- W empik go
Drogie dziecko - ebook
Drogie dziecko - ebook
Ten zbiór opowiadań Maruli Liu (Liu Zijie) – utalentowanej tajwańskiej scenarzystki i pisarki – jest początkiem nowego kierunku w jej twórczości, która dotychczas kojarzyła się raczej z eseistyką. Jako kobieta nowoczesna, autorka oddaliła się od wzorca z ubiegłego wieku, kiedy pisarze nieuchronnie musieli uwzględniać w swej twórczości wiele tradycyjnych tematów, zakazów i narzuconych form. Marula Liu ogłosiła nadejście nowej ery w literackim świecie Tajwanu.
Dzisiejsze społeczeństwo jest otwarte, seks przedmałżeński i konkubinat to już nie tematy tabu, małżeństwo stanowi tylko prawną gwarancję dla dziecka w łonie matki... ale czy cel urodzenia dziecka nie powinien mieć dla współczesnej kobiety głębszego znaczenia?
Marula Liu ma dar opowiadania historii. Jej narrację cechuje unikalny styl, ubarwiony pojawiającymi się od czasu do czasu metaforami – schludnymi, ostrymi i zaskakującymi. Jej pisarstwo jest czyste, niezagmatwane, w kilku słowach wprowadza czytelnika w konkretną sytuację. Do opisu relacji między mężczyzną a kobietą autorka przyjmuje postawę dystansu i obojętności. Nawet opisując sceny seksu, nadal odgrywa rolę przechodnia, przypadkowego świadka. Marula Liu patrzy z góry na obłudnych, tchórzliwych i nieodpowiedzialnych mężczyzn. Każda historia jest jak intrygujący i miejscami zabawny spektakl z momentem kulminacyjnym. I dopiero pod koniec lektury zdajemy sobie sprawę, że kluczem do każdej z tych opowieści jest nasza mała, a jednak wielka, wstydliwa i wspaniałomyślna, absurdalna i piękna miłość.
Marula Liu jest głosem tajwańskich kobiet XXI wieku. Posłuchajmy tego głosu.
Spis treści
Wstęp.........................................................................5
Polecają.....................................................................11
Drogie Dziecko...........................................................15
Prezent.......................................................................43
Jakoś się nie dogadywaliśmy.......................................97
Matthew i Claire..........................................................131
My...............................................................................151
Ślepnąc......................................................................155
Laser..........................................................................177
Kalendarze.................................................................187
Szanghajskie Nowe Źródło Brzoskwiniowego Kwiatu...201
Zagubiona..................................................................205
Posłowie.....................................................................213
Aneks........................
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8238-049-1 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Historie kobiet i mężczyzn opowiedziane na nowo
Prof. Chen Fangming, Instytut Literatury Tajwańskiej Narodowego Uniwersytetu Chengchi
Kiedy Marula Liu ukończyła _Siedem dni żałoby_, zapoczątkowała już nową erę eseistyki na Tajwanie. Jej wyraziste, prostolinijne słowa i niekonwencjonalny styl pisania bardzo szybko oznajmiły wkroczenie nowej generacji na tajwańską scenę literacką. Urodzona w 1980 roku pisarka niewątpliwie stanowi nowy punkt wyjścia. Jej poprzednicy nie mogli się uwolnić spod brzemienia wielu tradycji i nawet jeśli nie mówili o swoim pochodzeniu i ojczyźnie, musieli w pewnym stopniu podkreślać płeć. Treści, które wyszły spod jej pióra, są rytmiczne i pełnowymiarowe, co sprawia, że przedstawiony obraz uroczystości pogrzebowych ożywa i chociaż nie jest to festiwalowy korowód, to opisany został w sposób dynamiczny i barwny. Jest to proces oczyszczenia łez i smutku, ale także sublimacja nostalgii i tęsknoty.
Wkrótce potem _Siedem dni żałoby_ doczekało się adaptacji filmowej, której scenariusz i reżyserię współtworzyła sama autorka. To, że pełen dramatyzmu esej może przybrać taki obrót, świadczy o sile jej wyobraźni. Można go sprowadzić do statycznego utworu o ograniczonej długości lub rozwinąć w poruszającą opowieść sceniczną, co tylko udowadnia magię jej pióra.
Dramaturgia jako taka, jest pojęciem, które można dowolnie rozszerzać. Kiedy płaskie wyobrażenie przekształca się w trójwymiarowy spektakl, __ potrzeba wielu artystycznych posunięć, nie tylko manipulacji tekstem_._ Eseje Maruli Liu skrywają w sobie narracyjną moc fikcji, a raczej między ich wierszami znajduje się pragnienie opowiedzenia historii. __ Dlatego nie można lekceważyć napięcia w jej utworach. __ Dobrze odnajduje się w eseistyce, a jest jeszcze lepszym materiałem na pisarkę beletrystyki. __ Z łatwością porusza się pomiędzy tymi dwoma gatunkami. __ Zazwyczaj esej wymaga wsparcia wewnętrznej logiki i w mniejszym lub większym stopniu podąża za wydłużoną trajektorią z akapitu na akapit. __ Marula Liu ma jednak na tyle odwagi, by robić cięcia i przeskoki, i jest tu sporo zawieszonej przestrzeni, która wymaga zaangażowania wyobraźni ze strony czytelnika. To jeden z fascynujących aspektów jej stylu.
_Drogie dziecko_ jest jej pierwszą książką zawierającą utwory fabularne. Najwcześniejsze opowiadanie powstało w 2001 roku. Samo bycie nowoczesną kobietą z metropolii już oddala ją od paradygmatów ubiegłego wieku. Do lat osiemdziesiątych XX wieku kobietom stawiano niezwykle złożone wymagania. Podstawą było wypełnienie w życiu obowiązku, jakim jest małżeństwo. W okresie przed i po zniesieniu stanu wojennego w społeczeństwie tajwańskim rola kobiet przyjęła jeszcze bardziej wielozadaniowy wymiar. Musiały nie tylko walczyć z system politycznym, ale również zdradzić tradycję, a nawet, co za tym idzie, angażować się w nowy ruch oświeceniowy. Pod koniec ubiegłego wieku proza kobiet stała się popularna, ale wciąż niosła ze sobą wiele napięć. Kiedy pokolenie Maruli Liu debiutowało w świecie literackim, miało już bardzo spokojne podejście do spraw społecznych i narodowych. Niezależność i pewność siebie, jaką wykazywała, nie wymagała angażowania się w niepotrzebne dyskusje czy wewnętrzne zmagania. Wszelkie myśli i pomysły, jakie się pojawiały, mogły być włączane do opowiadań.
Marula Liu, kobieta z wielkiego miasta, wydaje się przejawiać pewien stopień kompleksu Elektry, a obraz jej ojca, nawet jeśli niewyraźny, bardzo często wypływa na powierzchnię w jej miłości i wspomnieniach. I bez względu na to, czy są to czułe więzy, czy dręczące uwikłania, nie przemijają. To zdaje się sekretem życia, a także jej wewnętrzną siłą stabilizującą. W kapryśnych uczuciach i miłości, które znikają tak nagle, jak się pojawiły, ojciec uosabia pewnego rodzaju wybawienie. Nostalgia za ojcem w pełni wybrzmiewa zarówno w eseju, jak i filmie _Siedem dni żałoby_. Wyobrażenia ojca, czy to rzeczywiste, czy fikcyjne, sugerują pewien emocjonalny niedostatek i tęsknotę. Obecność lub nieobecność ojca, czyli dopełnienie lub niedopełnienie miłości, nie może pozostać bez wpływu na emocje czytelnika.
Styl Maruli Liu jest bardzo przejrzysty, autorka nigdy nie kluczy i nie prowadzi nużącej narracji, lecz wprowadza czytelnika w daną sytuację w kilku zgrabnie sformułowanych słowach. Z dystansem i obojętnością podchodzi do przedstawiania relacji damsko-męskich, a nawet jeśli dotyka scen seksualnych, to w roli obserwatora. Opowiadanie _Jakoś się nie dogadywaliśmy_ jest wzorcowym przykładem jej sposobu prowadzenia historii, wyrazistego i wartkiego. Mężczyzna o imieniu Stary K. potrafi uwodzić kobiety. Historia jego romansów ma już kilka kart i wydaje się bardzo bogata, ale w głębi duszy kryje się jego gorzka frustracja. Zmienianie partnerek buduje pozorne poczucie wyższości, jednak w rzeczywistości nie ma tam nic godnego uwagi. Marula Liu staje ponad tym, patrząc z góry na obłudę, tchórzostwo i nieodpowiedzialność mężczyzn. To opowiadanie jest równoznaczne z deklaracją, że minął czas, kiedy mężczyźni dominowali w społeczeństwie, a właściwie taki utwór powstał, kiedy świat nie był już objaśniany tylko przez mężczyzn. __ Bohaterem jest mężczyzna, ale jego słowa i czyny są kontrolowane przez kobiety. Autorka nie ucieka się jednak do mocnych oskarżeń, zamiast tego swym lekkim i spokojnym warsztatem pisarskim demonstruje siłę kobiecej krytyki.
Tytułowe opowiadanie _Drogie dziecko_ całkowicie odwraca pozycję kobiet i mężczyzn. Mamy tu przedstawioną wielkomiejską kobietę, która zbliża się do mężczyzn, aby mieć dziecko. Aktywnie poszukuje partnera i sama decyduje o przedłużeniu linii, co jest oczywiście tematem bardzo parodystycznym i przewrotnym. Kiedy kobiety dominują w relacjach, mężczyźni mogą jedynie przyjąć pasywną postawę lub współpracować, co bardzo różni się od apodyktyczności lub arogancji z przeszłości. Dla przykładu spójrzmy na ten fragment:
_Papierosy, wino, randki, podróże, wszystko to jest jak pudełko popcornu, które tak łatwo przewrócić. Jeden nieostrożny ruch, a_ _chaos i_ _smutek rozsypują się po całej podłodze. Wiem, że to nie dla mnie. Po czterdziestce bez męża i_ _dziecka nie byłabym w_ _stanie być wciąż piękną, pewną siebie, spełniającą się zawodowo kobietą. Jeżeli nie będę miała dziecka, pozostanie mi jedynie nieustanne zbieranie na klęczkach rozsypanych po podłodze ziaren prażonej kukurydzy._
Marula Liu w pełni demonstruje tu swoje zdolności pisarskie. Jednym tchem opisuje stan umysłu samotnej kobiety, która pragnie mieć dziecko, wyrażając tym samym wewnętrzny niepokój i głód. Wziąć ślub lub nie wziąć to jeden wybór, mieć dzieci lub nie mieć dzieci to już inny wybór. I to prawo wyboru leży całkowicie w rękach tej nowoczesnej kobiety. Nie chodzi już jedynie o sztukę pisania, a o chęć przekazania nowych koncepcji o kobietach, nadania im nowych wartości i nowych ciał. Niektóre utwory mogą dotyczyć kunsztu i artyzmu, ale ten wydaje się w pewnym sensie manifestem naszych czasów.
Marula Liu jest głosem tajwańskiej kobiety XXI wieku. Opowiadając historie, odrzuca niepotrzebne wyjaśnienia, a także pomija wiele przesadnie rozbudowanych narracji. Ton jej głosu wyraża wysoką pewność siebie, a pod jej piórem znika tożsamość kobiet biernych, którym objaśnia się świat i narzuca znaczenie i wartości. Jej opowieści są budowane scena po scenie, a także nieustannie zmieniają się z ujęcia na ujęcie. Historie kobiet, czy też mężczyzn i kobiet, właśnie tu mają swój nowy początek.
1 lipca 2013, Instytut Literatury Tajwańskiej
Narodowego Uniwersytetu ChengchiPOLECAJĄ
Gan Yaoming, powieściopisarz: Jeśli samotna kobieta cierpi na zaburzenia gospodarki hormonalnej, to nie oczekuje się, że będzie chciała mieć dziecko. Z dokładnie takim przypadkiem mamy do czynienia w _Drogim dziecku_ Maruli Liu. W dzisiejszym otwartym społeczeństwie seks przedmałżeński i konkubinat nie są tematami dyskusji, a małżeństwo jest tylko prawną ochroną dziecka w łonie matki. To sprawia, że bohaterka tytułowego opowiadania – mięsożerna trzydziestolatka, której zegar biologiczny bije na alarm, rozpoczyna nowy temat. Żeruje na męskich ciałach nie dla samego seksu, ale w celu reprodukcji. Mężczyźni, których sperma została pobrana, są jedynie literami H., L., N., jak oznaczenia na szalce Petrie’go, a w kolejce czekają anarchistyczne młodziki i balijscy plażowi żigolo. Jednak testy ciążowe drapieżnicy wciąż są wyrzucane to tu to tam jak nietrafione zdrapki z loterii, a widok dziecka jest jak zobaczenie czystej świętości. Marula Liu poważnie zastanawia się nad celem sprowadzenia dziecka na świat przez współczesną kobietę, które powinno mieć głębsze znaczenie: czy jest to desperackie pragnienie potomka, rozważanie, czy „samotna kobieta” lub „samotna matka” musi budować swoją tożsamość na męskim odpowiedniku, a może chodzi o wypełnianie pustki lub tworzenie kopii samej siebie albo o czystą radość z nowego życia? Niezależnie od tego, czy odpowiedzi są twierdzące, czy przeczące, czytelnik jest zachęcany do wielokrotnego wgryzania się w tę pozycję.
Hou Wenyong, pisarz, lekarz: Marula Liu ma niezwykły talent opowiadania historii. Jej unikalny styl narracji, przeplatany gdzieniegdzie metaforami, jest wartki, ostry i pełen niespodzianek. Czytanie jej opowiadań jest jak oglądanie tenisistki świetnie radzącej sobie z wymianą z linii końcowej, uderzenie za uderzeniem, stabilnie i rytmicznie. I kiedy to zdaje się nie mieć końca, nagły backhand zmienia tor lotu piłki, przeciwnik nie ma czasu odpowiednio zareagować, trafia w siatkę i traci punkt. I tak podczas lektury raz za razem, niezależnie od tego, czy tematyka jest twoją bajką, czy nie, zostajesz wciągnięty do tego świata.
Guo Qiangsheng, pisarz, krytyk literacki, profesor literatury: Myślę, że opowiadanie _Jakoś się nie dogadywaliśmy_ cechuje dwukierunkowość. Nieczęsto zdarza się, by utwór potrafił zatroszczyć się o dwa punkty widzenia. Przedstawiając historię Starego K., tak naprawdę mówi o kobietach. Rzadko kiedy spotykam tak żywo przedstawione postaci. Dlaczego Staremu K. tak trudno poradzić sobie z tymi kobietami? Ponieważ one nie wiedzą, czego chcą. Bohaterowie są zarysowani niemalże jak w _Ostatniej nocy Jin Daban_ Bai Xianyonga i mamy tu do czynienia z „opowiadaniem na nowo starych tematów”. Miło jest wreszcie zobaczyć taki romans, który w warstwie satyry na naturę ludzką posiada głębię _Miłości w_ _upadłym mieście_ Eileen Chang, ale równocześnie udaje mu się oderwać od tej szanghajskiej szkoły uwodzenia. Problem zazwyczaj jest w tym, że wielu opanowało esencję twórczości Eileen Chang, jednak nie potrafią uchwycić jej bezwzględności, a ten utwór tę bezwzględność posiada.
_Jeżeli grasz ze światem w_ _otwarte karty,_
_Nie możesz cofnąć ruchu._
Richard Yates, Naturalna dziewczynaDROGIE DZIECKO
Za każdym razem, gdy ktoś pojawia się w moim życiu,
mam nadzieję, wręcz błagam, by był to już ten na zawsze,
żebyśmy stworzyli razem stabilny, trwały związek i szczęśliwie poczęli dziecko.
Jednak zupełnie jakbym była wielką czarną dziurą, wszyscy znikają.
1. Prażona kukurydza
Chciałabym urodzić dziecko.
Wiele koleżanek po czterdziestce, które nie mają dzieci, mówi, że to minie. Kiedy miały trzydzieści dwa, trzydzieści trzy lata, chęć posiadania dziecka była tak silna, że płakały na sam widok gaworzących dwu-, trzylatków w metrze lub na dźwięk śmiechu dziecka, brzmiącego czysto jak srebrne dzwoneczki. Ale to minie. To hormony płatają ci figle, mówiąc, że jak nie urodzisz już teraz zaraz, to będzie za późno. To minie. Poklepując mnie po ramieniu, mówią, że kiedy to już minie, zdam sobie sprawę, że dalej mogę palić, pić wino, spotykać się z mężczyznami i podróżować po świecie. Czy to nie wspaniałe?
Tak, to hormony biją na alarm. Ciało jest jak uprzejmy, sumienny kelner w restauracji, który pojawia się co chwilę, przypominając: „Zbieram ostatnie zamówienia, czy podać coś jeszcze?”. Kręcisz głową i popijasz wino, łudząc się, że sam trunek wystarczy, lecz kiedy w końcu burczy ci w brzuchu, przywołujesz dyskretnie kelnera, ale on jedynie uśmiecha się z lekkim zażenowaniem. „Przykro mi, kuchnia jest już zamknięta”. Przez okienko za barem widzisz, jak pomoc kuchenna zaczyna zmywać podłogi. Ostatnia iskierka nadziei gaśnie. Może kelner lub barman zlituje się nad tobą i poda ci popcorn. Jednak dobrze wiesz, że kiedy będziesz zapychać usta jedną za drugą pustą jak powietrze chmurką, ogarnie cię niewyobrażalna zazdrość na widok sąsiednich stolików pełnych pikantnych grillowanych skrzydełek, frytek z serem, burrito, pizzy z podwójnym pepperoni, sufletu czekoladowego podawanego z lodami o smaku wanilii i orzechów makadamia. Stoły obfitości – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – w miarę jedzenia pojawiają się na nich coraz to nowe wspaniałe potrawy. Tak trudno się powstrzymać, by trzymając w zaciśniętych dłoniach nóż i widelec, nie przysiąść się do stolika obok, pytając: „Czy można się poczęstować?”.
Nie chcę stać się takim człowiekiem.
Papierosy, wino, randki, podróże, wszystko to jest jak pudełko popcornu, które tak łatwo przewrócić. Jeden nieostrożny ruch a chaos i smutek rozsypują się po całej podłodze. Wiem, że to nie dla mnie. Po czterdziestce bez męża i dziecka nie byłabym w stanie być wciąż piękną, pewną siebie, spełniającą się zawodowo kobietą. Jeżeli nie będę miała dziecka, pozostanie mi jedynie nieustanne zbieranie na klęczkach rozsypanych po podłodze ziaren prażonej kukurydzy.
W moim przypadku to nie minie. A jeśli minie, to cały świat mi się rozleci.
2. Życie intymne
Osoba, która nie uprawia seksu i mówi, że chce mieć dziecko, jest tak samo śmieszna, jak ktoś, kto nigdy nie kupił losu na loterię, a marzy o trafieniu szóstki w totka. Ale może zacznę od opowiedzenia o czasie, w którym moje życie intymne przypominało właśnie grę na loterii. Kupowałam los za sto dolarów1 tylko po to, żeby wygrać sto dolarów, kupowałam kolejny i znowu sto dolarów, i tak w kółko, nie traciłam, ale też nic nie zyskiwałam. Chociaż muszę przyznać, moje drogie dziecko, iż chwilami wydawało mi się, że jestem o włos od sprowadzenia cię na świat.
To były moje trzydzieste urodziny. Wsiadłam więc w wieczorny samolot do San Francisco, by uczcić tę okazję z H. Zaprosił mnie na lunch w czasie swojej krótkiej przerwy obiadowej, na jaką mogą pozwolić sobie kierownicy wyższego szczebla. Ciągnąc za sobą walizkę, pojechałam szybką koleją do niego. H. jak zawsze czekał na mnie przy wyjściu ze stacji. Oparty o samochód, w nienagannym garniturze i z lekkim uśmiechem na ustach, pomachał do mnie ręką. Gdy po posiłku w wykwintnej włoskiej restauracji odwoził mnie z powrotem na pociąg, wsunęłam palce w rękaw jego garnituru z domieszką lnu. Gładząc go po ręce, kokieteryjnie wymamrotałam, że wystarczy, gdy będę na lotnisku o piątej. Oczywiście dobrze wiedział, co mam na myśli i też go korciło. Nęciłam go więc dalej szepcząc, że to moje bezpieczne dni. Wiedziałam, że myśli teraz tylko o tym, żeby szybko zaparkować samochód i wziąć mnie w objęcia. Mimo to chłodnym, stanowczym tonem powiedział:
– Mam spotkanie o trzeciej, zostało tylko pół godziny. Mogłaś mówić wcześniej, nie jechalibyśmy na lunch.
O tak? Naprawdę? Mogłam mówić wcześniej, to złapalibyśmy dwa hamburgery w MOS Burger przy stacji kolejowej i pojechali prosto do motelu? Wymarzone trzydzieste urodziny! Chcesz zaliczyć, to lepiej nie bądź takim dupkiem! Oczywiście nie powiedziałam tych słów na głos. Zamiast tego, robiąc maślane oczy, dalej kręciłam kółka palcem na jego przedramieniu.
Krążyliśmy więc na ślepo po właśnie rewitalizowanych terenach niedaleko dworca. Uliczki były nowe, prawie puste, a niektóre budynki dopiero co zbudowane. Zatrzymał się na kawałku zachwaszczonej ziemi.
– Tu może być?
Nie mam pojęcia, jak udało mu się wyczarować te wszystkie przesłony na szybach nie ruszając się nawet z fotela kierowcy, ale w ciągu kilku sekund był w stanie w pełni zasłonić wnętrze samochodu przed niepożądanymi spojrzeniami z zewnątrz. Zrobił to z taką wprawą, jak doświadczony podróżnik rozkłada namiot pośrodku głuszy. Nie zdziwiłoby mnie nawet, gdyby po naciśnięciu jakiegoś guzika zwinęły się też tablice rejestracyjne.
Zsunęliśmy dolną część naszych ubrań. Kazał mi odsunąć fotel najdalej, jak się da i położyć oparcie na płasko. Sprawnym ruchem przedostał się na stronę pasażera i już był nade mną. Kto by pomyślał, że taki z niego spec od seksu w aucie. Jednak nie podniecało mnie to. Czułam, że to wszystko jest zbyt pochopne, a przez myśli przewijały mi się jedynie obrazy, jak dyrektor branży technologicznej woła dziewczynę na telefon na szybki numerek w krzakach za fabryką. Tak akurat między końcem pracy a powrotem do domu. Pragnęłam tylko mieć to już za sobą. H., jak przystało na prawdziwego gentlemana, zawsze chciał, żebym doszła przed nim. Jęknęłam więc kilka razy, udając, a on przyśpieszył tempo i z niskim pomrukiem satysfakcji skończył prosto we mnie.
Ciągnąc walizkę, weszłam do damskiej toalety na dworcu. Siedziałam w kabinie dobrą chwilę. Dobry Boże, jak ja się tu znalazłam? Za pierwszym razem byliśmy w pięknym, luksusowym hotelu, z samą wanną wielkości dwuosobowego łóżka. Drugi raz był w moim domu. Gra wstępna zaczęła się jeszcze na balkonie przy świecach i deserze. A to był trzeci raz, na pustej działce niedaleko dworca. Kto wie, może w przyszłości powstanie na niej fabryka albo apartamentowiec. Marzyłam o prysznicu. Rozejrzałam się naokoło, ale nie było nawet wężyka z wodą, który instalują często przy toaletach w krajach Azji Południowo-Wschodniej. Cóż, wygląda na to, że będę musiała wrócić do San Francisco z nasieniem w sobie. Przekroczę linię zmiany daty, więc gdy dotrę do miasta, dalej będą moje urodziny i możliwe, moje drogie dziecko, że również dzień twojego poczęcia.
Przez następne kilka dni zwiedziłam Fisherman’s Wharf, Golden Gate Bridge, Castro, Hippie Hill, słynną księgarnię City Lights, Café Coppola i Napa Valley. Tak sobie myślę, drogie dziecko, jeżeli naprawdę byłbyś już wtedy ze mną, czy to nie byłaby piękna pierwsza podróż? Może wyrosłoby z ciebie dziecię-kwiat?
Codziennie rano sprawdzałam skrzynkę mailową na ogólnodostępnych komputerach w holu hotelu, ale H. nie pisał, i ja też nie pisałam do niego. Tydzień później wróciłam do Tajpej. H. nie zadzwonił ani razu, ale i ja nie dzwoniłam do niego. Po paru dniach jednak nie wytrzymałam i w końcu sama wykręciłam numer. H. nie odebrał ani nie oddzwonił.
Dwa dni później dostałam wiadomość: _Jesteś wspaniałą dziewczyną. Zasługujesz na znalezienie prawdziwego szczęścia._ Pieprzenie! Wiedziałam, że nie warto marnować na coś takiego czasu i energii, a mimo to przepłakałam przed ekranem komputera cały poranek. Może i dobrze, że jednak nie byłam wtedy w ciąży.
Niedługo po tym pojawił się mój drugi los na loterii – L.
Spotkałam go w księgarni w dziale _Świadomy rozwój_. Posługiwał się prostym angielskim, ale i tak udało nam się przeprowadzić całkiem interesującą rozmowę. Joga, Indie, Osho, New Age, na koniec krótkie: „Dobrze mi się z tobą rozmawiało, miłego dnia”, „Tobie również” i każde poszło w swoją stronę. Pół godziny, może godzinę później, gdy wychodziłam z księgarni, stał odwrócony w stronę ulicy, jakby na coś czekał. Ale nie czekał na przyjaciela ani na taksówkę, nie czekał na nic konkretnego. To, czego wyglądał, było raczej nieznane, nieuchwytne, ulotne. Inni mogliby tego nie dostrzec, ale ja zbyt dobrze znałam to zagubione spojrzenie, tę niepewną postawę, to wyczekujące napięcie w ciele. Byłam na jego miejscu wiele razy i zawsze przedmiot moich poszukiwań mi się wymykał.
Ruszyłam w stronę stacji metra. Mijając go, rzuciłam grzecznościowe „bye-bye”. Odwrócił lekko głowę, jakby się ocknął z letargu.
– Chcesz iść do mnie? – zapytał.
– Dobrze.
Wzięliśmy taksówkę do apartamentów przeznaczonych na wynajem dla cudzoziemców z krótkoterminowym pobytem w Tajpej. Rozebraliśmy się, przeszliśmy do rzeczy, potem prysznic, ubraliśmy się, odprowadził mnie na dół do najbliższego skrzyżowania i koniec. Tym razem prawdziwe „pa, pa” i rozeszliśmy się. Szybka transakcja, nie minęła nawet godzina. Gdy wchodziłam do jego mieszkania, już zaczynało zmierzchać, gdy wychodziłam, słońce jeszcze całkiem nie zaszło.
Seks był naprawdę krótki. Od tyłu, pozycja misjonarska, wytrysk, jak w barze szybkiej obsługi, pach-pach i podano. Żadnego całowania, żadnego przytulania, nasze ciała stykały się tylko w jednym punkcie. Gdy szłam pod prysznic, wręczył mi świeżutki biały ręcznik, który po użyciu został wrzucony od razu do prania. Sam wziął kolejny i zrobił tak samo. Obsługa jak w salonie SPA (dlaczego mam wrażenie, że trafniejszym określeniem byłoby „jak po dziesięciominutowym masażu u niewidomych”2?). Po wyjściu z łazienki stał na balkonie, wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Podeszłam do niego i przytuliłam się do jego nagich pleców. Sięgnął ręką za siebie i zaczął masować moje pośladki przez ręcznik.
W windzie powiedział mi, że mimo tego jak to może wyglądać, on taki nie jest, normalnie tak nie robi. Pożyczył mi też dwie książki, chociaż miałam mgliste przeczucie, że nic by się nie stało, gdybym nigdy ich nie oddała, że gdybyśmy się już nigdy więcej nie zobaczyli, nie miałoby to większego znaczenia. Jednak sprawy potoczyły się nieco inaczej, przez następne kilka miesięcy pisał do mnie raz na dwa-trzy tygodnie i za każdym razem przeprowadzaliśmy naszą transakcję od nowa.
L. był bardzo obowiązkowy, jeżeli chodzi o używanie prezerwatyw. Był typowym backpackerem – zwędrował Indie, Indonezję, Tajlandię ze swym dobytkiem na plecach, a teraz znalazł się na Tajwanie. Po drodze oczywiście romansował, więc uważałam, że jest to z jego strony forma podstawowej kultury i higieny osobistej. Nie musiałam się też martwić, że przez chwilę zapomnienia zostanę mamą niebieskookiego bobasa o blond włoskach.
Problemem jednak było to, że L. bardzo szybko robił się miękki. Więc za każdym razem, gdy przychodził moment ściągania prezerwatywy, atmosfera robiła się raczej niezręczna. Poszłam z tym oczywiście do Moriego, mojej „siostry”. Mori posiadał tę super moc, że potrafił świetnie ocenić książkę zaledwie po okładce. Chciał, żebym przesłała mu zdjęcie L., aby mógł postawić diagnozę, czy jest jeszcze jakakolwiek nadzieja. Ale nie byłam z L. na etapie robienia sobie wspólnych selfie. Mori z miną nauczyciela fizyki wytłumaczył mi, że gdy weźmiemy za stały czynnik twardość i przyjmiemy, że obiekt badań jest stosunkowo długi (co zazwyczaj ma miejsce w przypadku obcokrajowców), to twardość rozkłada się na większej powierzchni, więc utrzymuje się przez krótszy czas. Co w skrócie przekłada się na „coś za coś” i ma zastosowanie w każdym aspekcie życia.
Za którymś razem L. kupił wyjątkowo trudne do rozpakowania pudełko prezerwatyw. Nie wiadomo dlaczego folia żadną miarą nie chciała zejść. A właśnie, czy nie wszystkie prezerwatywy są pakowane po trzy? Dlaczego L. zawsze, gdy jest ze mną, otwiera nowe pudełko? Gdzie się podziały pozostałe dwie z ostatniego razu? Nawet nie pytałam. Przecież ich nie zjadł. Oczywiście zawsze mógł powiedzieć, że pożyczył sąsiadowi, ale kto by uwierzył w tak głupie tłumaczenie. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że mnie to nie ruszało. Inaczej nie leżałabym tu przed nim nagusieńka jakby nigdy nic, czekając na niego. Nie, nie wykrztusiłam z siebie nawet: „Sweetheart, potrzebujesz pomocy?”. Zamiast tego, z pewną dozą złośliwej satysfakcji przyglądałam się z założonymi rękami, jak powoli mięknie. Moja mała, cicha zemsta. Nie żebym miała z tego jakikolwiek pożytek.
L. wziął z kuchennego blatu nóż do owoców, żeby pomóc sobie przy upartej folii, ale ostrze ześlizgnęło się i wbiło w środek jego dłoni tak, że trysnęła krew. Matko jedyna, miękki nie miękki, podbiegłam do niego, żeby zobaczyć ranę. Nie była duża, ale głęboka. Chwyciłam kawałek ręcznika papierowego i kazałam mu przyciskać. Zaczęliśmy się krzątać i chaotycznie ubierać. Złapaliśmy taksówkę do najbliższego szpitala. Dwa szwy i było po krzyku. Gdy emocje opadły i siedzieliśmy znowu w taksówce, wracając do niego, wybuchnęliśmy nagle śmiechem. Z trudem łapiąc oddech, zapytał:
– To jak wytłumaczyłaś lekarzowi, jak się zraniłem?
– Otwierając ostrygi – zachichotałam.
– A co powiedział lekarz?
– Że z otwieraniem ostryg trzeba uważać. – Znowu wybuchnęliśmy śmiechem, nie zważając na towarzystwo taksówkarza.
– Genialne!
L. objął mnie ramieniem i pocałował w czoło. Założę się, że kierowca miał mnie za pustą lalę polującą na obcokrajowców w nocnych klubach. Ale to nie tak, ja po prostu brałam, co mi los przyniósł.
Po powrocie do mieszkania L. i tak uprawialiśmy seks. To był jedyny raz, gdy pozwolił mi zostać u siebie na noc, a nawet użyczył mi ramienia swojej niezranionej ręki jako poduszki. Jednak nie był to żaden przełom w naszej relacji. Dwa miesiące później wrócił do Europy. Wysłałam mu tylko SMS-a: _Bon Voyage_. W tamtym momencie jechałam akurat metrem. Było bardzo tłoczno, a ja stałam przy drzwiach, przyglądając się własnemu przygnębionemu odbiciu w szybie. Jednak gdy wysiadłam, nie udałam się do domu. Przeszłam na peron po drugiej stronie i pojechałam z powrotem do miasta, do baru Moriego.
Mori miał nowego partnera o imieniu A Yu3. Poprzedni miał na imię A Ke i posiadał tajemną wiedzę miksowania drinków dopasowanych do aktualnego nastroju danej osoby. Wystarczyło powiedzieć mu, na co ma się ochotę, np. delikatne westchnienia smutku za byłym kochankiem albo Bae Yong-joon4 puka do mych drzwi o czwartej nad ranem, by naprawić mi klimatyzację, a drink przyrządzony przez A Ke właśnie tak smakował. Nie pytałam, co się stało z A Ke. Mori na przywitanie od razu przeszedł do konkretów:
– Czego się napijesz? A Yu robi świetne drinki.
– Czegoś kwaśniejszego… Mori, jeżeli jestem teraz w ciąży, to po urodzeniu podaruję wam w prezencie tego eurazjatyckiego bobaska, zgoda?
– Chodź się przytulić, głuptasie. – Mori wiedział, że znowu świruję. Wyszedł zza baru z szeroko otwartymi ramionami. Ten gejowski drań dobrze znał moje czułe punkty. Jego gruba dłoń pogładziła mnie po głowie, a łzy same zaczęły mi lecieć. – Wiesz, A Yu ma zdolności parapsychiczne, nie chcesz, żeby zerknął, co tam los dla ciebie szykuje?
Otarłam łzy.
– Powiedz mi, proszę, kiedy będę miała dziecko.
Nieśmiały, introwertyczny A Yu spojrzał mi prosto w oczy i po paru sekundach spuścił głowę, jakby odbierał jakiś przekaz. Po chwili znowu podniósł głowę.
– Towarzyszy ci mały chłopiec o dużych okrągłych oczach. Czeka, aż sprowadzisz go na świat.
– Boże święty, gdzie on teraz jest? – Nerwowo rozejrzałam się po pomieszczeniu.
– Oj, po prostu jest. Zawsze był.
Tak, już to gdzieś słyszałam. Doug powiedział mi kiedyś, że gdy dziecko chce przyjść na świat, znajdzie drogę. Najważniejsze, żeby poczuło miłość łączącą mamę i tatę w kluczowym momencie.
No właśnie, miłość. Więc gdy mama i tata wygłupiali się w krzakach koło dworca albo gdy tata musiał mieć założone dwa szwy, bo zranił się, otwierając gumki, a w tym czasie mama obok śmiała się histerycznie, musiałeś brzydzić się mną, nie chcieć mieć ze mną nic wspólnego. Prawda, moje drogie dziecko?
------------------------------------------------------------------------
1 Od 1949 roku jednostką walutową Republiki Chińskiej jest nowy dolar tajwański.
2 W wielu krajach Azji Wschodniej popularne są masaże wykonywane przez osoby niewidome. Powszechne jest przeświadczenie, że mają one bardziej wyczulony zmysł dotyku, co przekłada się na większe predyspozycje do bycia dobrym masażystą. Z drugiej strony jest to jedna z niewielu, a często jedyna profesja, w której osoby z tą niepełnosprawnością są zatrudniane. Salony masażu z niewidomymi pracownikami nierzadko są bardzo prowizoryczne, o niezbyt wysokich standardach, a czasem przyjmują wręcz formę stoiska czy niewielkiego „kramu” przy ulicy. Zdarza się też, że masażyści tylko udają, że nie widzą.
3 Częstą formą zdrabniania imion na Tajwanie jest dodanie „A” przed imieniem. Taki sposób zwracania się do drugiej osoby stosuje się wobec członków rodziny lub wśród bliskich znajomych.
4 Bae Yong-joon (ur. 29.08.1972) – południowokoreański aktor, znany głównie z ról w serialach.