- W empik go
Droga, którą poszedł - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Droga, którą poszedł - ebook
W swoich opowiadaniach autor porusza sprawy, które spotykają ludzi w ich codziennym życiu a także niesprawiedliwość z jaką muszą się zmagać. Nie wszystko jest jednak na poważnie, czasami trochę humoru też można tu znaleźć.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8104-421-9 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Majka
— Majka, czyś ty oszalała? Wyrzuć tego papierosa. Jak ty wyglądasz? Prawie jak te panienki co stoją przy drodze. Chyba wiesz jak na nie mówią? W twoim wieku palić papierosy! Jeszcze żebyś umiała palić. Za kilka lat nogi ci się pokrzywią, cycki obwisną. Wtedy to już na pewno żaden królewicz cię nie będzie chciał.
— Odwal się, głupoty gadasz, świętoszka jakaś. Od papierosów nogi… ha, ha, ha...albo cycki. Też mi znawczyni się znalazła. Olka, odpuść sobie. Chcesz spróbować?
— Tak, już …Za kilka lat palce i zęby będziesz miała żółte, płuca na agrafkach a z gęby będzie czuć szambo.
— Ty, Olka, tobie naprawdę odwaliło. Zejdź już ze mnie.
— Czy tobie naprawdę nie zależy, żeby do czegoś dojść w życiu? Chcesz się stoczyć?
— Wiesz co, odp… się. Cnotliwa koleżanka. Księżniczka jakaś… Ja chcę życia używać teraz. Dewotką zostanę za kilkanaście lat.
— Za kilkanaście lat to ty będziesz wrakiem, jeżeli w ogóle dożyjesz. Ale jak chcesz, twoja sprawa. Tylko kiedyś przypomnij sobie, że była taka dobra koleżanka co chciała ci pomóc. Jeżeli odrzucasz tę pomoc to nie będę cię zmuszać.
— Spadaj już, obciach mi robisz, ty cnotko…
Oli zrobiło się przykro, więc zacisnęła zęby i odeszła. Dobrze, że przynajmniej przez wakacje nie musi jej oglądać. A zapowiadało się, że będzie to najlepsza przyjaciółka. Niestety, niedawno poznała trochę starszych chłopaków, którzy jej zaimponowali. Zaczęła palić, popijać piwo, poznała słownictwo ulicy.
Nie, nie będę się przez wakacje martwić jej zachowaniem — pomyślała Ola — wyjeżdżam z rodzicami na wymarzone wakacje do Chorwacji i nie będę się nią denerwować. Może po wakacjach zmądrzeje.
Następnego dnia po zakończeniu roku szkolnego zapakowała się z rodzicami i bratem do samochodu i po półtorej doby byli w okolicach Splitu. Tam wyczarterowali jacht motorowy na cały tydzień i miło spędzali czas. Później pojechali jeszcze w okolice Dubrownika gdzie wynajęli apartament i następne dziesięć dni spędzili na poznawaniu najbliższej okolicy a także robili wycieczki w dalsze strony.
Do domu wrócili pod koniec lipca. Wtedy Ola pojechała jeszcze do babci na wieś. Chciała jej pomóc w ogrodzie. Lubiła ją, zresztą z wzajemnością.
Rodzice przyjechali po nią dopiero kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego. Zdążyła kupić książki, zeszyty i czekała już tylko na pierwszy dzwonek.
Pierwszego września spotkała się z przyjaciółmi ze swojej klasy. Niestety, wśród nich nie było Majki. Nikt nie wiedział dlaczego nie przyszła. Dopiero wychowawca powiedział, że Majki nie będzie bo siedzi w poprawczaku. Coś tam przeskrobała ze swoją nowo poznaną grupą, podobno są zamieszani w jakąś kradzież. Wszyscy mówili, że tego można było się spodziewać.
Powoli zapomnieli o istnieniu Majki. Nawet Ola rzadko przypominała o swej byłej koleżance.
Minęła matura, potem studia, Ola dostała dobrą pracę, powoli awansowała, w końcu wyjechała do Warszawy, do centrali swojej firmy. Otrzymała tam dość intratne stanowisko. Czasami przyjeżdżała do Gdańska. Miała tu przecież rodziców, brata no i swego chłopaka. Niedługo wyszła za mąż.
Pewnego razu podczas pobytu w Gdańsku spotkała Majkę. Ledwie ją poznała, właściwie to ona zaczepiła Olę. Z Majki został tylko strzęp człowieka.
Kiedy Ola w końcu bardziej domyśliła się niż poznała, że to Majka. Przywitała ją i zaczęła rozmowę.
— Co u ciebie, Majka — zapytała — co robiłaś przez te lata?
— E… nie ma się czym chwalić. Poprawczak, potem dwójka dzieci — zapaliła papierosa — chłop już chyba czwarty w domu. Nie to co ty. Wyglądasz jak księżniczka.
— A przypomnieć ci nasze ostatnie spotkanie. Czy nie miałam racji? Cycki ci wiszą, nogi krzywe, zębów prawie nie masz — mówić dalej?
— Dosyć, nie trzeba. Olka, przepraszam cię, że nie słuchałam.
— Mnie to nie zaszkodziło.
— Tak, wiem, ale za to ja jestem na dnie. Ola, pomóż mi…
— Dobrze, jak ci mam pomóc? Co mam zrobić? Chcesz jakąś pracę?
— Nie, pracy nie chcę. Pożycz stówę…
— Co… stówę. Na co ci stówa. Na papierosy czy piwo? A kiedy oddasz?
— Kiedyś ci oddam… na pewno ci oddam… Dzieciom chleba muszę kupić.
— Dobrze, to ja kupię chleb i coś do chleba.
— Kup jeszcze ze dwa piwa i papierosy…
— Co? Jak ci nie wstyd? To ja mam pracować na twoje zachcianki? A ty pracujesz gdzieś?
— A po co? Za grosze nie będę pracować.
— To za moje nie będziesz pić i palić. Chodź do sklepu.
W sklepie Ola kupiła chleb, jakieś wędliny i coś na obiad. Kiedy już płaciła, Majka powiedziała do sprzedawczyni:
— Pani doliczy jeszcze papierosy.
— W żadnym wypadku. Majka, jesteś bezczelna. A teraz prowadź mnie do swojego domu.
Kiedy weszły do mieszkania, dwójka dzieci w wieku około sześć i siedem lat siedziała przy pustym stole i płakała. Ola dała im zakupy. Rzuciły się na jedzenie jak stado wygłodniałych wilków na swoją zdobycz. Żal się zrobiło Oli tych maluchów. Takie ładne, tyle, że zaniedbane. Łzy poleciały jej po policzkach i wyszła z tego mieszkania.
— Co mam teraz zrobić? Zaadoptować je, zgłosić na policję? Jeżeli będę pomagać finansowo, Majka to przepije. Boże, co mam robić? Poradzę się męża. On na pewno znajdzie rozwiązanie. To porządny chłop.
*************
Po powrocie do stolicy Ola cały czas myślała tylko o tych dzieciach. Nie mogła niczym się zająć, nawet w pracy koleżanki zauważyły, że jest coś nie tak.
— A może ty jesteś w ciąży? — dopytywały.
W domu Marcin — jej mąż — też zauważył, że jest jakby nieobecna, że jej myśli krążą gdzieś daleko. Wieczorem już nie wytrzymała.
— Marcin, pomóż mi, bo zwariuję.
— W czym mam ci pomóc. Widzę, że masz problem, ale opowiedz mi o nim.
— Pamiętasz może taką Majkę z Gdańska? Chodziłam z nią krótko do liceum. Teraz podczas pobytu u rodziców spotkałam ją. Wyobraź sobie — kompletne dno a w domu melina. Tylko, że to nie jest najgorsze. Najgorsze jest to, że w tej melinie jest dwójka dzieci — chłopczyk i dziewczynka. Mogą mieć nie więcej jak sześć i siedem lat. W każdym bądź razie do szkoły jeszcze nie chodzą. Ale jakie ładne dzieciaki. Mówię ci, spodobały mi się od razu i żal się ich zrobiło. Najchętniej bym je natychmiast adoptowała. Jak mam im pomóc, bo ta Majka zmarnuje dzieciaki. Pociągnie za sobą na dno. Podpowiedz mi coś.
— Z tą adopcją to jest myśl — odpowiedział Marcin — nam jakoś nie wychodzi, to może pomyślimy o tym.
— Jutro biorę urlop i jadę do Gdańska. Nie mogę tak tego zostawić.
— To jadę z tobą — odpowiedział Marcin.
Następnego dnia po powrocie z pracy wsiedli do samochodu i ruszyli w stronę Gdańska. Ruch na „siódemce” był bardzo duży w obie strony. Jechali więc powoli ale strasznie się denerwowali. Chcieli być jak najszybciej na miejscu. Dojechali dopiero późnym wieczorem. Rodzice byli zaskoczeni ich wizytą. Nie powiadomili ich wcześniej, że przyjadą, więc myśleli, że coś się stało. Ola opowiedziała im całą historię. Oboje poparli jej zamysł, ale ojciec uprzytomnił im, że adopcja to nie taka prosta sprawa. Może lepiej na początek niech zostaną rodziną zastępczą.
— Obojętnie jak ale muszę wydostać dzieciaki z rąk tej nieodpowiedzialnej baby.
Prawie całą noc siedzieli i dyskutowali. Dopiero nad ranem trochę się przespali ale już około siódmej Ola zerwała się i szykowała do wyjścia. Marcin też się ubrał. Prawie nic nie jedli tylko szybko pojechali załatwiać sprawy.
Postanowili, że najpierw pojadą do opieki społecznej. Tam okazało się, że znają sprawę, ale niezbyt dokładnie. Kiedy Ola przedstawiła całą sytuację i swoje zamiary kierowniczce MOPS-u, ta poprosiła, żeby razem pojechali do Majki.
Sytuację jaką tam zastali to był obraz nędzy i rozpaczy. Pukali do drzwi dosyć długo, ale nikt nie otwierał. Zdenerwowana Ola złapała za klamkę i okazało się, że drzwi nie są zamknięte. Weszli więc do środka. W kuchni przy pustym stole siedziały wystraszone dzieci. Tak całkiem pusty to on nie był. Brudne szklanki, talerze, jakaś łyżka, w zlewie oblepiony brudem garnek. Na podłodze pełno śmieci. Na pytanie kierowniczki kiedy ostatnio coś jadły, dzieci odpowiedziały, że wczoraj rano.
W pokoju obok kuchni stała szafa bez drzwi i resztki łóżka na którym leżała brudna kołdra bez poszwy i stara poduszka.
Na pytanie gdzie jest mama, dzieci pokazały drzwi drugiego pokoju. Kiedy tam weszli, aż ich cofnęło. Smród, zaduch i brud były nie do wytrzymania. Na materacu na podłodze leżała Majka prawie goła i bez przykrycia a obok jakiś facet całkiem goły.
Ola przygotowała się dobrze na tę wizytę. Miała dyktafon, który włączyła przed wejściem do mieszkania. Miała też aparat fotograficzny. Zaczęła więc robić zdjęcia całego mieszkania. W tym czasie obudziła się Majka.
— Co wy tu robicie? — zapytała przepitym głosem.
— Proszę wstać i ubrać się — odpowiedziała kierowniczka.
— Co, policja? Ja jestem niewinna. Nic nie zrobiłam. O… Olka, ty też z policji?
— Nie, przyjechałam ci zabrać dzieci.
— A po co? Gdzie chcesz je zabrać?
— Zabiorę je tam gdzie będą szczęśliwe.
— U mnie są szczęśliwe. Ja je kocham.
— A kiedy dałaś im coś do jedzenia, jakiś obiad?
— No… nie pamiętam. Chyba wczoraj…
— No właśnie. Widać jak je kochasz. Ja się nimi zaopiekuję.
— Dobrze, pozwalam ci. Tylko pożycz mi stówę.
— Znowu zaczynasz? Nic nie dostaniesz.
— To chociaż piwo… albo dwa.
— A co, dzieci za piwo chcesz sprzedać. Piwo za jedno? Taka z ciebie matka?
— Proszę pani, zabieramy dzieci do rodziny zastępczej. Potem sąd zadecyduje co dalej — powiedziała kierowniczka.
W tym czasie obudził się mężczyzna.
— Dzień dobry, gdzie ja jestem? Kim pani jest? — zwrócił się do Majki — gdzie moje ubranie?
— Cicho bądź. Leż i nie przeszkadzaj — odpowiedziała Majka.
Ola poszła do dzieci. Chwilę z nimi porozmawiała, pomogła im się ubrać i wyprowadziła do samochodu.
— Ola, daj chociaż dychę — zawołała jeszcze Majka.
Wsiedli do samochodu. Ola usiadła z tyłu z dziećmi, przytuliła je i płakała.
— Może zatrzymam się przy sklepie i kupię chociaż bułki dla dzieci — zapytał Marcin
— Tak, oczywiście… — odpowiedziała Ola.
— Pani Olu, pani tak je przytula a one mogą mieć wszy.
— No i co z tego… Pani zobaczy jakie to ładne dzieciaki i takie skrzywdzone. Mogę się dla nich poświęcić. Wszy...co tam wszy, tu waży się ich całe przyszłe życie a pani o wszach. Trochę serca… Wszy dla niej ważne…
— Przepraszam, nie powinnam…
Marcin wrócił tymczasem ze sklepu. Kupił kilka drożdżówek. Dał dzieciom a one wprost je połykały.
— Nie wiedziałem co kupić. Nic specjalnego nie było więc chociaż te drożdżówki.
— Bardzo dobrze zrobiłeś. Pani kierowniczko, gdzie z nimi jedziemy?
— Do rodziny zastępczej. Będą tam tydzień albo dwa. Potem sąd zadecyduje co dalej.
— A co my mamy zrobić, żebyśmy mogli się nimi zaopiekować?
— Musicie na początek utworzyć rodzinę zastępczą a potem starać się o adopcję.
— Pomoże nam pani?
— Pomogę. Zawieziemy dzieci, potem pojedziemy do biura i zaczniemy załatwiać.
— Dobrze, dziękuję…
Zajechali do domu na przedmieściach Gdańska. Kierowniczka wcześniej uprzedziła telefonicznie, że wiozą do nich dzieci, więc wszystko na nich czekało. Najpierw kąpiel, potem czyste ubranka i obiad.
Kierowniczka już chciała wracać, ale Ola uprosiła ją, żeby jeszcze zaczekać aż się najedzą. Potem pożegnała się z nimi i obiecała, że za kilka dni ich odwiedzi.
Płakała gdy wsiadała do samochodu a Marcin nic nie mówił, chociaż żal mu było tych maluchów.
— Czemu nic nie mówisz? — zapytała Ola.
— Co tu można mówić? Trzeba szybko załatwiać sprawy i zabrać je stąd. Ich życie nareszcie musi się ustabilizować. Musimy im pomóc.
Dojechali do biura, tam zostawili swoje dane, napisali pismo do sądu, wypełnili jakieś formularze i wrócili do rodziców. Teraz tylko kilka tygodni niepewności czy sąd pozwoli im zabrać dzieci. Cała rodzina wierzy, że tak.
Darmowy fragment
— Majka, czyś ty oszalała? Wyrzuć tego papierosa. Jak ty wyglądasz? Prawie jak te panienki co stoją przy drodze. Chyba wiesz jak na nie mówią? W twoim wieku palić papierosy! Jeszcze żebyś umiała palić. Za kilka lat nogi ci się pokrzywią, cycki obwisną. Wtedy to już na pewno żaden królewicz cię nie będzie chciał.
— Odwal się, głupoty gadasz, świętoszka jakaś. Od papierosów nogi… ha, ha, ha...albo cycki. Też mi znawczyni się znalazła. Olka, odpuść sobie. Chcesz spróbować?
— Tak, już …Za kilka lat palce i zęby będziesz miała żółte, płuca na agrafkach a z gęby będzie czuć szambo.
— Ty, Olka, tobie naprawdę odwaliło. Zejdź już ze mnie.
— Czy tobie naprawdę nie zależy, żeby do czegoś dojść w życiu? Chcesz się stoczyć?
— Wiesz co, odp… się. Cnotliwa koleżanka. Księżniczka jakaś… Ja chcę życia używać teraz. Dewotką zostanę za kilkanaście lat.
— Za kilkanaście lat to ty będziesz wrakiem, jeżeli w ogóle dożyjesz. Ale jak chcesz, twoja sprawa. Tylko kiedyś przypomnij sobie, że była taka dobra koleżanka co chciała ci pomóc. Jeżeli odrzucasz tę pomoc to nie będę cię zmuszać.
— Spadaj już, obciach mi robisz, ty cnotko…
Oli zrobiło się przykro, więc zacisnęła zęby i odeszła. Dobrze, że przynajmniej przez wakacje nie musi jej oglądać. A zapowiadało się, że będzie to najlepsza przyjaciółka. Niestety, niedawno poznała trochę starszych chłopaków, którzy jej zaimponowali. Zaczęła palić, popijać piwo, poznała słownictwo ulicy.
Nie, nie będę się przez wakacje martwić jej zachowaniem — pomyślała Ola — wyjeżdżam z rodzicami na wymarzone wakacje do Chorwacji i nie będę się nią denerwować. Może po wakacjach zmądrzeje.
Następnego dnia po zakończeniu roku szkolnego zapakowała się z rodzicami i bratem do samochodu i po półtorej doby byli w okolicach Splitu. Tam wyczarterowali jacht motorowy na cały tydzień i miło spędzali czas. Później pojechali jeszcze w okolice Dubrownika gdzie wynajęli apartament i następne dziesięć dni spędzili na poznawaniu najbliższej okolicy a także robili wycieczki w dalsze strony.
Do domu wrócili pod koniec lipca. Wtedy Ola pojechała jeszcze do babci na wieś. Chciała jej pomóc w ogrodzie. Lubiła ją, zresztą z wzajemnością.
Rodzice przyjechali po nią dopiero kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego. Zdążyła kupić książki, zeszyty i czekała już tylko na pierwszy dzwonek.
Pierwszego września spotkała się z przyjaciółmi ze swojej klasy. Niestety, wśród nich nie było Majki. Nikt nie wiedział dlaczego nie przyszła. Dopiero wychowawca powiedział, że Majki nie będzie bo siedzi w poprawczaku. Coś tam przeskrobała ze swoją nowo poznaną grupą, podobno są zamieszani w jakąś kradzież. Wszyscy mówili, że tego można było się spodziewać.
Powoli zapomnieli o istnieniu Majki. Nawet Ola rzadko przypominała o swej byłej koleżance.
Minęła matura, potem studia, Ola dostała dobrą pracę, powoli awansowała, w końcu wyjechała do Warszawy, do centrali swojej firmy. Otrzymała tam dość intratne stanowisko. Czasami przyjeżdżała do Gdańska. Miała tu przecież rodziców, brata no i swego chłopaka. Niedługo wyszła za mąż.
Pewnego razu podczas pobytu w Gdańsku spotkała Majkę. Ledwie ją poznała, właściwie to ona zaczepiła Olę. Z Majki został tylko strzęp człowieka.
Kiedy Ola w końcu bardziej domyśliła się niż poznała, że to Majka. Przywitała ją i zaczęła rozmowę.
— Co u ciebie, Majka — zapytała — co robiłaś przez te lata?
— E… nie ma się czym chwalić. Poprawczak, potem dwójka dzieci — zapaliła papierosa — chłop już chyba czwarty w domu. Nie to co ty. Wyglądasz jak księżniczka.
— A przypomnieć ci nasze ostatnie spotkanie. Czy nie miałam racji? Cycki ci wiszą, nogi krzywe, zębów prawie nie masz — mówić dalej?
— Dosyć, nie trzeba. Olka, przepraszam cię, że nie słuchałam.
— Mnie to nie zaszkodziło.
— Tak, wiem, ale za to ja jestem na dnie. Ola, pomóż mi…
— Dobrze, jak ci mam pomóc? Co mam zrobić? Chcesz jakąś pracę?
— Nie, pracy nie chcę. Pożycz stówę…
— Co… stówę. Na co ci stówa. Na papierosy czy piwo? A kiedy oddasz?
— Kiedyś ci oddam… na pewno ci oddam… Dzieciom chleba muszę kupić.
— Dobrze, to ja kupię chleb i coś do chleba.
— Kup jeszcze ze dwa piwa i papierosy…
— Co? Jak ci nie wstyd? To ja mam pracować na twoje zachcianki? A ty pracujesz gdzieś?
— A po co? Za grosze nie będę pracować.
— To za moje nie będziesz pić i palić. Chodź do sklepu.
W sklepie Ola kupiła chleb, jakieś wędliny i coś na obiad. Kiedy już płaciła, Majka powiedziała do sprzedawczyni:
— Pani doliczy jeszcze papierosy.
— W żadnym wypadku. Majka, jesteś bezczelna. A teraz prowadź mnie do swojego domu.
Kiedy weszły do mieszkania, dwójka dzieci w wieku około sześć i siedem lat siedziała przy pustym stole i płakała. Ola dała im zakupy. Rzuciły się na jedzenie jak stado wygłodniałych wilków na swoją zdobycz. Żal się zrobiło Oli tych maluchów. Takie ładne, tyle, że zaniedbane. Łzy poleciały jej po policzkach i wyszła z tego mieszkania.
— Co mam teraz zrobić? Zaadoptować je, zgłosić na policję? Jeżeli będę pomagać finansowo, Majka to przepije. Boże, co mam robić? Poradzę się męża. On na pewno znajdzie rozwiązanie. To porządny chłop.
*************
Po powrocie do stolicy Ola cały czas myślała tylko o tych dzieciach. Nie mogła niczym się zająć, nawet w pracy koleżanki zauważyły, że jest coś nie tak.
— A może ty jesteś w ciąży? — dopytywały.
W domu Marcin — jej mąż — też zauważył, że jest jakby nieobecna, że jej myśli krążą gdzieś daleko. Wieczorem już nie wytrzymała.
— Marcin, pomóż mi, bo zwariuję.
— W czym mam ci pomóc. Widzę, że masz problem, ale opowiedz mi o nim.
— Pamiętasz może taką Majkę z Gdańska? Chodziłam z nią krótko do liceum. Teraz podczas pobytu u rodziców spotkałam ją. Wyobraź sobie — kompletne dno a w domu melina. Tylko, że to nie jest najgorsze. Najgorsze jest to, że w tej melinie jest dwójka dzieci — chłopczyk i dziewczynka. Mogą mieć nie więcej jak sześć i siedem lat. W każdym bądź razie do szkoły jeszcze nie chodzą. Ale jakie ładne dzieciaki. Mówię ci, spodobały mi się od razu i żal się ich zrobiło. Najchętniej bym je natychmiast adoptowała. Jak mam im pomóc, bo ta Majka zmarnuje dzieciaki. Pociągnie za sobą na dno. Podpowiedz mi coś.
— Z tą adopcją to jest myśl — odpowiedział Marcin — nam jakoś nie wychodzi, to może pomyślimy o tym.
— Jutro biorę urlop i jadę do Gdańska. Nie mogę tak tego zostawić.
— To jadę z tobą — odpowiedział Marcin.
Następnego dnia po powrocie z pracy wsiedli do samochodu i ruszyli w stronę Gdańska. Ruch na „siódemce” był bardzo duży w obie strony. Jechali więc powoli ale strasznie się denerwowali. Chcieli być jak najszybciej na miejscu. Dojechali dopiero późnym wieczorem. Rodzice byli zaskoczeni ich wizytą. Nie powiadomili ich wcześniej, że przyjadą, więc myśleli, że coś się stało. Ola opowiedziała im całą historię. Oboje poparli jej zamysł, ale ojciec uprzytomnił im, że adopcja to nie taka prosta sprawa. Może lepiej na początek niech zostaną rodziną zastępczą.
— Obojętnie jak ale muszę wydostać dzieciaki z rąk tej nieodpowiedzialnej baby.
Prawie całą noc siedzieli i dyskutowali. Dopiero nad ranem trochę się przespali ale już około siódmej Ola zerwała się i szykowała do wyjścia. Marcin też się ubrał. Prawie nic nie jedli tylko szybko pojechali załatwiać sprawy.
Postanowili, że najpierw pojadą do opieki społecznej. Tam okazało się, że znają sprawę, ale niezbyt dokładnie. Kiedy Ola przedstawiła całą sytuację i swoje zamiary kierowniczce MOPS-u, ta poprosiła, żeby razem pojechali do Majki.
Sytuację jaką tam zastali to był obraz nędzy i rozpaczy. Pukali do drzwi dosyć długo, ale nikt nie otwierał. Zdenerwowana Ola złapała za klamkę i okazało się, że drzwi nie są zamknięte. Weszli więc do środka. W kuchni przy pustym stole siedziały wystraszone dzieci. Tak całkiem pusty to on nie był. Brudne szklanki, talerze, jakaś łyżka, w zlewie oblepiony brudem garnek. Na podłodze pełno śmieci. Na pytanie kierowniczki kiedy ostatnio coś jadły, dzieci odpowiedziały, że wczoraj rano.
W pokoju obok kuchni stała szafa bez drzwi i resztki łóżka na którym leżała brudna kołdra bez poszwy i stara poduszka.
Na pytanie gdzie jest mama, dzieci pokazały drzwi drugiego pokoju. Kiedy tam weszli, aż ich cofnęło. Smród, zaduch i brud były nie do wytrzymania. Na materacu na podłodze leżała Majka prawie goła i bez przykrycia a obok jakiś facet całkiem goły.
Ola przygotowała się dobrze na tę wizytę. Miała dyktafon, który włączyła przed wejściem do mieszkania. Miała też aparat fotograficzny. Zaczęła więc robić zdjęcia całego mieszkania. W tym czasie obudziła się Majka.
— Co wy tu robicie? — zapytała przepitym głosem.
— Proszę wstać i ubrać się — odpowiedziała kierowniczka.
— Co, policja? Ja jestem niewinna. Nic nie zrobiłam. O… Olka, ty też z policji?
— Nie, przyjechałam ci zabrać dzieci.
— A po co? Gdzie chcesz je zabrać?
— Zabiorę je tam gdzie będą szczęśliwe.
— U mnie są szczęśliwe. Ja je kocham.
— A kiedy dałaś im coś do jedzenia, jakiś obiad?
— No… nie pamiętam. Chyba wczoraj…
— No właśnie. Widać jak je kochasz. Ja się nimi zaopiekuję.
— Dobrze, pozwalam ci. Tylko pożycz mi stówę.
— Znowu zaczynasz? Nic nie dostaniesz.
— To chociaż piwo… albo dwa.
— A co, dzieci za piwo chcesz sprzedać. Piwo za jedno? Taka z ciebie matka?
— Proszę pani, zabieramy dzieci do rodziny zastępczej. Potem sąd zadecyduje co dalej — powiedziała kierowniczka.
W tym czasie obudził się mężczyzna.
— Dzień dobry, gdzie ja jestem? Kim pani jest? — zwrócił się do Majki — gdzie moje ubranie?
— Cicho bądź. Leż i nie przeszkadzaj — odpowiedziała Majka.
Ola poszła do dzieci. Chwilę z nimi porozmawiała, pomogła im się ubrać i wyprowadziła do samochodu.
— Ola, daj chociaż dychę — zawołała jeszcze Majka.
Wsiedli do samochodu. Ola usiadła z tyłu z dziećmi, przytuliła je i płakała.
— Może zatrzymam się przy sklepie i kupię chociaż bułki dla dzieci — zapytał Marcin
— Tak, oczywiście… — odpowiedziała Ola.
— Pani Olu, pani tak je przytula a one mogą mieć wszy.
— No i co z tego… Pani zobaczy jakie to ładne dzieciaki i takie skrzywdzone. Mogę się dla nich poświęcić. Wszy...co tam wszy, tu waży się ich całe przyszłe życie a pani o wszach. Trochę serca… Wszy dla niej ważne…
— Przepraszam, nie powinnam…
Marcin wrócił tymczasem ze sklepu. Kupił kilka drożdżówek. Dał dzieciom a one wprost je połykały.
— Nie wiedziałem co kupić. Nic specjalnego nie było więc chociaż te drożdżówki.
— Bardzo dobrze zrobiłeś. Pani kierowniczko, gdzie z nimi jedziemy?
— Do rodziny zastępczej. Będą tam tydzień albo dwa. Potem sąd zadecyduje co dalej.
— A co my mamy zrobić, żebyśmy mogli się nimi zaopiekować?
— Musicie na początek utworzyć rodzinę zastępczą a potem starać się o adopcję.
— Pomoże nam pani?
— Pomogę. Zawieziemy dzieci, potem pojedziemy do biura i zaczniemy załatwiać.
— Dobrze, dziękuję…
Zajechali do domu na przedmieściach Gdańska. Kierowniczka wcześniej uprzedziła telefonicznie, że wiozą do nich dzieci, więc wszystko na nich czekało. Najpierw kąpiel, potem czyste ubranka i obiad.
Kierowniczka już chciała wracać, ale Ola uprosiła ją, żeby jeszcze zaczekać aż się najedzą. Potem pożegnała się z nimi i obiecała, że za kilka dni ich odwiedzi.
Płakała gdy wsiadała do samochodu a Marcin nic nie mówił, chociaż żal mu było tych maluchów.
— Czemu nic nie mówisz? — zapytała Ola.
— Co tu można mówić? Trzeba szybko załatwiać sprawy i zabrać je stąd. Ich życie nareszcie musi się ustabilizować. Musimy im pomóc.
Dojechali do biura, tam zostawili swoje dane, napisali pismo do sądu, wypełnili jakieś formularze i wrócili do rodziców. Teraz tylko kilka tygodni niepewności czy sąd pozwoli im zabrać dzieci. Cała rodzina wierzy, że tak.
Darmowy fragment
więcej..