Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Droga Haniu! - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 maja 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Droga Haniu! - ebook

Maniek ma siedem lat i jest zwykłym chłopcem, który ma wiele niezwykłych przygód. Opisuje je w listach do swojej przyjaciółki Hani. Przeczytajcie listy sami lub z rodzicami. Może będziecie chcieli odpisać Mańkowi i opowiedzieć mu o swoich przygodach?

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8351-214-3
Rozmiar pliku: 3,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Mówią na mnie Maniek. Mam siedem lat i półtora skrzata wzrostu. Majka twierdzi, że oczy mam jak gotowany agrest, a włosy jak futro lisa, kiedy zaczyna się lato. Kocham wszystko przez pięć minut, a niektóre rzeczy nawet i kwartał. Znam się na piramidach i koszykówce. Lubię kreskówki, a przede wszystkim, kocham rozmawiać. Mówię więcej niż Majka i Gucio razem wzięci. I to nie tylko wtedy, gdy Gucio ucina sobie drzemkę. Uwielbiam mieć rację i być w centrum uwagi.

Leon jest wysoki na ponad dwa skrzaty. Odkąd skończył 12 lat, twierdzi, że jest dorosły. I możliwe, że ma rację. Czasem nosi okulary, szczególnie kiedy się dziwi, czytając kolejną książkę. Ma tysiące pomysłów i czasem się denerwuje. Lubię go przytulać, żeby się uspokoił.

Gucio to mój tato. Jego hobby to spanie. W czasie snu śnią mu się rzeczy niezwykłe. Projekty kwadratowych garnków, bajki dla dużych i małych, przepisy na kotlety z poziomek oraz bananów. W dzień drzemie brzuchem do góry na połówce czerwonej wersalki. Gdy śnią mu się najciekawsze rzeczy, głośno przy tym chrapie. Sny te zbiera w ogromnej szufladzie. Kiedy szuflada się zapełnia, wybiera najlepsze pomysły i wychodzi, aby je sprzedać na targu. Czasem oprócz pieniędzy przynosi dziwne przedmioty, które zdobył w drodze wymiany. Zepsutą latającą miotłę, kozę Genowefę (która okazała się kozłem), książki po aramejsku, persku i chińsku. Mama twierdzi, że Gucio jest niepraktyczny. I za to praktycznie go kocha.

Mama Majka też jest niezwykła. Chodzi w czapce pilotce, podobno w młodości latała na miotle. Gotuje fatalnie — zupę z bąbelków w brytfannie, pomidorową z łososiem i muchy w grzybowym sosie. Nie pracuje wcale — bo to, co robi, jest dla niej wielką przyjemnością. Uczy tańca, śpiewu i uśmiechu. Kocha nas bardzo. Zresztą resztę też kocha — prawie wszystko właściwie — poza pisaniem listów i serwowaniem obiadów. Kwiaty w lecie, śnieg w zimie, litery w książkach, razem z przecinkami, podróże na drugą stronę ulicy.

Mieszkamy w wielkim mieszkaniu, wysokim na dwa słonie. Mamy niepraktycznie obszerne szafy (praktycznie jak u innych pokoje), w których można się zgubić, lub spotkać magiczne istoty.

List 1

Wrocław, 17 listopada

Droga Haniu,

mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Pewnie jesteś zaskoczona moim listem. Bo kto dzisiaj pisze listy? Pozwól, że Ci wytłumaczę, o co w tym wszystkim chodzi. Tato kazał mi pisać pamiętnik, żeby ćwiczył rękę i miał mniej czarnych myśli. Jakby pisanie pamiętnika miało zmienić to, że jestem urodzonym pesymistą. Niestety postawił mi _ultra matum_. Pisanie albo szlaban na telewizję. Uznałem, że pisanie do samego siebie jest bez sensu. Pomyślałem więc, że będę pisał do Ciebie, Haniu. Bardzo cię lubię, a poza tym moi koledzy kiepsko radzą sobie z czytaniem. Mam nadzieję, że moje historie Cię zainteresują, choć mam całkowicie zwyczajne życie.

Gdy ostatnio widzieliśmy się w czasie wakacji, mieszkałem w Brzesku. To już nieaktualne. Przeprowadziliśmy się do Wrocławia. Nasze mieszkanie znajduje się w wielkim starym domu. Mama twierdzi, że to kamienica, co jest bardzo dziwne, bo budynek zbudowany jest z cegieł. Trochę szkoda, że kamienica jest stara i brzydko pachnie na korytarzu, ale za to mamy wielu dziwnych sąsiadów i fantastyczne podwórko. Niedaleko domu jest dworzec kolejowy w kolorze skarpetkowym, dokładnie jak skarpetki wuja Ambrożego, i centrum miasta.

Na początku chciałem cię ostrzec, że opisywane w tym liście wydarzenia są dość straszne, dlatego przeczytaj go przed zmierzchem.

Straszy. U nas w domu. Nie w mieszkaniu, ale w kamienicy. Najstraszniej jest, gdy zostajemy sami. Czasami się tak zdarza, gdy rodzicki wychodzą do kina albo na wieczorny spacer. Wtedy na strychu nad nami słychać skrzypienie, kroki i przerażający dźwięk — buuuuuczenie. Za pierwszym razem bałem się najbardziej. Wczołgałem się pod łóżko i przykryłem się kocem. Po chwili Leon ukrył się obok mnie.

— Też się boisz? — zapytałem go.

— Nie żartuj. Wszedłem tutaj, żeby było ci raźniej.

Leon miał taką minę, jakby zjadł paczkę nieświeżych kremówek. Zbladł, niemal zzieleniał i zaczął szybciej oddychać. Jednak najważniejsze było to, że był przy mnie. W takich chwilach myślę sobie, że warto mieć bratka.

— Jak myślisz, co to za okropne dźwięki? — wyszeptałem.

— To chyba oczywiste. Spotkanie duchów na najwyższym szczeblu.

Leon powiedział to bardzo poważnie.

— Chodzi ci o to, że duchy spotykają się zawsze na ostatnim piętrze domu?

— Nie, spotykają się tam, gdzie wydarzyło się coś okropnego, albo tam, gdzie im nikt nie przeszkadza. A strych jest idealny, bo spełnia obydwa te warunki.

W końcu zrozumiałem.

— Babcia mówiła, że strych służy do wieszania prania i składowania różnych klamotów. To te klamoty muszą przyciągać duchy.

— Głupi jesteś — skomentował bratek. Mówi tak często, gdy sam czegoś nie rozumie, a chce podkreślić, że jest starszy.

Tamtego dnia leżeliśmy pod łóżkiem aż do powrotu rodziców. Postanowiliśmy jednak, że przygotujemy się odpowiednio i przy następnej okazji sprawdzimy, co dzieje się na strychu. Okazja nadarzyła się przedwczoraj.

— Prosiaczki kochane, idziemy do kina na „Powrót dzikich węży”. Możecie poczytać książki, a o 21:00 mycie zębów i do łóżek. — Tato mówił głośno, żeby podkreślić swój autorytet, chociaż pewnie wiedział, że na czytanie są małe szanse. Całe szczęście nie miał pojęcia, co będziemy robić.

— Jasne, oczywiście. Nie martwcie się o nic — zapewniał Leon, odprowadzając rodziców do drzwi.

Gdy tylko zostaliśmy sami, usiedliśmy na podłodze w milczeniu. Leon zamknął oczy i zaczął śpiewać pod nosem.

— Uma, huma, zuma, duma.

— Co ty robisz, wystraszysz wszystkie duchy — zaniepokoiłem się.

— Nie masz o tym pojęcia. Właśnie się z nimi próbuję połączyć. Uma, huma.

Bratek powiedział to z takim przekonaniem, że zupełnie mu uwierzyłem. Sam zamknąłem oczy i próbowałem się połączyć, ale tylko zachciało mi się spać. Całe szczęście nie musieliśmy długo czekać, żeby usłyszeć najgorsze. Skrzyp, skrzyp. Krach, krach. Buuuuuuu. Ała. Odgłosy dochodziły ze strychu. Leon tak mocno ścisnął moją rękę, że aż jęknąłem.

— Cichoo, przepraszam. To ta energia mnie rozpiera. — Poderwał się z podłogi i skierował do szafy.

— Co robisz?

— Mam plan — powiedział Leon, wyciągając dwa białe prześcieradła.

— Będziemy wieszać pranie?

— Nie, głupolku. Słyszałeś o mimikrze?

Zacząłem się obawiać, że bratek oszalał.

— Musimy się wtopić w tłum, upodobnić do otoczenia. — Leon mówił szybko, zakładając prześcieradło na głowę. Drugie zarzucił na mnie. Zrobiło mi się szaro, co było dość dziwne, gdyż prześcieradło było zupełnie białe.

— Jeśli będziemy wyglądać tak jak duchy, to one nas nie zaatakują.

— Ale ja nic nie widzę — zacząłem szamotać się i o mało się nie przewróciłem.

— Pomyślałem i o tym. — Usłyszałem oddalający się głos brata. Po chwili Leon wrócił i pociągnął za prześcieradło.

— A teraz uważaj. — Po skrzypnięciu poznałem, że to stare nożyczki Majki i pomyślałem, że mama nie będzie zadowolona. Leon wyciął w prześcieradle dwie dziury i poprawił je tak, że wylądowały na wysokości moich oczu.

— O rany, ja widzę — szepnąłem. — Ale fajnie!

Patrzył na mnie przyjazny duszek z oczami mojego brata. W ręku trzymał dwie latarki.

— Jasna sprawa. A teraz za mną.

— Myślisz, że duchy używają latarek? — Miałem pewne wątpliwości.

— Nie wiem, musimy improwizować.

Cały czas improwizujemy, ale i tak nic nie staje się przez to łatwiejsze. Już samo wyjście przez drzwi okazało się problemem. Najpierw Leon nie mógł ich otworzyć, bo otwory na oczy przesuwały mu się na nos i zamiast widzieć klamkę, mógł ją ewentualnie powąchać. Potem ja nie mogłem drzwi zamknąć, bo prześcieradło cały czas upierało się, żeby zostać w domu i za każdym razem przytrzaskiwałem swoje przebranie. Potem szliśmy bardzo powoli. I nie było tak dlatego, że się baliśmy. Po prostu te prześcieradła były strasznie wielkie i potykaliśmy się na schodach prowadzących na samą górę. Gdy dotarliśmy do drzwi do krainy duchów, coś zabrzęczało.

— Słyszałeś? To chyba łańcuchy? — jęknąłem.

— Spokojnie, to tylko ja.

Rzeczywiście, duszek przede mną wyjął zza pazuchy klucze i już miał otworzyć strych, gdy usłyszeliśmy skrzypnięcie. Duszek aż podskoczył.

— O wściekła flądra. Otwarte. Może to pułapka? — zawahał się Leon.

— Pewnie zawsze są otwarte. Po co ktoś miałby zamykać strych? Zresztą sam mówiłeś, że to _mini kra_ i nic nam nie grozi — próbowałem przekonać samego siebie. Bałem się, ale czułem, że za tymi drzwiami czeka nas wspaniała przygoda.

Okazało się jednak, że dalej było jeszcze gorzej. Musieliśmy przedostać się pod sznurami mokrego prania: prześcieradeł, skarpetek, i co najgorsze, ogromnych majtek jakichś żyjących tu olbrzymów. Niewiele widzieliśmy, ale zaczęły dobiegać do nas odgłosy przepychanki.

— To ja będę szefem duchów — krzyczał wysoki, drżący głos.

— Po moim trupie! — buczał baryton.

Gdy minęliśmy ostatni sznur prania, naszym oczom ukazał się przedziwny widok. Na środku strychu pojedynkowały się dwa niewielkie duchy. Wokół nich siedziało kilkunastu widzów. Byli to prawdopodobnie przybysze z różnych stron świata. Duchy zielone, niebieskie, duchy w kratkę i we wzorki z kaczuszkami. Jedni krzyczeli Adam, inni Paweł, a dwa duchy na środku wyglądały, jakby odbywały przedziwny, wojenny taniec. Po cichu usiedliśmy w tajemniczym kręgu. Duszek obok pochylił się w moim kierunku.

— Jak masz na imię?

— Aaaaa Abażur. — Szybko wymyśliłem imię, które moim zdaniem pasowało do ducha mojego wzrostu.

— Abażur? Dziwnie. Chyba nie jesteś z naszej budy, ale spoko. Ja jestem Marek.

Podał mi rękę. Była bardzo zimna. Przeraziłem się. Brzmiał jak Marek z mojej klasy. A jeśli to był rzeczywiście duch Marka? To mogło oznaczać, że stało się coś strasznego. Nagle usłyszeliśmy okropny metaliczny hałas i zza sznurów z praniem wyłoniła się wielka czarownica z miotłą i szufelką. Duchy zamarły, tak bardzo, jak to tylko w przypadku duchów możliwe.

— Co to za wygłupy, bando patałachów!? — ryknęła czarownica, która bardzo przypominała naszą sąsiadkę spod czternastki, panią Balbinę. — Macie dziesięć sekund, żeby stąd zniknąć.

Ku mojemu zdziwieniu wszystkie duchy wybrały schody jako drogę ucieczki. Mimo to dziesięć sekund później byliśmy z powrotem w naszym mieszkaniu. I nie uwierzysz. Od tej pory przestało straszyć na strychu.

Napisz koniecznie, co u Ciebie słychać.

Pozdrawiam Cię strasznie.

Maniek

PS

Markowi nic się nie stało. Był dzisiaj w szkole.List 2

Wrocław, 12 stycznia

Droga Haniu,

przepraszam, że tak długo do Ciebie nie pisałem, ale bolał mnie ząb i miałem na buzi taką gulę, że nie mogłem poznać się w lustrze. Byłem u dentysty pięć razy w ciągu dwóch tygodni i opisałbym Ci moje przygody, ale boli mnie na samą myśl o tym. Całe szczęście zdarzyło się wiele ciekawszych rzeczy. Na przykład odwiedziła nas zima, co nie jest to takie oczywiste we Wrocławiu w styczniu. Pisząc zima, mam na myśli taką prawdziwą. Śniegu po kolana (przynajmniej moje), mróz, który tak szczypie w uszy, że aż nos zamarza i przewracający się dorośli. To ostatnie jest bardzo śmieszne, ale podobno też niebezpieczne. Mama mówi, że to dlatego, że dorośli zapomnieli, jak się upada na pupę.

Wszyscy starsi chodzą, kiwają głowami, masują po obolałych pupach i mówią z przejęciem.

— Takiej zimy to już z dziesięć lat nie było.

— Lepiej kochany panie, z piętnaście.

Nie ważne, dziesięć czy piętnaście. To oznacza bardzo dawno. Pierwszy dzień zimy był najtrudniejszy, bo musieliśmy nadrobić zaległości. Zaczęliśmy od ulepienia bałwana. Właściwie to ulepiliśmy trzy, bo Alfred wyszedł brzydki, a Bożence odpadła głowa. Natomiast Juliusz był najpiękniejszym bałwanem na świecie. Nos, buzie i wszystkie wystające elementy zrobiliśmy mu z rzeczy wygrzebanych ze śmietnika. Mama nie była zachwycona, jak się o tym dowiedziała, ale Leon wytłumaczył, że to przecież _reptailing_. Gucio był zadowolony. Mówił, że nasz Juliusz jest bardzo podobny do sąsiada spod dziewiątki. Tato twierdzi, że to też bałwan.

Potem była akcja sopelki, czyli zbieraliśmy wszystkie sople na podwórku i zanosiliśmy do zamrażarki. Tak na pamiątkę.

Wtedy tata stwierdził, że skoro tak lubimy zimno, to będziemy razem morsować, bo to nowy sport narodowy. Może brzmiało to ładnie, ale tak naprawdę chodziło o wchodzenie do zimowej wody zupełnie bez ubrania.

Tato tak się podekscytował, że pojechał morsować sam. Wrócił uśmiechnięty, ale trząsł się jak galaretka truskawkowa.

— Byyyrrryyło suuuppppppper. Muumusicie sprróbbować.

No i się zaczęło. Chodził za nami i marudził. A najgorsze, że przekonał Leona. Bratek jak zawsze podszedł do sprawy naukowo i przeczytał na ten temat jakiś artykuł.

— Maniek, to jest ekstra. Jedziemy razem morsować!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: