Droga rzadziej przemierzana - ebook
Droga rzadziej przemierzana - ebook
Nowa psychologia miłości, wartości tradycyjnych i rozwoju duchowego
Droga rzadziej przemierzana od czasu pierwszego wydania przed trzydziestu pięciu laty wciąż zajmuje czołowe miejsca na prestiżowych listach bestsellerów; jest najbardziej poczytną książką o rozwoju duchowym człowieka - sprzedano ponad dwadzieścia milionów egzemplarzy w ponad trzydziestu językach. Książka zmarłego w 2005 roku amerykańskiego psychiatry, myśliciela i neurologa jest napisana lekko, bez uciekania się do naukowej nowomowy, łatwych recept czy ogólnikowych sformułowań. Stawiając znak równości między rozwojem duchowym a psychicznym, dr Peck stwierdza, że psychologia i religia uzupełniają się w procesie dążenia ku pełni człowieczeństwa. Autor przedstawia metody radzenia sobie z trudnościami codziennego dnia, dzięki którym można je skutecznie pokonywać, a zarazem osiągać coraz wyższe poziomy świadomości.
„Wspaniała książka o samopomocy… Kocham ją, jest moim duchowym schronieniem i jestem pewien, że każdy znajdzie w jej lekturze inspirację do duchowego przełomu".
Boy George, „Sunday Express”
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8116-143-5 |
Rozmiar pliku: | 922 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ktoś obcy wypowie jutro z mistrzowskim zdrowym rozsądkiem dokładnie to właśnie, cośmy myśleli i czuli cały czas.
Ralph Waldo Emerson Poleganie na sobie1
W listach od czytelników Drogi rzadziej przemierzanej najczęściej pojawiała się wdzięczność za moją odwagę. Nie chodziło im o to, że napisałem coś nowego, lecz że podjąłem tematy, które ich nurtowały, jednak bali się o nich rozmawiać.
Nie mam jasności w kwestii mojej rzekomej odwagi. Być może lepszym określeniem byłaby „wrodzona beztroska”. Krótko po ukazaniu się tej książki jedna z moich pacjentek była na przyjęciu, na którym podsłuchała rozmowę między moją matką a inną starszą panią. Druga pani powiedziała w kontekście mojej książki: „Musisz być dumna ze swojego syna”. Moja matka odpowiedziała na to czasem słyszanym u starszych ludzi cierpkim tonem: „Dumna? Nieszczególnie. Nie ma w tym żadnej mojej zasługi. To wszystko jest w jego umyśle. To jest dar”. Moim zdaniem mama przesadziła, mówiąc, że nie było w tym jej zasługi, ale słusznie przypisała autorstwo Drogi jakiegoś rodzaju darowi.
Dar ten po części ma swoje korzenie w odległej przeszłości. Moja żona Lily i ja zaprzyjaźniliśmy się z pewnym młodszym od nas mężczyzną Tomem, który w dzieciństwie jeździł na te same kolonie letnie co ja. Bawiłem się tam ze starszymi braćmi Toma i jego matka znała mnie jako dziecko. Pewnego wieczoru, kilka lat przed publikacją Drogi, Tom był zaproszony do nas na kolację. Nocował u matki i dzień wcześniej powiedział jej:
— Mamo, jutro idę na kolację do Scotta Pecka. Pamiętasz go?
— Oczywiście — odpowiedziała. — To ten chłopiec, co zawsze mówił o sprawach, o których ludzie nie powinni mówić.
A zatem, jak widzicie, mój dar ma dosyć odległe korzenie. Zapewne się domyślacie, że w otaczającej mnie za młodu kulturze byłem trochę „obcy”.
Ponieważ dopiero debiutowałem jako autor, Drogę opublikowano bez fanfar. Jej niezwykły sukces komercyjny był rozłożony w czasie. Na ogólnokrajowe listy bestsellerów moja książka trafiła dopiero w 1983 roku, pięć lat po publikacji — i jestem za to niezmiernie wdzięczny losowi. Gdyby odniosła natychmiastowy sukces, to raczej nie poradziłbym sobie z niespodziewaną sławą, ponieważ byłem na to za mało dojrzały. W każdym razie Droga była „uśpionym” bestsellerem i o jej sukcesie zdecydowały przekazywane z ust do ust rekomendacje czytelników. Informacje o niej wędrowały kilkoma drogami. Jedną z tych dróg byli Anonimowi Alkoholicy. Pierwszy list od zachwyconego czytelnika, jaki dostałem, zaczynał się następująco: „Pan musi być alkoholikiem!”. Nie umiał sobie wyobrazić, że ktoś mógł napisać taką książkę, nie będąc członkiem AA, spokorniałym na skutek swojego alkoholizmu.
Gdyby Droga ukazała się dwadzieścia lat wcześniej, wątpię, czy zyskałaby choć niewielką liczbę czytelników. Ruch Anonimowych Alkoholików zaczął się rozwijać dopiero w połowie lat pięćdziesiątych (nie chcę przez to powiedzieć, że większość czytelników mojej książki to alkoholicy). Co istotniejsze, to samo dotyczy psychoterapii. W chwili ukazania się Drogi w Stanach Zjednoczonych istniała duża grupa psychologicznie wyrobionych ludzi, którzy głęboko się zastanawiali nad „różnymi sprawami, o których ludzie nie powinni mówić” i podświadomie czekali na kogoś, kto powie to wszystko na głos.
Dzięki temu popularność Drogi zwiększała się na zasadzie kuli śniegowej, co trwa do dzisiaj. Nawet pod koniec mojej kariery gościnnego wykładowcy mówiłem moim słuchaczom: „Nie jesteście grupą przeciętnych Amerykanów. Mimo to są pewne uderzające cechy, które was ze sobą łączą. Jedną z nich jest to, że bardzo wielu z was przeszło albo przechodzi psychoterapię w ramach programu dwunastu kroków albo u terapeuty akademickiego. Wątpię, abyście mieli poczucie, że naruszam waszą prywatność, kiedy was poproszę, żeby ci z was, którzy otrzymali albo otrzymują pomoc terapeutyczną, podnieśli ręce”. Dziewięćdziesiąt pięć procent słuchaczy podnosiło ręce. „Rozejrzyjcie się wokół siebie. Z tego, co widzicie, płyną istotne wnioski. Należycie do ludzi, którzy wychodzą poza tradycyjną kulturę”. Przez wychodzenie poza tradycyjną kulturę rozumiałem między innymi to, że moi słuchacze zastanawiali się nad „różnymi sprawami, o których ludzie nie powinni mówić”. Rozwijałem ten temat i podkreślałem wyjątkowe znaczenie tego zjawiska, a oni zgadzali się ze mną.
Niektórzy nazywali mnie prorokiem. Jeżeli mogę przystać na ten pompatyczny tytuł, to tylko dlatego, że prorokiem nie musi być ktoś, kto zna przyszłość — może nim być również osoba, która potrafi rozpoznać znaki czasów. Moja książka odniosła sukces po części dlatego, że trafiła na swój czas i istniało na nią zapotrzebowanie.
Dwadzieścia pięć lat temu, po premierze Drogi, naiwnie marzyłem, że w gazetach na terenie całego kraju ukażą się jej recenzje. W rzeczywistości napisała o niej tylko jedna osoba… Ale co to była za recenzja! Sukces mojej książki w dużym stopniu muszę przypisać Phyllis Theroux. Phyllie sama jest znakomitą autorką, a w tamtym okresie pracowała również jako recenzentka książek i przypadkowo natrafiła na egzemplarz sygnalny Drogi wśród wielu innych tomów w biurze szefa redakcji literackiej „Washington Post”. Po przejrzeniu spisu treści zabrała książkę do domu i dwa dni później zażądała, żeby pozwolić jej ją zrecenzować. Naczelny zgodził się po pewnych wahaniach i Phyllie przystąpiła do pisania recenzji, która miała „zrobić z książki bestseller”, jak to określa ona sama. Cel ten zrealizowała. W ciągu tygodnia po ukazaniu się recenzji Droga trafiła na listę bestsellerów w stanie Waszyngton, wiele lat przed tym, zanim znalazła się na jakiejkolwiek liście ogólnokrajowej. Wystarczyło to jednak, żeby nie popadła w zapomnienie.
Jestem wdzięczny Phyllis z jeszcze innego powodu. Kiedy sprzedaż Drogi zaczęła rosnąć, nie chcąc dopuścić, aby woda sodowa uderzyła mi zbytnio do głowy, powiedziała mi: „Pamiętaj, że to nie jest twoja książka”.
Od razu zrozumiałem, o co jej chodzi. Żadne z nas dwojga nie twierdzi, że Droga jest słowem Bożym czy też w jakimkolwiek innym sensie „objawionym”. To ja ją napisałem i jest tam wiele fragmentów, w których teraz użyłbym lepszych słów i zwrotów. Nie jest ona doskonała i ponoszę pełną odpowiedzialność za jej usterki. Mimo to, a być może dlatego, że była potrzebna, nie mam najmniejszych wątpliwości, że kiedy pracowałem nad nią w moim ciasnym gabinecie, ktoś lub coś mi pomagało. Nie potrafię wyjaśnić natury tej pomocy, ale doświadczenie to nie jest w żadnym razie wyjątkowe. Można wręcz powiedzieć, że na swoim najgłębszym poziomie książka ta dotyczy właśnie charakteru tej pomocy.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------
1 R.W. Emerson, Poleganie na sobie, przeł. A. Tretiak, idem, Eseje, 1, Test, Lublin 1997, s. 63.Wstęp
Zawarte poniżej przemyślenia w większości wynikają z mojej codziennej pracy klinicznej z pacjentami, którzy uciekali przed dojrzałością albo próbowali przejść na jej wyższy poziom. Książka zawiera zatem elementy rzeczywistych historii chorób. Jednym z filarów praktyki psychiatrycznej jest poufność, w związku z czym zmieniłem imiona i inne szczegóły dotyczące pacjentów, aby zapewnić im anonimowość, a jednocześnie nie zniekształcić rzeczywistej natury naszych wspólnych doświadczeń.
Zniekształcenie to może jednak wynikać z tego, że zawarte w mojej książce opisy przypadków są stosunkowo krótkie. Proces psychoterapeutyczny rzadko przebiega szybko, ale ponieważ z konieczności skupiałem się na najważniejszych sprawach, czytelnik może odnieść wrażenie, że jest to klarowny proces z wyraźnie zaznaczoną dramaturgią. Dramaturgia jest realna, a klarowność może w końcu zostać osiągnięta, należy jednak pamiętać, że aby uniknąć nadmiernego zagmatwania, w opisach przypadków pominąłem długie okresy zagubienia i frustracji, które prawie zawsze pojawiają się podczas terapii.
Chciałbym również przeprosić za konsekwentne odwoływanie się do Boga w jego tradycyjnie męskiej formie, robię to jednak dla prostoty, a nie z powodu jakichś dogmatycznych przekonań na temat płci Stwórcy.
Jako psychiatra muszę na początku wspomnieć o założeniach, które legły u podstaw tej książki. Po pierwsze, nie czynię rozróżnienia między umysłem i duchem, a tym samym między rozwojem duchowym i rozwojem mentalnym.
Po drugie, wewnętrzny rozwój to proces złożony, mozolny i trwający całe życie. Jeżeli psychoterapia ma w istotnym stopniu pomóc w procesie rozwoju mentalnego i duchowego, nie może być procedurą szybką i prostą. Nie należę do żadnej konkretnej szkoły psychiatrycznej czy psychoterapeutycznej; nie jestem freudystą, jungistą, adlerystą, behawiorystą czy gestaltystą. Nie wierzę w istnienie jednego prostego rozwiązania każdego problemu. Uważam, że krótkie formy psychoterapii mogą pomóc i nie należy potępiać ich w czambuł, ale jest to pomoc z konieczności powierzchowna.
Rozwój duchowy to długa podróż. Chciałbym podziękować tym moim pacjentom, którzy pozwolili, abym im towarzyszył w niektórych etapach tej podróży. Ich wędrówka była bowiem również moją wędrówką i wiele z tego, co przedstawiam w mojej książce, nauczyliśmy się razem. Chciałbym także podziękować wielu moim nauczycielom i kolegom po fachu. Wyróżnia się wśród nich moja żona Lily. Lily daje mi tak wiele, że nie sposób odróżnić jej mądrość jako małżonki, rodzica, psychoterapeutki i człowieka od mojej własnej mądrości.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki