- nowość
- W empik go
Dotknąć jednego słowa. Rozważania inne od innych - ebook
Dotknąć jednego słowa. Rozważania inne od innych - ebook
Chciałbym dotknąć jednego słowa z tekstu dzisiejszej Ewangelii (…).
Siedzi w słowniku pośród tysiąca słów, jak gdyby nigdy nic,
a można zamyślić się nad nim, jak nad świętym obrazkiem.
Wyraz, z którym się nie liczymy. Zapominamy o nim.
Przeskakujemy jak przez płotek (…) Tymczasem ten niewielki wyraz
jest wzruszający. Zawsze siedzący poza królem na wysokim tronie –
biedny kopciuszek na małym stołeczku. Jaki to wyraz?
Ksiądz Jan Twardowski (1915–2006), kaznodzieja o duszy poety, polonista z pasją detektywa, komentując Pismo Święte, często wybierał z niego pojedyncze słowa i brał je pod lupę. Szukał w nich ukrytych znaczeń, symboliki, by następnie budować homilie wokół tego jednego, wyodrębnionego wyrazu (na przykład: kubek, sieć, tunika, wół, wróbel, pokój, złodziej, małoduszny, łowić, gdyby, teraz). Skupiał się na jego pochodzeniu, rozumieniu w realiach Biblii, aktualności w dzisiejszym języku. A że sam o sobie mówił, że jest „inny od innych”, to i tego typu homilie można uznać za „inne od innych”. Stanowią one źródło dla zebranych w niniejszej książce rozważań. Pokazują, co można wyczytać poprzez analizę jednego wyrazu.
Książka Dotknąć jednego słowa. Rozważania inne od innych pokazuje językową pasję Jana Twardowskiego i uczy zatrzymywania się na szczególe. W myśl przyjętej przez księdza poetę zasady: „szczegół zbliża do poznania” – dogłębniejszego i bardziej wnikliwego.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8333-317-5 |
Rozmiar pliku: | 5,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Uważam, że jestem inny od innych. I moje wiersze są inne od innych” – stwierdził przy pracy nad _Autobiografią_1 Jan Twardowski, ksiądz piszący wiersze. Nie tylko wiersze są „inne od innych”. Nie tylko ksiądz poeta jest „inny od innych”. Określenie to znakomicie przystaje również do homilii, zwłaszcza tych, których język i kompozycja świadczą o oryginalnym i wyróżniającym się pomyśle kaznodziei.
Jednym z takich pomysłów były homilie i rozmyślania na drodze krzyżowej, zbudowane niemal z samych pytań2.
Innym pomysłem są rozważania zbudowane wokół jednego wyrazu wybranego z czytanego w danym dniu fragmentu Ewangelii. W wygłoszonych w latach 1962–2001 homiliach zdarzały się one całkiem często. Na tyle często i różnorodnie, że rozważania wyodrębnione z całego materiału kaznodziejskiego księdza Twardowskiego tworzą niniejszą publikację: _Dotknąć jednego słowa. Rozważania inne od innych_.
Homilie zbudowane wokół jednego wyrazu są efektem pasji, którą sam ksiądz poeta nazywał „dłubaniem w słowie”. Pasja ta wynikała natomiast z wrażliwości językowej Jana Twardowskiego, kształtowanej już od młodości. Wspierały ją gromadzone w podręcznej domowej biblioteczce słowniki: języka polskiego, obcojęzyczne, etymologiczne, synonimów, wyrazów obcych czy bodaj najbardziej ulubiony _Słownik mitów i tradycji kultury_ Władysława Kopalińskiego3. Były one zawsze pod ręką. Językoznawca pasjonat – przypomnijmy: absolwent polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego – szukał w nich wyrazów zapomnianych, zabawnie brzmiących, wieloznacznych. Bawiło go brzmienie niektórych wyrazów i dowcipne związki frazeologiczne. Przez to, że szukał wieloznaczności – przywracał wyrazom zapomniane znaczenia. O swoim zamiłowaniu i własnej klasyfikacji słów na wyrazy sympatyczne, wesołe, smutne czy groźne wspomniał w _Autobiografii_:
Pociągały mnie zawsze igraszki językowe. Nasz język jest bardzo kolorowy. Lubię „dłubanie w słowie”, domyślanie się pochodzenia słowa, jego ukrytego znaczenia. Często wynajduję w słowniku wyrazy sympatyczne, podnoszące na duchu, wywołujące uśmiech, jak: „biedronka”, „brzoza”, „ciepło”, „dobroć”, „kołowrotek”, „konwalia”, „matka”, „nadzieja”, „radość”, „serce”, „słonecznik”, „słońce”, „stokrotka”, „uśmiech”, „wiosna”. Są to słowa życzliwe ludziom, które karmią jak chleb4.
Ksiądz Twardowski, dla którego najważniejszym zadaniem w pracy kapłańskiej było budzenie nadziei, zastanawiał się, dlaczego nie istnieje słownik wyrazów sympatycznych, wywołujących uśmiech. Był przekonany, że „Tak jak słowem można zranić, tak i słowem można uleczyć”5. Są słowniki wulgaryzmów, gwary więziennej, a słów podnoszących na duchu nie ma w żadnym osobnym słowniku. Dlatego przez kilka ostatnich lat życia księdza Jana podjęliśmy prace, które go bawiły i pasjonowały nawet podczas długich pobytów w szpitalach. Niestety, osiemnastego stycznia 2006 roku zakończył się twórczy udział Jana Twardowskiego w tworzeniu _Słownika wyrazów sympatycznych, czyli wyrazów ludziom życzliwych_ (jak roboczo nazywał się ten pomysł)6. Zostały zapiski o słowach, „które, karmią jak chleb”, komentarze, pełne uroku i uśmiechu Autora, w rodzaju: „bambosze – cichostępy, jak ktoś powiedział; kojarzą się z wygodą, ciepłem i domem”. Wyrazami sympatycznymi były również te wesołe i śmieszne, utrwalone w roboczych notatkach opublikowanych w _Autobiografii_:
Inne wyrazy są wesołe i śmieszne, jak: „trzpiotka”, „bambosze”, „kukułka”, „skarpetka”, „cynaderki”, „firletka”, „sasanka”, „pasikonik”, „cielęcina”, „bigos”, „ciocia”, „półbut” – czyli pół buta. Jeszcze inne są smutne i groźne. Bawią mnie różne powiedzonka, które nie wiadomo skąd się wzięły: „pi razy oko”, „kamień w wodę”, „ścięty z nóg”, „z głupia frant”, „ni w pięć, ni w dziewięć”, „klituś-bajduś”, „przeleciało jak z bicza trzasł”, „pieprzu za grosz – cebuli za dwa”7.
Poza wyrazami sympatycznymi Jan Twardowski zauważał drugą, ciemniejszą stronę języka. Wspomniał o niej w jednym z felietonów, publikowanych w latach 1998–2002 w „Urodzie”, kiedy pisał o słowach „grzecznych i niegrzecznych”8.
Jak piętnował słowa „chamskie i plugawe”, tak krytykował – ale już z innego względu – zdrobnienia. Uważał, że zdrobnienia ośmieszają słowa, odbierają im godność (zob. _O godności słów i zdrobnieniach_).
Osobne miejsce w przygodzie ze słowami zajmowały archaizmy, czyli dla dziewięćdziesięcioletniego poety „słowa młodości”:
Tęsknię do słów mojej młodości. Chciałbym ocalić stare wyrazy: „azali”, „chudoba”, „suszyć” (tj. pościć), „pugilares”, „otomana,” „osełka masła”, „skład bławatny”, „karbówki”, „tużurek”, „pumpy”, „sempiterna”, „rejent”, „kajet”, „ryga”, „magistrat”, „trzewiki”, „precjoza”, „pled”, „uniform”, „salopka”, „kolasa”, „watażka”, „andrus”, „dziupla” (małe pomieszczenie), i niemodne dziś powiedzenia: „z głupia frant”, „strzelił w pysk”, „ni w pięć, ni w dziesięć”. Kiedyś mówiło się: „Sługa uniżony”, „Padam do nóg”, „Całuję rączki”, „Z ochotą!”. A w zakończeniu listów pisano: „Całuję każde twe słowo napisane, każdy przecinek i kropkę, i całuję cię w rączkę i stopkę”, „Całuję rąbek purpury Jego Eminencji”. Dziś już zniknęły przesadne formy. I nikt już tak nie powie. Szkoda9.
W homiliach z tęsknotą i sentymentem cytował dawne określenia z przekładu Biblii księdza Jakuba Wujka i ubolewał, że „w nowych tłumaczeniach Ewangelii zaginęło wiele pięknych słów” jak: „ptaki niebieskie”, „maluczko”, „włodarz”, „pacholę”, „onego czasu” i wiele innych. Uroda starych słów, które „gdzieś uciekły wraz z naszą młodością”.
≈
Pasję „dłubania w słowie” i zachwyt dla słowa poeta przeniósł do wierszy, a kaznodzieja – do homilii.
Komentarze ewangeliczne, zbudowane wokół jednego słowa, wybranego z tekstu fragmentu Ewangelii, nazwane tu określeniem samego księdza Twardowskiego: „inne od innych”, tworzą niniejszą książkę: _Dotknąć jednego słowa. Rozważania inne od innych_. Pokazują, z jaką konsekwencją przez kilkadziesiąt lat Twardowski kaznodzieja wyławiał z czytanego tekstu Pisma Świętego pojedyncze wyrazy. Po czym analizował je i oglądał z każdej strony, niczym badacz szukający pod mikroskopem ukrytych znaczeń. A Twardowski poeta w jednym z wierszy zapisał myśl niemal programową dla pokazania znaczenia detalu: „Szczegół nadaje wielkość wszystkiemu co małe” (_Wielkie i małe_). O wartości szczegółu często mówił na spotkaniach autorskich, w rozmowach z dziennikarzami: „Szczegół zbliża do poznania”, „Tak już jest, że dla mnie szczegół może być całym światem, żyjąc jednocześnie własnym życiem”10. Z tym przekonaniem także homilie budował wokół jednego szczegółu (na przykład: kubek, sieć, tunika, wół, wróbel). Skupiał się na pochodzeniu wyrazu, jego znaczeniu w realiach Biblii, aktualności w dzisiejszym języku. W rozmowie o sztuce mówienia homilii, wprost wypowiedział się o istocie podkreślonego przez mówcę detalu, gestu, czynności:
Kaznodziejstwo pewnych księży jest słabe, ponieważ nie jest przygotowane. Gdyby ksiądz przygotował się do homilii, dobrze by ją wygłosił. (…) Kaznodzieja powinien przede wszystkim tłumaczyć Ewangelię. Zdarza się, że ksiądz odrywa się od Ewangelii i bierze inny temat. Ważny jest ten fragment Ewangelii, który czyta nam Kościół. (…) Trzeba małe rzeczy wychwycić z Ewangelii i opowiedzieć o nich ludziom. Właśnie to jest ważne w homilii11.
Przykładów w homiliach księdza Twardowskiego z kilkudziesięciu lat jest bardzo wiele. Ułożone alfabetycznie tworzą one swego rodzaju słownik – wykład słów. Wydaje się wręcz, że sam Autor do takiego wyboru zachęcał, gdy wielokrotnie prowokująco rozpoczynał swój komentarz:
Chciałbym dotknąć jednego słowa z tekstu dzisiejszej Ewangelii: „Baranek”. Niektórzy księża przed Komunią Świętą (…) mówią: „Oto Chrystus, który gładzi grzechy świata”. Może im się wydaje, że słowo „baranek” jest przestarzałe, niemodne i ludzie go nie rozumieją? Zatraca się słowo „baranek”. Brońmy go, bo jest ono bardzo ważne (_Baranek_, 1987).
Zatrzymajmy się na małym wyrazie: „gdyby”. Jest to niepokaźna część mowy. Ani to czasownik zwykle energiczny (czasowniki wypowiadają energię), ani sentymentalny przymiotnik (przymiotniki wyrażają sentymenty), ani matrymonialny spójnik, który zawsze łączy. Jednak w tym jednym słowie, które nawet możemy połknąć w szybkim mówieniu, kryją się wielkie dobre możliwości (_Gdyby_, 1972).
Chciałbym przypomnieć jedno słowo z przeczytanego tekstu Ewangelii według Świętego Łukasza. Jedno z wielu, a można o nim napisać całą książkę. Siedzi w słowniku pośród tysiąca słów, jak gdyby nigdy nic, a można zamyślić się nad nim, jak nad świętym obrazkiem. Mam na myśli słowo: _martyr_ – „świadek” i jego dziwną historię (_Świadek_, 1973).
W przeczytanej przed chwilą Ewangelii znajduje się jeden wyraz, z którym się nie liczymy. Zapominamy o nim. Przeskakujemy jak przez płotek i szukamy tylko słów. Tymczasem ten niewielki wyraz jest wzruszający. Zawsze siedzący poza królem na wysokim tronie – biedny kopciuszek na małym stołeczku. Jaki to wyraz? „Teraz” (_Teraz_, 1967).
Także w homiliach dla dzieci można znaleźć przykłady wyboru jednego słowa, które ksiądz Twardowski szczególnie akcentował, wiedział bowiem, że będzie ono dzieciom bliskie i pozwoli przenieść sens Ewangelii na ich życie codzienne:
Kiedy mówię te kilka słów, widzę słuchaczy dorosłych, dzieci i starszaków, pierwszaków, maluchów. Co maluch mógł zrozumieć z tego, co czytałem? (…) Jednak jest w tej Ewangelii coś takiego, co każdy maluch zrozumie i o tym wie: śniadanie (_Śniadanie_, 1998).
Święty Józef i Matka Najświętsza dziwili się, patrząc na małego Jezusa (Łk 2,33). Co to znaczy: dziwić się? (…) Tylko jedno słowo: „dziwili się”, a tyle w nim wzruszeń ludzkiego serca (1964)12.
Intencją kaznodziei było nie tylko zwracanie uwagi na słownikowe znaczenie wyrazu, ale i na jego oddziaływanie w życiu człowieka. Do słów „leczących dusze” z pewnością należą te, które nazywają – jak je w Liście do Galatów określił Święty Paweł z Tarsu – owoce działania Ducha Świętego w człowieku: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wspaniałomyślność, łaskawość, wierność, skromność, wstrzemięźliwość, czystość. Komentarze księdza Twardowskiego do nich zostały przedstawione w odrębnej publikacji13.
Poprzez zebrane w książce _Dotknąć jednego słowa. Rozważania inne od innych_ komentarze dotyczące wybranego z Pisma Świętego jednego słowa, kaznodzieja z ponad pięćdziesięcioletnim doświadczeniem wciąż pomaga uważnie czytać Ewangelię i skupiać uwagę na jednym, wybranym wątku.
Refleksje zebrane w zakończeniu książki jako _Post scriptum_ także wywodzą się z językoznawczej pasji absolwenta filologii polskiej, księdza, który swą kapłańską drogę rozpoczynał przed Soborem Watykańskim II. Dotyczą one wyrazów staropolskich w dawnych przekładach Biblii, a także zdrobnień, wulgaryzmów we współczesnym języku polskim oraz kilku słów najprostszych, bliskich sercu.
Dajmy się poprowadzić księdzu Janowi Twardowskiemu w tej „innej od innych” wędrówce po Ewangelii (i nie tylko) w poszukiwaniu – może wcześniej niezauważonych – słów.
_Aleksandra Iwanowska_
1 J. Twardowski, _Autobiografia. Myśli nie tylko o sobie_. Opracowała A. Iwanowska. T. 2: _Czas coraz prędszy 1959–2006_, wyd. 2, Kraków: Wydawnictwo Literackie 2010, s. 279.
2 Tenże, _Przed spowiedzią świętą_. Wybór i oprac. A. Iwanowska, Poznań: W drodze 2004; tenże, _Kim jestem? Pytania w drodze_. Wybór i oprac. A. Iwanowska, Poznań: Wydawnictwo Święty Wojciech 2012; tenże, _Pytania codzienne na cały rok_. Wybór i oprac. A. Iwanowska, Częstochowa: Edycja Świętego Pawła 2017.
3 Egzemplarz w podręcznej biblioteczce (W. Kopaliński, _Słownik mitów i tradycji kultury_, wyd. nowe, Warszawa 2003) z dedykacją autora – „Księdzu Janowi Twardowskiemu W. Kopaliński 29 IX 2004.” – zawiera odręczną sygnaturę właściciela: „Moja książka!!! ks. Jan Twardowski 16.10.2400 ”.
4 _Autobiografia_, t. 2, s. 278.
5 Tamże, s. 278–279.
6 Tamże, s. 278.
7 Tamże, s. 278.
8 J. Twardowski, _Słowa grzeczne i niegrzeczne_, „Uroda” 2001, nr 8, s. 22; zob. też o tym samym dla dzieci: _Ładne czy brzydkie_, w: _Na ostatni guzik. Rok z księdzem Janem Twardowskim_. Wybór i oprac. A. Iwanowska, Poznań: Wydawnictwo Święty Wojciech 2015, s. 36–37.
9 _Autobiografia_, t. 2, s. 199–200.
10 _Zobaczyć od nowa. Rozmowa z ks. Janem Twardowskim_. Rozmawiała Barbara Gruszka-Zych, „Gość Niedzielny” 1990, nr 15, s. 6; _Ksiądz Jan Twardowski w swoim poetyckim świecie_. Rozmawiała Iza Wojciechowska, „Express Ilustrowany” 1991, nr 231, s. 12; zob. też: J. Twardowski, _Pokochać małe pamiątki_, w: tegoż, _Smak radości. Felietony_. Wybór i oprac. A. Iwanowska, Warszawa: PIW 2000, s. 48–50; _Autobiografia_, t. 2, s. 53–60.
11 J. Twardowski, _Jak żyć? Medytacje o kapłaństwie_. Wybór i oprac. T. Huk, Warszawa: Wydawnictwo Księży Marianów 2002, s. 46–47.
12 Tenże, _Przyjaciel na dłużej niż na zawsze. Rozmowy o Panu Jezusie_. Wybór i oprac. A. Iwanowska, Sandomierz: Wydawnictwo Diecezjalne i Drukarnia Sandomierz 2023, s. 36 (_Święte zdziwienie_).
13 Tenże, _Dwanaście słów. Owoce Ducha Świętego_. Wiersze i prozę wybrała A. Iwanowska, Poznań: Wydawnictwo Święty Wojciech 2020.DOTKNĄĆ JEDNEGO SŁOWA
A jeśli
A jeśli Ja palcem Bożym wyrzucam złe duchy, to istotnie przyszło już do was królestwo Boże (Łk 11,20).
Myślę, że w tych słowach Pana Jezusa można podkreślić czerwonym ołówkiem słowa: „a jeśli”. Faryzeusze chcieli Jezusa umniejszyć. Chcieli wytłumaczyć, że On nie działa mocą Bożą, a On sam nie jest Bogiem. Jezus powiedział: „A jeśli Ja…”.
W tym „a jeśli” kryją się słowa: zastanów się, pomyśl, nie sądź za wcześnie!
Minęły tysiące lat. Faryzeusze zmaleli, skarleli. Dzisiaj „faryzeusz” oznacza: obłudnik. Obrażamy kogoś, nazywając go faryzeuszem. A Jezus ma swoje kościoły, miliony wiernych na całym świecie.
Niech nam się jednak nie wydaje, że „a jeśli” Jezus powiedział do faryzeuszów, do niewierzących. Mówi tak i do nas, wierzących.
Wyznajemy, że wierzymy. Deklamujemy: „Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego”, ale Jezus może zapytać:
A jeśli wierzysz, to dlaczego tak żyjesz, jakbyś nie wierzył?
A jeśli wierzysz, to dlaczego nie potrafisz powiedzieć, jak Jezus w Ogrodzie Oliwnym: „Niech będzie wola Twoja, a nie moja”? Gdy coś cię w życiu krzyżuje, od razu się buntujesz.
A jeśli wierzysz, to dlaczego nie rozumiesz Ogrodu Oliwnego?
A jeśli wierzysz, to dlaczego boisz się biczowania? Nawet nie spada na nas bat, tylko trochę coś skaleczy, porani, ktoś trochę upokorzy i od razu czujemy się źle. Jesteśmy obrażeni na cały świat i w ogóle zapominamy o Panu Bogu.
A jeśli wierzysz, to dlaczego boisz się korony cierniowej? Nawet gdy korony nikt na ciebie nie nakłada, od razu się oburzasz, gdy ci ktoś skaleczy twoją ambicję, twoje myśli o sobie.
A jeśli wierzysz, to dlaczego boisz się drogi krzyżowej? Dlaczego w życiu szukasz drogi tylko łatwej, wygodnickiej?
A jeśli wierzysz, dlaczego boisz się śmierci? Dlaczego śmierć nazywasz nieszczęściem, klęską życiową? Dlaczego? Jeśli wierzysz!
Tak ważne słowa: „a jeśli”. Bo jeśli wierzysz – to musisz wierzyć naprawdę. Musisz przyjąć i Ogród Oliwny, i biczowanie, i cierniem ukoronowanie, i drogę krzyżową, i śmierć.
A jeśli wierzę? A jeśli mam się za wierzącego, to jaki naprawdę jestem przed Panem Bogiem?
1985Baranek
Chciałbym dotknąć jednego słowa z tekstu Ewangelii według Świętego Jana: „Baranek”.
„Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata” – powiedział Święty Jan Chrzciciel (J 1,29). Niektórzy księża przed Komunią Świętą zamiast: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”, mówią: „Oto Chrystus, który gładzi grzechy świata”. Może im się wydaje, że słowo „baranek” jest przestarzałe, niemodne i ludzie go nie rozumieją? Zatraca się słowo „baranek”. Brońmy go, bo jest ono bardzo ważne.
Prorok Izajasz, największy prorok Starego Testamentu, doradca trzech królów judzkich: Achaza, Ezechiasza i Manassesa przepowiedział, że po upadku państwa żydowskiego przyjdzie odrodzenie i tylko nieliczni będą czyści: ci, którzy dotrwają do przyjścia Mesjasza. Niejako przewidział Matkę Bożą, Świętego Józefa, Symeona – czystych, którzy dożyli czasów Mesjasza.
Izajasz nazwał Mesjasza barankiem złożonym w ofierze14. Chrystus – to Mesjasz (po hebrajsku: namaszczony najwyższą godnością). Izajasz nazwał Jezusa barankiem, tym cierpiącym, który oddaje życie za innych. Głosił więc drogę wiary nie tryumfalną, ale drogę nieraz pełną cierpienia, trudności, męczenników, którą powinniśmy iść, nie szukając na niej wielkich tryumfów.
Tak ważne słowo: „Baranek” – Mesjasz, który oddaje swe życie za innych. Jednocześnie baranek to znak niewinnego cierpienia człowieka i zwierząt. Ciekawe, że słowo „baranek” oznacza i przebitego baranka, i Baranka złożonego za grzechy świata.
Obyśmy tego słowa nie tracili i zaczęli je rozumieć. Ważne biblijne słowo, które zachowało się w tekstach Ewangelii.
1987
≈
(…) i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: „Oto Baranek Boży” (J 1,36).
Nieraz człowiek się gniewa, kiedy mówią do niego: „ty baranie, ty ośle, ty byku”. A Pan Jezus, choć nazywamy Go Barankiem, nie gniewa się wcale. Obraz baranka zaczerpnięty jest ze świata przyrody – to jedno ze zwierząt, które oddają życie człowiekowi. Baranek to męczennik, który, może bezwiednie, oddaje się ludziom na pożarcie.
Bez Pana Jezusa, bez Baranka Bożego, który tak bardzo kochał świat zwierząt, że pozwolił się tak nazwać – stajemy się coraz bardziej źli, okrutni, nijacy, zaplątani.
1972
≈
Przed udzieleniem Komunii Świętej ksiądz wypowiada słowa: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”. Potem: „Błogosławieni, którzy zostali wezwani na Jego ucztę”.
Słowa dwóch Janów – Świętego Jana Chrzciciela ze sceny chrztu Jezusa w Jordanie („Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata”; J 1,29) i Świętego Jana Ewangelisty z Apokalipsy („Błogosławieni, którzy są wezwani na ucztę Godów Baranka!”; Ap 19,9).
Czasem księża zamieniają je na słowa: „Błogosławieni, którzy są powołani na ucztę Chrystusa”, ale ja twardo stoję przy słowach dwóch świętych Janów.
Zawsze wzrusza mnie Baranek, najpierw przebity nożem w ofierze i potem radujący się wspólnym weselem, wspólną ucztą z wiernymi.
1986
14 „Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust swoich” (Iz 53,7).Biada
Biada ci, Korozain! Biada ci, Betsaido! Biada ci, Kafarnaum, które zstąpisz do Piekieł! (por. Mt 11,21.23)15.
Co to znaczy: „biada”? To znaczy: ubolewam nad tymi miastami, smucę się, że są w nich ludzie obojętni na Boże słowo.
W Kafarnaum było tak wiele cudów Pańskich: cud uzdrowienia chorej kobiety, która miała wielką gorączkę, cud uzdrowienia kobiety mającej krwotoki, wskrzeszenie córki Jaira, uzdrowienia trędowatych i opętanych, zapowiedź Eucharystii. Tyle cudów działo się na oczach ludzkich, a ludzie byli obojętni, niewrażliwi na Boże serce, Bożą miłość. Jezus ubolewał nad tymi miastami.
Dlaczego Jezus nie powiedział: biada ci, Betlejem? Przecież w Betlejem straszył Herod i chciał zabić Jezusa. Żołnierze Herodowi rozeszli się, aby szukać małego Jezusa. Patrzymy na Betlejem jak na sielankowe miasto z pastuszkami, owieczkami, a przecież to tam cień Heroda straszył małego Jezusa.
Dlaczego Jezus nie powiedział: biada ci, Nazaret? W Nazarecie ludzie chcieli zrzucić Jezusa ze skały. Gdy był w synagodze, nauczał i czytał proroctwo Izajasza, mówił, że to chodzi o Niego. Słuchacze najpierw Go podziwiali, a potem chcieli zrzucić ze skały. Patrzymy na Nazaret, jak na sielankę, miasto Matki Bożej z Jej źródłem, a byli tam tacy, którzy chcieli zabić Jezusa.
Dlaczego Jezus nie powiedział: „Ubolewam nad tymi miastami”? Dlatego że w Betlejem i Nazarecie chodziło tylko o Niego samego. Jezus nie chował urazy, nie wypominał, że to Jemu osobiście chciano wyrządzić krzywdę. W Korozain, Betsaidzie i Kafarnaum lękał się o ludzi, którzy słuchali słowa Bożego, ale odchodzili od Boga.
1975
≈
Natomiast biada wam, bogaczom,
bo odebraliście już pociechę waszą.
Biada wam, którzy teraz jesteście syci,
albowiem głód cierpieć będziecie.
Biada wam, którzy się teraz śmiejecie,
albowiem smucić się i płakać będziecie.
Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą.
Tak samo bowiem przodkowie ich czynili
fałszywym prorokom (Łk 6,24–26).
Jeden z moich proboszczów, bardzo zacny człowiek, tłumaczył po swojemu powtarzane aż cztery razy w tekście ośmiu błogosławieństw słowa „biada wam”: „Biada wam – dowodził – to znaczy: niech was szlag trafi”. Przy czym rozszerzał nawet treść Ewangelii i mówił, że to mocne uderzenie powinno spotkać i pana, za którym wpada do kościoła stęskniony pies i nie wyciera łap o słomiankę, i dziecko, które za bardzo wrzeszczy, i panią, która za głośno śpiewa.
Tymczasem mnie się wydaje, że słowo „biada” pochodzi od słowa „bieda” i nie jest wyrazem groźby, ale współczucia – jakże biedni jesteście, jak można wam współczuć, wam, bogaczom, którym wydaje się, że pieniądz może wystarczyć, którzy pokładacie nadzieję w dobrym śniadaniu, obiedzie i kolacji. Współczucia godni jesteście wy, którzy myślicie tylko o rozgłosie i ziemskiej chwale.
1995
15 BT 3: „Biada tobie, Korozain! Biada tobie, Betsaido! A ty, Kafarnaum, czy aż do nieba masz być wyniesione? Aż do Otchłani zejdziesz” (Mt 11,21.23).Blisko
(…) i bliskie jest królestwo Boże (Mk 1,15).
Jak to rozumieć? Można sobie nieraz wyobrazić, że bliski jest koniec świata, bliska nasza śmierć. Nie o to jednak chodzi. Bliskie – to znaczy w zasięgu naszej ręki. Pan Jezus stoi przy nas i puka do drzwi jak w Apokalipsie i czeka, abyśmy Mu otworzyli. Jest jak lampka nocna na stoliku, którą możemy zapalić w każdej chwili. Od nas zależy, czy królestwo Boże będzie w nas, jak w biedakach, którzy widzą Boga, jak w ludziach czystego serca. Możemy sięgnąć po nie ręką.
Wielkie królestwo Boże, Bóg, który jest przy nas. Bliskość, choćby na razie nie było końca świata, choćby śmierć nie urywała nam głowy.
1994
≈
Tak i wy, gdy ujrzycie, że to się dzieje, wiedzcie, że blisko jest, we drzwiach (Mk 13,29).
Ubrana na biało i postawiona na ołtarzu adwentowa świeca jest znakiem tęsknoty Matki Bożej za Jezusem. Kiedy tracimy nadzieję, ona w nas ją podtrzymuje.
„(…) zbliża się wasze odkupienie. (…) Uważajcie na siebie” (Łk 21,28b.34a) – to znaczy: blisko jest Pan Jezus.
Jeśli na słowo „blisko” spojrzymy jak na okolicznik czasu, to ludzie trwożyć się będą, omdlewać ze strachu nie teraz, ale wkrótce, za rok, za kilka lat. Jeśli popatrzymy na wyraz „blisko” jak na okolicznik miejsca, zrozumiemy, że Jezus jest tuż koło nas, koło mnie, koło ciebie, pomiędzy nami. W tabernakulum, Komunii Świętej, chrześcijaństwie, do którego jesteśmy powołani. Ten, który przyjdzie z mocą i chwałą, jest tym samym, który jest pomiędzy nami.
Mamy czuwać i modlić się, by w Bożym świecie, jaki jest przy nas, pełnym łask Eucharystii, nie być śpiącą lalką, ale chrześcijaninem, który ma otwarte oczy, niezasłonięte egoizmem i wygodnictwem, tym, który współdziała z Panem Jezusem.
1982Błogosławiony
Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana (Łk 1,45).
Święta Elżbieta powiedziała Maryi, że jest błogosławiona, to znaczy: „szczęśliwa”. Czy Maryja była szczęśliwa dlatego, że powodziło Jej się w życiu? Chyba nie za bardzo.
Może dlatego była szczęśliwa, że nie była samotna? Chyba jednak była samotna, bo była niepokalanie poczęta. Gdyby nawet biegła z Betlejem do Egiptu, z Egiptu do Nazaretu i jeszcze dalej, nie znalazłaby nikogo podobnego do siebie. Jak samotny jest czysty, biały kwiat w brzydkim, brudnym świecie.
Może była szczęśliwa, bo nie napadli Jej w drodze ani nie potknęła się, biegnąc przez góry, i nie spadła w przepaść pośród skał?
Była szczęśliwa dlatego, bo wierzyła Bogu. Nieważne, że była uboga, bezdomna, często zapomniana i odsunięta. Ważne, że wierzyła Bogu w najbardziej trudnych chwilach.
1982
≈
„Błogosławionaś między niewiastami” – powiedział anioł do Panny Najświętszej w Nazarecie w dniu Zwiastowania (por. Łk 1,28).
Co mamy rozumieć przez błogosławieństwo Boga?
Co to znaczy, że Bóg kogoś błogosławi?
Co to znaczy, że Bóg nazwał kogoś „błogosławionym”?
Bóg, który błogosławi, to Bóg, który zbliża się do kogoś z większą jeszcze miłością i pragnie, aby spełnił to, czego On chce.
Bożym błogosławieństwem jest miłość Boga, dar miłości Bożej.
Jest moc, jaka płynie z tego daru.
Jest nadzieja, że ten człowiek, ukochany przez Boga, odpowie na Bożą miłość swoją miłością.
1975
≈
Błogosławieni ubodzy w duchu,
albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni, którzy się smucą,
albowiem oni będą pocieszeni.
Błogosławieni cisi,
albowiem oni na własność posiądą ziemię.
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.
Błogosławieni miłosierni,
albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
Błogosławieni czystego serca,
albowiem oni Boga oglądać będą.
Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój,
albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.
Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni jesteście, gdy wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was (Mt 5,3–11).
We francuskim tłumaczeniu Ewangelii wyraz „błogosławieni” przetłumaczono jako „szczęśliwi”. Można podejrzewać, że kryje się w tym zeświecczenie, lęk przed wyrazem „świętość”.
Tymczasem szczęśliwy może być człowiek nieświęty. Natomiast błogosławiony to ten, który umiał kochać, umiał być świętym. Przyjaciel Boga.
Błogosławiony żyje w przyjaźni z Bogiem, choć w oczach ludzi może być nieszczęśliwy.
Bóg nie głosi pochwały świętych. Zalicza ich do grona swoich przyjaciół.
2000Bojaźń
„A idźcie szybko i powiedzcie Jego uczniom: Powstał z martwych i oto udaje się przed wami do Galilei. Tam Go ujrzycie. Oto, co wam powiedziałem”. Pospiesznie więc oddaliły się od grobu, z bojaźnią i wielką radością, i pobiegły oznajmić to Jego uczniom (Mt 28,7–8).
Wyraz „bojaźń” w polskim języku jest w tym wypadku trochę niezręczny i myli, bo nasuwa myśl o strachu – tymczasem bojaźń ze strachem nie ma nic wspólnego.
W strachu jest zawsze lęk o samego siebie. Gdy „mamy stracha”, przypuszczamy, że stanie się coś złego.
Tymczasem bojaźń jest olśnieniem, ogromną tajemnicą – tak wielką, że nie pozwala myśleć o sobie, tylko o tajemnicy, która olśniewa. Niepokój zachwytu. Niepokój piękna.
Dreszcz po nas przebiega, bo odkrywamy tajemnicę istnienia potężniejszego od istnienia na ziemi.
Kobiety nie wracały ze strachem i radością. Człowiek przestraszony podobny jest do stracha na wróble – i na pewno ani nikogo nie cieszy, ani sam się nie cieszy. One wracały z bojaźnią i radością.
Bojaźń Boża to nie lęk, który nas paraliżuje, ale przejęcie się samym Bogiem, Jego wielkością, miłosierdziem, dobrocią.
1983
≈
Bojaźń i radość – wydaje się, że są to dwa sprzeczne przeżycia. Jak więc wytłumaczyć, że kobiety, które biegły do grobu w wielkanocny poranek, kiedy nie znalazły w nim Jezusa, odeszły stamtąd z bojaźnią i wielką radością?
Gdy ktoś się czegoś boi, gdy się trzęsie jak barani ogon, wcale nie ma miny rozradowanej, bo i ciało jego się trzęsie, i dusza się trzęsie. Strach jest zwykle lękiem o samego siebie. Jeżeli zwykle boimy się, że się komuś coś stanie, to często myślimy, że i nam się coś stanie. Przecież na pogrzebach ludzie płaczą i mówią: „Co ja teraz sam zrobię? Co ja teraz sama zrobię?”.
Zwykle, gdy płaczemy po kimś, kto umarł, myślimy o sobie.
Nie wydaje się, żeby te kobiety bały się o siebie, o to, że ktoś je zauważy i wsadzi do więzienia za solidarność z Panem Jezusem.
Jak tłumaczyć słowo „bojaźń”?
W języku polskim nie ma właściwego słowa na wyrażanie przeżycia zetknięcia się z tajemnicą Pana Boga. Boimy się, ale to jest więcej niż strach.
Teologia mówi o _timor Dei_, bojaźni Bożej jako o darze Ducha Świętego, który otrzymujemy przy bierzmowaniu razem z darem męstwa. Chodzi tu nie o lęk, ale o zachwyt nad tajemnicą Bożą – dzieje się coś niezwykłego, czego nie rozumiemy. Nie tyle boimy się o siebie, ile zachwycamy się, że jest coś tak wielkiego, co nas przerasta.
Wszystkie objawienia świętych mówią nie tyle o strachu, ile o szczęściu spotkania się z czymś niezwykłym.
1986
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_