Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dramat bezprawia. Obraz historyczny z II połowy XVIII w, Tom 2 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dramat bezprawia. Obraz historyczny z II połowy XVIII w, Tom 2 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 332 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

CZĘŚĆ DRU­GA

l.

Wrza­ło i hu­cza­ło w ca­łej War­sza­wie, na­tłok był ogrom­ny, gdy nad­szedł dzień pierw­szy sej­mu, daw­no ocze­ki­wa­ny. Fak-eye były w po­go­to­wiu do wal­ki – do za­żar­tej.

Prze­wod­ni­cy par­tyj trzy­ma­li swo­ich, jak mo­gli, agi­ta­to­ro­wie pil­no­wa­li źeby im się nikt nie wy­mknął chwiej­ny. Ad­he­ren­ci Mo­skwy czy­ni­li wszyst­ko, aże­by swo­ich utrzy­mać przy so­bie, w jed­na­ko­wej ule­gło­ści dla knia­zia Rep­ni­na; kró­lew­scy po­ma­ga­li im, jed­nak mie­li swo­je wi­do­ki, nie­ko­niecz­nie zgod­ne 2 za­mia­ra­mi Am­ba­sa­do­ra. Więk­sza zaś część in­a­czej dziś pa­trza­ła na spra­wę., po­ru­sza­na przez Jó­ze­fa Pu­ław­skie­go i in­nych po­słów nie­pod­le­głych. Pu­ław­ski i jemu po­dob­ni mimo za­bie­gów ro­syj­skich zo­sta­li wy­bra­ni, aby bro­nić spra­wy oj­czy­stej i nie­pod­le­gło­ści Rze­czy­po­spo­li­tej. Pu­ław­ski mimo od­wa­gi swej nie­ustra­szo­nej po­sia­dał rów­nie i wła­dzę pa­no­wa­nia nad sobą i sto­so­wa­nia się do oko­licz­no­ści, bez ujmy dla ho­no­ru Rze­czy­po­spo­li­tej. Usi­ło­wał iść dro­gą le­gal­ną trzy­ma­jąc się ustaw daw­nych Rze­czy­po­spo­li­tej.

Ruch był nie­zwy­kły, zwo­ły­wa­no, by się nie roz­pra­szać, na­ma­wia­no i gro­żo­no.

W dzień za­ga­je­nia sej­mu – u mar­szał­ka ge­ne­ral­ne­go, u Ra­dzi­wił­ła, na­tłok był wiel­ki. Mar­szał­ko­wie i kon­sy­lia­rze kon­fe­de­ra­cyi, se­na­to­ro­wie i po­sło­wie ci­snę­li się do nie­go; na­szło rów­nież wie­le z pu­blicz­no­ści. Na­tłok był nie­sły­cha­ny.

Każ­dy chciał wi­dzieć go, chciał się do­ci­snąć do Mar­szał­ka, któ­ry spra­wu­je dziś niby naj­wyż­szy rząd w kra­ju. Wie­lu mo­gło do­pie­ro pierw­szy raz zo­ba­czyć uko­cha­ne­go Księ­cia po po­wro­cie jego z po­nie­wol­nej tu­łacz­ki, skrzyw­dzo­ne­go a dziś po­wró­co­ne­go na łono oj­czy­zny. Na wi­dok księ­cia „Pa­nie ko­chan­ku” wie­lu mia­ło łzy roz­czu­le­nia w oczach, on też jak za­wsze rad był wszyst­kim, dziś bar­dziej tyl­ko za­kło­po­ta­ny, gdy losy oj­czy­zny dźwi­gał na swo­ich bar­kach oj­cow­skich.

Wtem ruch po­wstał więk­szy i za­czę­to się ci­snąć. Pu­ław­ski wo­łał na bra­ci szlach­tę, żeby się do­brze trzy­ma­li i nie spusz­cza­li z oka, dla­cze­go wła­śnie zo­sta­li wy­bra­ni. Ka­re­ta za­je­cha­ła – i nie­ba­wem wszedł Nun­cy­usz Ojca św., pro­wa­dzo­ny przez bi­sku­pów i Mar­szał­ka ge­ne­ral­ne­go, któ­ry wy­szedł byt na­prze­ciw­ko do­stoj­ni­ka rzym­skie­go.

Nun­cy­usz wrę­czył Mar­szał­ko­wi ge­ne­ral­nej kon­fe­de­ra­cyi bre­we Ojca św. do sta­nu ry­cer­skie­go, któ­re przy­jął Ra­dzi­wiłł z na­le­ży­tą czcią i uchy­le­niem gło­wy. Do zgro­ma­dzo­nych tu­taj go­rą­ce­mi prze­mó­wił sło­wy wy­sła­niec pa­pie­ski na­wo­łu­jąc, żeby szlach­ta, jak za­wsze pa­mięt­na czci i gor­li­wo­ści, jaką dla Ko­ścio­ła uka­zy­wa­li Zyg­mun­to­wie i So­bie­scy, pa­mięt­na przod­ków swo­ich wiel­kich, gi­ną­cych za wia­rę pod Li­gni­cą, Cho­ci­mem, pod mu­ra­mi Wied­nia, sta­nę­ła dziś, jak je­den mąż, do obro­ny Wia­ry i Ko­ścio­ła, bez wzglę­du na groź­by i pod­stęp­ne obiet­ni­ce nie­przy­ja­ciół wia­ry oj­ców.

Obec­ni po­bu­dze­ni przez Pu­ław­skie­go i jemu po­dob­nych przyj­mo­wa­li sło­wa te z co­raz bar­dziej wzra­sta­ją­cym za­pa­łem, pro­sząc o bło­go­sła­wień­stwo pa­pie­skie. A gdy go Nun­cy­usz w imie­niu Ojca św. udzie­lił, na­stał taki za­pał i ślu­bo­wa­nie so­bie wza­jem­ne, iż dla wia­ry świę­tej każ­dy go­tów od­dać swe ży­cie, że i Nun­cy­usz był roz­czu­lo­ny tą gor­li­wo­ścią na­ro­du; wie­lu zaś le­d­wo co nie pła­ka­ło z roz­czu­le­nia wpa­da­jąc so­bie u za­jem­nie w ob­ję­cia, przy­rze­ka­jąc ra­zem się trzy­mać i nie od­stą­pić je­den dru­gie­go, gdy­by co za­gro­zić mia­ło wie­rze i wol­no­ści.

Jó­zef Pu­ław­ski był za­do­wo­lo­ny – ad­he­ren­ci Mo­skwy i Dwo­ru za­nie­po­ko­je­ni.

Nun­cy­usz za­do­wo­lo­ny z tego, co tu wi­dział, za­bie­rał się do odej­ścia; miał i dru­gie bre­we sto­li­cy rzym­skiej do Pry­ma­sa, dla se­na­to­rów. Po po­że­gna­niu prze­to wier­nych zwró­cił się do wyj­ścia. Te­raz go pra­wie na rę­kach w za­pa­le i gor­li­wo­ści swej za­nie­sio­no do ka­re­ty.

Wszy­scy obec­ni przy­obie­cy­wa­li so­bie za­kli­na­jąc się na wszyst­ko, że wy­trwa­ją w obro­nie Wia­ry i Wol­no­ści do ostat­ka, wszyst­ko po­świę­ca­jąc. Za­pał co­raz bar­dziej wzra­stał.

Ad­he­ren­ci Mo­skwy byli prze­ra­że­ni, kró­lew­scy i pa­try­oci na­wet umiar­ko­wań­si nie­ma­ło za­nie­po­ko­je­ni. Pu­ław­ski cho­dził od jed­nych do dru­gich, żeby w za­pa­le bro­nie­nia Wia­ry i Oj­czy­zny wy­trwa­li.

Wtem ro­ze­szła się wia­do­mość, że Am­ba­sa­dor Im­pe­ra­to­ro­wej za­je­chał. Czem­prę­dzej wy­bie­gli naj­gor­liw­si z jego ad­he­ren­tów, aże­by go prze­strzedz, by te­raz nie wcho­dził mię­dzy nich, kie­dy wszy­scy w go­rącz­ce unie­sie­nia, on zaś mógł­by się na­ra­zić na nie­bez­pie­czeń­stwo.

Kniaź Rep­nin jed­nak, pe­łen buty, nie zwa­ża­jąc na prze­stro­gę, pew­ny swe­go, wcho­dzi na sale.

Przy­wi­ta­no go ha­ła­sem i krzy­kiem, że wszy­scy nie da­dzą nic ująć pra­wom Ko­ścio­ła, go­to­wi zgi­nąć za Wia­rę i Wol­ność.

Rep­nin zra­zu drgnął, zdzi­wio­ny taką zmia­ną, lecz w jed­nej chwi­li opa­no­wał się, i z do­brą miną od­rzekł spo­koj­nie, aby tak nie krzy­cza­no, bo i on wte­dy bę­dzie mu­siał się za­po­mnieć. Sta­nął i pa­trzył spo­koj­nie na obec­nych. Mie­rzo­no sią wzro­kiem wza­jem­nie. Pu­ław­ski pa­trzał na swo­ich, żeby się nie dali groź­bom opa­no­wać

A gdy było już ci­szej, wte­dy ode­zwał się Rep­nin, że przy­byw­szy do mar­szał­ka ge­ne­ral­nej kon­fe­de­ra­cyi nie może zro­zu­mieć tej wrza­wy i ta­kie­go roz­na­mięt­nie­nia; prze­cież wszy­scy nie po­win­ni dziś za­po­mi­nać o przy­chyl­no­ści i ła­ska­wej ofiar­no­ści wiel­ko­dusz­nej jego Mo­nar­chi­ni, pod któ­rej wła­śnie opie­ką za­wią­za­li kon­fe­de­ra­cyę dla obro­ny praw swych i wol­no­ści odzie­dzi­czo­nej po oj­cach

Zra­zu było spo­koj­nie – po­tem znów ru­szy­ły się gło­sy, i wzro­sła wrza­wa, w któ­rej słu­chać było po­je­dyn­cze sło­wa: „Kon­fe­de­ra­cya… kon­fe­de­ra­cya przy wie­rze… przy ca­ło­ści wia­ry…”

Rep­nin przy­sta­nął, wpa­tru­jąc się spo­koj­nie w wo­ła­ją­cych, ani drgnąw­szy. To ich nie­co uspo­ko­iło. Wrza­wa po­wo­li ci­chła. Pa­try­oci z Pu­ław­skim ra­zem wpły­nę­li, aże­by krzy­kiem ai dano po­wo­du do zaj­ścia nie­po­trzeb­ne­go.

Kie­dy się uci­szy­li, ode­zwał się da­lej Am­ba­sa­dor im­pe­ra­to­ro­wej:

– Nich­to ni­ko­mu nie od­bie­ra ta wia­ry jewo, ni­kak nie, ami sta­ran­no­sti ku wa­szej re­li­gii, pry­ja­te­le wa­szej Pol­szy, Ras­sja­nit, anie du­ma­jut o in­kur­syi na was, ani na wlmiam tat­ko­Ucum.

Da­le­ki my od wsie­wo gwał­tu ku su­mie­niu kaź­de­wo, pro­to­nie wy­pa­da, kak zna­je­te, pany de­le­ga­ty, da nic i dru­gie­mu na­ło­źit… Chto i i was nie źe­la­je tu stra­ti t' opie­ki wa­szej ma­tusz­ki wie­li­koj Im­pe­ra­tri­cy – jej serd­ce, szto jest bez in­te­re­su – ta­koj naj… uwa­źa­jet, szto­by istin­no nie utra­tiłl

Ostat­nie sło­wo wy­po­wie­dzia­ne było z na­ci­skiem. 2 razu było zno­wu ci­cho – po­tem na­raz ru­szy­ły się na­no­wo gło­sy po­je­dyn­cze wo­ła­ją­ce: „Ko­źu­chow­ski… Ko­żu­chów skie­go na­pad­nię­to… na­pad­nię­to szlach­ci­ca!… Po­rwa­no.. Uwo) nić!… Bez­pra­wie…”

Pu­ław­ski wy­stą­pił tu śmia­ło, lecz oględ­nie, wy­ka­zu­jąc Am­ba­sa­do­ro­wi ob­ce­mu, że we­dług kon­sty­tu­cyj na­wet król nie ma pra­wa wię­zić szlach­ci­ca… a co się sta­ło z Ko­źu­chow­skimr to na­ru­sza kar­dy­nal­ne pra­wa Rze­czy­po­spo­li­tej, któ­rych bro­nić chce wła­śnie Im­pe­ra­to­ro­wa.

Za nim za­czę­li i inni do­ma­gać się – i mi­nio prze­stro­gi Pu­ław­skie­go na­sta­ła znów wrza­wa. Rep­nin miał chmu­rę na czo­le i chciał wy­stą­pić groź­nie… Lecz wmie­szał się w to sam Mar­sza­łek, pro­sząc, aże­by pa­no­wie bra­cia dali przyjść do sło­wa Am­ba­sa­do­ro­wi Najj, Mo­nar­chi­ni, a un sam bę­dzie tu po­śred­ni­kiem.

Ale Rep­nin rzekł but­nie, że ha­ła­sem i groź­bą nie da się prze­stra­szyć… wie, co czy­nić, i co jest jego obo­wiąz­kiem jako wy­ko­naw­cy ob­rom­ciel­ki praw Najj. Im­pe­ra­co­ro­wej; na przy­zwo­ite jed­nak przed­sta­wie­nie mu i proś­bę, go­tów uczy­nić, co se zga­dza z jego in­struk­cy­ami.

Ra­dzi­wiłł wy­stą­pił te­raz jako po­śred­nik, a na proś­bę Księ­cia przy­rzekł pan Am­ba­sa­dor, że Ko­żu­chow­skie­go, któ­ry wsz­czął już bunt w ra­dzie kon­fe­de­rac­kiej i ob­ra­ził na­wet jej człon­ków, każe z uwa­gi na księ­cia Mar­szał­ka, dla któ­re­go pa try­oty­zmu ma wiel­ką cześć i uwiel­bie­nie, na­tych­miast uwoł aić, sko­ro się zrzek­nie bun­tu i na­pa­ści na samą wła­dzę kon­fe­de­rac­ką.

Pan Ko­żu­chow­ski zaś praw­do­po­dob­nie może spał wte­dy w le­sie swo­im nie wie­dząc nic o za­bie­gach za nim ko­cha­nej bra­ci.

Am­ba­sa­dor po­szedł na­stęp­nie z Mar­szał­kiem do­osobn*j sali dla po­mó­wie­nia o wie­lu rze­czach gdy dziś jest za­ga­je­nie sej­mu.

Dra­mat bez­pra­wia

7

Po odej­ściu Rep­ni­na mie­li ocho­tę nie­któ­rzy gro­zić Am­ba­sa­do­ro­wi – i za­czy­na­ła się wrza­wa, ato­li Jó­zef Pu­ław­ski wraz z przy­ja­ciół­mi uci­szy­li bra­ci, wo­ła­jąc, że w tak waż­nej a groź­nej dla Rze­czy­po­spo­li­tej chwi­li na­le­ży nie gnie­wem uno­sić się, lecz roz­wa­gą ra­dzić o nie­jed­nem.

Za­raz też na­sta­ły roz­pra­wy o róż­nych kwe­sty­ach. Jako pierw­szą rzecz za­czę­to roz­bie­rać gro­mad­nie, czy po­sie­dze­nia sej­mu mają być przy drzwiach za­mknię­tych, czy­li prze­ciw­nie jaw­ne dla pu­blicz­no­ści, jak daw­niej by­wa­ło. Ad­he­ren­ci Mo­skwy, stron­ni­cy dwor­scy, a na­wet i umiar­ko­wa­Asi pa­try­oci byli prze­ciw jaw­no­ści. Jako przy­czy­nę sta­wia­li, że ta­kie jaw­ne ob­ra­dy przy na­tło­ku pu­blicz­no­ści a wpły­wie gro­mad roz­na­mięt­nio­nych, mo­gły­by nie mieć swo­bo­dy do­sta­tecz­nej, a za­cię­ty i nie­roz­waż­ny opór mógł­by kraj na szwank na­ra­zić. Na to po­wstał Pu­ław­ski, do­wo­dząc, że ob­ra­dy przy drzwiach za­mknię­tych sprze­ci­wia­ją się usta­wie, a tak, jak się dzia­ło na ostat­nich sej­mach, było bez­pra­wiem, ogół oby­wa­te­li, o któ­re­go wła­śnie cho­dzi, musi być świad­kiem, co o nim się ra­dzi, i jak się ra­dzi, aże­by się wszyst­ko od­by­wa­ło praw­nie. Gwał­tow­nie po­pie­ra­li go w tem inni – i znacz­niej­sza więk­szość była za jaw­no­ścią ob­rad.

Pu­ław­ski wi­dział już sku­tek en­tu­zy­azmu, jaki się przed chwi­lą obu­dził, kie­dy się po­czu­li ra­zem i mie­li obok sie­bie mę­żów, co nie dali się w błąd wpro­wa­dzić żad­ne­mi groź­ba­mi. Ad­he­ren­ci Mo­skwy stra­ci­li tu wpływ swój. On wie­dział, że obec­ność pu­blicz­no­ści przy ob­ra­dach sej­mu doda siły w pa­so­wa­niu się z prze­mo­cą, a par­ty­zan­ci mo­skiew­scy przy tylu świad­kach z ca­łe­go kra­ju nie będą śmie­li wy­stę­py­wać prze­ciw wie­rze oj­ców i pra­wom Rze­czy­po­spo­li­tej.

Mniej od­waż­ni pro­po­no­wa­li na­wet, aże­by prze­zna­czyć panu Mar­szał­ko­wi Ra­dzi­wił­ło­wi, by się sta­rał wy­jed­nać na to od­po­wied­nie przy­zwo­le­nie Kró­la i Am­ba­sa­do­ra. A kie­dy Ra­dzi­wiłł wró­cił do bra­ci szlach­ty, pro­szo­no go o to… On zaś już na­wet przy­obie­cał to uczy­nić, gdy na­raz po­wstał Pu­ław­ski za­wo­ław­szy:

– Ano co to na­le­ży do kró­la?… tan­dem do am­ba­sa­do­ra? Żali am­ba­sa­dor ob­cej po­ten­cyi może ci da­wać nam po­zwo­le­nie swe na kon­sty­tu­cyę na­sze? Zaż bo my tak ni­sko upa­dli, żeby upra­szać w mo­de­styi po­sła ob­ce­go, co nam po­zwo­li z na­szych kon­sty­tu­cya a cze­go ono nie po­zwo­li?

– Aleć Wasz­mość nie zro­zu­miał bo „Pa­nie ko­chan­ku” – ode­zwał się za­kło­po­ta­ny Ra­dzi­wiłł – tu bo ilio cho­dzi o tę ma­te­ryą, aby po­zwo­lił, co mamy w kon­sty­tu­cy­ej, jen' aby-ci się nie sprze­ci­wiał Imci pan Po­seł Najj. Im­pe­ra­to­ro­wej, gdy mu kwe­stya wy­ja­śni­my w mo­de­styi oby­wa­tel­skiej, jak to mamy w kon­sty­tu­cy­ej na­szej

– Ta na­cóż wy­ja­śniać?… Żali do po­sła ob­cej po­ten­cyi na­le­żą kon­sty­tu­cyę na­sze, ano re­flek­syę, jak bo-ci mamy od­by­wać na­sze na­ra­dy?

Na to ode­zwa­ły się gło­sy inne;

– Pan Sta­ro­sta wa­rec­ki ma ra­cyą… Pan Pu­ław­ski do­brze mówi… Gło­su­je­my wszy­scy za nim. Zgo­da!

Lecz Ra­dzi­wiłł pod­niósł rękę wo­ła­jąc:

– Ależ Wasz­mo­ście, ko­cha­ni pa­no­wie bra­cia!… Nam bo re­flek­to­wać…

– Ucisz­cie się! Ksią­żę mówi – wo­ła­ły inne gło­sy – a Ra­dzi­wiłł koń­czył:

– Imci pan Pu­ław­ski re­flek­tu­je, iź po­seł Najj. Imci Im­pe­ra­to­ro­wej, na­szej przy­ja­ciół­ki, nie maci kon­tro­li, i nie może czu­wać ani ex be­ne­vo­len­tia, jak bo-ci mają się od­by­wać se­sye… a wła­śnie to in con­tra­rio, pa­nie ko­chan­ku – on musi czu­wać nad tem, co jego mo­nar­chi­ni ma nam za­pew­nić, ano dać po­moc jesz­cze in sua be­ne­gni­ta­te.

– A więc ob­ra­dy sej­mu na­sze­go nie będą wol­ne, gdy-ci tak mówi ksią­żę Mar­sza­łek? – rzekł Pu­ław­ski.

– Ależ będą wol­ne, pa­nie ko­chan­ku, i cał­kiem wol­ne… An© na­le­ży się za­pew­nić, aże­by mie­li jak naj­wię­cej dla nas be­ne­vo-len­tes ami­cos dla na­szych ob­rad.

Po­nie­waż zaś było już oko­ło dzie­sią­tej go­dzi­ny, mu­sie­li pójść te­raz wszy­scy na uro­czy­ste na­bo­żeń­stwo do ka­te­dry św. Jana.

Ce­le­bro­wał tam Bi­skup cheł­miń­ski w od­po­wied­nej asy­sten­cyi. Obec­ni w ta­kiej chwi­li dla Rze­czy­po­spo­li­tej mu­sie­li się od­dać mo­dłom, by upro­sić ła­ski Naj­wyż­sze­go, aże­by ze­chciał wy­do­być Rzecz­po­spo­li­tę z dzi­siej­sze­go po­ło­że­nia. Je­diii się żar­li­wie mo­dh­li, inni my­śle­li tyl­ko nad tem, jak­by to dać zwy­cię­stwo swo­jej fak­cyi, a nie­któ­rzy na­wet po ci­chu zma­wia­li się pod­czas na­bo­żeń­stwa.

Po ukoń­cze­niu mszy św na­stą­pi­ło ka­za­nie. Ka­płan ka żacy wo­łał na ka­zal­ni­cy, że mi­łość oj­czy­zny, praw­dzi­wa a głę­bo­ka, wy­ma­ga gor­li­wo­ści wia­ry i ofiar a za­par­cia się sie­bie, g"dy idzie o do­bro Wia­ry i Oj­czy­zny. Za­chę­cał do wy­trwa­nia.

Po sko­Aczo­nem na­bo­żeń­stwie ma za­raz na­stą­pić za­ga­je­nie sej­mu.

Tu po­sta­no­wi­ła kon­fe­de­ra­cya na swo­jej ra­dzie, aże­by po­sło­wie nie wcho­dząc do izby po­sel­skiej uda­li się wprost d# izby se­na­tor­skiej, gdzie się od­bę­dą ra­zem na­ra­dy.

Za­raz temu sprze­ci­wił się Pu­ław­ski.

– To bo prze­ciw­ne zwy­cza­jo­wi – za­wo­łał – sem­per tak idzie, ie po­sło­wie zbie­ra­ją się w swo­jej izbie, ano wy­bie­ra­ją mar­szał­ka sej­mo­we­go, a do­pie­ro-ci po skoń­czo­nych ru­gach wcho­dzą do izby se­na­tor­skiej, gdzie-ci się łą­czą z se­na­tem.

Lecz za­czę­to mu tłó­ma­czyć, że rada kon­fe­de­rac­ka inny tryb sej­mo­wa­nia uchwa­li­ła, mia­no­wi­cie, żeby po­sło­wie wprost we­szli do izby se­na­tor­skiej, a co do mar­szał­ka, to mar­szał­kiem – sej­mo­wym bę­dzie mar­sza­łek kon­fe­de­ra­cyi ge­ne­ral­nej

– Ależ bo kon­fe­de­ra­cya nie ma ta­kie­go pra­wa – wo­łał Pu­ław­ski – taki tryb sej­mo­wa­nia Je st ci nie­le­gal­ny.

Po­wsta­ło nie­ja­kie za­mie­sza­nie. Ad­he­ren­ci Mo­skwy i Dwo­ru cią­gnę­li do izby se­na­tor­skiej.. Wie­lu nie chcia­ło sta­wiać opo­ru. Pu­ław­ski ze swo­imi ob­sta­wał przy swo­jem.

Kie­dy zaś szedł pan Sta­ro­sta wa­rec­ki do izby po­sel­skiej, nie uwa­żał, jak wie­lu idąc za nim od­cią­ga­li się po­wo­li, na­ga­by­wa­ni przez in­nych i stra­sze­ni, że się bun­tu­ją wo­bec uchwał kon­fe­de­rac­kiej rady, bo tu roz­strzy­ga kon­fe­de­ra­cya. A gdy wszedł do środ­ka, zo­ba­czył koło sie­bie tyl­ko po­słów po­dol­skich, po­sła ki­jow­skie­go i kil­ku in­nych, resz­ta ode­szła pro­gu nie prze­kro­czyw­szy. Pu­ław­ski cze­kał, za­nim wej­dą inni, lecz na­resz­cie wi­dząc, że nikt wię­cej nie przy­by­wa, a resz­ta jest w izbie se­na­tor­skiej–mu­siał za­nie­chać opo­ru i wejść do in­nych, by ich cał­ko­wi­cie nie opa­no­wa­li lu­dzie z prze­ciw­nej par­tyi.

Kie­dy wszedł pan Sta­ro­sta wa­rec­ki, za­stał już tam na­tłok nie­ma­ły. Za­mie­sza­nie było wiel­kie, po­sło­wie i masa pu­blicz­no­ści ra­zem tło­czy­li się, a Mar­sza­łek Wiel­ki ko­ron­ny miał nie­ma­ło trud­no­ści, za­nim od­dzie­lił od po­słów pu­blicz­ność, któ­ra nie;wa­ia­jąc na nic po­za­sia­da­ła już krze­sła prze­zna­czo­ne dla ob­ra­du­ją­cych.

Gdy się uspo­ko­iło i na­stał nie­ja­ki po­rzą­dek, dano znak, ie Król Jmść wcho­dzi, któ­ry, jak to przy­rzekł de­le­ga­cyi, przy­stą­pił już i for­mal­nie do kon­fe­de­ra­cyi.

Przy­był więc Król, i usiadł na krze­śle tro­no­wym, obok nie­go tta­nął te­raz Mar­sza­łek ko­ron­ny i obaj Kanc­le­rze ko­ron­ni; Kanc­le­rzy zaś obu li­tew­skich nie było w dniu tym, po­nie­waż przez tąd kon­fe­de­rac­ki byli wplą­ta­ni w pro­ces z po­wo­du spra­wy przy­wró­ce­nia Ra­dzi­wił­ła do dóbr jego do­tych­czas bę­dą­cych w se­kwe­stra­cyi.

Mar­sza­łek Wiel­ki ko­ron­ny dał głos Ra­dzi­wił­ło­wi. Te­raz Ra­dzi­wiłł nie­co za­fra­so­wa­ny, chwiej­nym gło­sem ode­zwał się, że wsku­tek ży­czeń wszyst­kich wo­je­wództw a nie­daw­no rady kon­fe­de­rac­kiej jako mar­sza­łek ge­ne­ral­ny kon­fe­de­ra­cyi zo­stał oraz i mar­szał­kiem sej­mu… Nie mo­gąc się uchy­lić oü obo­wiąz­ku służt­nia Rze­czy­po­spo­li­tej, musi przy­jąć ten cię­żar, za wiel­ki na­wet, na jego sła­be bar­ki. W prze­mó­wie­niu swo­jem; któ­re mu nie bar­dzo szło po my­śli, mu­siał na­wet wy­chwa­lać Kró­la Jmści i jego oj­cow­skie sta­ra­nia o do­bro kra­ju, co czy­nił ja­kimś bar­dzo nie­pew­nym gło­sem czer­wie­niąc się; aasięp­nie wy­ra­żał swo­je ukon­ten­to­wa­nie na wi­dok zgro­ma­dzo­nych sta­nów zło­żo­nych z tak wiel­kich mę­żów; na­resz­cie uj­rzaw­szy w tej chwi­li wzrok w nie­go skie­ro­wa­ny Rep­ni­na, pa­trzą­ce­go się z loży za­mknię­tej, pod­niósł nie­co głos swój, i za­czął wiel­bić Im­pe­ra­to­ro­wę, któ­ra już tyle dała do­wo­dów przy­ja­ciel­skiej bez­in­te­re­sow­no­ści, za co jej się na­le­ży wdzięcz­ność – a do­strze­gł­szy za­chę­ty wzro­ku z loży Rep­ni­na – do­dał wnet: „nie­skoń­czo­na.” Pod­niósł za­raz, że Mo­nar­chi­ni ta „na­peł­nia­ją­ca sła­wą wiel­kich czy­nów swło­ich świat ca­łyu jest nie­za­do­wo­lo­na z prze­bie­gu ostat­nie­go sej­mu, któ­ry po­stą­pił wbrew pro­po­zy­cy­om jej co do dy­sy­den­tów. A gdy wspo­mniał lę­kli­wie o wy­ira­wio­nem nie­daw­no do niej po­sel­stwie, ru­mie­niąc.ie i beł­ko­cąc nie­zro­zu­mia­łym pra­wie ję­zy­kiem, tak to ja­koś ogła­szał zgro­ma­dzo­nym bra­ciom, iż tego na­wet nie zro­zu­mie­li. Spo­strze­gł­szy zaś nie­chęć pana Am­ba­sa­do­ra w loiy i jego gniew­ne rzu­ca­nie się, do­po­wie­dział do­no­śniej­szy­ra gło­sem, że sejm ma z peł­no­moc­nym po­słem Jej Mści Im­pe­ra­to­ro­wej uło­żyć spra­wę codo ma­te­ryi dy­sy­denc­kiej. Że zaś te ukła­dy, a do tego po­trze­ba na­pra­wy ca­łej Rze­czy­po­spo­li­tej i uchy­le­nie zmian po­czy­nio­nych bez woli na­ro­du, wie­le po­trze­bu­ją cza­su i za­cho­du, prze­to wy­ra­ził żą­da­nie, aby Król za­li­mi­to­wał sejm, póki de­le­ga­ci przez sejm wy­bra­ni nie uło­żą wszyst­kie­go z Am­ba­sa­do­rem za­przy­jaź­nio­nej z Rze­czą­po­spo­li­tą Aliant­ki.

I za­raz przed­ło­żył sej­mo­wi „akt li­mi­ty*.

To, cze­go nie do­po­wie­dział Ra­dzi­wiłł gło­sząc lę­kli­wym jeno i nie­wy­raź­nym ję­zy­kiem, od­czy­tał te­raz wy­raź­nie se­kre­tarz ge­ne­ral­nej kon­fe­de­ra­cyi.

Kie­dy se­kre­tarz czy­tał sło­wa o wy­pra­wio­nem do Im­pe­ra­to­ro­wej po­sel­stwie, by jej dzię­ko­wać za opie­kę i po­sił­ki, jak i pro­sić o dal­sze po­zo­sta­wie­nie tych po­sił­ków, któ­re tak pięk­nie w kra­ju go­spo­da­ro­wa­ły, do tego o gwa­ran­cyę praw i wol-Mo­ści: na­sta­ło ogól­ne zdzi­wie­nie, i po­sło­wie pa­trza­li się jćdea na dru­gie­go, czy sły­szą na praw­dę sło­wa po­dob­ne

Gdy zaś usły­sze­li da­lej, że dy­sy­den­tom i dys­u­ni­tom mają być wró­co­ne wszyst­kie pra­wa, sko­ro za­szczy­ce­ni zo­sta­li opie­ką Im­pe­ra­to­ro­wej, na­sta­ło już nie­ja­kie po­ru­sze­nie; z ław po­sel­skich wi­dzia­no, jak ten i ów ci­skał ta­kiem okiem, że wkrót­ce wy­buch­nie Par­ty­zan­ci Mo­skwy i Kró­la byli za­nie­po­ko­je­ni.

W ak­cie sta­ło da­lej, ife sejm po wy­bo­rze de­le­ga­cyi, daw­szy im zu­peł­ną moc ukła­da­nia się i pod­pi­sa­nia trak­ta­tu, za­raz ma zo­stać od­ro­czo­ny. De­le­ga­cya ma mieć zu­peł­ną moc na­pra­wie­nia wszyst­kie­go i utwier­dze­nia for­my rzą­du i wol­no­ści na­ro­do­wej. Co te­raz uło­ży de­le­ga­cya, uchwa­la­jąc więk­szo­ścią gło­sów przy obec­no­ści kom­ple­tu wy­ma­ga­ne­go z czter­na­stu – na­stęp­nie ze­bra­ny sejm ma przy­jąć i za­ra­ty­fi­ko­wać, gdy so­bie po­stą­pi de­le­ga­cya we­dług aktu pro­jek­tu tego.

Pod­czas czy­ta­nia pro­jek­tu wrza­ło i go­to­wa­ło się u więk­szej czę­ści zgro­ma­dzo­nych tu po­słów, a pan Jó­zef Pu­ław­ski z dru­gi­mi pa­try­ota­mi mie­li nie mało za­cho­du, aby po­wstrzy­mać bra­ci od przed­wcze­sne­go wy­bu­chu a za­mie­sza­nia. Se­kre­tarz le­d­wo co zdo­łał do­koń­czyć czy­ta­nia.

Po skoń­czo­nem od­czy­ta­niu, za­żą­dał za­raz gło­su ten i ów, dy­go­cą­cy z obu­rze­nia na po­dob­ny pro­jekt, lecz pan Pu­ław­ski wstrzy­ma! nie­jed­ne­go daw­szy do po­zna­nia, że pierw­szy ma.głos ks. bi­skup kra­kow­ski Soł­tyk, na któ­re­go oczy wszyst­kiem pa­try­otów są zwró­co­ne, i któ­ry wła­śnie te­raz żąda gło­su.

Ad­he­ren­ci Mo­skwy i Dwo­ru za­czę­li się sprze­ci­wiać i pró­bo­wa­li nie do­pu­ścić Bi­sku­pa do gło­su, gdyż wszyst­kich może ro­zu­amięt­nić i nie do­pro­wa­dzić wła­śnie do spo­koj­ne­go roz­pa­trze­nia spra­wy.

Lecz stro­na pr.eciw­na prze­par­ła, aże­by on mó­wił pierw­szy. Ksią­żę bi­skup Soł­tyk roz­po­czął spo­koj­nym, lecz sta­now­czym gło­sem:

– We­dług re­gu­la­mi­nu, któ­rym to uchwa­lo­no cum con­sen­su na ostat­nim sej­mie, wszel­kie­go ro­dza­ju ro­ga­tio ma na­przód być wy­dru­ko­wa­ne i roz­da­ne wszyst­kim pa­nom se­na­to­rom, ano po­słom sta­nu ry­cer­skie­go, do trzy­dnio­wej re­flek­syę…

Prze­rwał mu czem­prę­dzey ad­he­rent mo­skiew­ski Gu­row­ski za­wo­ław­szy:

– Rzecz­po­spo­li­ta ma pra­wo da­wa­nia ustaw, daw­niej­sze może ci zno­sić, ano na­to­miast sta­wiać nowe.

– Ad or­di­nem! Do po­rząd­ku!… Nie wol­no prze­ry­wać gło­su se­na­to­ro­wi –- za­czę­to z róż­nych stron wo­łać–i za­czę­ła się pod­no­sić już wrza­wa

Lecz pan Pu­ław­ski rzekł gło­śno:

– Każ­da z kon­sty­tu­cy­ej obo­wią­zu­je, do­pó­ki-ci nie zo­sta­nie znie­sio­na. %

I wo­ła­no ze­wsząd: Tak bo… tak… pan Pu­ław­ski ma ra­cyą… Precz z Gu­row­skim!…. Mil­czeć! ksią­żę Bi­skup ma głos. Soł­tyk mó­wił da­lej:

– Wy­po­wie­dziaw­szy, co do re­gu­la­mi­nu trak­to­wa­nia ma­te­ryi, po­wi­nien­bym już da­lej za­cho­wać si­len­tium, lecz ze wzglę­du na za­war­tą w pro­jek­cie sen­ten­tiam, mu­szę oto po­wie­dzieć zgro­ma­dzo­nym sta­nom Najj. Rze­czy­po­spo­li­tej, iż nie mogę-ci zro­zu­mieć, co za zna­cze­nie mo­gły­by mieć ukła­dy z Jmci pa­nem po­słem Najj. Im­pe­ra­to­ro­wej?… Wszak bo my nie je­ste­śmy in bel­lo z ro­syj­ską po­ten­cyą, aże­by mie­li z nimi się ukła­dać. An© chc­ciaj­by się zgro­ma­dzo­ne tu sta­ny zgo­dzi­ły na­wet na ko­mi­syą de­le­go­wa­ną, tu mu­sia­no­by so­bie za­strzedz, aby ta­ko­wa mo­gła je­dy­nie roz­wa­żać, i tyl­ko sfor­mu­ło­wać opi­nio­nvn suam do przy-

Dra­mat bez­pra­wia

13

ję­cia lub od­rzu­ce­nia przez sejm. In­nej mocy ko­mi­sya miec ci mie może.

Gdy to mó­wił Bi­skup kra­kow­ski, wi­dział pra­wie wszę­dzie po­ta­ki­wa­nie sło­wom, ad­he­ren­ci zaś Rep­ni­na i Kró­la byli moc­no za­nie­po­ko­je­ni, lecz mu­sie­li mil­czeć, a ks. Pry­mas sie­dział ze zwró­co­nem ku zie­mi ob­li­czem za­pew­ne prze­my­śli­wa­jąc, jak­by to wy­brnąć z tej mat­ni. Gó­row­ski wte­dy pa­trzał się tyl­ko w Rep­ni­na, chcąc od­gad­nąć przez szkła loży, nito wier­ny pies my­śli swo­je­go pana.

Pu­ław­ski zaś wpa­trzo­ny był w Bi­sku­pa, uwa­ża­jąc, czy wszyst­ko wy­po­wie to, coby on tu po­wie­dział, lecz na­wet woli, że ksią­żę Bi­skup, ma­ją­cy więk­szy wpływ i zna­cze­nie więk­sze spo­łecz­ne od nie­go, sta­ro­sty jeno wa­rec­kie­go.

Ksią­żę Bi­skup mó­wił da­lej o kwe­styi wia­ry i wol­no­ści. Obec­ni sły­sze­li do­brze sło­wa jego na­stę­pu­ją­ce: „Gdy­by wia­rę i wol­ność zda­no na kil­ka, ano kil­ka­na­ście osób, nie mógł­by ci wte­dy głos wol­ny żad­nej przy­nieść obro­ny. Ta­kie spra­wy nie mogą za­le­żeć od wy­bo­ru ko­mi­syi, zło­żo­nej ze szczu­płej licz­by osób”…

Na­stęp­nie do­dał, że pro­jek­to­wi tu prze­czy­ta­ne­mu bę­dzie się opie­rał za­wsze i wszę­dzie, choć­by i z na­ra­że­niem ży­cia.

Na­resz­cie za­koń­czył zwró­ciw­szy się do Kró­la: – Jak go­tów sam dla wia­ry i wol­no­ści krew i ży­cie sa­kry­fi­ko­wać, tak tu w obec zgro­ma­dzo­nych sta­nów zwra­cam się do Najj. Kró­la Jmści, za­kli­na­jąc Jego ma­je­stat uro­czy­stą przed nie­bem i zie­mią przy­się­gą zo­bo­wią­za­ny, aże­by in tali cri­ti­co tem­po­re dla za­chę­ce­nia ca­łe­go na­ro­du dziś oka­zał, że nie tyl­ko w sło­wach, ja­ke­śmy bo nie­daw­no sły­sze­li, ale i czy­nem swo­im oka­że, że jest za­wz­dy pra­wo­wier­nym i oj­cem na­ro­du ano ca­łość wia­ry na­ro­du swe­go nad ko­ro­nę i ży­cie swe prze­no­si.

Wszy­scy mie­li te­raz zwró­co­ne oczy na Kró­la Jmści, któ­ry w tej chwi­li nie pa­trząc na ni­ko­go miał oczy spusz­czo­ne ku zie­mi.

Po mo­wie ks. Soł­ty­ka za­pał wzra­stał u obec­nych i od­wa­ga. Po nim pod­niósł głos het­man po­lny pan Rze­wu­ski. Mó­wił z co­raz więk­szym ogniem w obro­nie wia­ry i wol-mo­ści, na­resz­cie ze­koń­czył:

– Za­kli­nam Wasz­mość pa­nów na cie­nie oj­ców i dzia­dów, któ­rzy fi­dem re­ipu­bli­cae ac li­ber­ta­tem wy­żej ce­ni­li, niż ży­cie, gdy­by oni dziś zo­czy­li ano za­ma­chy na pal­la­dium na­sze, na głos wol­ny uci­ska­ny „per­plu­ralt­tas”, czy­li­by wte­dy po­zna­li dzie­ci swe i wnu­ki?… Bądź­my wszy­scy jed­ne­go za­mia­ru i cum fide ti'. li­ber­ta­te, ano przy kró­lu swo­bod­nie rzą­dzą­cym, znisz­cze­nie na­wet for­tun na­szych, utra­ce­nie of­fi­cio­rum na­szych, wię­zie­nie, ba­ni­cye, wy­la­nie krwi, i na­wet śmierć naj­bo­le­śniej­sza, będą wszyst­kim rze­czy słod­kie, ano przy­jem­ne!*)

Na te sło­wa po­wstał już za­pał nie­sły­cha­ny, wszyst­ko pra­wie było za mów­ca­mi wo­ła­jąc wiel­ki­mi gło­sy: „Zgo­da! Zgo­da! Ma Wia­rę i Wol­ność!”

Gdy się te­raz do­ma­ga­ło co­raz wię­cej gło­sów, a Król po-: – iął, że się dziś umy­sły co­raz bar­dziej za­pa­la­ją i nic nie przej­dzie po my­śli na­ra­dy jego z Rep­ni­nem, nie wi­dział nic lep­sze­go, jak dla nie­co przy­dłuż­sze­go już trwa­nia pierw­sze­go po­sie­dze­nia, za­mknąć je czem­prę­dzej.

Pierw­sze po­sie­dze­nie za­nie­po­ko­iło Am­ba­sa­do­ra im­pe­ra­to­ro­wej; był on zły i rzu­cał się to na Kró­la Jmści, na Ra­dzi­wił­ła, to na ks. Pry­ma­sa. Po­do­skie­go na­zy­wał nie­wdzięcz­nym i za­gro­ził mu, że jak go wy­niósł, tak i po­tra­fi znisz­czyć. Po­niń­skie­go zwał po pro­stu pod­łym tyl­ko wo­rem i utra­cy­uszem gro­sza Im­pe­ra­to­ro­wej, Gu­row­skie­rau na­resz­cie przy­obie­cał za jego zręcz­ność dzi­siej­szą na­wet baty i basz­nie mo­skiew­ską.

Pan Sta­ro­sta wa­rec­ki zaś był za­do­wo­lo­ny z za­cho­wa­nia się pa­nów brai: ks. Bi­sku­pa kra­kow­skie­go i pana Het­ma­na wszę­dzie przyj­mo­wa­no z za­pa­łem.

Ża­ło­wa­no tyl­ko, że jesz­cze­Ada­ma Kra­siń­skie­go nie było; lecz sły­szauo, że ks Bi­skup ka­mie­niec­ki je­dzie… że jest już po­dob­noś na­wet nie­da­le­ko… wi­dzie­li go bo­wiem nie­któ­rzy przed trze­ma dnia­mi o mil tyl­ko kil­ka­na­ście od War­sza­wy. Przy­bę­dzie tak­że… ait dla­cze­go nie spie­szy się i tak po­wo­li je­dzie?… Przy­bę­dzie! I bę­dzie to nowy fi­lar.dla obroń­ców Wia­ry i Wol­no­ści…

Par­tya dwor­ska z Kró­lem była rów­nież za­nie­po­ko­jo­na, gdyż Am­ba­sa­dor się gnie­wa gro­żąc nie­ła­ską Im­pe­ra­to­ro­wej. W ta­kich oko­licz­no­ściach ko­niecz­nie na­le­ża­ło­by ze­brać

") Całe to pierw­sae po­iit­da­enie wraa i pi­Miu­ovfie­nii­nii od­da­ne jest co do sło­wo­ie we­dług hi­sto­ryi.

wszyst­kich prze­ciw­ni­ków opo­nen­tów dzi­siej­szych i po­ka­zać więk­szą silę. Na­le­ża­ło­by ko­niecz­nie do­pro­wa­dzić do zgo­dy Ra­dzi­wił­ła z Car­to*yski­mi, a przy­najm­niej z ks. Kanc­le­rzem li­tew­skim, aże­by rów­nież i nimi wzmoc­nić par­cyę dwor­ską.

Na­le­ga­no na Ra­dzi­wił­ła, aże­by jako mar­sza­łek kon­fe­de­ra­cyi przez swą spra­wę se­kwe­stra­cyj­ną, nie wy­klu­czał ich z rady. Ra­dzi­wiłł, któ­ry czu­jąc cię­żar swe­go urzę­du sta­wał się co­raz wię­cej ła­god­niej­szym i bar­dziej po­jed­naw­czym, po­szedł chęt­nie sam do ks Kanc­le­rza li­tew­skie­go ode­zwaw­szy się do nie­go:

– Sko­ro ci wszyst­ko w brat­niej dzi­sia kon­kor­dyi w na­szej Rze­czy­po­spo­li­tej, ano ra­dzi nad jej na­pra­wą, toci nie gnie­waj­my się, Mo­ści ksią­żę. Co było, sta­ło się.. Oc, ta­kie bo już było prze­zna­cze­nie, pa­nie ko­chan­ku, ano v lun­tis Dti. Dla do­bra oj­czy­zny pierw­szy, choć cięż­ko skrzyw­dzo­ny, pro­po­nu­ję zgo­dę ks. Kanc­le­rzo­wi Jmści.

Ks Kanc­lerz poj­rzał na nie­go spo­koj­nie i od­rzekł:

– Z ca­łem ano ser­cem przyj­mu­ję j oda­ną rękę Wa­szej ks. Mo­ści. Pry­wa­ta musi zejść na bok, kie­dy Rzecz­po­spo­li­ta jest in cri­ti­co sta­tu Choć in­ny­mi dro­ga­mi, aleć za­wz­dy szli my do jed­ne­go celu, któ­rym była for­tun­ność na­szej Rze­czy­po­spo­li­tej.

Sko­ro już na bok zo­sta­wio­no prze­szko­dę oAą z pro­ce­su, za­pro­sił Ra­dzi­wiłł ks. Kanc­le­rza na po­sie­dze­nie sej­mu Kanc­lerz bez­zwłocz­nie pro­sił i o wzglę­dy dla Pod­kanc­le­rze­go li­tew­skie­go, co Ra­dzi­wiłł bez wa­ha­nia się przy­jął.

Rep­nin zaś po­sta­no­wił te­raz iść groź­bą nie drżąc przed żad­nym środ­kiem wio­dą­cym do celu.

Swo­im pod­ko­mend­ny rn wy­dał jak naj­ostrzej­sze po­le­ce­nie, aby po­więk­szo­no od­dzia­ły, pusz­czo­ne na źer do dóbr bi­skup­stwa kra­kow­skie­go i na for­tu­ny in­nych jego prze­ciw­ni­ków. Nie po­trze­ba było wię­cej, aby pod­nieść chęć ra­bun­ku u żoł­dac­twa za­przy­jaź­nio­nej Aiiant­ki. W sto­li­cy po­więk­szo­no ilość woj­ska Ad­he­ren­tem su­oim na­ka­zał wię­cej gor­li­wo­ści pod utra­tą ła­ski swo­jej. Kró­lo­wi Jmści po­gro­ził, że je­śli po­zwo­li na po­dob­ne ob­ra­dy w sej­mie, wów­czas stra­ci przy­jaźń Im­pe­ra­to­ro­wej i zo­sta­wią go jego wła­sne­mu lo­so­wi

Ruch był i róż­ne zma­wia­nia się mię­dzy fak­cy­ami.

Gdy się te­raz ze­bra­ło dru­gie po­sie­dze­nie, na któ­rem mia­ły ie od­być wła­śnie szcze­gó­ło­we de­lat.y i mia­no dojść do kon­klu­zyi, pręd­kiej, bez­zwłocz­nej, po my­śli Rep­ni­na, przed­sta­wił za­raz Mar­sza­iek kon­fe­de­ra­cyi na sa­mym po­cząt­ku akt peł­no­moc­nic­twa po my­śli Rep­ni­no­wej dla ma­ją­cej się wy­brać dele-ga­cyi a sejm za­raz za­li­mi­to­wać.

Na to po­wstał ruch iir.ądzy po­sła­mi… ten i ów do­ma­gał się gło­su.

Otrzy­mał go naj­pierw bi­skup ki­jow­ski Za­łu­ski. Bi­skup za­żą­dał, aby na­sam­przód od­czy­ta­no bul­le Ojca św. Temu sprze­ci­wi­li się ad­he­ren­ci Mo­skwy. Ks. Pry­mas mil­czał. Ru­szy­ła się wnet nie­ma­ła wrza­wa, gdyż więk­sza część po­słów była za od­czy­ta­niem.

Mar­sza­łek mu­siał po­dać se­kre­ta­rzo­wi do od­czy­ta­nia obie bul­le, do se­na­tu i do sta­nu ry­cer­skie­go.

Po od­czy­ta­niu pod­niół się ks. ar­cy­bi­skup lwow­ski Sie­ra­kow­ski, mó­wiąc, jak wiel­ce za­nie­po­ko­iły uni­wer­sa­ły kró­lew­skie ser­ca wier­nych, gdy tam wspo­mnia­no tyl­ko spra­wę in­no­wier­ców, ma­ją­cą być na sej­mie trak­to­wa­ną. Po­wo­ły­wał się w swej mo­wie na kon­sty­tu­cyę z r. 1717, 1733 i 1736, do­da­jąc, ze je­śli dy­sy­den­ci na­rze­ka­ją na ja­kie krzyw­dy, win­ni wnieść za­ża­le­nia we wła­ści­wej dro­dze, ale nie za­nie­po­ko­ić tem całą R ze­czpo­spo­li­tę na­ra­ziw­szy ją na nie­bez­pie­czeń­stwa. Oświad­czył na­resz­cie, że zga­dza się zu­peł­nie we wszyst­kiem z księ­ciem Bi­sku­pem kra­kow­skim Oprócz tego żą­dał, aby dla waż­no­ści spra­wy, jak i dla bez­pie­czeń­stwa, upro­sić dwo­ry ka­to­lic­kie e po­śred­nic­two i gwa­ran­cyę.

Na to po­wsta­ły gło­sy prze­czą­ce ad­he­ren­tów Mo­skwy. Oglą­da­no się te­raz na Pry­ma­sa, lecz ten mil­czał upo­rczy­wie.

Wiel­ka część po­słów za­czę­ła wo­łać: Zgo­da! Zga­dza­my się!… Ksiądz Ar­cy­bi­skup ma ra­cyą… Tak!… Dwo­ry ka­to­lic­kie… Tu bo… o wia­rę… o wol­ność!;.. Inni zaś się sprze­ci­wia­li.

Po­nie­waż wie­lu po­słów na­raz o głos wo­ła­ło, ru­sza­ła się znów co­raz więk­sza wrza­wa.

Ze­wsząd wo­ła­no: – Wia­ra na­sza… wol­ność… za­gro­żo­na! Eg­ze­ku­cye woj­sko­we… precz z nie­mi!… Bez­pra­wia… Czac­ki blę­żo­ny, ja­ko­by w twier­dzy! Ko­żu­chow­ski gdzieś ci po­rwa­ny!

Mar­sza­łek ze swo­imi sta­ra­li się uśmie­rzyć, lecz trud­no to

Dra­mat bez­pra­wia.

17

przy­cho­dzi­ło. Na­resz­cie wpły­nął na swo­ich pan Sta­ro­sta wa­rec­ki, że się uci­szy­li, gdy on otrzy­mał głos. Wrza­wa usta­ła. Sta­ro­sta wa­rec­ki za­czął mó­wić.

– Je­śli bo mamy wol­no ob­ra­do­wać, na­le­ży od­da­lić mi­li­cye, któ­re-ci gro­żą, iż nie będą tu­taj ob­ra­dy wol­ne…

– Ano tak… Od­da­lić!… To sejm, nie po­trze­ba wo­jen­na – od­zy­wa­ły się ze­wsząd gło­sy.

Pu­ław­ski zaś zwró­co­ny do swo­ich ode­zwał się gło­śniej:

– Pa­no­wie bra­cia! Ano po­zwól­cie! spo­koj­nie!… Nie­chaj bo przyj­dę ad rem…

A gdy się uci­szy­ło, mó­wił da­lej:

– Owo sej­mi­ki po­sel­skie, z któ­rych wy­szli bo re­pre­zen­tan­ci pa­triae no­strae, wy­mu­sza­no woj­skiem… wol­ne­mu oby­wa­te­lo­wi ta­mo­wa­no głos.

– Nie­praw­da, nie­praw­da! – krzy­cza­ły du­chy mo­skiew­skie.

– Do po­rząd­ku! do po­rząd­ku!–wo­ła­li pa­try­oci. – Pan Sta­ro­sta wa­rec­ki ma głos. Kto tu się prze­ry­wać ośmie­la?….

Gdy się zno­wu uci­szy­ło, mó­wił da­lej Pu­ław­ski.

– Na­le­ży ob­my­śleć, by Rzecz­po­spo­li­tą ochro­nić od nad­użyć, ano na­pa­ści i gwał­tów sui ge­ne­ris. Im­ci­pa­na Czac­kie­go oto­czo­no we wła­snym bo domu i nie do­pusz­czo­no na sej­mik po­sel­ski. Wy­bór taki il­le­ga­lis. Im­ci­pa­na Ko­żu­chow­skie­go po­rwa­no wśród War­sza­wy, ano gdzieś bo wy­wie­zio­no. A gdzie tu kon­sty­tu­cya „Ne­mi­nem cap­ti­va­bi­mus­fu Żą­da­my prze­pro­wa­dze­nia tego cri­men, bo in­a­czej wszy­scy tu bę­dzie­my na­ra­że­ni, że nas obca prze­moc krzyw­dzić bę­dzie; ano my ze­bra­ni tu, aby ob­ra­do­wać nad do­brem oj­czy­zny, a nie być na­ra­że­ni na szy­ka­ny i utra­tę wol­ne­go gło­su. Eg­ze­ku­cyi woj­sko­we nisz­czą for­tu­ny tym, co nie idą za spra­wą nie­wo­li. Do tego żą­dam przy­wró­ce­nia wszyst­kich kon­sty­tu­cyj, któ­re mamy od oj­ców i dzia­dów na­szych, a któ­re to po­szczer­bio­no na ostat­nich sej­mach tlle­ga­li­ter. Żą­dam więc znie­sie­nia nad­użyć, od ko­go­kol­wiek one po­cho­dzą, a któ­re się te­raz tak za­gnieź­dzi­ły. Wia­ra na­sza świę­ta musi być za­cho­wa­na w ca­łej mocy swej i swo­ich pra­wach. Za Wia­rę, za Wol­ność, od­da­my ży­cie na­sze!

Na sło­wa te ze wszech stron wo­ła­no: – Zgo­da! Zgo­da I Na to wszy­scy się zga­dza­my. Sta­ro­sta do­koń­czył:

– Owo co do de­le­ga­eyi mia­sto ca­łe­go sej­mu, je­stem con­tra one­go li­mi­te. My tu ze­bra­ni, aże­by-ci wszy­scy ra­dzi­li nad do­brem Oj­czy­zny, nie mo­że­my tego ho­die skła­dać na osób kil­ka­na­ście.

– Zgo­da! Zgo­da!… Nie ma li­mi­ty – wo­ła­li jed­ni, dru­dzy zaś: –Nie­ma zgo­dy I Nie­ma!

– Po­wsta­ły ha­ła­sy i od­gra­ża­nia się, i ru­szy­ła się na nowo bu­rza.

Chcia­no mimo to za­raz przed­ło­żyć pro­jekt li­mi­ty do przy­ję­cia, lecz roz­na­mięt­nie­nie było tak wiel­kie, że cały pro­jekt mogł zo­stać te­raz od­rzu­co­ny.

Aby temu prze­szko­dzić i uśmie­rzyć roz­ognio­ne umy­sły, pod­niósł się sam Król.

– Pa­no­wie! spo­kój! spo­kój!… Jego król. Mość mówi – ze­wsząd wo­ła­no.

Po­wo­li się uci­szy­ło – a Sta­ni­sław Au­gust roz­po­czął w te sło­wa:

– Obo­wią­zek swój wte­dy od­by­wać, gdy po­myśl­ny obie­cu­je sku­tek – jest to po­spo­li­tą i ła­twą czyn­no­ścią! Ale wów­czas ra­dzić, kie­dy z każ­dej stro­ny trud­ność i nie­bez­pie­czeń­stwo pra­wie rów­ne, ten chy­ba ze­chce, kto nie chlu­by szu­ka, lecz kraj chce ra­to­wać.*)

– Tak jest! tak! mru­cza­ły gło­sy ad­he­ren­tów dwor­skich, lecz kil­ku ode­zwa­ło się: –Ci­szej! Król Jmść mówi…

– „Śmia­ło po­wiem bo praw­dęu – cią­gnął Król da­lej – „iż od „ob­ję­cia rzą­dów in­ne­go nie mia­łem celu, jako uczy­nić ten na­ród „rząd­nym, szczę­śli­wym i po­wa­ża­nym.”

Na twa­rzach obec­nych tu­taj wi­docz­nem było u jed­nych zdzi­wie­nie na te sło­wa Kró­la Jmści, u in­nych wprost na­wet za­prze­cze­nie.

Mimo to Król Jmść da­lej cią­gnął:

– „Co i jak czy­ni­łem, dość jaw­ne po­zo­sta­ną do­wo­dy, z któ­rych zwy­czaj­nie od współ­ży­ją­cych spra­wie­dliw­sza po­tom­ność „są­dzić mnie bę­dzie. Są tu w tej izbie, któ­rzy wów­czas wi­dzie­li „na oczy, ja­kie czy­ni­łem za­bie­gi dla uchy­le­nia naj­przy­krzej­szych „w dys­sy­denc­kich ma­te­ry­ach e£ in sta­ti­sti­cis oko­licz­no­ści. Wię­cej

) Całe to prze­mó­wie­nie Kró­la do­tąd i da­lej eo do sło­wa jest au­ten­tycz­ne.

„ja azar­do­wał za te naj­droż­sze za­szczy­ty, śmia­ło to mó­wie, od „wszyst­kich tu przy­to­mych, są tego au­ten­tycz­ne do­wo­dy. Przy­je­dzie, przyj­dzie ten czas, gdzie po­zo­sta­ły ze mnie już tyl­ko „mar­twy proch znaj­dzie obroń­ców, któ­rzy się swych oj­ców wy-Py­ty­wac będą, co ten Król zro­bił, któ­re­go za­ża­lo­ne ser­ce po „ryw­czość na­ro­du i na so­bie do­znać mu­sia­ła.”

Na te sło­wa cał­kiem się uci­szy­ło w izbie, i wro­dzo­na wraż­li­wość ła­twe­go co do prze­ję­cia się uczu­ciem na­ro­du wzię­ła te­raz górę nad nie­chę­cią ku Sta­ni­sła­wo­wi Au­gu­sto­wi.

On zaś da­lej mó­wuł, co chciał wła­ści­wie wy­po­wiedz ec:

– „Wol­ny na­ród, co chciał, to uczy­nił. Wszyst­kie wo­je­wódz­twa, zie­mie i po­wia­ty spo­iły się wę­złem no­wej kon­fe­de „ra­cyi. Ta kon­fe­de­ra­cya wy­sła­ła po­słów do Najj. Im­pe­ra­to­ro-„wej ro­syj­skiej, do­pra­sza­jąc się u niej po­sił­ków i gwa­ran­cyi, „tak co do ma­te­ryi dy­sy­den­tów, jako i for­my rzą­dów”.

– Uwa­żaj­cie! Uwa­żaj­cie! sły­chać było gło­sy po­je­dyn­cze. I co­raz więk­sze było ocze­ki­wa­nie. Nie chcia­no utra­cić żad­ne­go te­raz ze słów Kró­la.

– „Mam też ni­nie za rzecz ko­niecz­nie po­trzeb­ną, aby tu „ra­dzie sej­mu­ją­cych były czy­ta­ne cre­den­tialcs, któ­re po­sło­wie „kon­fe­de­ra­cyi, w Mo­skwie ak­tu­al­nie bę­dą­cy, od­da­li. Stąd do-„pie­ro Wać­pa­no­wie po­wziąć mo­że­cie do­sko­na­le, jak da­lej wam „po­stę­po­wać bę­dzie na­le­ża­ło. Za­czem zda­je mi się, aby te­raz „cre­den­tia­les sta­nom od la­ski były prze­czy­ta­ne.”

Mowa kró­la Jmści po­ka­za­ła, że Sta­ni­sław Au­gust przy ca­łem swem roz­czu­le­niu, wspo­mi­na­jąc na pro­chy po śmier­ci swej, nie opu­ścił na koń­cu słów, któ­re­by jaw­no wska­zy­wa­ły, że to nie on, ani na­wet Im­pe­ra­to­ro­wa, ani jej Am­ba­sa­dor, żą­da­li po­sił­ków i gwa­ran­cyi ob­ce­go mo­car­stwa, lecz wła­ści­wie sama kon­fe­de­ra­cya wol­ne­go na­ro­du

Se­kre­tarz kon­fe­de­ra­cyi za­czął też czy­tać te­raz akt ten, któ­ry mie­li wy­da­ny jako in­struk­cye de­le­ga­ci do Im­pe­ra­to­ro­wej.

Za­czął za­tem od słów:

– „Pierw­szy krok złą­czo­nej ca­łej skon­fe­de­ro­wa­nej Rze­czy­po­spo­li­tej jest od wy­zna­nia naj­niż­sze­go Jej Ira­pe­ra­tor­skiej Mo­ści „po­dzię­ko­wa­nia za wiel­ko­dusz­ne jej in­te­re­so­wa­nie się do oca­lę-„nia daw­nych praw, wol­no­ści, pre­ro­ga­tyw i rzą­dów Rze­czy­po­spo­li­tej na­szej. Ich­Mość pa­no­wie po­sło­wie mają zle­ce­nie upe-

3*

„wnić ją o jak naj­żyw­szej na­szej wdzięcz­no­ści, a su­pli­ko wać „w imie­niu Rze­czy­po­spo­li­tej o kon­ty­nu­acyą po­mo­cy i po­sił­ków „ła­ska­wych, pod cie­niem któ­rych ocze­ki­wa­my skut­ków naj­lep­szych dla swo­bód i uszczę­śli­wie­nia na­sze­go*.

Na sło­wa te na­sta­ło ogól­ne zdzi­wie­nie. Po­sło­wie po­zie­ra­li je­den na dru­gie­go zdu­mie­ni, czy też na­praw­dę sły­szą coś po­dob­ne­go. Nie­któ­rzy mie­li ocho­tę wy­buch­nąć, i drza­ła im ręka, aże­by chwy­cić za sza­blę i bro­nić się przed­tem wdzier­stwem, lecz ich są­sie­dzi wstrzy­ma­li, aby do­sły­szeć resz­ty tego aktu.

Czy­ta­jąc akt cy­to­wał se­kre­tarz dal­sze tam przy­cho­dzą­ce sło­wa, jak, o „nie­śmier­tel­nej sła­wie wiel­ko­dusz­nej Im­pe­ra­to­ro­wej”, o „wdzięcz­no­ści wiecz­nej na­ro­du”, o tem, że „Jej gwa-ran­cya je­dy­nie może ubez­pie­czyć sta­łość praw Rze­czy­po­spo­li­tej”… Sta­ło tam na­wet, że „ory­gi­nał tego in­stru­men­tu zło­żo­ny „bę­dzie w ar­chi­wach Rze­czy­po­spo­li­tej jako świę­ty i dro­gi de-„po­zyt, dla oświad­cze­nia wie­kom o ła­sce i sła­wie Imci Im­pe­ra­to­ro­wej.”

Na to nie mo­gli już nie­któ­rzy wy­trzy­mać, wy­da­jąc po­je­dyn­cze sło­wa po­gar­dy dla twór­ców ta­kie­go aktu, in­nym drża­ła ręka, lecz zdo­ła­no ich po­wstrzy­mać, póki se­kre­tarz nie skoń­czy czy­ta­nia. Pu­ław­ski ze swo­imi był czyn­ny, aże­by te­raz nie przy­szło do ja­kie­go przed­wcze­sne­go wy­bu­chu.

Na­resz­cie za­koń­czył se­kre­tarz czy­ta­nie aktu sło­wa­mi, że „sejm ma stwier­dzić żą­da­nia te na­ro­du i w po­ro­zu­mie­niu z jej „peł­no­moc­nym po­słem przez ne­go­cy­acyę, aże­by to, co się na „sej­mie uło­ży, zo­sta­ło sta­łem i nie­wzru­szo­nem pod gwa­ran­cyą „JejM­ści Im­pe­ra­to­ro­wej”.

Po skoń­czo­nem czy­ta­niu, kie­dy wy­szli po­sło­wie z pierw­sze­go prze­ra­że­nia, sły­chać było ze­wsząd gło­sy:

– Wy­mie­nić! Wy­mie­nić tych, któ­rzy to pod­pi­sa­li!… Było ogól­ne drże­nie przy ocze­ki­wa­niu po­łą­czo­ne z obu­rze­niem wszyst­kich. Ad­he­ren­ci Mo­skwy sta­li bla­dzi.

Lecz nikt się do tego aktu przy­znać nie chciał. Wte­dy wo­ła­no:

– Zdra­da! Akt to pod­ro­bio­ny!… Kto go pod­ro­bił?… Na sza­ble zdraj­cę! Roz­sie­kać! Roz­sie­kać!

I była chwi­la, w któ­rej wszyst­ko cze­ka­ło go­to­we, by chwy­cić za sza­blę Obec­nym gro­zi­ło wiel­kie nie­bez­pie­czeń­stwo.

Wszy­scy po­tra­ci­li gło­wy, Król z do­stoj­ni­ka­mi chciał scho­dzić z sie­dze­nia. Po­wstrzy­mał w tej chwi­li wszyst­kich pan. Sta­ro­sta wa­rec­ki.

– „Pa­no­wie!… Spo­koj­nie! Nie za­po­mi­naj­my”… „To sejm… rada wiel­ka! Precz z gwał­ta­mi! Na­ra­zi­cie sie­bie i Rzecz­po­spo­li­tą na wszel­kie nie­bez­pie­czeń­stwa!u

Pu­ław­ski spo­strzegł bo­wiem, iż nie­któ­rzy wy­szli byli po ci­chu, by przy­wo­łać po­moc mo­skiew­ską, a wte­dy krew tyl­ko­by się po­la­ła.

Chwi­lę się wstrzy­ma­li – po­tem na­sta­ła ogrom­na wrza­wa i zmie­sza­ły się wszyst­kie gło­sy.

Nie tyl­ko Pu­ław­ski, lecz i inni życz­li­wi na­ro­do­wi byli bez prze­stan­ku czyn­ni, aby wrza­wę opa­no­wać.

W prze­stan­kach tej wrza­wy sły­szeć się te­raz da­wa­ły gło­sy: – „To zdra­da! To ro­bo­ta Kró­la i jego dwo­rzan*… „On nas oszu­ku­je w zmo­wie z Am­ba­sa­do­remtt. „Kto wy­sy­łał i kogo!”… „Wy­szu­kać zdraj­ców!”

Kró­lo­wi ro­bi­ło się sła­bo… Wsta­wał i usi­ło­wał se­syę za­mknąć. Ob­stą­pi­li go przy­ja­cie­le, a Mar­sza­łek kon­fe­de­ra­cyi za­wo­łał:

– W imię Jego Król Mo­ści i ge­ne­ral­nej kon­fe­de­ra­cyi sol-wu­je­my se­syą…

– „Nie­ma zgo­dy!” – wo­ła­no – „Trwa da­lej! nie­ma zgo­dy!* „Są­dzić!”… „Są­dzić zdraj­ców!”… Roz­sie­kać!"…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: