Drapieżnik. Prawdziwa historia najbardziej nieuchwytnego mordercy XXI wieku - ebook
Drapieżnik. Prawdziwa historia najbardziej nieuchwytnego mordercy XXI wieku - ebook
Był zagadką dla profilerów. Przez ponad dziesięć lat przemierzał Stany w poszukiwaniu swoich ofiar. Polował na kobiety i mężczyzn, młodych i starych, w dzień i w nocy. Oszczędzał tylko dzieci.
Od zawsze czuł, że żyją w nim dwie osoby. Oddany ojciec, wychowujący córkę, i wzorowy pracownik zamieniał się w seryjnego mordercę i gwałciciela.
Doskonale przygotowany do każdej zbrodni. Zabijał według dokładnie ustalonego planu, szybko i sprawnie. Usuwał włosy na całym ciele i blokował gruczoły potowe. FBI na próżno szukałoby śladów DNA.
Jak to się stało, że Israel Keyes w końcu wpadł? Gdzie popełnił błąd? Ilu ludzi tak naprawdę zabił?
Maureen Callahan, dziennikarka zaintrygowana historią mordercy, który przez ponad dekadę nie istniał dla wymiaru sprawiedliwości, spędziła wiele lat, badając jego motywy. Przeprowadziła setki rozmów z kluczowymi przedstawicielami organów ścigania, przewertowała stosy dokumentów ze śledztwa, dotarła do tajnych akt FBI. Wszystko po to, żeby przedrzeć się do umysłu mordercy.
Drapieżnik to mrożąca krew w żyłach prawdziwa historia człowieka uzależnionego od mordowania. Zabójcy, wobec którego FBI było bezradne, psychopaty i manipulanta, który do samego końca kontrolował sytuację i zadbał o to, aby ostatnie zdanie należało właśnie do niego.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-6114-3 |
Rozmiar pliku: | 864 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Bez względu na to, co oglądamy w serialach takich jak _CSI_ czy _Mindhunter_ albo w innych produkcjach popkultury, ludzie, którzy zabijają w sposób losowy i pozbawiony motywu, pojawiają się niezmiernie rzadko. Dlatego właśnie tkwią potem w zbiorowej świadomości tak długo.
Z tego samego powodu wielu z nas sądzi, że każdy seryjny morderca jest znany ogółowi społeczeństwa. Morderstwo seryjne jest najrzadszą formą zbrodni.
Antybohater tej książki nie przypomina żadnego przestępcy, z jakim FBI miało wcześniej do czynienia. Okazał się nowego rodzaju potworem, odpowiedzialnym za prawdopodobnie najdłuższą serię niewyjaśnionych zaginięć i morderstw w historii współczesnych Stanów Zjednoczonych.
I pewnie nigdy o nim nie słyszeliście.1
Na poboczu czteropasmowej drogi, skryty za niemal półtorametrową warstwą śniegu, stał niewielki kiosk z kawą, którego fasada o morskiej barwie kontrastowała żywo z szarością asfaltu i sieciowych dyskontów. Przejeżdżający obok kierowcy widzieli tylko wyzierający spoza zasp czubek położonego na odludziu budyneczku.
Tamtej nocy w kiosku pracowała osiemnastoletnia Samantha Koenig, zatrudniona od niecałego miesiąca. Nie został po niej ślad.
Zaginięcie Samanthy zostało zgłoszone z samego rana w czwartek drugiego lutego 2012 roku przez baristkę, która przyszła ją zastąpić. Zmienniczka wyczuła, że coś jest nie tak – jej koleżanka zawsze zostawiała porządek w kiosku, lecz tamtego ranka wewnątrz panował bałagan, a do tego zniknął utarg z poprzedniego dnia.
Strzępki informacji, które policji w Anchorage udało się od razu zebrać, nie naprowadzały na żaden trop. Zaginiona była lubianą przez rówieśników uczennicą ostatniej klasy liceum – czasem zdarzało się jej urwać z lekcji i niewykluczone, że miała pewne doświadczenia z narkotykami. Potrafiła się dogadać z każdym, nie tylko ze szkolnymi gwiazdami. W życiu najważniejsze były dla niej dwie osoby: jej chłopak Duane, z którym chodziła od niemal roku, oraz wychowujący ją samotnie ojciec, James.
Jak zatem należało interpretować jej zniknięcie? Owszem, Samantha mogła zostać uprowadzona, jednak śledczym bardziej prawdopodobne wydawało się, że po prostu uciekła. Policjanci nie znaleźli żadnych śladów walki. W kiosku zainstalowany był alarm, ale Samantha go nie uruchomiła. Do tego dziewczyna korzystała ze swojej komórki przed zniknięciem i już po nim – za pośrednictwem SMS-ów kłóciła się z Duane’em, oskarżając go o zdradę.
Jednocześnie dzwoniła wcześniej do taty z prośbą, by przywiózł jej do kiosku kolację.
Po co miałaby to robić, gdyby planowała ucieczkę?
Sierżant w komendzie policji w Anchorage uznał to śledztwo za dobrą okazję do przeszkolenia kogoś z nowicjuszy. Postanowił powierzyć sprawę detektyw Monique Doll, trzydziestopięciolatce z trzeciego już w jej rodzinie pokolenia gliniarzy. Tego dnia po raz pierwszy dziewczyna przyszła do pracy w wydziale zabójstw. Poprzednich dziesięć lat spędziła w wydziale antynarkotykowym, z czego cztery lata jako tajna agentka DEA*. Jej kwalifikacje nie budziły więc wątpliwości.
Detektyw Doll wyróżniała się również jako najbardziej czarująca policjantka w Anchorage. Odpowiednio do nazwiska** była atrakcyjną blondynką, choć posługiwała się uniseksową ksywką Miki. Jej mężem był prawdziwy as na posterunku w Anchorage, przystojniak Justin Doll. Monique z Justinem cieszyli się poważaniem wśród lokalnej społeczności.
– Zajmiesz się tym, okoliczności są podejrzane – usłyszała detektyw Doll od sierżanta.
Po drugiej stronie miasta agent specjalny FBI Steve Payne finalizował sprawę związaną z narkotykami, gdy zadzwonił do niego kolega z policji. W Anchorage to powszechna praktyka, bo choć miasto jest duże, funkcjonuje jak mała mieścina. Gliniarze, agenci FBI, oskarżyciele, obrońcy – wszyscy się tutaj znają. Na tym właśnie polega paradoks życia na Alasce: mieszka tu wielu zatwardziałych indywidualistów, ale każdy z nich dobrze wie, że pewnego dnia ostrej zimy może się zdarzyć, że pomoc innych ludzi okaże się niezbędna.
Payne dowiedział się, że zeszłej nocy zaginęła osiemnastolatka, która wcześniej wysłała swojemu chłopakowi kilka wściekłych wiadomości. Według jednej z teorii Samantha ukradła dzienny utarg, by zafundować sobie dzień lub dwa wolnego. W Anchorage takie rzeczy zdarzały się dość często.
A jednak Payne nie dał się zwieść. Planowanie własnego zniknięcia wymaga długofalowej strategii oraz dość skomplikowanego działania. Samantha była młoda i brakowało jej pieniędzy. Payne regularnie zaglądał do przydrożnych kiosków z kawą i wiedział, że baristki zarabiają grosze. Do tego pracującym w pojedynkę dziewczynom latem kazano nosić bikini. Nie miały lekko.
Dokąd miałaby się udać nastolatka sama w ciemną zimową noc w środku tygodnia? Ziemię pokrywał zmarznięty śnieg, a pick-upa wziął tym razem Duane. Anchorage to nie miejsce na spacery. Wizja Samanthy oddalającej się gdzieś samotnie na piechotę nie miała żadnego sensu. Gdyby poszła do domu przyjaciółki, jak sugerowała w SMS-ach do Duane’a, policja już by ją pewnie znalazła.
Payne zaoferował swą pomoc.
– Mamy wystarczająco dużo ludzi – usłyszał na to od kolegi. – Myślę, że sami to rozgryziemy.
Payne się rozłączył, ale wciąż czuł, że coś nie gra. Dobrze wiedział, że pierwsza zasada każdego śledztwa brzmi: zachować otwarty umysł. Nie wolno na siłę budować własnej teorii o domniemanej zbrodni.
Doszły go słuchy, że po zaginięciu Samanthy policjanci nawet nie odgrodzili kiosku taśmą i druga baristka przez cały ranek obsługiwała tam klientów. Jeśli kiosk faktycznie stanowił miejsce zbrodni, to zostało ono naruszone.
Aż trudno uwierzyć, pomyślał Payne. To przecież były elementarne kwestie: pierwsze godziny śledztwa są bezcenne, bo dowody są jeszcze świeże, a do tego można przeprowadzić najbardziej wartościowe przesłuchania świadków. Co równie ważne, prowadzący śledztwo są wówczas najbardziej zaangażowani i dociekliwi, gdyż stają twarzą w twarz z nową zagadką i nowymi przeciwnikami. Te chwile decydują o wszystkim, co się potem wydarzy. W przypadku zaginięcia – zwłaszcza dziecka, a Payne uważał Samanthę za dziecko – odpowiednie działanie w tych pierwszych momentach dawało śledczym największą szansę na odnalezienie ofiary żywej.
Nie chciał wsadzać nosa w nie swoje sprawy, ale nie mógł się powstrzymać. Zadzwonił na policję, zostawił wiadomość i przez resztę popołudnia czekał na odpowiedź.
W końcu, o ósmej wieczorem, zabrzęczała komórka Payne’a. Dzwoniła detektyw Doll.
– Okoliczności się zmieniły – zakomunikowała.
Payne w ciągu dwunastu minut dojechał z biura terenowego FBI na komendę policji w Anchorage. Był o sześć lat starszy od Doll, a w Federalnym Biurze Śledczym pracował już od szesnastu lat. Urodził się i wychował w Anchorage, co było rzadkością. Większość mieszkających tam osób stanowili bowiem przybysze z innych stanów. Payne dobrze znał ich mentalność. Dostrzegał uprzedzenia policji, gdy sprawy dotyczyły najbiedniejszych, najbardziej kłopotliwych mieszkańców – tak zwanych beznadziejnych przypadków. Nie chciał, żeby zaginięcie Samanthy zamieciono pod dywan.
Wygląd Payne’a nie zdradzał jego umiejętności. Na pierwszy rzut oka nikt by się nie domyślił, że był agentem specjalnym, który od początku kariery zajmował się narkotykami i brutalnymi zbrodniami. Miał delikatne rysy, drobną budowę – przypominał raczej księgowego. A jednak Payne był urodzonym śledczym, obsesyjno-kompulsywne oddanie pracy detektywa zniszczyło jego pierwsze małżeństwo. Był również perfekcjonistą, niezmiennie kierującym się _credo_ wydziału zabójstw: „Postaraj się za pierwszym razem, drugiej szansy nie będzie”.
W FBI drwili z jego ulubionych powiedzonek, takich jak „pora podumać”, gdy właśnie odkrył nowy trop czy przydatną informację, lub „prawo Murphy’ego”, gdy niemal rozwiązana sprawa nagle zaczynała się sypać. Payne uważał Murphy’ego za swojego osobistego upiora.
Detektyw Doll opisała Payne’owi pokrótce, czego się do tej pory dowiedziała. Obejrzeli nagranie z kamery zainstalowanej w kiosku, które jego właściciel mieszkający ponad cztery tysiące kilometrów od Anchorage widział już osiem godzin wcześniej. Sprawa zaginięcia Samanthy nie rozwijała się we właściwym kierunku, czego Payne najbardziej się obawiał – nadano jej niski priorytet, bo chodziło o nastolatkę z biednej rodziny. Ojciec dziewczyny przez całą noc bezskutecznie starał się do niej dodzwonić, a kolejny dzień spędził, wystając pod kioskiem w nadziei, że córka przyjdzie na wyznaczoną jej zmianę od pierwszej po południu do ósmej wieczorem.
– Pokaż mi to nagranie – poprosił Payne.
Na ekranie ukazuje się Samantha ubrana w koszulkę o barwie limonki, z rozpuszczonymi włosami. Jest rozluźniona, przygotowuje kawę, gawędzi z klientem przez okienko kiosku. Taki obraz kamery zarejestrowały tuż przed ósmą.
Wygląda na miłą dziewczynę, uznaje Payne. Szczęśliwą.
Osoba stojąca na zewnątrz znajduje się poza zasięgiem kamery. Samantha pracuje jakby nigdy nic, a potem – dwie minuty i sześć sekund od startu nagrania – nagle wyłącza światło.
Brak dźwięku.
Samantha unosi ręce. Przed kioskiem dostrzec można zarys sylwetki oraz coś, co może być pistoletem wymierzonym w dziewczynę. Sądząc po wysokości, na jakiej pojawia się lufa, można stwierdzić, że napastnik jest wysoki. Samantha odwraca się plecami do postaci za oknem i ostrożnie podchodzi do lady. Klęka. Przez jakąś minutę pozostaje w tej pozycji, porusza dłońmi, a następnie – trzy i pół minuty od początku nagrania – wstaje, podchodzi do kasy i wyjmuje z niej gotówkę. Film jest tak kiepskiej jakości, że trudno stwierdzić, czy podaje pieniądze rabusiowi, czy kładzie je na kontuarze. Znów klęka, lecz wydaje się spokojna. Potem jednak musi słyszeć kolejne polecenie, bo chybotliwym krokiem podchodzi do okienka i odwraca się do niego plecami.
W momencie nagrania oznaczonym jako 5.19 przez okno częściowo wsuwa się potężny mężczyzna. Wygląda na to, że wiąże dziewczynie ręce za plecami.
Upływają kolejne dwie minuty, niby niewiele, dopóki człowiek nie zda sobie sprawy, że mężczyzna z pistoletem stoi przed często uczęszczanym kioskiem z kawą, położonym między popularną siłownią a ruchliwą drogą. W takim sąsiedztwie dwie minuty to bardzo długo.
Payne stwierdza, że kimkolwiek jest ten gość, albo dobrze wie, co robi, albo zna Samanthę. Kiosk jest maleńki, ma może trzy metry na półtora, ledwo wystaje ponad ziemię. Szeroko otwarte okienko do obsługi klientów sprawia, że pracujące w środku dziewczęta są wyjątkowo bezbronne. Aż dziw, że nikt tego dotąd nie zauważył.
Kilka sekund później Payne widzi, że mężczyzna susem godnym geparda wskakuje do środka z wyciągniętymi przed siebie rękoma i ląduje na prawo od Samanthy. To dzieje się błyskawicznie.
Teraz nie ulega już wątpliwości, że mężczyzna jest wysoki. Jest również bardzo opanowany. Zerka przez okienko, zasuwa je, po czym zwraca się do Samanthy. Wszystko wygląda względnie normalnie.
Mężczyzna bierze coś do ręki, otwiera i pokazuje Samancie. Wygląda na to, że to jej torebka – jest pusta.
Gdy wideo dociera do 8.55, mężczyzna klęka. Odwrócony do kamery szerokimi plecami, prawą ręką obejmuje Samanthę. Na jego bluzie z kapturem widać jakiś tekst, ale nie da się go odczytać. Jest tak blisko dziewczyny, że zlewają się niemal w jedną osobę.
Pomaga jej wstać.
Przez chwilę spoglądają za siebie, w końcu stają twarzami do innej kamery monitoringu. Potem on wyprowadza dziewczynę przez drzwi kiosku, a nagranie z zewnątrz ukazuje, jak odchodzą wolnym krokiem po świeżym śniegu, on obejmuje ją ramieniem.
Payne nie miał pojęcia, co myśleć o nagraniu. Raz jeszcze zaoferował pomoc FBI, ale Doll odmówiła. Chociaż był to jej pierwszy dzień w robocie, kierowała śledztwem w imieniu policji w Anchorage.
Sierżant przydzielił do sprawy również Jeffa Bella, którego młodzieńczy wygląd maskował siedemnastoletnie doświadczenie w organach ścigania, takich jak zespół pościgowy czy jednostka specjalna SWAT. Jako starszy stopniem funkcjonariusz policji Bell spędził trzy lata, biorąc udział w akcji „Bezpieczne ulice”, co pozwoliło mu uzyskać certyfikat bezpieczeństwa FBI. Bell miał wrodzony talent – przenikliwy umysł o chirurgicznej wręcz precyzji w połączeniu z dużą charyzmą pozwalał mu bez trudu stawiać czoła gangsterom, dilerom, ćpunom, alfonsom, gwałcicielom i mordercom, którzy gorliwie pracowali na reputację Anchorage jako najbardziej dotkniętego przestępczością miasta Alaski.
Zarówno w policji, jak i w FBI mówiono na niego Metroseksualny. I niekoniecznie był to komplement. Bell był wysokim facetem o ciemnej karnacji, włosy ścinał na krótko, po wojskowemu, i dbał o figurę. Zawsze był świetnie ubrany.
Cieszył się jednak poważaniem kolegów i koleżanek. Cechowała go szczerość i serdeczność typowa dla mieszkańców Środkowego Zachodu. Na Alaskę trafił, by poślubić pochodzącą stąd ukochaną, którą poznał w _college’u_, i jak większość mieszkających tu osób już dawno temu zaczął określać się mianem Alaskanina zamiast Amerykanina, resztę kraju traktując niczym zagranicę. Bell znał Anchorage równie dobrze jak Payne. Prawie każdy róg ulicy kojarzył mu się z jakąś napaścią, aresztowaniem albo znalezionymi zwłokami.
Nawet jemu jednak nagranie z monitoringu w kiosku zabiło ćwieka. Zgoda, Samantha podniosła ręce, tak, napastnik był wysokim mężczyzną, ale co się właściwie działo? Było zbyt ciemno, żeby to stwierdzić. Dlaczego ich rozmowa trwała tak długo? Bell podsumował czynności widoczne na nagraniu i wyszło mu, że facet stał przed kioskiem przez co najmniej siedem minut, a w środku spędził ponad dziesięć. Łącznie siedemnaście minut.
Bell zachodził w głowę, o czym oni, do cholery, mogli gadać.
To właśnie tych siedemnaście minut okazało się istotne dla wstępnej teorii policjantów, że Samantha prawdopodobnie nie była ofiarą. Nie planowali informować o tym prasy, ale można to było odczytać z ich reakcji – komenda w Anchorage nie miała bowiem zamiaru ogłaszać zaginięcia dziewczyny.
Zrobiono to dopiero dwa dni później, pod naciskiem jej ojca odchodzącego od zmysłów z niepokoju.
* Drug Enforcement Administration – działająca od 1973 roku amerykańska agencja rządowa zwalczająca obrót nielegalnymi substancjami (wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza).
* _Doll_ (ang.) – lalka.3
O dziewiętnastej pięćdziesiąt sześć dwudziestego czwartego lutego Duane doznał szoku: znienacka otrzymał wiadomość z telefonu Samanthy. Od jej zaginięcia minęły trzy tygodnie.
Park conner znak pod fotka alberta co za slicznotka.
Duane i James podzielili się tymi wieściami z policją i od razu pojechali do parku Connors Bog, gdzie miał początek popularny szlak dla narciarzy. Dotarli na miejsce dobry kwadrans przed funkcjonariuszami.
Tam znaleźli przypięty do tablicy ogłoszeń, pod ulotką o zaginięciu psa Alberta, woreczek strunowy z rozwlekłym żądaniem okupu oraz czarno-białe kserokopie zdjęć Samanthy zrobionych polaroidem. Na jednym z nich usta i brodę miała oblepione srebrną taśmą izolacyjną. Oczy dziewczyny były podmalowane konturówką, a włosy splecione w warkocze. Na nagraniu z monitoringu Samantha miała rozpuszczone włosy.
Na tym samym zdjęciu jej głowę podtrzymywał jakiś mężczyzna, ale widać było tylko jego dłoń i muskularne ramię. W górnej części kadru znalazł się egzemplarz „Anchorage Daily News” z datą trzynasty lutego 2012 roku.
Dowód, że żyje.
Samo żądanie, wydrukowane na zwykłym białym papierze, tylko podsyciło atmosferę tajemniczości. Była w nim wzmianka o karcie płatniczej Duane’a, która zaginęła razem z Samanthą.
„Nie moge używac karty w Anchorage, bo mieszka tu mało ludzi”, głosił list, „ale niedlugo wyjeżdżam i bede z niej korzystać na każdym kroku”. Notatka sugerowała, że Samantha nie znajduje się już na Alasce, że została przewieziona przez jakiś pustynny stan. „Dwa razy prawie uciekla. Raz na tudor i raz na pustyni. Chyba trace wyczucie”.
Żądanie brzmiało: trzydzieści tysięcy dolarów bezzwłocznie zdeponowanych na wspólnym rachunku Duane’a i Samanthy. Porywacz pisał, że jeśli spełnią to i kolejne warunki, za sześć miesięcy Samantha zostanie uwolniona.
Sprawa oficjalnie zmieniła się w śledztwo dotyczące porwania, czyli w przestępstwo ścigane przez organy federalne. Po raz pierwszy od chwili zaginięcia dziewczyny Payne poczuł coś na kształt ulgi. Sprawa trafiła w końcu w jego ręce i mógł wygłosić Jamesowi zdanie, które – choć brzmiało jak kwestia z filmu – było prawdą.
– Możemy wreszcie wykorzystać wszystkie uprawnienia FBI – oświadczył Payne ojcu dziewczyny. – Nie musimy się już przed nikim tłumaczyć.
Zdaniem Payne’a trafił mu się niezwykle błyskotliwy zespół. W jego skład weszła między innymi Jolene Goeden, która miała wiele lat doświadczenia w zwalczaniu przestępstw przeciwko dzieciom, związanych z handlem ludźmi, w tropieniu zbrodni na tle seksualnym oraz morderstw, a do tego przez dekadę pracowała nad sprawami dotyczącymi gwałcicieli i seryjnych morderców. Goeden mawiała, że słyszała najgorsze z możliwych rzeczy, ale wiara w Boga dawała jej siłę i umiejętność współczucia innym: bardzo wielu przestępców, którymi się zajmowała, w dzieciństwie było ofiarami molestowania. Była mistrzynią w oddzielaniu człowieka od zbrodni, jednak nigdy nie zatykała uszu na brutalną prawdę. Idealnie nadawała się do tego śledztwa.
Jej partnerką była Kat Nelson – młoda, energiczna śledcza lubująca się w faktach i wyliczeniach. Fascynowały ją analizy, które znudziłyby większość osób: tropienie śladów cyfrowych w internecie, rejestry rozmów telefonicznych, paragony związane z użyciem kart płatniczych, akty własności i zeznania podatkowe, czyli stosy danych potrzebne do odtworzenia spójnej historii.
Payne, Goeden i Nelson, do spółki z Doll i Bellem, stanęli wobec wielkiego przełomu w śledztwie.
Payne już wcześniej zlecił namierzanie połączeń z komórek należących do Samanthy, Jamesa oraz Duane’a. Gdy na telefon tego ostatniego przyszedł SMS wysłany z telefonu jego dziewczyny, Nelson obserwowała to w czasie rzeczywistym. Trzy tygodnie zajęło, zanim w końcu pomiędzy śledczymi, Samanthą i tajemniczym mężczyzną nawiązał się – słaby na razie – kontakt.
Payne upewnił się, że każda z osób zajmujących się śledztwem miała okazję przyjrzeć się żądaniu okupu. Oryginał przesłał do głównej siedziby FBI w Quantico do analizy włókien, odcisków palców i DNA. Chciał wiedzieć, czego użyto do sporządzenia notki oraz zdjęcia – jakiej maszyny do pisania (jeśli faktycznie chodziło o maszynę, a nie komputer), jakiej taśmy, tuszu, drukarki. W żadnym razie nie chciał zlekceważyć najdrobniejszego nawet detalu.
Mimo sceptycyzmu Bella wezwał też do pomocy słynną Jednostkę Analiz Behawioralnych FBI. Wyobrażenia Bella o tym zespole bazowały na filmach i serialach. Wyobrażał sobie schludnych urzędasów, którzy siedzieli za biurkami tysiące kilometrów od miejsca zbrodni, w atmosferze biurokratycznej wyższości produkując niesłychanie trafne profile nieznanych im sprawców.
Jak wielu innych detektywów Bell stawiał specjalistów z jednostki tylko oczko wyżej w hierarchii od jasnowidzów. Ich przewidywania dotyczące sprawców niemal zawsze brzmiały tak samo: podejrzany to młody mężczyzna, prawdopodobnie biały, wykonujący niewymagającą pracę, doświadczający trudności w utrzymaniu związków oraz niekontrolujący gniewu, zwłaszcza w stosunku do kobiet.
Raczej nie była to zaskakująca konkluzja.
Jedno pytanie wydawało się ważniejsze od całej reszty: czy na zdjęciach Samantha jeszcze żyła?
Doll nie była pewna. Payne, Goeden i Nelson sądzili, że tak. Bell uważał, że dziewczyna jest martwa.
Przecież, argumentował Payne, Samantha na zdjęciu nie miała żadnych ran czy sińców.
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.