Dotknięta przez niebo - ebook
Dotknięta przez niebo - ebook
Jeśli dotąd trudno było Ci uwierzyć, że Jezus naprawdę cały czas nam towarzyszy, musisz przeczytać tę niesamowitą opowieść! Gdy pięcioletnia Nancy pogrążała się w smutku i rozpaczy, spowodowanymi trudną sytuacją domową, w rogu jej dziecięcego pokoju stanął mężczyzna w białej szacie. Jezus Chrystus. Od tej pory Bóg na stałe pojawił się w życiu najpierw małej dziewczynki, potem poszukującej swego powołania młodej kobiety, a wreszcie żony i matki. W tej niezwykłej książce Nancy Ravenhill postanowiła opowiedzieć o wszystkich niepojętych wydarzeniach i namacalnych znakach Jego obecności. O tym, jak Bóg nieustannie kieruje jej losami, interweniując w najtrudniejszych chwilach jej życia. Jej opowieść to przejmujące świadectwo tego, czego doświadczyła – od osobistych spotkań z Jezusem i Jego wysłannikami, przez śmierć kliniczną, po wybłagane w modlitwie uzdrowienie śmiertelnie chorej córki. Między tymi wielkimi objawieniami Bożej łaski Nancy opisuje niezliczone małe cuda, które przemieniły jej codzienność we wspaniałą podróż ku Niebu. Żywy Bóg, który wciąż przemawia do autorki tej poruszającej książki, pragnie za jej pośrednictwem osobiście zwrócić się także do Ciebie! Nancy Ravenhill – od ponad 50 lat wraz z mężem Davidem dzieli się niezwykłym świadectwem Bożej obecności w ich życiu, pełniąc posługę w Stanach Zjednoczonych i w Nowej Zelandii. Mają trzy córki i ośmioro wnucząt.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-7482-918-2 |
Rozmiar pliku: | 717 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Popularność telewizyjnych programów dokumentalnych dowodzi, że lubimy poznawać realnych ludzi i ich codzienne życie. Uwielbiamy dobre opowieści – zwłaszcza te prawdziwe.
Wszystko, o czym tu przeczytacie, wydarzyło się naprawdę. Jeszcze ważniejsze jest to, że stało się to udziałem kogoś takiego jak wy. Moja przyjaciółka, Nancy Ravenhill, jest chrześcijanką dłużej, niż ja żyję. W tej książce otwiera serce i opowiada o niektórych spośród swych ciężkich życiowych prób, a także triumfów. Pozwala nam zobaczyć, w jak niezwykły sposób objawiał się jej Jezus – od czasu, gdy była jeszcze dzieckiem, aż po dzień dzisiejszy.
Choć naszym udziałem nie muszą stać się dokładnie takie same doświadczenia, wszyscy powinniśmy oczekiwać, że Bóg objawi się nam jako wspaniałe JESTEM. Modlę się, aby lektura tej książki opowiadającej o spotkaniach z Jezusem zaowocowała dotykiem niebios także w waszym życiu. Pamiętajcie: On jest zawsze ten sam – wczoraj, dziś i na wieki. Nigdy nie przestanie być tym, kim jest – nadprzyrodzonym Bogiem!
Mike Bickle, International House of Prayer, Kansas CityPRZEDMOWA
Każdy ze znanych mi ludzi ma swoją opowieść o życiu. Te opowieści mnie fascynują. Przeszłość zawsze jest interesująca, teraźniejszość może zniechęcać, ale w przyszłość spoglądamy z nadzieją – dzięki wierze.
Moja opowieść zaczyna się, gdy miałam pięć lat i moje życie radykalnie się zmieniło. Nie byłabym sobie wtedy w stanie wyobrazić, jak zdołam przetrwać trudne dni, które miały nadejść. Jednak Pan Jezus miał dla mnie wiele współczucia i miłości, dzięki czemu rozpoczęłam nieoczekiwaną podróż z Bogiem. Zaczęłam poznawać Boga jako prawdziwego Ojca i odnalazłam Go we własnym sercu. Przekonałam się, że najwyraźniej widzimy Go w chwilach trudnych, gdy bez Jego pomocy człowiek nie dałby sobie rady.
Nadprzyrodzone doświadczenia, które dzięki Bogu stały się moim udziałem, ożywiły mego ducha i pozwoliły mi zrozumieć, jak realny, drogi i bliski może być nasz Ojciec Niebieski. Nigdy nie zapomnę boskich odwiedzin Jezusa, Jego zdumiewających objawień, Jego głosu, a nade wszystko Jego twarzy.
W 1981 roku w Christchurch w Nowej Zelandii Pan przyszedł do mnie w piękne, słoneczne popołudnie i powiedział:
– Kiedyś napiszesz książkę o swoim życiu!
Odwróciłam się gwałtownie i stwierdziłam:
– Panie, nigdy tego nie zrobię. Nie chcę, żeby ktokolwiek poznał moje życie.
Powiedziałam „nie”, ale już wtedy wiedziałam, że w tym zadaniu – w spisaniu relacji o Bożych odwiedzinach – otrzymam wsparcie Jego łaski.
Ten dzień nadszedł. Modlę się, aby – gdy już przeczytacie te opowieści i przeżyjecie je wraz ze mną – Bóg, który jest w waszych sercach, pobłogosławił wam, natchnął was i ożywił waszego ducha. Przytoczę słowa pięknego hymnu:
„Wczoraj, dziś i na wieki, Jezus jest ten sam¹,
Wszystko może się zmienić, lecz Jezus – nigdy;
chwała Jego imieniu! (...)
Wszystko może się zmienić, lecz Jezus – nigdy;
chwała Jego imieniu!”.
Nancy Ravenhill
Siloam Springs, Arkansas
1 Por. Hbr 13,8.PODZIĘKOWANIA
Gdy niedawno byliśmy wraz z mężem w małej, tureckiej wiosce, przypatrywaliśmy się, jak młoda dziewczyna tka dywan na warsztacie tkackim. Nad jej głową zwisało mnóstwo wielobarwnych nitek, które po starannym dobraniu należało pieczołowicie umieścić we właściwym miejscu i ręcznie powiązać, tak by powstał autentyczny turecki dywan. Powiedziano nam, że utkanie dużego dywanu może zająć nawet ponad rok.
Gdyby nie talent, cierpliwość i umiejętności Ann McMath Weinheimer, lektura tej książki z pewnością nie byłaby tak przyjemna. Podczas gdy ja dostarczałam jej rozmaite wysnute z życia nici, ona tkała z nich precyzyjną relację na temat moich doświadczeń. Praca z Tobą, Ann, była przyjemnością i przywilejem. Z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że bez Ciebie ta książka nigdy by nie powstała. Bardzo Ci dziękuję!
Chcę także podziękować mojemu mężowi, Davidowi, za tak potrzebną mądrość i pomoc, a także za to, że zgodził się napisać epilog.
Dziękuję także Jane Campbell, która zaczęła ze mną tę podróż i do samego końca zachęcała mnie, by ją kontynuować.
Na koniec dziękuję Lindzie Valen, która jako pierwsza zasugerowała, bym skontaktowała się z Jane w wydawnictwie Chosen Books. Linda uważała, że należy opowiedzieć o moich doświadczeniach i że relację tę warto opublikować.
Nade wszystko dzięki niech będą memu cudownemu Panu. Jego niech będzie chwała!1
BURZA
„est jak światło poranka,
kiedy wschodzi słońce,
bezchmurnego poranka,
co uperla po deszczu ruń ziemi”. (2 Sm 23,4)
Nieśmiało weszłam do pokoju dziennego i znacząc palcem zawijasy wokół wymalowanych na tapecie różowych kwiatków, cicho przesuwałam się w stronę wielkiego fotela stojącego przy panoramicznym oknie. Nasz dom stał niedaleko jeziora Michigan. Tego dnia na jego ciemne wody padały smugi późnopopołudniowego słońca przebijające się przez gigantyczne kłęby chmur.
Rodzice najwyraźniej nie zauważyli mojej obecności. Stali jak wrośnięci w ziemię, twarzą w twarz, wbijając w siebie nieruchome spojrzenia. Stracili panowanie nad sobą i próbowali się przekrzyczeć. W tym przeraźliwym hałasie niemal nie dało się rozróżnić ich głosów.
W ciągu kilku miesięcy wiele razy zdarzyło mi się słyszeć te same, wypowiadane gniewnym tonem słowa. Podobnie jak robiłam to wcześniej, wspięłam się po masywnych poręczach zielonego fotela w kwiaty, podciągnęłam nogi i wtuliłam się w poduszki. Tego dnia czułam się szczególnie niewidoczna w moich szortach w różowo-zieloną, szkocką kratę, z długimi, brązowymi włosami splecionymi z tyłu w warkocze. Sama nie wiem, co mnie tam przyciągnęło. Kiedy widziałam ich złość, było mi rozpaczliwie smutno, a mimo to wśliznęłam się do pokoju. Bezgłośnie zerkałam na nich z mojego ogrodu pełnego wymalowanych na tkaninie liści i kwiatów.
Mama odetchnęła głęboko i z uniesionym ku górze palcem zaczęła niespiesznie mówić:
– Gdybyś miał stałą pracę, nie musielibyśmy bez końca martwić się o pieniądze.
Ojciec, który zaczął chodzić po pokoju, stanął i spojrzał na nią. Nie był wysoki i ich oczy były niemal na tej samej wysokości.
– Mógłbym znaleźć wiele różnych zajęć – warknął – ale musielibyśmy się przeprowadzić, a ty przecież nie zrezygnujesz z nauczania! Pracujesz tylko dlatego, żeby mi psuć opinię, żeby wyglądało, że nie jestem w stanie nas utrzymać!
– To nie tak, Billy! Przecież wiesz, że wróciłam do pracy tylko po to, żeby zarobić na życie. Nancy musi mieć to, co niezbędne.
Głos mamy załamał się na moment, lecz ciągnęła dalej:
– Muszę płacić, żeby skończyła dobrą szkołę. Trzeba jej ubrań na różne okazje. Ty nie pracujesz – dodała – więc ktoś musi.
Jej oskarżający ton musiał go bardzo dotknąć.
– Jakie to szlachetne! – krzyknął. – Wydajesz pieniądze na stroje dla pięciolatki! Najwyraźniej to, czego ja chcę, w ogóle się nie liczy!
Słysząc swoje imię, instynktownie się skuliłam. Czułam, że niefortunnie wkroczyłam w świat dorosłych, którego zupełnie nie rozumiałam. Kłótnie o pieniądze nie miały końca, choć miałam wrażenie, że gdy pojawiały się wydatki, pieniądze zawsze jakoś się znajdowały. Mama robiła, co mogła, żeby nasze skromne otoczenie było jak najładniejsze. Z nauczycielskiej pensji kupowała różne piękne rzeczy: identyczne sukienki „dla mamy i córki” z Marshall Field’s, wspaniałego domu towarowego znajdującego się w Chicago, po drugiej stronie jeziora, nowe meble do mojej sypialni, a nawet pianino, żebym mogła brać lekcje muzyki.
A przecież tato pracował. Uwielbiałam słuchać, jak grał na swoim perłowym, czarno-białym akordeonie. A przynajmniej chciał pracować. Jednak rezygnował z pracy w nocnych klubach. Nie było wielu zleceń dla chrześcijańskiego akordeonisty, a te, które się trafiały, nie były zbyt dobrze płatne.
I dlatego się kłócili. Teraz, gdy tato się nawrócił i wszyscy zaczęliśmy chodzić do kościoła baptystów, w jego słowniku pojawiły się takie słowa jak misja i służba Bogu. Bardzo chciał zostać misjonarzem i marzył o powrocie na Karaiby. Poprzedniego lata tamtejsza wspólnota sfinansowała jego przyjazd oraz posługę i teraz tato bardzo za tym tęsknił, ponieważ kochali tam zarówno jego muzykę, jak i nauczanie.
Jednak mama była głucha na jego nalegania. Sama także świeżo nawrócona, nie miała zamiaru porzucać pracy w szkolnictwie stanu Michigan, która pozwalała jej zapewnić mi „to, co niezbędne”. To oznaczało, że jest skazany na pobyt w St. Joseph. Zastanawiałam się, czy problemem naprawdę są pieniądze, czy może ja nim jestem.
Poderwało mnie nagłe, ponure dudnienie grzmotu. To był głos taty. Sama nie zbliżyłam się do burzy ani na cal, nie mogłam jednak przed nią uciec. Jej furia zwróciła się ku mnie.
– To wszystko przez Nancy! – ryknął tato.
Zrobił dwa długie kroki i już stał przede mną. Schylił się, chwycił mnie za ramię, wyciągnął z fotela i brutalnie pociągnął do kąta. Miałam go teraz przed sobą, a po bokach dwa okna na przyległych ścianach: duże, panoramiczne okno po jednej stronie, a po drugiej wysokie, boczne, sięgające niemal sufitu. Nie miałam się gdzie schować, nie mogłam uciec. Byłam uwięziona w kącie pod czujnym spojrzeniem pary milczących oczu.
– Wszystko przez Nancy! – ryknął znowu. – I ona przekona się, co to znaczy!
Patrzyłam, jak jego dłonie szarpią klamrę brązowego, skórzanego paska i szybko wyciągają go ze szlufek spodni. Nigdy wcześniej nie dostałam lania i nie miałam pojęcia, co on robi. Wziął zamach i wzmacniając cios ciężarem pochylonego ciała, smagnął mnie przez nogi.
To było tak, jakby poraził mnie prąd, paląc ciało i paraliżując mózg. Zszokowana, zdołałam tylko unieść ręce i osłonić głowę.
– Przekonasz się! – krzyczał przy każdym razie spadającym na mój tułów i gołe nogi.
Przygryzłam wargi niemal do krwi, bojąc się wydać jakikolwiek dźwięk. Wyczuwałam, że płacz dodatkowo go rozjuszy. Nie mogłam jednak powstrzymać grymasu bólu, który pojawiał się na mojej twarzy za każdym razem, gdy tato unosił rękę. Zacisnęłam powieki, żeby nie widzieć kolejnego gwałtownego ciosu.
Osiem... dziesięć razów. Nogi mi zdrętwiały i zachwiałam się.
Kiedy już myślałam, że upadnę na podłogę, gromy ucichły i na ziemi znowu zapanował spokój. Otwarłam oczy i opuściłam ręce. Tato, ciężko dysząc, wsuwał pasek w szlufki. Kiedy zapiął sprzączkę, odwrócił się do mamy. Na jego twarzy malowało się coś w rodzaju dumy.
Spoglądałam na nich na przemian: to na jego uniesioną dumnie brodę i pałające oczy, to na jej zamarłą w szoku twarz. Żadne z nich na mnie nie spojrzało. Nikt nie zaoferował mi pomocy. Obolała, ruszyłam przed siebie. Wolniutko, noga za nogą minęłam ich, przeszłam obok mojego cichego, kwietnego fotela, wspięłam się po wyłożonych szarym chodnikiem schodach, a gdy znalazłam się w moim pokoju, uklękłam obok łóżka.
Pokoik, zwykle taki radosny ze swymi pastelowymi paskami na ścianach, teraz był niewyraźną plamą, ponieważ oczy miałam pełne łez. Moim ciałem wstrząsało łkanie, którego nie byłam w stanie opanować. Ukryłam twarz w narzucie, żeby stłumić odgłos płaczu.
Mimo że byłam jeszcze małą dziewczynką, dwie rzeczy były dla mnie jasne. Po pierwsze – co podejrzewałam już wcześniej, choć uświadomienie sobie tego w pełni było dla mnie zbyt bolesne – byłam całkowicie bezbronna w świecie pełnym przemocy. Przeczuwałam – trafnie, jak się potem okazało – że ten brutalny akt nie był jednorazowym incydentem. Po części za sprawą braku reakcji ze strony mamy jego wściekłość wreszcie znalazła ujście. Ich jedyne dziecko stało się niemą ofiarą brutalnej pasji.
Po drugie było też dla mnie jasne, że mam tylko jedno schronienie. Do dziś zdumiewa mnie moja ówczesna świadomość – ale taka była prawda. Wiedziałam, że nikt na świecie nie może mi pomóc. Nikt by mi nie uwierzył – zakładając, że zdołałabym uchylić zasłonę wstydu i komuś o tym opowiedzieć. Nie było nikogo, kto mógłby mi towarzyszyć w drodze przez przerażenie.
Nikogo z wyjątkiem Jezusa.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_Nancy Ravenhill i jej mąż David – absolwenci Bethany Bible College w Bloomington w stanie Minnesota – pełnią razem posługę od czasu, gdy w 1964 roku wzięli ślub. Najpierw dołączyli do Teen Challenge w Nowym Jorku, a następnie działali w regionie południowego Pacyfiku i w Nowej Zelandii, gdzie David należał do zespołu ewangelizacyjnego. Po powrocie do Stanów Zjednoczonych głosili słowo Boże w Kansas City, a następnie w Vineyard Church w stanie Waszyngton. Obecnie mieszkają w Siloam Springs w stanie Arkansas. Jako wędrowni ewangelizatorzy głoszą Dobrą Nowinę na całym świecie – wszędzie tam, gdzie pośle ich Bóg. Ravenhillowie mają trzy córki i ośmioro wnucząt.