Drugie życie w Irlandii - ebook
Drugie życie w Irlandii - ebook
Znany bankier Claudio Ravelli dowiaduje się, że jego zmarły ojciec miał drugą rodzinę w Irlandii. Nie chce, by media dowiedziały się o skandalu. Jedzie do Irlandii, by wyciszyć sprawę bez względu na koszty. Na miejscu jednak okazuje się, że nie będzie to takie proste. Przyjdzie mu zmierzyć się z pełną temperamentu Bellą Brophy, która ma własny pomysł, jak zadbać o interes przyrodniego rodzeństwa…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1825-2 |
Rozmiar pliku: | 725 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Claudio Ravelli patrzył na prawnika z niedowierzaniem.
– Mam nadzieję, że to nie jest spóźniony żart primaaprilisowy? – spytał, przybierając marsową minę.
W normalnych warunkach Robert Ludlow, starszy wspólnik w kancelarii Ludlow and Ludlow, uśmiechnąłby się, ale wolał nie ryzykować. Ravelli był wiodącym bankierem inwestycyjnym w kraju, bogatszym od samego Krezusa, i zaliczał się do ludzi, których nie należało drażnić. Ludlow nie przypominał sobie, by kiedykolwiek widział go śmiejącego się. W przeciwieństwie do swojego niedawno zmarłego ojca, Gaetana, Claudio traktował życie niezwykle poważnie.
– Obawiam się, że to nie jest żart. – Pokręcił głową. – Gaetano miał pięcioro dzieci z tą kobietą.
– Więc przez te wszystkie lata, kiedy jeździł na ryby do posiadłości w Irlandii… – zawiesił głos.
– Niestety tak. Najstarsze z dzieci ma, zdaje się, piętnaście lat.
– Piętnaście? Ale to by znaczyło… – Claudio zacisnął usta, w ciemnych oczach błysnął gniew. Nie mógł skomentować tej sprawy dosadnie, tak jak by to zrobił w obecności braci. Zastanawiał się, dlaczego w ogóle zaskoczyła go ta informacja. Ojciec prowadził hulaszczy tryb życia i to był fakt. Miał trzech synów, każdego z inną żoną. Dlaczego nie miałby mieć także paru kochanek i gromadki nieślubnych dzieci?
Mimo wszystko Claudio miał ochotę uszczypnąć się w ramię i przekonać, czy nie śni. Nie dopuszczał nawet myśli o posiadaniu nieślubnego dziecka, a ojciec miał ich aż pięcioro. Jednak najbardziej interesujące w tym wszystkim było to, że los prawowitych synów był Gaetanowi doskonale obojętny. Nik i Zarif z pewnością będą nie mniej zaskoczeni od niego. Claudio zdawał sobie sprawę, że sam będzie się musiał zająć tym dość niespodziewanym problemem. Nik wciąż nie mógł się otrząsnąć po rozstaniu z żoną, w czym Claudio też miał swój udział. Najmłodszy z rodzeństwa, Zarif, władca królestwa Vashir na Środkowym Wschodzie, mógł nawet stracić tron, gdyby niemoralne postępki Gaetana ujrzały światło dzienne.
– Piętnaście lat – powtórzył Claudio. To by oznaczało, że matka Zarifa była zdradzana przez cały czas trwania małżeństwa i o niczym nie wiedziała. – Przepraszam cię, Robercie. Te wiadomości są dla mnie prawdziwym szokiem. Co wiesz o matce dzieci?
Ludlow odchrząknął.
– Skontaktowałem się z Danielem Petrim, agentem posiadłości. Powiedział, że Mary Brophy nie cieszy się dobrą opinią wśród tamtejszej społeczności.
– Pewnie jakaś ulicznica. Trafił swój na swego – mruknął, jednak na tyle głośno, że musiało to dojść do uszu Ludlowa, który się zaczerwienił. Obaj doskonale wiedzieli, że Gaetano nie gustował w cnotliwych i skromnych pannach. – Czy ojciec jakoś zabezpieczył tę… gromadkę?
– Dlatego właśnie tutaj jestem. Jak ci zapewne wiadomo, w testamencie Gaetano nawet słowem nie wspomniał o kochance i potomstwie.
– Mówisz, że nie zostawił im żadnych pieniędzy? Nie do wiary! – Claudio przewrócił oczami. – Co on sobie myślał?
Robert pokiwał smutno głową.
– Sądziłem, że może miał jakąś umowę z tą kobietą, ale najwyraźniej nie. Dostałem od niej list z prośbą o uregulowanie czesnego w szkołach. Twój ojciec nigdy nie zawracał sobie głowy przyszłością. Być może myślał, że dożyje osiemdziesiątki…
– Tymczasem zmarł, mając sześćdziesiąt dwa lata, i zostawił cały bałagan na mojej głowie. – Zniecierpliwiony westchnął. – Będę musiał osobiście przyjrzeć się tej sprawie. Nie chcę, żeby prasa coś zwąchała.
– Słusznie – zgodził się z nim Robert. – Media uwielbiają takie historie.
Świadom tego faktu Claudio zacisnął zęby. Ojciec zachowywał się wystarczająco nieodpowiedzialnie za życia. Perspektywa zmierzenia się ze skutkami tych zachowań także po jego śmierci, doprowadzała Claudia do furii.
– Mam nadzieję, że dzieci szybko trafią do adopcji i sprawa rozejdzie się po kościach.
Z jakiegoś powodu Robert przyglądał mu się zaskoczony.
– Myślisz, że ich matka wyrazi na to zgodę?
– Jeśli jest taką kobietą, z jakimi zwykł się prowadzać ojciec, pewnie będzie zachwycona, zwłaszcza zapłatą za wyświadczoną nam przysługę. – Claudio starannie dobierał słowa, tak aby dobitnie wyrażały pogardę dla postępków ojca.
Robert rozumiał jego tok myślenia, ale, szczerze powiedziawszy, nie umiał sobie wyobrazić kwoty, za którą matka zdecydowałaby się sprzedać swoje dzieci. Bo o to przecież chodziło. Cieszył się, że życie nie wymusiło na nim aż takiego cynizmu, jaki obserwował u Claudia. Jednak jako wieloletni doradca finansowy Gaetana zdawał sobie sprawę, że Claudio wychowywał się praktycznie bez ojca, a to musiało odbić się na jego rozwoju emocjonalnym.
Claudio, który ledwo zdążył złapać oddech po ostatniej, bardzo stresującej podróży służbowej do Szwajcarii, rozprostował plecy i sięgnął po telefon. Zlecił swojej asystentce Emily, by zarezerwowała lot do Dublina. Najpierw upora się z tą odrażającą aferą, a potem wróci do swoich zwykłych zajęć.
– Nienawidzę ich! – niemal wykrzyknęła Bella, a jej śliczną twarz wykrzywił grymas gniewu. – Nienawidzę Ravellich, wszystkich bez wyjątku!
– Przecież wiesz, że to nieprawda. Gdyby tak było, musiałabyś nienawidzić także swoich przyrodnich braci i siostry – upomniała ją łagodnie babka.
Bella z trudem zapanowała nad ognistym temperamentem i popatrzyła na nią przepraszająco. Isa Kelly była drobną, delikatną kobietą z upiętymi w kok włosami o gołębim odcieniu i zielonymi oczami, takimi jak u Belli.
– Ten głupi prawnik nawet nie odpisał na list matki. Nienawidzę ich, bo każą nam błagać o to, co prawnie powinno się nam należeć!
– To rzeczywiście nie było uprzejme – przyznała Isa ze smutkiem. – Ale musimy pamiętać, że za tę sytuację odpowiada przede wszystkim Gaetano Ravelli.
– Och, wcale o tym nie zapomniałam! – żachnęła się wnuczka i energicznym krokiem podeszła do okna, które wychodziło na niewielki ogród.
Bella z pewnością wiedziała, co mówi. W szkole była obiektem nieustających docinków tylko dlatego, że jej matka urodziła piątkę dzieci żonatemu mężczyźnie. Byli tacy, którzy nie mieli oporów, by wprost nazwać ją dziwką czy nawet splunąć z obrzydzeniem na jej widok, a Bella mimo woli musiała brać udział w tym żenującym spektaklu.
– On już odszedł – westchnęła Isa. – I, co gorsza, pociągnął za sobą Mary.
Bella poczuła ukłucie w sercu. Nie minął nawet miesiąc, gdy jej matka zmarła na atak serca. Nie otrząsnęła się jeszcze z żalu, który był tym większy, że Mary miała dopiero czterdzieści parę lat i mimo przeciwności losu, zawsze starała się utrzymać pogodę ducha. Nigdy też nie chorowała. Narodziny szóstego dziecka były swego rodzaju triumfem nad tym, co osobom postronnym mogło się wydawać życiem w strachu i niepewności. Cokolwiek by mówić o jej prowadzeniu się, Mary Brophy była ciężko pracującą kobietą z sercem na dłoni. Nigdy nie powiedziała o nikim złego słowa ani nie odmówiła pomocy. Najbliżsi o tym wiedzieli, dalsi nie chcieli wiedzieć. Wystarczył im wulgarny epitet.
Bella nigdy nie była tak pokorna i cierpliwa jak matka. Kochała ją oczywiście, ale też uważała za naiwną. Nienawidziła Gaetana Ravellego za jego kłamstwa, egoizm i skąpstwo.
Jakby czując napięcie w powietrzu, Tina podeszła do stóp Belli i zaczęła machać ogonem. Bella pochyliła się i pogłaskała łaciatą suczkę rasy Jack Russel, która wpatrywała się w nią z oddaniem. W końcu wzięła ją na ręce i myślała nad tym, jak zdobędzie pieniądze na utrzymanie psiaka, gdy już teraz ledwie wiązali koniec z końcem.
Na szczęście niewielki domek przy krętej drodze prowadzącej do posiadłości Mayhill House należał do nich. Gaetano przepisał go na Mary wiele lat temu, chcąc jej zapewnić poczucie bezpieczeństwa. Zdawała sobie sprawę, że dach nad głową nie zapewni jej pieniędzy na zapłacenie rachunków i że czeka ją walka z rodem Ravellich o słusznie należące się rodzeństwu alimenty. Z prawego czy nie z prawego łoża, jej bracia i siostry byli dziećmi Gaetana Ravellego.
– Musisz teraz pozwolić mi zająć się dziećmi – powiedziała Isa do swojej najstarszej wnuczki. – Mary była moją córką i popełniła wiele błędów. Nie chcę, żebyś za nie płaciła.
– Dzieci byłyby dla ciebie zbyt dużym ciężarem, babuniu – zaprotestowała Bella. Isa dobrze się trzymała, ale miała siedemdziesiąt lat. Bella czuła, że nie powinna jej przysparzać dodatkowych problemów.
– Po studiach miałaś wyjechać do pracy do Londynu – przypomniała jej Isa.
– Takie właśnie jest życie. Ciągłe zmiany, do których trzeba się dostosować. Dzieci straciły oboje rodziców w ciągu zaledwie dwóch miesięcy. Nie mogłabym teraz wyjechać.
– Bruno i Donetta są w szkole z internatem, więc możesz ich w ogóle nie liczyć. – Isa próbowała przemówić jej do rozsądku. – Bliźniaki będą po wakacjach chodzić do podstawówki. Zostaje tylko Franco, który za rok może iść do przedszkola.
Bella przypomniała sobie, że dokładnie tak samo rozważała swoje nowe położenie tuż po śmierci Mary. Czuła się winna, że tak ciąży jej opieka nad osieroconym rodzeństwem, ale miała dopiero dwadzieścia trzy lata i czuła, że to za wcześnie na bycie matką, ojcem i źródłem utrzymania dla dzieci. Doceniała propozycję Isy, ale traktowała ją z rezerwą. Wiedziała, że przede wszystkim powinna polegać na sobie, a dopiero potem korzystać z pomocy. Wbrew temu, co twierdziła Isa, dzieciaki były ogromnie absorbujące, zwłaszcza młodsze bliźnięta i dwuletni Franco.
Rozległo się głośne pukanie do drzwi, na którego dźwięk obydwie aż drgnęły. Bella przeszła przez pokój i skierowała się do sieni. Uchyliła drzwi i ujrzała znajomą twarz. Mark Petrie i Bella chodzili razem do liceum. Był jedną z niewielu osób, które mogła zaliczyć do grona przyjaciół.
– Wejdź. – Otworzyła szerzej drzwi i zaprosiła do środka niewysokiego, ciemnowłosego mężczyznę o poważnym spojrzeniu. – Napijesz się kawy?
– Chętnie.
– Jak się miewasz? – zapytała Isa, uśmiechając się serdecznie.
– Nie najgorzej, ale martwię się o Bellę – westchnął, posyłając Isie pełne troski spojrzenie. – Nie będę owijał w bawełnę. Słyszałem dziś rano, jak ojciec rozmawiał przez telefon z kimś z rodziny Gaetana Ravellego. To chyba musiał być jego najstarszy syn Claudio.
Bella zesztywniała, słysząc znajomo brzmiące imię. Postawiła dzbanek z kawą i filiżanki, usiadła przy stole i popatrzyła na Marka.
– Skąd wiesz, że to był on?
– Claudio jest wykonawcą testamentu Gaetana i wypytywał o twoją matkę. Ojciec dopiero co wrócił z Australii, gdzie byli z mamą u naszej ciotki, i nie wie jeszcze, że Mary nie żyje.
– To zrozumiałe, że nikt go nie powiadomił. Twój ojciec i moja matka niezbyt się lubili. – Za tym dość oględnym stwierdzeniem kryły się lata gorzkiego konfliktu.
Bella wiedziała, kim jest Claudio Ravelli. Przez te lata parę razy zagłębiała się w pokręcone życie miłosne Gaetana Ravellego i dobrze zapamiętała bogatego i niesamowicie przystojnego bankiera, który nigdy się nie uśmiechał. Informacji szukała w internecie. Początkowo z czystej ciekawości, potem, aby poznać odpowiedzi na pytania, których jej biedna i ufna matka nigdy nie zadałaby swojemu konkubentowi. Bella szybko dowiedziała się o kolejnych żonach i rozwodach, synach oraz licznych romansach. W jej pojęciu Gaetano Ravelli był podłym, destrukcyjnym uwodzicielem, który pozostawiał po sobie jedynie zgliszcza. A ponieważ żenił się tylko z bogatymi kobietami, jej biedna, skołowana matka musiała szybko porzucić nadzieję, że kiedykolwiek się jej oświadczy.
– Rodzina Ravellich najwyraźniej postanowiła, że nieślubne dzieci Gaetana mają trafić do adopcji – głos Marka wyrwał Bellę z zamyślenia.
– Do adopcji? – Tego się nie spodziewała.
– Tak. Rodzina najwyraźniej chce zamieść sprawę pod dywan. A przede wszystkim trzymać was z daleka od prasy. Swoją drogą, nieźle to wymyślili.
– Przecież to ich rodzina! Jak mogą robić coś takiego własnemu ojcu? – wybuchnęła Bella.
Mark, zaskoczony erupcją emocji, odchrząknął.
– Kto teraz sprawuje opiekę nad dziećmi? Ty, Bello?
– Tak, chyba tak. Nie mają przecież nikogo prócz mnie.
– Ale czy zostało to uregulowane prawnie? – Bella podniosła na niego oczy, nie wiedząc, o co pyta. – Tak myślałem. Powinnaś jak najszybciej zobaczyć się z prawnikiem i uzyskać prawo do opieki nad dziećmi, bo może się okazać, że rodzina Gaetana będzie mieć więcej do powiedzenia w sprawie dzieci niż ty.
– To śmieszne – żachnęła się Bella. Gaetano nigdy się nimi nie zajmował, nawet kiedy tutaj bywał.
– Prawnicy będą utrzymywać, że płacił za szkołę i przepisał dom na twoją matkę. Może i był beznadziejnym ojcem, ale zaspokajał ich potrzeby, a to daje synom Gaetana większe prawo decydowania o losie dzieci.
– Ale Gaetano pominął całą piątkę w testamencie – oponowała Bella.
– To nie ma znaczenia – powiedział Mark. – Według prawa są jego dziećmi.
– Jako ich babcia też powinnam mieć chyba coś do powiedzenia? – wtrąciła Isa.
– Zamieszkałaś tu dopiero po śmierci Mary. Dowiedzą się tego bardzo szybko.
Zapadła cisza. Wszyscy intensywnie myśleli, jak uniknąć adopcji, o której przypadkiem dowiedział się Mark.
– Mogłabym przez jakiś czas udawać mamę – rzuciła Bella, choć nawet jej ten pomysł wydawał się ostatnią deską ratunku.
– Udawać? – Isa z dezaprobatą pokręciła głową. – Nie bądź dziecinna, Bello.
– Claudio Ravelli nie wie, że mama nie żyje. Może gdy napotka zdecydowany opór, zrezygnuje z pomysłu adopcji. – Bella powoli nabierała przekonania, że plan mógłby się powieść.
– Jak miałabyś udawać ponad czterdziestoletnią kobietę? – Mark był nie mniej zaskoczony od Isy.
– Wystarczy, jeśli będę wyglądać na matkę piętnastoletniego syna. Kobiety dziś wcześnie rodzą. Bez trudu wcielę się w trzydziestoparolatkę.
– Wątpię, by Ravelli dał się nabrać. Prawda szybko wyjdzie na jaw – argumentował Mark.
– Ale jak? Musiałby chodzić po domach i zadawać wścibskie pytania. A przecież nie będzie miał powodu, by kwestionować moją tożsamość. Upnę wysoko włosy, umaluję się… To powinno wystarczyć.
– Bello, to by było oszustwo – powiedział Mark powoli. – Dobrze się zastanów.
Drzwi od kuchni otworzyły się i stanął w nich zaspany Franco. Mrużąc oczy, podszedł do Belli i niezdarnie zaczął się wdrapywać na jej kolana. Bella podniosła malucha, przytuliła i zaczęła kołysać. Gdy zamknął oczy, podniosła się i szeptem rzuciła do Isy:
– Zaniosę go na górę. – Zanim doszła do swojej sypialni, gdzie stało także jego łóżeczko, Franco smacznie spał. Ułożyła go ostrożnie, przykryła kocykiem i przez chwilę stała, patrząc z czułością na najmłodszego z przyrodnich braci. Potem podeszła do okna, skąd rozciągał się malowniczy widok na Mayhill House, imponujących rozmiarów rezydencję w stylu georgiańskim z przylegającym do niej parkiem i hektarami lasu.
Bella miała zaledwie osiem lat, gdy jej niedawno owdowiała matka zaczęła pracować u Gaetana Ravellego jako gospodyni. Ojciec Belli był alkoholikiem i słynął w całej okolicy z dzikich awantur i wyładowywania agresji na własnej rodzinie. Którejś nocy wyszedł z knajpy prosto pod koła przejeżdżającego samochodu. Nikt po nim nie płakał, a najmniej Bella, którą traktował gorzej niż psa.
Po jego śmierci matka i córka uwierzyły, że ich los się odmieni. Niestety Mary zakochała się w swoim pracodawcy, a jej reputacja została zniszczona na zawsze, gdy na świecie pojawił się najstarszy przyrodni brat Belli, Bruno.
Ktoś taki jak Claudio Ravelli nie miał pojęcia, jak nędzne może być życie innych ludzi, pomyślała z goryczą. Przystojny, inteligentny i bajecznie bogaty, wyrósł w kokonie utkanym z pieniędzy, a za matkę miał włoską księżną, której głównym zajęciem było wydawanie przyjęć i bywanie na przyjęciach organizowanych przez śmietankę towarzyską całego świata. Claudio wychował się w weneckim pałacu i ukończył renomowane szkoły oraz uniwersytet. Nic dziwnego, że wszystko, czego się tknął, zamieniało się w złoto. Z pewnością nigdy w życiu nie spotkał się z upokorzeniem, lekceważeniem czy szyderstwem. Mogła się też założyć, że nigdy nie musiał świecić oczami za swoich rodziców.
Po drugiej stronie barykady stał Bruno, który miał zaledwie trzynaście lat, gdy Gaetano nazwał go gejem, bo tylko w taki sposób był w stanie ocenić zamiłowanie Bruna do sztuki. Bella pamiętała, jakim ciosem było to dla nastolatka, który za wszelką cenę starał się zaimponować rzadko obecnemu w jego życiu ojcu. Zdarzenie to oraz bezustanne ataki w szkole doprowadziły Bruna do próby samobójczej. Do dziś truchlała na myśl, że mogła wtedy stracić brata. Dlatego była tak zdeterminowana, by dbać o rodzeństwo.
Gdy zeszła na dół, Mark zbierał się do wyjścia. Na progu odwrócił się jeszcze:
– Nie masz chyba zamiaru podszywać się pod własną matkę?
Bella wyprostowała szczupłe ramiona i uniosła podbródek.
– Jeśli będą próbowali nas rozdzielić, nie będę miała wyjścia.
Było wczesne popołudnie, gdy samochód Claudia pojawił się na podjeździe prowadzącym do Mayhill. Nigdy przedtem tutaj nie był, ponieważ Gaetano ani razu nie zaprosił do Irlandii nikogo z rodziny. Biorąc pod uwagę znane mu dziś okoliczności, Claudio wcale się temu nie dziwił.
Na skraju ścieżki zauważył kobietę z pieskiem uganiającym się wokół jej nóg. Najpierw zmarszczył czoło. Nie lubił intruzów na prywatnym terenie, a jeszcze bardziej nie lubił interweniować w takich sytuacjach. Jednak po chwili zapomniał o wtargnięciu i z rosnącym zachwytem obserwował burzę ciemnych loków przesłaniających delikatną twarz w kształcie serca. Kobieta miała na sobie luźny podkoszulek, który targany podmuchami wiatru raz po raz oblepiał jej figurę, ujawniając duże piersi i szczupłą talię. Dżinsowe szorty podkreślały długie, zgrabne nogi. Claudio zacisnął zęby, usiłując sobie przypomnieć, kiedy ostatnio miał kobietę. Było to tak dawno, że nie zdziwił go nagły przypływ pożądania.
Kobieta przeszła przez polanę i znikła z pola widzenia. Claudio wysiadł z samochodu i skierował się w stronę głównego wejścia. W progu natknął się na stertę nieodebranej poczty. Za nim do wyłożonego białymi i czarnymi płytami hallu weszli ochroniarze, Rafe i John.
– Sprawdzimy dom – powiedział John i ruszyli korytarzem.
Meble pokrywała widoczna warstwa kurzu, toteż Claudio nie zdziwił się, gdy powracający po paru chwilach Rafe oznajmił, że dom jest pusty. Był trochę rozczarowany. Prawdę mówiąc, spodziewał się zastać tu Mary Brophy i jej pięcioro dzieci okupujących dom. Specjalnie użył własnego klucza, żeby zaakcentować, kto tu jest właścicielem.
Zajrzał do wszystkich pogrążonych w ciszy pokoi. W końcu dotarł do kuchni. Na ścianie wisiał telefon. Claudio podniósł słuchawkę i poirytowany nacisnął przycisk z napisem „Służba”.
– Słucham? – damski głos odezwał się w chwili, gdy zniecierpliwiony czekaniem miał odwiesić słuchawkę.
– Tu Claudio Ravelli. Jestem w domu. Dlaczego nic nie jest przygotowane na mój przyjazd? – powiedział władczym tonem, zarezerwowanym dla taksówkarzy, kelnerów i pokojówek.
Bella, która odebrała telefon, przez chwilę milczała. Potem poczuła narastający gniew. Zielone jak szmaragdy oczy błysnęły złowrogo w ciemności, czego Claudio, oczywiście, nie mógł zobaczyć.
– Zapewne dlatego, że od dnia, kiedy pan Ravelli senior rozbił się helikopterem, nikt nie płaci służbie za zajmowanie się domem – powiedziała spokojnie.
Claudio, nieprzyzwyczajony do niczego, co nie byłoby potulnym przytakiwaniem, umilkł.
– Ja nie wydałem takiej decyzji – powiedział sucho, gdy odzyskał mowę.
– Ktoś ją jednak wydał. Doprawdy szkoda, że nikt już nie chce pracować za darmo – rzekła z udawanym żalem w głosie.
Claudio zdusił przekleństwo cisnące mu się na usta. Był zmęczony, głodny i nie miał nastroju do potyczek słownych.
– Rozumiem, że to pani jest gospodynią?
Bella wciągnęła powietrze. Przed oczami miała twarz surowego sędziego kierującego jej rodzeństwo do rodzin zastępczych.
– Tak, oczywiście – odpowiedziała, czując się jak wojownik wchodzący na ring.
– Więc proszę tutaj przyjść i zrobić, co do pani należy. Zapewniam, że zapłacę za poświęcony czas. Potrzebuję jedzenia i świeżej pościeli. Zostanę tutaj tylko parę dni.
– W wiosce jest kilka sklepów, musiał je pan mijać po drodze – zaprotestowała Bella.
– Chętnie zapłacę również za zrobienie zakupów – wysilił się na jak najgrzeczniejszy ton i, nie czekając na odpowiedź, odwiesił słuchawkę. Przez chwilę zastanawiał się, czy przywrócenie tak bezczelnej gospodyni do pracy było dobrym pomysłem. Z drugiej strony, będzie tu tylko parę dni, dopóki nie załatwi spraw związanych ze sprzedażą domu. Gospodyni mogła się okazać przydatnym źródłem informacji.
Bella odłożyła słuchawkę, drżąc na całym ciele. Nadeszła chwila prawdy. Albo pójdzie do Mayhill i będzie udawać swoją matkę, albo wyzna całą prawdę i powie, że dawna gospodyni i kochanka Gaetana Ravellego nie żyje. To ostatnie mogłoby mieć fatalne konsekwencje dla jej rodziny. Dlatego Bella pobiegła pędem na górę, zastanawiając się, jak najprościej mogłaby się postarzyć. Przede wszystkim musiała się przebrać. Zrzuciła podkoszulek i szorty. Grzebiąc w szafie, dokopała się do krótkiej spódnicy z rozciągliwego materiału i bluzki z długim rękawem. Jej matka nigdy nie nosiła dżinsów ani butów na płaskim obcasie. Z kolei Bella miała dosłownie jedną spódnicę. Raz, dwa przebrała się, wyjęła z szafki parę butów na obcasie i przeszła się w nich do lustra. Ściągnęła włosy do tyłu i upięła je w wysoki kok. Potem krytycznie przyjrzała się porcelanowej cerze, która nadawała jej twarzy jeszcze młodszy wygląd, niż by wynikało z metryki. Ciemniejszy podkład powinien załatwić sprawę. Przypomniała sobie, jak kiedyś koleżanka namówiła ją na modny makijaż smokey eye, i sięgnęła do kosmetyczki. Drżącą ręką nakładała cienie, rozcierając kontury palcem. Do tego grube kreski pod oczami, róż na policzki, mocno wytuszowane rzęsy i szminka o wyrazistym kolorze. Z pewnością nie przypominała już siebie. Chociaż nie mogła też powiedzieć, żeby przypominała Mary. Ale Ravelli nie znał przecież ani jej, ani jej matki, więc nie potrzebowała się tym przejmować. Po prostu musiała wyglądać na kogoś w podobnym wieku jak matka.
Schodząc na dół, natknęła się na Isę, która aż otworzyła usta na jej widok.
– Dokąd ty się wybierasz tak wystrojona? – zapytała.
Bella przestraszyła się.
– Źle wyglądam?
– Gdybyś się pochyliła, pewnie mogłabym obejrzeć twoją bieliznę – skomentowała zdegustowana. Przez chwilę stały w milczeniu. Zza drzwi dochodziły odgłosy sprzeczki. Po chwili z pokoju wypadła dwójka dzieci, chłopiec i dziewczynka, nie przestając sobie dokuczać.
– Jeśli natychmiast nie przerwiecie kłótni, każę wam o dziewiątej leżeć w łóżkach – powiedziała Bella ostrzegawczo. Bliźniaki, Pietro i Lucia, natychmiast umilkły i pognały do swoich pokoi, mijając na schodach starszą siostrę.
– Możesz mi powiedzieć, dlaczego się tak ubrałaś? – naciskała Isa Bellę.
– Ravelli przyjechał i potrzebuje gospodyni. Muszę wyglądać na co najmniej dziesięć lat więcej.
Isa przyglądała się wnuczce z konsternacją.
– Nie możesz udawać Mary, to niedorzeczne!
– Muszę spróbować. To jedyny sposób, żeby chronić dzieci. Wątpię, by młody Ravelli wiedział cokolwiek o mamie. Prawdopodobnie nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że była gospodynią Gaetana.
– Na pewno będzie chciał szybko poznać matkę dzieci. Mimo to wolałabym, żebyś tam nie szła w takim ubraniu. Mógłby odnieść złe wrażenie.
Bella spuściła oczy, omiatając spojrzeniem opiętą na udach spódnicę.
– Z tego, co wiem, nie ma obsesji na punkcie seksu, jak jego ojciec.
Isa skrzywiła się.
– Nie powinnaś sobie pozwalać na takie komentarze, Bello.
– To przecież fakt – próbowała się bronić.
– Gaetano był ojcem twojego rodzeństwa. Może nie najlepszym, ale nie powinnaś tak mówić. Któreś z dzieci mogłoby to usłyszeć. Będzie im przykro.
Bella zrozumiała, że Isa ma rację i poczerwieniała ze wstydu.
– Czy mogę pożyczyć twój samochód, babciu?
– Oczywiście – odpowiedziała, opierając dłoń o drzwi, tak by Bella nie mogła wyjść. – Zastanów się jeszcze raz nad swoją decyzją. Jeśli raz wprowadzisz tego mężczyznę w błąd, nie będzie już odwrotu. A kiedy pozna prawdę, będzie bardzo, bardzo zły i kto wie, jak to się wszystko skończy.
– Claudio to Ravelli, babciu. Przebiegły, oślizgły typ bez skrupułów. Muszę zyskać nad nim przewagę. A jedynym sposobem, w jaki mogę to zrobić, jest udawanie mamy.