- W empik go
Dotyk Północy - ebook
Dotyk Północy - ebook
Laura po zdradzie chłopaka potrzebuje w życiu czegoś nowego. Wolontariat w dalekiej Norwegii wydaje się być idealnym pomysłem. Czy aby na pewno? Mistyczne zamkowe wnętrza, szeleszczące tkaniny, niepokojące nocne dźwięki to zaledwie zapowiedź baśniowych wydarzeń, które na nią czekają. Laura nawet sobie nie wyobraża, jak mroczną tajemnicę ukrywa rodzina, u której przebywa.
Gabriel, dziedzic rodu Seihval, ma zadanie do wykonania. Czy podoła wyzwaniu, gdy w grę wejdą uczucia do ślicznej wolontariuszki? Stanie przed trudnym wyborem: być lojalnym wobec rodu czy wobec serca...
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-62378-98-2 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Laura rzadko pamiętała swoje sny, jednak kiedy tak się działo, mogła je odtworzyć w pamięci dość wyraźnie. Tej nocy śniła o odległej, zimnej, północnej krainie. Oceanem targał nieokiełznany sztorm, który niósł z sobą tylko jedno przesłanie: śmierć. W połowie wysokości muru skał, piętrzącego się groźnie w ciemność, wyrastała ponura budowla… Czy to był zamek? Trudno powiedzieć. Była przeogromna, kamienna. Laurze przywodziła na myśl chiński mur, tylko na planie spirali, z elementami zamku romańskiego. W centrum serpentyny znajdował się owalny budynek. Czy była to wieża obserwacyjna? Raczej nie, ten gmach był zbyt potężny jak na zwykłą wieżę. Z dołu słychać było jedynie huk wzburzonych fal uderzających wściekle o skaliste wybrzeże. Ciemnogranatowe, niemalże czarne bałwany morskie chłostały o szpiczaste skały, zostawiając na nich ścieżki białej piany, a ostre krople deszczu bezlitośnie zacinały o kamienisty klif, niczym małe sztylety. Słońce schowało się gdzieś daleko za chmurami i na świecie panowała nijaka szarość. Niszczycielska siła natury pokazywała swoją moc, wyrzucając na brzeg tysiące kamieni i połamanych drewien.
Laura dostrzegła ruch na wysokim klifie, ponad budowlą. Brunet w ciemnym płaszczu stał nad przepaścią i z elektryzującą fascynacją w spojrzeniu oglądał sztorm. Szaleniec! Podczas gdy wszyscy racjonalnie myślący ludzie naciągali teraz na głowy koce w swoich pokojach, on po prostu patrzył, jak fale bezlitośnie uderzają o mury. Laura chciała mu powiedzieć, żeby uważał, że to niebezpiecznie, ale nie mogła wykrztusić ani słowa. Nagle ich oczy się spotkały. Chłopak uśmiechnął się zawadiacko, a potem wystawił jedną nogę nad przepaść.
– Oszalałeś?! Stój, wariacie! – krzyczała, ale jej głos tonął w huku sztormu.
Szaleniec już się nie uśmiechał, popatrzył jej głęboko w oczy, po czym przeniósł ciężar ciała do przodu. Poczuła, że ktoś łapie ją za ramię. W miejscu dotyku skóra zapiekła boleśnie.
– Nie!!! – Laura obudziła się z gardłem zdartym od krzyku. Siedziała na łóżku, zlana zimnym potem. Z niepokojem rzuciła okiem na drewniane okiennice, które uderzały o framugi oraz na padający na parapet deszcz. Nagle gigantyczna srebrna błyskawica rozcięła niebo i okno w kawalerce się otworzyło, wpuszczając do środka zimno i wilgoć. Przestraszony łaciaty pies Leon zatrząsł się jak galareta pod kołdrą. Laura wstała szybko, żeby zamknąć okno.
– No już, wszystko będzie dobrze – powiedziała drżącym głosem bardziej do siebie niż do psa, przekręcając klamkę.
ROZDZIAŁ 1
ZNAKI
– Zdałam! – Laura zapiszczała do telefonu, po tym jak wyszła z sali obron.
Przystanęła przy wielkim lustrze w szatniach, wiążąc orzechowe włosy w kucyk na czubku głowy. Jej ciemne jak dwa węgle oczy lśniły od emocji.
– Gratuluję, kochanie – odezwał się w słuchawce kobiecy głos. – Idziecie gdzieś z Patrykiem?
Laura wyszła na dziedziniec przed pałacykiem, w którym odbywały się egzaminy i rozejrzała się uważnie. Grupka studentów w strojach galowych paliła papierosy wokół jednej z ławek. Chmura szarego dymu lewitowała nad ich głowami. Dwóch profesorów w garniturach rozmawiało przy samochodzie. Patryka nigdzie nie było. Rozczarowanie wykrzywiło jej twarz.
– Tak – powiedziała do Moniki. – Właśnie do niego jadę.
Machnęła kolegom z wydziału i wyszła na ulicę. Słońce świeciło przez gałęzie drzew obsadzonych wzdłuż drogi i rzucało tańczące plamki na chodnik. Laura dostrzegła stojący na przystanku tramwaj. Podbiegła pod szybę motorniczego, wariacko machając rękami, żeby przypadkiem bez niej nie odjechał.
Facet pokręcił głową, myśląc: „Znowu ta wariatka”.
Kwadrans później Laura przeszła przez portiernię w akademiku i pognała do wind. „Pewnie zaspał”, myślała, obserwując ekran, na którym zmieniały się numery piętra. Wypadła na korytarz i puściła się biegiem w kierunku ostatnich drzwi. Jej przyjaciółki stale krytykowały jej chłopaka. Bez przerwy powtarzały, że jest leniem i zapominalskim beztalenciem, ale Laura była wpatrzona w Patryka jak w obrazek. Oczytany, uroczy szatyn, artysta studiujący na ASP wydawał jej się idealnym kandydatem na życiowego partnera. Po cichu snuła plany wspólnego mieszkania po tym, jak skończą studia.
– Wstawaj śpiochu! – zaśpiewała, otwierając gwałtownie drzwi. Pierwsze, co jej się rzuciło w oczy, to porozwalane buty i ubrania na podłodze. Jej serce przejął strach, bo wśród bałaganu dostrzegła czerwone szpilki.
– Co tak głośno? – na łóżku Patryka usiadła potargana blondynka i zakryła się kołdrą. Laura otworzyła usta z niedowierzaniem. Obok niej smacznie chrapał jej chłopak. Mięśnie jego twarzy we śnie się rozluźniły. Kiedy tak spał sobie w najlepsze z rozchylonymi wargami, wyglądał niemalże niewinnie. „W istocie zaspał”, pomyślała Laura. Poczuła, jak wściekłość buzuje w jej żyłach niczym wstrząśnięty szampan. Z piskiem rzuciła się na byłego już chłopaka i zrzuciła go z łóżka.
– Chciałam ci tylko powiedzieć, że obroniłam pracę, palancie – warknęła, otrzepała ręce, po czym dodała złowrogim tonem. – Twoje obrazy są tandetne jak brokatowe klapki z odpustu. Od dawna chciałam to z siebie wyrzucić.
Zaspany Patryk obdarzył nieprzytomnym spojrzeniem Laurę, a potem leżącą obok niego blondynkę. Pozwolił sobie na wyjątkowo brzydkie przekleństwo, następnie, zamiast przepraszać, zaczął monolog na temat tego, że Laura nie rozpoznałaby prawdziwego talentu, gdyby ten zatańczył przed nią kankana. Już go nie słuchała. Szła korytarzem żołnierskim krokiem.
Po drodze spotkała współlokatora Patryka. Rudzielec Remek posłał jej współczujące spojrzenie, kiedy się mijali.
Laura starała się nie płakać. Prawie jej się to udawało. Wylewała jedynie potoki łez w poduszkę i zajadała smutki czekoladowymi lodami prosto z pudełka.
– To palant – pocieszała ją Monika. – Mówiłam ci, że jeżeli facet robi sobie fotki w stroju Adama, zasłaniając się własnym obrazem, to jest coś nie tak.
– W dodatku kiepskim. – Szkło zadzwoniło, kiedy Laura uderzyła swoim prosecco w kieliszek przyjaciółki.
W końcu nadszedł dzień odbioru dyplomów. Dziekanat mieścił się w budynku Wydziału Filozoficzno-Historycznego niedaleko centrum miasta. Gdy weszła do środka, okazało się, że zastała ją tradycyjna kolejka na dwie godziny stania. Zajęła sobie miejsce za wysokim brunetem o latynoskiej urodzie i poszła na dół po kawę na wynos. Wracając, niespiesznie czytała ogłoszenia z tablicy korkowej w głównym hallu. Wywieszano tam rozpiski egzaminów, poprawek i konsultacji dla studentów, a także informacje, co akurat dzieje się w mieście. Laura dowiedziała się również, że Wkurzone Szerszenie rozpoczęły nabór do sekcji futsal. Tym razem przyrzekali wygrać z polibudą w rozgrywkach akademickich i zapowiadali dodatkowe wakacyjne treningi. Minęła ogłoszenie wróżbity Karola, który obiecywał uwarzenie eliksiru miłości za niewielką opłatą. Przez chwilę rozważała sesję przy szklanej kuli, ale doszła do wniosku, że to i tak nie ma sensu. Jedyne, co miała ochotę podać byłemu, to arszenik. Na ostatniej tablicy umieszczano ogłoszenia „Dam pracę”. Największe z nich „biło po oczach” atrakcyjnym nagłówkiem:
Wakacyjny wolontariat dla studentów. Przeżyj przygodę swojego życia!
Chcesz wyjechać za granicę i tam zajmować się opieką nad potrzebującymi lub odbudową i konserwacją starych budynków? Wolontariat trwa trzy miesiące, terminy od lipca do września. Żeby wziąć w nim udział, musisz mieć przynajmniej 21 lat. Praca trwa 6–7 godzin dziennie. Organizator zapewnia zakwaterowanie, wyżywienie oraz zajęcia w czasie wolnym. Chcesz się zgłosić? Przyjdź na spotkanie informacyjne, które odbędzie się na Wydziale Studiów Międzynarodowych w czwartek dwudziestego piątego czerwca o trzynastej. Zapraszamy!
Entuzjazm przepłynął jej przez żyły – to było coś, czego w tym momencie potrzebowała! Jej życie po zdradzie Patryka utknęło w martwym punkcie. A więc tak. Pragnęła tego jak wędrowiec wody na pustyni. Nie miała cienia wątpliwości, zdecydowała pod wpływem impulsu – pojedzie!
– O kurczę, dwudziesty piąty jest dzisiaj. – Spojrzała na swój pistacjowy jellywatch: – Jedenasta trzydzieści, spokojnie zdążę na trzynastą.
Wróciła do kolejki. Wydawało się, że nie poruszyła się nawet o milimetr. Pięknie.
„Chyba jednak nie zdążę…”, pomyślała z trwogą. Zaczęła przestępować z nogi na nogę w kolejce, po czym wyszła przed budynek. Wykonała kontrolne telefony do swoich najlepszych przyjaciółek, żeby się czymś zająć i nie denerwować. Ewa miała fatalny dzień w pracy. Po pierwsze, złamała paznokieć, co zapoczątkowało całą serię niefortunnych zdarzeń. Po drugie, wylała kawę na umowę, wizytówkę, klienta i wykładzinę. Ów interesant zaproponował jej wspólne wyjście na sok, tłumacząc, że kawa się gorzej spiera. Po trzecie, nie mogła zalogować się do swojej nowej poczty pracowniczej. Administrator poszedł na urlop, więc niestety nie mógł jej pomóc. Ewa za każdym razem, kiedy przechodził szef, włączała JPG z interfejsem poczty ściągniętym z internetu, udając, że właśnie odpisuje mu na maila.
Monika z kolei miała dzisiaj wolne i szalała w kuchni. Próbowała zaprosić Laurę na „bananowe trio”, ale ta grzecznie odmówiła, tłumacząc, że jej organizm nie trawi majonezu w zestawie z bananami.
Pożegnały się i Laura została sama ze swoimi myślami.
– Właśnie, że zdążę – powiedziała, próbując zapomnieć o bananach z majonezem.
Opierając się o ścianę budynku, zamknęła oczy i zaczęła sobie wyobrażać, jak właściwie ten wyjazd może wyglądać i jakie kraje będą do wyboru. Miała szczerą nadzieję, że będzie mogła wziąć z sobą Leona. Najlepiej byłoby nie jechać za daleko na południe, bo Leon nie lubi upałów i biedaczek strasznie się męczy, jak jest gorąco. Wróciła pospiesznie do kolejki, zerkając na zegarek – było dwadzieścia po dwunastej. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, żeby przyjść po dyplom innego dnia. „Przecież go nie wrzucą do niszczarki, jak go dzisiaj nie odbiorę”, myślała.
Jej rozważania przerwał dźwięk otwieranych drzwi, w których ukazała się asystentka pani z dziekanatu. Młoda dziewczyna niosła stertę dokumentów – było ich tak dużo, że musiała przytrzymywać stos nosem. Podeszła do ambonki, kładąc papiery na blacie. Odetchnęła z ulgą, kiedy cała piramida wylądowała bezpiecznie na kontuarze.
– Kto przyszedł po odbiór dyplomu? Zapraszam do mnie z dowodem wpłaty i kartą obiegową – powiedziała. – Będę wyczytywać nazwiska, tak jak mam w dokumentach. Pani Irys. Zapraszam.
Laura nie mogła uwierzyć we własne szczęście. Wystąpiła dziarsko z szeregu z pokwitowaniem i obiegówką w dłoni. Złożyła podpis odbioru w odpowiedniej rubryce, po czym podziękowała, biorąc dyplom i suplement pod pachę. Wyskoczyła uradowana na zalany słońcem dziedziniec i popędziła do furtki.
Wydział Studiów Międzynarodowych znajdował się niedaleko. Rzutem na taśmę zdążyła na autobus, którym dojechała na miejsce w ciągu siedmiu minut. O godzinie dwunastej pięćdziesiąt pięć wchodziła przez drzwi do potężnego gmachu w kolorze kogla-mogla.
– Gdzie odbywa się spotkanie informacyjne w sprawie wolontariatu? – spytała Laura portierkę, siwowłosą panią w okularach, o serdecznym uśmiechu.
– W auli na ostatnim piętrze, złotko – odpowiedziała kobieta.
Laura popędziła na górę, przeskakując po dwa stopnie naraz. Zdążyła w ostatniej chwili. Już jeden z organizatorów zamykał drzwi i przymierzał się do powitania uczestników.
Laura omiotła spojrzeniem zgromadzenie. Aula była dość duża, pomalowana na biało, na podłodze znajdowała się granatowa wykładzina. Troje prowadzących spotkanie, dwóch mężczyzn średniej budowy i niezwykle wysoka kobieta o rudych włosach i zielonych oczach, stało na scenie. Potencjalni wolontariusze siedzieli grzecznie w trzech pierwszych rzędach na widowni, pozostawiając między sobą kilka wolnych miejsc. Laura usiadła w czwartym rzędzie z brzegu.
– Witamy państwa serdecznie. Dziękujemy za przyjście i cieszymy się, że zainteresowanie z państwa strony jest tak duże – zaczęła rudowłosa. – Nasze projekty mają charakter wolontariatu. Wolontariusz dobrowolnie i za darmo chce pomagać organizacji i jej partnerom za granicą. Żeby było jasne, nie zarobicie na wolontariacie żadnych pieniędzy. Waszą „wypłatą” będą zdobyte doświadczenia, nauka języka obcego i nowe przyjaźnie. Organizacja z kraju wolontariusza przygotowuje go do wyjazdu i pomaga w załatwieniu wszelkich formalności, w tym w podpisaniu umowy, rezerwacji przejazdu, wykupieniu ubezpieczenia i tak dalej, i tak dalej. To my bierzemy za to odpowiedzialność – pozwoliła sobie na uśmiech. – Państwo nie płacicie nic. Macie zapewnione noclegi, przejazdy, jedzenie i ubezpieczenie, a czasem… nawet kieszonkowe. Ponieważ jest to projekt ogólnoeuropejski, w konkretnych miastach będą wolontariusze z całej Europy. Moi koledzy rozdadzą państwu kwestionariusze do wypełnienia. Proszę je przeanalizować i rzetelnie odpowiedzieć na wszystkie pytania, aby pomóc nam najlepiej dopasować wolontariat do państwa potrzeb. W razie pytań jestem do dyspozycji – powiedziała, siadając za biurkiem.
Grupa pogrążyła się w wypełnianiu formularzy. Laura wyjęła pióro z torebki i nachyliła się nad swoimi dokumentami. Zaczęła pisać w skupieniu, wystawiając koniuszek języka.
Imię: Laura
Nazwisko: Irys
Data urodzenia: 13.02.1991
E-mail: l.irys@emailboxes.com
Języki: polski, angielski, norweski (trochę)
Wykształcenie: magister historii sztuki
Preferowane kraje: nie ma znaczenia, byleby nie było za ciepło
Preferowane zajęcia:
a. konserwacja zabytków, b. pomoc osobom starszym, c. praca z dziećmi
Preferencje żywieniowe: dieta wegetariańska
Dlaczego chcesz jechać na wolontariat?
Właśnie skończyłam studia i potrzebuję zdobyć doświadczenie w zawodzie. Pragnę rozwijać własną osobowość i wrażliwość na sztukę życia. Mam nadzieję poznać wyjątkowych ludzi i nauczyć się reagować w różnych sytuacjach życiowych.
Uwagi: Mam psa Leona i bardzo bym chciała zabrać go z sobą.
Ruda wysłała swoich pomocników, żeby zebrali formularze.
– Bardzo wszystkim dziękujemy za przyjście, przeanalizujemy kwestionariusze i skontaktujemy się z państwem. Jeżeli nie ma pytań, to do widzenia – zakończyła spotkanie, dając znak ręką, że zgromadzeni mogą się już rozejść.
Laura wróciła do domu uradowana, wszystko szło jak po maśle. Ciekawe, kiedy odpowiedzą? Myśl o wyjeździe dodawała jej skrzydeł.
– Leon pakuj się, czuję przygodę w powietrzu!
Pupil szczeknął i zamerdał cztery razy. Poszedł do pokoju, po czym wrócił z wypatroszonym misiem bez głowy, jego ulubioną zabawką.
Laura usiadła na taborecie, otworzyła laptopa i zaczęła szukać informacji na temat krajów partnerskich organizacji przy Wydziale Studiów Międzynarodowych.
– Hiszpania, nurkowanie z delfinami – zaczęła odczytywać hasłowo. – O, to jest fajne! Szkoda, że zaznaczyłam zabytki… No cóż, zobaczmy, co tam mają dalej – mówiła, przewijając stronę. – Węgry, hmm, wolontariat przy opiece nad starszymi, ale chyba osobami, nie zabytkami. Afryka, nauka angielskiego w szkole… Ech… nie widzę tu nic dla nas, Leon. Nie ma żadnej konserwacji zabytków w ofercie. Chyba się nie zakwalifikujemy… Szkoda, że nie widziałam tej strony wcześniej. Zaznaczyłabym inną rubrykę…
Pies jęknął smutno i położył łeb na prawym udzie Laury.
Dwa dni później Laura dostała odpowiedź przedstawicieli organizacji:
Temat: Wolontariat
Szanowna Pani,
Z przyjemnością informujemy o pozytywnym rozpatrzeniu Pani aplikacji na wolontariat za granicą. Tylko w jednym miejscu organizator zgadza się na obecność psa. Wyjeżdżałaby Pani w najbliższą niedzielę na trzy miesiące do Norwegii. Pracowałaby Pani przy odnawianiu jednej z sal w zamku. Zakwaterowana byłaby Pani w domku typu bungalow. Organizator opłaca Pani przejazd, pobyt, wyżywienie, jeden z kursów na miejscu (wedle Pani wyboru) i daje „kieszonkowe” w wysokości pięciuset euro miesięcznie. Zanim podam więcej szczegółów, muszę uprzedzić, że posiadłość jest w prywatnych rękach i właściciel wymaga podpisania umowy o dochowaniu tajemnicy odnośnie do swojej osoby i posiadłości. Ceni sobie prywatność i nie życzy sobie wścibskich turystów i badaczy. Możliwe, że jest to niepowtarzalna okazja, żeby zwiedzić ten zamek. Poproszę o maila zwrotnego z Pani stanowiskiem w tej sprawie i ewentualnym skanem umowy z Pani podpisem.
Z wyrazami szacunku
Joanna Kiełecka
koordynator ds. wolontariatu zagranicznego
Laura zamrugała. Ładne „kieszonkowe”. Otworzyła wzór umowy – szablon z kropkami do wypełnienia. Druga tajemnicza „strona” oczywiście jeszcze nic w swoich polach nie wpisała w obawie przed wścibską turystką. W załączniku znajdował się również aneks do umowy, ale nie pofatygowała się, żeby go w całości przeczytać. „No dobra, raz kozie śmierć. Przecież już zdecydowałam”, pomyślała. Wypełniła dane, wydrukowała, złożyła podpis i zeskanowała dokumenty za pomocą aplikacji w smartfonie. Był czwartek, czyli miała pełne trzy dni na spakowanie się do wyjazdu.
Obowiązkowo chciała jeszcze odwiedzić ciocię Gienię przed podróżą. Osiemdziesięciopięcioletnia ciocia, jedyna żyjąca krewna Laury, była samodzielna, chociaż miała ogromne problemy z pamięcią. Lekarze rozkładali ręce bezradni. Laura wpadała do niej przynajmniej raz w tygodniu, żeby pomóc opiekunce z zakupami i sprzątaniem.
Jak w każdy czwartek Laura szykowała się na cotygodniowy zlot czarownic w kręgielni. „Będzie mi ich brakować”, pomyślała na widok swoich koleżanek czekających przed wejściem. Tym razem nie zamówiły toru, tylko usiadły przy drinkach w odległym miejscu przy barze. Laura zaczęła opowiadać o wszystkich pozytywnych zbiegach okoliczności i o niespodziewanym wyjeździe.
– Laura, koniecznie musisz sprawdzić tę organizację w papierach. To mogą być oszuści, którzy żerują na młodych kobietach szukających przygody, a potem je porywają i sprzedają bogatym, obleśnym biznesmenom jako zabawki erotyczne – zauważyła Monika.
– Nie martw się, wszystko sprawdziłam. Jest okej. Mam wszystkie potrzebne numery: do ambasady, ubezpieczyciela i tak dalej – powiedziała Laura.
– A znasz nazwę miejscowości, do której jedziesz? Zapiszesz nam wszystko, żebyśmy wiedziały, gdzie jesteś i będziesz się meldować codziennie po kolacji – ustaliła Ewa.
– Jasne! Miejscowość znajduje się niedaleko stolicy.
– No to super! W razie niebezpieczeństwa wiesz, co robić. Powtórz – zażądała Monika.
– Kop w krocze, taksówka i na lotnisko.
– Brawo – pochwaliła Monika. – Możesz jeszcze uderzyć przeciwnika z łokcia w żebro i założyć mu podwójnego Nelsona!
Laura popatrzyła na koleżankę z powątpiewaniem.
– Okej. Kop w krocze powinien wystarczyć.
– Laura, czy ta miejscowość znajduje się nad morzem? – spytała Ewa.
Laura popatrzyła na nią z niedowierzaniem. Oczywiście opowiedziała przyjaciółkom o swoim dziwnym śnie o samobójcy. Oczywiście nie traktowała go poważnie. W przeciwieństwie do Ewy, która wszędzie dopatrywała się znaków i często odwiedzała wróżbitę Karola.
– Nie, w głębi lądu, sprawdziłam. Nie ma tam żadnych klifów – powiedziała, uspokajając samą siebie.
– Uff, Bogu dzięki – Ewa odetchnęła z ulgą.
– Może czegoś się dowiesz o tych tajemniczych skokach – zauważyła Monika.
Temat licznych samobójstw w Norwegii był obecnie głośnym tematem w prasie i internecie. Patryk i Remek często o tym dyskutowali, więc Laura właśnie tutaj dopatrywała się przyczyn swojego dziwnego snu.
– Nie wiem, czy chce ruszać ten temat… – stwierdziła Laura, błądząc wzrokiem za koleżankami. Jej uwagę przykuła dwójka znajomo wyglądających ludzi. Koledzy Patryka z akademika przyklejali plakat na drzwi.
– Przepraszam na chwilę – powiedziała, wstając.
Czym prędzej podeszła do wejścia, zostawiając koleżanki ze zdziwionymi minami.
– Cześć, co tam macie? – zagaiła znajomych.
– Cześć – odpowiedzieli mizernie i odsłonili treść plakatu.
Zaginął Remigiusz Bednarek
Ostatnio widziany 20 czerwca o godzinie 10: 00
Ubrany na czarno, z czerwoną bandanką przewiązaną na głowie. Ktokolwiek posiada informacje na temat miejsca jego pobytu, proszony jest o przekazanie ich komendzie policji ze Śródmieścia, pod numerem telefonu 42 445 63 33.