Drabina Jakowa - ebook
Drabina Jakowa - ebook
Porywająca saga na tle burzliwej historii dwudziestego stulecia.
Moskwa, 1975 rok. Scenografka teatralna Nora Osiecka staje się właścicielką skrzynki z korespondencją swoich dziadków, Marusi i Jakowa. Po latach pozna historię ich miłości i skrywane rodzinne tajemnice. Śledząc losy zakochanych, cofniemy się do początku wieku, do Kijowa, gdzie dorastali autorzy listów — wolnomyśliciele marzący o lepszym świecie, który miał nigdy nie nadejść. Dotrzemy też, już na początku XXI wieku, do tajnych akt KGB. Czego zdołamy się dowiedzieć o przeszłości Nory — jej rodziny i narodu?
Tę misternie skonstruowaną, napisaną z Tołstojowskim rozmachem i dramaturgią Doktora Żywago, kronikę tworzą ludzie, dla których narodziny, ślub, zdrada, choroba, rozmowa z sąsiadką czy pierwsze kroki dziecka są równie ważne, co śmierć Stalina ogłoszona w porannym programie telewizyjnym.
Powieść oparta jest na dokumentach z archiwum rodzinnego autorki.
Drabina Jakowa w spektakularny sposób przedstawia rosyjską koncepcję sudba, czyli pojmowania losu jako swoistego więzienia, z którego nigdy nie można uciec. Chodzi tu o istotę samego życia jako niezbywalnie naznaczonego wyborami naszych przodków. Ta istota jest niezmienna, tak jak wieczni są aniołowie wspinający się po drabinie Jakuba.
„The New York Times”
Przez ponad siedemset stron będziemy mocno, czasami wręcz odczuwając ból, przeżywać losy bohaterów i szukać paraleli między ich życiorysami a przeszłością naszych bliskich.
Galina Józefowicz, krytyczka literacka
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-08-07986-7 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wiklinowy kuferek
(1975)
Dziecko było piękne od chwili pojawienia się na świecie – z dostrzegalnym dołeczkiem w bródce i kształtną główką, jakby wyszło wprost spod ręki dobrego fryzjera: krótka fryzurka, dokładnie jak u mamy, tylko włoski jaśniejsze. I Nora od razu je pokochała, choć wcześniej nie była zbyt pewna siebie. Miała trzydzieści dwa lata i sądziła, że nauczyła się już kochać ludzi za ich zasługi, a nie tak po prostu, z powodu pokrewieństwa. Dziecko okazało się całkowicie godne nieumotywowanej miłości – spało dobrze, nie płakało, ssało prawidłowo, z dużą ciekawością przyglądało się swoim zaciśniętym piąstkom. Dyscypliny nie przestrzegało: raz spało dwie godziny, innym razem sześć bez przerwy, budziło się, cmokało w puste powietrze – i Nora od razu przystawiała je do piersi. Sama też nie lubiła dyscypliny i zauważyła ten wspólny im rys.
Jej piersi uległy niesamowitej przemianie. Już podczas ciąży ładnie nabrały objętości i choć wcześniej na płaskiej powierzchni sterczały same sutki, teraz, gdy nabrzmiały mlekiem, zyskały na znaczeniu. Nora patrzyła na nie z szacunkiem, odczuwając dziwną przyjemność z tej zmiany. Choć fizycznie było to raczej nieprzyjemne – nieustanne napięcie i niewygoda. W samym karmieniu była obca, niezwiązana z nim, podejrzana słodycz...
Minęły trzy miesiące od chwili przyjścia na świat, gdy przestało być „dzieckiem”, a stało się „Jurikiem”. Zajmowało pokój, który wcześniej należał do mamy Nory i który stał się niczyj po ostatecznej przeprowadzce Amalii Aleksandrowny do Rezerwatu Prioksko-Terrasnego, do męża, Andrieja Iwanowicza. Dwa tygodnie przed porodem Nora na szybko pobieliła pokój, a Jurik zamieszkał w nim w białym łóżeczku – rekwizycie z drugiego aktu Trzech sióstr. Teraz to nie miało już żadnego znaczenia, ale w minionym sezonie cały teatr był wstrząśnięty skandalem związanym ze zdjęciem tego spektaklu. Nora była scenografką, reżyserem – Tengiz Kuziani.
Tengiz, gdy leciał do Tbilisi, powiedział, że nie wróci więcej do Moskwy. Rok później zadzwonił do Nory, poinformował, że zaproszono go do Barnaułu, by wystawił Pannę bez posagu Ostrowskiego i że się nad tym zastanawia. Pod koniec rozmowy zaproponował, by Nora pojechała razem z nim, jako scenografka... Jakby nie wiedział, że Nora urodziła dziecko. Albo udawał. Dziwne było jeszcze i to: czyżby tym razem zakulisowa poczta pantoflowa nie zadziałała? Świat teatru to ohydny śmietnik, w którym prywatne życie zawsze ma wywróconą podszewkę, do wiadomości publicznej podawało się w nim każdy nieznaczący detal, a już to, kto kogo kochał czy nie kochał, kto z kim przypadkiem spotykał się w łóżkach prowincjonalnych hosteli podczas gościnnych występów i czyje dziecko wyskrobała która aktorka, roznosiło się natychmiast.
W przypadku Nory tak się nie stało – nie była gwiazdą. Jedyne, co się wydarzyło, to spektakularne fiasko. No a poza tym urodziła dziecko. Milczące pytanie środowiska teatralnego: kto jest ojcem? O jej romansie z reżyserem wiedzieli wszyscy. Ale jej mąż nie był człowiekiem teatru, należał do „publiczności”, a i ona sama, jako młoda scenografka, dopiero zaczynała karierę. Zdaje się, że również skończyła... Z tych właśnie powodów teatralna hołota nie poświęciła jej większej uwagi – ani szeptów za plecami, ani wymiany znaczących spojrzeń. Wszystko to teraz nie miało żadnego znaczenia – Nora zwolniła się z teatru...
Jurik nie spał od ósmej. W okolicach dziewiątej Nora spodziewała się pielęgniarki Taisii – miała zaszczepić dziecko, ale była już jedenasta, a ta wciąż nie przychodziła. Nora poszła do łazienki zrobić pranie. Nie usłyszała dzwonka od razu, wyskoczyła, otworzyła drzwi. Taisija zaczęła gadać już w progu... Nie była zwyczajną pielęgniarką z poradni dziecięcej, ale człowiekiem z misją: edukowała nierozumne mamuśki, wtajemniczała je w wielki sekret wychowywania dzieci, a przy okazji dzieliła się z nimi odwieczną kobiecą mądrością, wpajała umiłowanie do życia rodzinnego, doradzała w relacjach z teściowymi i pozostałą rodziną męża, łącznie z ich byłymi żonami. Wesołej plotkarce i papli towarzyszyło przekonanie, że wszystkie te dzieci bez odpowiedniego środowiska – a taką właśnie funkcję pełniła: „położnej środowiskowej” – nie rosłyby należycie. Żadnych wzorców wychowywania, poza własnymi, nie uznawała. Nazwisko doktora Benjamina Spocka wyprowadzało Taisiję z równowagi.
Ze wszystkich „mamusiek” najbardziej lubiła takie jak Nora – samotne, pierworódki, pozbawione matczynej pomocy. Była ona po prostu ideałem: z powodu osłabienia po porodzie oszczędzała siły na przetrwanie i nie sprzeciwiała się naukom Taisii. A poza tym miała doświadczenie pracy w teatrze, gdzie aktorzy, jak małe dzieci, wiecznie się kłócili, byli zazdrośni i zawistni, i nauczyła się wysłuchiwać wszelkich bredni z udawaną uwagą, przemilczeć to, co trzeba, współczująco przytaknąć.
Nora stała obok Taisii, słuchała jej trajkotania, obserwowała, jak śnieżynki na jej futrze zmieniają się w drobne krople i spływają...
– Wybacz, że się spóźniłam, ale wyobraź sobie, zachodzę do Siwkowych – znasz Nataszę Siwkową spod piętnastki? Dziewczynka Oleńka, osiem miesięcy, cudo, narzeczona dla twojego będzie – a u nich tam kłótnia. Teściowa z Karagandy przyjechała, z pretensjami, że Nataszka się o męża nie troszczy, dziecko zaniedbuje, że diateza z powodu niewłaściwej diety. Ale znasz mnie, zaprowadziłam porządek.
Taisija ruszyła do łazienki, żeby umyć ręce, komentując po drodze:
– Ile razy ci mówiłam, żebyś do prania brała mydło dziecięce, proszek się nijak nie nadaje. Słuchaj, co ci mówię, nic złego ci nie powiem...
Było tuż po dwunastej. Jurik już zasnął, Nora nie chciała go budzić. Zaproponowała Taisii herbatę. Ta zajęła w kuchni miejsce gospodyni. Siedzenie przy szczycie stołu do niej pasowało – duża głowa, loki zebrane spinką w kok – przestrzeń z szacunkiem organizowała się wokół niej, a ona od razu znajdowała się w centrum filiżanek i spodków, które ciągnęły ku niej jak owce do pastucha.
Ładna kompozycja, automatycznie odnotowała Nora i postawiła na stole czerwone pudełko z jeleniem w skoku namalowanym na wieczku. Goście czasami coś przynosili, a Nora nie lubiła słodyczy, przyniesione w prezencie czekoladki czekały na okazję, pokrywając się białym nalotem.
Taisija, z której włosów krople skapywały na stół, wysunęła rękę po czekoladkę z drogiej bombonierki. Zatrzymała jednak dłoń w powietrzu i nieoczekiwanie zapytała:
– Nora, a ty w ogóle masz męża?
Zdradza mi tajemnice dotyczące opieki nad niemowlakiem i chce poznać moje, w zamian za dziecięce mydło... Tengiz nauczył ją tak rozumieć dialogi, ich wewnętrzną kanwę.
– Mam.
Nie ma potrzeby wypowiadać zbędnych słów, można wszystko zepsuć, dialog musi się rozwijać swoim torem, sama w końcu zapyta...
– Od dawna?
– Od czternastu lat, od szkoły.
Pauza. Piękna konstrukcja.
– A czemu jak się zjawiam to sama w domu jesteś?... On ci nie pomaga, w przychodni też ci nie towarzyszy...
Nora zamyśliła się na chwilę: powiedzieć, że jest kapitanem statków morskich? Albo że siedzi?
– To taki dochodzący mąż. Z matką mieszka. To dość szczególny człowiek, bardzo utalentowany, matematyk, ale w sprawach życiowych jest mniej więcej jak Jurik. – Nora zdecydowała się na prawdę. Jedną dziesiątą prawdy.
– Och! – ożywiła się Taisija. – Znam analogiczny przypadek!
Ale w tym momencie Nora wyłowiła czujnym uchem jakiś ruch i poszła do synka. Obudził się i patrzył na matkę jakby ze zdziwieniem. Za plecami Nory stała Taisija, to właśnie w nią się wpatrywał.
– Obudziliśmy się, Juroczka? – zaświergotała Taisija.
Nora wyjęła chłopczyka z łóżeczka. Odwrócił głowę w stronę położnej, patrzył wyczekująco.
Nora nie miała przewijaka, jedynie sekretarzyk z otwieraną klapką i Jurik z trudem już się na nim mieścił (ale przecież też synka nie przewijała). W szwalni uszyto jej dwie pary śpioszków, dziewczyny z pracowni krawieckiej skopiowały z jakiegoś zagranicznego wykroju.
Taisija odrobinę pomarudziła na temat kapitalistycznych majteczek z gumową wkładką, w której mokra pieluszka powodowała odparzenia, pocałowała dziecko w pupkę, poleciła rozłożyć czyste prześcieradło na tapczanie i przygotowała szczepionkę. Wymieszała coś z jednej i drugiej fiolki, nabrała ciecz do strzykawki i leciutko ukłuła chłopczyka igłą. Dziecko się skrzywiło, jakby chciało się rozpłakać, ale się rozmyśliło. Spojrzało na matkę i się uśmiechnęło.
Mądry chłopak, wszystko rozumie, zachwyciła się Nora.
Taisija poszła do kuchni wyrzucić watę i krzyknęła od progu:
– Woda! Nora! Woda leci! Potop!
Woda, która przelała się z wanny, wypłynęła na korytarz i dotarła już do kuchni. Włożyły Jurika do łóżeczka, ale chyba zbyt nerwowo, pospiesznie, i się rozpłakał. Nora zakręciła kran, rzuciła na podłogę ręczniki, zaczęła wycierać wodę. Taisija zręcznie jej pomagała. Nagle, w takt szlochów zostawionego w łóżeczku dziecka, zadzwonił telefon.
Zalałam sąsiadów, przestraszyła się Nora i pobiegła do telefonu powiedzieć, że już wyciera.
Ale to nie byli sąsiedzi, tylko ojciec Nory, Gienrich Jakowlewicz.
Jak zawsze, wybrał sobie kiepski moment..., zdążyła pomyśleć Nora. Jurik krzyczał pierwszy raz w życiu tak głośno, a do tego ten potop.
– Tato, mam tu potop, oddzwonię.
– Nora, moja matka zmarła – powoli i uroczyście powiedział ojciec. – Dziś w nocy... w domu... – I dodał cicho: – Przyjdź tu prędziutko, nie wiem, co robić...
Nora rzuciła wyżętą szmatę na podłogę: jak zawsze, takie tragedie dzieją się w bardzo kiepskim momencie. Dlaczego jej bliscy nawet na śmierć wybierają sobie najbardziej niewłaściwy moment?
Taisija od razu wszystko zrozumiała:
– Kto?
– Babcia.
– Ile lat?
– Pewnie z osiemdziesiąt. Ukrywała to całe życie, odmładzała się, zmieniała paszport... Puścisz mnie na kilka godzin?
– Idź, idź. Zostanę.
Nora kolejny raz umyła ręce, co było dość głupie, ponieważ były czyste, rzuciła się do Jurika i podała mu pierś. Początkowo odepchnął ją z urazą, ale gdy powiodła sutkiem po jego wargach, wziął go do ust i się uspokoił.
Taisija w tym czasie, zdjąwszy spódnicę i bluzkę, zręcznie zbierała wodę do wiadra, szybko wylewała ją do ubikacji; jej różowe pantalony, biała krótka halka, grube pukle włosów z rozsupłanego koka pojawiały się i znikały w korytarzu i Nora nie mogła się nie uśmiechnąć na widok jej zręczności, piękna i precyzji ruchów.
– Nie wiem, jak długo to potrwa... Zadzwonię. Tu niedaleko mieszka, na Powarskiej.
– Idź, idź, odwołam dwie wizyty. Tylko ściągnij pokarm na wszelki wypadek. Może się przedłużyć. Takie rzeczy...
Tak, pomyślała Nora. Zdawałoby się, że przypadkowy człowiek, a zareagowała natychmiast. Niesamowita baba.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------