- W empik go
Droga życia - ebook
Droga życia - ebook
Życie Katherine nigdy nie było usłane różami. Zaraz po narodzinach została odebrana matce i oddana na wychowanie obcej rodzinie. Nieświadoma swoich prawdziwych korzeni, dziewczyna powoli wkracza w dorosłość, rozpoczyna studia i znajduje pierwszą pracę. Zrządzenie losu sprawia, że wkrótce pozna swoją rodzoną matkę, a także mężczyznę, z którym będzie mogła stworzyć dom, o jakim zawsze marzyła. Katherine ma nadzieję, że oto rozpoczyna się nowy, najszczęśliwszy rozdział w jej życiu, ale Bóg ma wobec niej inne plany...
Powieść Agaty Awlam to nie tylko poruszająca historia o miłości, która może odmienić nasze życie, ale również przewodnik w trudnej podróży nazywanej życiem. Przewodnik, który daje nadzieję, koi zszargane trudną codziennością nerwy i pobudza do zmian.
Usiadł na ławce obok Katherine, zdjął z siebie kurtkę i zarzucił ją na ramiona dziewczyny. Kiedy to zrobił, spojrzała na niego i szeptem podziękowała. Chłopak uśmiechnął się i zapytał:
– Dlaczego płaczesz?
Dziewczyna otarła ręką łzy i odpowiedziała:
– Bo cały świat wywrócił mi się do góry nogami.
– Hm… może nie jest aż tak źle, jak ci się wydaje, ale nie mogę tego ocenić, dopóki nie powiesz mi, co konkretnie się stało…
– Mam ci się zwierzyć? Przecież w ogóle się nie znamy.
– I w czym to przeszkadza? Uwierz, czasem łatwiej jest zwierzyć się obcej osobie niż komuś bliskiemu. Ale oczywiście do niczego nie będę cię zmuszał.
Katherine, po chwili namysłu, powiedziała:
– Dobrze, powiem ci, co się stało.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-111-0 |
Rozmiar pliku: | 799 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Był rok 1948. Wtedy to, w domu pewnej ubogiej rodziny, narodziła się Katherine – śliczna dziewczynka. Jej matka od razu bardzo ją pokochała. Patrzyła w jej piękne, niebieskie oczy i promieniała z radości… Szczęście kobiety nie trwało jednak długo. Kiedy zobaczyła swojego starszego brata, nagle wybuchła płaczem. Wiedziała, co musi nastąpić, i w żaden sposób nie mogła się z tym pogodzić. Chciała, aby czas się zatrzymał. Tuliła córeczkę mocno do siebie i mówiła jej, że bardzo ją kocha.
Na drugi dzień Katherine już nie było. Matka bardzo ubolewała nad stratą córki, ale wiedziała, że tylko w ten sposób może zapewnić jej godne życie. Katherine została zabrana gdzieś daleko przez swojego wujka, a on nigdy nie chciał powiedzieć siostrze, dokąd ją wywiózł. Ilekroć matka dziewczynki pytała, gdzie ona jest, on odpowiadał zawsze to samo: „Tam, gdzie będzie jej dobrze”. A potem dodawał jeszcze: „Zapomnij o niej, Renato!” i zmieniał temat.
Tymczasem Katherine jechała coraz dalej i dalej, przekładana z rąk do rąk, aż pewnego dnia znalazła się w… szpitalu. Dziewczynka karmiona mlekiem z butelki, pozbawiona matczynej opieki, zachorowała. Miała problemy z oddychaniem i wystąpiła u niej wysoka gorączka. Posłaniec, który wtedy ją przewoził, bardzo się przestraszył i dlatego zawiózł ją do pobliskiego szpitala. Tam oddał lekarzowi i powiedział mu: „Ta dziewczynka musi trafić do jakiejś rodziny. Ja jestem tylko posłańcem. Mam tu list, w którym jest wszystko wyjaśnione”.
Lekarz nie zdążył nic powiedzieć, gdyż posłaniec wybiegł ze szpitala. Zaskoczony doktor natychmiast zabrał dziewczynkę na badania i rozpoczął leczenie. Jak się później okazało, nie było to nic groźnego i już po kilku dniach stan Katherine znacznie się poprawił. Wtedy dopiero lekarz przypomniał sobie o liście, który dał mu posłaniec. Wyjął go z koperty i zaczął czytać.
Drogi człowieku!
Kimkolwiek jesteś, skoro czytasz ten list, to znaczy, że masz przy sobie małą dziewczynkę. To Katherine. Jej matka nie może się nią zająć. Dlatego proszę Cię, znajdź jej rodzinę. Jeżeli sam nie możesz się nią zająć, to znajdź kogoś, kto się nią zaopiekuje. Ona nie może trafić do domu dziecka. Musi mieć prawdziwy dom. Liczę na Ciebie.
Nie było żadnego podpisu, nic więcej, tylko te kilka zdań.2. Zamiana
W Brzozowym Gaju, miejscowości leżącej pięć kilometrów od szpitala, mieszkała kochająca się rodzina – małżeństwo z dwójką dzieci. Kobieta miała na imię Elżbieta i wraz ze swym mężem Karolem spodziewała się trzeciego dziecka. Nie była to bogata rodzina – wręcz przeciwnie – ledwo co wiązała koniec z końcem. Jednak zawsze dawała sobie jakoś radę. Rodzice byli katolikami i każde cierpienie, każdy problem powierzali Panu Bogu. To On dawał im siłę i tylko dzięki temu, że Mu ufali, zdecydowali się na trzecie dziecko. Elżbieta i Karol starali się wychowywać dzieci jak najlepiej. Już od początku wychowywali je w duchu chrześcijaństwa. Starsza córka – Marta, pomagała rodzicom, jak tylko mogła. Gdy przyszła na świat jej młodsza siostra – Monika, miała pięć lat. Bardzo cieszyła się, że ma taką małą siostrzyczkę. Teraz miało przyjść na świat trzecie dziecko.
Elżbieta bardzo przeżywała tę ciążę. Wiele razy trafiała do szpitala, bo miała silne bóle. Jednak za każdym razem był to fałszywy alarm. Aż wreszcie pewnego dnia rozpoczął się poród. Bardzo męczący i długi – trwał kilkanaście godzin. Kiedy w końcu kobiecie udało się urodzić, dowiedziała się tylko, że jest to dziewczynka. Nie było słychać płaczu dziecka, a wokół nagle zrobił się szum. Lekarz prowadzący wybiegł z dzieckiem z sali porodowej, a Elżbieta, przeczuwając najgorsze, zaczęła modlić się resztkami sił. Prosiła Boga, by ocalił jej córkę.
Niestety, nie udało się jej uratować. Lekarz przekazał tę wiadomość ojcu zmarłej dziewczynki. Karol nie wiedział, co robić, był zrozpaczony.
– Co ja teraz powiem mojej żonie?! Przecież ona tego nie przeżyje… – mówił do siebie.
I wtedy nagle lekarzowi przyszło coś na myśl. Poprosił Karola do swojego gabinetu i tak rozpoczął rozmowę:
– Rozumiem, że to musi być dla pana ogromny ból, ale niech pan raczy mnie wysłuchać.
– Słucham… – odrzekł na wpół przytomny Karol.
– Mamy tu w szpitalu pewną dziewczynkę, Katherine, która trafiła do nas w bardzo dziwny sposób. Jest noworodkiem. Według mnie nie ma więcej niż dwa tygodnie. Nie będę teraz wdawać się w szczegóły, ale powiem krótko, ona potrzebuje rodziny, kogoś, kto się nią zajmie, da jej miłość, poczucie bezpieczeństwa…
– Do czego pan zmierza?
– Proponuję, aby państwo zabrali to dziecko i traktowali jak własne. Sam pan mówił, że dla żony byłby to wielki cios, gdyby dowiedziała się, że jej dziecko nie żyje. Ona nie musi wiedzieć, że to nie jej córka. Myślę, że to najlepsze rozwiązanie w tej sytuacji.
– Ale jak to sobie pan wyobraża? Jak miałbym adoptować tę dziewczynkę bez wiedzy żony?
– Nie mówię o adopcji. Nikt się nie dowie, że to nie pańskie dziecko, tylko my dwaj wiemy o śmierci tamtego… Proszę mi powiedzieć, jaką ma pan grupę krwi?
– A Rh+…
– To świetnie, bo pańska żona ma grupę krwi B Rh+, co oznacza, że wasz potomek może mieć grupę 0 Rh+. Widzi pan, wszystko się pomyślnie układa. Weźmie pan tę dziewczynkę i zapomni o wszystkim.
– Łatwo panu mówić… A jak miałbym niby pochować zmarłą córkę, żeby się to nie wydało?
– Spokojnie, niedaleko szpitala znajduje się cmentarz, na którym są zbiorowo chowane zmarłe noworodki porzucone przez rodziców. Osobiście dopilnuję, by pańska córka została tam pochowana.
Na te słowa Karol zamyślił się. Sam nie wiedział, jak postąpić. To, co proponował mu lekarz, było dla niego czymś niepojętym, nierealnym. W końcu jednak dał się przekonać. Nie chciał, aby jego żona cierpiała, a małej Katherine także zrobiło mu się żal. Gdy tylko ją zobaczył, pokochał od razu. I te jej piękne niebieskie oczy…3. Imię
Nadszedł kolejny dzień, niedziela. Wtedy Elżbieta ujrzała po raz pierwszy swoją córkę. Była nią zachwycona. Trzymała ją na rękach i tuliła do siebie. Ciągle powtarzała z uśmiechem na ustach: „Moja mała córeczka”, a przy tym dziękowała Bogu za ocalenie małej. Karol już dawno nie widział jej takiej szczęśliwej i coraz bardziej nabierał pewności, że podjął słuszną decyzję. Kiedy tak siedzieli obok siebie, ciesząc się z obecności dziecka, do sali weszła pielęgniarka. Przywitawszy się, powiedziała, że musi zabrać małą na badania. Podeszła do łóżka pacjentki i wzięła dziewczynkę na ręce. Kiedy miała już wychodzić, zapytała o imię dla dziecka.
– Nie ustaliliśmy jeszcze imienia dla naszej córeczki – powiedziała Elżbieta.
– Będzie miała na imię Katherine – odrzekł bez zastanowienia Karol.
– Dlaczego Katherine? Przecież to nie jest polskie imię. Skąd u ciebie taki pomysł? – zapytała zdziwiona żona.
– Elu, do tej pory to do ciebie należało decydujące słowo przy wyborze imion dla naszych dzieci. Pozwól, że tym razem ja zdecyduję.
– Masz rację. Dobrze, ale czy jesteś pewny, że Katherine to odpowiednie imię dla naszej córki?
– Tak, jak najbardziej.
Po kilku dniach rodzina opuściła szpital. Cała trójka, gdy weszła do swego domu, została mile przywitana przez Martę i Monikę. Dziewczynki przygotowały małą ucztę powitalną dla swojej siostrzyczki i rodziców. Obie nie odstępowały Katherine na krok. Od razu ją pokochały.4. Dzieciństwo
Katherine z dnia na dzień rosła i piękniała. Została otoczona troskliwą opieką rodziny. Na chrzcie otrzymała imiona Katherine Agata. Karol i Elżbieta starali się, by ich córce niczego nie brakowało. Jeżeli nie starczało im pieniędzy, to rezygnowali z własnych przyjemności i potrzeb, aby ich dzieci miały wszystko, co im potrzebne. Marta i Monika bardzo pomagały rodzicom: przewijały siostrę, czuwały przy niej. Wszyscy członkowie rodziny Jasieńskich wspierali się wzajemnie i otaczali miłością.
W wieku czterech lat Katherine poszła do przedszkola. Początkowo trudno jej się było przyzwyczaić do tego, że musi zostać sama z obcymi ludźmi. Płakała, gdy mama zostawiała ją samą. Nie chciała się bawić z innymi dziećmi i z niecierpliwością wyczekiwała, aż ktoś z rodziny ją odbierze. Z czasem jednak przyzwyczaiła się do tego nowego miejsca. Zaprzyjaźniła się też z jedną dziewczynką, która była bardzo do niej podobna z charakteru. Od tej pory miała się z kim bawić i czas spędzany w przedszkolu upływał jej znacznie szybciej. Niestety, dziewczynka ta wkrótce się przeprowadziła i więcej jej już nie zobaczyła.
Trzy lata później Katherine rozpoczęła naukę w pierwszej klasie podstawówki. Bardzo szybko nauczyła się płynnie czytać i starannie pisać oraz wykonywać podstawowe działania na liczbach: dodawać, odejmować, mnożyć i dzielić. Wyróżniała się na tle całej klasy. Nauczyciele mówili jej, że z powodzeniem mogłaby przeskoczyć o jedną klasę wyżej, gdyż jej wiedza wykracza poza podstawy programowe.
Przez kolejne lata Katherine rozwijała swoje zdolności, między innymi poprzez czytanie różnych książek. Zawsze kończyła rok szkolny z bardzo dobrymi wynikami. Zaczęła udzielać się też w konkursach i na olimpiadach. Wcześniej przygotowywała się do nich, chodząc na zajęcia dodatkowe. Często otrzymywała wyróżnienia lub nawet zajmowała czołowe miejsca. Pomimo wielu osiągnięć i wielkiej inteligencji Katherine pozostawała spokojną, skromną dziewczyną. Nigdy się nie wywyższała i zazwyczaj pozostawała w cieniu. Miała dużo koleżanek, ale z żadną nie była tak zżyta jak z tą jedną z przedszkola.5. Nowa znajomość
W wieku szesnastu lat Katherine poszła do liceum. Nowa szkoła, nowi ludzie – wszystko to sprawiało, że dziewczyna była w ciągłym stresie. Denerwowała się, czy zostanie dobrze przyjęta w klasie. Z początku było jej ciężko, ale wkrótce oswoiła się z nowym miejscem. Jak się okazało, spotkała tam miłe koleżanki. Oczywiście znaleźli się i tacy, którzy się z niej śmiali i obgadywali ją, ale ona starała się nie zwracać na to uwagi. Nie przywiązywała wagi do tego, jak się ubiera – chodziła skromnie ubrana – nie malowała się ani w żaden sposób nie stroiła, mimo to wyglądała całkiem przyzwoicie i nikt nie mógł zarzucić jej niedbalstwa. Podobnie jak we wcześniejszych latach, dziewczyna uczyła się bardzo dobrze i udzielała się w różnych konkursach.
Pewnego dnia Katherine poznała Bartka – chłopaka dość różniącego się od niej. Miał siedemnaście lat i, w przeciwieństwie do niej, był raczej duszą towarzystwa. Katherine spotkała go po raz pierwszy na szkolnej stołówce, kiedy to podszedł do niej i zapytał, czy może się dosiąść. Oczywiście zgodziła się, bo widziała, że brakuje miejsc siedzących, a obok niej było jeszcze jedno wolne. Wtedy chłopak zapytał:
– Jestem Bartek, a ty jak masz na imię?
– Katherine – odpowiedziała.
– O… ciekawe imię. Do której chodzisz klasy?
– Do pierwszej liceum.
– Popatrz, ja do drugiej. A na jakim profilu jesteś?
– Na biologiczno-chemicznym, a ty?
– Humanistyczny, ale w sumie to nie wiem, po co poszedłem na ten profil, same nudy…
Katherine nic nie odpowiedziała, tylko jadła dalej swój obiad.
– Czym się interesujesz? – przerwał ciszę Bartek.
– Hmm… Lubię czytać książki, słuchać muzyki, grać w siatkówkę i ogólnie przyrodę.
– Ja uwielbiam grać w piłkę nożną, kocham imprezy i spotkania z kumplami – powiedział Bartek w chwili, gdy zadzwonił dzwonek.
– Dobra, to ja lecę na lekcję – odrzekła Katherine, wstając od stolika.
– Szkoda, fajnie się gadało. A może spotkamy się po lekcjach?
– Dziękuję za propozycję, ale muszę odmówić. Mam dzisiaj sporo nauki, więc sam rozumiesz… – powiedziała dziewczyna i pobiegła na zajęcia.
Tak, nauka… Na jakim świecie ona żyje? – pomyślał Bartek i wziął sobie jeszcze dokładkę obiadu.6. Zakład
Następnego dnia, gdy Katherine przyszła do szkoły, Bartek już na nią czekał. Zaczepił ją na korytarzu i zapytał:
– Hej! I jak tam, nauczyłaś się na dzisiaj?
– Cześć! Tak, choć ciężko było się wyrobić.
Chciała iść dalej, lecz chłopak ją zatrzymał i rzekł:
– To może dzisiaj będziemy mogli się spotkać po lekcjach?
– Raczej nie, dzisiaj mam ważny wyjazd.
– Skoro tak, to trudno. – Tyle Bartek zdążył powiedzieć, zanim Katherine weszła do klasy.
Chłopak podszedł do swoich kumpli, którzy ze śmiechem go powitali.
– Ej, stary, coś mi się wydaje, że przegrasz ten nasz zakład – powiedział jeden z nich.
– Jeszcze zobaczymy – odrzekł Bartek.
– No nie wiem, ta dziewczyna nawet nie chce się z tobą umówić, a co dopiero pójść na imprezę – dodał drugi kolega.
– Jeszcze mam czas. Zobaczycie, że wygram ten zakład!
– Znowu nie tak dużo masz tego czasu, bo został ci niecały miesiąc. A z tego, co słyszeliśmy, to ta dziewczyna jest największą kujonką w szkole, więc poderwanie jej nie będzie takie proste – naśmiewali się koledzy.
Po tych słowach Bartek zamyślił się i dopiero po chwili odrzekł:
– Nie uwierzycie, ale właśnie wpadłem na świetny pomysł. Już wiem, jak ją do siebie przekonać. Dzięki, koledzy!
Nie zdążyli zapytać, co to za pomysł, bo właśnie przyszła nauczycielka i kazała im wejść do klasy.
Po lekcjach Bartek zatrzymał Katherine i poprosił o chwilę rozmowy.
– Wiem, że dzisiaj jesteś zajęta, ale ja mam do ciebie sprawę… – zaczął chłopak.
– Tak? Słucham, co to za sprawa?
– Widzisz, za półtora miesiąca kończymy rok szkolny, a ja jestem zagrożony z kilku przedmiotów. I właśnie miałbym prośbę, żebyś mi pomogła z chemią. Wiesz, z innymi przedmiotami dam sobie jakoś radę, ale chemii w ogóle nie rozumiem. Czy byłabyś tak miła i poświęciłabyś trochę czasu, aby poćwiczyć ze mną rozwiązywanie zadań z chemii?
– Przecież ty jesteś w drugiej klasie, więc ja pewnie jeszcze nie miałam tego, co ty – powiedziała zdziwiona Katherine.
– Właśnie, że miałaś. Nasza nauczycielka od chemii mówiła, że teraz przerabiamy to, co pierwsze klasy mają na rozszerzeniu.
– Skoro tak, to może mogłabym ci trochę pomóc, ale nie wiem, czy nie będziesz potrzebował prawdziwego korepetytora, bo na przerwach to ty za wiele się nie nauczysz.
– Wiem. Właściwie to chciałem, abyś ty była moją korepetytorką. Moglibyśmy spotykać się na przykład w weekendy. Co ty na to?
– Sama nie wiem… – wahała się dziewczyna.
– Proszę, zgódź się. Ja oczywiście będę ci płacił.
– Jak to? Myślałam, że prosisz mnie o pomoc, bo nie stać cię na dobrego korepetytora, a wygląda na to, że jednak masz pieniądze. Skoro tak, to nie rozumiem, dlaczego chcesz, żebym to ja ci pomagała.
– Słuchaj, nie ukrywam, że liczyłem na jakąś zniżkę, no wiesz, tak po znajomości.
– A więc jednak, nie stać cię. Trzeba było tak od razu.
– Czy to znaczy, że się zgadzasz?
– Tak, i nie musisz mi nic płacić. Potraktujmy to jak zwykłą pomoc.
– Dziękuję. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy – odetchnął z ulgą Bartek.
– Nie ma sprawy. Przepraszam, ale muszę już lecieć.
– Tak, pamiętam, masz pilny wyjazd. W takim razie jutro ustalimy szczegóły. Na razie!
– Cześć – powiedziała na pożegnanie Katherine i pobiegła szybko do domu.7. Ukojony ból
Katherine zaraz po powrocie do domu pojechała z rodzicami do lekarza. Już od jakiegoś czasu odczuwała ból w dolnej części brzucha, który nieraz nasilał się tak bardzo, że nawet tabletki przeciwbólowe nie pomagały. W szpitalu została przebadana i skierowana do ginekologa, gdyż okazało się, że jest coś nie tak z jej układem rozrodczym. Katherine musiała następnego dnia zwolnić się z ostatnich lekcji, ponieważ ginekolog przyjmował tylko do godziny piętnastej. Doktor pytał ją o różne rzeczy – gdzie dokładnie ją boli, od kiedy odczuwa te bóle, czy nie chorowała wcześniej. Zrobiono jej badania, jednak na wyniki trzeba było czekać kilka dni. Ginekolog przepisał dziewczynka leki przeciwbólowe i poprosił o zostawienie numeru telefonu.
Przez kolejne dni Katherine z niecierpliwością oczekiwała na wyniki. Cały czas chodziła zamyślona i jakby nieobecna duchem. Nie zauważyła Bartka, który do niej machał z daleka, kiedy szła do szkoły. Chłopak podbiegł do niej i przywitał się. Zaczął coś wspominać o ich wspólnej nauce, lecz Katherine mu przerwała i powiedziała, że się spieszy i nie może teraz rozmawiać. Na to on zażartował:
– Ale ty zabiegana jesteś. Niedługo będzie trzeba rezerwować sobie termin, żeby z tobą porozmawiać.
Jednak Katherine nie było do śmiechu.
– O czym chcesz rozmawiać? – zapytała tylko.
– Chciałem ustalić szczegóły dotyczące nauki chemii, no wiesz, kiedy i gdzie moglibyśmy się spotykać.
Dziewczyna rzekła:
– Dobrze, omówimy to, ale nie dzisiaj. Jest jeszcze trochę czasu…
– No wiesz, ale to dosyć pilne. Niedługo będę musiał zaliczyć pierwszą partię materiału – nalegał chłopak.
– Wiem, ale naprawdę teraz nie mogę. Obiecuję ci, że jeszcze w tym tygodniu wszystko ustalimy.
– OK, niech będzie. Trzymam cię za słowo.
Jeszcze tego samego dnia do domu Jasieńskich zadzwonił ginekolog i powiedział, że są już wyniki badań. Katherine chciała natychmiast jechać je odebrać, lecz matka powiedziała, że jest zbyt późno i dzisiaj już nie zdążą. Dziewczyna musiała uzbroić się w cierpliwość.
Następnego dnia z samego rana pojechali do poradni.
– Jak państwo widzicie, nie wygląda to najlepiej – powiedział lekarz, podając rodzicom Katherine wyniki.
– Ale niech pan nam powie, jakie mogą być tego skutki, bo to, co tu jest napisane, niewiele nam mówi – rzekła Elżbieta.
– Przykro mi to mówić, ale wygląda na to, że pani córka będzie bezpłodna.
– Jak to, doktorze, czy to już pewne? – zapytała zaniepokojona Katherine.
– Nie, bo oczywiście istnieje szansa, że po poddaniu się leczeniu będziesz mogła w przyszłości mieć dzieci, ale szczerze mówiąc, szanse są niewielkie.
– Rozumiem…
Tylko tyle zdołała powiedzieć Katherine. Wybiegła z gabinetu i zaraz za drzwiami wybuchła płaczem. Czuła się okropnie. Zawsze marzyła o gromadce dzieci, a teraz dowiedziała się, że prawdopodobnie nie będzie mogła ich mieć. To był dla niej ogromny cios. Rodzice próbowali ją uspokoić i pocieszyć. Wiedzieli, że nie jest jej łatwo.
W domu, już nieco spokojniejsza, Katherine zapytała rodziców:
– Czy Marta i Monika są jeszcze w szkole?
– Tak – odpowiedzieli.
– To dobrze. Mam do was dwie prośby.
– Słuchamy.
– Po pierwsze nie mówcie nikomu o tym, o czym dzisiaj się dowiedzieliśmy, a po drugie pozwólcie, że teraz zostawię was samych i pójdę do kościoła, pragnę porozmawiać z Panem Bogiem.
– Dobrze, będzie, jak chcesz, kochanie – rzekła Elżbieta, a Karol dodał:
– Pozwól jednak, że cię tam zawiozę.
– Dziękuję – odparła Katherine i zaraz Karol zawiózł córkę do kościoła.
Na miejscu dziewczyna poprosiła, aby na nią nie czekał i pojechał z powrotem do domu, a ona wróci pieszo. Karol trochę protestował, ale wkrótce dał się przekonać i odjechał. Wtedy Katherine weszła do środka, uklękła i odmówiła krótką modlitwę. Następnie usiadła na ławce i zaczęła rozmawiać z Panem Bogiem już własnymi słowami. Opowiedziała Mu o tym, co ją spotkało, o swoim cierpieniu i bólu. Potem poprosiła Go o pomoc i zawierzyła całe swoje życie. Gdy wracała do domu, nagle przebiegła jej przez głowę myśl, że przecież „dla Boga nie ma nic niemożliwego” i uśmiechnęła się. Poczuła w sercu niezwykły spokój i – o dziwo – radość. Odtąd wiedziała, że nie jest sama…8. Rodzące się uczucie
Następnego dnia Katherine zaczepiła Bartka w szkole i powiedziała:
– Cześć! Jak chcesz, to możemy teraz omówić szczegóły dotyczące naszej wspólnej nauki chemii.
– Cześć! Wiesz co, to może spotkajmy się po lekcjach i wtedy wszystko dokładnie omówimy – zaproponował Bartek
– Tu nie ma zbyt dużo do ustalania, tylko termin i miejsce, więc…
– Tak, ale musimy się dobrze zastanowić, a to trochę zejdzie. Nie odmawiaj mi, proszę. Chyba nic się nie stanie, jak wrócisz do domu godzinkę później niż zwykle, co?
– No niby nie. Dobrze, niech będzie po lekcjach – zgodziła się Katherine.
– OK, to do zobaczenia przed szkołą – odrzekł Bartek i pobiegł uradowany do swoich kolegów.
Po lekcjach, gdy Katherine wyszła przed szkołę, chłopak już na nią czekał.
– To gdzie idziemy? – zapytała.
– Znam pewne bardzo fajne miejsce. Na pewno ci się spodoba – odpowiedział chłopak i chciał wziąć ją za rękę, lecz ona cofnęła się.
Bartek domyślał się, że Katherine tak zareaguje, ale – jak to on – musiał spróbować. W drodze niewiele do siebie mówili i dopiero, gdy dotarli na miejsce, chłopak powiedział:
– To tutaj. Wejdźmy do środka.
Była to znana i bardzo droga restauracja. Gdy tylko weszli, zaraz zostali uprzejmie przywitani przez kelnera i dostali specjalny stolik. Bartek powiedział Katherine, aby wybrała coś dla siebie na jego koszt. Próbowała odmówić, ale bezskutecznie, więc w końcu się zgodziła i otworzyła kartę. Kiedy zobaczyła ceny, zaniemówiła z wrażenia.
– Jesteś pewien, że to odpowiednie miejsce? Spójrz na ceny… – powiedziała nieśmiało.
– Spokojnie, nie jest tak źle. Nie krępuj się i zamawiaj, co tylko chcesz – odrzekł chłopak.
– Skoro nie stać cię na dobrego korepetytora, to chyba na taką restaurację też nie…
– Posłuchaj, raz można sobie pozwolić. A poza tym na początku mówiłem, że będę ci płacił za lekcje chemii, ale ty powiedziałaś, aby potraktować to jak zwykłą pomoc. Skoro nie chcesz pieniędzy, to przynajmniej w ten sposób mogę ci się jakoś odwdzięczyć.
– Naprawdę nie trzeba było, ale skoro nalegasz, to… wezmę sok pomarańczowy.
– OK, a co bierzesz do jedzenia?
– Nic, nie jestem głodna.
Bartek spojrzał na dziewczynę i rzekł:
– Ale ty jesteś…
– O co ci chodzi?
– Nie udawaj, że nie wiesz. Specjalnie nie zamawiasz nic do jedzenia, bo nie chcesz mnie obciążać kosztami.
– To też, ale naprawdę nie jestem głodna.
– OK, skoro tak mówisz – poddał się Bartek i złożył zamówienie.
Katherine poczuła się niezręcznie, gdy zobaczyła, że przy stoliku obok siedzą jego koledzy. Wiedziała, że wygląda to trochę tak, jakby ona i Bartek byli na randce. Nie wiedziała, co ma zrobić. Najchętniej schowałaby się pod ziemię, ale niestety nie mogła.
– Coś się stało, Katherine? – zapytał Bartek, widząc jej zakłopotanie.
– Nie, nic się nie stało – odpowiedziała i zaczęła temat ich wspólnej nauki.
Po krótkiej wymianie zdań ustalili, że pierwsze spotkanie odbędzie się w sobotę, czyli następnego dnia o godzinie piętnastej w domu dziewczyny. Katherine wolała, aby nauka odbywała się u niej niż u niego. Już wcześniej uprzedziła swoją rodzinę. Gdy ustalili szczegóły i wypili zamówione napoje, Katherine wstała od stolika, mówiąc:
– Dobra, to ja będę lecieć.
– Zaczekaj! Odwiozę cię do domu – zaproponował Bartek.
– Dziękuję, ale nie trzeba. To niedaleko.
– Katherine, przecież i tak muszę się dowiedzieć, gdzie mieszkasz, żebym jutro trafił do ciebie.
– No dobrze – zgodziła się zrezygnowana dziewczyna, po czym wyszli razem z restauracji.
Wrócili pod szkołę, gdzie Bartek zaparkował rano swój motor. Katherine nie bardzo podobał się ten pomysł, ale nie miała wyjścia. Założyli kaski i wsiedli na pojazd. Chłopak zapalił silnik i krzyknął: „Trzymaj się mnie mocno”, po czym ruszył przed siebie.
Po kilku minutach byli na miejscu. Katherine szybko zeszła z motoru i zdjęła kask. Podziękowała za podwiezienie i wbiegła do domu. Tymczasem Bartek zawrócił i odjechał. Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Przerażało ją, że ten chłopak wywołuje u niej takie dziwne uczucia, których nigdy wcześniej nie doświadczyła. Nie chciała się w nim zakochać, bo przecież tak bardzo się różnili. Można by nawet powiedzieć, że byli zupełnymi przeciwieństwami…