipiński podszedł do Alicji i cmoknął ją w policzek.
– Dziękuję za troskę. Postaram się więcej nie nawalać.
– Ty sobie żartujesz, a ja odchodzę od zmysłów. Jesteś moim młodszym bratem i czuję się za ciebie odpowiedzialna.
– Przepraszam – powiedział skruszony. – To była wyjątkowa sytuacja. Chciałem wrócić wcześniej, lecz Jacek miał sądny dzień i wolałem nie zostawiać go samego, kiedy zapijał smutki.
Alicja zmarszczyła podejrzliwie czoło.
– Siedzieliście w barze całą noc?
Oskar nie pierwszy raz odniósł wrażenie, że siostra byłaby niezłą śledczą. Rozpoznawała kłamstwo na kilometr, potrafiła czytać między słowami, a jej niezawodna intuicja czasem wpędzała go w niemałe kłopoty. Zwłaszcza w kwestiach wynoszenia śmieci.
– Chyba nie okazałem się najlepszym kompanem, bo wyszedłem tuż po północy – przyznał, odwracając wzrok.
– Mniemam, że nie sam. – Ala bardziej stwierdziła, niż spytała.
O tym wolał nie rozmawiać. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się spędzić nocy z przypadkowo poznaną dziewczyną. Jednak Sara… była inna niż te, które zwykł spotykać w klubach. W prostej sukience, bez wyzywającego makijażu wyglądała na kogoś, kto pomylił miejsca. Usiadł obok, nie potrafiąc oderwać wzroku od jej przepełnionych smutkiem oczu.
Wystarczyła krótka rozmowa, żeby zaiskrzyło. Oskar czuł się tak, jakby dostał obuchem w łeb. Dotarło do niego, że nie może pozwolić Sarze odejść. Potem wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Wylądowali w jej mieszkaniu. Kochali się tak namiętnie, jakby jutra miało nie być. Do teraz czuł smak jej ust na swoich wargach.
Obudził się nad ranem. Sara leżała w jego ramionach, ufna i bezbronna. W jednej chwili zdał sobie sprawę, jakim okazał się łajdakiem: wykorzystał kobietę, która nie zasługiwała, by potraktować ją jako przygodę na jedną noc. Wstał, ubrał się, po czym wyszedł, przystając na chwilę pod jej blokiem.
Pewnie już się nie spotkamy, stwierdził nie bez żalu. Sam nie wiedział, skąd wzięło się u niego uczucie sentymentu. Miewał dziewczyny, z którymi umawiał się na niezobowiązujący seks, ale po wspólnie spędzonych chwilach nie odczuwał niczego więcej prócz poczucia zaspokojonej przyjemności.
Na starość robię się zbyt wrażliwy, zacisnął zęby. Wolał nie doszukiwać się drugiego dna w całej tej sytuacji.
– Mam nadzieję, że byłeś dżentelmenem.
– Za kogo ty mnie masz? – Oskar złapał się teatralnie za serce, za fasadą żartu próbując ukryć zmieszanie. – Zostałem dobrze wychowany.
Alicja pogroziła mu palcem.
– Dobrze, skończmy ten temat, zanim zrobi się niezręcznie.
– Na to już jest za późno.
– Na co jest za późno?
Do kuchni wkroczyła zaspana dziesięciolatka. Usiadła przy stole, po czym podparła dłonią brodę. Ziewnęła przeciągle, ukazując rząd białych zębów.
Alicja przewróciła oczami na widok zachowania córki. Dziesiątki razy powtarzała jej, że po pierwsze, nie trzyma się łokci na blacie, a po drugie, kultura nakazuje zakryć usta podczas ziewania. Oskar parsknął śmiechem. Siostrę czekało jeszcze mnóstwo pracy przy wychowaniu Mariki.
On trzymał się z daleka od kwestii rodzicielskich. Był wujkiem, jego jedyny obowiązek polegał na rozpieszczaniu ukochanej siostrzenicy.
– Jeśli ogarniesz się w pół godziny, nie będzie za późno na wizytę w parku linowym – obwieścił obojętnym tonem.
Brązowe oczy dziewczynki szeroko się otworzyły. Minęło dużo czasu, odkąd wujek obiecał jej wspólną wyprawę, i nie było dnia, żeby Marika nie wierciła mu dziury w brzuchu, przypominając o wyjściu.
– Mama sobie odpocznie, a my solidnie się spocimy – zapewnił, czochrając ją po włosach.
Marice zapaliły się iskry w oczach. Zerwała się z miejsca, wpadła do łazienki i z trzaskiem zamknęła za sobą drzwi. Chwilę później rodzeństwo usłyszało szum wody.
– Jesteś pewien, że chcesz ją ze sobą zabrać? – powątpiewała Alicja. – To nie będzie łatwa wyprawa. Przypominam ci, moja córka, a twoja siostrzenica, jest wulkanem energii. Poradziłaby sobie z pułkiem wojska, a co dopiero z jednym zmęczonym policjantem.
– W stu procentach czuję się przygotowany na to starcie – prychnął Oskar, po czym zmienił ton na poważniejszy. – Przyznaję, ostatnio nie poświęcałem jej zbyt dużo czasu. Pracowałem całe dnie, a po powrocie nie znajdowałem nawet chwili na wspólną zabawę. Czuję wyrzuty sumienia. Jestem Marice winien kilka podobnych wyjść.
– Na pewno chodzi tylko o nadrabianie zaległości? – I znów to przenikliwe spojrzenie.
Oskar powoli tracił cierpliwość. Nie przepadał za przesłuchaniami – ani w roli przesłuchującego, ani przesłuchiwanego. W pracy przeprowadzał je z konieczności i zdążył się przyzwyczaić do zawodowej rutyny, lecz w domu, dla własnego zdrowia psychicznego, starał się zapominać o służbie. I wolałby, żeby domownicy mu o niej nie przypominali.
– Jestem odporny na twoje psychoterapeutyczne sztuczki – oznajmił, odkładając do zmywarki kubek po wypitej kawie. – Zabieram Marikę do parku linowego, nie doszukuj się w tym jakichś ukrytych motywów. Odpręż się, odpocznij, poczytaj książkę albo zrób to, co kobiety zazwyczaj robią, kiedy są same w domu.
– Czyli co? – zdziwiła się Alicja.
– Mnie się pytasz? Nie jestem kobietą. – Oskar wyszedł do przedpokoju. Ubrał buty, założył bluzę i pogonił Marikę, która zjawiła się u jego boku dokładnie po minucie. – Nie czekaj na nas z obiadem. Zjemy coś na mieście.
Drzwi trzasnęły z hukiem. Po chwili na klatce schodowej dał się słyszeć dziecięcy śmiech. Alicja zamknęła oczy. Oskar sprezentował jej kilka wolnych godzin, ale nie powiedział, jak je wypełnić.Rozdział drugi
Kasia i jej dwie urocze córeczki – Ewa oraz Zuzia powoli oswajały się z zasadami panującymi w domu samotnej matki. Sara z zadowoleniem obserwowała postępy dziewczynek, które już po kilku dniach zaaklimatyzowały się w nowym miejscu. Coraz częściej na ich drobnych buziach dostrzegała uśmiechy, co wydawało się wielkim postępem w porównaniu z dniem ich przybycia do ośrodka. Zagubione cztero- i pięciolatka nie odstępowały wówczas matki na krok, jakby obawiały się, że znów może spotkać je krzywda.
Z pomocą dziecięcego psychologa dziewczynki zaczęły się uspokajać. Wreszcie poczuły się bezpieczne, na co bezpośredni wpływ miało odseparowanie ich od agresywnego ojca. Nie wspominały o nim podczas rozmów. Zdaniem specjalistki, każda wzmianka o partnerze matki wzbudzała w Ewie i Zuzi uzasadniony lęk.
– Dominika, nasza psycholożka, jest pewna, że dziewczynki nie raz były świadkami przemocy. – Podczas rozmowy z mamą Sara opowiadała o wydarzeniach z tygodnia pracy w wolontariacie. – Taką traumę buduje się przez miesiące, a nierzadko i lata. Darek, konkubent Kasi, nigdy nie stronił od alkoholu. A ten wywołuje w nim wściekłość. Wystarczyło zatem drobne niedociągnięcie, iskra zapalna, by rzucił się na kobietę z pięściami. Dziewczynki regularnie obserwowały, jak tata bije mamę. Nie rozumiały, dlaczego dorośli wciąż się kłócą, a jedyny przekaz, jaki otrzymywały, nieodmiennie wiązał się z poniżaniem jedynej osoby, którą kochały. Bo do ojca dawno straciły jakikolwiek szacunek. W ich świadomości mężczyzna stanowi synonim strachu, brutalności oraz destrukcji. O miłości, przywiązaniu czy trosce nie ma w podobnym układzie mowy.
Po drugiej stronie słuchawki rozległy się słowa pełne oburzenia.
– Biedne maleństwa. – Dopóki Sara nie rozpoczęła wolontariatu w domu samotnej matki, Maria, matka trojaczek, żyła w przeświadczeniu, że sytuacja kobiet w Polsce jest całkiem niezła. Każdy raport córki wyprowadzał ją z błędnego przekonania. – A ta wasza podopieczna, Kasia, w jakim jest stanie?
Sara spotkała Kasię na korytarzu. Nowa mieszkanka pokoju z widokiem na zieleniący się park siedziała na krześle z rękoma włożonymi pod uda. Fizycznie wyglądała o wiele lepiej niż siedem dni wcześniej. Widoczne na twarzy rany goiły się podręcznikowo. Te niewidoczne nadal skrywała przed światem. Dominika próbowała przeprowadzić z nią wywiad, poinformować o stanie córek i delikatnie wybadać, co zamierza dalej zrobić. Bo jak dotąd dwudziestokilkulatka nie zdradziła przed nikim, jakie kroki planowała podjąć w związku z odejściem od partnera. Niestety, Kasia nie wyraziła zainteresowania rozmową. Na wzmiankę o Darku zmieniała temat, a na stwierdzenie, że dzieci boją się ojca, reagowała obrazą.
Kierowniczka nie miała złudzeń. Kasia wróci do narzeczonego, na pewno prędzej niż później. Nosiła w sobie wizję szczęśliwej rodziny i będzie dążyć do zrealizowania tego marzenia, póty starczy jej sił. Nawet kosztem Ewy oraz Zuzi.
– Przecież to niedorzeczne! – Maria nie kryła złości. – Każda matka ma na względzie przede wszystkim dobro dzieci. Jeśli facet, z którym je wychowuje, dopuszcza się przemocy, powinna pokazać mu krzyż na drogę.
Maria zawsze na pierwszym miejscu stawiała córki. Jeden jedyny raz zachowała się egoistycznie: z powodu zranionej dumy postanowiła odciąć trojaczki od ojca. Janowska przyłapała męża na zdradzie i nie potrafiła się z tym pogodzić. W przypływie emocji spakowała siebie i trojaczki. Nie mówiąc nic Arturowi, wyjechała niemal na drugi koniec kraju. Swój postępek tłumaczyła potrzebą chronienia dziewczynek przed człowiekiem, który złamał przysięgę małżeńską i nie znalazł w sobie odwagi, by przyznać się do zdrady. Zraniła więc go, celując w jego najczulszy punkt: dzieci. Dopiero po latach zrozumiała, jak bardzo skrzywdziła Adę, Jagnę oraz Sarę, rozdzielając je z ukochanym tatą.
– Kasia wierzy, że Darek się zmieni, zrozumie swój błąd i go naprawi – perorowała Sara.
Wróciła myślami do spotkania z podopieczną. Usiadła obok niewiele młodszej od siebie kobiety pod pretekstem sprawdzenia czegoś w telefonie. Bezmyślnie wodziła palcem po ekranie, marszcząc przy tym czoło.
– Widziałam panią podczas zabawy w piaskownicy – zagaiła Kasia. – Ten maluszek to pani synek? – Uśmiechnęła się z sympatią, wspominając dzień, kiedy Sara opiekowała się uroczym Frankiem, pociechą dwudziestoletniej Natalii.
Sara nie wiedziała, co odpowiedzieć. Gdyby potwierdziła, mogłaby zdobyć zaufanie przybyłej i spróbować przekonać ją do przemyślenia decyzji o ewentualnym powrocie do Darka. Jeśli zaprzeczy, Kasia weźmie ją za jedną z tych osób, które twardo obstają przy tym, że należy powiadomić policję o poczynaniach mężczyzny.
Nie chciała jednak zaczynać znajomości od kłamstwa, dlatego zdobyła się na szczerość.
– Jestem wolontariuszką – powiedziała. – Przychodzę kilka razy w tygodniu do pomocy.
– A co z mężem i dziećmi? Nie mają nic przeciwko?
– Mieszkam sama – przyznała Sara.
– Aha – na obliczu Kasi pojawiło się niedowierzanie. – Wybacz, ale w twoim wieku mieszkanie w pojedynkę wydaje się nieco zaskakujące.
– Niby czemu? – zdziwiła się Sara. Mnóstwo jej znajomych wiodło podobne życie. Zaledwie dwie koleżanki z pracy wyszły za mąż, jeden kolega zdążył się już rozwieść, a pozostali byli w mniej lub bardziej trwałych związkach. Granica wieku, w którym decydowano się na zmianę stanu cywilnego i rodzenie dzieci przesuwała się w górę – ot, znak czasów. Starsze pokolenie z zaskoczeniem spoglądało na młodych, którzy odwlekali dorosłość w nieskończoność, a młodzi nie widzieli w tym nic złego. Przecież nie musieli się jeszcze czuć gotowi na zakładanie rodziny.
– No wiesz… – Drwęcka wzruszyła ramionami. – Gdybym ja była sama, bez faceta i dzieci, pomyślałabym, że coś jest ze mną nie tak.
– W jakim sensie? – Sara poczuła, że zalewa ją złość. Odkąd to miarą życia kobiety było posiadanie potomstwa albo opieranie się na męskim ramieniu? Singielka wcale nie stanowiła wybrakowanego towaru, którym nikt się nie zainteresował. Nadal pamiętała słowa mamy: lepiej być samą niż z byle kim. Trzymała się ich po dziś dzień, starając się nie wspominać o klątwie wpływającej na życie miłosne jej i jej sióstr. No tak, jej i Jagny, poprawiła się. Teraz już dwóch sióstr, bo Ada skutecznie złamała zaklęcie.
– Niech zgadnę. Jesteś z tych, co w pierwszej kolejności stawiają na karierę? – Spytała Drwęcka, po czym nie czekając na odpowiedź, dodała: – Zanim się obejrzysz, dziewczyno, uroda przeminie, a tobie oprócz pieniędzy nie zostanie nic.
– Jeszcze powiedz, że nie będzie mi miał kto na starość podać szklanki z wodą – obruszyła się Sara. Posłużyła się tekstem z internetu, ostatnio dość popularnym.
– Chyba nie będzie tak źle – zaśmiała się Kasia. – O ile w porę zareagujesz. Ja nie narzekam, poznałam Darka tuż po narodzinach Ewki. Zaopiekował się nami oraz zapewnił nam dach nad głową. Wkrótce dołączyła do nas Zuzia i teraz jesteśmy w komplecie. Rodzina to fantastyczna sprawa. Obyś miała szansę się o tym przekonać.
– Tak samo jak ty? – odparowała Sara, w ogóle nie panując nad nerwami. Owszem, podzielała zdanie matki Ewy i Zuzi. Rodzina stanowiła podporę, była niewyczerpanym źródłem miłości, powodem zmartwień oraz radości. Była transakcją wiązaną, bo w tych prawdziwie szczęśliwych familiach każda ze stron dawała z siebie wszystko, ale i otrzymywała w zamian równie wiele. – Właśnie dlatego wylądowałaś w domu samotnej matki? – Sara kręciła głową, nie zwracając uwagi na łzy w oczach Kasi. – Twój facet jest tak fantastyczny, że w przypływie uczuć rozciął ci wargę, posiniaczył ze wzruszenia, a dzieci przestraszył, by udowodnić jak bardzo was kocha?
Kasia zadrżała na całym ciele.
– Nic o mnie nie wiesz – szepnęła, patrząc na rozmówczynię wyzywająco. – Nie wiesz, przez co przeszłam!
– Nie, nie wiem. Ale kiedy na ciebie patrzę, widzę jedno: zwątpienie. Gdybyś rzeczywiście była przekonana o własnym szczęściu u boku Darka, nigdy nie zjawiłabyś się w naszych progach.
Na wspomnienie przebytej rozmowy Sara nabrała głęboko powietrza do płuc, po czym powoli je wypuściła. Mimo późnej pory zaparzyła sobie świeżej kawy i wypiła ją do dna. Emocjonalna dyskusja z Kasią kompletnie wyzuła ją z energii. Niestety, nie był to koniec wrażeń na ten dzień. Ledwie pół godziny później została wezwana przez dyżurującą pracownicę ośrodka, która nie przebierając w słowach, zakazała jej wypowiadania prywatnych opinii o podopiecznych, zwłaszcza w ich obecności.
– Doradziła mi, bym odpoczęła sobie przez jakiś czas i nie pokazywała się w ośrodku – zrelacjonowała mamie. Janowska zdawała sobie sprawę, że przeholowała. Pozwoliła sobie na prywatę tam, gdzie należało postawić na profesjonalizm.
– Przecież nie zrobiłaś nic złego – broniła ją mama. Najstarsza z trojaczek uśmiechnęła się dobrotliwie. Rodzice zawsze stawali murem za nią i siostrami. Potrafili pójść na wojnę z całym światem, żeby obronić je przed przeciwnościami losu. Dla nich stawali w jednym szeregu, choć na co dzień często darli ze sobą koty. – Przemówiłaś jej do rozumu. Wyświadczyłaś dziewczynie przysługę, zmuszając ją do myślenia. Oby skorzystała z rady i zostawiła drania. Przecież dziewczynki zasługują na spokój, normalny dom, troskliwych rodziców – zarówno matkę, jak i ojca. Nie potrzebują ciągłych awantur, życia w niepewności, obaw przed jutrem. To nie są właściwe wzorce. Matka powinna schować dumę do kieszeni i nie zważać na człowieka, niebędącego gwarantem bezpieczeństwa.
– Ech, mamuś, wątpię, by dało jej to do myślenia. Kasia jest zapatrzona w ojca Zuzi niczym w obrazek. Doprawdy nie wiem, do jakiej tragedii musi dojść, żeby się przekonała, jaki błąd popełniła, trwając u boku agresora.
– Przez wzgląd na maluchy mam nadzieję, że do takowej nie dojdzie.
– I ja trzymam mocno za to kciuki. Ewa i Zuzia są uroczymi szkrabami. Zasługują na wszystko, co najlepsze. Przede wszystkim na kochającą rodzinę.
∞
Oskar nie narzekał na stan swojej sprawności fizycznej. Chcąc utrzymać ciało w dobrej formie, regularnie biegał i korzystał z siłowni. Jednakże pomimo buńczucznych zapowiedzi nie zdołał dotrzymać kroku rezolutnej siostrzenicy, która podczas wizyty w parku linowym dała z siebie wszystko, z łatwością pokonując wujka.
– Naprawdę nie pozwoliłeś jej wygrać? – Jacek, kumpel z posterunku, próbował opanować rozbawienie.
Lipiński nie prezentował się najlepiej. Przy każdym niemal ruchu krzywił się niemiłosiernie, jakby doznał trwałego uszczerbku na zdrowiu. Siedzenie również sprawiało mu ból. Jego mina zwiastowała kłopoty temu, kto w przypływie głupoty odważyłby się skomentować jego porażkę z energiczną dziesięciolatką.
– Dostała fory, ale w ogóle nie były jej potrzebne. – Oskar oparł plecy o ścianę. Chciałby powiedzieć, że to pierwszy i zarazem ostatni raz, kiedy zabrał dziewczynkę w miejsce wymagające sprawności fizycznej, lecz przypomniał sobie o złożonym tuż przed wejściem na teren parku przyrzeczeniu, zgodnie z którym będą częściej organizować podobne wypady. O wycofaniu się z danego słowa nie mogło być mowy. – I wcale nie wyglądała na zmęczoną.
– Za to ty przypominasz śmierć na urlopie – Jacek wyjął z szafy teczkę z dokumentami i położył ją na biurku. Włączył komputer, rozciągnął mięśnie, po czym zabrał się do pracy. – Ciesz się zatem ze spokojnego dnia, bo gdyby przyszło ci dzisiaj wyjechać na patrol, nie zasłużyłbyś na pochwałę od komendanta.
– Ostatkiem sił wstałem z łóżka, z jednej strony złorzecząc na poniedziałek, a z drugiej na uśmiechniętą od ucha do ucha Marikę. Uwierzysz, że młoda obudziła się jeszcze przed budzikiem, co się nie zdarzyło, odkąd zaczęła chodzić do szkoły? Alicja jest wniebowzięta i z miejsca zapowiedziała, że weekendowa aktywność na stałe wpisze się w nasz rozkład zajęć.
Jacek parsknął śmiechem.
– Sam ukręciłeś na siebie bicz.
– Powinienem tego żałować, ale koniec końców jestem zadowolony. Najwyraźniej muszę ostro wziąć się do roboty. Skoro dzieciak z podstawówki jest w stanie mnie pokonać, to nie najlepiej wróżę obywatelom, których mam chronić. Dlatego od teraz koniec z używkami i towarzystwem kolegów, którzy prowadzą mnie na złą drogę.
Do skupionego nad służbowymi dokumentami partnera Oskara dopiero po chwili dotarł sens wypowiedzianych przez niego słów.
– Wypraszam sobie! Jedno, dwa albo kilka więcej piw po wyczerpującej służbie nie jest powodem do samokrytyki.
– Do dumy również – odparował Lipiński.
– Mów sobie, co chcesz. Ja nie mam zamiaru rezygnować z przyjemności.
– Zawsze możesz znaleźć inne.
– Takie jak ty? – Jacek wbił świdrujący wzrok w Oskara. Ten rozłożył bezradnie ręce, nie domyślając się, w czym rzecz. – Nie udawaj. W sobotę nie byłem aż tak pijany, żeby nie zauważyć twojego wyjścia pod rękę ze śliczną brunetką.
Oskar zacisnął usta w wąską kreskę. Jak dotąd nikomu otwarcie nie opowiadał o Sarze. Wspomnienie Janowskiej należało tylko do niego i nawet wieloletnia przyjaźń z Jackiem nie obligowała go do podzielenia się szczegółami wspólnie spędzonej nocy z dziewczyną.
– Nie rób z igły widły – odparł obojętnym tonem. – Nie pierwszy raz kończyliśmy imprezę osobno. Zresztą, należała mi się jakaś rozrywka po kilku godzinach wysłuchiwania narzekań na twoją byłą.
Jacek złapał haczyk. Zmiana tematu okazała się idealnym posunięciem. Wzmianka o Zośce wystarczyła, by łagodny z reguły funkcjonariusz zaczął pomstować na kobietę, z którą spędził ostatnie dwa lata. Zośka, świeżo upieczona magisterka farmacji, doszła do wniosku, że związek z policjantem przestał ją satysfakcjonować. Jako osoba z ambicjami i wyższym wykształceniem nie potrafiła trwać u boku zwykłego stróża prawa, który ani myślał o zmianie wydziału na jakiś bardziej prestiżowy. Gdyby chociaż pracował w pionie śledczym, tropił groźnych przestępców z pierwszych stron gazet, zastanowiłaby się nad dalszym kontynuowaniem znajomości. Ale nie, Jackowi podobało się tam, gdzie aktualnie siedział. Nie miał aspiracji do wspinania się po drabinie kariery. Cóż, z równie mało ambitnym człowiekiem Zośce nie było po drodze.
Z dnia na dzień, bez większych wyjaśnień, wyprowadziła się z ich wspólnego mieszkania. Na setki wiadomości od zdesperowanego i zdezorientowanego mężczyzny odpowiadała jednym zdaniem: tak będzie lepiej.
Ciekawe dla kogo? – zastanawiał się Jacek nad kuflem piwa. W przypływie szczerości zwierzył się Oskarowi, że planował kupić pierścionek zaręczynowy. Chciał oświadczyć się ukochanej w drugą rocznicę ich związku, ale pech lub, jak twierdził Oskar, uśmiech szczęścia zdecydował zniweczyć starania zakochanego biedaka.
– Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – uznał Oskar. – Zośka widocznie nie była ci pisana.
– Miała zostać panią Marczak – jęknął Jacek. Zamaszyście zamknął teczkę z papierami, wzbijając w powietrze drobinki kurzu. – Rodzicom się podobała, a i babcia widziała w niej niezły materiał na żonę. Wiesz, marzyły mi się ciepłe kapcie i obiad ugotowany przez ukochaną. Wszystko wskazuje jednak na to, że muszę odłożyć plany na bliżej nieokreśloną przyszłość i rozpocząć dalsze poszukiwania tej jednej jedynej.
– Jedziemy na jednym wózku, stary – zaśmiał się Oskar. Współczuł przyjacielowi. Jacek zaangażował się w związek z Zośką, cieszyła go perspektywa stabilizacji, jakiej i Oskar od dawna pragnął. Przestał się oszukiwać. Parę tygodni wcześniej stuknęła mu trzydziestka. W jego wieku ojciec dochował się już dwójki dzieci, on zaś nie miał nawet na oku kandydatki na żonę. Wprawdzie nie dzwonił jeszcze alarm skazujący go na samotność, lecz kawalerski stan zaczynał mu ciążyć. I nie chodziło o pięć posiłków dziennie serwowanych przez małżonkę, uprasowane koszule czy zrobione pranie, bo to doskonale potrafił zrobić sam. Tęsknił za poczuciem bliskości, świadomością, że w domu ktoś na niego czeka, chce się przytulić i pobyć razem, choćby w milczeniu. Brakowało mu spokoju, pewności jutra, które wzmacniały lepiej od życia w pojedynkę, tylko pozornie pozbawionego trosk.
– Daleko na nim nie zajedziemy, szukając ideałów. – Jacek założył sobie ręce na piersiach.
– Na co ci ideał, jeśli sam nim nie jesteś? – spytał retorycznie Oskar. – Potrzebujesz normalnej, ciepłej kobiety, nie posągowej piękności, która oprócz wyglądu nie ma nic do zaoferowania. Potrzebujesz na przykład takiej Ali – kobiety, która będzie się o ciebie martwić i kiedy trzeba przywoła cię do porządku, uderzając mokrą szmatą w łeb.
Jacek przez chwilę się zastanawiał, w jaki sposób powinien zinterpretować ten niespodziewany komentarz.
– Chyba nie sugerujesz, bym zaczął umawiać się z twoją siostrą? – spytał ostrożnie.
Oskar chciał z miejsca zaprzeczyć, ale wizja Jacka spotykającego się z Alicją nie wstrząsnęła policjantem tak, jak powinna. Ufał partnerowi w stu procentach. Bez wahania powierzyłby mu swoje życie. Gdyby jego starsza siostra zgodziła się związać z siedzącym naprzeciwko niego mundurowym, nie miałby nic przeciwko.
– O nie, nie! – Jacek pokręcił głową. – Nawet o tym nie myśl!
– Niby o czym? – Oskar udawał niewiniątko.
– Alicja? – prychnął. – Przecież nawet ja traktuję ją jak siostrę.
Do pokoju zajmowanego przez Lipińskiego i Marczaka z impetem wkroczył komendant, kładąc na biurku Oskara stos dokumentów.
– No dobra, panienki – huknął z rozmachem. – Dosyć tych matrymonialnych pogaduszek. Czas wrócić do rzeczywistości. Archiwistka właśnie uciekła na zwolnienie lekarskie, racząc nas uroczą informacją o rychłym zwiększeniu stanu liczebnego obywateli. Póki nie przyślą kogoś na zastępstwo, zabawicie się w maszynistki, żeby po próżnicy nie strzępić języka.
Ciąg dalszy w wersji pełnej